projektant i muzyk — swoja głowa
29 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
love never wanted me, but i took it anyway
003.

Było coś dziwnego w tym, że praca przed którą tak bardzo się bronił, w końcu zaczęła mu się podobać. Dobra, może podobanie się to złe określenie. Zaczynał doceniać w tej pracy to, że tak bardzo skupiał się na ogrodach obcych ludzi, że zapominał o tym, co działo się w jego głowie. Skupiał się na tym, żeby żywopłoty były równo poprzycinane, żeby trawniki były idealne, żeby przez przypadek nie skosić żadnych kwiatów. Podobało mu się jeżdżenie na kosiarce, która wyglądała jak mini traktor kiedy miał do zaopiekowania się sporym terenem. Uspokajało go to. Znajdował w tym dziwną satysfakcję. Zastanawiał się nawet dlaczego nigdy nie przyszło mu na myśl to, żeby zająć się czymś takim jak jeszcze mieszkał w Londynie. Mógłby prowadzić jakąś swoją, niewielką działalność, pracowałby rano, kiedy ludzie się budzili do życia, a wieczorami i popołudniami miałby jeszcze czas na swoje pozostałe pasje, którymi było projektowanie i muzykowanie. Szybko jednak pomysł z taką pracą w Londynie wydał mu się głupi. Ludzie nie mieli tam takich ogrodów jakie widywał w Lorne Bay i okolicach. Zakładał, że po prostu Australia jest bardziej nastawiona na to, żeby mieć zielone miasta, a nie betonowe. Poza tym musiał pamiętać, że do Australii przyjechał z misją. Nie miał zamiaru tutaj zostawać. Chciał odnaleźć brata, upewnić się, że nic mu nie jest i ewentualnie sprowadzić go do domu. Wątpił, żeby przemówił Cassiusowi do rozsądku, ale warto było spróbować. Chociaż na tym etapie to najbardziej zależało mu na tym, żeby go znaleźć i mieć pewność, że brat żyje.
Mieszkanie na plebani nie należało do najgorszych. Co prawda średnio mu odpowiadało to, że mieszali tam też jacyś inni ludzie, którzy od czasu do czasu próbowali nawiązać rozmowę. Farris nie należał do zbyt towarzyskich ludzi i nie chciał się tutaj do nikogo przywiązywać, nie był zainteresowany znajomościami, bo naprawdę wierzył, że nie zostanie tutaj na dłużej. To nie tak, że w tym Londynie miał do kogo wracać, ale jednak było to miasto, które znał i w którym ataki paniki nie przydarzały mu się tak często. Tutaj potrafił mieć parę jednego dnia. Dlatego postanowił brać coraz więcej zleceń ze swojej nowej pracy. Wiedział, że to jedyna rzecz, która pozwala mu się skupiać i zachować trzeźwy umysł.
Podjechał pod adres, który zapisał sobie na dłoni, bo nie pomyślał o notatce w telefonie. Nic więc dziwnego, że ostatecznie zaparkował auto pod złym adresem. Nałożył na głowę czapkę z daszkiem i zapukał do drzwi. Nikt mu nie otwierał dłuższą chwilę. Zdarzały się już takie sytuacje. Pukał, żeby się przedstawić i poinformować, że zacznie teraz pracę nad ogrodem i że jest z firmy, która została do tego miejsca wezwana. Robił to z grzeczności. Jako jednak, że nikogo nie było to po prostu sięgnął po telefon, porobił zdjęcia domu "przed" po czym wziął sprzęt i zabrał się do pracy. Minęły może trzy godziny, sporą część ogrodu miał już ogarniętą, więc był z siebie nawet dumny. Wyłączył kosiarkę, żeby zmienić sprzęt, obrócił się i wzdrygnął się na widok kobiety, której wcześniej nie zauważył. - Jezu. - Złapał się za serce. Była szansa, że go wołała, ale przez słuchawki i hałas nic nie słyszał. - Nie słyszałem pani. - Wyjaśnił swoją reakcję i zdjął z uszu słuchawki. - Nikt nie otwierał, więc zająłem się po prostu ogrodem. - Dorzucił kolejne wyjaśnienia i wskazał też służbowe auto, które było oczywiście ozdobione nazwą firmy. Przy okazji otarł sobie pot z czoła, bo się biedak narobił.
fryzjerka — ds hair & makeup
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
roztrzepana, wesoła fryzjerka, z wiecznie pustym portfelem, fatalnym gustem w kwestii facetów i pięcioma kotami o bajecznych imionach
008.
reed & farris
maybе there's an answer to thе poet's song
[outfit]

Jej życie było ostatnio pokręcone.
Jej życie zawsze było pokręcone, aczkolwiek ostatnio nieco bardziej ze względu na spotkanie byłego chłopaka, którego widzieć (chyba) niezupełnie chciała, nieumyślne spalenie włosów jednemu z klientów oraz … cóż, musiała wreszcie przyznać, że zaczęło jej brakować pieniędzy na opłacanie rachunków, z czym radziła sobie dotychczas, wrzucając “papierki” do koperty zatytułowanej zajmę się tym później. Nadeszła pora na znalezienie współlokatora; a mimo ogłoszenia, wiszącego od kilku tygodni w lokalnej gazecie, niewielu pojawiało się chętnych. Ci natomiast, którzy wykazali względne zainteresowanie, pytali się czy koty chodzą po całym domu bądź czy mogą zostać wypuszczane na noc — co automatycznie dyskwalifikowało potencjalnych kandydatów. Reed mogła zignorować własną wygodę, ale jej d z i e c i zawsze miały przebywać w najlepszych warunkach, na jakie tylko było ją stać. Wielka szkoda, że coraz bardziej zbliżała się do sytuacji, w której wystarczyć jej powinna niewielka przyczepa. Chociaż … czy pole kempingowe też było płatne? Cholera. Może jednak zakład fryzjerski? Mogła tam koczować razem ze swoją obstawą, w ilości pięć?
Robiąc absolutnie wszystko, co robić mogła — albo inaczej: na co wpadła — Reed postanowiła przyjąć trochę dodatkowych zmian, nie bacząc na to, że klienci często wybierali innego fryzjera, bo nie chcieli trafić do niej, a nie przez nieodpowiednie ramy czasowe. Była święcie przekonana, że jest fantastyczną rozmówczynią, potrafi odpowiednio człowieka zająć, zainteresować i namówić do powrotu. Ignorowała natomiast jeden, dość istotny szczegół, jakim były jej u m i e j ę t n o ś c i branżowe, osiągające prędzej poziom czasem wyjdzie, niż wow, od dziś tylko pani mnie czesze. Grunt to pozytywne nastawienie, prawda? A że Mairead McInerney była promyczkiem, to gdy przy powrocie z pracy zauważyła człowieka, zajmującego się jej trawnikiem, w pierwszej kolejności pomyślała: o, jak miło, sąsiad postanowił pomóc. Dopiero po chwili zorientowała się, że nigdy w życiu nie widziała tego człowieka na oczy, a co za tym idzie: sąsiadem ewidentnie nie był. A szkoda, bo p a t r z e n i e okazało się bardzo przyjemne. Być może dlatego dobre kilkadziesiąt sekund nie ruszyła się z miejsca? Nie odezwała, nie zamachała i nie próbowała mu przerwać? Wyjaśnienia chyba mogły poczekać? Minutę, dwie lub trzy, tak na przykład.
Mairead zmarszczyła brwi, gdy wreszcie odwrócił się w jej stronę i odezwał, wykazując tym samym ogromną dezorientację. Idąc za jego wskazaniem, spojrzał na samochód, noszący logo firmy, w której najpewniej był zatrudniony i ogarnęła ją lekka panika. — Ale jak to? Ja coś zamówiłam? Nie wydaje mi się, żebym coś zamawiała, to znaczy, podpisywałam ostatnio zgodę na wysyłanie ofert, ale chyba nie … — rozejrzała się w popłochu i przeliczała w głowie, ile zapasowych pieniędzy posiada, by w razie czego móc zapłacić. Kwota wynosiła … minus 352 australijskich dolarów. — To na pewno tutaj? To znaczy, czy dobry adres? — zapytała, po tym, jak udało jej się ruszyć do pracy dwie albo trzy szare komórki, które posiadała; najwyraźniej ciężkie czasy wymagały ciężkich metod. Może to on się pomylił, nie ona?
projektant i muzyk — swoja głowa
29 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
love never wanted me, but i took it anyway
Dobrze, że Farris nie wiedział, że kobieta stała i przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Zapewne nieco by go to przestraszyło. Tym bardziej, że w żaden sposób nie próbowała przez ten czas zwrócić jego uwagi. Najważniejsze jednak, że nie doszło do żadnej tragedii. A wiadomo, że z tymi kosiarkami, nożycami i różnym sprzętem, którym dysponował nie było żartów. Nie lubił pracować na klasycznych kosiarkach, które należało po prostu pchać. Zwłaszcza przy tym zarośniętym terenie jakim był ten. W takim gąszczu kosiarka do pchania w ogóle by się nie nadała. Potrzebował tej, którą mógł trzymać w ręku i która miała ostrza na wierzchu. Dlatego dobrze, że podchodził do swojej pracy bardzo ostrożnie i nie machał tą kosiarką jak pojebany. Jeszcze by doszło do tragedii i przekosiłby właścicielkę domu. Nie byłoby to zbyt komfortowe. Ani dla niej, ani dla niego. Dla niej to może jeszcze pół biedy, bo wykrwawiłaby się tak szybko, że byłoby jej bez różnicy. On? On musiałby żyć z konsekwencjami swoich akcji. A był jednak zbyt ułożonym chłopakiem na taką traumę.
- No zamawiała pani. – Powiedział, ale głośno przełknął ślinę. Poczuł nagle jak zalewa go dziwne, zimne uczucie. Co jeżeli… co jeżeli się pomylił? Nie, nie było takiej opcji. To jego pierwszy tydzień pracy tutaj. Nie mógł skopać tak bardzo. Zawiesił sobie te słuchawki ochronne na uszach i odłożył kosiarkę upewniając się, że jest zabezpieczona. – Nie, nie, to żadna zgoda na wysyłanie ofert. – Uśmiechnął się i podszedł do niej. Ściągnął z dłoni rękawiczki i pokazał jej dłoń, na której miał zapisany jej adres. – Widzi pani? Sapphire River 527. – Wskazał, ale dopiero teraz dotarło do niego to, że to wcale nie była siódemka. To była jedynka. Tylko gdzieś w międzyczasie spociła mu się dłoń i rozpuściła tusz. Wpatrywał się w tą swoją dłoń jakby miał nadzieję, że nagle wszystko nabierze sensu i okaże się, że rzeczywiście pracował nad właściwym domem.
- Jest pani pewna, że nie zapłaciła pani za usługi ogrodnicze? – Nie wyglądała na kobietę, która zapomniałaby o tym, że zapłaciła spore pieniądze za to, żeby doprowadzić swój ogród do porządku. Widział niektóre faktury i ludzie nie płacili za to groszowych kwot. Były to poważne pieniądze. On na przykład nie zapłaciłby tyle za to, żeby ktoś skosił mu trawę. Sam by się tym zajął. – Jeszcze moment. – Schował rękawiczki do kieszeni spodni i przeszedł do auta, otworzył drzwi kierowcy i wrócił do niej z podkładką, do której miał przypisaną umowę, którą na koniec usługi miała mu podpisać. – Tutaj jest… – I zaczął wodzić palcem po dokumencie szukając odpowiedniego adresu i zobaczył, że nie ma dla niego ratunku. Spędził parę godzin na zajmowaniu się cudzym ogrodem. – Kurwa. – Nic lepszego nie przyszło mu na myśl. – Przepraszam. – Dorzucił zerkając na nią, bo rodzice go dobrze wychowali i nie wypadało przeklinać przy niewiaście.
fryzjerka — ds hair & makeup
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
roztrzepana, wesoła fryzjerka, z wiecznie pustym portfelem, fatalnym gustem w kwestii facetów i pięcioma kotami o bajecznych imionach
Reed bywała straszną dziwaczką, a co za tym idzie — niejednokrotnie robiła rzeczy, które śmiało mogłyby zostać uznane za społeczne nieakceptowalne. Momentami potrafiła się również zawieszać; zupełnie tak, jakby jej mózg potrzebował przerw w funkcjonowaniu, żeby móc się naładować przed powrotem na odpowiednie tory. Przy nieznajomym taka rzecz miała już miejsce dwa razy — po pierwsze, gdy tylko się tam pojawiła i stała, przyglądając się z daleka, zaskoczona jego widokiem, a po drugie, kiedy on gorączkowo zaczął sprawdzać adresy. Miała wówczas wrażenie, że wpadła w zwolnione tempo, z którego nie potrafiła się wydostać; typowe, filmowe slow motion, pokazujące wielkie wydarzenia. To takie było, poniekąd. Bo gdyby Reed faktycznie zamówiła usługę, miałaby w i e l k i kłopot; zważywszy na swoją aktualną sytuację finansową i niemalże całkowity brak zasobów. W niecierpliwości, ze ściśniętym żołądkiem czekała, aż mężczyzna wszystko potwierdzi, a potem odetchnęła głośno. Z wyraźną u l g ą. — Już miałam przed oczami nieprzyjemne wizje — mruknęła; chyba niezupełnie przekonana, czy słowa zostały rzucone pod adresem jego, czy też własnym. — Całe szczęście — dodała jeszcze, ale gdy obserwowała jego reakcję, mina jej zrzedła. Wykonał usługę pod złym adresem, co oznaczało … w zasadzie powtórkę z rozrywki. W dodatku za darmo. — Ja przepraszam. Naprawdę chciałabym być osobą, która zamawia firmę do ogarniania ogrodu, bo wygląda to naprawdę nieźle — przyznała, z pewnością w głosie, bo rzeczywiście uznała jego pracę za p o r z ą d n ą. — I bardzo bym chciała się odwdzięczyć i pomóc, i zapłacić, ale … — zawiesiła głowę. No, nie mogła; takie usługi były dla niej przesadną ekstrawagancją, na którą nie mogła sobie pozwolić. — Chwila. Mam nadzieję, ze nie muszę teraz tego spłacać? Bo jak mówię, chciałabym, ale … jedyny układ, na jaki mogę pójść, to dziesięć dolarów tygodniowo i szklanka lemoniady do pracy u sąsiadów — podała realne możliwości pomocy. Dziesięć dolarów tygodniowo to chyba nie tak źle? Po kilku miesiącach udałoby mu się uzyskać odpowiednie wynagrodzenie. Chyba. Prawdę powiedziawszy, Reed absolutnie nie miała pojęcia, jak plasują się koszty przy pracy ogrodnika.
Jak masz na imię? — zapytała; jakby ta informacja była teraz najistotniejsza. Ale nie, zwyczajnie była ciekawa.
ODPOWIEDZ