Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
016.

Życie Parkera można by określić słowami: stabilnie, ale chujowo. Jeżeli chodziło o życie uczuciowe to było chujowo. I to naprawdę chujowo. Tkwił w małżeństwie, które prawdopodobnie nigdy nie było szczęśliwe, a później wdał się w romans, który sprawił, że na nowo odzyskał wiarę w to, że może być szczęśliwy. Naprawdę w to wierzył i pragnął szczęścia. Miał dosyć życia w wiecznej ciemności i myśleniu o tym jednym zdarzeniu z przeszłości, które powracało falami. Nie myślał o tym, miał się dobrze, aż w końcu ta myśl pojawiała się i go nawiedzała. Nienawidził tego, ale niestety musiał z tym żyć. No, ale ostatecznie zdecydował się na rozwód. Zostawił swoją żonę dla kochanki. Okazało się jednak, że ta kochanka to w sumie nigdy nie chciała tego, żeby Parker się dla niej rozwodził. Nie chciała z nim być. Ostatecznie doszło do tego, że dał sobie złamać serce po raz kolejny. Próbował o nią walczyć, zabiegał o nią. Naprawdę się starał. Ta jednak ostatecznie postanowiła wrócić do wielkiego miasta i do swojego dawnego, starego (wiekowo) kochanka, który załatwił jej lepszą posadę. Tego Parker nie mógł zagwarantować Elaine, więc trochę jej się nie dziwił, że go porzuciła. Na szczęście z ich ostatniego spotkania, które było wywiadem, wyniknęło coś dobrego.
Parker jak zwykle promował swoje sanktuarium i ludzie byli zachwyceni wiadomościami o tym, że w terenie kontrolowanym urodziły się cztery nowe krokodyle. Pamiętam imię tylko Sabine, ale wiem, że pozostałe trzy też nazwałam w bardzo uroczy i ludzki sposób. Guillebeaux zwrócił uwagę kilku osób, którzy byli zainteresowani wsparciem finansowym sanktuarium. I dlatego też Parker uwielbiał bogatych ludzi. Ostatecznie dochodziło do tego, że nie mieli problemu z tym, żeby wydawać pieniądze na beznadziejne cele. Oczywiście jego krokodyle nie były beznadziejnym celem dla niego. Dla wielu jednak mogłoby to zostać uznane jako wyrzucenie pieniędzy w błoto. Byli jednak tacy, którym zależało na dobru zwierzaczków.
Wyszedł właśnie ze spotkania z darczyńcami, które było bardzo owocne. Sanktuarium dostanie dofinansowanie, które pomoże na wyremontowanie i odnowienie kilku zagród dla zwierząt. Nie tylko tych dla krokodyli. Nacisnął przycisk wzywający windę i przy okazji stanął sobie przy oknie, żeby podziwiać widok. Akurat miał okazję odbyć to spotkanie w jednym z wyższych budynków w Cairns. Widok był więc przepiękny. Nie wiedział jeszcze, że w windzie będzie miał piękniejszy, hehe. Odwrócił się w stronę windy kiedy usłyszał dźwięk rozsuwanych i wszedł do środka. Nacisnął przycisk zjazdu na parter, ale winda zatrzymała się po dwóch piętrach. Kiedy drzwi się odsunęły to od razu zrozumiał, że niewiele jeszcze w życiu widział. Na początku go zamroziło, bo dawno nie widział tak pięknej kobiety, ale ostatecznie przesunął się na bok i posłał jej uśmiech oraz delikatnie skinął głową. Nie był debilem, przecież nie zagada do niej. Napisze później post na „Spotted: Cairns”. Drzwi się zamknęły i po kolejnych pięciu piętrach w dół winda znowu się zatrzymała i do środka wsiadła gruba mężczyzn w garniturach. Zaraz dołączyły jeszcze jakiś kobiety, a nawet i starsza pani. Zrobił się niemały tłok, więc Parker usunął się w kąt i ku jego uciesze miał przyjemność stać obok pięknej nieznajomej. Ludzie wchodzący do windy nieco wymusili na nich, żeby stali do siebie zwróceni twarzami.
- Mam nadzieję, że to nie będzie przesadnie długa i niezręczna jazda w dół. – Wyszeptał tak, żeby tylko ona mogła to usłyszeć. Oczywiście musiał się debil odezwać. Klasyk. Posłał jej szybki uśmiech i zaraz zaczął spoglądać w sufit windy, żeby nie być jeszcze większym debilem, który gapił się na nią. Chociaż zdecydowanie wolałby to robić. Parker nie wiedział czy ta winda naprawdę jedzie tak wolno czy nagle wszystko zaczęło mu się niesamowicie dłużyć, bo był zestresowany jej obecnością. W końcu winda się zatrzymała, ale drzwi się nie otwierały. Niewielki ekran wskazywał dziwną liczbę, która sugerowała, że są pomiędzy trzecim, a czwartym piętrem. Parker widział, że ktoś namiętnie wciskał przyciski próbując wymusić rozruch dźwigu. Nic takiego jednak się nie działo. Po kilku sekundach usłyszeli wiadomość z głośniczka o tym, że jest awaria dźwigu i już ktoś idzie się tym zająć, więc są proszeni o chwilę cierpliwości.
Nieco skrępowany, przeniósł wzrok na kobietę przed sobą. – Myślisz, że coś wykrakałem? – Zapytał i cieszył się, że nie trafił gorzej i nie stał przodem do jakiegoś męskiego tyłka.
specjalistka od PRu — agencja PRowa
32 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
specjalistka od PRu, która przyjechała do Lorne w poszukiwaniu siostry
002.
{outfit}
Nie wiedziała na jak długo zostanie w Lorne Bay. Zapowiadało się, że jeszcze chwile w tym miejscu sobie posiedzi więc postanowiła spróbować wynająć sobie jakieś biuro, żeby móc względnie normalnie pracować. Nie mogła cały czas siedzieć w domu na głowie swojego współlokatora. Poza tym, dobrze było wyjść gdzieś do ludzi od czasu do czasu. Poszukała na internecie ofert wynajmów pomieszczeń biurowych i okazało się, że w Cairns jest tego naprawdę sporo. Wybrała kilka opcji żeby pojeździć sobie i posprawdzać, który biurowiec najbardziej przypadłby do jej gustu ale i zasobności portfela. Kto, by pomyślał, że ten wyjazd tak mocno się przeciągnie. Może Mei nie chciała wcale wracać do Gold Coast. Tam nic na nią nie czekało, oprócz rodziny oczywiście. Szczególnie teraz, gdy nowy klient, dla którego pracowała był właśnie w Lorne Bay, powrót do domu wydawał się być wcale nie aż tak pociągający jak o tym myślała. No i jak miała przekonać do tego Mati, skoro sama nie do końca była do tego przekonana? Różnica była tylko taka, że Mei była w ciągłym kontakcie z własną rodziną, a Mati nie, co oczywiście Mei jej wypomni jak tylko się spotkają.
Teraz jednak na głowie miała co innego. Jeździła po biurowcach oglądając pomieszczenia na wynajem i w sumie to ostanie, które odwiedziła jakoś najbardziej przypadło jej do gustu. Było w całkiem dobrej lokalizacji, a i widoki przez okno były przepiękne. Mogłaby się na nie patrzeć cały czas. To był plus wysokich wieżowców. Pozwalały mieć piękne krajobrazy za oknami. Minusem było ich opuszczanie. Windy czasem w takich miejscach potrafiły jeździć tak jak im się podobało. Mei czekała aż ta jej przyjedzie i dość nerwowo wciskała guzik, bo już ze trzy windy ominęły jej piętro. W końcu jakaś sie zatrzymała i Brubaker weszła do środka, a tam zastała już jakiegoś mężczyznę, do którego miło się uśmiechnęła. Nie była jedną z tych osób, które chciały żeby za nimi jak najszybciej zamknęły się drzwi żeby nikt do windy nie wsiadł. Nie przejmowała się tym, że nie jest tu sama. Co prawda po chwili jednak jej zdanie mogło ulec zmianie, bo nagle do środka wpakowała się zbyt duża liczba osób. Mei nie czuła się komfortowo w tak zatłoczonych miejscach, głownie dlatego, że była niska i czuła się nieco przytłoczona. Tak jak teraz, gdy stała zdecydowanie za blisko mężczyzny, z którym windą jechała od samego początku.
- Tak czy inaczej będzie lepsza niż wypluwanie płuc schodząc po schodach - odpowiedziała uśmiechając się do niego. Dobrze, że się do niej odezwał, bo przynajmniej poczuła się nieco mniej skrępowana całą tą sytuacją. Nie chciała się na niego tak chamsko gapić więc rozglądała się po bokach i nieco nerwowo tupała nogą. Sytuacja jednak nieco się zagęściła, gdy okazało się, że winda najwyraźniej postanowiła sie zepsuć. Dobrze, że akurat nigdzie się nie spieszyła. Nie podobało się jej jednak to, że będzie musiała spędzić czas w tak zatłoczonym miejscu. Czuła jakby się miała za chwilę udusić.
Ponownie z tych nieprzyjemnych myśli wyrwał ją męski głos. Przeniosła spojrzenie na swojego towarzysza niedoli i zaśmiała sie cicho. - Oj, całkiem możliwe. Nie odpukałeś w niemalowane i teraz proszę. - Gdyby miała na tyle przestrzeni to nawet rozłożyłaby ręce. - Teraz możemy mieć tylko nadzieję, że nikt z naszych towarzyszy nie jadł niczego złego na lunch. Burito na przykład... - aż zmarszczyła czoło, bo jeszcze tego brakowało, żeby mieli mniej świeżego powietrza w okolicy. - To chyba znak, że trzeba jednak się zabrać za polepszenie kondycji i zacząć chodzić schodami - ledwo co skończyła to mówić to nagle winda nieco szarpnęła do góry tak, że biedna Mei straciła równowagę i poleciała do przodu zatrzymując się na nieznajomym mężczyźnie. - Przepraszam bardzo - powiedziała wyraźnie zażenowana i aż się zarumieniła, szybko postarała się też od niego odsunąć na tyle na ile było to możliwe w takich warunkach. - Słyszałeś kiedyś o przypadkach, w których ludzie udusili się w zatrzymanej windzie? - Zapytała i miała nadzieję, że nie słyszał o czymś takim, bo jak się okaże, że coś takiego się wydarzyło to przecież ona tutaj zaraz dostanie ataku paniki.

parker guillebeaux
ambitny krab
catlady#7921
joshua - luna - zoey - bruno - eric - owen - olgierd - caitriona - benedict - mira
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Parker to właśnie chętnie byłby człowiekiem, który zamyka za sobą drzwi od winy jak najszybciej się da. Nie miał ochoty z nikim dzielić tak małej przestrzeni. Chociaż tutaj plusem było to, ze była to winda w jakimś biurowcu. Te zawsze są większe od tych w blokach mieszkalnych. Mógł się więc cieszyć, że nie jest zamknięty w niewielkim prostokącie z grupą ludzi, którzy zaraz szybko zaczną się irytować na złośliwość rzeczy martwych. Parker zapewne też by się zaczął irytować gdyby nie towarzystwo Mei. Nie chciał wyjść na gbura i chama przy kimś tak pięknym. Chociaż relacja z Elaine nauczyła go tego, że kobiety jednak preferują chamów. On jednak chamem nie potrafił być. Chyba, że dla Angie. Tam wychodziło mu to całkiem naturalnie. Ale to pewnie przez to, że Angie już znała i jednak była irytująca z tą swoją głupotą i brakiem logicznego myślenia.
- Myślę, że schodzenie nie byłoby takim problemem. Delikatne kardio. – Uśmiechnął się. – Wejście na górę… to już coś co wymagałoby poświęcenia. Ja na przykład odwołałbym spotkanie, albo po prostu zrezygnował z przyjścia do pracy, gdybym wiedział, że nie działa winda. – Miał dobrą kondycję, bo o siebie dbał i ćwiczył. Dobra, może z tym dbaniem o siebie, to przesadziłam. Po prostu ćwiczył, chodził czasami też na siłownię. Mimo wszystko wejście na tak wysokie piętro, byłoby dla niego zabójstwem. Poważnie wziąłby urlop na żądanie. Albo pracę z domu. Przyprowadziłby krokodyle do siebie na farmę.
- Nie zdążyłem. A tutaj nie mam zbyt wielu opcji. – On też nie mógł za bardzo poruszać rękoma, bo nie chciał nikomu utrudniać przebywania w zamkniętej windzie, więc po prostu wykonał jakiś kolisty ruch głową, żeby pokazać jej, ze nie miał za bardzo w co odpukać w tej windzie. Była metalową puszką. Nawet nie miała jakiś modnych, drewnianych oparć czy coś. – Znasz to powiedzenie „kto poczuł ten wytoczył?” – Zapytał z rozbawieniem, bo oczywiście sugerował jej teraz, że to ona zjadła pewnie na śniadanie burrito i będzie próbowała udawać, że to nie ona. Parker wbrew pozorom wiedział, że kobiety też pierdzą. Nawet te ładny. Wszystko inne było bujdą.
- Zaproponowałbym wspólne treningi, ale jestem tu tylko w odwiedziny. – Nawet było mu z tego powodu przykro. Chciałby tutaj pracować, żeby mieć jakąś wymówkę i powód, żeby móc ją widywać. Nawet jakby to miały być tylko widzenia w windzie, albo na klatce schodowej. Chociaż obie już wiem, że Mei widzeń nie lubi. Hehs.
Nim też szarpnęło, ale on miał ułatwioną sprawę, bo stał w rogu windy. Cieszył się tylko, że to ona na niego wpadła, a nie mężczyzna, który stał przy jego lewym boku. – W porządku. – Skinął głową. Wiedział, że nie miała na to wpływu. Pewnie nie leciałaby na kogoś takiego jak on więc nawet powstrzymał się od debilnych komentarzy. Gdyby tylko był Ericiem Worthingtonem.
- Z tego co wiem to uduszenie się w windzie nie jest możliwe. Są tu wbudowane systemy wentylacyjne. I nawet jak winda nie działa to te systemy dopuszczają powietrze. Także nic nam nie grozi. – A przynajmniej nie uduszenie, bo inne zagrożenia były. Takie jak to, że winda mogła spaść na dół, chociaż to również są rzadkie przypadki. Ale gdyby spadła to przez tłum ludzi mają utrudniony jedyny ratunek, którym było położenie się na podłodze. – Jestem pewien, że niedługo nas wypuszczą. – Dodał pokrzepiająco. Niech teraz Mei sobie wyobrazi jak to jest być przez dwa lata zamkniętym w takim pudle.
specjalistka od PRu — agencja PRowa
32 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
specjalistka od PRu, która przyjechała do Lorne w poszukiwaniu siostry
Zachichotała i lekko pokręciła głową. – Taki duży, a tak łatwo się poddaje? – Zapytała nieco kokieteryjnie unosząc delikatnie kąciki ust. Ona była bardziej zawzięta i gdyby miała spotkanie nawet na ostatnim piętrze budynku to wolałaby wspinać się godzinę po schodach niż zrezygnować. No przecież nie da się pokonać jakimś schodom nie? Jedyne co ją pokonało to kłamstwa w związku i złamane serce. Wtedy się poddała. Schody były przy tym niczym.
Wybuchła śmiechem, który musiała jednak szybko zdusić, bo ludzie obok spojrzali na nią jak na wariatkę. Ułożyła sobie więc dłoń na ustach żeby jakoś to ukryć i się uspokoić. – Przepraszam, ale taki komentarz bardzo uraża moje kobiece ego. Nie słyszałeś nigdy, że kobiety nie robią takich rzeczy? A jeżeli już to zawsze pachnie kwiatami. – Powiedziała dalej dość mocno rozbawiona. Co to była za ciekawa rozmowa w windzie, jeżeli ktoś z boku ich słyszał, a pewnie tak było, to raczej nie miał ich za normalnych. Z drugiej strony? Może trzeba popularyzować temat puszczania bąków.
- To się dobrze składa, bo ja też – uśmiechnęła się – szukam dla siebie jakiegoś biura na chwilę, ale skoro tu są takie problemy z windami to chyba sobie odpuszczę – ona mogła wchodzić po schodach, ale gdyby się miała tu spotkać na przykład z taką Panią Zimmerman to mogło być różnie. – Jesteś z Cairns? – Zapytała, bo jeżeli tu mieszkał to może mógłby jej coś doradzić w kwestii tego gdzie mogłaby takiej przestrzeni biurowej dla siebie szukać.
- To dobrze. Nie polecam być niskim człowiekiem zamkniętym w takiej przestrzeni z tyloma ludźmi. – Nawet nie miała za bardzo jak się powachlować, bo nie było na to miejsca. Musiałaby wtedy kogoś strzelić z łokcia, a już wystarczy, że wpadła na niego. Ktoś inny nie musiał być taki wyrozumiały. Przynajmniej mogła zaufać facetowi, że się tu nie uduszą. – Jestem Mei – powiedziała próbując wyciagnąć przed siebie rękę. – Chyba powinniśmy się poznać skoro już tak naruszamy swoją przestrzeń osobistą – albo przynajmniej ona dość mocno naruszyła jego kilka chwil wcześniej.

parker guillebeaux
ambitny krab
catlady#7921
joshua - luna - zoey - bruno - eric - owen - olgierd - caitriona - benedict - mira
ODPOWIEDZ