nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Vinnie Crane był gliną z prawdziwego zdarzenia. Gliną odrobinę pewnie nawet odrysowanym w idei tych z amerykańskich seriali - dumnym ze swojej odznaki, nadzwyczaj wręcz pewnym siebie, wrednym, podłym, acz skutecznym, choć głównie wynikać to miało z przekraczania swoich uprawnień. Blisko dwadzieścia lat na służbie nauczyło go być przygotowanym na wszystko, i choć zaliczył w jej trakcie wszystko od karnego jeża w postaci zesłania za biurko po przymusowy urlop po postrzale, nadal twierdził że po prostu doszczętnie uwielbiał tą robotę. Niezależnie od tego czy jak ostatni krawężnik patrolował ulice, czy marnotrawił kolejne godziny na jakieś gównowartej obserwacji, czy zbierał laury po tym jak rozbili jakąś narkotykową szajkę, brał wszystko jak leci. Przynajmniej do momentu, w którym miał odstawiać szopkę i występować na galowo.
O mało nie zorganizował sobie na ten dzień zwolnienia lekarskiego.
Mało co mogło jednak Vinniego Crane przestraszyć, więc przywdział w końcu swój galowy mundur i ruszył w wybrane miejsce, o wybranej porze, by posłuchać burmistrza i kilku innych, uważających się za ważnych oficjeli, którzy to będą spuszczać się nad tym, jak to są wdzięczni tym wszystkim odważnym kobietom i mężczyzn w służbie za bla bla bla ryzykowanie życia dla dobra lokalnego społeczeństwa, i sam byś najlepiej tępy chuju spróbował a teraz najlepiej już skończył i pozwolił się rozejść każdemu w swoją stronę. Wróć. Vinnie był jednak człowiekiem wysokiej kultury, i chociaż czuł się w tym nadal chyba śmierdzącym nowością mundurze (wynikało to z tego, jak rzadko był aktywizowany do założenia) jak jakaś kurwa na rogu, nie zamierzał trafić rezonu, a co najwyżej za wczasu poszukać sobie odpowiedniego towarzystwa.
Wszystkie wielkie gale, od Oscarów po lokalne święto kalafiora na wsi pod Sydney, miały swoje legendarne afterparty i nie inaczej było z tym smęceniem znudzonego burmistrza. Crane miał okazję być gospodarzem owego, w końcu gdzie można było bawić się lepiej niż u federalnych? I wśród całego tego towarzystwa poobwieszanego właśnie żonami, mężami i innymi mniej lub bardziej binarnymi rodzajami partnerów, szukał swoich nowych ofiar. Przecież to nie był odświętny obiad u teściów, ani impreza swingersów żeby tak od razu parę.
Trafiony-zatopiony.
Dwa rzędy przed sobą dojrzał w końcu komendanta miejscowej straży pożarnej i musiał przyznać, że lepiej trafić nie mogło. Remington cieszył się w okolicy pewną reputacją, której nie zatarł nawet ten śmieszny ślub stulecia (Vinnie, rozwodnik, fanem instytucji małżeństwa jak widać nie był). Zresztą, jak mawiał klasyk czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, szanownej małżonki nie widział na horyzoncie, więc zakładał że to może się udać. Przecież nie mogło być tak, że przez kawałek szlachetnego żelastwa na palcu, Richard Remington miał zapomnieć, że umie się bawić? W trakcie zamieszania związanego z wręczaniem awansów, przelokował się więc dwa rzędy do przodu i niczym dżin z butelki zmaterializował obok Dicka.
- Krawat byś poprawił - wiadomo, trzeba towarzysza uraczyć oryginalnym przywitaniem. To lepsze niż dzień dobry czy pocałuj mnie w dupę. Szczerze mówiąc, nawet się nie przyjrzał, czy faktycznie jest się do czego dopierdolić, a wnioskując po odrobinę pytającym spojrzeniu swojego rozmówcy, zapewne nie było. - Czego? Jestem pewien, że stara wypomniałaby ci to... a z trzy razy - wróć, żony takich rzeczy nie wypiminały werbalnie, one zabierały się od razu do poprawiania tego wizerunkowego dzieła zniszczenia, zakładając z góry że ten idiota ich mąż i tak spierdoliłby sprawę. Zwrócił uwagę Remingtona? Zwrócił. Misja udana. - Z zaproszeniem przybywam - należało docenić tą swoistą międzygatunkową próbę integracji
To przecież wcale nie było tak, że do drzwi Dicka Remingtona zapukał sam diabeł.
Skąd.
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków

Bywało lepiej, ale już było znośnie. Durny Richard Remington przypuszczał, że wyrzuty sumienia, które prześladowały go od pewnego czasu swoim występowaniem, rozgoszczą się w jego życiu na dłużej. Najwyraźniej i one miały dość jego skołatanej głowy, bo po kilku dniach odczuł różnicę, a po tygodniach od napaści na tę lekarkę w ogóle nie łapał o co był ten cały hałas. Wprawdzie żonę wysłał wreszcie do Londynu, by nie narażać jej na swoje zmiany nastroju, w pracy siał terror potrafiąc dopierdolić się o źle zapięty mundur (jesteś reprezentantem, wyglądaj) i zarzucił na chwilę terapię na kółku, ale już nie kopał przypadkowych ludzi.
Można było więc uznać to za zaskakujący progres i dobrą prognozę na przyszłość, która miała niedługo stać się świetlana. W końcu dojdą z Ainsley do końca remontu tej farmy i zamieszkają w swojej prywatnej sielance. Dobrze, zamieszkają z ich trybem życie brzmiało jak abstrakcja, ale przynajmniej będą mieli dom. Dziwne, że przez całe dzieciństwo marzył o podobnych obrazkach i zawsze jak zły smok na karcie jego rysunku pojawiała się jego matka, która rozsypała wszędzie kokainę przypominając mu jak bardzo naiwne są te mrzonki. Teraz to on był na jej miejscu i kurczowo trzymał w szponach swój nałóg, który na takich imprezach jak ta dawał o sobie znać jeszcze bardziej.
Nie był przecież na tyle pijany, by wysłuchiwać peanów pochwalnych na swoją część ani nie dostrzegać jak bardzo chore jest to zgromadzenie, w którym rzecz jasna, główną rolę nadal grała grupka facetów, którzy nieliczne koleżanki oceniali przez pryzmat ich wyglądu. Nie był wcale lepszy, bo zapatrzył się właśnie na jakąś blondynkę i jedyne, co go usprawiedliwiało (i jaka była oficjalna wersja przed żoną) był fakt, że była podobna do Ainsley tak bardzo, że gotów był stwierdzić, że głód rzucił mu się na oczy i widzi rzeczy, których nie ma.
Albo ludzi, których niekoniecznie chciałby oglądać.
Vinnie Crane.
Miejscowa gwiazda policji któregoś szczebla, który został zesłany na kolonię karną w Cairns, gdzie rzecz jasna, trafiła mu się od razu sprawa tej nastolatki, która wypadła z okna. Medialna, głośna, taka, która mogła z powrotem zaprowadzić go na szczyt, z którego tak boleśnie spadł. Tyle, że nawet to miało nie sprawić, że stanie się przyjemniejszym człowiekiem. Dick mógł więc odczuwać do niego pogardę, niechęć, mógłby nawet pokusić o drobną niechęć jak przystało z osobnikami o tym nazwisku, ale nie umiał wyzbyć się wrażenia, że jako jeden z niewielu rozumie ten jego cug, który gna go do autodestrukcji.
Dlatego pozwalał mu właśnie na takie docinki, choć każdy inny (glina czy strażak) już lądowałby na podłodze z podbitym okiem. Strasznie nerwowy był ostatnio i dało się to zauważyć po kurczowym zerkaniu na zegarek, zupełnie jakby odliczał czas do egzekucji, a nie prozaicznego końca tego wydarzenia.
Najwyraźniej dla Dicka Remingtona nie było różnicy.
- Nie rozumiem po chuja za przeproszeniem ten cały garnitur? Tak idę do akcji? Może jeszcze mam obwieszać się medalami za każdym razem?- wyrzucił z siebie kilka niewiele znaczących słów. W innej sytuacji zapewne nie pokusiłby się o jakikolwiek komentarz, tylko zmierzyłby go wzrokiem, ale brak żony dawał mu się we znaki, a przepijana woda nie pomagała na żaden rodzaj tęsknoty- ani za nią ani za kokainą.
Niesamowite więc, że pozwalał się odzywać człowiekowi, od którego aż krzyczało, że należy trzymać się z daleka. Vinnie był jak eksponat w muzeum, który najlepiej obserwować przez szybkę, w odpowiedniej odległości i najlepiej od 9 do 17.
Po nocy każdy eksponat ożywał i zapraszał na harce.
- Nie. Nie zamierzam upijać się z tymi grubymi z drogówki. To nie jest mój poziom, tylko twój- dodał z wyższością, choć wiedział, cholernie wiedział, że i Crane jest z dobrego domu. Lata bycia krawężnikiem jednak uczyniły go równym tym podłym grubasom, śliniącym się do sekretarek.
To nie brzmiało jak przepis na dobrą zabawę, Dick znał jeden i należało używać składników w gramach.
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Na dobrą sprawę do tej pory jakoś tak się nie składało, żeby mieli wspólną przyjemność się jakoś bardziej z Remingtonem poznać. Oczywiście, byli dwójką dorosłych - i jak głosiła legenda, dojrzałych - mężczyzn na odpowiednich stanowiskach, więc czasami przecinali swoje orbity, ale zwykle ograniczało się to do grzecznościowego podania sobie ręki i starczy, teraz każdy idzie w swoją stronę. Tak po prawdzie to on w ogóle takich typów nie tolerował. Głównie dlatego, że to idealna kalka tego, kim stałby się on sam gdyby nie blisko już dwadzieścia lat orbitowania zdecydowanie zbyt blisko krawężnika. Ewentualnie szumowin społecznych gorszych od samego siebie, ale aż tak vinniecentryczny (jeszcze!) nie był, więc zwalał wszystko na wątpliwe walory swojej pracy. Richard Remington bowiem był typem faceta, którego się uwielbia. Na komendzie usłyszał kiedyś, że typ jest śliczny i jakoś tak to do niego przylgnęło. Miał odpowiednią posadę, wpływowe nazwisko i zdecydowany nadmiar środków, choć Vinnie nikomu przeglądu majątkowego nie robił - więc to starczyło, by powodować maślany wzrok u wszystkich kobiet w okolicy, zaczynając na takich w wieku córki Crane'a, a kończąc na tych w wieku Remingtonowej teściowej. A ci śliczni co to ich za bardzo baby uwielbiają, jakoś nie mogą sobie znaleźć poklasku wśród tej drugiej, brzydkiej plci. Ludzie po prostu nie lubili, jak komuś powodziło się z jakiegoś niewyjaśnionego powodu lepiej niż im samym.
Ha tfu.
- Obaj wiemy, że żadnego nie masz - spojrzał na niego spod byka, choć nawet w takiej konfiguracji widać było, że rozbawiony jest tym komentarzem w opór, i że poczynił go maksymalnie celowo, jedynie by swojego towarzysza w dzisiejszej zbrodni wkurwić. Na końcu języka miał komentarz w opcji b - zapytaj żony, na pewno pożyczy, ale przecież nie mógł się zdradzić z tym, że wychowanie niespełna dwudziestoletniej córki łączy się z tym, że musi być na bieżąco z pewnymi wydarzeniami, a jak się żeni z celebrytką to się trzeba liczyć z tym, że ludzie wiedzą o niej więcej niż ty sam.
Vinnie Crane jednak nie był złośliwy.
Nie przez te akurat pięć minut.
- Nie ma, kurwa, nie - panie Remington, z terrorystami się nie negocjuje. - Ale chłopaków to ty szanuj. Ci z drogówki to ostatni porządni w mieście i kiedy my za chwilę będziemy się bawić, oni będą strzec porządku w tym mocno podrzędnym Gotham - przechylił się jednak lekko, by ocenić że to co znajduje się w trzymanej przez Dicka szklance wcale nie jest alkoholem, a co najwyżej wodą. Autentycznie się skrzywił i to tak bardzo, że było to zauważalne. - Zaszyłeś się? - zupełnie neutralne pytanie w trakcie swojego debiutu w rozmowie z kimś, prawda? Nieważne. Wszystko można wyjąć, a tak się szczęśliwie zapowiadało że mieli mieć na sali nawet lekarzy!
- Apartament na najwyższym piętrze. Wynajęty na cały weekend. Nie interesuje cię menu, to kto płaci, ani czy wszyscy wyjdą stamtąd żywi - parsknął śmiechem, ale pewnie gdyby wiedział jak bardzo prorocze to będą słowa, prewencyjnie po prostu zamknąłby ryj. - Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas - uniósł swojego szampana w górę, w geście niemego toastu po czym, jak na tak eleganckiego człowieka jak on sam przystało, przechylił go na raz. Odstawił go na tacę jakiemuś przechodzącemu kelnerowi po czym hapsnął z niej kolejny kieliszek. Jeden. Z zaszytym Remingtonem dzielił się nie będzie.
- To jak?
To była ostatnia szansa, żeby odmówić.
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
trigger warning
post może zawierać kontrowersyjne treści
Tak naprawdę był doskonale świadom wrażenia, jakie robi wśród ludzi na tej prowincji. Może i w Londynie sławę mógł zyskać jedynie jego ojczulek, który karmił angielskie podniebienia, ale tutaj, na tym zadupiu, gdzie diabeł czasami mówił dobranoc, liczyło się coś innego. Karty rozdawali tutaj miejscowi, noszący mundur. Wiadomo, że im więcej oznaczeń, tym lepiej, bo przecież pagony najlepiej świadczyły o człowieku. To i jeszcze jakaś odpowiednia żona u boku, choć ta jego spisywała się akurat marnie, bo przy tego typu celebracjach wolała robić karierę olimpijską. Pewnie to już zostało uznane za oficjalne potwierdzenie tego, że się rozwodzą i Dick był w stanie zauważyć, jakie poruszenie to wywołało.
Najwyraźniej w razie oficjalnego rozejścia mógłby przebierać jak w ulęgałkach i ta niedorzeczna myśl rozbawiła go na tyle, że postanowił zniżyć się do proletariatu i dać się zagaić Crane’owi. Wiedział, że skubany wcale tak nisko nie stoi ze swoimi koneksjami rodzinnymi, ale przecież jak dotąd się ich konsekwentnie wypierał, co wskazywało na to, że nie wszyscy ojcowie są jak Othello Remington i niektórzy po prostu wydziedziczają swoje dzieci. Powinien jeszcze gratis dopisać jego pieprzniętą siostrę i wszystko byłoby na swoim miejscu.
Nie zamierzał mu tego sugerować, choć jawnie oburzyło go stwierdzenie, że nie ma medali.
- A kto dostał za ostatnią akcję w studni? Widzę, że bez żony zaczyna szwankować ci pamięć, choć w sumie to już ten wiek- spojrzał na niego krytycznie doszukując się nie jednej, a całej chmary zmarszczek, okalających jego twarz. Dick bywał i czasami wciągnięty w mężczyzn, ale akurat ten nie budził w nim żadnych emocji tego typu, więc gdy wreszcie padła jedna propozycja, roześmiał się na całego. Albo z tego całego imprezowego zaproszenia albo z porządnych chłopców z drogówki.
- Chłopie, oni jak mi zbierają padlinę z drogi to pytają czy będę to składać, zupełnie jakbym po godzinach miał sobie ze zwłok robić puzzle- poinformował go z rozbawieniem, a gdy spojrzał do jego szklanki z tym teatralnym oburzeniem, jedynie wzruszył ramionami. Teraz chyba był najlepszy czas, by być człowiekiem uczciwym i przyznać mu się do tego, że owszem, jest uzależniony i stara szkoła mawia, by nie mieszać ze sobą nałogów, więc niech spada na drzewo z tymi niemoralnymi propozycjami.
Remington jednak był zbyt zakochany w sobie i nie zamierzał stracić tej reputacji, która wrosła w to miasto lepsze niż sławetne porachunki z kangurami. Z tego też powodu uśmiechnął się delikatnie, zupełnie jak jedna z tych dziewic, którą szykuje się do ślubu i która nie wie, co go czeka. Było to absurdalne, bo przecież znał Vinniego na wylot i doskonale wiedział, co on szykuje, bo przecież był diabłem.
To jedno stwierdzenie powinno mu wystarczyć za okrutne red flag, ale zamiast tego przekrzywił głowę.
- Jako, że moja żona jest poza krajem, mogę na to przystać- i to było porównywalne do chwili, w której Faust, zwabiony przez Mefistofelesa podpisywał znaczący cyrograf.
Tyle, że Dick- i doskonale o tym wiedział- nie zamierzał poprzestać na tych nic nieznaczących rozrywkach, a zaszaleć tak jakby jutro miało nie nastąpić.
Podejrzewał, że okrutnie będzie tego żałować.
- I skończ z tą wszywką. Alkohol jest dla meneli- miał nadzieję, że Vinnie dla prawdziwych mężczyzn przewidział coś lepszego i nie mógł się doczekać aż wreszcie poda to mu na srebrnej tacy. Może być przybrana w głowę kogoś, kto wierzył, że Dick nie powróci do swoich autodestrukcyjnych (oby auto) zapędów.
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Widząc jego reakcję, omal nie parsknął śmiechem. Pieprzony, pieprzony bananowy gówniarz na stołeczku zafundowanym przez tatusia. Nie, żeby chciał mu w tym momencie ujmować czegokolwiek, wszak Remington był kawałem porządnego strażaka i za swoje trzymanie sikawki mógłby faktycznie otrzymywać medale i odznaczenia, ale Vinnie - jak na starego, zgorzkniałego dziada przystało - miał w zwyczaju, delikatnie ujmując, narzekać na tych co to mieli w życiu lepiej. Damn, jakby on miał kiedykolwiek z czymkolwiek pod górkę, Crane cierpiał jednak na mocną wybiórczość co do oceny pewnych sytuacji (jak i najwyraźniej pewnych osób) i takim oto sposobem mógł w myślach nazywać Dicka królem miejscowej bananowej gównażerii (z panną od koni milion dolców za sztukę za żonę musieli tworzyć idealną parę królewską), ale mimo to wyrastał tutaj obok niego i zapraszał go w odmęty samego piekła.
Wcale przecież nie był tam gospodarzem i nie ściągał sobie właśnie dusz wybranych.
- Dobra, dobra. To pierwszy? Można jeszcze gratulować? Wiesz, legenda głosi że to jak z pierwszym seksem, tą zołzę będziesz pamiętał do końca - parsknął śmiechem niespecjalnie elegancko, bo właśnie przed oczami stanęła mu zołza z którą sam przeżył swoją inicjację seksualną i - na Boga - czasami miał wrażenie, że pewnych rzeczy lepiej nie pamiętać. Dobrze, że przynajmniej obciągała przyzwoicie, nie mógł więc spisywać utraty swojej cnoty (jak to pompatycznie brzmi) na straty. Nie było przecież tak wcale ostatecznie źle.
Nie śmiał się, kiedy Richard opowiadał o swoich przygodach z drogówką. Jeśli praca zdążyła go czegoś nauczyć, to tego, że ten zespół stanowią niekoniecznie najjaśniejsze kredki z policyjnej ekipy. Owszem, są porządnie, wykonują swoją pracę dobrze, ale zdecydowanie za długo pamiętają że są po prostu ludźmi, na dodatek dobrymi, co na dłuższą metę było uciążliwe. Szkoda, że zapominali o tym aspekcie swojej osobowości kiedy przychodziło do wystawiania mandatów. Jebane hieny.
- W sumie to kto cię tam wie - zlustrował go spojrzeniem zdecydowanie zbyt teatralnie, trochę tak jakby miało się okazać że w spodniach od tego swojego designerskiego garnituru będzie nosił kawałek ludzkiego jelita. Drogi Boże, zdecydowanie zbyt dużo lat w policji. Zbyt dużo. Miał już nawet jakoś chłopaków wytłumaczyć, w końcu jakaś solidarność zawodowa chyba powinna łączyć, ale najwyraźniej takie rzeczy dotyczyły wszystkich ale nie tak wybitne jednostki jak Vinnie Crane.
Vinnie Crane, który w swoim życiu żonaty był dwukrotnie, dwukrotnie temat skrewił jak tylko mógł, co finalnie mogło skończyć się jedynie alergią na ten temat. Owszem, komendant miejscowej policji zachwycał się długo tym jak doskonałe było wesele Remingtonów, ale jeśli miało być tak doskonale póki-śmierć-nas-nie-rozłączy, to gdzie do cholery ten laluś miał teraz tą swoją laleczkę? Parsknął śmiechem po raz kolejny. Kto by pomyślał, że strażacy tak doskonale potrafią w poprawianie komuś humoru.
- Ja pierdolę - westchnął głośno. - Może jeszcze zadzwonisz do żonki zapytać o łaskawe pozwolenie? Ja pierdolę. Nie dość, że zaszyty, to jeszcze pantoflarz - skrzywił się lekko. Nie, żeby sam przez lata grzał wygodną posadkę pantoflarza, za którego żona załatwiała wszystko. Oczywiście, że tak było, bo Crane był po prostu wygodnym człowiekiem, a angażowanie się w małżeństwo było jedynie cwaniactwem obliczonym na zyski. Sam jednak nie wiedział do końca, czy mu się to opłaciło czy nie, ale chyba nie było to ani miejsce ani czas by tego dochodzić.
Uznał to jednak za zgodę i uśmiechnął się cwanie. Tak cwanie, jak potrafił tylko sam diabeł.
- Namiary na wjazd chcesz dostać smsem czy wbijasz na starcie jak na gospodarza przystało? - rzucił od niechcenia, dopił zawartość swojego kieliszka na raz i odstawił go na tacę jakiegoś kelnerzyny przemykającego między gośćmi. Na kogoś trzeba było w razie czego zwalić całe zamieszanie, prawda?
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
trigger warning
post może zawierać kontrowersyjne treści
Jeśli Dick Remington w całym swoim charakterze człowieka zepsutego do szpiku kości i bardzo rozpieszczonego, rozpoznawał w nim diabła to zdecydowanie musiało być coś na rzeczy. Można było nawet mniemać, że trafił swój na swego, ale Richard przecież był na tyle przekonany o swojej wyjątkowości, że nigdy nie dopuściłby do takich konkluzji. Nie w towarzystwie tego bogatego synka równie wyjątkowych rodziców. Crane’owie jednak zawsze uważali się za lepszy materiał, tylko dlatego, że swojego czasu ogłosili bunt i wyszli z tej rodziny. Nie zamierzał jednak z tego powodu składać im gratulacji, skoro i tak jechali na plecach pewnej reputacji i wszystkie drzwi w towarzystwie pozostawały dla nich szeroko otwarte. Wielka szkoda, że i on nie wpadł na tak zacny pomysł kilka lat temu, gdy jeszcze może udałoby się coś z niego wycisnąć.
Coś człowieczego, bo teraz szczerze wątpił, nawet jeśli na jego szyi miał zawisnąć niejeden medal. Ktoś mu kiedyś powiedział, że nie chodzi o ich zdobywanie, ale o realne przeżywanie tego, co sprawiło, że je otrzymał. Czyjeś ludzkie życie. Dickowi było tak wszystko jedno, że obojętność wywracała jego oczy z każdym słowem, które Vinnie sączył do jego uszu. Może i powinien powstać i poczuć się urażony jego szczeniackimi docinkami (w końcu połowa z nich wyrosła z piaskownicy), ale to nadal wymagało jakiejś reakcji. Ta zaś została chyba za łatwo wypleniona z jego głowy i obecnie głównie chodziło o żałosne przetrwanie.
Tej imprezy.
Życia.
Kłamstwa.
Odwyku.
Mógł sobie to skreślać jak w tym dziecięcym kółku i krzyżyku. Krzyżyk zawsze zwiastował śmierć, prawda?
- Serio pamiętasz jakąś dziewczynę z dziurą? Nie podejrzewałem cię o taki romantyzm- parsknął, ale wolał chyba zostawić ten temat, bo przecież tak się złożyło, że Dick nadal sypiał ze swoją pierwszą. Może i między tym teraz, a przeszłością były jakieś inne, niektóre całkiem warte zapamiętania, ale jak przystało na człowieka żonatego nie skupiał się na tym za bardzo. Było, minęło, każdy był młody i podobne gadki, które faktycznie serwowałby swojej żonie, gdyby zapytała.
Tyle, że Ainsley była daleko. Poprawka, nie aż tak daleko geograficznie, bo przecież nadal latały samoloty, ale zrobił absolutnie wszystko, by chwilowo trzymała się od niego jak najdalej i nawet nie zdarzało mu się za często do niej dzwonić. Wszystko po to, by dziewczyna nie zapragnęła mu nagle zrobić jakiejś cudownej niespodzianki i nie pojawić się tak po prostu.
Wówczas nie ręczył za siebie i ta myśl chyba była bardziej podła od faktu, że nie czuje tego samego w stosunku do Vinniego, który tak bezczelnie go obrażał. Może wszystko było kwestią podejścia- nadal był w stosunku do niego kurewsko obojętny, a pani Remington doprowadzała ją do czegoś w rodzaju absurdalnej wręcz paniki i lęku o stratę. Nie chciał tego czuć dłużej, więc nic dziwnego, że tak nieudolnie się bronił próbując powstrzymać strach.
Ten jego miał najwyraźniej ciemne oczy pana komendanta, który organizował jedną z tych straceńczych imprez.
- Zejdź z niej. Mógłbyś być psem przez następne dwadzieścia lat, a i tak byś nie zdobył takiej kobiety- oświadczył dumnie i zaraz nabrał ochoty, by się roześmiać, bo doprawdy była to tragikokomedia, że serwował jej podobne komplementy, a potem pakował na rozkoszną podróż, bo bał się, że ją skrzywdzi.
Dodatkowo to, a raczej ten człowiek, którego przecież nie tolerował na tyle, by siadać z nim do stołu, a jednak podnosił się z miejsca.
- Prowadź, nie będę tu siedział i wysłuchiwał- uznał od razu czując się faktycznie jak jeden z tych gospodarzy. Szkoda tylko, że nie spostrzegł, że to wrota do samego piekła, ale przecież to były jego znajome okolice i podejrzewał, że nawet kilka potępionych duszyczek debatowało o nim zawzięcie. Cena sławy, a Remington wyjątkowo zamierzał ją ponieść, choć musiał zdać się na razie na Crane’a, który zgarniał ekipę.
I pewnie towar, ale tego Dick nie wypowiedział na głos.
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

trigger warning
post może zawierać gorszące treści
Prawdopodobnie to niemożliwa skłonność do funkcjonowania wyłącznie na wybranych życiowych prawdach objawionych powodowała, że każdy przeciętny zjadacz chleba (przynajmniej taki z odpowiednią ilością instynktu samozachowawczego) uznawał Vinniego za śliskiego. Mógł się bowiem wypinać w najlepsze na ludzi, którzy w skomplikowanym biologicznym procesie sprowadzili go na ten padół łez, ale kiedy przychodziło co do czego nadal był tym nieznośnie rozpieszczonym chłopczykiem, dosyć chętnie korzystającym z koneksji i wszelkiego rodzaju drzwi jakie gwarantowało mu nazwisko. Nie przyznawał tego jednak nadzwyczaj chętnie, bowiem jakiekolwiek funkcjonowanie pod tą złotą gwiazdą to dosyć świeża pieśń, bo przez całe lata był jednym z tych policyjnych wybrańców, co to robili pod przykrywką. Vinnie Crane był więc niemożliwie rozpieszczony, uprzywilejowany i bywał markotny, kiedy sprawy szły nie po jego myśli, ale każda jedna chwila zderzania się ze ścianą znana mu jeszcze z tych gorszych czasów powodowała, że rozpychał się po tej piaskownicy znanej życiem jak nikt.
Dick Remington zrozumie, kiedy będzie w jego wieku.
Omal się histerycznie do tej myśli nie zaśmiał. Nie, ten gówniarz był z zupełnie innej ligi i sam Vinnie musiał przyznać, że za cholerę mu tego nie zazdrościł. Może więc z tego powodu tak chętnie wyciągał mu wszystkie te jego idealne sprawy i sprawunki, żeby zaznaczyć swoją pozycję? W najgorszym wypadku po prostu dostanie w żeby, a to dla komisarza był już akurat chleb powszedni.
- Raczej ciężko o dziewczyny bez dziury - zauważył trzeźwo. - Panie komendancie, toż to podstawy biologii - zaśmiał się tak, jakby przyłapał go na najgorszym z najgorszych błędów, ale musiał przyznać że przez moment zrobiło mu się jakoś sympatycznie na sercu, bo poczuł się trochę tak, jak za tych dobrych czasów kiedy sam był co najwyżej tym rozpieszczonym gówniarzem, jeszcze na studiach, którego największym życiowym problemem było to z cycków której striptizerki będzie dzisiejszego wieczora wciągał koks. Taki porządny chłopak z niego był.
Najwyraźniej wcale się tej wątpliwej porzadności nigdy nie pozbył, bo właśnie śmiał się w najlepsze - co nawet zwróciło uwagę kilkorga otaczających ich gości, których obrzucił w odpowiedzi nienawistnym spojrzeniem - z jego próby wychodzenia na tego najbardziej żonatego z żonatych.
- Pies jednak, panie Remington, jest pogrzebany tutaj, i z tego powodu jesteś markotny że to ty z niej zlazłeś - próbował być porządny, choć wargi mocno próbowały mu tańczyć w rytm delikatnego parsknięcia śmiechem. - Ja tylko próbowałem dbać o dobrą atmosferę w małżeństwie. Nie to nie, nie zabijajcie posłańca, ale nic się nie bój - zupelnie jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przełączył się chyba z udawanej troski na tryb prawdziwego Vinniego. Drugi raz nikt nie musiał mu powtarzać, że to już czas najwyższy pojawić się na górze i drogi Boże, jaki on był z siebie cholernie dumny, kiedy w końcu znaleźli się w apartamencie. Jeśli komuś kiedyś wydawało się, że impreza z Kac Vegas była epicka, nie widział na własne oczy tego, co na prędce potrafił zorganizować pan komisarz. Nawet nie zdążyli się jeszcze odpowiednio rozgościć, a przed nimi wyrosła rozebrana wyjątkowo skąpo ubrana dziewczyna, co do pełnoletności której można było mieć wątpliwości już na pierwszy rzut oka, choć jej pełne wargi mogły być obietnicą najlepszego obciągania. Jakiś mądry typ to pewnie opisał i nazwał jakimś paradoksem, ale dla Vinniego jedynym paradoksem teraz było to, że nadal byli tak cholernie trzeźwi. Ich towarzyszka najwyraźniej posiadła cudowną umiejętność czytania im w myślach, bo na prędce zorganizowała im po szkockiej.
- Chelsea, skarbie, zmykaj na razie - cmoknął tylko w powietrzu, ona biedna coś co prawda odpowiedziała, ale przez cały ten gwar, całe to zamieszanie Vinnie tego po prostu nie usłyszał. Zresztą, nawet niespecjalnie przywiązywał uwagę do tego by w ogóle usłyszeć. - Mówiłem, nie bój nic? Zawsze możesz sobie znaleźć podobną do żony - palnął, kończąc to co zaczął jeszcze na dole. Widząc nienawistne spojrzenie swojego towarzysza zaśmiał się w głos i rozłożył bezradnie ręce. - Co złego to nie ja. Czym chata bogata - zaprosił go gestem ręki do korzystania z wszelkich atrakcji.
Piekło na ziemi właśnie otwierało swoje podwoje, panie Remington.
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
trigger warning
post może zawierać gorszące treści
Nie potrzebował mentora, a już na pewno nie w skórze podstarzałego policjanta, który był o krok od opowiadania, że kiedyś to było. I że pewnego dnia przekona się, że miał rację. Chyba dlatego nigdy nie wypalił w jego życiu kontakt z jakimkolwiek sponsorem, bo Dick Remington w genach miał zapisaną pogardę do ludzi, którzy próbowali mu rozkazywać. Przerabiał to już tyle razy i zawsze dziwiło go to, że byli tacy, co nie zrażali się i chcieli wymusić na nim posłuszeństwo. Zawsze to kończyło się nieszczęśliwie, więc powodzenia, panie dowódco.
- Dobra, dobra, panie starszy- machnął ręką, gdy zaczął wymądrzać się na temat biologii, zupełnie jakby to Dicka obchodziło. Musiał przecież przyznać zupełnie z ręką na sercu, że mądrością on nigdy nie grzeszył i w zasadzie mało brakowało, a ktoś śmiało zarzuciłby mu ignorancję. Mimo wszystko został jednak komendantem i mógł siedzieć tu wśród lokalnej śmietanki i odbierać jeden z tych medali za zasługi dla społeczeństwa.
Nieważne jak bardzo zionęło hipokryzją, skoro to on miał takie wyróżnienie otrzymać, a przyklaskiwać temu miał Crane, który był gnidą, jakim miało. Brzmiało to jak idealny cyrk dla wysokich rangą oficjeli, którzy i tak prędzej czy później porzucą swój mundurek na rzecz zabawy, która niekoniecznie będzie warta odnotowania w służbowych dokumentach.
Wręcz przeciwnie, Dick wiedział, że zgadzając się na jedną z tych imprez, idzie tak naprawdę na orgię, gdzie nie zabraknie ani panienek do towarzystwa (pewnie użyłby brzydszego określenia, ale wyjątkowo nikogo nie potępiał za profesję) ani dobrego towaru. Igranie z ogniem w tym wypadku nabierało zupełnie innego znaczenia, a on jak ta ćma postanowił podlecieć prosto do płomienia.
Może dlatego, że Ainsley nie było w pogotowiu, może dlatego, że jego terapia ostatnio to był jeden wielki żart, a może wyjątkowo na szyi zaczął mu ciążyć medal za zasługi, skoro był skurwielem tak podobnym do tego, który ostatnio dopadł panią lekarkę. To wszystko złożyło się na obraz człowieka, który z własnej i bardzo nieprzymuszonej woli decydował się na zejście do podziemi, gdzie czaiło się zło w najczystszej postaci.
Można było imprezować bowiem za młodu, urządzać orgie jako bogacz, ale nic nie równało się prywatce, której gospodarzami byli ludzie trzymający w szachu całe miasto. Jasnym było, że nie będzie żadnych hamulców ani ograniczeń, bo nikt na nikogo nie doniesie, choć niejeden zbierze akta do swojej prywatnej teczki. Wyjątkowo nie ruszało go to wcale jak i docinki Vinniego w kwestii jego małżeństwa.
Biedny nawet nie liznął tematu i nie zdawał sobie sprawy jak bardzo jest daleki od rozwiązania ich kryzysu. Tak jak Chelsea, która puściła mu oczko i skłamałby, gdyby nie stwierdził, że owszem, miał ochotę się nią poczęstować. Wszak nie był z kamienia i małżeństwo nie uczyniło go ślepym, choć miał wrażenie, że to rozwiązałoby kilka jego problemów. Jak i tych związanych z białym proszkiem, który sypał się dosłownie wszędzie zapędzając Dicka w róg, zwany uzależnieniem.
Nigdy wcześniej nie czuł się tak u siebie i tak bardzo obco jednocześnie, więc jak na razie pochwycił whisky i przysiągłby, że nie ogarnął, gdy zamiast szklanki na stole pojawiła się cała butelka, a oni siedzieli i przepijali kolejki.
- Daj spokój z tym całym małżeństwem. Jesteś cholernym rozwodnikiem, więc nie masz prawa udzielać mi rad. Poza tym nie każda żona jest olimpijką i przez to jest nieobecna w kraju- wygłosił swoją tyradę po szklaneczce, która miała mu wystarczyć na ten wieczór, ale za często odwracał głowę w stronę innych atrakcji.
Prochy i dziewczynki, nie pamiętał kiedy w ogóle myślał o czymś takim, a teraz okazywały się tak łatwo dostępne, że trudno było mu odwrócić głowę.
Co on najlepszego wyprawiał?
Czy w ogóle Dick Remington chciał się zatrzymać?
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

trigger warning
post może zawierać gorszące treści
Tak właściwie zdawał się nie do końca rozumieć fenomen swojej własnej osoby. Nie, wróć, Vinnie Crane był bowiem osobnikiem tak mocno osadzonym w świecie, który z zasady miał się kręcić wokół niego, że trudno było mu wręcz nie zrozumieć uwielbienia dla niego. Niekoniecznie co najwyżej potrafił to połączyć z zaufaniem, jakim musieli obdarzyć go przełożeni, by wpakować go na stanowisko dowódcy czegokolwiek, a tym bardziej oddziału federalnego. Dużo wody jednak nie musiało upłynąć, by zrozumiał i to. Cała ta zgraja oficjeli wyżej, dowódcy w firmie, komendanci, naczelnicy a i pewnie radni do kompletu z burmistrzem i całą resztą tych jego szych-na-zawołanie, oni wszyscy ulepieni byli z jednej gliny. Nie dziwne więc, że kiedy wykruszał się jeden fragment tego skomplikowanego łańcucha, na jego miejsce namaszczali jednego ze swoich. Jego system moralny nie pozwalał co prawda spotkać się z myślą o tym, jak było to złe, ale nagle nie przeszkadzało mu towarzystwo namiętnie ironicznego Remingtona. Ani świadomość, że organizował taką imprezę, że wszystkie te hieny z programów interwencyjnych miałyby contentu na co najmniej sezon. Uśmiechnął się sam do siebie, do tej myśli.
- Powinieneś to wiedzieć, warto czasem słuchać starszych - zauważył trzeźwo, ale omal nie zaśmiał się histerycznie do tej myśli. - M ą d r z e j s z y c h - drogi Boże, gdyby on miał komukolwiek serwować rady na temat czegokolwiek to raczej śmiało można byłoby uznać, że piekło dla tego człowieka zostało otwarte. Nie, żeby celowo, nie żeby po złej myśli, Vinnie Crane po prostu nie do końca odnajdywał się najwyraźniej w tych normach społecznych uznawanych, przez większość za przeciętne. Nie pchał się więc również w tych radach na świecznik. - Mógłbyś całkiem dobrze na tym wyjść - no, chyba że wyczuł pismo nosem - a tak dosłowniej czyjś słaby punkt - i po prostu wiedział, że będzie mógł sobie w tym temacie używać do woli. Podły bywał, nie był, z reguły to całkiem do serca człowiek.
Jak teraz, kiedy fundował w stronę rozmówcy jeden z tych swoich uśmieszków, które albo oznaczały ogrom sympatii, albo pewną zgubę.
- Nie chcesz znać mojego zdania na ten temat - Dick miał rację. Vinnie był rozwodnikiem i to na dodatek z grupy tych, którzy na odchodne urządzili swoją drugą połówkę z taką lubością, że prawnicy świata powinni podawać to za przykład w chwilach, w których namawiają kogokolwiek do tego by się nie rozwodził. Jeśli był na świecie jednak ktoś, kto mógłby to zrobić w jeszcze bardziej okrutny sposób, to z pewnością wysoko w stawce była szanowna pani Remington, z zapleczem całej tej swojej rodzinki z piekła rodem (owszem, Crane na tyle w temacie jeszcze bywał), dlatego też postanowił wycofać się rakiem. Nie zamierzał namawiać porządnego człowieka do tego, by stracił zdecydowanie zbyt dużo, bo tak podpowiedział mu kolega. Zresztą, nawet nie był jeszcze pewien czy tak naprawdę mogą się wzajemnie tak tytułować.
Pewnie miałby więcej czasu na przemyślenia, gdyby nie ich ulubiona towarzyszka w osobie Chelsea. Drogi Boże, ta dziewczyna z pewnością była w wieku jego córki (cudowny ojciec, przypominał sobie o dziecku zawsze w najmniej odpowiednich okolicznościach), ale na wszelkich tego typu prywatkach była już starą wyjadaczką. Co niespecjalnie zabawne, bo czasami zwykła żartować, że pewnie na jednej z nich straciła dziewictwo, ale Vinnie należał do tych powściągliwych typów, co to nie zamierzały drążyć, czy przypadkiem nie zdarzyło się to naprawdę. Droga Chelsea miała też pewne cudowne umiejętności - z daleka wyczuwała ten rodzaj klasy (a może raczej kasy), który w jej skromnych oczekiwaniach musiał oznaczać chociaż podstawowe bezpieczeństwo dla jej skromnej osoby. I jak już upatrzyła sobie ofiarę, to nie zamierzała się od niej odkleić, co właśnie przedstawiała w pełnej krasie, ładując się Vinniemu na kolanach, z zapewnieniem, że się stęskniła. On za to zdecydowanie za bardzo zagapił się w jej dekolt, jeden z tych co to już niczego nie zostawiały męskiej wyobraźni. Przywołał się do porządku dopiero w momencie, w którym uznał, że to czas najwyższy się ogarnąć, i że Mia za takie - w jej mniemaniu zapewne wątpliwe - rozrywki, urwałaby mu głowę, prewencyjnie już przy samym rozporku. A kiedy zdał sobie sprawę, że przecież nie ma żadnego prawa myśleć o tej dziewczynie w ten sposób, wręcz odczuł jak skoczyło mu ciśnienie. I nie pomogła nawet Chelsea, zalotnie wyciągająca swoją drobniutką rączkę, z idealnie odsypaną kreską zdobiącą zewnętrzną część jej dłoni.
Czyżby stracił zapał?
- Skarbie - pokiwał głową przecząco, a potem skinął w stronę Remingtona. - Bądź grzeczną dziewczynką. Najpierw częstujemy gości - i wręcz już słyszał w uszach ten jej chichot zadowolenia, choć pewnie powinien być ostrożniejszy i pewne rzeczy od owego gościa trzymać z daleka.
Wszak nie tylko on w tym pomieszczeniu miał swoją reputację, prawda?
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
trigger warning
post może zawierać gorszące treści
Wydawać by się mogło, że wśród tego towarzystwa nie powinno brakować ludzi prawych i zaufanych. Teoretycznie zawód strażaka był zawodem największego zaufania wśród społeczeństwa i Dick robił wszystko, by z dumą dzierżyć ten zaszczytny tytuł. W końcu to ich ekipę wywoływali za każdym pożarem, wypadkiem bądź inną sprawą wielkiej wagi. Musiał zdawać sobie sprawę jak wiele zależy od nich i jak bardzo ciężkie brzemię dźwiga na swoich barkach. Nie przeszkadzało mu jednak uczestniczyć to w imprezie, którą organizował sam szatan. Kolejny, szanowany w społeczeństwie, odznaczony medalami, ten prawy, który strzegł porządku publicznego.
Mało brakowało, a Remington zaniósłby się histerycznym śmiechem, bo i za gówniarza organizował takie orgie, gdzie zamiast brokatu sypała się z góry kokaina, a nowych chrzcili w wazach pełnych wódki. Tyle, że wówczas żadne z nich nie pozowało na zaufanych mężów stanu. Po części- i to wcale nie był komplement- czuł się jak własny ojciec, który w kuluarach był okrutnikiem, terrorystą i szowinistą do kwadratu, a gdy tylko rozbłysły flesze, zamieniał się w dżentelmena. Dick przez lata nie umiał pojąć jak można było z taką lekkością być tego typu hipokrytą, ale najwyraźniej należało nabrać swojego doświadczenia i voila (!) stawał się jednym z tych ludzi, którzy grają lepiej niż w szekspirowskim teatrze.
W innym wypadku przecież odmówiłby udziału w tej imprezie, bo tak nakazywał mu rozsądek, łącznie ze sponsorem, który swojego czasu dość stanowczo radził mu unikać okazji do zaćpania. Wręcz mu tłumaczył tym irytującym i protekcjonalnym tonem, że nie liczy się jego opór, a antycypowanie sytuacji, w której kokaina wejdzie na stół. Takich należało unikać, bo koło było bardzo proste- zaczynało się od prochów, skręcało w stronę alkoholu i gdzieś jak bohater dnia wchodziła nieodłączna agresja. Ten gość VIP nigdy nie zjawiał się przecież sam, należało ją czymś odpowiednio napędzić, a kokainą karmiło się wyśmienicie.
Te wszystkie nauki i kazania wywalał właśnie do kosza z pozostałymi resztkami ze stołu, gdzie znalazł się z Crane’em na jednej z tych imprez, które nie miały zostać odnotowane w raporcie. Po części dlatego były bezpieczne- całe towarzystwo miało za wiele do stracenia, by wysypać się przed kimkolwiek. Poza tym nawet straż i policja doskonale wiedziały, co robi się z kapusiami.
Dick nie chciałby nigdy znaleźć się po przeciwnej stronie barykady, bo przecież wystarczył drobny komentarz Vinniego na temat jego drogiej, byłej małżonki, by mógł sobie zwizualizować, co znaczy piekło kobiet, gdy zawrze się sakrament nie z tym mężczyzną co trzeba. Pod tym względem Ainsley miała szczęście, bo i owszem, Remington był gnidą, gwałcicielem (musiał to przyznać w myślach) i podłym człowiekiem, ale nigdy nie skrzywdziłby swojej żony. Nie w sposób zimny i świadomy, w białych rękawiczkach jak siedzący przed nią człowiek, który firmował się najwyższą w historii średnią w sprawach kryminalnych. Najwyraźniej jednak Richard miał pewne standardy, choć mogły one rozsypać się jak ta idealna kreska na ręce dziewczyny, która ledwo załapała się na pełnoletniość. Akurat tego był pewien- gliny aż tak nie szarżowały z tego typu kwestiami wiedząc za wiele o ruchu me too. Niezależnie od tego jej wargi faktycznie pewnie otulały niejednego towarzysza na tej sali i Dick poczuł się nagle brudny na samą myśl o niej w tych okolicznościach. Obrączka nadal paliła go żywym ogniem i pewnie jego żona powinna być z niego dumna, że nie zbliżył się zanadto do tego chętnego anioła, gdyby nie fakt, że podstawiała mu pod nos zupełnie inną zdradę.
Przecież to jej również obiecał i choć te słowa nie padły bezpośrednio w przysiędze małżeńskiej i nie wybrzmiały głośno, oboje wiedzieli, że to byłby schyłek ich małżeństwa. Z tego powodu delikatnie (jak na swoje standardy) odtrącił jej dłoń i sięgnął po alkohol. Tego też nie powinien próbować, ale przynajmniej szkody mogły być mniejsze, a przynajmniej (głupiec!) tak myślał czując się przez moment wygranym na loterii.
- Ktoś z naszej dwójki musi być przytomny- wytłumaczył Vinniemu pro forma, bo przecież wiedział, że mężczyzna orientuje się w drobnych problemach komendanta. Jego praca wymagała tego typu wiedzy i spychania Dicka w same czeluści piekła. Jak na razie zapierał się jak mógł, choć whisky dość prędko zatańczyła na jego języku, a Chelsea nagle wydała mu się śliczna.
- Za to cię wywalili? Za organizowanie takich imprez?- dopytał, bo i on szperał tu i ówdzie, a ciekawość może i była pierwszym stopniem do piekła, ale przecież mieli poznać się bliżej.
Przynajmniej tak zakładał Dick Remington.
ODPOWIEDZ