nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Wbrew obiegowej opinii, wcale nie był taki głupi na jakiego wyglądał. I wcale nie chodziło o to, że ukończenie studiów prawniczych (co z perspektywy czasu wydawało się wręcz śmieszne) wymagało od niego tak właściwie całej tej skomplikowanej obrony, a raczej o to, że Vinnie Crane z nadzwyczajną wręcz łatwością rozumiał, gdzie w szeregu jest jego miejsce. Owszem, czasem jego zdecydowanie nadmierna pewność siebie pchała go z buciorami do przodu aż za bardzo, ale zdarzało się to rzadko, i na dodatek powodowało, że miał potem wyrzuty sumienia. Twór w naturze pana komisarza niewystępujący, co finalnie doprowadzało albo do potężnego kaca, albo przynajmniej zatrucia pokarmowego tak solidnego, że podejrzewał, że musi mieć wrzody. No nie da rady inaczej.
Czy te wyrzuty przygnały go właśnie tego pięknego dnia do szpitala, w odwiedziny do swojej jedynej siostry, której przecież wcześniej nie widział tak długo, że okres ten zdążył zaliczyć pełnoletność? W pewnym stopniu pewnie owszem, choć Vinnie nigdy nie był typem tak ckliwym by się do tego przyznać. W zamian za to wybrał zachowania dla siebie bardziej naturalne, czyli przekupstwo, więc poza obiecanymi Julii paczkami fajek, wyposażył się zapobiegawczo w zapas słodyczy. Najwyżej przehandluje na oddziale za papierochy. Co za wstrętny nałóg.
Trzy razy sprawdzał w wiadomości o którą salę dokładnie chodzi. Pamięć miał dobrą, ale krótką, a nie miał zamiaru narobić sobie wstydu, wbijając komuś kogo w ogóle nie zna do sali, tak jakby byli najlepszymi ziomkami. Za to do siostry, a i owszem startował w ten sposób, przecież ona go zna i wie, jak życie z tak upierdliwym człowiekiem jak jej starszy brat wygląda. Charakterystycznie więc chciał wejść do sali na raz z całą swoją niesamowitą osobowością, po czym jednak przyszło mu się zderzyć. Nie, nie z rzeczywistością (a może i szkoda) a z drugim mężczyzną, który najwyraźniej właśnie ową salę opuszczał.
- O, pardon - cofnął się o krok i otaksował typa wzrokiem. Owszem, może za bardzo się z tym nie krył i mocno to było teatralne i przerysowane, ale ten typ tak już miał, a na dodatek uruchomił mu się gdzieś głęboko w środku zestaw małego rycerzyka i nagle dochodził do ciężkich wniosków o tym, że jeśli facet skrzywdzi jego siostrę, bla bla bla, takie tam. Na ten moment nie mógł się jednak przyczepić, wyględny był to całkiem człowiek, wysoki, twarz nie przypominająca żadnego z serdecznych przyjaciół Vinniego, których ten z takim zamiłowaniem zamykał regularnie w areszcie. Szczupły, widać że dba o siebie, a ciuchy śmierdziały drożyzną tak samo jak nieszczęsna bomberka od Prady Crane'a, choć musiał docenić, że był to zapach nieprzeszkadzający zupełnie, bo przecież nie raziły w oczy swoim luksusem. Oczywiście mowa zarówno o zestawie tego typka jak i o ulubionej bluzie komisarza. Nie witał się jednak, ani nie żegnał, bo najwyraźniej temu wysokiemu wystarczyły czułości z Julią.
A więc to on. Fagas jego siostry.
- To był ten twój przydupas? - zapytał bezpośrednio, podchodząc w końcu do Julii, która jak przystało na grzeczną (dobre, kurwa, sobie) pacjentkę, zajmowała karnie miejsce na łóżku. Postawił na jednym ze stolików obok dwie prezentowe torebki. - W jednej masz to-o-co-prosiłaś, w drugiej suweniry. Albo skorzystasz, albo przehandlujesz na oddziale za to-o-co-prosiłaś - prawie jak w Harrym Potterze, imię tego którego nie można wymawiać, czy jak to tam szło. Uśmiechał się jednak do siostry zupełnie rozbrajająco, a widząc jej zdziwioną minę, sam nagle udał zdziwionego.
- No co? Sama mówiłaś, że jesteś w więzieniu - a może nie do końca tak to szło? Postanowił więc bezpiecznie zmienić temat, bezgłośnie klasnął w dłonie i posadził zadek w nogach jej łóżka. - To jak się czujesz?
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Leżenie w szpitalu było gorsze niż pobyt w więzieniu. Tam na pewno mieli większy spacerniak, a czas uprzyjemniały sprzeczki z więźniarkami, więc nie szło się nudzić. Pewnie trudno było poczuć monotonię, gdy groziła kosa w plecy, a tu na oddziale Julia wręcz chorowała na bezczynność. Po raz pierwszy od czasu osiągnięcia pełnoletności (to było bardzo dawno temu) goniły ją żadne terminy, a jej głównym zadaniem był odpoczynek. Najwyraźniej ten jednak nie szedł w parze z panią Crane, bo po dwóch dniach była gotowa zabić pierwszego lepszego posłańca, który wpadnie do tej sali.
Jak dotąd szczęścia w tym zakresie miała niewiele, bo najpierw wpadł jej chłopak (tak, lubiła powtarzać to słowo, choć dla niej to wciąż była abstrakcja), a potem Flann, który miał całkiem dobre wieści o Desiree. Ich obu potrzebowała do przetrwania, więc zacisnęła zęby i udała, że nawet świetnie się bawi pośród tych wszystkich kabli czując ten nieziemski upał za oknami i dziękując Bogu i radzie nadzorczej szpitala w Cairns za sprawnie działającą klimatyzację. Najwyraźniej to ona broniła ją przed ostatecznym postradaniem zmysłów i ucieczką z tego miejsca.
Na samą myśl, że będzie musiała jakimś cudem przetransportować się do samochodu (pewnie uberem), który był pod galerią i zająć miejsce kierowcy w tym nagrzanym wozie stwierdzała, że ten szpital ma swoje zalety. Właściwie oprócz Flanna miał jedną i to dość konkretną w osobie jej lekarza, ale ten akurat nie narzekał na nudę ze względu na wszystkie przypadki na ostrym dyżurze, więc pozostawało jej karne czekanie do wieczora, gdy już zejdzie z tego piekła przyjęć i wpadnie do niej posiedzieć.
Nie sądziła jednak, że wcześniej od niego zmaterializuje się jej starszy brat, którego wprawdzie poinformowała, że jest w szpitalu, ale nie oczekiwała niczego w zamian. To przecież nie było tak, że nagle miała pogrzebać praktycznie całe swoje dorosłe życie i udawać, że są przykładnym rodzeństwem. Nie wiedziała czy kiedykolwiek będzie to jeszcze możliwe, ale musiała docenić, że zrobił dobry krok w tym kierunku i wpadł… jednocześnie niwelując to pozytywne wrażenie pytaniem, na które skrzywiła się teatralnie.
- Gdzie ty w ogóle byłeś wychowany?- już widziała ich matkę i jej reakcję na jego sformułowanie, które brzmiało jak z rynsztoku, a przecież jak ostatnio sprawdzała Vinnie Crane musiał mieć w zanadrzu inne słowa. Mniej obcesowe, poza tym chyba nie weszli jeszcze aż tak do swojego życia, by miała chwalić mu się relacjami z kimkolwiek.
- Nie. To był mój szef akurat- wyjaśniła więc spokojnie darując sobie jedną z tych fraz, że również przyjaźnią się z Flannem od lat, co mogłoby tłumaczyć jego zachowanie.
Pewnie gniewałaby się dłużej, ale na widok fajek zaświeciły jej się oczy i zgarnęła je od razu pod poduszkę. Słodycze przywitała z mniejszym entuzjazmem (jak tak dalej będzie tutaj jeść, nie zmieści się w sukienkę na wystawę), ale miał rację, zawsze mogła kogoś obdarować i wymienić na dobry towar. Ewentualnie przekupić Aidena, by pozwalał jej na samotne wycieczki na dach, choć coś czuła, że to miałaby ciężki okres do zgryzienia.
- To jest gorsze niż więzienie- zaznaczyła i westchnęła wskazując na swoją rękę, którą opatrywał sam plastyk. Ktoś by powiedział, że ze względu na jej malarską karierę, ale to raczej chodziło o ich zażyłe relacje. - Jak widzisz, ręka już praktycznie zagojona i nie widzę sensu ani potrzeby, by tu siedzieć- zauważyła nieco zgryźliwie, ale podejrzewała, że powód zawiera się właśnie w fakcie, że tkwi tu bezczynnie.
Tak bardzo, że rozważała ucieczkę przez okno jak za starych, gówniarskich czasów, gdy wymykali się przez werandę do ogrodu i palili pierwsze kradzione fajki. Kiedy to było i dlaczego jednak zdecydowali się dorosnąć?
Tego mogła pożałować, gdy patrzyła na Crane]’a i zupełnie nie wiedziała, jakim jest człowiekiem.
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Jeśli tylko, mniej lub bardziej szczęśliwie, istniała na tym świecie rzecz, której Vinnie Crane był świadomy jak żadnej innej, śmiało można było rzec że wie, że akurat na poletku bycia możliwie najlepszym starszym bratem, poległ zupełnie. A to ostatnie ma to do siebie, że zwykle się takiego absztyfikanta zakopuje sześć stóp pod ziemią, a słynący z zamiłowania do wygody Vinnie wcale nie wyglądał tego momentu z utęsknieniem. Ze starszym Crane’m sprawa wcale jednak nie była taka prosta. Wiele teorii na swój temat usłyszał. Że z samego piekła się urwał - co wcale nie było takie głupie. Ze nie ma serca. Że nie ma uczuć. Że jest jak jakiś pieprzony karaluch, którego można otruć, zdeptać, wytępić a on i tak się objawi, zupełnie niewzruszony. To też wcale nie było takie głupie. Niezależnie od wszystkiego, on wiedział, że dużo rzeczy w swojej relacji z Julią mógł rozegrać na tyle inaczej, że teraz nie byłoby im tak trudno. Jasne, doceniał tą specyficzną szansę, którą właśnie od niej dostawał. I jasne, zamierzał ją wykorzystać na swój własny, równie specyficzny sposób.
- Mówisz, że w anturażu hollywoodzkiego gliny mi nie do twarzy? - zapytał, choć nawet nie był zdziwiony, bo może uniwersum Vinniego działało na swoich własnych zasadach, ale nie był na tyle szalony by nagle spotykać się z myślą o tym, że byłby dobrym aktorem. Bo jak sama nazwa wskazuje, należałoby się wtedy odnajdywać w swojej roli, a Vinnie czuł się zmęczony już po pięciu minutach w butach posterunkowego półgłówka. Uśmiechnął się więc w jej stronę rozbrajająco i otaksował ją spojrzeniem. Jak na więźnia (sama zaczęła) jednego z lokalnych oddziałów szpitalnych, nie wyglądała wcale najgorzej. Wróć, Julia Crane, jak na Crane’ów przystało wyglądałaby dobrze nawet w swoim najgorszym momencie i mówcie co chcecie, ale była to świadomość całkiem krzepiąca.
- Wygląda na porządnego gościa - owszem, Vinnie człowiekiem całkiem inteligentnym był, i czasami można było pokusić się o stwierdzenie że oczytanym, ale kiedy przychodziło do - co sam szumnie nazywał - celebrytów, artystów i całej reszty otoczki branży rozrywkowej, nie miał zielonego pojęcia o mechanizmach, jakie tym kołem młyńskim napędzały. Przyglądał się więc jej pytająco, odrobinę tym wszystkim zdziwiony, choć bardziej chyba zainteresowany, bo jednak nie do końca mu było po drodze z myślą o tym, że Julia - malarka, artystka, przedstawicielka jednego z tych wolnych zawodów - będzie w tym wszystkim potrzebowała jakiegokolwiek przełożonego.
Zaśmiał się, kiedy jego siostra przyznała na głos, że pobyt w szpitalu jest gorszy niż więzienie.
- A co, reglamentują ci czas wyjścia na papierosa? - zapytał z tym swoim zadziornym uśmieszkiem. - Bo nie wyglądasz na specjalnie zmarnowaną obecnością tutaj - dodał, trochę pytająco. Rozejrzał się po sali, trochę tak jakby zwiedzał właśnie jedne z salonów z wnętrzarskiej rozkładówki a nie salę chorych w publicznym przybytku, po czym pokiwał głową z dosyć teatralnym uznaniem. Wcale nie było tutaj tak najgorzej, jakby jeszcze karmili po ludzku to sam by nawet zaczął planować takie małe wakacje, bo robota coraz bardziej dawała mu w kość, a przecież nie był najmłodszy. Wcale nie miał zamiaru zarzucać sobie przecież, że prowadzi nazbyt wyskokowy tryb życia i że może w końcu czas usiąść na czterech literach i o siebie zadbać, jak na człowieka u progu dojrzałości przystało.
- A skoro, jak twierdzisz, wszystko jest w porządku, to zaraz możemy pójść do ordynatora i zorganizować ci wypis na własne żądanie. Wiesz, ze mną takie sprawy to chwila-moment - wyszczerzył się do niej, po czym spojrzał w stronę drzwi. Analizował właśnie jak daleko mają stąd do jakiegoś miejsca, akceptowalnego jako palarnia, ale był przecież odpowiedzialnym starszym bratem (dobre sobie) i nie zamierzał jej werbalnie namawiać do niczego złego. Wystarczyło jednak, że ich spojrzenia spotkały się na dosłownie moment i kiwnął głową w stronę drzwi prowadzących na korytarz, po czym do kompletu zaserwował pytającą minę.
Ludzie uzależnieni zrozumieją.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Musiałaby skłamać, gdyby stwierdziła, że przez lata jej tego nie brakowało. Tej pieprzonej relacji, w której brat jest starszym opiekunem i chroni przed wszystkimi potworami. Szkoda, że to sprawdzało się jedynie, gdy była małą dziewczynką. Wystarczyło, że podrosła i nagle stała się dla niego niewidzialna, a to właśnie wtedy powróciły do niej monstra, które nie dały się tak łatwo przepędzić. Właściwie teraz jeszcze czasami wyglądały spod jej łóżka i sprawiały, że nie sypiała nocami przypominając sobie skrawek po skrawku, minuta po minucie. To dlatego trudno było jej zaufać komukolwiek i cudem odnaleziony po latach brat nie był żadnym wyjątkiem.
Nie, gdy Julia nauczyła się radzić sobie ze wszystkim sama i już teraz wiedziała, że mając partnera nigdy jednak nie straci swojej niezależności. To było jedyne, co miała przez praktycznie cały czas i to utrzymywało ją przy życiu na równi z fajkami.
- Może i by pasował, gdybym wiedziała, że jest prawdziwy. Nie może jednak być. Nie po tym jak zostałeś wytresowany, by być idealną kopią tatusia- stwierdziła z lekkim niesmakiem i żalem, bo ich ojciec jakoś z łatwością zapomniał o posiadaniu córki.
Coś, czego jako matka (niebiologiczna, ale wciąż) nie potrafiła przepracować w swojej głowie. Z tego też powodu wolała odłożyć to na bok i skupić się na Flannie, któremu mimo wszystko daleko było do porządnego gościa. Chyba, że za porządne uznaje się nieprzerwane zdradzanie swojej żony.
Uśmiechnęła się więc lekko.
- Flann pochodzi z jednej z bogatszych rodzin w Stanach Zjednoczonych. Jego matka jest jedną z największych ekspertek, dotyczących malarstwa na całym świecie. Można rzec, że wstrzelił się w jej gusta będąc artystą- parsknęła. - Poza tym przyjaźnimy się od kilku lat. Jest dobrym człowiekiem, ale nie nazwałabym go porządnym- westchnęła konspiracyjnie, bo przecież te wstawki o swoim szefie miały jedynie zakryć nałóg, który ostatnio dawał jej w kość. Już nawet nie chodziło o szpital, ale ciągłe trucie Aidena biernym paleniem było jej coraz bardziej w niesmak.
Z tego też powodu ograniczała się jak mogła czując się jednocześnie jak jedna z tych porządnych panienek na pensji, co wcale nie było takim miłym odkryciem. Jak i fakt, że nawet Vinnie nie mając z nią kontaktu przez te wszystkie lata zauważał, że wcale tak źle się nie czuje w szpitalu. Cóż, kwestia odpowiednio dobranego personelu, wśród którego najbardziej wyróżniał się pewien chirurg plastyczny. Miała nadzieję jednak, że będzie na tyle zajęty, że ta wizyta przebiegnie bez niezręcznego przywitania.
W końcu oboje jeszcze delikatnie poruszali się po pierwszych etapach związku, a znajomość z jej bratem również była na tyle świeża i niepewna, że niepotrzebnym było angażowanie go od razu w jej nowy związek.
- Przynajmniej mam szansę odpocząć przed wystawą, więc nie, nie jest aż tak źle- uśmiechnęła się lekko i rozejrzała uważnie. Mieli szansę zdążyć przed obchodem i przed skwarem, który nasilał się z godziny na godzinę.
- Możemy wyjść do szpitalnego parku, jeśli tak bardzo chcesz zapalić- i poderwała się z łóżka opierając się na zdrowej ręce. Mimo wszystko lekko zakręciło się jej w głowie. - Za szybko, zdecydowanie za szybko- wytłumaczyła się prędko, bo już czuła, że Vinnie może utkać całkiem niezłą historyjkę z tych jej zawrotów głowy.
- I skończ z tymi tekstami, że ty cokolwiek możesz- zauważyła cierpko. - Nie wiem czemu, ale facetom w twoim stylu wydaje się, że muszą cokolwiek załatwiać za dorosłą kobietę. Jeśli chciałabym stąd wyjść, już by mnie tu nie było i ani ty ani Aiden… - i urwała, bo akurat tego nie zamierzała mu mówić.
Nie musiał przecież wiedzieć, że istnieje ktoś taki jak jej chłopak i na dodatek pracuje tutaj w szpitalu, zwłaszcza że był policjantem i mógł te informacje wykorzystać w najgorszy, możliwy sposób.
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Czy tęsknił za rodziną? Drogi Boże, ile lat on w ogóle nie podnosił w myślach tego aspektu. Oczywiście, był człowiekiem i gdzieś tam głęboko pod skórą jak nic innego paliło go to, że nie może w tym temacie pochwalić się jakimikolwiek osiągnięciami, ale musiał przyznać, że na przestrzeni lat znalazł sobie całkiem wygodną wymówkę. Jego nowe życie. Tak różne od tego, co znał z domu rodzinnego. Owszem, takie osobistości jak Vinnie przecież nie dadzą sobie zrobić krzywdy, nigdy biedy czy realnego bycia w tarapatach zatem nie zaznał, ale lubił uważać, że jego światopogląd się zmienił. Został gliną. Służył społeczeństwu i bawiło go to doszczętnie nie dlatego, że był chodzącą antytezą tej służby. Bawiło go to, bo wiedział jakim upadkiem musiało to okazywać się dla Crane'ów. Miał być wszak olbrzymią gwiazdą lokalnej palestry, a został kim? Byle krawężnikiem, którego jak psa przepychali z miejsca w miejsce. Niczego jednak go to nie nauczyło. Lata minęły, postawił na siebie wymanewrowując żonkę z nowego, rodzinnego interesu i ogarniając się, że po drodze zdążył spłodzić nieodrodnego potwora. Czemu w trakcie rozwodu jego córka wybrała życie pod jego czułą opieką, nie wiedział do dziś. Znaczy, wiedział doskonale. Umiała ustawić się w ten sam sposób co tatuś.
Bystra dziewczynka.
Najwyraźniej pewien instynkt przetrwania mimo wszystko był u nich rodzinny, o czym przypomniał sobie dosyć nagle, kiedy Julia - jego rodzona siostra - wyciągnęła ze zgrabnego stosiku obelg tą najbardziej bolesną i piznęła nią mu prosto w twarz. Zacisnął rękę mocniej na fragmencie łóżka.
- Julia - westchnął, co zapewne pozwoliło mu na zebranie na końcu języka całkiem sensownego zdania. - Byłoby milej, gdybyśmy nie zaczynali od obrażania się wzajemnie w drugim zdaniu. Wiem, że nie jestem najbardziej udanym egzemplarzem dobrego człowieka - urwał, chyba wyłącznie po to by w całym arsenale swoich zalet, których z pewnością nikt nie mógł mu odmówić, znaleźć tą jedną, konkretną. I oto jest. Voilà.
- Ale nigdy nie zostawiłbym swojego dziecka - czy właśnie po raz pierwszy w ogóle przyznał się do tego, że owe posiada? Chyba się jeszcze sam na tym nie przyłapał, taki był z niego tatuś roku.
- Powinienem pewnie podejrzewać, że to naprawdę dobra partia - zaśmiał się lekko po tym, jak Julia zaprezentowała krótką biografię swojego przełożonego. - Choć tak właściwie to jedyną kluczową informacją byłoby to, czy dobrze się wam współpracuje - uśmiechnął się lekko. Fakt: Vinnie nie był wścibski. Owszem, miał czasami jakąś taką natrętną manierę pakowania nosa w zdecydowanie nie swoje sprawy, ale póki chciał - a przynajmniej próbował - zrobić na swojej siostrze dobre wrażenie, nie zamierzał się z tym wychylać, przystając jedynie na taką dawkę informacji, jaką otrzymywał od Julii. Przecież to wcale nie było tak, że w opcji, gdyby bardzo go korciło, wystarczyło prosto stąd zajechać do firmy i sprawdzić każdego, jednego o kim mieliby tu rozmawiać. Był XXI wiek, a Vinnie był na tyle upierdliwym typem, że nikt by mu nawet nie zarzucił przekraczania uprawnień.
- Twój wypadek w żaden sposób nie wpłynie na wystawę? - zainteresował się, co wcale takie naturalne dla Vinniego nie było. - Gdybyś potrzebowała jakiejkolwiek pomocy to mów śmiało. Może nie wyglądam, ale bywam całkiem przydatny w sytuacjach beznadziejnych - skromny również bywał tylko czasem. Nie, żeby od razu uważał się za niezastąpionego, czy jednego z tych co to rzeczy niemożliwe załatwiają od ręki (a cuda zajmują mu trochę czasu), ale lubił czuć się potrzebny. Tym bardziej, że nie chciał by ich relacja z Julią - tak powoli odbudowywana - miała być tylko taką przelotówką, gdzie pojawiają się w życiu tego drugiego mocno okazjonalnie.
Na jej propozycję pokiwał twierdząco głową, wyciągnął - jak na dżentelmena przystało - dłoń w jej stronę by jej pomóc i pewnie oferowałby się z przeprowadzeniem jej tak przez całą trasę, gdyby jednak nie zatrzymało ich lekkie opadnięcie z sił.
- Co się stało? - powinna docenić, że jej brat nie dorabiał sobie zaraz historyjki o ciąży czy innej śmietelnej chorobie. Vinnie zwykł uważać, że jest jednak człowiekiem prostym i wszystko od każdego potrzebuje po prostu usłyszeć wprost, bez żadnych domysłów czy snucia historii bez pokrycia. - Widzę, że ten szpital w twoim przypadku to wcale nie jest takie ostatnie rozwiązanie. Już w porządku? - tyle bowiem wystarczyło, by realnie przejął się stanem jej zdrowia. - Jeśli wolisz, możemy tu zostać. Mogę cię też długo nie niepokoić, żebyś mogła sobie odpocząć - w końcu tak po prawdzie wpadał tutaj jak do siebie, nie pytając jej nawet o to czy pora oby była odpowiednia.
- I hej, pani niezależna - wciął się jej w słowo, bo niczego na świecie nie nienawidził tak jak sugerowania mu, że można zapakować go do jednego wora z resztą mizoginów i zostawić im na poważnie. - Nie mam najmniejszego zamiaru przechwalać się ani nazwiskiem, ani numerem karty kredytowej ani nawet fuchą. Choć tym ostatnim w sumie, mógłbym - posłał jej zaczepny uśmieszek. - Znam ordynatora. Grywałem z nim kiedyś w golfa, można powiedzieć że to mój całkiem dobry kolega - golf oczywiście był w tym momencie jedynie doskonałą wymówką, bo bardziej pewne było że rzeczony pan ordynator bywał gościem na wszelkich przyjęciach przez Vinniego organizowanych, niby głośnych, niby słynnych, a tak naprawdę przez dyskrecję całego towarzystwa, dobrze zamiecionych pod dywan. Tym akurat siostrze chwalić się nie zamierzał. Uśmiechnął się tylko przekornie, kiedy z jej ust padło męskie imię i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Wysypałabyś się na pierwszym, lepszym przesłuchaniu - wcale nie miał jej tego za złe.
Nagle zachciało mu się nawet odrobinę pobyć wścibskim.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Nie była pewna, skąd wynika jej złość w stosunku do niego. Owszem, mogła się z łatwością usprawiedliwić tym, że przez te wszystkie lata nie utrzymywał z nią kontaktu wybierając stronę rodziny, ale z drugiej strony właśnie minęło już wystarczająco dużo czasu, by odpuścić. Nie takie rzeczy Julia musiała sobie odpuścić, by dojść do etapu, w którym była teraz. Nigdy nie zostałaby malarką, gdyby nie przepracowała pewnych traum. Może i byłaby jak jedna z tych nieżyjących legend, bo skończyłaby albo uzależniona albo martwa. Tymczasem wyglądała nawet na łóżku szpitalnym całkiem nieźle i Vinnie poniekąd miał rację, że te przytyki z jej strony do niczego dobrego nie doprowadzą.
- Przepraszam. Nie wiedziałam nawet, że masz dziecko- właściwie w tym aspekcie oboje mogli sobie podać dłonie, bo i on nie wiedział, że Julia ma córkę i że mogłaby mieć też biologiczne dzieci. Nie sądziła, zresztą, że kwestię tego drugiego kiedykolwiek mu wyjaśni. Nie czuła aż takiej potrzeby uzewnętrznienia się przed rodzeństwem, zwłaszcza że Crane i tak zdawał sobie sprawę, że jej życie nie należało do tych wyśnionych w katalogu dobrych panienek. Czasami zastanawiała się jakby to było, gdyby faktycznie przyszło jej żyć według takiego szablonu. Zapewne teraz miałaby męża, może dziecko i hobbystycznie zajmowałaby się malarstwem, bo przecież nikt nie brałby na poważnie jej bohomazów. Nie mogła więc żałować, że tak potoczyło się jej życie, bo mimo wszystko sztuka wygrała.
Za okrutną wręcz cenę, ale nigdy nie była aż tak małostkowa, by to aż tak liczyć.
Uśmiechnęła się lekko, gdy stwierdził, że z Flanna byłaby dobra partia.
- Jest w porządku. Przyjaźnimy się, więc współpraca układa się doskonale- przyznała zgodnie z prawdą, nawet jeśli ostatnio zastanawiała się nad tym, by być bardziej niezależna. Może wynikało to głównie z faktu, że leżała tu dość bezczynnie, co na dłuższą metę doprowadzało ją do szaleństwa. Ktoś odważył się zatrzymać pędzącą lokomotywę, jaką była Julia Crane i to była jedna z tych lekkomyślnych decyzji, bo po jednym dniu tutaj chciała swoją energią rozsadzić szpital.
- Nie, wystawa toczy się w swoim tempie. Musiałam ją nieco przesunąć ze względu na napaść na panią onkolog. Pewnie słyszałeś- w końcu pracował w policji, choć Julia zupełnie nie wiedziała, skąd i dlaczego się tam wziął. - To dziewczyna Flanna- wyjaśniła i chyba powinna na tym poprzestać, a nie podnosić się tak gwałtownie z łóżka, bo w momencie poczuła, że ma mroczki przed oczami.
Wiedziała, że to leżenie źle na nią wpływa, ale nie sądziła, że aż tak bardzo. Złapała go jednak za rękę.
- Daj mi minutę. Ogarnę się- sięgnęła po wodę i na telefon. Zazwyczaj o tej porze Aiden zjawiał się na chwilę i poważnie zastanawiała się nad propozycją brata, by wpadł w innym terminie. Nie ze względu na samego lekarza, po prostu sama się jeszcze nie oswoiła z tym, że Vinnie jest na nowo w jej życiu. Mimo wszystko musiała jednak parsknąć, gdy zaczął jej sprzedawać wizję porządnego człowieka, który grywa w golfa.
- Tak, zdecydowanie stąd się znacie. Nie mam już piętnastu lat, Crane- spojrzała na niego i na moment było jak kiedyś, a oni byli nastolatkami, którzy się całkiem dobrze rozumieją. Przywołał ją jednak do porządku sam, gdy stwierdził, że wysypałaby się na każdym przesłuchaniu. Przed oczami stanęła jej praca w Shadow i wszystko to, czego kiedyś była świadkiem.
Jedyne dobre wspomnienie stamtąd wiązało się z mężczyzną, który stał na progu do jej sali i który sprawił, że znowu się uśmiechnęła.
- Cześć. Jak dyżur?- póki był ubrany w biały kitel zachowywała się dość powściągliwie, ale wyciągnęła do niego rękę i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie uniknie jakichś szczątkowych informacji o mężczyźnie, który z nią siedział. Głównie dlatego, że nie chciała powtórki z sytuacji z Adamem w swojej kartotece. - Aiden- imienia też użyła specjalnie, skoro już zaczęła przy Vinnim - poznaj mojego brata- i jak bardzo Julię korciło, by powiedzieć, by go poznał i najlepiej o nim zapomniał.
Nie chciała jednak być taka dosłowna.
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Z natury nie bywał złośliwy. Czasem nawet, gdzieś głęboko w myślach, żartował sam przed sobą, że to całkiem się szanownemu Stwórcy udało, że z całego arsenału złych cech wpakował mu wszystkie, po macoszemu pozostawiając tak nieznaczącą poza jego zasięgiem. Najwidoczniej i w tym był jakiś wyższy cel, i choć myśli Vinniego nieczęsto zahaczały o takie uduchowione motywy, właśnie łapał się na tym, że i to powinno mieć jakiś sens. Szczególnie, kiedy wystarczyło jedno jedyne wspomnienie jego dziecka, by z tego chmurnego gościa, któremu coś było wyraźnie nie w smak, nagle rozpromienił się na tyle, jakby w jednej chwili ktoś wyciągnął całą listę jego zasług.
- O, to już dorosła dziewczyna - zauważył jakoś tak nostalgicznie, trochę tak jakby etap przejścia od słodkiego dzieciątka do dojrzałej (jak głosiła legenda i pewnie sama zainteresowana) kobiety minął zdecydowanie zbyt szybko i sam ojciec nie zdążył go nawet odpowiednio zarejestrować. - I pewnie nawet w kwestii radzenia sobie w życiu mogłaby nakopać mi do tyłka - uśmiechnął się, i nawet delikatnie zaśmiał. To musiało być w pewien sposób urocze kiedy Crane, przez większość czasu zgrywający takiego twardziela, nagle rozckliwiał się zupełnie na samo tylko wspomnienie swojej córki. Musiał się jednak wziąć w garść, przecież nie przyszedł tutaj na żaden wieczorek zapoznawczy - choć przecież z własną siostrą - a na raczej towarzyską wizytę. Miało być sympatycznie. Wróć, powinno być sympatycznie. - Nie gniewam się w każdym razie - uśmiechnął się zatem do kompletu szerzej. Przecież nie mógł zaczynać reanimowania swojej relacji z Julią od strojenia fochów. Co więcej, nie było to zupełnie w jego stylu. Nagle więc okazywało się, że jest jak jeden z tych typowych, nadopiekuńczych starszych braci, który to z wyjątkową wręcz ciekawością przysłuchują się co to słychać z życiu tego młodszego rodzeństwa.
A przecież było tak, jakby zaczynali kompletnie od zera. Jak dwójka malutkich dzieci, która poznaje się pewnego pięknego dnia po raz pierwszy i od tej pory dostaje przykaz z góry, by się o siebie wzajemnie troszczyć. Z tym zapasem wygód, że potrafili się już komunikować werbalnie na poziomie pozwalającym na zadowalającą rozmowę.
- Mogłem podejrzewać, że byle przeciętny szef nie zaglądałby do szpitala do swojej podopiecznej - uśmiechnął się lekko, choć pewnie w sposób odrobinę chociaż sugerujący, że tak, owszem mógłby dopatrywać się w tym jakiegoś drugiego dna. Przecież wcale nie tak trudno dorobić sobie jakąś historię o tym, że ta ich cała przyjaźń tak naprawdę ma podłoże dużo mniej platoniczne. Choć, nawet gdyby i to miało być prawdą, kim do licha był Vinnie Crane by to oceniać?
- To dobrze. Koniecznie dawaj znać, kiedy nastąpi czas by trochę się odchamić - zaśmiał się w głos. Brzmiało pewnie tak, jakby Vinnie, razem z wykonywanym przez siebie zawodem przejął nagle pewien stereotyp człowieka, który wszelką sztuką gardzi tak mocno, że nawet nie czyta książek. Tak źle z nim jednak nie było, ale nie zamierzał się również teraz nagle tym szczycić. - Jasne, że słyszałem. Ta sprawa rozgrzała przecież całe miasto - skinął głową. - Mogę powiedzieć, że jestem na bieżąco. Przecież większość wydziałów z dnia na dzień dostała wręcz zapalenia… wszystkiego - wzruszył ramionami lekko przepraszająco. Pewnie mógłby właśnie zacząć nawet cokolwiek więcej o tym opowiadać - sam się wszak sprawą nie zajmował, ale nie było opcji żeby cokolwiek związanego z łamaniem prawa ominęło akurat jego.
- To możesz wyglądać jeszcze lepiej? - rzucił w jej stronę komplement, oprawiając go idealnym wręcz uśmieszkiem. I dał jej tą minutę, nawet pół wieczora mógłby jej dać gdyby tylko była taka potrzeba. I nie zamazywał tego najlepszego-uśmieszku-Vinniego-Crane’a kiedy Julia przyłapywała go na tym, że o golfie wie tyle, że robi się to na trawie, i używa się do tego kija.
- No co? Ja bardzo lubię grać w golfa - wyszczerzył się szeroko, wysoce zadowolony z tego, że zapowiada się, że po pełnoletniej już przerwie w znajomości mają w końcu jakiś wspólny, prywatny żarcik ale wtedy oto okazało się, że Julia nie dość, że wysypałaby się na pierwszym lepszym przesłuchaniu, to jeszcze wkopałaby wszystkich swoich kumpli.
Choć na widok tego całego Aidena, jedynie serdecznie się uśmiechnął, skinąwszy głową na powitanie.
- Vinnie - zawtórował za swoją siostrą, skoro już postanowiła go przedstawiać, zapominając po drodze że warto zacząć od personaliów. - Jak już zdążyliśmy ustalić, ja jestem bratem tej oto gwiazdy - zaśmiał się, wskazując głową na Julię. - A mam przyjemność z…? - bo, żeby ustalić że mężczyzna jest lekarzem, wcale nie wymagało bycia najlepszym (i równie skromnym) gliną w okolicy, pytanie jakie stanowisko piastował w prywatnym życiu jego siostry. Musiał jednak przyznać, że najwyraźniej wystarczyło by młodsza Crane jedynie pojawiła się w jego życiu, a kiedy przychodziło do takiego momentu, czuł się odrobinę niezręcznie, trochę jakby to on wtargnął w sam środek jakieś miłosnej (na Boga, iluż można mieć przyjaciół!) schadzki i teraz czuł się jak piąte koło u wozu. Nie zamierzał przeszkadzać, ale wszak był dobrze wychowanym (małym) chłopcem i postanowił zostać, choć chwilę, by dopełnić pełnego aktu zapoznania.
Odzyskiwanie rodziny najwyraźniej wcale nie było takie łatwe.
ODPOWIEDZ