kelnerka — salsa bar and grill
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I wonder, when you sleep are you ever dreaming of me?
009.
Miała zamiar zachowywać się tak jak Marcy uznał za słuszne – jak gdyby nic takiego się nie stało, a Nash nie zobaczył nic, czego jego oczy nie powinny ujrzeć. Jakby zaczął drążyć temat albo próbować ją podpuszczać, udawać głupią. W końcu tylko rozmawiali ze sobą przy barze, spotkawszy się tam zupełnie przypadkiem i postawił jej drinka, jak na dobrego szefa kuchni dbającego o morale przystało. Nie miała jednak zamiaru się z tego spowiadać kelnerowi i ta historyjka miała stanowić jedynie usprawiedliwienie w jej głowie. Od samego wejścia do pracy typ utrudniał jej zachowywanie spokoju i pozoru zblazowania. Zaczepiał ją, gdy byli sami, podpuszczał i irytował na milion różnych sposobów. Starała się jak mogła nie okazywać niczego przy innych członkach załogi ani przy gościach, choć on nawet przy tych drugich nie szczędził sobie z wierzchu niewinnych komentarzy, które od spodu podszyte były różnej maści insynuacjami. Miała ochotę go zbesztać za brak profesjonalizmu, ale ze swoją impulsywnością i niewyparzoną gębą obawiała się, że wymsknie jej się coś, co wymsknąć się nie powinno. Nie byłaby to pierwsza taka sytuacja w jej życiu, gdy w emocjach powiedziała coś, czego nie dało się już cofnąć, więc nie mogła się wówczas wkurwiać ani mieć żal do nikogo innego niż siebie.
Oczywiście kilka razy przeszło jej przez myśl, że wszystko to, co stało się po przespaniu się pierwszy raz z Marcy’m (a może nawet łącznie z pierwszym razem) było błędem godnym tej Eleny, którą już nie chciała być. Tej nastawionej na szukanie w życiu tylko i wyłącznie przyjemności, bez baczenia na konsekwencje i wpływ, jaki jej decyzje miały na najbliższe otoczenie. Nigdy nie da sobie zapomnieć do czego to doprowadziło. Nie była z tych, co szukają w życiu znaków i to nimi się kierują, nie wierzyła w horoskopy ani manifestację, ale no, jeśli by miała zacząć to to wszystko można było interpretować jako jeden wielki czerwony stop na drodze. Co wcale jej humoru nie poprawiało. Nawet jakby mu powiedziała, że to koniec to nic by się nie zmieniło. Nash jeszcze przez pewien czas by ją wkurwiał, może nawet wymyśliłby coś, co by jej uprzykrzyło życie, na przykład rozpowiedział wszystkim pracownikom o tym, co widział. Nikt by jej nie zwolnił, ale sympatii by tym sobie nie zaskarbiła też. Mogłoby się skończyć tym, że by musiała sobie szukać innej roboty, bo byłaby tą odstającą częścią, a w dobrej restauracji wszyscy muszą być zgranym zespołem. Na Marcy’m by to się tak nie odbiło, bo, po pierwsze, był facetem, a po drugie, dużo łatwiej wymienić kelnerkę, nieważne jak dobrą niż znaleźć przyzwoitego szefa kuchni. A nazywanie go przyzwoitym było gigantycznym niedopowiedzeniem. Nie dało się więc nic za bardzo zaradzić na obecną sytuację bez pogarszania jej. Nie zmieniało to jednak faktu, że Lenny była wkurwiona i przy pierwszej okazji, kiedy się mocniej przerzedziło, uciekła na fajkę.
Hej — burknęła do Marcello, który oczywiście też tam już był, bo i on miał mniej do roboty. Jej wybitnie chujowy nastrój dało się od niej wyczuć na kilometr. Nie mieli ze sobą wcześniej za bardzo styczności, mijali się praktycznie całą zmianę. Na jego widok wcale nie zrobiło jej się lepiej, właściwie to wręcz odwrotnie. Kilka razy próbowała odpalić papierosa swoją zapalniczką, ale coś nie szło, nie chciała zaskoczyć. — Kurwa — przeklęła i schowała ją ze złością do kieszeni, aż fartuch jej się przekrzywił. Poprawiła go szybko i wyciągnęła zamiast tego niewygodną do odpalania fajek zapalniczkę, którą odpalali świeczki jak się robiło ciemno. Nie miała zamiaru prosić Marcy’ego dzisiaj o nic.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
011.
Trudno stwierdzić, czy można było to uznać za słuszne. Wydawało mu się jednak, że tak naprawdę nie mają innego wyjścia niż w razie konieczności po prostu udawać, że nie mają pojęcia, o co mu chodzi. Próby przedstawienia swojej własnej (przekłamanej dla swojej wygody i podtrzymania tajemnicy) wersji byłby z marszu odebrane za podejrzane i mogłyby skłonić mężczyznę do przemyśleń, nawet jeśli faktycznie nic takiego nie widział, więc był to plan spalony już na starcie, którego nie warto było brać pod uwagę. Mogli — a raczej jedno z nich mogło, bo gdyby robili to oboje to znowu, mogłoby to podsycić wyobrażenia w głowie Nasha — udawać chorych i zrobić sobie kilka dni wolnego, poczekać aż to przycichnie i Nash zapomni o tym, co ewentualnie widział. To jednak też wydawało się nie do końca rozsądne. Po pierwsze dlatego, że Marcy nie bardzo miał taką możliwość, a dla Lenny oznaczało to brak wypłaty i napiwków, a po drugie dlatego, że po prostu wydawało się to cholernie dziecinne. I niestety, nie dawało to żadnej gwarancji, bo po powrocie mogłoby okazać się, że sprawa zamiast ucichnąć, to stała się przedmiotem plotek większej ilości ludzi, niż ktokolwiek zakładał.
Wiedział, że nie jest to rozwiązanie idealne. Wiedział też, że jemu będzie łatwiej sobie z tym radzić. Nawet jeśli Nash wydawał się być bezczelnym i dość zuchwałym gościem, to jednak prawdopodobieństwo, że będzie próbował zaczepek w jego kierunku było nikłe. Mimo wszystko Marcy był zdecydowanie wyżej w hierarchii niż kelner i nawet jeśli nie zarządzał obsługą sali, to i tak miał większe możliwości wykorzystania swojej pozycji — czego nie zamierzał co prawda robić, ale cholera wie, co może wyjść w praktyce. Do tej pory nigdy nie była w takiej sytuacji i nie miał pojęcia, jak z tym handlować.
Miał tyle pracy, że prawie zapomniał o tym bałaganie — było to szczególnie łatwe, że właściwie nie widział na oczy Nasha. Lenny od czasu do czasu mu gdzieś mignęła i w tych momentach poświęcał krótki moment na to, aby spróbować rozgryźć, jak sytuacja prezentuje się u niej. Nie było to jednak możliwe, skoro nie zamienili ze sobą praktycznie słowa i każde z nich było zajęte — podobno bywa tak w pracy, szczególnie w gastro w ładny dzień, gdzie można już odetchnąć pełną piersią bez obaw o poparzenia wewnętrzne od upału, wypić drinka w ogródku i zjeść coś ze znajomymi. Na podobny pomysł chyba wpadło pół miasta, bo mieli komplet rezerwacji na najbliższych kilka dni, w tym ten obecny. Ucieczka na fajkę była wyzwoleniem i wybawieniem, szczególnie że od początku zmiany nie miał jeszcze ku temu okazji.
Hej — odpowiedział jej tym samym, a jego brwi nieznacznie drgnęły ku górze, gdy usłyszał ton jej głosu. Nie skomentował go jednak od razu, zaciągnął się po raz kolejny papierosem wypalonym już do połowy, bez słowa obserwując jej zmagania z zapalniczką, którą planował jej użyczyć, co robił dość często, ale najwyraźniej postanowiła być samodzielna.
Co jest? — zapytał lakonicznie, odwracając się nieco w jej stronę i wyciągając kolejnego papierosa ze swojej paczki.

elena castellano
kelnerka — salsa bar and grill
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I wonder, when you sleep are you ever dreaming of me?
Wypieranie się jakichkolwiek romantycznych konotacji spotkania, którego świadkiem był Nash rzeczywiście było ich jedyną opcją. Nie rękami i nogami, bo czyniłoby to tę sytuację jeszcze bardziej podejrzaną, a być może nawet jednoznaczną w oczach kelnera. Trzeba było dobrze to rozegrać i zachować spokój i za jakiś czas by mu się znudziło. Albo i nie, wszystkim by rozpowiedział i musieliby radzić sobie z konsekwencjami. Które może Lenny w swojej głowie wyolbrzymiała, ale i tak wolałaby nie ryzykować mierzenia się z nimi, jeśli mogła tego uniknąć. Także pozostawały spokój, udawanie, że nic dziwnego nie miało miejsca i te sprawy.
Wszystko to brzmiało dobrze w teorii, ale było cholernie skomplikowane do wcielenia w praktyce. Szczególnie, kiedy nie grzeszyło się cierpliwością i miało nie lada temperament. Starała się nad nim za wszelką cenę panować, ale stawało się to trudniejsze z każdym kolejnym komentarzem Nasha. Robiła się coraz bardziej wkurwiona. Na niego. Na siebie. Na Marcy’ego. On sobie stał i gotował w tej kuchni, podczas gdy ona musiała znosić jakże elokwentne wrzutki ze strony kelnera i udawać, że jej to nie rusza specjalnie, jedynie irytuje jego gówniarskie zachowanie, na które nie powinno być miejsca w restauracji. Powiedziała mu kilka razy, że jest w chuj nieprofesjonalny i dziecinny, ale wolała go zbyt mocno nie rozjuszać ani, tym bardziej, iść się na niego poskarżyć do managerki sali. Miał za dużą władzę w tej sytuacji. Więc pozostawało jej trzymać swój gniew w środku, emocje na wodzy i myśleć o tym jak rozładuje to napięcie jak wróci do domu. Na razie musiały wystarczyć jej tymczasowa ucieczka i papierosy. (Nie)spodziewane towarzystwo Marcy’ego zdecydowanie nie pomagało.
Prychnęła na jego pytanie i schowała zapalniczkę po tym jak udało jej się w końcu odpalić fajkę. No o co mogło kurwa chodzić? Przekrzywiła głowę, przyglądając mu się z lekkim niedowierzaniem i wciągając dym w płuca.
Serio się mnie pytasz? — fuknęła na niego z niezadowoleniem. Jego pozorne wyluzowanie tylko mocniej ją denerwowało w tej chwili. Stopą wybijała nerwowy rytm i wyglądało na to, że nikotyna w niczym jej jak na razie nie pomaga. Może zrobiłoby się jej lepiej jakby go nie było obok i miała w końcu chwilę dla siebie, którą mogłaby spędzić w ciszy. Ale skoro tu był to przyszło mu być ofiarą jej złości. — Nie o to, że mamy ręce pełne roboty — podsunęła mu w ramach podpowiedzi. Przez to, że była dzisiaj rozkojarzona i nie mogła się skupić na swoich gościach tak jak zwykle miała w kieszeni znacznie mniej pieniędzy w kieszeni niż powinna, co było dodatkowym czynnikiem dokładającym się do jej parszywego humoru. — Może… Ale tylko może chodzi o to, że Nash jest nieznośnym dupkiem — wyrzuciła z siebie w końcu, bo nie mogła czekać aż Marcy sam to powie. Pewnie jeszcze z dziesięć sekund by milczał zanim w końcu by się odezwał. Zwykle nie miała z tym zbyt dużego problemu, ale dzisiaj każdy detal ją irytował. — Jego komentarze są przezabawne. Serio, nadaje się do kabaretu — dodała i kolejny raz zaciągnęła się papierosem. Żałowała w tej chwili nieziemsko, że nie ma nigdzie skitranego skręta, który tak porządnie by ją uspokoił i pomógł się wychillować. — A Ty jak się bawisz? — zapytała szorstko. Skoro tak miło pytał to niegrzecznie byłoby nie odwzajemnić się tym samym.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Palił swojego papierosa, czekając aż Lenny upora się ze swoim i się w końcu odezwie. Domyślał się, co mogło ją wkurwiać w trakcie pracy. Tak samo jak podejrzewał w jakimś stopniu, że to pytanie tylko dodatkowo ją wkurwi. I jej zirytowane prychnięcie całkiem nieźle to potwierdziło, jednak nie zamierzał wcale tego pytania cofać, bo mimo tego wszystkiego, nie do końca rozumiał, dlaczego jest przy okazji wkurwiona na niego. Jakby co najmniej zaplanował ten cały bałagan, ściągając Nasha na plażę, albo przynajmniej sprowokował dwuznaczną sytuację specjalnie tak, żeby kelner to widział.
Na to wychodzi — skinął lekko głową, a jego głos nadal brzmiał bardzo spokojnie. Jakby co najmniej nie był świadomy, że stąpa po cienkim lodzie. Najwyraźniej jego instynkt samozachowawczy wziął sobie wolne na razie, bo brnął w to dalej, zamiast na przykład spróbować ją… Właściwie co? Uspokoić? Pocieszyć, wesprzeć? Sam fakt, że to się w ogóle pojawiło w jego głowie było dla niego strasznie abstrakcyjne. Nie był człowiekiem, który się angażował i zazwyczaj przychodziło mu to bardzo naturalnie. Nie musiał się specjalnie wysilać, a w tym momencie miał wrażenie, że musiał się zapierać rękami i nogami, aby nie pójść w tym kierunku.
Podejrzewam, to całkiem normalny stan rzeczy — skomentował, zapewne po raz kolejny zdecydowanie niepotrzebnie. Ale przecież dał jej znać tym samym, że był świadomy, że nie jest to główny powód jej zirytowania. Mogło być to uciążliwe, gdy miało się gorszy dzień, ale nie na aż taką skalę. — To bardzo przekonujące może — odwrócił się w jej stronę w końcu, bo do tej pory patrzył sobie przed siebie, jak w sumie dość często robił, podczas ich pogawędek podczas palenia. Między innymi dlatego, że rzeczywiście starali się w takich momentach zachowywać pozory tego, że traktowali się jak koledzy z pracy. Albo raczej: że on traktował ją, jak wszystkich innych, których rzadko zaszczycał spojrzeniem czy formułowaniem do nich pełnych, rozbudowanych zdań.
Mam mu zaproponować zmianę kariery? — być może było to nieco bezczelne z jego strony, aczkolwiek jej odpowiedzi nadal nie do końca rozjaśniły mu sytuację, gdy nietrudno było zauważyć, jak mocno w tym wszystkim jest też wkurwiona na niego.
Ja? — zapytał, wyraźnie zaskoczony, jakby co najmniej dziwne było, że nagle się interesuje jego sampoczuciem. — Wspaniale. Zawsze dobrze się bawię, gdy ktoś się wkurwia na mnie za coś, na co nie mam żadnego wpływu — jego głos niby nadal był bardzo spokojny, chociaż tym razem dodatkowo pojawiła się w tym ironia. Tak, instynkt samozachowawczy nadal był na urlopie.
Polecam, naprawdę super rozrywka — dodał, gasząc kolejnego papierosa i odwracając się do niej, żeby stać do niej przodem. — Przykro mi, że Nash jest dupkiem. Ale dobrze wiesz, że gówno mogę na to poradzić, więc nie rozumiem, dlaczego zachowujesz się, jakbyś była obrażonym dzieciakiem, bo wytrąciłem Ci z ręki loda i upadł na piasek — spojrzał na nią pytająco, bo trochę zaczynała go wkurwiać ta zabawa.

elena castellano
kelnerka — salsa bar and grill
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I wonder, when you sleep are you ever dreaming of me?
Nie był bez winy, tak samo jak ona, ale jej chujowy nastrój nie kręcił się tylko wokół niego. Bardziej niż na niego była wkurwiona na całą tę sytuację. On był tylko (nie)winą ofiarą jej złości, która nie miała innego ujścia. Nie mogła odreagowywać na Nashu, nie mogła iść do domu, nie mogła tłuc naczyń bez wzbudzania podejrzeń, nie mogła uderzyć w nic kilka razy, nawet w ciasto na chleb. Pozostawało jej więc palić i prychać na jego głupie pytania. Miała świadomość, że zachowuje się jak niedojrzała gówniara, ale chwilowo jej to w najmniejszym stopniu nie obchodziło. Chciała sobie po prostu ulżyć, nie licząc się z konsekwencjami swoich działań. Była to jej jedyna szansa i okoliczności by to zrobić. Jakby tego nie uczyniła i za kilka minut usłyszała kolejny komentarz ze strony Nasha, który musiałaby zbyć wzruszeniem ramion albo się odgryźć nie przyznając się do tego, że jego podejrzenia są prawdziwe, mogłaby wybuchnąć.
Jego odpowiedzi jednak wcale jej nie pomagały i jedynie doprowadzały ją bliżej granicy, za którą czekało oderwanie kelnerowi jego głupiego, zakutego łba i kopnięcie Marcello w goleń. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, kiedy znów się odezwał. Zacisnęła na chwilę szczękę, ale musiała się znów zaciągnąć, żeby spróbować nad sobą zapanować, chociaż trochę.
Mógłbyś zasugerować — stwierdziła, wcale nierozbawiona jego pytaniem. Wręcz przeciwnie. Co miała mu powiedzieć? Że Nash przekraczał granice dobrego smaku i jakiegokolwiek profesjonalizmu? Pytał czy jest następny w kolejce jak szefowi kuchni się już znudzi i temu podobne? No nie zamierzała mu mówić. Nie doszedł do grożenia, że ich wyda i żądania czegokolwiek w zamian za swoje milczenie. Wówczas byłaby bardziej przerażona niż wściekła. Nie chciała jednak myśleć o tym, że może do tego dojść.
Tak, Ty. Nikogo innego tu nie ma – zauważyła i tym razem to ona się odwróciła tak, żeby stać do niego bokiem. Wlepiła wzrok w śmietnik naprzeciwko nich, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc i wzięła głęboki wdech, a potem wypuściła powietrze z westchnieniem. Kolejną porcję tlenu nabrała już z nikotyną. — Cieszę się, że się dzięki mnie dobrze bawisz — odpowiedziała mu, przedrzeźniając jego spokojny ton i sposób wypowiedzi. Najmądrzejszą rzeczą, jaką mogła teraz uczynić to zgasić resztkę swojego papierosa i wrócić do środka. Zakończyć tę rozmowę zanim zjebie jej ona humor bardziej, a później przyprawi o wyrzuty sumienia, gdy już uda jej się uspokoić. Albo zanim powie coś, czego pożałuje. Albo od razu, albo za jakiś czas. Zdrowy rozsądek nie uczestniczył jednak w tej konwersacji, siedział sobie na jakiejś plaży razem z jego instynktem samozachowawczym. Sięgnęła po kolejną fajkę i swoją własną zapalniczkę. Tym razem udało jej się odpalić za pierwszym razem, co trochę pomogło, a przynajmniej nie pogorszyło sytuacji.
Dlaczego? — powtórzyła po nim, a jej głos zabrzmiał przy tym bardzo wysoko. Odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć — Bo ja muszę to znosić, podczas gdy Ty stoisz sobie w kuchni i gotujesz, tak samo niewzruszony jak ostatnio — wyjaśniła mu bardzo prosto i szczędząc w słowach. — I nie mogę mu powiedzieć tego, co bym chciała — kontynuowała dość ostro. Miała cały arsenał odpowiedzi dla Nasha, ale musiała trzymać język za zębami, bo w tej sytuacji to on miał władzę, a ona musiała stąpać ostrożnie. Tak jak Reddington powinien czynić, ale ewidentnie mu to nie szło. — Więc wybacz, że nie jestem promyczkiem słońca, proponującym Ci szybki numerek w samochodzie w ramach odstresowania — gdyby miała kilka lat mniej to by przewróciła oczami, ale była już za stara na takie szczeniackie gesty.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Teoretycznie był tego świadomy, że po prostu szuka sposobu na to, aby chociaż trochę dać upust swojej frustracji. Nawet jakaś część niego to rozumiała i miało to dla niego sens — pewnie sam mógłby zareagować spokojnie. Ale chyba sam fakt, że chciał okazać jej w tym momencie jakieś zrozumienie, gdy najzwyczajniej w świecie go wkurzała, bo obrywa rykoszetem, wpędzała go w jeszcze bardziej bojowy nastrój. Co nie miało absolutnie żadnego sensu, rzecz jasna. Ale wiązało się to z kiełkującą w jego głowie świadomością, że Lenny wcale nie jest przelotnym romansem w jego życiu, tylko z jakiegoś powodu znaczy dla niego coś więcej. A to było głupie, bo nie taki był ich układ i nie na to się umawiali. A on sam przecież był stosunkowo gównianym materiałem na partnera, z którym próbuje się zbudować związek. Był zamknięty w sobie, zdystansowany i miał problem w prowadzeniu normalnej rozmowy, a co dopiero takiej poważniejszej na przykład o problemach czy o układaniu wspólnie przyszłości. Dlatego też, zamiast próbować załagodzić sytuację, sam jeżył się zdecydowanie bardziej niż powinien. I tak właściwie robił dokładnie to samo, co Elena: wkurwiał się o coś, na co ona nie miała wpływu. I w sumie nawet nie miała o tym pojęcia. Bo nawet jeśli siedziała mu w głowie bardzo często (za często), to jednak nie oznaczało to, że wiedziała rzeczywiście, co tam się dzieje.
Może lepiej dla wszystkich, że nie poznał szczegółów zachowania Nasha. Istniało spore prawdopodobieństwo, że wtedy nie tyle wykazałby się większym zrozumieniem wobec Lenny i jej wkurzenia, co dałby kelnerowi w mordę. Może raz, może więcej, zależy jak szybko by się podniósł. Bycie impulsywnym średnio leżało w jego naturze, ale biorąc pod uwagę to, jakie uczucia wzbudzała w nim ta niezwykle irytująca w tym momencie dziewczyna, mogłoby go ponieść i zrobiłby się z tego syf jeszcze większy, niż był.
Jasne, nie ma sprawy — odpowiedział jej dość sarkastycznie, zaciągając się papierosem. — Na pewno wyjdzie to naturalnie i totalnie nie wpadnie na to, że mi o tym wspomniałaś — dodał odwracając twarz w jej stronę, aby poczęstować ją cierpkim uśmiechem. Jej oczekiwania wydawały mu się absurdalne, nawet jeśli miał pewne podejrzenia, że wystarczyłoby, że zachowałby się bardziej przyzwoicie i wykazał empatią, dając jej po prostu pokurwić na zaistniałą sytuację, aby było jej lepiej. Miał przez moment ochotę — chyba jeszcze bardziej abstrakcyjną niż rozmawianie z Nashem o tym, że byłby świetnym kabareciarzem i mógłby na przykład wypierdalać — ją przytulić, co dodatkowo wywołało w nim chyba wewnętrzną panikę, bo przecież on się nie przytulał z ludźmi i nigdy nie przychodziło mu to tak po prostu do głowy. Jego najbliżsi w ramach pocieszenia mogli co najwyżej liczyć na nieco niezręczne, pokrzepiające poklepanie po plecach.
A czego się kurwa po mnie spodziewałaś, Lenny? Że będę obgryzał paznokcie ze stresu, chowając się po kątach, czy pójdę przeprowadzić z nim męską rozmowę, żeby był dla Ciebie miły? — zapytał równie ostro, co ona, bo nerwy stopniowo mu puszczały.
To mu kurwa powiedz, co byś chciała, śmiało. czy ja Ci czegoś zabraniam? — warknął, odwracając się w stronę restauracji, aby upewnić się, że nikt jak na razie nie zbiera się tu, aby ich zawołać do dalszej pracy. — Co ja Ci mam powiedzieć? Że masz być dzielna i obiecać, że Ci to wynagrodzę za kilka godzin, bo zamiast strzępić teraz język na Nasha to zrobię z niego lepszy użytek między Twoimi nogami? — cóż, jak na razie raczej zmierzali w kierunku, w którym taka opcja nie będzie brana tego wieczoru pod uwagę.
No kurwa szkoda, wtedy przynajmniej nie pierdolisz takich głupot — było to zdecydowanie coś, co powinien sobie odpuścić. I może nawet o tym wiedział, bo mruknął to dość niewyraźnie, nie patrząc już na nią, tylko przymykając lekko oczy i zadzierając głowę do góry, gdy zaciągnął się po raz kolejny dymem. Ale wątpliwe i tak było, aby go nie usłyszała.

elena castellano
kelnerka — salsa bar and grill
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I wonder, when you sleep are you ever dreaming of me?
Gdyby wiedziała co mu siedzi w głowie byłaby tym zdecydowanie bardziej przerażona niż całym tym syfem z Nashem w roli głównej. Nie tylko dlatego, że nie było to to, na co się umawiali, ale głównie z powodu tego, że stanowiło to odzwierciedlenie jej własnych uczuć, o których wciąż nie chciała mówić na głos. I one tylko podburzały te emocje, o które przyprawiał ją kelner swoim zachowaniem. Nie tak to miało przecież wyglądać. Miała mieć porządną, stabilną pracę, pozwalającą jej dokładać się do wychowywania Conrado, naprawiać poważnie nadszarpnięte relacje z rodziną i trzymać się z dala od wszelkich kłopotów. A ta ostatnia część jej zdecydowanie nie wychodziła i narażała na szwank dwa pozostałe postanowienia. I to wszystko przez niego.
A on był skończonym dupkiem. Przynajmniej w tym momencie, bo zwykle się tak nie zachowywał. Mogłaby wziąć poprawkę na to, że jednak był pod tymi wszystkimi warstwami spokoju i zblazowania nieco poruszony tą sytuacją, ale nie była aż taka wyrozumiała ani empatyczna. Na pewno nie w tym momencie. Inaczej by to pewnie wyglądało, gdyby oboje to mądrzej rozgrywali, ale byli tylko ludźmi i ponosiły ich emocje. Mieli ich aż zanadto w zanadrzu i żadne z nich nie wiedziało co z nimi zrobić. Nawet gdyby wiedziała, wydawałoby jej się to absurdalne. Oni dwoje? Niby jak?
To po co proponujesz? — zapytała, nie używając sformułowania do chuja, z czego była całkiem dumna, bo samo jej się cisnęło na usta. Cała ta rozmowa była zupełnie bez sensu i sprawiała jedynie, że Elena się bardziej wkurwiała, podczas gdy ona potrzebowała się uspokoić zanim znowu przyjdzie jej się mierzyć z Nashem.
Nie mam pojęcia, ale na pewno nie tego — wytknęła mu. Opcji było naprawdę dużo, ale tej nawet nie brała pod uwagę. Nie tylko zostawił ją z tym syfem zupełnie sam, jeszcze dokładał się do jej złości i gównianego samopoczucia. Daleko jej było do osunięcia się po ścianie i rozpłakania z bezsilności, nie reagowała w ten sposób, ale nie miała innych sensownych opcji, częściowo przez jego własne zachowanie. Papierosy już nic w tym momencie nie dawały.
Kurwa, nie wiedziałam, że jest taka opcja. Myślałam, że chcemy to zachować między nami tylko — powiedziała nieco zszokowana jego stwierdzeniem, które totalnie wytrąciło ją z równowagi. Spędziła pół wieczora starając się najlepiej jak mogła, żeby nie potwierdzić podejrzeń Nasha i teraz dowiadywała się, że w zasadzie to Marcello było to obojętne? Nie do końca mu wierzyła w tym momencie, ale to przekonanie tylko bardziej ją denerwowało. — Nie wiem co masz mi powiedzieć, nie miałam jakichś szczególnych oczekiwań. Ale tego to kurwa w ogóle nie oczekiwałam — stwierdziła. Język jej się już plątał z tej złości i nie do końca wiedziała co mówi. Nie rozbawił jej w tym momencie w żaden sposób, ale pociągnęła dalej jego wspaniałe, tanie nawiązania. Bardziej spodziewała się od niego jakiegokolwiek zrozumienia i tego by wykorzystał swój stoicki spokój na to by i ją trochę uspokoił. Nie musiał jej przytulać ani nawet klepać po plecach, po prostu trochę jej pomóc. Bo to nie tak, że był to bałagan, w który samodzielnie ich wpakowała, oczekując od niego, że dobrodusznie pomoże jej go posprzątać.
Na to co powiedział później, otworzyła szerzej oczy. Oboje wyrzucili z siebie w ciągu tych kilku minut sporo niemądrych i nieprzemyślanych sformułowań, ale to chyba zgarniało wszystkie nagrody w skali głupoty. W połączeniu z jego pozą jak gdyby miał jej dość stanowiło wisienkę na torcie. Do głowy cisnęło jej się całkiem sporo włoskich słów, którymi bardzo chętnie by go uraczyła w połączeniu z przywaleniem mu prosto w ryj, ale to byłoby chyba najgorsze co mogłaby zrobić i zdołała się przed tym powstrzymać. Rzuciła natomiast swojego w połowie dopalonego papierosa na ziemię i przydepnęła go z impetem butem. Wiedziała, że tego nie znosi i była to jakaś iskierka satysfakcji w tym całym wkurwieniu.
Wiesz co? Możesz iść i się pierdolić — powiedziała mu ostro i odwróciła się przodem do niego. — Nie przejmuj się już Nashem ani mną. Zrozumiałam, że to nie Twój problem — dodała, a następnie wyminęła go i chwyciła drzwi prowadzące z powrotem do restauracji. — Już w ogóle nie będę Twoim problemem — wypowiedzenie tego na głos zabolało bardziej niż się spodziewała, ale złość pomogła ukoić ten ból. Nie miała zamiaru tu stać i dalej go słuchać, on najwyraźniej też wolałby, żeby nie mówiła, więc wyświadczała mu w tym momencie przysługę, na którą zupełnie sobie nie zasłużył.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
Gdyby postanowił być szczery ze sobą i z nią, to zapewne mógłby powiedzieć dokładnie to samo: i to wszystko przez nią. Jego plan na życie nie był tak bardzo sprecyzowany, jak jej. Nie wiedział do końca, czego chciał i nie wiedział, jak powinien układać swoje życie w najbliższym czasie, nie wiedział nawet ile zostanie w Lorne, tak naprawdę, bo przecież przyjechał tutaj mają zamiar nieco się pozbierać, ewentualnie wesprzeć rodzinę, jeśli będzie tego potrzebowała. I jeśli jego umiejętności w tym zakresie okażą się jakkolwiek wystarczające, bo nie ma co się oszukiwać, były one ułomne dość mocno. Nie planował nawet szukać tutaj pracy, ale skoro się trafiła i stanowiła możliwość stanięcia na nogi i ponownego odnalezienia się w kuchni, to nie narzekał. Ale tworzenie trwałej relacji i znalezienie kogoś, kto wzbudzi w nim tyle emocji i uczuć, co Elena, było na szczycie listy rzeczy, których na pewno nie miał zamiaru realizować. Nie chciał tego. Nie potrzebował tego. I przede wszystkim: był absolutnie beznadziejnym materiałem na coś takiego. Stawiał na pierwszym miejscu pracę, w której czasami potrafił spędzać kilkanaście godzin tylko po to, aby do domu wrócić żeby wziąć prysznic i się przebrać. Nie potrafił znaleźć równowagi i balansu, nie dbał o siebie, więc trudno oczekiwać, że będzie potrafił dbać o innych. Nie potrafił okazywać uczuć i rozmawiać o emocjach, i często zachowywał się właśnie tak: jak skończony dupek. Bo to był jego chory mechanizm obronny w tego typu sytuacjach stresowych. Dobrze, że nie był fanem chirurgów, bo pewnie już byłby przekonany, że ma jakiegoś guza mózgu, który wpływa na jego reakcje i skreślałby dni do swojej śmierci. Nie nadawał się do tego wszystkiego, zdecydowanie.
Wzruszył niedbale ramionami, nie bardzo widzę sens w tym, aby odnosić się do jej słów. Bo co miał jej powiedzieć? Że mu przykro, że ją rozczarował? I że przeprasza, że jest dupkiem? Być może było to wskazane. Zamiast tego jednak w jego głowie raczej były zdecydowanie gorsze słowa, które dodałyby tylko oliwy do ognia, a on nie miał ochoty dalej ciągnąć tej dyskusji.
Podobno taki był plan — przytaknął jej, kończąc kolejnego papierosa. Już nie miał pojęcia, którego. — Ale to bardziej przydatne z Twojej niż z mojej perspektywy, więc jeśli wolisz wygarnąć coś koledze z pracy i pieprzyć ten plan to śmiało, droga wolna — dodał cierpko, przenosząc na nią wzrok, mrużąc przy tym lekko oczy. Oczywiście, że wiedział, że przesadził na wszystkich płaszczyznach.
Prychnął pod nosem, widząc jak z premedytacją rzuciła peta na ziemię, zamiast go wrzucić do słoika, uznając to w tym wszystkim za dodatkowy przejaw bardzo dziecinnego zachowania.
Och dzięki za pozwolenie. Jesteś dzisiaj bardzo łaskawa — stwierdził sarkastycznie, najwyraźniej nie mając zamiaru wcale próbować załagodzić tej sytuacji w tym momencie. Mógłby ewentualnie po prostu się nie odzywać, co zapewne byłoby dużo lepszym wyborem. Na to, aby spróbować jednak cokolwiek poprawić nie było go stać, bo nie pamiętał, kiedy ktoś go tak mocno wyprowadził z równowagi po raz ostatni. Chociaż nie był pewien, czy to ona, czy raczej to, co do niej czuł. Wsunął dłonie do kieszeni spodni, bo miał wrażenie, że gdyby wyciągnął teraz kolejną fajkę, to odkryłby, że się trzęsą. Z wkurwienia i pewnie nie tylko.
Skoro tak mówisz — burknął, odwracając się przez ramię, aby na nią przelotnie spojrzeć, dość szybko jednak wracając do swojej poprzedniej pozycji. Gówno prawda, aktualnie tylko dodatkowo mu uświadomiła, że miał gigantyczny problem i ona była jego głównym powodem. — Miłego dnia, Lenny — dorzucił jeszcze cierpko, zanim usłyszał zamykające się za nią drzwi, jakby co najmniej nie mógł sobie odpuścić dalszego wkurwiania. Zagwarantował sobie zapewne tym brak zaszczycenia go chociażby spojrzeniem z jej strony i nie podejrzewał, że szybko się to zmieni.

koniec,elena castellano
ODPOWIEDZ