opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
012.
do tej gry idzie rymowanka prosta i nieskomplikowana,
będzie piosenka, piękny freddie i thea rozebrana
{outfit}

Ogarnianie przestrzeni było nie tylko męczące, ale i czasochłonne. Freddie spędzał na siłowni prawie całe dnie — nie dlatego, że czuł jakąś czasową presję. Nie goniły go terminy, Salma nie naciskała, by możliwie najszybciej uporządkował stworzony bałagan, aktywnie mu raczej pomagając. Niecierpliwość Freddiego pozostawała jedynie uwarunkowana chęcią posiadania studia możliwie najszybciej. Pierwszy raz od dawna czuł się tak, jakby zmierzał we właściwym kierunku — randkowanie z Theą, dopełnione wizją, że już niebawem będzie posiadał wymarzony kąt, było czymś, czego mu przez kilka lat brakowało.
Zainwestował w to miejsce nie tylko czas, ale i oszczędności, czego nie potrafił żałować. Salma wspierała go niemal na każdym kroku, docierając z nim wreszcie do etapu, gdy mógł, z pełnym przekonaniem, uznać, że to koniec pracy. Tego dnia przywiózł ze sobą ostatnie rzeczy i zamknął się w studiu chwilę później. Czuł ekscytację, nagły napływ weny i potrzebę spędzenia tam kilku godzin w spokoju. Nie przeszkadzał mu głód, ani fakt, że w którymś momencie został w budynku zupełnie sam.
Dopiero wtedy wyciągnął telefon, by coś zamówić, z zamiarem późniejszego powrotu do testowania czegoś, nad czym siedział większość swojego dnia. I kiedy po niego sięgnął, pomyślał nawet, że chyba nie chciał jeść tej kolacji sam — chciał za to ściągnąć tutaj pierwszą osobę, której potrzebował pochwalić się nie tylko studiem, ale i tym, co zdołał dzisiaj stworzyć. Napisał więc do Thei z propozycją wspólnego wieczoru na siłowni, w studiu, które w końcu było jego. Bo z pewnością o samym procesie tworzenia go wspominał jej niejednokrotnie. Po potwierdzeniu, że się pojawi, złożył zamówienie na sushi i wrócił do grania na gitarze, chociaż palce po całym dniu były już nieco obolałe.
Zdążył odebrać zamówienie, gdy zobaczy zbliżającą się dziewczynę, więc poczekał, aż wejdzie do środka, by po szybkim przywitaniu się krótkim pocałunkiem. Przekręcił w głównych drzwiach zamek, by nikt nie przeszkodził im w czasie, gdy będą siedzieli na tyłach, zamknięci w jego małym studiu.
— Zapraszam cię do mojego bardzo profesjonalnego studia — rzucił oficjalnie, wskazując ręką kierunek, w którym powinna ruszyć. Było to jedyne pomieszczenie, w którym świeciło się światło, więc z powodzeniem trafiła na miejsce, tym bardziej że tuż za nią szedł Freddie, niosąc torby z zamówionym jedzeniem. — Oprowadziłbym cię, ale widzisz już chyba wszystko. Mógłbym co najwyżej po siłowni, ale tym nie mam się co chwalić, to Salmy — przypomniał jej. Odstawił jedzenie na podłogę i sam usiadł. W środku znajdowało się tylko jedni krzesło, więc, uznając, że to najrozsądniejsze, pociągnął ją lekko za rękę, sugerując, że powinna zająć miejsce naprzeciw niego. Będzie im najwygodniej jeść. Wprawdzie w całej siłowni bez wątpienia znaleźliby wygodniejszą przestrzeń, ale nie o to chodziło — powinni zjeść tutaj, na miejscu.
— Pochwalić chciałem się czymś innym, ale musisz mi dać chwilę, bo tyle tu siedziałem, że nie będę nawet kłamał. Jestem kurewsko głodny — przyznał, wyciągając zestawy, które wybrał. Podał jej jeden z nich, a sam otworzył drugi i położył między nimi.
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
018.
Jej dni o dziwo ostatnie były też męczące, bo spędzała sporo czasu w schronisku, a potem wracała i musiała zająć się Zefirem, który ze względu na swoje rozmiary i inne potrzeby, wymagał długich, regularnych spacerów. A że psy w schronisku za bardzo go nie lubiły, to nie mogła zabierać go tam ze sobą. Poza tym, ostatnio bardzo dużo myślała. I niby samo w sobie myślenie nie zawsze musiało być męczące, ale jednak gdy analizowało się bardzo intensywnie jeden konkretny temat, to czasami okazywało się, że człowiek jest wykończony. Szczególnie gdy chodziło o coś ważnego, a w tym przypadku tak było. Fakt, że nie robiła w swoim życiu nic pożytecznego był czymś, co wbrew pozorom jej mocno ciążyło cały ten czas, gdy siedziała na tyłku, nie przejmując się niczym, jak rozkapryszona gówniara z bogatego domu, żyjąca za hajs rodziców. Nie mówiła o tym, bo jednak wiedziała, że to przecież w stu procentach jej wina — nikt jej nie zmuszał do tego, aby tak prezentowało się jej życie, mogła zacząć pracować gdziekolwiek. Problem polegał na tym, że jej lęk przed porażką — nie tylko taką typową, że nie da rady, ale przede wszystkim przed taką, przez którą znowu skończy się to wszystko źle — paraliżował ją dość mocno. Dojrzewała jednak coraz mocniej do tego, aby w końcu odważyć się na zrobienie tego istotnego kroku. Zaczęła analizować swoje opcje, biorąc pod uwagę to, co naprawdę sprawiało jej w życiu przyjemność i chyba nawet podjęła decyzję, co dalej. Chociaż na razie nie zamierzała mówić o tym na głos, bo do tego jeszcze nie dotarłą, to już byłoby całkiem spora deklaracja, a ona najpierw musiała umocnić się w swojej decyzji.
Gdy dostała wiadomość od Freda, leżała w swoim salonie na podłodze, z nogami na kanapie, na których głowę trzymał Zefir, słuchając muzyki i przeglądając jakąś książkę związaną z tematyką zajęcia, które chciałaby docelowo wykonywać. Nie była więc — jak zwykle — jakoś specjalnie zajęta, chociaż nawet jakby była, to chętnie zmieniłaby plany, aby się z nim zobaczyć. Ogarnęła się więc, biorąc prysznic i przebierając się z domowej, rozciągniętej koszulki i zabrała ze sobą butelkę prosecco, która włożyła do plecaka razem z dwoma kubeczkami papierowymi, bo nie była pewna, czy coś takiego miał, a przecież własne studio, nawet jeśli mini, wymagało świętowania.
Sama czuła ekscytację na myśl o tym, że rzeczywiście zobaczy miejsce stworzone przez niego praktycznie samodzielnie, które miało być jego krokiem w kierunku spełniania marzeń. Dlatego też gdy tylko się przywitali, ruszyła za nim w odpowiednim kierunku.
Jestem całkiem podekscytowana — przyznała, gdy uroczyście zaprosił ją, otwierając drzwi, a następnie weszła do środka, rozglądając się. — Wow. Zrobiłeś to wszystko sam? — zapytała, naprawdę pełna podziwu, bo pewnie wiedziała, że wcześniej nie było w środku właściwie nic. — Wygląda bardzo profesjonalnie — co prawda jej wiedza w tym zakresie była mocno ograniczona, ale to chyba nie było istotne. Gratulacje naprawdę mu się należały. Podeszła do niego nawet, wyciągając butelkę prosecco i mu podała. — To żeby uczcić to miejsce. Gratulacje, Freddie — zabrzmiało to bardzo miękko i miło, aż wydawało jej się, że zbyt miło, no ale trudno. Nie roztrząsała tego jednak, po prostu go pocałowała. Namiętnie bardzo i zdecydowanie dłużej niż w ramach powitania.
Bywam na tej siłowni, więc nie musisz się nawet martwić, że bez takiej wycieczki się zgubię — zapewniła go rozbawion. — I chętnie spędzę wieczór z Tobą tutaj, jest całkiem… Przytulnie — tak było, chociaż nie była pewna, czy to słowo, którego szukała.
Więcej atrakcji? Wow, chyba odkryłeś, że naprawdę jestem bardzo wyjątkowa, że aż tak się starasz — zażartowała lekko, siadając naprzeciwko niego na podłodze, aby rzeczywiście mogli podzielić się jedzeniem.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Freddie też stosunkowo długo dojrzewał do tego, by jakoś o swoje marzenia zawalczyć. Istniała szansa, że gdyby nie pomoc i oferta Salmy, wszystko przesunęłoby się jeszcze w czasie. Nie mógł jednak nie skorzystać z tego, że ktoś chciał mu pomóc w realizacji marzenia, które wygodnie spychał na bok — trochę dlatego, że jeśli nie próbował na poważnie, to nie musiał obawiać się, że mu nie wyjdzie. Zaangażował się w to wszystko na tyle mocno, że gdy dotarł do końca, to już nie bał się porażki, nie mogąc się raczej doczekać momentu, w którym uda mu się z tego studia prawdziwie skorzystać.
Jedna stworzona tego dnia piosenka może i nie wróżyła mu żadnego sukcesu, nie otwierała drzwi, ale utwierdzała go w przekonaniu, że dokładnie tego potrzebował i tego szukał. Bo poza rozczarowaniem samego siebie, nie chciał też, by Salma w którymś momencie pomyślała, że może ten wymysł Freddiego nadawał się jedynie do tego, by zachować go w sferze marzeń, skoro na wielkich planach się kończyło. I niby wspierała go najmocniej ze wszystkich i nie do końca to do niej pasowało, ale nie uspokajało go to tak do końca. Dopiero ten dzień był czymś w rodzaju zapewnienia, które zadziałało kojąco.
— Nie do końca sam, bo Salma mi mega pomogła — przyznał. Na każdym etapie się angażowała, siedząc z nim tutaj czasami po kilka godzin. Nie zamierzał więc udawać, że nie była to także jej zasługa. Przyjął butelkę z alkoholem i uśmiechnął się lekko. Zamierzał ją wprawdzie odłożyć na bok, ale nie zdążył tego zrobić, bo pojawiła się tak blisko, że sam objął ją wolną dłonią, bardzo chętnie oddając pocałunek. Słowa uznania, które usłyszał ze ust Thei były jakieś milsze, niż kogokolwiek innego i sprawiły, że coś go przyjemnie w środku ścisnęło. Nie rozwodził się nad tą myślą za bardzo, bardziej skupiony na dziewczynie w tej chwili.
— Dobrze, bo też chciałem, żebyś jednak tutaj została — dodał lekko rozbawiony. Był to pierwszy wieczór, który tutaj spędzał, więc mimowolnie nie wyobrażał sobie, że mieliby się gdzieś przenieść — podobnie zgrzytała mu jedynie myśl o tym, że na miejscu Thei miałby siedzieć ktokolwiek inny. Kiedy już wszystkie pudełka zostały otwarte, Freddie spróbował ostrożnie odkorkować prosecco — tak, by nie zalać od razu alkoholem wszystkiego w zasięgu wzroku, bo niekoniecznie chciał polewać ich szampanem tego wieczora.
— Oczywiście. To bardzo wyjątkowy wieczór, więc chciałem, żebyś to ty siedziała na tej podłodze, potem ci coś pokażę, a potem może rozbiorę — przyznał. Słowo może było dodane jedynie po to, by nie zabrzmiał szczególnie zuchwale. Wyglądała jednak tak ładnie, że nie sposób było wierzyć, że zdoła zatrzymać ręce przy sobie przez cały wieczór. — No i wypijemy jeszcze prosecco — dodał na koniec, nalewając je do kubeczków, które pewnie od niej dostał, żeby mogli wznieść nawet toast nad sushi, które leżało między nimi.
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Dobrze było mieć czasami, kto odrobinę popchnął człowieka do przodu i zachęcał do tego, żeby po prostu zrobić coś (żenująca sprawa, że jedna moja postać sabotuje związek drugiej L O L). Bez tego czasami naprawdę trudno było zrobić pierwszy krok. Thea chyba kogoś takiego nie miała — albo dlatego, że po prostu tak wyszło, albo dlatego, że w sumie nie dzieliła się zbyt często swoimi rozterkami i frustracją w tym zakresie, bo sama nie wiedziała czego chciała, więc nikogo do siebie nie dopuszczała za bardzo. Trudno stwierdzić, ale była na etapie w końcu, w którym była bliska określenia czegokolwiek. I było to całkiem miłe, nawet jeśli daleka droga przed nią jak na razie. Z lekkim wytchnieniem ulgi zostawiła jednak to, co się w jej głowie stopniowo klarowało, aby pojawić się tutaj i jednak skupić na sukcesie Freddiego. Był to przecież bez wątpienia bardzo ważny krok w jego życiu, otwierający mu nowe możliwości do dalszej pracy nad tym, żeby jednak te swoje marzenia zrealizować i zacząć występować przed większą publicznością niż tą, którą zbierał w Moonlight.
To bardzo kochane, że masz jej wsparcie — totalnie, Salma na prezydenta. Albo chociaż na głowę ich rodziny, na dobre wszystkim by to wyszło. Chyba. — Ale jej tu nie ma, więc pogratulować mogę tylko Tobie — dodała, co całkiem w jej głowie miało sens. Szczególnie że pewnie planowała mu pogratulować tak, jak jednak jego siostrze absolutnie nie miała zamiaru. Ani w sumie za bardzo nikomu innemu, bo Fred, nawet jeśli ich relacja była stosunkowo świeża i niczego nie określali ani nie deklarowali poza tym, że chcieli to kontynuować, był dla niej dość wyjątkowym facetem. I to nie tylko dlatego, że seks był bardzo przyjemny. — Patrzenie na Ciebie takiego zadowolonego i szczęśliwego z tego wszystkiego jest jeszcze przyjemniejsze niż się spodziewałam — przyznała, przyglądając mu się przez chwilę, gdy już siedzieli na podłodze, posyłając mu piękny uśmiech. Co prawda trochę przez moment zrobiło jej się głupio, że powiedziała to na głos, ale ostatecznie odrzuciła to gdzieś na bok, żeby przypadkiem nie psuło im wieczoru. To pewnie głównie zasługa tego, że wyglądał bardzo dobrze.
To bardzo miła wiadomość — teoretycznie oczywiście to wiedziała, w końcu nie zaprosił jej tutaj bez powodu. Zawsze niby istniało ryzyko, że może była jakimś piątym na liście wyborem, gdy poprzednie opcje odpadły, ale nie myślała o tym w ten sposób i nie zastanawiała się nad tą kwestią, bo i po co. On chciał, żeby tu była, a ona chciała tu być, także nie ma sensu doszukiwać się czegoś więcej. Ewentualnie doszukiwać się odpowiedniego momentu na kolejne atrakcje, które jej się całkiem podobały. Miała też mało rzeczy do ściągania, więc na pewno znajdą na to odpowiednio dużo czasu.
W takim razie za Ciebie, Twoje nowe studio i Twoją karierę — wzniosła toast, unosząc lekko kubeczek, gdy był w nim już alkohol. Ale zamiast stuknąć papierowym naczyniem w jego, wychyliła się, opierając się na dłoni żeby zachować równowagę i go pocałowała krótko na przypieczętowanie tego toastu.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Freddie niby starał się studzić odrobinę swoje zapały, nie chcąc przesadzić w sposób, który ona mogłaby odebrać jako wywieraną na niej presję. Jednocześnie było to odrobinę ciężkie, skoro cały czas pojawiała się w jego głowie, znajdowała sobie wygodne miejsce w myślach Freddiego i po prostu tam siedziała. Nic więc dziwnego, że pierwsza rzecz, którą zdołał skomponować w swoim studiu — nawet jeśli będąca jedynie skrawkiem piosenki z jeszcze niedopracowanym tekstem, i tak krążyła wokół niej. Nie szukał sposobu na to, by w prostu sposób zrobić na niej wrażenie, bo wiedział, że proste zagrywki by nie podziałały. I nie były wcale im potrzebne. Zdaje się, że polubiła go i bez tego — co było zaskakujące, bo chwilami bywał dla niej paskudny przecież. Szczęśliwie dla wszystkich, dość szybko wyrósł z tego etapu.
— Całe szczęście, bo będą się działy rzeczy, których nie powinna widzieć — przyznał poważnie, nie mając co do tego szczególnych wątpliwości. A nawet jakby się nie działy, to i tak Freddie nie chciał dzielić tego czasu z Theą z nikim innym. Lubił ich rozmowy i wspólne przesiadywanie, nie nudząc się nigdy jej towarzystwem, więc nie było sensu wpuszczać do ich przestrzeni kogokolwiek innego. Nawet Salmy, którą przecież uwielbiał, bo była najfajniejszą starszą siostrą. I dużo o niej mówił, ale przemawiała przez niego wdzięczność w tej chwili dość spora przecież, bo gdyby nie ona, to wcale nie dostałby studia i szansy na to, by w końcu sprawdzić, na ile jego marzenia były do zrealizowania. — Jeszcze przyjemniejsze, niż oglądanie mnie normalnie? — zapytał zaczepnie, ale trochę dlatego, by ukryć, że na jego twarzy rozciągnął się jeszcze szerszy uśmiech, a serce mocniej zabiło. Nie miał wątpliwości, że lubił Theę, ale w takich chwilach powoli utwierdzał się w przekonaniu, że bez problemu mógł dotrzeć do etapu, gdy polubi ją jeszcze mocniej. I to nie jedynie przez wzgląd na komplementy, którymi chwilami łechtała jego nadęte ego.
— Dziękuję, to bardzo miły toast — przyznał, a potem napił się trochę prosecco. Pozwolił jej się odsunąć po tym krótkim pocałunku jedynie na chwilę, bo zaraz ją do siebie przyciągnął, by jednak odrobinę do przedłużyć. Dopiero po nim pozwolił jej się odsunąć trochę, tak żeby mogli zająć się kolację, którą im zamówił. Mogłaby poczekać teoretycznie, gdyby nie to, że naprawdę umierał z głodu i był przekonany, że lada chwila jego brzuch ją o tym zaalarmuje. — A jak twój dzień? — zagadnął, bo nie musieli mówić tylko o nim. Wyjątkowo nawet nie chciał tego robić, decydując się raczej na wyciągnięcie od Thei jakichś szczegółów dotyczących tego, co robiła, zanim ją tutaj ściągnął.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Małą z niej dziewucha, to i z łatwością mogła się między myśli wciskać. Chociaż nie było to raczej aż takie istotne, skoro on radził sobie z tym równie dobrze, a wcale krasnoludkiem nie był. Nie przeszkadzało jej to jednak jak na razie, szczególnie że stosunkowo łatwo było jej przy tym wszystkim podejść do tematu na luzie. Bez żadnego stresowania się i spinania, że czegoś nie wie, coś dzieje się za szybko, albo nie tak, jak chyba powinno. Sporo zapewne ułatwiało to, że Freddie był takim, a nie innym człowiekiem — trudno go posądzać przecież o jakieś przesadnie poważne podejście do życia, co było bardzo przyjemne i pomagało jej wytrwać w swoich postanowieniach, aby samej sobie nie doprowadzać do przesadnego analizowania i czarnowidztwa połączonego z próbą zapobiegania wszystkim potencjalnym katastrofom na zapas, do czego naprawdę nie chciała wracać, bo przecież nic dobrego z tego dla niej nie wyszło. Także same plusy z posiadania tego Freda w życiu, którego owszem: lubiła i bez jakiegoś specjalnego popisywania i prób robienia wrażenia. Zaskakująca sprawa, skoro jeszcze kilka miesięcy temu krzywiła się na niego niemiłosiernie i próbowała zrobić groźną minę. To znaczy minę groźną robiła, w to była dobra, ale wiedziała doskonale, że niestety często w połączeniu z jej wzrostem było to mało efektywne. Dobrze, że teraz mieli zdecydowanie milsze rozrywki. I to nie tylko te, gdy ściągali z siebie ubrania.
Tak, jakimś cudem tak. Twoja przystojna gęba prezentuje się w tym wydaniu bardzo dobrze — zapewniła go, przyglądając mu się uważnie, jakby właśnie dokonywała poważnej oceny, czy rzeczywiście to do niego pasowało.
Och, bo ja jestem ogólnie miła. Nigdy nie marudzę i nie jestem złośliwa, zawsze mówię dzień dobry na klatce i wszystkie sąsiadki mnie uwielbiają. Szczególnie ta, która twierdzi, że boga w sercu nie mam i chodzę ubrana jak ladacznica… — nie, żeby nie miała racji, miała w stu procentach. Pewnie dlatego powiedziała to całkiem dumnym z siebie głosem. Każdy ma jakieś osiągnięcia w życiu, wiadomo. Jedni mają studio i piosenki, inni kolejne punkty zawodu u sąsiadki.
Całkiem nudno i standardowo, byłam w schronisku, potem z Zefirem na plaży i rozesłałam trochę ankiet adopcyjnych, bo kilka osób się odezwało — wymieniła, zanim włożyła sobie do buzi kolejny kawałek sushi. — Potem próbowałam sobie zaplanować i poukładać kilka rzeczy, ale na razie mi się to nie udało, więc opowiem Ci o tym kiedy indziej — potrzebowała jeszcze trochę czasu, żeby sprawy sobie ułożyć w głowie, zanim zacznie składać deklaracje, że miała plan na życie w końcu. — A potem jakiś typ zaprosił mnie do zamkniętej siłowni, to uznałam, że głupio odmówić takiego ekscytującego spotkania — co prawda o tym wiedział, ale to ważna część jej dnia była. — Liczę, że nie skończę bez nerki, ale zobaczymy — taka z niej ryzykantka, że w jej głosie było totalne zero obaw. Może dlatego, że wcale nie był to jakiś typ, tylko taki, którego lubiła bardzo.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Akurat poważne podejście do życia to ostatnie, co można mu było zarzucić. Miło więc, że trafił na kogoś, komu nie tylko to nie przeszkadzało, ale i było na rękę. Nie zliczyłby przecież, ile razy słyszał, że powinien odrobinę doroślej do świata podchodzić — pewnie nie tylko od rodziców, ale i kobiet, z którymi czasami się umawiał. A Freddie był jednak przekonany, że na takie rzeczy przyjdzie jeszcze czas, bo przecież niepełna trzydziestka na karku nie była wcale wyznacznikiem dla tego momentu.
Pewnie dlatego w tak szybkim tempie Thea stała się do niego bliższa, niż jakiekolwiek inne kobiety, które na jego drodze stawały przez ostatnie lata — bo mógł być najwspanialszą wersją siebie. Uśmiechnął się szeroko na jej słowa, uznając, że był to jeden z milszych komplementów, jakie usłyszał. I czasami przecież Thea je przemycała, ale w tym kontekście jakoś mocniej serduszko Freda zdołała poruszyć.
— Nie słuchaj jej przypadkiem. Może i trochę jak ladacznica, ale ja na przykład uważam to za bardzo dobry wybór — zapewnił ją szczerze. Nie zamierzał z pewnością krytykować jej stylizacji, bo zawsze mu się miło na nią patrzyło. Nie był też facetem, który będzie się w głowę pukał i mówił, że powinna się bardziej zakryć, bo takie widoki należało zachować jedynie dla niego. Część tak, ale nie będzie jej przecież mówił, jak ma żyć. Tym bardziej jakaś stara sąsiadka nie powinna.
— Okej, brzmi to ogólnie dość poważnie. Jak będziesz chciała to omówić i będziesz potrzebowała poważnego Freddiego, to daj znać — zaoferował się, bo oczywiście mogła na niego liczyć. Czasami naprawdę potrafił wykrzesać z siebie odpowiednio dużo dojrzałego podejścia, by kogoś poratować poradą. Nie wiedział wprawdzie, czy był w tym dobry, bo pewnie tylko Salma okazjonalnie wykorzystała tę stronę Freddiego, ale mogła to przetestować. — A fajny ten typ? Bo może po prostu i tak warto dla niego nerkę poświęcić — zauważył trochę bezczelnie, ale też z nieskrywanym rozbawieniem. Może w innych okolicznościach jego zaproszenie faktycznie wydawałoby się odrobinę przerażające i niepokojące, ale na szczęście wiedziała już, że Freddie był księciem, a nie jakimś łotrem z bajki. Jemu można było ufać, bo serce miał czyste jak łza!
— Okej, to teraz dalsza część chyba — rzucił chwilę potem, gdy zjedli już większość zamówionego sushi. Wyglądało na to, że żadne z nich nie zamierza chwilowo kontynuować jedzenia, więc mogli przejść do najważniejszego dla Freddiego) punktu podczas tego spotkania. I skłamałby, gdyby powiedział, że nie zaczął się nagle stresować, jak dzieciak przed pierwszą randką.
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Istniało spore prawdopodobieństwo, że się to na niej zemści pewnego dnia, ale w jej ocenie Freddie nie był aż tak niedojrzały, jak często sam próbował udawać, że jest. W końcu mimo wszystko ogarniał swoje życie i do spraw, do których musiał, podchodził z rozsądkiem. Może nie zawsze na takim poziomie, jak powinien, ale no już nie ma co przesadzać, że ślizgał się ze wszystkim fuksem, bez żadnego zaangażowania i bez żadnych planów, prawda? Tak się jej wydawało przynajmniej. I jej to rzeczywiście odpowiadało. Dobrze się z nim bawiła i miło spędzała z nim czas. Nie potrzebowała też najwyraźniej żadnej presji ani jakichś rozdmuchanych, przesadnie poważnych gestów czy słów z jego strony, aby jej uczucia rozwijały się swoim rytmem. Trochę zbyt szybkim momentami dla niej, bo jednak podchodziła w ostatnim czasie do kwestii zaangażowania się w cokolwiek stosunkowo ostrożnie (nie tylko w kwestii uczuć, ale innych spraw też), ale dość szybko ten stres z tym związany mijał. Zazwyczaj wtedy, gdy po prostu się widzieli i nagle okazywało się, że jest to nieistotne, bo wszystko zdawało się być w takich chwilach idealnie na swoim miejscu. Tak, jak teraz.
Nie mam zamiaru — zapewniła go z rozbawieniem. — Ale ostrzegam, że jest bardzo zaangażowana w prowadzenie miejskiego monitoringu, więc możliwe, że kiedyś Cię zaczepi, żebyś wiedział, z kim się zadajesz — niby trochę sobie żartowała, ale prawda była taka, że jej sąsiadka chyba średnio uznawała ograniczenia w swojej krucjacie nawracania młodych panien na drogę noszenia spódnic za kolano i golfów. Biedna, musiała mieć bardzo dużo pracy, skoro mieszkali w miejscowości położonej nad oceanem, gdzie przeważały wysokie temperatury. A mimo to dawała sobie radę i jeszcze zawsze była na bieżąco z plotkami!
Poważny Freddie? Brzmi wręcz egzotycznie — chyba nie do końca miała okazję takiego poznać. — Ale na pewno dam Ci znać i skorzystam — zapewniła go. — I rzeczywiście to chyba dość poważne, ale nic, czym musisz się przejmować, po prostu muszę zacząć robić coś ze swoim życiem — uznała po chwili, że może lepiej będzie mu powiedzieć cokolwiek więcej, aby nie zaczął sobie wyobrażać jakichś przerażających scenariuszy, ani nie czuł jakiejś presji, czy czegoś. Dość szybko zadomowił się w jej życiu i zajmował w nim ważne miejsce, ale w tym przypadku nie chodziło zupełnie o niego.
Bardzo fajny — po co oszukiwać, skoro nie kryła się przed nim wcale, że lubiła go całkiem? — Dlatego się zgodziłam i trochę liczę, że jednak zaprosił mnie z innych powodów, niż dla mojej nerki — co prawda Freddie był jednocześnie księciem, ale też cwaniaczkiem, więc różnie mogło być, ale mimo wszystko czuła się dość pewnie z tym, że jego zamiary nie są wcale takie niecne. Nie do końca wiedziała niby jeszcze, jaka dokładnie była ich natura, ale to akurat nie było na razie nikomu potrzebne do szczęścia.
Wspaniale — ucieszyła się, prostując się nieco, nie podnosząc jednak z podłogi. — Trochę nie mogę się doczekać — poinformowała go, przyglądając mu się uważnie.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Zdążył już faktycznie wyłapać, że jego podejście do życia wcale jej nie męczyło — gdyby tak było, sielanka skończyłaby się dość szybko, zastąpiona pretensjami i oczekiwaniami, którym na pewno nie zamierzałby (i nie mógłby) sprostać. Już i tak dość mocno wykroczył poza swoją granicę komfortu — nie do końca świadomie, bo przecież nie planował wcale polubić jej aż tak. Nie znaczyło to jednak, że mu ta myśl jakkolwiek wadziła. Wręcz przeciwnie. Przerażała może go cholernie, ale nie na tyle, by dał na nogę na przykład. Czego by się po sobie spodziewał, gdyby kilka miesięcy temu, miał ocenić, jak zachowa się w czasie, gdy znowu jakaś kobieta zawróci mu w głowie poważniej. W końcu pierwsze złamane serce odchorowywał przez naprawdę długi czas.
— Powiem jej kilka brzydkich słów, stając w obronie twojego imienia. Niby jak przystało na rycerza, ale to chyba idzie w parze — zauważył. Nie znał zbyt wielu historii, ale wydawało mu się, że łączyło się to dość często z tytułem królewskim, którym się sam mianował. Freddie może i tyłka nie pokazywał w miniówce, ale jakby przyszło co do czego, to pewnie i na niego by kilka powodów do narzekań znalazła. Czego chętnie by wysłuchał, bo był próżny. Lubił, jak ludzie rozmawiali o nim. Nawet jeśli miała krytykować jego żonobijkę na przykład. Byle złego słowa nie mówiła na Hotdoga, bo była to granica, na której przekroczenie się nie zgadzał.
— Robić coś ze swoim życiem? Coś innego, niż zostanie moją groupies? — zapytał zaskoczony — co najmniej, jakby należało to do planu, który skrupulatnie realizowała. W rzeczywistości trochę kusiło go, by pociągnąć temat i dowiedzieć się, co takiego ją gryzło. Szanował jednak ją na tyle, by nie robić tego zbyt nachalnie. Wierzył, że któregoś dnia sama podzieli się z nim taką informacją. W końcu obiecał jej, że nawet na te kilka chwil spoważnieje! Nie sposób było nie wykorzystać tej niezwykłej okazji. Nawet jeśli nie nadawał się do udzielania rad na ogół, to dla niej się postara.
— Gdybym to ja był tym typem, to masz moje słowo, że doceniałbym inne aspekty mocniej, niż nerkę, którą można sprzedać — zapewnił ją, by wiedziała, że w rzeczywistości jest bezpieczna. Na pewno na pierwszym miejscu wartościowych rzeczy postawiłby wybitne poczucie humoru, a tym nie dało się handlować. A szkoda, bo może wtedy kabareciarze w końcu zaczęliby być zabawni.
Podniósł się zaraz potem, nawet lekko zestresowany i sięgnął po gitarę, którą odłożył na bok. Usiadł na jedynym krześle i zaczął brzdąkać w ramach rozgrzewki — chociaż ciężko mówić o rozgrzewce, skoro robił to przez ostatnie godziny, sprawiając, że palce szczerze go bolały. I tak po chwili zaczął grać piosenkę, którą napisał dla Thei, a że mogę oszukiwać, to na pewno brzmiało to jak [i[Gimme love[/i]Jojiego, ale stworzone przez Freddiego. Stworzone jedynie w połowie.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Wychodziło na to, że obydwoje naginali nieco swoje zasady i granice dla siebie wzajemnie, ale robili to w sposób zupełnie naturalny. A nie dlatego, że druga strona wywierała niezdrową presję czy coś wymuszała. To chyba całkiem zdrowe i możliwie najlepsze rozwiązanie, mające dość spory potencjał w kwestii rozwijania tego, co mieli. Co mogło wydawać się odrobinę zaskakujące, biorąc pod uwagę, że jednak w wielu kwestiach byli strasznymi dzieciakami i trudno było raczej uznać, że obydwoje dobrze radzili sobie z układaniem dorosłego życia. Nie, żeby sobie nie radzili wcale. Ale ustalone już zostało, że Freddie najpoważniejszym człowiekiem nie był, a ona tak naprawdę nie do końca pozostawała za nim w tyle. Mieli po prostu nieco odmienne mechanizmy radzenia sobie z tym, że czasami poważne decyzje należało podejmować. On sobie żartował, a ona… W sumie sama nie wiedziała, czasami panikowała, a czasami uciekała. Chociaż chyba na jedno wychodzi. Na razie jednak wcale nie planowała sprawdzać, czy jej kondycja nadal jest na tyle dobra, że potrafiłaby w razie czego spierdolić przed krokodylem albo wkurzonym kangurem.
Książęta chyba często byli też rycerzami — nie miała stuprocentowej pewności, ale chyba było to trochę wymagane na tych średniowiecznych i innych historycznych dworach. Wiadomo, że Harry i William nie, ale no szanujmy się, na pewno jego wzorem nie był żadne z tych łysiejących rudych typków. — Ale nie wiem tylko, czy mówienie brzydkich słów do staruszek jest rycerskim zachowaniem — dodała z lekkim rozbawieniem, przekrzywiając głowę, jakby naprawdę poważnie się nad tym zastanawiała.
Wrócimy do tego tematu — zapewniła go krótko, uśmiechając się lekko i zakładając włosy za uszy. Robienia czegoś ze swoim życiem, nie do zostania jego groupie. — Dzisiaj powinniśmy się skupić na Tobie. Nie udawaj, że nie jest Ci to na rękę — nieco złośliwie to rzuciła, ale z widocznym rozbawieniem na twarzy. Trochę go znała, wiedziała doskonale, że lubił, jak ludzie o nim rozmawiali.
To dobrze się składa — mogła odetchnąć z ulgą w takim razie, bo pewnie wcale się nie domyślał, ale dokładnie chodziło o niego. Co za plot twist.
Przygryzła lekko wargę, przyglądając mu się uważnie, chociaż tylko przez chwilę, gdy sobie brzdąkał dla rozgrzewki uznała, że może nie powinna wywierać na nim presji. Nie do końca jednak jej ten plan wyszedł, bo wróciła spojrzeniem do jego skupionej na tym, co robił, gęby, gdy zaczął faktycznie grać, a ona mogła posłuchać jego dzieła. Chyba pierwszy raz do tej pory miała okazję, usłyszeć w jego wykonaniu coś, co nie było coverem Madonny albo innej wielkiej gwiazdy i było to bardzo miłe uczucie. Nie tylko dlatego, że szczerze jej się to podobało, chociaż oczywiście to było też super i przyjemne, ale też tak po prostu dlatego, że mogła tego posłuchać. I to przed wszystkimi innymi.
Och, czyli wcale nie kłamałeś — rzuciła, jakby zaskoczona. — Ty naprawdę jesteś jakiś zdolny i utalentowany — uśmiech mimowolnie pojawił się na jej twarzy, gdy mogła złapać jego spojrzenie po tej połowie piosenki wcale nie ukradzionej od Jojego, która była naprawdę wspaniała.

frederick hemmings
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Gdyby nie to, że oboje byli dzieciakami — jak sama zauważyła — to prawdopodobnie wcale by to nie wypaliło. Przesadnie poważna nie wytrzymałaby z Freddiem, który raczej lekko stąpał po ziemi, samodzielnie tytułując się księciem, który przerzucał na co dzień gówno kangurów. I na pewno nie robił tego dlatego, że jego szlachecka natura pchała go do takich działań w formie wolontariatu. Gdyby tak było, już dawno umarłby z głodu, nie posiadając milionów na koncie — nawet jeśli powinny iść w parze z tytułem szlacheckim.
I jakoś to wszystko ogólnie naturalnie szło — czego na pewno sam by się nie spodziewał, zakładając raczej, że szybko będzie musiał coś określać i nazywać. Niby mogło to do Thei nie pasować wcale, ale jego ograniczona wiedza na temat związku trochę kolidowała z tym przekonaniem.
— Ja takim będę — zapewnił z takim przekonaniem, jakby rozmawiali o czymś realnym, a nie rzekomej kłótni z sąsiadką, której wcale nie znał. Która mogła się wywiązać jedynie wtedy, gdyby ta faktycznie powiedziała coś złośliwego na jego damę serca. — W obronie przyszłej księżniczki się neutralizuje — wyjaśnił. Wprawdzie trochę daleko zabrnął, co najmniej jakby zakładał, że gdzieś kiedyś na pewno stanie się damą jego serca na dłużej. Mówił to jednak w formie żartu, nie musiała panikować — nie planował im wcale pokątnie ślubu na tym etapie.
— Oczywiście, że jest. Ale o tobie tez lubię rozmawiać — zapewnił ją, bo powinna wiedzieć. Była jedną z nielicznych osób, której mógł podobne słowa powiedzieć. Stanowiła miły wyjątek, który pojawił się znienacka w jego życiu i nie chciał, by równie nagle znikała.
On nie patrzył na nią w czasie, gdy grał. Nie dlatego, że musiał z uwagą śledzić sposób, w jaki przesuwał palcami po strunach, bo robił to bardzo intuicyjnie. Trochę odkrywał się w sposób, w jaki dawno tego nie robił, więc pozwolił sobie uniknąć jej spojrzenia, bo nie do końca miał jeszcze odwagę, by jej się przyglądać, gdy te wszystkie słowa z jego ust wypadały w rytm przygrywanej melodii. Kiedyś się to pewnie zmieni, chwilowo zaczynał, więc nawet Freddie stał się skromny. Nie było się co jednak przyzwyczajać do tej wersji jego osobowości — zniknie dość szybko, umówmy się.
— Oczywiście, ja nigdy nie kłamię, gdy mówię ładnie o sobie — dał jej słowo, bo nie powinna wcale w to wątpić! Odstawił gitarę na bok i uśmiechnął się do niej, zadowolony i dumny z powodu tego, jaką reakcję wywołała w niej piosenka, która była na razie niczym więcej, jak tylko fragmentem. — Czyli już mogę zostać gwiazdą i poczekać, aż za kilkadziesiąt lat, jak już się pomarszczymy, to jacyś młodzi piękni aktorzy będą odgrywali tę scenę w moim filmie biograficznym? — zapytał bardzo poważnie, płynnie przechodząc do wychwalania siebie samego. I to z bardzo dużym rozmachem, nie ma co.

wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Och, to na pewno. Ludzie o stosunkowo sztywnym podejściu do życia zapewne często nie mogli go ani zrozumieć, ani wytrzymać z jego podejściem do życia. Podobnie jak pewnie większość odpowiedzialnych osób nie mogłoby zrozumieć, dlaczego Thea żyła w taki, a nie inny sposób. Nie ma co się oszukiwać, że była w tym wszystkim rozsądna czy jakaś bardzo mądra i ona sama nie potrafiła do końca tego zrozumieć przez długi czas. Musiała przejść przez sporo etapów, aby dojrzeć do momentu, w którym w końcu uznała, że musi być dla siebie bardziej wyrozumiała i podejść do tego na spokojnie. A w towarzystwie Freddiego spokój często po prostu przychodził do niej sam. I to była jedna z wielu rzeczy, które bardzo lubiła w ich relacji. Lista jednak była o wiele dłuższa, ale na razie nie było wielkiego sensu się nad tym zastanawiać. Przyjdzie na to czas.
Skoro tak stawiasz sprawę, to nie będę się z tym kłócić — nie przyszło jej raczej do głowy, aby w ogóle pomyśleć, że w tych żartach przemycone jest zupełnie poważne wznoszenie tej relacji na jakiś wyższy poziom. I to taki, który przeskakuje po drodze kilka innych stopni. Więc nie musiał się obawiać ani że zacznie się nagle hiperwentylować ze stresu. Albo — co chyba było jeszcze gorsze — że nagle zacznie jej odpierdalać i będzie mu pokazywać ładne pierścionki i ślubne diademy (dla prawdziwej księżniczki, wiadomo) na instagramie. Tak, jak było, było dobrze. Jak zacznie się to jakoś płynnie zmieniać, to nie planowała z tym jakoś walczyć rękami i nogami, ale na pewno nie chciała nagle sprawiać, że to będzie takie dorosłe. Skoro obydwoje nie byli.
Czuję się wzruszona i zaszczycona tą deklaracją — przyznała z rozbawieniem, jednak było to miłe zapewnienie, bo jednak zawsze fajnie wiedzieć. Niby nie podejrzewała, że jest inaczej, ale jednak wiedzieć samemu a usłyszeć to zawsze coś innego. Nie była aż tak łasa na komplementy, jak on chyba, ale trochę je lubiła. Jak chyba każdy.
Nie potrafiła określić nawet, co w tym wszystkim było milsze i bardziej urocze. Czy sam utwór, który był piękny, czy zachowanie Freda, czy może jednak fakt, że nikt nigdy chyba do tej pory się wobec niej tak nie starał. I oczywiście nie ma w tym specjalnie nic dziwnego, skoro przecież to nie tak, że miała za sobą lata doświadczeń i wiele burzliwych relacji oraz trudnych związków, ale nie odgrywało to w tym wszystkim żadnej większej roli.
Teraz bardzo kusi mnie, żeby zapytać, kiedy kłamiesz, ale chyba mogę żyć bez tej wiedzy — była ciekawska, o czym zapewne doskonale wiedział, ale mogła się obyć bez takich informacji. Zresztą nie to było najistotniejsze w tym momencie.
Myślę, że śmiało możesz — jej zdaniem owszem, chociaż oczywiście nie była jakoś pewna, że jej opinia była super ważna. — Jaki jest plan dalej, gdy już skończysz coś tu nagrywać? — nie znała się na tym zupełnie, była ciekawska i lubiła dowiadywać się nowych rzeczy, jak już zostało wspomniane. O nim najwyraźniej jakoś tak bardziej niż o innych.

frederick hemmings
ODPOWIEDZ