zastępca burmistrza — ratusz
49 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Niespełna pięćdziesięcioletni zastępca burmistrza Lorne Bay, posiadający korzenie aborygeńskie i zafascynowany tamtejszą kulturą. Ostatnio trochę przygaszony, bo zdiagnozowano u niego guza mózgu, ale stara się nie poddawać.
001.
Baby, I was afraid before
But I'm not afraid anymore
{outfit}

Sytuacja psychiczna Mcleana uległa diametralnej zmianie po wizycie w sanatorium. Przed pojawieniem się w placówce miał myśli o tym, że nie ma co czekać na śmierć, która i tak pewnie nadejdzie niedługo, że lepiej ze sobą skończyć od razu, na własnych warunkach i w czasie, który sam sobie wybierze. Po sanatorium... cóż, nie był już tak negatywnie nastawiony do tego wszystkiego. Z jednej strony okazało się, że guz uciskający jego płat czołowy nie jest nowotworem, nie jest czymś złośliwym i że zmniejszenie go przy pomocy leków, a potem całkowite usunięcie operacyjne jest możliwe. Z drugiej... z drugiej był Rhys.

Już dawno nie czuł się w ten sposób. Taki wolny, taki szczęśliwy, taki... bezproblemowy. Te kilka tygodni, które spędził w towarzystwie Devlina były piękniejszym okresem w jego życiu już od bardzo dawna. Dużo rozmawiali, po terapii i rehabilitacji oglądali filmy, spacerowali, grali w jakieś gry, śmiali się... To był naprawdę cholernie miło spędzony czas. Dodatkowo Kai musiał przyznać, że nie znał do tej pory osoby, która byłaby taka, jak Rhys. Która byłaby takim światełkiem rozświetlającym mrok, niezależnie od tego jak bardzo tandetnie to brzmiało.

Tęsknił za dotykiem jego dłoni, takim niby przypadkowym na początku, potem już celowo inicjowanym przez jednego z nich, zwłaszcza gdy oglądali filmy, a ich dłonie znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie na materacu łóżka (przesiadywali głównie na łóżku któregoś z nich, oparci o poduszki i o ścianę), by w pewnym momencie musnąć się ostrożnie, niewinnie i z niemałym lękiem, by spleść ze sobą małe palce, trochę jak w obietnicy dziecięcej "na mały paluszek". Tęsknił za jego wesołymi oczami, za przepięknym uśmiechem, za głosem Devlina, którego mógłby słuchać bez końca...

Z tymi myślami westchnął cicho i zaparkował auto na tyłach domu, chwilę później zgarniając marynarkę z siedzenia pasażera i wychodząc z samochodu. Właśnie wracał z pracy w ratuszu, były godziny późnopopołudniowe, wczesnowieczorne, jeśli się uprzeć. Zamknął go pilotem i obrócił się w stronę swojego ukochanego drewnianego domku, dopiero wtedy orientując się, że przed drzwiami znajduje się... ktoś. I to nie byli kto. Osoba, której sylwetki i fryzury raczej nie mógłby pomylić z nikim innym.

- Rhysie? - rzucił niepewnie, trochę zamurowany, wciąż stojąc w pobliżu samochodu i wgapiając się w osobę, której nie spodziewał się zobaczyć, a za którą przecież tak bardzo tęsknił. Po krótkiej chwili, która wydawała się obu zapewne wiecznością, pokonał dzielącą ich odległość niemal biegiem i bez namysłu zamknął go w swoich ramionach, przytulając twarz do jego ramienia. Coś, co wyrwało się z jego gardła, było prawdopodobnie cichym, krótkim szlochem. - Jezu, jak ja tęskniłem... - wymamrotał jeszcze cicho w materiał jego koszuli.

Rhys Devlin

pomocnik wędrownego kaznodziei — show Lachlana
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
outfit

Rhys również jakby odżył w tym całym sanatorium. Nie był to jego pierwszy pobyt w takiej placówce - chorował od dawna, jeszcze od dzieciństwa, więc zdążył się napatrzyć na przeróżne sale zabiegowe, urządzenia rehabilitacyjne, na nieduże pokoiki z łóżkami dla pacjentów. Na współlokatorów, z którymi czasem nawiązywał mniej lub bardziej znaczące relacje; czasem utrzymywał je dłużej, czasem nie. Ale musiał przyznać, że Kai był kimś wyjątkowym, ze swoją radością życia, która najwyraźniej była jego cechą wrodzoną, jedynie przygaszoną na początku. Trzeba było ją z niego ponownie wydobyć, co najwyraźniej się Rhysowi udało. Cieszył się, że poznał tego człowieka, który przy nim rozkwitał (tak, Devlin był przekonany, że to jego zasługa, a nie lekarzy - bo w sanatorium może i byli psychologowie, ale przecież nie stricte dla nich: oni byli tam z powodu problemów fizycznych, a nie psychicznych, więc nie mieli sesji terapeutycznych, a jedynie prawo do rozmów z psychologami, w razie potrzeby), a Rhys rozkwitał przy nim. Często pobyty w takich miejscach były dla niego śmiertelnie nudne i ciągnęły się w nieskończoność. Tym razem było inaczej - teraz czuł się, jakby był na wakacjach, gdzie jedynie musiał odbębnić kilka godzin dziennie koniecznej roboty i mógł powrócić do wakacjowania. Bardzo było mu przykro, kiedy opuszczał sanatorium i musiał rozstać się z Malachaiem - na wszelki wypadek więc wziął od niego adres i numer telefonu, dzięki czemu mógł się tu dziś pojawić, gdy wreszcie przybył wraz z ekipą do Lorne Bay.
Najwyraźniej mężczyzny nie było w domu, więc niespodzianka trochę się nie udała, ale to nic - Rhys postanowił zaczekać. Przeszedł się po okolicy, trzymając się wciąż blisko domu mężczyzny. Kilkakrotnie powracał pod jego drzwi i bezskutecznie wciskał dzwonek (powoli zaczynając się zastanawiać, czy nie wygląda jak jakiś stalker i czy nie jest tak, że Kai po prostu nie chce mu otworzyć - jednak zdawało się, że faktycznie nikogo nie ma w domu). Ostatecznie, za trzecim razem został pod jego płotem, czekając na powrót właściciela, oparty o płot jednym ramieniem.
Takiego powitania się jednak nie spodziewał. Uśmiechnął się od ucha do ucha, chwytając go w swoje objęcia i tuląc do siebie mocno.
- Ja też tęskniłem - powiedział, wtulając twarz w jego szyję, jednak nie posuwając się do złożenia na niej pocałunku. Miał na to ochotę kilka razy, ale do tego etapu jeszcze nie dotarli i możliwe, że Kai w ogóle sobie tego nie życzył - Już myślałem, że mnie unikasz i nie chcesz otworzyć mi drzwi.
Przesunął dłonią po jego plecach w górę i w dół kilka razy, rozkoszując się zapachem jego perfum i ciepłem jego ciała, które mógł teraz do siebie tulić. Nie chciał, żeby ta scena się kończyła, jednak był też świadom faktu, że pan McLean był tu wiceburmistrzem, więc być może lepiej było, żeby ludzie nie widzieli go tulącego się na ulicy do jakiegoś faceta.
- Mogę wejść? Dostanę zaproszenie do twojego domu? - zapytał, uśmiechając się szeroko, bo przyszło mu do głowy porównanie z wampirami, które potrzebują zaproszenia, żeby móc wejść do czyjegoś domu.

Kai Mclean
zastępca burmistrza — ratusz
49 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Niespełna pięćdziesięcioletni zastępca burmistrza Lorne Bay, posiadający korzenie aborygeńskie i zafascynowany tamtejszą kulturą. Ostatnio trochę przygaszony, bo zdiagnozowano u niego guza mózgu, ale stara się nie poddawać.

Czy Kai rozkwitał przy Devlinie? Tak, niezaprzeczalnie tak właśnie było. Mimo że znali się krótko, to Mclean dość szybko poczuł się przy mężczyźnie swobodnie i bezpiecznie. Czuł, że na jakiejś płaszczyźnie coś ich łączyło, zupełnie jakby tak naprawdę znali się od wieków, mimo że prawda była zupełnie inna. No ale cóż, pobyt w sanatorium dobiegł końca dość szybko (zapewne gdyby nie towarzystwo to Kai miałby wrażenie, że dłuży się on w nieskończoność), a Mclean musiał wrócić do swojej rzeczywistości i do bycia zastępcą burmistrza w Lorne Bay. Wymienili się numerami telefonów, dał też Devlinowi swój adres, ale jakoś niespecjalnie miał nadzieję, że jeszcze się zobaczą... Często przecież w życiu bywało tak, że spotykało się na swojej drodze kogoś super, z kim miało się fajne flow, a tak naprawdę koniec końców nie miało się możliwości spotkać z nim ponownie. Znajomości się rozchodziły po kościach, pozostawały ewentualnie tylko wspomnieniem, a człowiek po prostu żył dalej. Chcąc nie chcąc obawiał się, że podobnie będzie w tym przypadku.

Okazało się jednak, że bardzo się mylił. Teraz, gdy mógł się w niego wtulić, zaciągnąć się zapachem jego perfum i niemal rozpłynąć się w momencie, gdy Rhys wtulił twarz w jego szyję - czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Świat prawdopodobnie mógłby się teraz palić, walić i inne podobne, a on by tego nawet nie zauważył.

Popatrzył na niego zdziwiony, wciąż jednak się nie odsuwając i chcąc mieć go jak najbliżej siebie. Jemu z kolei nie przyszło do głowy, że może powinien się jakoś kryć z tym, że tuli się do jakiegoś faceta; był na terenie swojego domu, na swojej działce, a poza tym tak naprawdę nawet gdyby robili to na środku drogi, to też niczyja sprawa. Miał jeszcze żonę, to prawda, ale formalnie byli już w separacji, więc też raczej nikt nie powinien sobie pomyśleć nie wiadomo czego i uznać, że sprowadza sobie kochanków do domu; a jeśli ktoś tak pomyśli to w sumie kij mu w oko, nie ma co się przejmować kretynami.

- Naprawdę pomyślałeś, że cię unikam? Czemu miałbym? - uniósł brwi, przyglądając mu się, wciąż z szokiem wymalowanym na twarzy. Po chwili pokiwał głową, słysząc pytanie mężczyzny i uśmiechnął się, trochę zakłopotany. - Tak, jasne, zapraszam do środka - zaśmiał się, wydobył z kieszeni klucze i otworzył drzwi przed Devlinem.

Gdy znaleźli się już w środku odwiesił marynarkę na znajdujący się przy drzwiach wieszak, zdjął buty (i skarpetki oczywiście) i zdjął szelki z ramion, pozwalając im zwisać teraz swobodnie przy spodniach. Nie musiał się silić na bycie formalnym, a też Rhys widział go w sanatorium od rana do nocy, często w o wiele gorszym stanie, niż tylko z opuszczonymi szelkami, więc niespecjalnie przejmował się tym czy na pewno wygląda odpowiednio.

- Napijesz się czegoś? - zapytał po chwili, przyglądając się mężczyźnie z uśmiechem. Stał w pobliżu niego, z ramionami splecionymi na piersi, uśmiechnięty od ucha do ucha. Naprawdę cieszył się, że go widzi. - Skąd się tu właściwie wziąłeś, co? Miałem przeczucie, że więcej się już nie spotkamy, a tu taka niespodzianka.

Rhys Devlin

pomocnik wędrownego kaznodziei — show Lachlana
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rhys zaś pomyślał o tym, że nie dość, że Kai jeszcze nie miał rozwodu, więc oficjalnie był żonaty (to nic, że w separacji), to w dodatku był politykiem, a więc - osobą na świeczniku. Ludzie uwielbiali gadać, kochali ploty i wpadali w euforię, mogąc kogoś osądzić. A tu było sporo do osądzania, bo w dodatku McLean tulił się do mężczyzny... a w każdym razie: do kogoś wyglądającego ogólnie jak mężczyzna i komu nie przeszkadzało szczególnie, jeśli ludzie go tak traktowali mimo, że mężczyzną do końca nie był. Skoro jednak panu wiceburmistrzowi to nie przeszkadzało, to może nie było się czym przejmować, a tutejsza społeczność była bardzo tolerancyjna (choć raczej co innego wynikało z reserachu, który Rhys zrobiło do tej pory na potrzeby swojego szefa i przyjaciela w jednym).
- [b[Nie wiem, jakoś tak[/b] - wzruszyło ramionami - Ale cieszę się, że jednak nie. Poza tym wiesz: to takie raczej powiedzonko, nie?
Nie, to nie było tylko powiedzonko - Devlin naprawdę zaczynało myśleć, że Kai nie chce go widzieć.
Weszło do środka i również zdjęło buty i skarpety, a bolerko, przypięte do jednego ramienia, rzuciło na kanapę gdzieś po drodze, rozglądając się po domu.
- Ładnie tu masz, tak przytulnie - ocenił i spojrzał na Kaja z uśmiechem - Napiję się, cokolwiek tam masz w zanadrzu. Wypiję to, co ty. A wziąłem się tu zewsząd i znikąd, wiesz, jak jest - zaśmiał się, rozkładając ręce. Poruszał się tanecznym krokiem, zachwycony, że znów może rozmawiać z człowiekiem, z którym tyle go połączyło w sanatorium - Przyjechałem na jakiś czas z przyjacielem. No, prawdę mówiąc, niekoniecznie przypadkowo znaleźliśmy się akurat tutaj... ale cóż: jesteśmy. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko i nie czujesz się stalkowany, bo niby wiem, że co innego odwiedzić kogoś, a co innego - przyjechać do jego miasta i wprowadzić się przynajmniej na jakiś czas.
Szczerze liczył na to, że Kai nie poczuje się zaniepokojony.
- Co tam u ciebie? Jak się czujesz? Lepiej już?

Kai Mclean
zastępca burmistrza — ratusz
49 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Niespełna pięćdziesięcioletni zastępca burmistrza Lorne Bay, posiadający korzenie aborygeńskie i zafascynowany tamtejszą kulturą. Ostatnio trochę przygaszony, bo zdiagnozowano u niego guza mózgu, ale stara się nie poddawać.

Nie, Kai nie uważał, żeby społeczność Lorne Bay była jakoś przesadnie tolerancyjna jako ogół, czasem wystarczyło wyłącznie odrobinę wyróżniać się ze społeczeństwa, żeby zostać ocenionym i żeby zaczęły krążyć o tobie plotki, natomiast z drugiej strony - było to dość różnorodne społeczeństwo, chociażby pod względem wyglądowym, rasowym, narodowym, więc może po prostu potrzebowali nieco większej motywacji, żeby nauczyć się tolerancji również ze względu na choćby orientację czy tożsamość płciową? Wiedział, że jeśli kiedyś przypadkiem stanie się tak, że to on zostanie burmistrzem, to będzie dążył do tego, żeby wśród okolicznych mieszkańców zapanowało przede wszystkim większe zrozumienie inności; całego Lorne Bay i tak nie zbawi, ale może przynajmniej kilka osób przejrzy na oczy, a to już coś. Póki co jednak skupiał się głównie na swoim zdrowiu, czując się ostatnimi czasy na tyle dobrze, że wrócił do pracy w ratuszu i ogarniał większość obowiązków bez zbędnych problemów. Starał się jednak nie zabierać pracy do domu, uznając, że musi mieć czas na odpoczynek i reset, inaczej psychika znów zacznie mu siadać, a musiał być silny psychicznie, żeby jego ciało również chciało wytrzymać wszystko to, co będzie znosiło - leczenie, zabieg, być może nawet więcej niż jeden, dochodzenie do siebie... Na szczęście jednak wyglądało na to, że to, co uciskało na jego mózg, nie było aż tak groźne i aż tak śmiercionośne jak myślał na samym początku, a to sprawiało, że jego chęć do walki z tym potworem była tym większa.

No i Rhys, nie zapomnijmy o Devlinie. To dzięki niemu poznawał świat w nowych kolorach, dzięki niemu uczył się wielu rzeczy, a to na pewno miało zbawienny wpływ na jego zdrowienie i samą akceptację choroby, jej aktualnych objawów i tego, co ewentualnie może się pojawić w związku z nią w przyszłości. Myśl o tym, że mogą się więcej nie spotkać i że Rhys prawdopodobnie tylko tak mówił, że chciałby się z nim jeszcze zobaczyć, była dla niego wielce bolesna - tym bardziej więc był teraz zachwycony z powodu tego, że go widział i znów miał go na wyciągnięcie ręki, jak w sanatorium.

Teraz, patrząc na niego, nie mógł się wręcz pozbyć uśmiechu, który wydawał się przyczepić do jego ust i wcale nie planował z nich schodzić. Naprawdę się cieszył, no! Zwłaszcza w kontekście tego, że szalenie go polubił, a miał wrażenie, że już więcej się nie spotkają.

Słysząc, że Devlin napije się tego co on Kai poszedł do kuchni, znikając dosłownie na chwilę z oczu mężczyzny, a gdy wrócił miał ze sobą dwa kieliszki i butelkę wina. Oba kieliszki postawił na chwilę na stoliku, napełnił i podał jeden z nich Rhysowi, ujmując w palce drugi i unosząc lekko na znak toastu.

- Za takie nieprzypadkowe przypadki chętnie wypiję - zaśmiał się, przechylając lekko głowę i przyglądając mu się, wciąż z uśmiechem. Prześlizgnął się spojrzeniem po jego włosach, twarzy, szyi, barkach, dość płynnie zjeżdżając niżej, aż wreszcie dotarł do bioder... wtedy poderwał wzrok, chyba trochę zdziwiony tym, że tak otwarcie go obczajał i jednocześnie dość mocno zakłopotany. Odchrząknął krótko, wciąż uśmiechnięty, powracając spojrzeniem na twarz przyjaciela. Stanowczo nie wyglądał, jakby czuł się stalkowany i jakby miał coś przeciwko temu, że Rhys pojawił się w Lorne, wręcz przeciwnie.

- U mnie...? Hm, no lepiej, tak. Dają mi jakieś leki, co parę dni jeżdżę więc do Cairns, gdzie sprawdzają, czy guz się zmniejsza i jeśli tak, to w jakim tempie. Na razie wygląda na to, że faktycznie robi się powoli coraz mniejszy, ale... no, powoli. Jeśli się zmniejszy na tyle, żeby bez obaw podjąć się usunięcia go, to prawdopodobnie dopiero za kilka miesięcy, ale póki co... jakoś to jest. - wzruszył lekko ramionami i upił niewielkiego łyka wina, po czym wskazał gestem dłoni przeszklone drzwi prowadzące na tyły domu, otwierając je przed nim, gdy Rhys już do nich ruszył. Tamtędy wyszli na znajdujący się za domem ganek, z którego schodki prowadziły do jeziora, więc można było sobie na nich posiedzieć i pogapić się prosto w taflę wody, co Kai chętnie czynił wieczorami.

- A ty, jak się czujesz? Jak twoje ataki...? - korzystając z okazji, że stali teraz obok siebie, położył dłoń na jego karku i przesunął nią w dół i w górę po jego plecach, pozwalając sobie na krótki moment głaskania i łaszenia się, taki incognito, niezauważalny, prawda...

Rhys Devlin

pomocnik wędrownego kaznodziei — show Lachlana
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zauważył ten zachwyt w oczach Kaia, dostrzegł też to spojrzenie przesuwające się po jego ciele coraz bardziej w dół, jakby nieco łakome, spragnione... W pierwszym momencie nieco go zaskoczyło to, jak otwarcie McLean go obczajał, ale zaraz uśmiechnął się połową ust, mrużąc lekko oczy niczym polujący kocur i oparł się na wyprostowanej ręce o oparcie kanapy, stojąc za nią i skrzyżował nogi w kostkach, przenosząc ciężar ciała na jedną z nich, dzięki czemu uwydatniło się jego biodro. I nie tylko ono, powiedzmy sobie szczerze: w tej pozycji mocniej zarysował się kształt w jego spodniach.
Prawda była taka, że Kai był tam zbudowany nieco inaczej, niż większość osób z oznaczeniem M w dokumentach i była to jedna z jego bolączek, o której jednak nie wspominał nikomu, kogo nie zamierzał zaprosić do łóżka. A nawet jeśli to był jednorazowy numerek, to i tym osobom nie mówił wszystkiego, tylko informował, co tam zastaną - nie wgłębiał się w to, jak sam się z tym czuje, co go w związku z tym boli i jaki to ma wpływ na jego życie. To nie była sprawa tych osób; takie tematy były zarezerwowane wyłącznie dla osób, które chciały wejść z nim w związek i były w nim już przez jakiś czas. Niektórzy wtedy pytali, czy to dlatego Rhys nie czuje się do końca mężczyzną i czasem myśli o sobie w formie bezosobowej, a czasem (choć to akurat rzadko) w żeńskiej - i wtedy rozpoczynała się długa rozmowa na temat orientacji seksualnych, tożsamości płciowych i tego, że tożsamość płciowa wynika z płci mózgu, a nie z posiadanych fizycznych cech płciowych; że jedno z drugim nie musi być ze sobą tożsame. Że on czułby się w ten sposób niezależnie od tego, co miałby w majtkach.
Kiedy jednak nie dochodziło do sytuacji łóżkowych albo związkowych, milczał na ten temat i nie dawał po sobie poznać, że ma jakikolwiek problem związany z budową swojego ciała - tak, jak teraz, gdy prezentował się przed Kaiem, pozwalając mu się podziwiać.
Przyjął od niego kieliszek, wzniósł go w toaście i napił się, ciesząc tym spotkaniem oraz faktem, że mężczyzna najwyraźniej nie miał nic przeciw temu, żeby Rhys go stalkował.
- To bardzo się cieszę, że się zmniejsza - powiedział szczerze, mimowolnie wyobrażając sobie, jak towarzyszy mu w szpitalu i wspiera go przed operacją i po niej, jak pomaga mu w rekonwalescencji i ewentualnej rehabilitacji. Cholera, skąd takie myśli?! To brzmiało, jakby chciał związku...
Chociaż fakt, że jeszcze w szpitalu zaczynał sobie wyobrażać, jak mógłby wyglądać ich związek i musiał odpędzać od siebie podobne myśli. Przecież Kai wciąż miał żonę!
...z którą był w separacji...
- Jakoś tam - wzruszył ramionami udając, że nic sobie z tego nie robi. Kai nie był do tej pory świadkiem żadnego z nich, ale prawda była taka, że Rhys wyobrażał sobie, jak w ich trakcie wyglądał, tym bardziej, że widział samego siebie w lustrze po nich. Widać wtedy było na jego twarzy przerażenie, którego sam nie chciałby widzieć na niczyjej twarzy i tym bardziej nie chciał, żeby ktoś widział je u niego - Wciąż się zdarzają, ale ja się ich nie pozbędę, mogę najwyżej starać się je powstrzymywać. Mam stosować techniki relaksacyjne - przewrócił oczami, a ton jego głosu nabrał ironicznego tonu - nie stresować się, unikać ostrych świateł, migających, szybkich zmian obrazów i takich tam. Rzeczy, które wiem i których trudno uniknąć, więc wiesz... - rozłożył ręce i znów się napił, bezwiednie poruszając palcami, jakby chciał odzyskać pełnię władzy w dłoni. Jeszcze w sanatorium zdarzało się, że mu drżała albo była osłabiona, ale to niestety się pogłębiało i mimo ćwiczeń nie potrafił tego zahamować.
Przymknął oczy i pochylił głowę, pozwalając się głaskać. Wysunął ramiona nieco do przodu, nastawiając grzbiet jak kocur. Widokiem jeziora i tutejszej przyrody pozachwyca się później - teraz miał głaskanie. Są priorytety.

Kai Mclean
zastępca burmistrza — ratusz
49 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Niespełna pięćdziesięcioletni zastępca burmistrza Lorne Bay, posiadający korzenie aborygeńskie i zafascynowany tamtejszą kulturą. Ostatnio trochę przygaszony, bo zdiagnozowano u niego guza mózgu, ale stara się nie poddawać.

Naprawdę wiele nauczył się od Rhysa przez te kilka tygodni, podczas których dzielili pokój w sanatorium. Nie miał pojęcia o wielu rzeczach związanych z seksualnością i płciowością, nie zdawał sobie sprawy z tego, że to wszystko to jest tak naprawdę spektrum i niekoniecznie trzeba być albo facetem albo kobietą oraz lubić facetów albo kobiety i że nie ma nic pomiędzy. To nie tak, że był kompletnie zamknięty na wiedzę i docierające do niego informację, ale tak naprawdę zarówno z orientacjami seksualnymi jak i z tożsamościami płciowymi było tak, że trzeba było wiedzieć gdzie szukać i jak szukać, jeśli chciało się coś na ten temat znaleźć. To szeroko pojętego mainstreamu nie docierało zbyt wiele podobnych treści, chociaż ostatnio część produkcji zdawała się na to powoli otwierać. Nadal jednak - powoli i nie na wszystko. Rhys z kolei był taką encyklopedią wiedzy, że Mclean mógłby go słuchać godzinami, niemalże robiąc notatki z tego wszystkiego, o czym opowiadał. W sumie może powinien robić notatki...? Może dzięki temu więcej zapamięta i nic mu nie ucieknie, gdy będzie miał jakieś momenty splątania...?

Nie miał pojęcia o czym Rhys teraz pomyślało, nie wiedział więc, że wyobrażało sobie jak towarzyszy mu w szpitalu i jak go wspiera, że wyobrażało sobie związek z nim... ale szczerze mówiąc gdyby o tym wiedział to absolutnie nie miałby nic przeciwko temu. Naprawdę mocno się do niego przywiązał, czuł że jest między nimi jakaś dziwna chemia, jakieś porozumienie, które w sumie łapał z niewieloma osobami. Nie to, że nie lubił ludzi czy że w ogóle nie miał znajomych, co to to nie, ale po prostu... no, z Rhysem jakoś tak szybko złapał dobre flow, nadawali na tak podobnych falach, że aż ciężko było mu sobie to wyobrazić, gdyby ktoś po prostu opowiadał mu taką historię z własnego życia. A jednak sam właśnie to przeżył... Przywiązał się, cholernie polubił Devlina, ten bezsprzecznie wpadł mu w oko, śnił mu się parę razy, strasznie mu się podobał i już samo myślenie o nim, sama jego bliskość, nawet tak niewinna, to wszystko sprawiało, że czuł szybsze kołatanie serca.

- Techniki relaksacyjne - zaśmiał się i pokręcił głową, tym samym również dając chyba dość dosadnie do zrozumienia, że zgadza się z Rhysem co do jego spojrzenia na taką dobrą radę. - No tak, bo to przecież łatwo powiedzieć, żeby unikać stresu - wywrócił oczami. - To trochę tak jak te dobre rady pt. "masz depresję? Idź pobiegaj, będzie ci lepiej". Doprawdy...

Nie rozwodził się nad tym dłużej, skupiając się teraz na głaskanie i z uśmiechem przyglądając się temu, jak Rhys się do niego łasi i jak nadstawia się niczym wielki, dziki kot. W pewnym momencie głaskanie zmieniło się w drapanie, podczas którego Kai wziął parę łyków wina i wlepiał wzrok - rozmarzony i iskrzący - w profil stojącego przy nim mężczyzny.

Cholera, naprawdę mu się podobał. I naprawdę miał coraz większą ochotę go pocałować.

- Masz jakieś plany na wieczór czy może chciałbyś... eee... no, zostać? - wymamrotał cicho, nie przerywając drapania.

Rhys Devlin

pomocnik wędrownego kaznodziei — show Lachlana
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Otóż to - uśmiechnął się, przewracając oczami - Poza tym, że to debilna rada, to w dodatku takie techniki relaksacyjne mnie wkurzają. Kiedy ktoś mi mówi, że mam leżeć i patrzyć w niebo, to mnie szlag trafia. Albo słuchać muzyki relaksacyjnej, ojezu!
Westchnął ciężko nad swoim losem, oddając się drapaniu. Gdy jednak usłyszał pytanie o pozostanie tu, otworzył jedno oko, patrząc z ukosa na Kaia i uśmiechając się jak drapieżnik, który właśnie zwietrzył ofiarę. Nie, nie uważał mężczyzny za swoją ofiarę czy łup, ale bardzo podobała mu się ta propozycja i dzięki temu poczuł się trochę jak zwycięzca, który właśnie coś upolował.
- A co? Chciałbyś coś jeszcze wiedzieć o tęczowym świecie? - zapytało, szczerząc zęby. Nie sądziło jednak, że to o to chodziło - po prostu się droczyło. Wyprostowało się i zarzuciło ręce na ramiona Kaia, obejmując go w ten sposób za szyję i przechylając głowę na jedno ramię - Zostanę, jeśli zapraszasz. A twoja żona nie będzie miała nic przeciw temu? Czy mieszka gdzie indziej?
Wolałoby się na nią nie natknąć i nie wysłuchiwać awantur albo chociażby znosić ostrych, nieprzychylnych spojrzeń.
Przy okazji koncertowo i profesjonalnie ignorował, że jedna z jego rąk zaczęła drżeć, co Kai na pewno dobrze teraz czuł na swoim ramieniu. Na twarzy Rhysa nie było tego w ogóle widać, wciąż uśmiechało się zalotnie, mrużąc oczy i opierając ciężar ciała na jednym biodrze. Wreszcie jednak zdjął tę rękę z ramienia mężczyzny, żeby ten nie zwracał uwagi na takie drobnostki.
- Bardzo ładnie tu masz - oświadczył, odwracając się w końcu przodem do jeziora i podziwiając widok - pozazdrościć widoków. A można się tu kąpać?

Kai Mclean
zastępca burmistrza — ratusz
49 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Niespełna pięćdziesięcioletni zastępca burmistrza Lorne Bay, posiadający korzenie aborygeńskie i zafascynowany tamtejszą kulturą. Ostatnio trochę przygaszony, bo zdiagnozowano u niego guza mózgu, ale stara się nie poddawać.

Parsknął śmiechem na wzmiankę o technikach relaksacyjnych i pokiwał głową, zgadzając się w zupełności z jego słowami.

- Tak, muzyka relaksacyjna zawsze mnie śmieszyła. A od wsłuchiwania się w śpiew ptaków albo szum fal momentalnie zaczyna mi się chcieć spać. Ewentualnie siku, jeśli chodzi o szum fal - wyszczerzył zęby, ewidentnie rozbawiony swoim głupkowatym żartem. Kai i jego żarty to był trochę inny, wyższy poziom absurdy i trzeba było się do tego po prostu przyzwyczaić.

Zauważył ten uśmieszek dzikiego, zadowolonego zwierzaka. Widział już parę razy coś podobnego w jego wykonaniu i za każdym razem miękły mu kolana, gdy tylko spojrzał na ten uśmiech i iskrzące nad nim, pełne diabelskich iskierek oczy. Teraz uśmiechnął się szerzej, choć trochę nieświadomie, a jedna z jego dłoni wylądowała gdzieś w okolicy boku Rhysa.

- Lubię jak opowiadasz mi o tęczowym świecie - zachichotał, rozbawiony, postanawiając odpowiedzieć mimo że doskonale wiedział, że pytanie nie było zadane całkiem serio. - Mieszka, ale wyjechała na jakiś czas. Także... no, będziemy sami.

Nie mógł oderwać oczu od jego twarzy, wpatrzony w niego teraz jak zakochany nastolatek i w sumie trochę też się tak czuł, choć chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że tak właśnie jest. Czy był zakochany...? Nie myślał o tym, nie w takich słowach w każdym razie, ale był pewien tego, że przywiązał się do Rhysa i ciężko było mu wrócić do życia, w którym go nie było, do świata, w którym nie widział go po pobudce i nie mógł patrzeć na jego ukrytą pod kołdrą sylwetkę dopóki nie zasnął. Tak, życie w świecie bez Devlina wydawało mu się cholernie smutne i szare.

Posmutniał, gdy Rhys zabrał ręce i odwrócił się przodem do jeziora. Przez chwilę czuł się zagubiony i nie do końca wiedział co ze sobą zrobić, więc zajął się winem.

- Czasem się tu pluskałem i nic mi nie było, więc przypuszczam, że tak - odpowiedział po chwili zastanowienia. - A co, chcesz wejść...? - przesunął wzrokiem po plecach mężczyzny, podziwiając jego strój i sylwetkę, aż w końcu zawiesił oczy na jego biodrach, do których już wcześniej jego oczy uciekały. A jeszcze niżej było coś, co kusiło jeszcze bardziej - zgrabne pośladki, które były teraz ładnie opinane przez spodnie Rhysa. Zaczerwienił się, zdając sobie sprawę z tego gdzie się gapi i odwrócił wzrok, odchrząkając krótko i próbując odnaleźć myśli i wątek, który przerwał chwilę wcześniej. Nie udało mu się jednak za bardzo, więc znów się napił, uznając, że może to mu nieco pomoże się ogarnąć.

Rhys Devlin

pomocnik wędrownego kaznodziei — show Lachlana
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Parsknął śmiechem w odpowiedzi na żart o sikaniu z powodu szumu fal - rzeczywiście był to żart dość niskich lotów, ale to zupełnie nie przeszkadzało Rhysowi, które było przyzwyczajone do tego typu poczucia humoru u Kaia i wręcz je lubiło. To jakoś tak dziwnie pasowało do tego mężczyzny i w jego wykonaniu było zabawne i urocze. A może to tylko Rhysowi się tak zdawało, bo Kai mu się podobał...? Nieważne - w każdym razie oprócz innych cech Kaia, i ta mu się podobała.
- A, no jak wyjechała, to nie ma problemu! - zawołał rozbawiony, choć w jego głosie dało się wyczuć odrobinę ironii. Cóż - miał opory przed angażowaniem się w tę relację inaczej, niż przyjacielsko, póki na horyzoncie widniała żona McLeana, ale prawda była też taka, że to mimo wszystko nie powstrzymywało go całkowicie przed podrywaniem mężczyzny i pragnieniem bycia blisko niego. Napił się wina, czując się teraz szczęśliwy. Przełożył jednak kieliszek z jednej ręki do drugiej, nie chcąc rozlać przez drżenie mięśni czy chociażby zwracać uwagi towarzysza na to, że to drżenie w ogóle zaistniało. Miał też wrażenie, że drżąca ręka stała się nagle dziwnie słaba i trochę jakby nie należąca do niego, jakby została mu w jakiś dziwny sposób przyłączona, a on nie nauczył się nad nią jeszcze panować.
- Ogólnie - tak, chciałbym wejść - uśmiechnął się znów drapieżnie, mając w oczach coś, co wielu określiłoby mianem "kurwików". Spojrzał znów kątem oka na Kaia, mając na myśli właściwie dwie rzeczy: chętnie wszedłby do wody popływać w którymś momencie, ale pytanie mężczyzny zabrzmiało dla niego niezwykle dwuznacznie, dlatego pozwolił sobie na podobną dwuznaczność w odpowiedzi - nawet jeśli pytanie zostało zadane zupełnie niewinnie. Czasem lubił zawstydzać Kaia i patrzyć, jak ten się uroczo czerwieni i odwraca wzrok. Widział, że mężczyzna też na niego leci i że najchętniej rozwiódłby się jak najszybciej, żeby być całkowicie wolnym - nie tylko dla samej wolności, ale i dla możliwości rozwijania relacji z nim. Chociaż może za dużo sobie wyobrażał...?
Nie, nie sądził, że za dużo. Jak by nie patrzeć - zawodowo od wielu lat zajmował się rozpoznawaniem drobnych sygnałów wysyłanych przez ludzi, rozpracowywaniem ich psychiki i sposobów myślenia. Kaia też rozpracowywał, tylko z zupełnie innych powodów, niż wiernych Lachlana: tu robił to dla własnej korzyści, chcąc wiedzieć, na co może liczyć i jak daleko może się posunąć. W jego ocenie mógł bardzo daleko.

Kai Mclean
zastępca burmistrza — ratusz
49 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Niespełna pięćdziesięcioletni zastępca burmistrza Lorne Bay, posiadający korzenie aborygeńskie i zafascynowany tamtejszą kulturą. Ostatnio trochę przygaszony, bo zdiagnozowano u niego guza mózgu, ale stara się nie poddawać.

Kai wiedział, że ma specyficzne poczucie humoru, momentami wręcz głupkowate, ale podczas pobytu w sanatorium, w miarę jak przywiązywał się do Devlina i czuł się coraz swobodniej w jego towarzystwie, jego żarty również stawały się coraz bardziej swobodne. Mclean przekonywał się, że Rhys jest w stanie znieść sporo jego dziwnego humoru i zauważył też, że chyba mu się to... podoba? Miał też takie dziwne przeczucie, że on sam mu się podoba, ale mogło to wynikać z tego, że Devlin był bardzo flirciarską osobą i nie wykluczone, że jakieś jego zachowania Kai po prostu źle interpretował. Miał jednak nadzieję, że tak nie było i że faktycznie mu się podobał, bo... bo Rhys podobał się jemu. Bardzo.

Zauważył nutkę ironii w jego głosie i z zaskoczeniem uniósł lekko brew, przyglądając mu się przez chwilę w milczeniu. Ironia pojawiła się przy temacie jego żony i tego, że wyjechała; czyżby to miało wskazywać na to, że żona Kaia stanowiła jakiś problem? Nie był pewien czy dobrze interpretuje zachowanie Rhysa, ale uznał, że nie dowie się czy ma rację jeśli nie postanowi trochę pociągnąć tematu.

- A nawet jeśli byłaby w domu... to czy to stanowiłoby jakiś problem? - przyglądał mu się z uprzejmym zainteresowaniem, jedną dłoń opierając teraz o biodro, a w drugiej trzymając kieliszek wina, lekko przechylony, ale miał w nim zaledwie resztkę trunku, więc nic nie powinno się wylać. - Mówiłem ci przecież, że się rozwodzimy. No i... jesteśmy przyjaciółmi, więc wiem, że chciałaby mojego szczęścia. Myślę że byłaby zachwycona, gdyby mogła poznać kogoś, kto mnie... - zawahał się chwilę. - uszczęśliwia.

Nie był pewien czy trochę za bardzo nie popłynął w swoim, bądź co bądź, wyznaniu, ale miał nadzieję, że Devlin nie odbierze tego w zły sposób. Prawda była taka, że faktycznie czuł się przy nim szczęśliwszy, zdrowszy i jego psychika i ciało były bardzo wdzięczne za to, że Rhys pojawił się na horyzoncie. Naprawdę z nim było jakoś... lepiej, po prostu.

Jeśli chodziło o drżenie dłoni Rhysa, to zdawał sobie z niego sprawę, ale nie robiło mu to większej różnicy i w niczym nie przeszkadzało, więc też niespecjalnie poświęcał temu drżeniu swoją uwagę. Jego uwadze nie uszło z kolei drapieżne spojrzenie, którym Devlin go obdarzył i kurwiki w jego oczach, które tak uwielbiał. I tak, trzeba przyznać, że Rhys osiągnął swój cel, bo na policzki Kaia wstąpiły lekkie rumieńce, a po chwili odwrócił też wzrok na chwilę i powiódł nim po schodkach prowadzących do wody. Cóż, niby wiedział, że jego słowa mogły zabrzmieć sugestywnie, bo też i tak miał w tym swój cel, ale czasem jego zdolności flirtowania były dość... niemrawe, delikatnie mówiąc. Łatwo się jednak zawstydzał, zwłaszcza pod wpływem uwag i spojrzeń Rhysa; w jego wykonaniu naprawdę robiło to na nim wrażenie. Nie każdy potrafił go tak zawstydzać jak on.

- To... przecież możesz wejść, jeśli chcesz - popatrzył na niego wreszcie, upijając uprzednio niewielkiego łyka wina. Uśmiechał się dość niepewnie, ale oczy mu błyszczały i było widać, że również próbuje flirtować z Devlinem, w każdym razie na tyle, na ile potrafił. I nie, Rhys nie wyobrażał sobie za dużo: Kai faktycznie chciał się rozwieźć jak najszybciej głównie dlatego, że chciał rozwijać relację z nim, o samą wolność chodziło mu mniej. Pewnie gdyby nie fakt, że żona była również jego przyjaciółką - i przyjaciółką przede wszystkim - to na odzyskaniu wolności zależałoby mu mocniej, niż w tych okolicznościach.

Rhys Devlin

pomocnik wędrownego kaznodziei — show Lachlana
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mimo, że widział, że podoba się Kaiowi, to i tak nieraz zastanawiał się, czy przypadkiem nie wyobraża sobie za dużo w związku z tą relacją - podobnie zresztą było teraz. Owszem, obaj ze sobą flirtowali i było to wręcz namacalne, ale nadal pozostawało pytanie, na ile ten flirt miał prowadzić do czegoś więcej, a na ile był po prostu przyjacielski (bo przecież i takie się zdarzały). Te rozważania jednak zdawały się zostać rozwiane przez kolejne słowa mężczyzny. Rhys uśmiechnął się nieznacznie zapytany, czy obecność żony w domu byłaby jakimś problemem i przesunął językiem po wargach, jednak znieruchomiał na moment i poczuł dziwne, przyjemne ukłucie w sercu, gdy Kai zawiesił na moment głos, tuż przed wypowiedzeniem słowa "uszczęśliwia". Devlin miał wrażenie, że Kai tak naprawdę chciał tam wypowiedzieć inne słowo, to na "k", które aż zawisło w powietrzu między nimi. Żaden raczej nie był jeszcze gotów na takie wyznania, ale istotnie, gdyby rzeczywiście to właśnie słowo padło, niewiele by się mijało z prawdą.
- Sądzisz, że byłaby zachwycona widząc cię z kimś, kto cię... uszczęśliwia? - zapytał już poważniej, nieco niepewnie, nie bardzo potrafiąc sobie to wyobrazić - W końcu jesteście małżeństwem, nie wzięliście ślubu bez powodu. To super, że jesteście przyjaciółmi, ale... nie wiem, naprawdę byłaby szczęśliwa widząc, że jeszcze przed rozwodem... zaistniał ktoś w twoim życiu?
Miał wrażenie, że posunął się trochę daleko w swoich słowach, ale z jednej strony nie był kimś, kto się latami kryje i kręci wokół obiektu swoich westchnień, tylko raczej stosunkowo szybko "bierze się do rzeczy"; a z drugiej ta rozmowa zeszła w takie rejony, że podobne, dość bezpośrednie słowa zdawały się być na miejscu. Przy okazji oboje mogli się przekonać, jak sytuacja wygląda z drugiej strony.
- Bo mam wrażenie, że zaistniałom. Że jestem dla ciebie kimś ważnym, nie tylko z przyjacielskiego punktu widzenia i że wiążesz ze mną głębsze uczucia, niż tylko przyjaźń. Czy się mylę...?
Cholera, był starym koniem, nieraz już przeprowadzał podobne rozmowy, ale i tak teraz czuł, jak żołądek podjeżdża mu do gardła, krew zaczyna buzować w żyłach i naciskać na jego uszy coraz głośniejszym dudnieniem. Zrobiło mu się gorąco i w napięciu czekał na odpowiedź.
Kwestię wchodzenia gdziekolwiek chwilowo pominął uznając, że w tym momencie rozmowa stała się na tyle poważna i ważna, że o wchodzeniu mogą porozmawiać później. Albo zobaczyć, gdzie kto może wejść.

Kai Mclean
ODPOWIEDZ