wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Wbrew obiegowej opinii, Clarence Remington bywał niezwykle opanowanym człowiekiem. Bo w jaki inny, logiczny sposób można było wytłumaczyć, że kilka chwil temu nie udusił tej biednej kobiety, która musiała mu przekazać informację o tym, że lotnisko n i e prowadzi prywatnych samolotów? A potem drugą, że ten rejsowy, zmierzający w kierunku jego d o m u (aż wywracał oczami na tą myśl) nie posiada takich dogodności jak miejsca pierwszej klasy i musi się ograniczyć do tej pseudo-luksusowej klasy biznes? Czuł się właśnie jak zupełnie rozczarowane dziecko, które rodzice zamiast zabrać na wakacje do wybranej destynacji, wysłali na kolonie trzy miejscowości dalej. Nie był jednak a ż tak zdesperowany, by szukać prywatnych samolotów po znajomych (a znalazłby się nie jeden!), więc jak na ułożonego chłopca z dobrego domu przystało, pogodził się ze swoim losem i postanowił wytrzymać. Przecież to tylko kilka godzin, prawda?
Prawda?
Już kilka sekund po wejściu na pokład czuł w kościach, nie - on kurwa to po prostu wiedział - że pomysł jest zupełnie poroniony. Większość pasażerów chyba zostawiła całe oszczędności w sklepie bezcłowym, bo wszystkie loga rzekomo luksusowych projektantów aż biły go po oczach. Ile razy zdążył usłyszeć pytanie o to, czy na pewno szampan jest za darmo, nawet nie próbował liczyć. I dziecko. Na godzinie jedenastej w najlepsze siedziała sobie młoda dziewczyna. Z niemowlakiem. Jezu święty, przecież ten mały człowiek dopiero co z niej wylazł. Nawet głowy nie trzymał jeszcze sztywno. Clarence może specjalistą od dzieci nie był, ale i tak traktował to jako zapowiedź czegoś złego. Złego tak bardzo, że w myślach ponownie łapał swój plecak i obracał się na pięcie, by opuścić ten wątpliwy przybytek, zdesperowany nawet do tego stopnia, by wydzwaniać choćby do swojej wytwórni, by go jakimś akceptowalnym transportem poratowała, ale nagle poczuł się zirytowany jeszcze bardziej.
Efektem domina jeden nadmiernie spieszący się pasażer wpadł na drugiego, drugi na trzecią pasażerkę a ona wprost na plecy Remingtona. Jak on nagle rozumiał niechęć swojego brata i bratowej do obcych ludzi, drogi Boże, jak on to doskonałe rozumiał. Kątem oka zerknął kogo uratował przed upadkiem i z pewną dozą ulgi zauważył, że kobieta która lądowała na jego plecach była osobą wyjątkowej wręcz urody i trochę mu ta niechęć do ludzi przeszła. Ale tylko trochę.
- Proszę uważać - fuknął, bo w końcu wcale mu właśnie nie było do tego, żeby pozwalał sobie na ten numer, na tą kliszę z komedii romantycznej, gdzie to wszystko wokół zwalnia, w tle leci delikatna muzyka a on odwraca się niczym w zwolnionym tempie i wpatruje z czułością w oczy swojej nowej wybranki. Wszak to zawsze była miłość od pierwszego wejrzenia. Obrócił się więc w swoim standardowym tempie i lekko poprawił bluzę, wygładził jej materiał, trochę tak jakby ten swoisty atak na jego osobę mógł uszkodzić jego strój. Z tego powodu też czuł się zupełnie niedorzecznie. Tysiące wylatanych mil nauczyły go w końcu tego, że ma być wygodnie. Nieważne, że nawet ten dres miał tak nieprzyzwoicie drogi, że powinno być mi głupio. - Wszystko dobrze? - zapytał jednak całkiem troskliwie.
Clarence Remington w swoim najdoskonalszym wydaniu. Dr Jekyll i Mr Hyde.
I got bad love
🔥
może kiedyś
specjalista od wizerunku i członkini zarządu — LP Holding Group
43 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
chodzą plotki, że diabeł już wyszedł z piekieł i właśnie zawitał do Lorne Bay, by wydeptać swoimi szpileczkami nową ziemię pod inwestycję deweloperską
Powrót do Lorne Bay był trudny. Nie chodziło tu wcale o jakieś rzewne historyjki, gdzie bohaterka spędza czas na reminiscencjach ze swojego wczesnego dzieciństwa. Owszem, większości ludzi byłoby przykro wracać do ziemi, z której została wygnana przez swoich cudownych rodziców, zapatrzonych w obecnie martwą siostrę, ale Amanda przecież nie była aż tak małostkowa. Dowodem miał być fakt, że to właśnie w tej podłej mieścinie urządziła sobie życie, by pokazać, że właściwie wyszło to jej na dobre.
Często powtarzała ten trik w negocjacjach biznesowych, gdy druga strona nagle zmieniała taktykę chcąc ją zaskoczyć. Wtedy należało uśmiechnąć się z satysfakcją, zupełnie jakby ruch przeciwnika był przewidywalny. Nic nie wytrącało tak ludzi z równowagi jak poczucie, że jest się wtórnym i wszystko, co robią, już było zapisane na kartach historii. Akurat nią się pasjonowała, więc całą tę opowieść o rodzicach traktowała jak jedno z wielu źródeł kronikarzy o wątpliwej reputacji. Była w końcu taką suką, że mogliby dopisywać jej w biografii gorsze rzeczy jak posiadanie syna we wczesnym wieku bądź zmianę swojego nazwiska, bo Krause nie wydawało się jej odpowiednie. Z tego też powodu machała ręką na wszystko, czego się o sobie dowiedziała uznając, że ma prawo uznać ten lot za trudny, bo oczywiście musiała lecieć rejsowym. Nie chodziło o to, że jej nie było stać na prywatny samolot. Podłe by były czasy, gdyby holdingu, którym zarządzała (jak lubiła sobie hiperbolizować) nie stać by było na podstawienie jej maszyny. Okazało się jednak, że większość z nich spędza czas w lasach, bo od upałów pojawiły się pierwsze pożary. Jak dla niej mogła spłonąć połowa Australii, ale była specjalistką od wizerunku i wiedziała, że takie słowa należy pozostawić dla siebie. Z tego powodu uśmiechnęła się całkiem miło i jak przystało na kobietę czynu, zarezerwowała sobie lot wśród gawiedzi, która zawsze wzbudzała w niej te same odczucia.
Mordu.
Najlepiej z zimną krwią. Nie rozumiała zupełnie, czemu im się tak śpieszy do zajęcia miejsca, zupełnie jakby grali w jakąś pokraczną wersję krzesełek, gdzie na koniec dnia jedna osoba zostanie na stojąco i to ją wytypują do obsadzenia sterów samolotu. To było tak niedorzeczne, że już praktycznie się zaśmiała, ale w tym momencie oberwała walizką w plecy i… Lata w zawodzie tylko sprawiły, że z jej ust nie wykwitła taka wiązanka, że każda florystka w tej podłej dziurze byłaby zachwycona, a każdy zakład pogrzebowy mógłby ją mieć w swojej ofercie.
Zamiast tego złapała się mężczyzny stojącego przed nią i poczuła zgorszenie na widok jego sportowej bluzy. Jeszcze tego jej brakowało, by jakiś napalony sportowiec zawracał jej głowę podczas lotu. Może i na jej oko był nieco młodszy od niej, ale czy to miało znaczenie dla Amandy?
- To fizyka, jest pan tego świadom- czy to były jakieś pokraczne przeprosiny? Raczej próba udowodnienia braku swojej winy i jakiś buńczuczny sprzeciw w kierunku, w którym ona, Finley musiałaby do kogoś kierować takie słowa.
Wówczas na pewno skończyłoby się to katastrofą w przestworzach. Obserwowała uważnie i z pewnym niesmakiem jak poprawia bluzę (tak, zauważyła, że niedorzecznie drogą), bo sama nie musiała nawet gładzić jedwabnej sukienki, którą zdobiła szeroka marynarka, ale mowę odjęło jej gdzieś w okolicach jego troskliwego tonu.
A mówili, że to kobietom zmienia się nastrój jak w kalejdoskopie.
- To mam uważać czy odpowiadać na pytanie, czy wszystko dobrze?- złagodziła swoją wypowiedź uśmiechem, zupełnie jak zawsze i jak w swojej pracy, choć podejrzewała, że lot z rozwrzeszczanym bachorem i tym przyjemniaczkiem wyrwie z korzeniami z niej dobre maniery i ten stoicki spokój.
powitalny kokos
nick autora
te w profilu
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Zwykle należeć do grupy tych najbardziej towarzyskich ludzi - zarówno w swoim wcieleniu zawodowym i prywatnym, właściwie więc nie powinno być wcale tak źle kiedy przychodziło do obcowania z innymi. Całe lata spędzone już w wiecznej podróży bowiem go na takie ekscesy przygotowały idealnie. Umiał poprowadzić zupełnie niezobowiązujący small talk, rozmawiać na bezpieczne tematy, żywo reagować na wspomnienie rozmówcy o bliskich - w tym zestawie były również dzieci, choć poza Harrym tak właściwie ich nie cierpiał - czy finalnie umiał tak przechwalać się dorobkiem zawodowym, by nie wyszedł na zadufanego bubka, który co najwyżej umie liczyć Oscary, albo zna prywatnie Goslinga. Wróć, córki Ryana były również całkiem sympatyczne i grzeczne. Czytaj - akceptowalne.
Pewnie więc buntowałby się wewnętrznie na tą konieczność obcowania z gawiedzią, na całą tą podróż rejsowym samolotem, narzekałby i marudził, a finalnie zajął po prostu swoje miejsce, grzecznie odbębnił kurtuazyjną wymianę zdań z pasażerem, którego miał w zasięgu wzroku, po czym skusiłby się na kilka mocniejszych drinków (stać go było, choć alkoholem na pokładzie zwykł gardzić bardziej niż współpasażerami) i znieczulił nimi na tyle, że doleciałby szczęśliwie do domu. Plan był właśnie w realizacji, gdyby grawitacja - choć nie był pewien, bo żaden z niego prymus kiedy przychodzi do praw fizyki - nie zesłała mu dosłownie n a siebie jakieś blond przedstawicielki piekieł. Czy powinien się grzecznie przywitać z przedstawicielką jednego plemienia?
- Naprawdę? - zapytał w przerysowany sposób, ładując w to jedno krótkie słowo tyle ironii ile było tylko możliwe. No zupełnie n i e może być. Prawie prychnął śmiechem, kiedy sam zderzył się z myślą o tym, jak przez całe lata wszyscy wokół powtarzali mu, że ta nieszczęsna fizyka nigdy mu się do niczego nie przyda. Mówili słuchaj starszych, mądrzejszych, wyjdziesz na ludzi. Ha? I co, można było się bardziej przykładać? Przynajmniej wiedziałby co odpowiedzieć, a tak musiał jedynie smętnie powielić własne myśli: - Człowiek całe życie żyje w przekonaniu, że ta fizyka mu się do niczego nie przyda - w charakterystyczny więc dla siebie sposób zdążył się już przełączyć z markotnego gnojka na tego przyjemnego typka, który ma w sobie tyle uroku, że gdyby była szansa to rozmówcy poszarpali się o możliwość wymiany spostrzeżeń na temat kontaktów w książce telefonicznej. Posłał w stronę blondynki do kompletu uroczy uśmiech i nawet przesunął się tak, by spokojnie przeszła obok niego - bla bla bla, szanowanie sfery osobistej drugiej osoby jest ważne, bla bla bla - a tak między Bogiem a prawdą to właśnie w najlepsze sobie ją taksował. Śliczna buzia, szczupła, zgrabna długie nogi. Mało brakowało a ostentacyjnie pokiwałby z uznaniem głową, zamiast tego jednak złapał się na myśli, że to dla takich kobiet dołącza się do klubu mile-high. Zupełnie tak, jakby nie zdążył tego zrobić do tej pory. Ale może granie jednego z tych spokojnych, ułożonych, zestresowanych pracą, to będzie to?
Najwyraźniej jednak powstało między nimi jakieś napięcie widoczne nawet dla ludzi z boku, bo nie do końca nawet zmaterializował w jaki sposób, ale wyrosła obok nich stewardessa.
- Możesz odpowiadać na pytanie, uważając na siebie - zaśmiał się więc i odwrócił głowę w stronę młodej kobiety, ślącej w ich stronę pytanie za pytaniem, jakby to miało odwrócić ich uwagę od siebie i ustrzec resztę pasażerów przed trzecią wojną w tych kilku metrach kwadratowych pokładu. Biedna, sytuacja musiała być naprawdę dramatyczna, brakowało jeszcze tylko by w końcu rozpłakało się to nieszczęsne dziecko. Nie zamierzał jednak jej niegrzecznie spławiać, kiedy więc przytomnie zaproponowała im drinki, sam odbił piłeczkę w stronę towarzyszki swojej niedoli.
- Napijesz się czegoś? - bo właśnie zrozumiał, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że te dwa miejsca przy których stoją należą właśnie do nich. Nie mogło być inaczej, a przecież od małego już uczyli go ze z kim jak z kim, ale z sąsiadami trzeba umieć dobrze żyć.
A Clarence z radością słuchał mądrzejszych od siebie.
I got bad love
🔥
może kiedyś
specjalista od wizerunku i członkini zarządu — LP Holding Group
43 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
chodzą plotki, że diabeł już wyszedł z piekieł i właśnie zawitał do Lorne Bay, by wydeptać swoimi szpileczkami nową ziemię pod inwestycję deweloperską
Jej praca polegała na gaszeniu małych ognisk i odnajdywaniu się w kryzysie. Ktoś kiedyś- pewnie jej mentorka, bo słuchała kiedyś tylko kobiet i to mądrzejszych od siebie- powiedział jej, że zajmowanie się ludźmi w ten sposób przypomina bycie księdzem i słuchanie spowiedzi. Amanda najbliżej Boga była podczas jednego z nieziemskich orgazmów z Lucasem, ale uwierzyła dziewczynie na słowo i zaczęła się postrzegać jako świeckiego kaznodzieję, który zawsze potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji, a najlepiej pracuje wtedy, gdy apokalipsa zbliża się wielkimi krokami.
Wtedy może jeszcze żarliwiej głosić swoje kazania i zachęcać do modłów wiedząc, że owieczki nie opuszczą go o krok. Wiadomo, że strach czynił największe cuda i zamierzała opublikować to w przewodniku po swojej religii, gdy już wyda jakiś bestseller o tym, jak obronić każdego klienta przed zniesławieniem i wystawić mu laurkę przez społeczeństwo. Taki był jej cel długoterminowy, ale by go doczekać, musiała przeżyć podróż w tej mikroskopijnej puszce z towarzyszami niedoli, którzy tak jak ona, musieli znosić fakt, że linie lotnicze nie respektowały czegoś takiego jak przestrzeń osobista.
Skończyło się to tak, że wylądowała praktycznie na plecach mężczyzny, który pewnie był również jednym z tych nieszczęśników, znoszących trud podróży liniami komercyjnymi. Znaczyło to mniej więcej tyle, że powinna czuć wobec niego solidarność i schować te swoje czerwone szpony, które już zaczęła sobie ostrzyć. Poza tym zejście z tonu ułatwiło jej ogarnięcie z kim ma do czynienia, bo przecież w jej zawodzie wiedza była potęgą, więc musiała orientować się w każdej dziedzinie. Powiedzmy, bo jego wątpliwej kinematografii jeszcze nie widziała, więc nie zamierzała pozować na jakąkolwiek fankę.
Ba, nie miała tego w repertuarze, ale musiał docenić, że wyjątkowo nie zamierzała również go strofować w nieskończoność jak ulubiona nauczycielka fizyki. Z tego względu więc uśmiechnęła się tylko lekko sugerując, że tematy okołoszkolne mogą zostawić na ziemi i skupić się na czymś bardziej przyjemniejszym.
O ile przejdą do przyziemnego zajęcia swojego fotela, co oczywiście wiązało się z tym, że wreszcie musiała i tak przecisnąć się przez niego.
- Najpierw będę uważać na siebie zajmując miejsce przy oknie- zauważyła jednak, bo mogła pogodzić się z wątpliwą obsługą, która przyleciała (o ironio!) zaalarmowana tą całą sytuacją, ale nie pozwoliłaby sobie na jakieś środkowe siedzenie czując się jak sardynka w puszce. Zdecydowanie musiała doprowadzić do tego, by zwiększyli jej wypłatę, bo to jak bardzo teraz poświęcała się dla tej firmy, było niebywałe. Tak mocno, że aż westchnęła, gdy musiała uprawiać z tym nieznajomym taniec w przeciskanie się w tył i w przód, by wreszcie z gracją wylądować na swoim miejscu. Może i szpilki to był najgorszy pomysł na lot, ale przynajmniej w razie czego miała czym go kopnąć, gdy jednak kurtuazja okaże się ponad jej siły. Jak świat światem, jeszcze nigdy taka sytuacja nie miała miejsca, więc pewnie i teraz da radę, o ile faktycznie napoi się jeszcze przed wylotem.
- Szkocka, najlepiej single malt- poinformowała załogę takim tonem, że jeśli nie mieli tego na składzie to dla ich dobra właśnie powinni prędko wybiegać z samolotu, a najlepiej bukować kolejny do Szkocji, by dostać jej zamówienie. Pod tym względem nie brała jeńców i to najlepiej to była jedna z tych grzecznościowych formułek, które przecież wcale nie brzmiały jak pokorne prośby, ale złagodzenie tego, że kobieta doskonale wiedziała, czego chce i na dodatek, jeśli tego nie dostanie, to równie dobrze może być tak nieznośna jak ten bachor.
Dobrze, jego akurat można jakoś uciszyć, ją niekoniecznie, choć jak na razie zachowywała wrodzony spokój, który ślicznie korelował z klimatyzacją w samolocie. I jedno i drugie wprowadzało tutaj chłód tak totalny, że śmiała przysiąc, że nawet dziecko się zamknęło i zaczęło nasłuchiwać.
- W interesach?- a kto normalny w innym celu odwiedzałby to przeklęte miejsce.
powitalny kokos
nick autora
te w profilu
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Nastąpił w końcu ten jeden, specjalny moment w którym zaczynał karcić się w myślach w najlepsze. Oto bowiem stała przed nim cholernie atrakcyjna babka, na dodatek wydająca się mieć głowę na karku a on zachowywał się jak markotny, stetryczały dziad któremu przeszkadza dosłownie wszystko, jak i wszyscy. A przecież i wiekowo wcale nie był żadnym seniorem, a i musiał przyznać że co jak co, ale wyzwania to on lubił tak naprawdę od zawsze. A tym właśnie stała się dla niego ta ślicznotka - wyzwaniem, bowiem Clarence Remington nie był zwyczajny do tego, aby przedstawicielki płci pięknej już w kilka minut po poznaniu jego skromnej osoby nie miały ochoty zasilić przepastnych szeregów jego fanklubu. Przyglądał się więc jej zaintrygowany, do chwili w której okazywało się, że najwyraźniej był zainteresowany tak skutecznie, że kobiecie udało się zakręcić go tak, że to ona zajęła miejsce przy oknie. Cóż, specjalnym fanem zajmowania siedzenia przy przejściu nie był, nawet w wyższych klasach, ale chyba jednak wygrały dobre maniery, bo nie dość że ją całkiem zgrabnie przed sobą przepuścił, to jeszcze - jak na dżentelmena przystało - poratował ją jeszcze swoją dłonią. Uśmiechnął się delikatnie i zauważył:
- Coś mi się wydaje, że odrobinę zbyt łatwo oddałem akurat to starcie - i chyba nawet sam był sobą w tym momencie zaskoczony, bo to wszystko wyszło mu tak lekko i uroczo, zabierając całość zwyczajnej dla niego ironii i złośliwości. Aż nawet jakoś sam po sobie spojrzał czy oby coś mu się w trakcie tego całego wsiadania tutaj nie stało, bo to naprawdę był obrazek niezwykły.
Wszystko było jednak na swoim miejscu, lekko tym faktem uspokojony zajął całkiem grzecznie swoje miejsce i zaczął oglądać się za kimkolwiek z personelu - który chyba uspokojony chwilowym zawieszeniem broni rozszedł się po samolocie. Po chwili jednak udało mu się dorwać jedną ze stewardess, którą zdążył już poprosić o dwie whisky, zgodnie z zamówieniem jego dzisiejszej towarzyszki. Zdążył odwrócić głowę w jej stronę kiedy pojawiło się pierwsze pytanie. Uśmiechnął się lekko, ale nie odpowiedział od razu.
Bowiem odpowiedź numer jeden, która cisnęła mu się na język - czyli prawda o tym, że wraca do narzeczonej i syna, jakoś niespecjalnie zdawały się pasować do jego anturażu. W ogóle zdawały się do niego nie pasować, ale tym nie zamierzał zawracać sobie głowy.
- Moje interesy jak na złość niespecjalnie lubią miejsca w typie Cairns - pewną prawdę więc wyminął, by zaserwować jej kolejną. - Więc niestety, ale nie. Gorzej. Mam pod miastem bliskich. Czasem trzeba być dobrym chłopcem - dopowiedział tak grzecznym tonem jak tylko się dało, ale do kompletu zaserwował jej jeden z tych specjalnych uśmieszków, tak przebiegłych, że w lot mogła odczytać, że mężczyzna siedzący z nią ramię w ramię nie miał nigdy nic wspólnego z dobrym chłopcem. Ba, że nigdy nawet obok takiego nie stał. Czy powinien cokolwiek w tym temacie dodać?
- Państwa whisky... - przerwała im stewardessa, wyrastając nad nimi z ich zamówieniem sprzed chwili. Spojrzał na kobietę po swojej lewej, po czym o mało się nie roześmiał. Wystarczyło pięć minut w jej towarzystwie a już wszyscy na pokładzie traktowali ich jak małżeństwo.
Znak od niebios? Czy jednak przemówiło samo piekło?
I got bad love
🔥
może kiedyś
specjalista od wizerunku i członkini zarządu — LP Holding Group
43 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
chodzą plotki, że diabeł już wyszedł z piekieł i właśnie zawitał do Lorne Bay, by wydeptać swoimi szpileczkami nową ziemię pod inwestycję deweloperską
Ostatnio miała wrażenie, że ludziom za łatwo przychodzi irytacja i zdenerwowanie. Denerwowało ją. Po pierwsze (i najważniejsze), przeszkadzało jej to w pracy, bo z ludźmi zdenerwowanymi nie dało się ustalić żadnego konsensusu, a na tym zasadzała się jej praca. Po drugie zaś, gdy wszyscy wpadali w taką złość, okazywało się, że nie jest oryginalna ze swoim temperamentem, a to skłaniało ją coraz bardziej do tego, by podjąć decyzję o zmianie i byciu bardziej elastyczną. To znaczy milszą, ale takie określenie nie przechodziło przez usta Amandy, więc postanowiła jedynie zachowywać się w miarę.
Tak, by nie wywoływać skandalu, bo jeszcze obsłudze zamarzy się wywalenie ich na zbity pysk i wtedy nie dość, że zostanie z tym krzykaczem na lotnisku to jeszcze będzie musiała odwołać kilka znaczących spotkań. Tak, to zdecydowanie nie wchodziło w grę.
Podobnie jak fakt, że miałaby siedzieć jak ten plebs od strony przejścia. Mogłaby nawet ugryźć jego nadgarstek i przeżuć, byle by jej tylko ustąpił. Na szczęście, nie było to konieczne i była w stanie nawet podziękować mu całkiem ładnym uśmiechem.
- Nie chcę się przechwalać, ale nie jesteś pierwszym, który mi się poddaje. Tak właściwie robi to każdy- zauważyła rozbawiona, bo dawno nikt nie brał w wątpliwość jej wpływu na ludzi. Może i jegomość jej jeszcze nie znał i dlatego sobie pozwalał na takie akcje, ale nikt znajomy nie popełniłby tego błędu. Nie każdy chciał umrzeć śmiercią tragiczną.
Z tego też powodu była na tyle łaskawa, że postanowiła zgodzić się na jakiś etap small talku, który zazwyczaj nudził ją niemożliwie. Niezależnie od tego, że uprawiała go z prawdziwą pasją (w końcu jej zawód tego wymagał) i tak miała wrażenie, że z każdym wypowiedzianym zdaniem cofa się do rozwoju. Gdzieś do małpy, która powtarzała wyuczone skądinąd formułki.
- Tak, rodzina potrafi człowieka przywiązać nawet do najgorszej dziury- na przykład, dosłownie, bo ta jej zdecydowała pewnego, pięknego dnia, że ześlą ją na zesłanie do Lorne Bay. Nic dziwnego, że po tym wszystkim zmieniła nagle nazwisko i przestała się do nich przyznawać. - Choć na moje to raczej osoba, z którą pan sypia. Raczej nie żona, bo nie widzę obrączki- zauważyła, bo nie z nią te numery. Inna sprawa, że przecież właściwie to ją nie obchodziło zbytnio, dokąd ten młodzieniec (przesadzone, bo miał jakieś ponad trzydzieści lat, więc wcale nie tak dużo) pędzi i dla kogo decyduje się na tak spartańskie warunki jak lot wśród gawiedzi.
Co zabawne, akurat stewardessa musiała przeoczyć ten zabawny fakt, że rozmawiali o jego wybrance i podała im whisky w sposób, który jasno sugerował małżeństwo. Tak, trafne spostrzeżenie- tylko ludzie w sakramentalnych związkach dochodzą do etapu, w którym już nie mogą na siebie patrzeć i jedynie warczą. Przyjęła szklaneczkę i spojrzała na niego z ukosa.
- Tylko nie przesadź z alkoholem, misiaczku- i jaką ona miała w tym momencie nadzieję, że kiedy to usłyszy to rzeczywiście zadławi się tym płynem albo przynajmniej go rozleje pozbywając się za jednym zamachem łatki tego uroczego pasażera, którą chciał tak bardzo posiadać. Na próżno, Amanda Finley już zdążyła go przejrzeć i jeszcze nie zdecydowała, co o tym myśli.
powitalny kokos
nick autora
te w profilu
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Choć umiejętność czytania w cudzych myślach - kobiecych na dodatek - uznałby zwykle za najgorszy z możliwych cudów świata, w tym momencie chętnie by ją posiadł choćby na kilka minut, by wiedzieć jakie mądrości (choć czy na pewno?) przecinają głowę tego ślicznego rudzielca. A gdyby już mógł je poznać, zaśmiałby się pewnie w głos, bo był w ostatnim czasie idealną tezą tego, o czym myślała Amanda. Choć raczej wróć, u niego zdarzało się to przecież falami, zupełnie jak w jakimś dobrze opisanym psychiatrycznie zaburzeniu, choć akurat o Remingtonie mówiło się, że jest trudny. Specyficzny, artysta, wkurwiający, nie zwracaj na niego uwagi, ma zły dzień, upierdliwy, bufon. Określeń na samego siebie mógłby wymieniać bez liku i choć zwykle bawiły go wręcz do oporu, czasem spotykał się sam ze sobą na tyle, by pewne zachowania z siebie wybarwić. Zwykle skutecznie.
- Nie mówili, że wszelkie pokłady skromności należy zostawić poza samolotem - pozwolił sobie na żart, choć musiał przyznać, że zwykle przepadał wręcz za tym gatunkiem kobiet, które aż tak bezczelnie szły w życiu po swoje. Za dużo może naoglądał się tych wszystkich płaczek, wzbijających modły do niebios o to, by udało im się rozbić jakiś mityczny szklany sufit, kiedy ich koleżanki obok robiły to przy pomocy tych niedorzecznie wysokich szpilek z czerwoną podeszwą, od faceta z cholernie trudnym nazwiskiem.
Mawiali, że francuski jeszcze mu się w życiu przyda, ale najwyraźniej wolał ćwiczenia praktyczne.
Cały Clarence.
- Clarence. Mam na imię Clarence - przedstawił się głównie dlatego, że w ostatnim czasie już co najmniej kilkukrotnie za często słyszał pod swoim adresem tego pana, a miał za mało czasu by wystawać przed lustrem by wyglądać siwych włosów. Nie, żeby uważał to określenie za jakieś uwłaczające czy obraźliwe, po prostu powodowało, że czuł się staro i poważnie, a zdążył ułożyć sobie w głowie, że akurat do tego momentu ma w swoim życiu jeszcze czas. Może gdyby był mężem i ojcem, jakąś głową rodziny, pan Remington robiłby wrażenie, ale na ten moment jednak nadal nie wyrósł jeszcze ze studenckich imprez. I równie studenckiego siana w głosie, świeć Harvardzie nad jego zbolałą duszą. - Zawsze sprawdzasz, czy towarzysz jest żonaty? - przyłapał ją w końcu na tym małym, prywatnym śledztwie. Rozmawiali dopiero chwilę a był już tak zaintrygowany tą dziewczyną, że sam się sobie dziwił., że nie potrafił przestać. Grali, na jakieś magicznej częstotliwości grali okropnie (dobrze) i cholernie mu się to podobało.
Szybko jednak poczuł jak misiaczek wybija go z rytmu. I może odebrał swojego drinka jak na uprzejmego małżonka przystało, uśmiechnął się nawet całkiem czarująco do nadal niczego nieświadomej stewardessy. Ale cóż, jego towarzyszka sama tego chciała.
- Pani Remington... - rzucił, jakby chciał ją w ten sposób za owego misiaczka skarcić. - Żeby nie przyszło ci tego powtarzać w zupełnie innych okolicznościach - przysunął się do niej, by dodać to cicho i konspiracyjnie, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił na swoje miejsce i wzniósł lekko kieliszek do góry - w ramach małego, prywatnego toastu - a potem wziął z niego mały łyk.
Wysoce z siebie zadowolony.
I got bad love
🔥
może kiedyś
specjalista od wizerunku i członkini zarządu — LP Holding Group
43 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
chodzą plotki, że diabeł już wyszedł z piekieł i właśnie zawitał do Lorne Bay, by wydeptać swoimi szpileczkami nową ziemię pod inwestycję deweloperską
Niejeden pewnie poświęciłby duszę, by opatrzyć papierek swoim podpisem i zagwarantować sobie wstęp do czeluści piekielnych, które oznaczały jej duszę. Wróć, cała zabawa z pomiotami szatańskimi polegała na tym, że owe przymioty nie posiadały czegoś tak niedorzecznego jak dusza. Właśnie dlatego były tak dobre przy finalizacji umów czy dopinaniu wręcz niemożliwych kontraktów. Nie przeszkadzały im emocje, które od innych się przelewały powodując u kobiet pokroju Amandy dziwnego rodzaju mdłości. Nigdy nie przyjęła za pewnik faktu, że słabsza płeć jest emocjonalna, bo rządzą nią hormony i ewolucja, która obdarzyła ich genem matki. Traktowała to jako zaletę, bo odkąd miała dziecko, była jeszcze bardziej zawzięta i chętniej sięgała po swoje traktując to jako instynkt macierzyński.
Musiała zapewnić potomkowi godne życie, prawda?
Do tego dążyła i dlatego może za pewnie rozpychała się łokciami, choć to akurat była opinia tylko mężczyzn, którzy jakimś cudem znaleźli się pod nią. Nie przejmowała się tym skowytem przegranych, bo jak to powiedzeniu- psy szczekały, karawana jechała dalej, a Finley przecież tak dobrze powoziła.
- Och, zapomniałam, jako kobieta powinnam być skromna. Wybacz, nadrobię innym razem to spuszczanie wzroku i delikatny uśmiech, bo to takie kobiece- zironizowała i jakby w kontrze do swoich słów i zapewnienia, że postara się być właśnie niewinna jak przedstawicielki swojego gatunku, uścisnęła mocno i po partnersku jego dłoń. - Amanda- przedstawiła się mu i nie dodała wyjątkowo, że za wszelkie zdrobnienia wykopuje z samolotu i niewiele obchodzi ją, że a/tych małych okienek nie wolno otwierać i b/ jest nieco szeroki i się nie przeciśnie. Wkurzona kobieta umiała ominąć tego typu przeszkody, a nic na świecie nie wytrącało ją z równowagi tak bardzo jak wołanie za nią Mandy. Z tego też powodu nie zamierzała poddawać mu pomysłu, bo czuła, że ten niejaki Clarence był mężczyzną, który ten pomysł wykorzystałby do cna.
Tak jak teraz fakt, że zainteresowała się jego brakiem obrączki, ale zaśmiała się całkiem naturalnie.
- W moim zawodzie umiejętność dostrzegania detali jest bardzo ważna. Nie traktuj tego personalnie- to brzmiało zupełnie jak grzeczne tylko nie wyobrażaj sobie za wiele i mało brakowało, a już nawet to by dodała, ale skoro stewardesa postanowiła podać im pomysł na inną, rozkoszną zabawę to postanowiła się temu poddać, choć nazwisko Remington mówiło jej całkiem sporo. Nie była przecież aż tak świeża w branży, by nie znać rodziny, w której ojciec był szefem kuchni, a synowie… Cóż, miała przed sobą całkiem dorodny okaz, który na dodatek pewnie opływał w spore fundusze.
To był jeden z powodów, dla których Amanda zazwyczaj interesowała się ludźmi i nie widziała w tym absolutnie niczego złego. Nie każdy mógł sobie pozwolić na luksus zakochiwania się w biednych ludziach, a ona nie była księżniczką, która popełnia mezalians i ucieka z kochankiem. Wręcz przeciwnie, była zaradną kobietą, która wietrzyła wszędzie interes, a gdy wypowiedział cicho słowa i potem skierował w jej stronę toast, uśmiechnęła się.
- Takich słów, drogi mężu, ode mnie nie usłyszysz- za to inne… Czemu nie, ale jak na razie mieli przed sobą lot, który wydawał się jej być już teraz dużo ciekawszy.
Może dlatego, że musieli wreszcie wylądować i może niekoniecznie na lotnisku.
- To za co tym razem pijemy?- och, oboje doskonale wiedzieli za co.
powitalny kokos
nick autora
te w profilu
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Podmioty szatańskie najwyraźniej nie dość, że nie miały duszy, to jeszcze z powodzeniem udawało się im żerować na myślach i pragnieniach tej drugiej strony. Amanda miała bowiem obok siebie prawdopodobnie przedstawiciela tego samego gatunku - choć z pełną świadomością można również było pokusić się raczej o porównanie bardziej dosłowne: samego gospodarza piekielnych czeluści. Wysoce na dodatek zainteresowanego jej osobą. Clarence mógł być nawet zdziwiony tym, co się właśnie wydarzyło. Nie było bowiem żadną pierwszyzną, że podróżował w towarzystwie kobiet, że poznawał je już w owej podróży trakcie. Nawykł jednak do odrobinę innego obrotu spraw - takiego, gdzie już w pierwszych chwilach wspólnego kontaktu z wzajemność zainteresowania jest tak intensywna, że obie strony szybko rozumieją, że to się dobrze nie skończy.
Tak ciekawy był zapewne tego, co mieli przed sobą z Amandą - co nie zdarzało się często, zamierzał zapamiętać to imię - więc przez dłuższą chwilę przyglądał się jej tylko z zainteresowaniem.
- Naprawdę uważasz, że tylko taka udawana skromność jest kobieca? - zapytał w końcu, dość mocno akcentując gdzieś w środku zdania owe u d a w a n i e, bo owszem, może i znali się dopiero właściwie dosłownie pięć minut, ale zdążył sobie już wyrobić pewien pogląd na temat jej osoby, i musiał przyznać że nie znajdował się w nim choćby cień wspomnienia o tym, że ta kobieta mogłaby choćby koło skromnej stać. Uśmiechnął się co prawda do kompletu odrobinę zaczepnie - co by dodatkowo podkreślić, że to dalsza część tego ich obezwładniającego moje-twoje, w które przyszło mu się już wkręcić prawdopodobnie w najlepsze. - Nie jestem nawet specjalnie przekonany, czy byłoby ci z taką do twarzy - zaśmiał się na dodatek, choć uśmiech, którym przez ostatnie sekundy zdobił jego twarz musiał faktycznie świadczyć o tym, że uwaga jaką wystosował w jej stronę był pewnego rodzaju komplementem. Dziwną nawiązywali relację, ale najwyraźniej musieli się w niej odnajdywać, skoro byli dalej w stanie to ciągnąć.
- Czym się zajmujesz? - zapytał więc. Nie zamierzał tłumaczyć się z tego, że po prostu nie zwykł czegokolwiek traktować personalnie. Nie chodziło nawet o to czym zajmował się on, całym tym śmiesznym towarzystwem, gdzie to trzeba było mocno przepychać się łokciami (a najlepiej jeszcze wpływowym nazwiskiem i zestawem odpowiednich znajomości, doprawionych odpowiednią ilością gotówki), ale to to, że tak właściwie od dziecka miał specyficzne podejście, w którym to jego musiało być zawsze na wierzchu. Choć pewnie to akurat nic dziwnego w momencie, kiedy trzeba walczyć o swoje z dwójką rodzeństwa, jak nie z piątką, doliczając jeszcze to "przyszywane".
Bardzo korciło go zapytanie na jakie słowa może dzisiejszego dnia (wieczora?) liczyć, ale jednak wygrała z nim (wyjątkowo) pewna kurtuazja. A może chęć kreowania wizerunku męża troskliwego, acz wycofanego, tak by to żona zawsze grała pierwsze skrzypce? Gdzieś usłyszał, by dać kobiecie mówić i zamierzał czerpać z takich mądrości. Urwał więc krótko:
- Fakt. Zdecydowanie wolę i n n e słowa - i uśmiechnął się tak przebiegle, jak tylko przebiegle umiał się uśmiechać Clarence Remington, po czym jednak zupełnie jak gdyby nigdy nic przesunął wzrokiem po jej szczupłej ręce, wzdłuż, aż do zgrabnej dłoni, w której właśnie trzymała kieliszek. - Wybór toastu zostawię tobie - dodał cicho, wręcz konspiracyjnie, kiedy przysuwał swoją głowę blisko jej ucha, by właściwie wyszeptać jej to na ucho. Odsunął się jednak i niczym dzieciak przyłapany na gorącym uczynku, z rozbrajającym uśmiechem poradził:
- Wybierz mądrze - i zniecierpliwiony podsunął swój drink bliżej ust. Mogło się okazać, że wcale nie mieli tak wiele czasu jak zakładali.
I got bad love
🔥
może kiedyś
specjalista od wizerunku i członkini zarządu — LP Holding Group
43 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
chodzą plotki, że diabeł już wyszedł z piekieł i właśnie zawitał do Lorne Bay, by wydeptać swoimi szpileczkami nową ziemię pod inwestycję deweloperską
Jako specjalistka od wizerunku, vide od ludzi tak naprawdę, powinna wystrzegać się tych pokroju mężczyzny obok siebie. Nie chodziło o te słynne czerwone flagi, bo póki nie zachorowała na żadną przypadłość, zwaną uczuciami, nie groziły jej żadne tego typu zmartwienia. Nie zamierzała przecież z tym człowiekiem wiązać swojego życia, ba, jeszcze nie była przekonana nawet czy chce wymienić się z nim płynami ustrojowymi, więc nie musiała krzyżować nóg i powtarzać sobie, że jest złym kandydatem. Mógł być kimkolwiek i z moralnego punktu widzenia Amandzie nie przeszkadzałoby to ani trochę, bo sama nie należała do tego pokolenia świętych.
Chodziło raczej o to, że musiała dbać o to, z kim ją widzą inni ludzie. Jak cię widzą, tak cię piszą, naczelna zasada wizerunku nakazywała jej unikać podłych skandali i plotek. Wprawdzie przez większość czasu to ona była bezbarwna i skupiona na tym, by jej podopieczni wypadali dobrze, ale w Lorne Bay, gdzie mieszkał jej prawie pasierb, nie mogła pozwolić sobie na podobne ekscesy. Musiała być uważna, a ta uważność zdecydowanie wykluczała romanse z człowiekiem młodszym o dobre kilkanaście lat (tak przypuszczała) i na dodatek tak bezczelnym, że mógłby sobie na czole przybić karteczkę z ostrzeżeniem.
- Och, to zupełnie nieistotne co JA uważam- zauważyła więc tym razem niekoniecznie skromnie, ale trzeźwo. W całym jej zawodzie chodziło o kreowanie opinii innych, o wyrabianie ich gustów, a nie o to, co ona myśli prywatnie. - Ważne jest raczej to, co widzą mężczyźni. Przepadają za idiotkami- wzruszyła niewinnie ramionami i spojrzała na niego uważnie. Może, gdyby zechciała, bardzo się postarała, to i ona potrafiłaby wskrzesić tę udawaną skromność i nadać jej odpowiednie kolory tak, by uwierzył. Uważała jednak to za niewarte zachodu, gdy tak siedzieli obok siebie i faktycznie kłócili jak stare dobre małżeństwo.
Zadziwiające i w innych okolicznościach dość niepokojące, ale hej, tu mieli siebie jedynie przez lot. Długi wprawdzie i męczący, ale wciąż skondensowany jedynie do kilkunastu godzin, które spędzą nie tylko w swoim towarzystwie. Uroki tych pieprzonych lotów z hołotą, która zaraz zacznie im się przyglądać, gdy mężczyzna nie przestanie być taki obcesowy i dosłowny.
Na razie jednak postanowiła skupić się na jego pytaniu, które wydało się jej dość oczywiste.
- Jestem specjalistką od wizerunku. Kreuję zazwyczaj firmy, ich przedstawicieli, buduję markę- opowiedziała mu nieco znudzonym tonem, zupełnie jak wyuczoną przed laty formułkę i właściwie tak to wyglądało.
Nie umiała przecież przyznać wprost, że jedyne co jej w tej pracy przyciągało to pieniądze. Te stanowiły dla niej niezaprzeczalną wartość, która nigdy nie traciła na aktualności. Ba, mogła nawet zgadywać, że siedzi obok człowieka, który zrobiony jest z identycznej gliny i dlatego ta ich rozmowa tak bardzo się kleiła.
A może niekoniecznie akurat o konwersację miało chodzić?
Wyczuwała to, gdy przysuwał się do niej bezczelnie. Za bezczelnie jak na obcego człowieka, ale przecież przed załogą grali całkiem zgodne małżeństwo o czym ten sukinsyn wiedział i dlatego sobie na to pozwalał. W pierwszej chwili miała ochotę go zdzielić, ale przecież tak nie postępują damy, a już zwłaszcza nie takie, które dbają o to jak je postrzegają inni. Prawda, zresztą, była taka, że taki człowiek jak Clarence Remington mógłby się jej kiedyś przydać, więc należało podejść do tego ostrożnie. Na tyle, na ile się dało, bo przecież nie umiałaby wyrzec się siebie na dłużej.
- Myślę, że pierwszym toastem- również nachyliła się, by wyszeptać mu to do ucha - powinno być udane lądowanie- dokończyła i upiła wyśmienitego szampana czując, że należałoby zwolnić tempo.
Jeśli o picie chodzi, rzecz jasna, bo ta druga kwestia wcale jej nie przeszkadzała.
Na tyle, że będąc wciąż blisko spojrzała na niego uważnie.
- Bo nie jestem kobietą, która zadowoli się szybkim numerkiem w toalecie- mieli grać w otwarte karty, więc grali i nie zamierzała wcale aż tak bardzo oszukiwać.
Przynajmniej jak na razie, bo nie była pewna czy na lotnisku po prostu go nie zgubi, jeśli obecnie okaże się mało interesujący.
powitalny kokos
nick autora
te w profilu
ODPOWIEDZ
cron