lorne bay — freelance
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oszustka, (nie)wymarzona narzeczona i mama 7-letniego Henry’ego. Wciąż szuka dla siebie miejsca na tym świecie z nadzieją, że nikt nie szuka już jej za to, co zrobiła przed laty.
Ma tak ciasną sukienkę, że nie może oddychać. A może to wcale nie jej ubranie, a ci wszyscy ludzie dookoła. Ich głośne i nieszczere śmiechy, szybkie i ciepłe, pełne wyziewów alkoholu oddechy, poklepywanie po plecach i pełne wybujałego ego rozmowy. Nienawidzi imprez branżowych, na które czasem zabiera ją Clarence. Głównie dlatego, że to on odseparował ją od tego świata. Ne jest już częścią tej mieszaniny układów i znajomości. Nie jest aspirującą aktorką, dziewczyną z historią, interesującą twarzą. Jest narzeczoną Remingtona. Dodatkiem tak błahym, jak kwiat w butonierce. Mogłaby być niema. Mogłaby być z kartonu. Nikt nie zaważyłby różnicy. Przestała się liczyć gdzieś pomiędzy jego pierwszą sugestią, że to nie jest świat dla niej, a kolejną prośbą na kolejnej imprezie, żeby zaczekała tu chwilę, bo on musi porozmawiać z kimś w a ż n y m.
Została więc przy barze, obserwując blondyna, jak świetnie radzi sobie w tym cyrku. Kakofonii zachwytów i przechwałek. Blichtrze wymieszanym z interesami. Jak szklanka w jego ręku nigdy nie jest pusta, choć stale przykłada ją do ust. Laura mogłaby przysiąc, że uzupełnia alkohol, kiedy ona mruga powiekami.
W czasie całego wieczoru poświęca jej zaledwie moment, dwa razy przelotnie dotyka jej ramienia, jakby sam sobie chciał przypomnieć, że przyszedł tu z nią. Za to Harish musi mocno pilnować się, żeby nie wyjść bez niego.
Znudzona odwraca się w stronę lustra przy półkach z alkoholami. Przygląda się sobie z uwagą. Ma zaledwie trzydzieści dwa lata. Nienaganny makijaż z perfekcyjnie podkreślonymi, czerwonymi ustami. Włosy ułożone w nienaganne, retro fale i długą, ale podkreślającą atuty jej figury sukienkę. Dekolt eksponujący (chociaż nie przesadnie) biust i niebotycznie wysokie obcasy. Wyraźnie wykonała swoje zadanie.
Zerka jeszcze przelotem, przez ramię na swojego narzeczonego i kiedy zauważa, że ten nawet nie patrzy już w jej kierunku, odstawia szklankę na blat, zgarnia wolną dłonią dół sukienki i rusza w głąb sali w poszukiwaniu jakiejkolwiek atrakcji niż wieczne oczekiwanie na nieobecnego Clarence’a. Jej wybawcą okazuje się jeden z obecnych na dzisiejszym przyjęciu reżyserów. Proponuje Laurze papierosa, a ta z chęcią przystaje na jego propozycję, kierując się dalej, do palarni. Tym samym zupełnie znika z pola widzenia Remingtona.
Jest w trakcie rozmowy, kiedy jej przyszły mąż materializuje się obok. Kobieta uśmiecha się, jak gdyby wcale nie porzucił jej dobre dwie godziny temu, przy samym wejściu. Ignoruje też fakt, że wyraźnie sporo już wypił.
— Eric właśnie opowiadał o swoim genialnym pomyśle na nowy dramat obyczajowy. Chce go kręcić w Europie — rzuca mimochodem, żeby wprowadzić go w temat rozmowy. Z premedytacją jednak sięga po papierosa, którym dopiero co zaciągał się jej rozmówca, a po zabarwionym na czerwono filtrze widać wyraźnie, że od samego początku palą go na pół.
Blondynka zaciąga się mocno dymem i wypuszcza kłąb dymu w stronę narzeczonego.
Przypomniałeś sobie, że istnieję? Zdaje się pytać rzucanym w jego stronę spojrzeniem.
powitalny kokos
warren
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Powinien pewnie zarzucać właśnie skomplikowanymi poematami o jeszcze bardziej skomplikowanej budowie ludzkiego organizmu czy tym bardziej ichniej osobowości, ale prawda była taka, że po dziś dzień nie ustalił jeszcze skąd właściwie mu się to brało. Bo o ile nie miał problemu z jakimkolwiek multitaskingiem kiedy przychodziło do tworzenia, pracy czy interesów, tak połączenie owych z życiem prywatnym wydawało mu się zadaniem tak skomplikowanym, że wręcz karkołomnym, i pomny o pewne doświadczenia z przeszłości starał się już od pewnego czasu przynajmniej starania by owe współgrały w zgodzie, porzucić. Dzisiaj tylko podkusiło go jakieś licho i na jedną z tych branżowych - lub jak powiedziałaby główna zainteresowana nudnych - imprez zabrać swoją narzeczoną.
Przecież już dawno zdążyli wspólnie ustalić (głównie jego krzykiem i siłą perswazji), że nie dość że to w żaden sposób nie jest jej świat, to jeszcze niekoniecznie w ogóle do niego przystaje, a co dopiero takie fajerwerki jak nadawanie się do brylowania w samym jego epicentrum. Stało się jednak, jego matka zwykła mawiać, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem - i choć zwykle używała tego określenia w zupełnie niedorzecznych sytuacjach jak zapomnienie o urodzinach własnego dziecka - i dziś zamierzał trzymać się tej rodzinnej mądrości (dobre, kurwa, sobie) kurczowo, jak najdoskonalszej ze wszystkich mantr. I robić po prostu swoje.
Whisky była całkiem znośna, a co najważniejsze zimna, towarzystwo rozgadane, wianuszek oddanych fanek, które zdecydowanie za wcześnie zapomniały o obecności obrączek na ich palcach - obecny i gotowy sprowadzić się na kolana w imię pięciominutowego choćby zainteresowania z jego strony, wszystko więc wydawało się być na miejscu. Nawet jego narzeczona, idealnie wręcz wpasowana gdzieś w tło drugiego rzędu. Przynajmniej do momentu, w którym zniknęła mu z horyzontu.
Bar, nie ma. Łazienka, nie ma. Hol, nie ma. Kurwa.
Co za niewdzięczna suka.
Przecież nie przyszedł tutaj, żeby ganiać za jakąś niecierpliwą dziewuchą.
Balkon. Jest. Pali sobie w najlepsze papierosa, jak gdyby nigdy nic, na dodatek na spółkę z jakimś pseudo reżyserzyną, który nie jest w stanie wyprodukować choćby lotniejszego serialu dla pieprzonego Netflixa. Obserwował ich chwilę. Pierdolone gołąbki współdzielące papierosa. Czuł jak pewien miks zazdrości i wkurwienie zaczyna zastępować w jego krwiobiegu samą krew, i jedynie wychylenie całej zawartości swojej szklanki odrobinę ostudziło jego zapędy.
Jakże teatralną śmiercią musieli ginąć ci wypchnięci z balkonu.
Postanowił więc przerwać towarzystwu zabawę, objawiając się jako trzeci do tego tanga, kontrolnie układając dłoń - nadal zimną od załadowanej lodem whisky - na karku swojej niewdzięcznej narzeczonej, przesuwając ja w dół wzdłuż suwaka jej sukienki, zatrzymując finalnie dosłownie milimetry nad jej tyłkiem. Milimetry, które oddzielają bycie wulgarnym, napalonym gnojkiem od bycia troskliwym partnerem, zaaferowanym zniknięciem swojej narzeczonej.
- Jak wszystkie ostatnie dramaty obyczajowe - zauważył kąśliwie. Kilka drinków dalej pewnie ta wiadomość brzmiałaby mniej elegancko, bowiem Clarence Remington nie nawidził nadmiernego zainteresowania j e g o rzeczami ze strony innych. Na samą myśl odrobinę mocniej przycisnął palce do ciała Laury, przyciskając ją do siebie i składając na jej skroni delikatny pocałunek. Mógłby do swojego i tak potężnego i tak życiorysu dopisać jeszcze, że jest doskonałym aktorem, rola zakochanego do szaleństwa przyszłego męża jest bowiem rolą jego życia. Może bowiem uśmiechać się do niej najpiękniej, ale nie szepcze jej właśnie na ucho uroczego kocham cię, skarbie a jedynie zimne, wysyczane:
- Dobrze się bawisz? - gdyby nie towarzystwo tego skretyniałego ostatecznie idioty, pewnie powiedziałby to na głos, wykańczając to górnolotnymi epitetami na poziomie niewdzięcznej dziwki. Najwidoczniej jednak był za mało jeszcze pijany, bo odwrócił jednak głowę do tego całego Erica i trochę za mocno znacząc teren, zapytał:
- Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam? - pan gówno-reżyserzyna chyba jednak jest bystrzejszy niż zakładał sam Clarence, bo najwyraźniej podprogowy komunikat zadziałał od razu. Wystarczyło to jedno zdanie, by pożegnał się z nimi grzecznie, nie kończąc nawet tematu.
Dziwne, do prawdy nie mogło być.
Wystarczyło, że typ zniknął za framugą drzwi - choć dla samego Remingtona mógł nawet teraz sobie popatrzeć, niech i on ma coś od życia - a przyciągnął do siebie Laurę tak, że ich ciała stykały się ze sobą idealnie przodem, i nadal tą cholernie zimną ręką przejechał po wykończeniu materiału jej dekoltu.
- Nie doceniłem dzisiaj tej sukienki - a raczej tego co pod sobą skrywała, ale do tego zdążą jeszcze tego wieczoru dojść.
Nie raz.
I got bad love
🔥
może kiedyś
lorne bay — freelance
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oszustka, (nie)wymarzona narzeczona i mama 7-letniego Henry’ego. Wciąż szuka dla siebie miejsca na tym świecie z nadzieją, że nikt nie szuka już jej za to, co zrobiła przed laty.
Nie lubi tego dotyku. Zimnych palców, które nie niosą za sobą ani odrobiny uczucia, poza złością. Clarence przesuwa dłońmi po jej ciele, a Laura czuje, jakby to były wymierzone w nią ostrza. Niema groźba wygłaszana zaledwie opuszkami. Źle się zachowała, nie tak, jakby tego sobie życzył. Pozwoliła sobie nie zlać się ze ścianą, nie udawać, że jest z kartonu, że nie przeszkadza jej wielogodzinne czekanie, aż jej narzeczony skończy uwodzić udawanym wdziękiem kolejne mężatki i córki innych producentów. Nie, żeby miała coś przeciwko. Czasem zaspokojony poza domem potrafił być spokojniejszy. Bardziej… Ludzki.
Kobieta śmieje się cicho, ciężko powiedzieć, czy to z powodu oddalającego się w popłochu pana reżysera (jebany tchórz) czy nagłej próby przymilenia się jej narzeczonego (nie, jednak nazwałaby to inaczej, nie było w tym zachowaniu nic miłego).
Harish odwraca głowę, czy rzeczywiście nikt na nich nie patrzy, a kiedy tylko to się w tym upewni, odpycha od siebie jego ręce i robi krok do tyłu, wciąż z olbrzymią gracją. Nie zamierzała robić sceny przy ludziach, nie o to jej chodziło. Ale nie zasłużył nawet na odrobinę jej uwagi, skoro nie poświęcił jej dziś nawet kilku minut.
— Naprawdę nie wiem, co cię bardziej wkurwiło, bo raczej nie brak perspektywy seksu. Któraś z tych damulek ze sztucznymi biustami na wierzchu z przyjemnością obciągnęłaby ci w łazience, nie musiałbyś nawet przesadnie prosić. Widziałam, uwierz mi, że obserwacji mam dziś po dziurki w nosie. Nie chodzi nawet o zazdrość. N u d a jest o wiele gorsza. A wciąż, nie możesz mi pozwolić nawet na pięć minut rozmowy z jakimś nieudacznikiem, który żyje marzeniami o wielkiej sztuce. Widzisz Clarence, może to w tę stronę skierowana jest twoja zazdrość. Może chodzi jednak o to, że pan pożal-się-boże-reżyser jest jednak artystą z własną wizją? Jedyne co ty potrafisz robić, to pieniądze. I dobre pierwsze wrażenie… — mówi spokojnie, jak zawsze. Potrzeba o wiele więcej, by zaczęła na niego krzyczeć. Nie są też w domu, tutaj nigdy by sobie na to nie pozwoliła. Nie jest g ł u p i a, nawet jeśli zwykł często to podkreślać. Przysuwa się do niego bliżej, obejmuje ramionami, kiedy ktoś jeszcze wchodzi na taras, spragniony odrobiny nikotynowego dymu, albo dla otrzeźwienia zbytnio upojonej alkoholem głowy. Blondyna obejmuje więc swojego towarzysza i korzystając, że ma dziś na sobie szpilki i tym razem nie musi stawać na palcach, by sięgnąć jego ucha. Dotyka go lekko ustami i dopiero później szepcze.
— Na szczęście ja znam cię lepiej, niż cała ta banda pozostałych pojebów. Chcesz się jeszcze napić? Droga wolna, ale zaczekam w aucie. Chciałeś kogoś, kto potrafi bezgłośnie wyczekiwać na ciebie godzinami? Kup sobie, kurwa, psa — oznajmia i odwraca się, by powoli, nieśpiesznym krokiem udać się do windy.
powitalny kokos
warren
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Zwykł uważać - choć pewnie była to jedna z tych mądrości podsłyszanych od zdecydowanie mądrzejszych głów - że przywilejem artystów jest bywać, a jeśli była to prawda, to - cholera jasna - Clarence Remington artystą był wielkim. B y w a ł bowiem namiętnie, na wszystkich możliwych polach. Doskonałym rozmówcą bądź zamkniętym w sobie twórcą, uznanym artystą skupionym na sztuce bądź wziętym biznesmenem robiącym grube pieniądze, dobrym ojcem i oddanym narzeczonym bądź wymarzonym kochankiem, idealnym reprezentantem swojej rodziny bądź gnojkiem odcinającym się od niej, wielką niewiadomą bądź otwartą księgą. Nikt zatem tak naprawdę nie wiedział kim on jest, jaki naprawę jest i na ile to, co sprzedaje światu jest tylko kreacją, a na ile jego realną osobowością. Czuł się czasami jak ten nieszczęsny dr Jekyll, który doczekał się w swoim ciele Mr Hyde'a, choć w przypadku Clarence'a byłoby ich znacznie, znacznie więcej. I nawet jego serdeczny kolega Shyamalan, a raczej jeden z bohaterów jego filmu nie byliby w stanie go pobić, ze swoimi ledwo dwudziestomakilkoma osobowościami.
Kim był teraz?
Kim zatem mógł stać się teraz? Przesuwał palcami po materiale sukienki tej niewdzięcznej suki swojej drogiej narzeczonej tak, jakby był najbardziej stęsknionym przyszłym mężem w historii, albo tak jakby faktura jego skóry w zetknięciu z każdym jednym zagięciem mogła wystukiwać złowrogi rytm nadchodzącej kary. Dopuściła się winy, powinno zostać jej zatem odpłacone, prawda? Remington nie mógł się jednak skupić choćby na chwilę, nie kiedy Laura mówiła, gadała, pieprzyła, słowo za słowem, zdanie za zdaniem wymierzając karę jemu, tym beznamiętnym wyrzutem, udawaną obojętnością, protekcjonalnym tonem, tym ostatecznym wezwaniem by cokolwiek go ruszyło, by przez chwilę była ważna, by była w centrum uwagi jego wszechświata. Zaciskał się mocniej i mocniej na jej ciele, nie przejmując się tym, że pewnie pod tym pierdolonym, drogim na wyrost kawałkiem ubrania zostawić ślad, nie pierwszy, jeden z kolejnych, nie odnotowany, pominięty w oczekiwaniu na następne. Wzdychał ciężko, ale nie zamierzał jej przerywać.
Obserwował.
Kiedyś próbowała być aktorką i najwyraźniej nadal nie umiała pozbyć się tej nieznośnej maniery. Do żywego irytowały go te sceny robione przed innymi, to wlepione w niego, lekko - ale nie za bardzo - maślane spojrzenie, te ramiona zarzucone całkiem nonszalancko, te biodra wypchnięte w przód, niczym jakaś przynęta, idealny obraz wyzwolonej kobiety pożądającej swojego mężczyzny.
Złośliwa suka.
Wiedziała, że ten numer zawsze na niego działa. Złośliwa, złośliwa suka wodząca za nos, kiedy dopiero co przypomniał sobie jak bardzo jej potrzebuje. Złośliwa, złośliwa suka która porzucała go tutaj, odchodząc na tych swoich niedorzecznie wysokich szpilkach, zarzucając biodrami w tej niemożliwie ciasnej sukience, o której podciąganiu w jednej chwili zaczął fantazjować. Przez chwilę więc obserwował ten dopracowany do perfekcji numer - przecież robili to już nie raz - po czym całkiem niespiesznie, nonszalancko ruszył za nią, zupełnie bez słowa, niczym najlepszy łowca za swoją ofiarą.
Role zostały rozdzielone już dawno.
- Wkurwiasz mnie jak nikt - Nie prosił. Nie pytał. On nigdy nie prosił, ani nie pytał. Dopadł do niej zdecydowanie, za nadgarstek obracając ją - pewnie odrobinę zbyt gwałtownie - do siebie, a gdy ich spojrzenia się spotkały, pchnął ją mocno na ścianę, od razu dociskając ją dodatkowo swoim ciałem, tak by nawet nie próbowała żadnej ucieczki. Prewencyjnie. Wiedział, że nie próbowała tego od dawna. Stykali się ze sobą w każdym możliwym miejscu, czuł jej piersi, idealnie płaski brzuch. Zachłannie przesuwał ręce po jej ciele, zatrzymując je finalnie na jej pośladkach i dopiero mając to swoje małe, prywatne wszystko pocałował ją. Zachłannie, mocno, szybko, jakby nigdy nie było niczego za czym tęskniłby bardziej niż za jej miękkimi, pełnymi ustami, a gdy poczuł tylko że ona mu ustępuje, ulega, otwiera się przed nim pocałunek ten odwzajemniając, kontynuował go jeszcze chwilę, po czym oderwał się lekko, przesuwając odrobinę niżej, na jej szyję. Skubany przecież wiedział, że to jedno z jej wrażliwszych miejsc, przesunął wargami po jej skórze kilkukrotnie, całując ją delikatnie, kreśląc ślady językiem. To był moment, moment w którym wszystko złożyło się w całość, świadomość że jej pragnie, że musi ją mieć tu, tu i teraz, że chce aby kazała mu przestać, jęcząc jednak jego imię i słodko błagając o więcej. Odsunął się. Nieznacznie. Na milimetr, może dwa, tyle wystarczyło by mógł spojrzeć na nią w ten jeden, jeden jedyny sugestywny sposób będący zarówno obietnicą, jak i groźbą, oderwał jedną dłoń od jej zgrabnego ciała, na tą krótką chwilę w której przyciskał ustrojstwo przywołujące windę. Kiedy jej drzwi się w końcu otworzyły, uśmiechnął się zaczepnie, i tak jakby zupełnie zapomniał o wszystkich wyrzutach swojej narzeczonej, ni to stwierdził, ni to zapytał:
- Lubisz, kiedy patrzą - i gestem dłoni zaprosił, aby to ona pierwsza weszła do środka.
W razie czego będzie zapewniał wszystkich, że to ona kusiła go do złego.
I got bad love
🔥
może kiedyś
lorne bay — freelance
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oszustka, (nie)wymarzona narzeczona i mama 7-letniego Henry’ego. Wciąż szuka dla siebie miejsca na tym świecie z nadzieją, że nikt nie szuka już jej za to, co zrobiła przed laty.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że potrzebowała pewnej waluty do codziennej wymiany z Remingtonem. Do tej nieustającej szarady, którą między sobą prowadzili. Szybko zorientowała się, że nie jest w stanie wypełnić w stu procentach jego potrzeb, które zmieniały się w zależności od jego humoru/nastroju/etapu twórczego/innych okoliczności przyrody/i faz księżyca. Potrafiła ułożyć swojego rodzaju kalendarz jego zachowań. Wiedziała, co go złości, co go frustruje, co go bawi, co go nakręca, kręci, podnieca, czego pragnie i czego potrzebuje. Chociaż to jemu oddawała poczucie niemal pełnej kontroli, to umiejętnie i dyskretnie manipulowała nim dla własnych korzyści. Nie miała wyjścia. Jeśli poddałaby się jego osobowości (albo w zasadzie – jego osobowościom) straciłby zainteresowanie szybciej, niż zdążyłaby rozpiąć tę sukienkę.
Może nigdy nie miał jej za dobrą aktorkę. Może nigdy nią nie była. A mimo to, od pięciu lat dawała pokaz wielu umiejętności w swojej roli życia.
To, co zdecydowanie nie było grą to ta niesamowita chemia, która połączyła ich przed laty i nadal potrafiła zelektryzować gestem, spojrzeniem, dotykiem. Nie wspominając o pocałunkach, którymi chwilę wcześniej łapczywie obdarzał jej usta.
Nie rozpadała się jednak na tysiąc kawałków. Nie wodziła za nim rozmarzonym spojrzeniem i nie przepraszała za wszystko, co powiedziała mu wcześniej, bo ]zrobiło jej się przykrooo i nie zwracał na nią uwagiii i chciałaby jechać do domkuuu, gdzie mogliby się troszkę poprzytulać. Jeśli chciał takich idiotek – znajdzie ich w sali obok na pęczki. Jeśli chciał jej i planował ją ukarać, musiał poczekać najpierw na to, jak ona ukarze jego.
Laura wchodzi do windy i od razu odwraca się do niego przodem, ale nie pozwala mu wejść. Zatrzymuje go ręką, potem tylko palcem wskazującym, wyciągniętym w jego kierunku. Robi krok do tyłu, potem drugi, aż nie dotknie odkrytymi plecami szklanej tafli za sobą. Wtedy schyla się, żeby podciągnąć nieco swoją sukienkę. Powoli, nieśpiesznie. Czekała na niego cały wieczór przy barze, on też musi zaczekać. Zsuwa z bioder swoje majtki, przeciąga je po udach, a chwilę później przekłada przez kostki, poprawia sukienkę i zaczepia je na palcu wskazującym. Przy całym tym małym przedstawieniu, ani na chwilę nie traci kontaktu wzrokowego ze swoim narzeczonym.
Nie zamierza jednak ułatwić mu zadania. Widzi jego spojrzenie, wie, że za sekundę pewnie wszedłby do środka, dlatego rzuca swoją bieliznę w jego stronę. Kusy kawałek koronki spada na podłogę, a kiedy Clarence schyla się, żeby go podnieść, Laura naciska przycisk drzwi windy, które zamykają się, zanim mężczyzna zdąży zareagować. To, co zdąży za to zauważyć to bezgłośnie wypowiadane przez blondynkę Aport. Zapewne w ramach nawiązania do swojego poprzedniego wywodu, w którym ktoś czekający dłużej niż miałby na to ochotę, został przyrównany do psa – powiedziałby narrator tej strony historii, gdyby dano mu dojść do głosu.
Harish zjeżdża prosto do garażu, ale nie kieruje się w stronę ich samochodu. Najpierw, tuż przy wyjściu ściąga swoje szpilki i jeden but zostawia od razu, drugi porzuca kilka kroków później. Spod sukienki, nie bez trudu, wyciąga odpięty wcześniej stanik i rzuca go na ziemię tak, jakby zostawiała Clarence’owi ślady. Jakby grała z nim w podchody. Pewna, że będzie podążał za nią z mieszanką pożądania i wściekłości.
Swoją parkingową wędrówkę kończy, kiedy znajduje samochód jednej z najbardziej natarczywych w stosunku do jej narzeczonego kobiet. Opiera się nonszalancko o maskę, krzyżuje bose stopy i odpala ukradzionego wcześniej poczciwemu reżyserowi drugiego papierosa, by przywitać Remingtona, wypuszczając w jego kierunku kłąb dymu.
— Napisałbyś tę scenę lepiej, panie artysto? Obawiam się, że musimy to rozegrać bez dubla.
powitalny kokos
warren
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Laura sobie z nim pogrywa. Zdrowo i z pełną premedytacją, przy czym musi się całkiem nieźle bawić. Robiła to jednak na tyle umiejętnie, że - jak przystało na tego łaskawego - pozwalał jej na to, przyglądając wszystkiemu z zainteresowaniem i pozornie pozwalając się wodzić jej za nos. Tak jak teraz, kiedy uśmiechał się lekko, choć zadziornie, obserwując to co robi. To, co próbuje z nim robić, kiedy w ten sposób wchodziła do windy, krok za krokiem, w tak bezczelnym stylu stukając obcasami. To musiał być jej popisowy numer, to jak kręciła biodrami, jak obracała się w końcu twarzą w jego stronę, jakim spojrzeniem to taksowała i zatrzymywała za progiem windy. Skubana, dobrze wiedziała, że akurat t e n spektakl wręcz uwielbia, mógł obserwować godzinami w jaki sposób ściągała przed nim bieliznę, później karnie poprawiając sukienkę, tak jakby umawiała się z materiałem że ma w żaden sposób nie zdradzać tej tajemnicy, że pod spodem już nic nie ma, poza sporym polem dla wyobraźni. Bezwstydna, wiedziała jak zagrać na nosie i jemu, i wszystkim innym obserwatorom, bo przecież towarzystwo ukryte za miejscowym monitoringiem również musiało mieć ogromną frajdę. Musiał jednak przyznać, że w jakiś porąbany sposób go to kręciło.
Westchnął jedynie ciężko, kiedy drzwi windy w końcu się zamknęły. Dobrze wiedział, że to oznaczało tyle, że ich g r a się właśnie rozpoczęła. Nie zamierzał jednak niczego pospieszać. Skierował się w stronę klatki schodowej j powoli, z nonszalancją godną jedynie Remingtonów zszedł na dół, krok za krokiem, krok za krokiem, aż do momentu kiedy znalazł się w końcu na dole. Szybko spotkał wzrokiem wszystkie ślady zbrodni, jakie zostawiała za sobą Laura. Omal nie wywrócił oczami, królowa dramatu i te jej teatralne gierki, ale na swój sposób był do nich przyzwyczajony. Wiedziała, jak robić wrażenie na nakręconym na nią facecie i pewnie powinien podzielić się z nią akurat tym zachwytem, ale skupiał się raczej na zachwycaniu widokiem. Stanął kilka metrów od auta, przy którym zatrzymała się jego narzeczona, w półcieniu i tylko skinął głową, jakby dając jej przyzwolenie na to, żeby kontynuowała swoje dalsze postanowienie. Nie był dobry w dziewczyńskie dramy, nie miał pojęcia czyj samochód wybrała i szczerze mówiąc miał to w głębokim poważaniu w tym momencie, raczej skupiając się na tym jak doskonale jej ciało prezentowało się na tej masce. Czasami nadal czuł się jak mały chłopiec, w tajemnicy rajcujący się luksusowymi autami i pięknymi dziewczynami, nie mógł nic poradzić na to, że w tym momencie dał się całkowicie temu ponieść.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
I got bad love
🔥
może kiedyś
lorne bay — freelance
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oszustka, (nie)wymarzona narzeczona i mama 7-letniego Henry’ego. Wciąż szuka dla siebie miejsca na tym świecie z nadzieją, że nikt nie szuka już jej za to, co zrobiła przed laty.
Konwenans
Obowiązująca w jakimś środowisku norma zachowania się w określonej sytuacji.


Clarence Remington wymagał opracowania zupełnie innej normy, niż jakiekolwiek, do których ta mormońska dziewczyna była w życiu przygotowana. Szybko zorientowała się, że nie może myśleć i postępować sztampowo. Nie mogła też spodziewać się tego, że uda im się wypracować jakąś formę rutyny. Kiedy raz coś wprawiało go w ekstatyczne zadowolenie, innym razem mogło stanowić banał nie do zniesienia i przyczyniać się do kolejnej awantury. Jej kroki musiały być uważne i rozważne. Poprzedzone szacunkiem strat i zysków. Nieustający balans ryzyka i adrenaliny. Kto wie, może skoro nie wyszło jej z aktorstwem, powinna spróbować grać na giełdzie. Albo w pokera. Skrywanie odczuć i drżenia rąk oraz skłonności do emocjonalnego hazardu to ostatnie pięć lat jej życia. Ich życia.
Istniały jednak wyjątki.
Miłe.
Przyjemne.
Pełne pragnienia.
Gwałtowne. Intensywne. Zaborcze.
Dość… Samolubne. Z każdej strony.
Mógł być ostatnim draniem, kawałem skurwysyna, okrutnym i zblazowanym wciąż młodym jeszcze człowiekiem, furiatem i nieustającym zdrajcą. Ale coś, co miał on, albo coś, co mieli we dwoje, ta iskra, która potrafiła zapalić ich w sekundę. Emocje, w których złość mieszała się u nich z pragnieniem, stanowiąc mieszankę wybuchową, która mogła wysadzić ich i świat w każdej chwili. Definicja idealna destrukcyjnej relacji, która oplotła duszę Laury toksycznym pnączem i zaciskała się na jej sercu i wnętrznościach z każdą kolejną nutą zazdrości, złości, frustracji, przerażenia czy nawet tej… miłości, która zamiast budować, spalała ją kawałek po kawałku, dzień po dniu, zdrada po zdradzie, awantura po awanturze, kolejna odsłona osobowości Clarence’a po kolejnej, kropla po kropli. Łez, śliny, spermy, wypitej wódki i rozlanych cappuccino, podawanych mu drżącą ręką.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
powitalny kokos
warren
wielki pan producent — filmowy i telewizyjny
33 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
nienasycony artysta. esteta. wizjoner z hollywood. twardy biznesmen. człowiek, który umie robić muzykę, filmy i pieniądze. potwór w ludzkiej skórze. ktoś, kto chce mieć wszystko.

Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
I got bad love
🔥
może kiedyś
lorne bay — freelance
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oszustka, (nie)wymarzona narzeczona i mama 7-letniego Henry’ego. Wciąż szuka dla siebie miejsca na tym świecie z nadzieją, że nikt nie szuka już jej za to, co zrobiła przed laty.
Wiedziała, że alarm nie tylko wypełni hałasem parking, ale też wyjątkowo drogi i wyposażony we wszelką możliwą elektronikę, która tylko przychodziła jej do głowy, samochód zawiadomi o problemie również swojego właściciela. To znaczy w ł a ś c i c i e l k ę. Laura zapamiętała jej auto, bo przyjechali na miejsce w podobnym momencie. A kobietę, bo od spotkania w windzie nie potrafiła odkleić oczu i rąk od Remingtona. Nie żeby nie była do tego przyzwyczajona. Potrafił zaskarbiać sobie sympatię towarzystwa zarówno kobiet i mężczyzn, przyciągać urodą, bawić ich swoją charyzmą i poczuciem humoru, interesować anegdotami z pracy i życia… Miał to wystudiowane do perfekcji i Harish mrugała zaledwie powieką, kiedy słyszała znów tę samą opowieść, uśmiechając się uprzejmie. Ale dziś było inaczej. To Clarence okazywał nieznajomej zainteresowanie do tego stopnia, że partnerka, którą zabrał na tę wątpliwą w rozrywkę imprezę, mogłaby nie istnieć.
Dość miała czasem pełnienia roli butonierki. Doniczki z kwiatkiem ozdobnym, którą można przestawiać, jeśli tylko nieoczekiwanie psuje widok – tłumacząc przy tym, że przecież w słońcu będzie jej lepiej.
Dziś postanowiła więc rozegrać go po swojemu. Pozwoliła mu się pieprzyć, czerpiąc przyjemność zarówno z tego, co działo się na masce samochodu, jak i z wyczekiwania, na to, co nastąpi za moment.
Laura pierwsza widzi zaniepokojoną właścicielkę, która drobi kroki na wysokich obcasach, a za nią żwawo podąża ochroniarz. Blondynka wie, że zerkają skonsternowani na szlak z porzuconych butów, bielizny i innych drobiazgów, który zostawiła nie tylko dla Clarence’a, ale też i dla nich. Niczego jednak nie przerywa. Przywiera do narzeczonego, obejmuje jego kark dłonią i wsuwa palce we włosy, opierając brodę na jego ramieniu tak, by móc skrzyżować spojrzenia z oniemiałą kobietą. Wzdycha mężczyźnie do ucha i pozwala mu dojść. A kiedy ten oddycha ciężko, zanim jeszcze dojdzie do siebie, chichocze cicho i szepcze mu do ucha.
— Mamy towarzystwo, skarbie — wyjaśnia i sprytnie się spod niego wysuwa. Poprawia sukienkę, zakrywając piersi i ciągnie materiał nieco w dół, by to, co nie zostało rozerwane, zasłoniło jej uda. Nie wygląda jednak na przesadnie przejętą.
— Przepraszam, trochę nas… poniosło. Weekend bez dziecka — fatalną byłaby aktorką, gdyby swoje kwestie wymawiała bez zaangażowania tak, jak w tej chwili. Poprawia palcami swoje włosy i schyla się wyłącznie po torebkę. Nie zbiera z posadzki ani butów, ani nie podnosi bielizny spod koła samochodu.
Nie czekając nawet na Remingtona, powoli drepcze w stronę samochodu, wyciąga kluczyki z torebki i wsiada za kierownicę. Kiedy blondyn również wsiądzie do samochodu, zanim nie zaczną batalii o to, kto prowadzi, zwraca się do niego surowym tonem głosu, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
— Piłeś, nie będziesz prowadził. Koleżanka też raczej cię nie podwiezie. Jeśli chcesz wrócić do domu, nie zaczynałabym od afery, ale zrobisz, co zechcesz.
powitalny kokos
warren
ODPOWIEDZ