właściciel/pizzer — julius pizzeria
26 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I got ninety-nine problems but a bitch ain't one
Ostatnie tygodnie były dosyć intensywne. Tuż po tym jak spotkał się z Eleną i opowiedział jej o swojej podróży po Europie okazało się, że jego dziadkowie są bardzo poważnie chorzy. Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji. Oczywiście, nie wiązał tego jakkolwiek ze swoimi zwierzeniami. Podróż do Niemiec zajęła jemu i rodzicom sporo czasu. Spędzili ponad pięć tygodni z dala od domu zostawiając praktycznie wszystko, czym się zajmowali.
Zgadnij kto przywiózł Ci pamiątki z Niemiec napisał do Thei z którą przez ostatni miesiąc głównie komunikował się tekstowo. Jednocześnie bardzo się cieszył, że mógł spędzić ostatnie chwile ze swoimi dziadkami ale po pewnym czasie zaczął odczuwać porzucone chwilowo za sobą życie.
Do miasta wrócił już kilka dni temu ale wszystkie zaległości związane z pizzerią tak go pochłonęły, że nie miał kiedy nawet jej odwiedzić. Dopiero dzisiaj tak naprawdę znalazł chwilę czasu. Kilkanaście minut spędził na tym, żeby zebrać wszystkie rzeczy do kupy i z uśmiechem ruszył do mieszkania Thei.
Stojąc przed drzwiami po tym jak przez kilak długich sekund mocno pukał w drzwi uśmiechnął się szeroko widząc Theę. - No dzień dobry, mam wrażenie jakbyśmy się całą wieczność nie widzieli - przywitał ją od razu obejmując i przytulając. Od razu ściągnął buty i wyciągnął papierową torbę w jej stronę. - Słuchaj, przywiozłem Ci jakieś wafelki z czekoladą w różnych smakach... I jakąś tradycyjną sodę ziołową... Ale nie wiem czy ona jest nawet niemiecka - odparł ciągle szeroko uśmiechnięty.
- Co tam u Ciebie? Tęskniłaś? - zagadnął od razu przechodząc do salonu. Nie miał jakichś obaw co do tego, bo przecież nie był u niej pierwszy raz. Rozsiadł się na kanapie dalej czując się troche obco. Nie przez spotkanie z przyjaciółką tylko raczej przez to, że znowu był na drugim końcu świata i nie doszedł jeszcze do siebie.
- Powiem Ci, że myślałem już, że nie wrócę.. Nawet z rodzicami rozmawialiśmy o tym, czy to już nie moment, żeby wrócić. Oni chyba cały czas się nad tym zastanawiają. - mówiąc to na jego twarzy pojawił się lekki grymas. On nie czuł takiej przynależności do kraju pochodzenia rodziców, bo był tam kilka razy. A części wyjazdó nawet nie pamiętał, bo był wtedy za młody. - I w sumie im się nie dziwię, pewnie w ciągu kilku miesięcy podejmą decyzję - dodał po chwili rozkładając się wygodniej na kanapie i kładąc rękę na oparciu.

amalthea m. henderson
ambitny krab
dominik
brak multikont
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
013.

Trochę smutno jej było bez jednego ze swoich ulubionych ziomków w tym miasteczku. Tym bardziej, że okoliczności jego wyjazdu nie były przyjemne ani super pozytywne. Chociaż utrzymywanie kontaktu nie było trudne przy aktualnych możliwościach, to jednak nie było to nigdy do końca to samo, dlatego informacja o jego powrocie ją niesamowicie ucieszyła. I to o wiele bardziej od tej na temat pamiętek, słowo. Chociaż oczywiście to też było ekscytujące, bo przecież niewiele wiedziała o tym kraju. Tyle, co opowiadał jej Riley i co wiedziała ze szkoły, ale nigdy nie była nawet specjalnie blisko, Europę odwiedziła zaledwie kilka razy i to głównie dlatego, że jej rodzice kochali jeździć na nartach i wyjeżdżali na takie wycieczki ze znajomymi, a ona czasami zabierała się też, aby uczyć się jazdy na desce.
Ale cudownie Cię widzieć — przyznała z szerokim uśmiechem, gdy otworzyła mu drzwi, aby wpuścić go do środka. — Poznaj mojego nowego kumpla, to Zefir. Zefir mieszka ze mną do czasu, aż nie znajdziemy mu domu — pokazała na psa, który grzecznie czekał sobie na swoim miejscu, który przez swoje zabawne, sterczące uszy i posturę wyglądał trochę jak krótkowłosa wersja Lassie. I właśnie ten oto gość przybiegł, aby obwąchać nowego przybysza i się z nim przywitać, zanim mogli wejść dalej. A potem zajął miejsce na kanapie, bo Thei do głowy nawet nie przyszło, aby mu zabraniać na niej siedzieć.
Nie mam pojęcia też, ale wygląda bardzo niemiecko — z napisów na pewno, tyle wiedziała. — Czego się napijesz? Cola, sok, piwo? — zaproponowała to, co na pewno miała w lodówce. Ciepłych napojów nie wymieniła, bo jednak podejrzewała, że nie będzie nimi specjalnie zainteresowany, skoro był nadal upał.
Oczywiście, że tak — zapewniła go i nawet nie kłamała. — Mam nadzieję, że Ty za mną też — dodała, robiąc podejrzliwą minę, jakby chciała upewnić się, że jeśli przytaknie to szczerze. — Jak było? Co robiłeś ciekawego, poza pomaganiem rodzinie? I jak Twoi dziadkowie? — zasypała go pytaniami od razu, bo była bardzo ciekawa tego, czy przywiózł jakieś ciekawe historie.
No jest to wyprawa. Ale chyba Ciebie akurat trzyma więcej tutaj niż tam, co? — tak jej się wydawało, ale kto wie. Może poczuł jakieś przyciąganie do kraju przodków i te sprawy? — W sensie, czy zostaną już w Niemczech na stałe? — dopytała, aby dobrze zrozumieć. — I co wtedy z Tobą? — no nie oszukujmy się, to była dla niej istotniejsza kwestia. Jakoś przeżyje, że nie zdążyła poprosić jego taty o pokazanie jej zdjęć Rileya w blond włosach.

riley anderson
właściciel/pizzer — julius pizzeria
26 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I got ninety-nine problems but a bitch ain't one
Mimo tego, że rozwój technologii pędził niemiarodajnie szybko to Riley cały czas nie mógł się przystosować do współczesnej formy komunikacji. Jasne, korzystał z wszystkich komunikatorów, portali społecznościowych i wszystkich cudów, które można było znaleźć w sieci. Jednak mimo to nie czuł nawet odrobinę zbliżonej przyjemności jak do tej, kiedy się z kimś widział. Nigdy też nie był dobrą osobą do tego, żeby z nim pisać. Większość jego wiadomości wyglądała jakby był bucem i chamem. Dlatego łatwiej mu było poznać kogoś na żywo najpierw. Ot, cały jego dziwny urok.
- Cześć Zefirku, jak Ci się podoba w nowym domu? - zaczął zagadywać psa kucając tuż przy nim zanim cała jego droga do salonu w ogóle się wydarzyła. Nie miał często kontaktu z psami i kotami, głównie wtedy kiedy odwiedzał znajomych, którzy byli opiekunami takich stworzeń. Ale odkąd bardziej trzymał się z Theą to okazało się, że ma jeszcze sporo miejsca w sercu dla tych słodkich kluseczek.
Kiedy w końcu poczuł, że jego nadgarstek zaczyna piec to przestał głaskać czworonoga, którym obecnie zajmowała się Thea i ruszył przed siebie, jak w poprzednim poście.
- Wodę, jestem zupełnie zniechęcony do piwa na następne pół roku.. - od razu odpowiedział rozbawiony drapiąc się po brodzie.
- Oczywiście, nawet babci opowiadałem, że mam taką znajomą, która pomaga zwierzakom w schronisku, bo ona w ogóle pracowała długie lata jako weterynarz i pomagała chyba wszystkim psom w miasteczku w którym mieszkają - brakowało tylko, żeby wstał i złapał się za pierś w tej sytuacji.
- Nie wiedziałem, że ludzie aż tak dużo tego piją.. Słuchaj, mój ojciec w naszych normalnych warunkach po czterech piwach mówi tylko po niemiecku i śpiewa jakieś hity sprzed czterdziestu lat.. - prawie zapomniał oddychać kiedy jej zaczął o tym opowiadać. - A tam? Po sześciu godzinach z jakimś wujkiem smażyli kiełbasy na grillu w samych gaciach. Ja w ogóle już przestałem nadążać, bo każdy tam po niemiecku do mnie mówił i po trzecim piwie połowy słów nie rozumiałem - uśmiechnął się na samo wspomnienie o tym.
- Więc generalnie opieki nie było jakoś dużo, trochę lepiej się poczuli chyba właśnie przez to, że faktycznie duża część rodziny co chwilę się zjeżdżała.. -tak naprawdę nie spodziewał się, że ten wyjazd będzie tak pozytywny przez okoliczności.
- Jak miałbym wybierać to pewnie bym został, to brzmi bardzo głupio ale naprawdę czasami nie nadążałem z tym co do mnie mówili - odpowiedział jej roześmiany. Nie myślał o tym na poważnie do tej pory. - No ale jak będą chcieli wrócić to w najgorszym wypadku będę tam musiał częściej latać.. - chociaż do tej pory był raczej przekonany, że mówili tak tylko dlatego, że byli bardzo zafascynowani pobytem. Wiedział, że dłużej o tym myślą już ale cały czas wydawało się to bardzo nierealne w jego głowie.

amalthea m. henderson
ambitny krab
dominik
brak multikont
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Przez to, że już go trochę znała i wiedziała, jakim był człowiekiem, nie postrzegała jego wiadomości jako chamskie. Podejrzewała jednak, że rzeczywiście, dla osób postronnych mogły się one takie wydawać. U niej takie rzeczy na początku znajomości działały wręcz odwrotnie. Łatwiej było jej się rozgadać na odległość i napisać to, co miała w głowie niż powiedzieć na głos. Riley jednak już dawno był poza tą granicą, która blokowała ją przed rozmową z człowiekiem twarzą w twarz zupełnie na luzie, bez żadnego stresu. Była to kwestia nie tylko tego, że ich kontakt się mocno zacieśnił — na stopie przyjacielskiej — ale także tego, jakim on sam był człowiekiem. Jego charakter ułatwiał otwieranie się i prowadzenie z nim rozmowy i to na bardzo różne tematy — zarówno te bardziej życiowe, jak i te zupełnie abstrakcyjne.
Uśmiechnęła się lekko, widząc Zefira zadowolonego z faktu, że w domu pojawił się nowy człowiek, który się nim interesował i chciał go pogłaskać. Była świadoma, że zostanie domem tymczasowym dla czworonoga będzie dość dużym wyzwaniem i oczywiście, tak jak przewidywała poskutkowało to tym, że coraz częściej myślała o tym, żeby mieć psa na stałe. Podejrzewała jednak, że rozsądnie byłoby przygarnąć kogoś mniejszego niż Zefir, który był dość sporym zwierzakiem. Nie dlatego, że brakowało jej miejsca w mieszkaniu, ale przede wszystkim dlatego, że ona sama była najzwyczajniej w świecie malutka. Trudno byłoby jej go chociażby wziąć na ręce na ruchomych schodach albo jakby stało mu się coś z łapką i trzeba było go zabrać do weterynarza.
Dobrze, w takim razie woda — przyjęła do wiadomości, udając się do części z aneksem kuchennym, która pewnie była połączona z salonem, więc wcale nie musiał przerywać swojej opowieści, bo ją doskonale słyszała.
Oo, to kochane. I to, że o mnie opowiadałeś i to, co robiła Twoja babcia. Takie działania z misją prosto z serduszka są piękne — uwielbiała takich ludzi i sama starała się być jednym z nich. Na razie jednak miała mocno ograniczone możliwości, ale w jej głowie odrobinę kiełkowała myśl o tym, aby zrobić w tym kierunku coś więcej.
Brzmi jak sposób na szybkie przebodźcowanie, gdy każdy mówi do Ciebie w języku, który niby znasz, ale nie tak dobrze, jak inni — przyznała, podając mu szklankę i siadając na kanapie, na której też pojawił się pewnie chwilę później pies. — Czyli rozumiem, że Twój ojciec bawił się świetnie? — tak to brzmiało. — I czy picie piwa w dużych ilościach to jakaś tradycja tam, czy po prostu to z radości, że przyjechała rodzina z innego kontynentu? — była bardzo ciekawa, więc dopytywała bez skrępowania.
To tym lepiej, że tam pojechaliście i że było Was dużo i wesoło — brzmiało jak coś, co w jakiś sposób mogło być lekiem na potrzeby ludzi w podeszłym wieku, którzy mieszkali sami. — Nie wiem, czy to głupio, chociaż pewnie po pewnym czasie byś się nauczył i oswoił trochę z tym, jak szybko mówią inni — to nie tak, że nie znał języka wcale, no nie? Pokiwała głową na informację o lataniu, bo miało to sens.
Jakie jeszcze ciekawe przygody tam miałeś? — ona siedziała cały czas w Lorne, więc wierzyła, że Riley ma ciekawsze rzeczy do opowiadania.

riley anderson
właściciel/pizzer — julius pizzeria
26 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I got ninety-nine problems but a bitch ain't one
Bawiąc się przez chwilę z psem, którym obecnie zajmowała Thea doszedł do smutnego wniosku, że ciężko musi być się przyzwyczajać do nowego psa tak często, jak ona to robi. Bardzo ją w tym podziwiał, bo sam nawet za bardzo angażował się w relację ze zwierzętami. W dzieciństwie nawet miał swoją hodowlę mrówek, która niestety z czasem wymarła i płakał nad tym przez kilka dni. Nawet opuścił szkołę przez to w jakim był stanie.
Na szczęście wiedział też, że jest w dobrych rękach i Thea nigdy by go nie oddała komuś, kto nie zajmie się nim odpowiednio.
Na swoje szczęście zwierzęta były bardzo wytrwałe i kiedy tylko zajął wygodne miejsce, tuż obok niego pojawił się Zefir, który patrzył na niego bardzo smutno co oczywiście nie mogło się obyć od reakcji Rileya. - No już, taki jesteś pieszczoch? - zmodulował trochę głos dla psa i zaczął go głaskać po głowie z uśmiechem.
- No właśnie sam już nie wiem, niby byliśmy tam przez dłuższy okres ale ja już sam nie wiem czy oni się tak normalnie zachowują - wzruszył lekko ramionami. Nie sądził, żeby jego rodzina była patologicznie uzależniona od alkoholu. W sumie niepatologicznie też. To był chyba po prostu odpowiedni moment, chociaż sam nie mógł się zdecydować co o tym myślec. - No ale wiesz, oni w październiku mają.. W sumie to my mamy.. Zapominam czasami, że to moja rodzina - zaśmiał się przerywając na chwilę. - A więc.. Mamy taką tradycję.. Właściwie to w części kraju, no ale już się tak przyjęło.. - po tych kilku zdaniach już chyba sam nie wiedział co powiedzieć ale wziął od Thei szklankę, żeby napić się wody. Może to mu pomoże w zebraniu myśli.
- No nieważne gdzie ale mają taki festiwal, gdzie jedyne co robisz to pijesz piwa z takich wielkich litrowych kuflach. To się w ogóle nazywa Maßkrug, jakbyś chciała kiedyś komuś zaimponować.. - szeroko się uśmiechnął mówiąc to. - Tata mi opowiadał, że to wszystko przez to, że jak się sezon na browary kończy to zapoczątkowali spijanie tego, co zostało w browarach.. - złapał się nawet lekko za głowę. - Wiesz ile to jest litrów piwa? Ale to nie jest najlepsze.. Najlepszą atrakcją są chyba jednak stroje.. Nawet jak wyjdę do debila to nie wiem, jakoś mam słabość do tych tradycyjnych damskich strojów. - jedyne co mógł zrobić to wzruszyć ramionami i wrócić do opowieści - Ale żeby nie było, faceci też chodzą w takich śmiesznych ubraniach, może kiedyś zorganizuje w pizzerii taki tydzień.. - kiedy to mówił to na jego twarzy momentalnie pojawiła się jakaś nowa energia. - Tak, muszę to zrobić.
- No ale jeszcze tu na pewno zostanę, więc nie musisz się martwić - zażartował rozsiadając się wygodniej, bo w końcu przestał głaskać Zefira, któremu chyba za bardzo się to nie spodobało. - Ale Ty mi lepiej powiedz co u Ciebie? Jak tam sytuacja z tym rannym gościem o którym ciągle gadasz? - spojrzał na nią poważniej, bo mimo, że go aktualizowała co jakiś czas to wolał się upewnić, że wszystko idzie w dobrą stronę.

amalthea m. henderson
ambitny krab
dominik
brak multikont
wolontariuszka — schronisko dla zwierząt
24 yo — 153 cm
Awatar użytkownika
about
koza, co całkiem lubi freda
Nie było to łatwe, ale ostatecznie ktoś to musiał robić i w jej przypadku jednak przeważało współczucie względem takiego psiaka, którego inne psy nie akceptowały, niż jej własne uczucia. Potem przychodził czas, w którym trzeba to odchorować, ale jednak świadomość, że się pomogło jakiemuś czworonożnemu przyjzacielowi była bardzo satysfakcjonująca. Nie ma co jednak się do tego zmuszać — w końcu robienie czegoś na siłę i wpędzanie się przez to w niezbyt mił stan psychiczny nie wyjdzie nikomu na dobre. Ani psu, ani tymczasowemu właścicielowi.
Jest bardzo, chyba że jest onieśmielony albo się boi — wtedy chował się za jej nogami, co dawało mu tyle, co nic, ale najwyraźniej dla niego było wystarczające, aby poczuć się bezpieczniej. Nie zamierzała mu tego zabraniać, właściwie wręcz przeciwnie.
Oby nie, codzienne smażenie kiełbas w bieliźnie brzmi jak nie do końca zdrowe hobby — stwierdziła, lekko sobie żartując. Cholesterol i te sprawy, no wiadomo, że na starość to trzeba uważać. Ale ostatecznie ona nikogo oceniać nie będzie, wiadomo. Przyglądała mu się z rozbawieniem, jak próbował zebrać myśli i powiedzieć do końca, co miał do powiedzenia, nie popędzając go jednak, bo przecież mieli czas i nikt ich nigdzie nie gonił.
Hmm… To się nie nazywa Oktoberfest czy jakoś tak? — coś kojarzyła, chociaż bardzo mgliście. Chyba jakiś jej znajomy dawny, który był trochę świrnięty na punkcie piwa, sam jej robił i znał się na wszystkich gatunkach, chciał na to jechać, czy coś. Także piwo i październik jakoś wydawały jej się z tym łączyć. — Maßkrug — powtórzyła po nim, aczkolwiek nie ma co się oszukiwać, że wyszło to perfekcyjne. Bardzo dziwne i trudne słowo to było przecież. — Okej. Może kiedyś się wykorzystam, wtedy na pewno się pochwalę — przyznała z szerokim uśmiechem.
Nie wyjdziesz na debila — zapewniła go. — Pokażesz mi, jak to wygląda? Jestem bardzo ciekawa, bo podejrzewam, że to zupełnie różne stroje niż te tradycyjne w Australii — może miał zdjęcia, a może po prostu zapyta Google, żeby jej pokazać? Brzmiało to interesująco, więc nawet nie ukrywała, że ją to ciekawiło. — O wspaniale! Będziesz wtedy pizza tygodnia z Niemiecką kiełbasą i piwo w promocji w maßkrug? — poza strojami, rzecz jasna, bo liczyła totalnie, że chociaż Riley będzie takowy miał, a najlepiej wszyscy, o ile idzie to gdzieś wypożyczyć. — Ciekawe, czy wśród Twoich pracowników są też osoby o jakichś dalekich korzeniach, może moglibyście zrobić cały cykl — wiadomo, że jeśli ktoś zna jakąś kulturę od środka, to wie o niej fajniejsze rzeczy niż tylko te ogólniki dostępne online, gdy nie chce się grzebać zbyt głęboko.
Wspaniale — ucieszyła się szczerze, bo wiadomo, że jakby chciał wyjechać z rodziną, to by go nie zatrzymywała na siłę, ale miło było wiedzieć, że na razie na stałe nigdzie się nie wybiera. — Gadam o jakimś typie cały czas? Nie wiem, kiedy się tak stoczyłam… — westchnęła lekko, w żartobliwym tonie oczywiście. — Jeśli pytasz o Flynna, to w sumie ostatnio jakoś trudniej nam się złapać — przyznała zgodnie z prawda, ale jak było widać, nie płakała z tego powodu. Lubiła go, ale była od początku świadoma, jak wygląda ich relacja. — Może trochę dlatego, że się spotykam też z kimś innym. Nie wiem, czy jakoś poważnie, ale hm, na pewno inaczej — zmarszczyła lekko brwi. Za wcześnie, aby to wszystko określać.

riley anderson
ODPOWIEDZ