dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Za okryciem drzwi spodziewał się napotkać przede wszystkim wstyd — lepki i chłodny, jak gorączkowe dreszcze, silny i kurczowo obejmujący całe jego ciało; zamiast tego wstydu zacisnęło na nim palce tylko odrętwienie, później osobliwy i niespotykany spokój — nie żałował z onieśmieleniem ani swoich łez, ani nie krępował się głosu, który drżący i przybierający cienkie tony, nie potrafił wspiąć się po gardle w pełnych i klarownych zdaniach. Pozwolił dotknąć swoje dłonie, wspiąć się othellowym paliczkom na jego ramiona, otoczyć dłoniom policzki i musnąć troskliwie włosy, pozwolił zamknąć się w ciepłym uścisku, przymuszającym go do wykonania kroku w tył, by nie utracić stabilności; tak wątłe przez moment było jego ciało, napotykające na podporę w postaci ściany, za którą przed momentem skrywał się jeszcze w swojej eskalującej rozpaczy. Przez niedługi moment, mierzony jedynie przez trzy płytkie oddechy, nie reagował dotykiem na obejmujące go ramiona, dopiero później pozwalając zacisnąć się palcom na połach othellowej koszulki przylegającej do pleców; zapuchnięte płaczem oczy ukrył natomiast w zagłębieniu między szyją mężczyzny, a jego silnym i szerokim ramieniem, pozwalając resztce łez wchłonąć się w i tak już wilgotny, przyjemnie chłodny materiał. Chciał powiedzieć tak wiele. O Philemonie i o Dante, chciał zatęsknić za Celeste i gniewać się na Willow wracającą ot tak do dawnego życia, jakby nic po drodze się nie wydarzyło. Chciał wykrzyczeć żałośnie: oni wszyscy naprawdę nie żyją, ale zacisnął swój żal na języku, wypłukał go z siebie za pomocą kolejnych srebrnych smug na policzkach, trzech niepowstrzymanych, gardłowych łkań, kilku kurczowych docisków do męskiego ciała. Zaskoczyły go wypowiedziane ku niemu zmartwienia, te dotyczące możliwego samookaleczenia — Achilles zmarszczył swoje gładkie czoło i zastanawiał się w całym skupieniu nieuporządkowanych myśli, czy rzeczywiście byłby do tego zdolny; nie, przecież nie. Nie mógłby. Nie zważywszy na swoją przeszłość, na przekleństwa słane ku matce, nie po prostu. Chyba nie.
Pomyślał zamiast tego, że nigdy nie miał kogoś takiego jak Theo, że ich znajomość była w specyficzny sposób silna, może silniejsza od wszystkich pozostałych, że była prawdziwa i obnażona z ciężkości niepotrzebnych warstw wstydu, niedomówień i niepewności. Zrozumiał to w chwili, w której wypowiedziane zostały ku niemu kolejne zapewnienia. Wcale nie chciał, żeby odchodził.


Trzepoczące w paroksyzmach rozpaczy żebra spowolniły kilka minut później; spokojne i miarowe, tylko nieznacznie poruszane teraz systemem płuc dozujących ciche oddechy, i tak wbijały się w othellową sylwetkę. Achilles nie zsunął z jego ramion swoich objęć, mimo że te nie były im dłużej potrzebne. Pomyślał, że może nie powinni. Być tak blisko siebie, w ten niewinny, a jednak odejmujący rozum sposób. — Wydaje mi się… — zaczął, nieco sennie rozklejając powieki. Wciąż opierał się o wcześniej zimną, teraz przejmującą nieznaczną ilość ciepła jego skóry ścianę, wciąż zakleszczał palce na męskich plecach. — …że dawno nie widziałem tego parszywego rudzielca. Twojego kota. Chyba już kilka dni.
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Tego, czy przesadził, nie miał dowiedzieć się nigdy — mógł o tym myśleć (kilka dni później, a potem także raz, po upływie trzech bądź czterech miesięcy), zastanawiać się, ale nigdy nie zamierzał ani zapytać, ani żałować; chociaż być może wmówił Achillesowi projekcję własnego strachu. Poza tym, cały ten dzień mieli pamiętać jako przesadzony i ważny — nie przez pryzmat wypowiadanych słów, rozmywających się na tle innych wspomnień, a raczej uczuć, których nie potrafiliby z siebie wyplenić. Istotnym było zadanie pytań, albo chociaż jednego: o powód, ale Theo wiedział, że Achilles musiał staczać tę walkę w zakątku własnych myśli, że może próbował wyrwać się ponad stan rozpaczy i drżącym głosem powiedzieć cokolwiek bliskiego prawdzie, i że ostatecznie wybrał milczenie. I kiedy tak się stało, Othello zacisnął swoje palce mocniej, szczelniej zamknął go w uścisku, bo to przecież nie było złe: to, że się pogubił; to, że jeszcze mu nie ufał.
Chyba faktycznie przestał tu przychodzić — potrzebował, mimo to, chwili, by przypomnieć sobie upływ ostatnich dni i dostrzec, że zabrakło mi w nich obecności kota. Znikał już wcześniej — na jeden dzień lub całą noc, a czasem powracał po trzech, czterech dobach sekretnych przygód — ale to było wtedy, kiedy bywał u Brutusa, a więc nie istniały powody do zmartwień. — Powinienem go pewnie poszukać — westchnąwszy odsunął się wreszcie od achillesowego ciała; z lekkim uśmiechem starł kciukiem ostatnie srebrzyste krople zagubione na achillesowej twarzy. — Najpierw wezmę prysznic, potem pokrążę po okolicy. Chciałbyś mi pomóc? — niewątpliwie odpowiedź powinna brzmieć: tak, a może sam Othello powinien nakazać mu, by wybrał się wraz z nim; odczuł ciężar niepokoju nawet w obliczu tego chwilowego, wymaganego rozstania, chociaż wiedział, że gdziekolwiek Achilles był kilkanaście minut temu, udało się mu już wypłynąć na powierzchnię. — W poszukiwaniach; z prysznicem sobie poradzę — doprecyzował ze śmiechem, chociaż nie miał pewności, czy już może: żartować, a w śmiechu powracać do stanu, w którym ich relacja znajdowała się wcześniej. Mimo to, po kilku kolejnych minutach, składając w jego dłonie bezmiar zaufania, skrył się pod prysznicem; a potem, z jeszcze mokrymi od wody włosami, założonymi niedbale ubraniami i przede wszystkim niewzruszony upalnym dniem, przymusił nijako Achillesa do tego, by faktycznie pomógł mu w poszukiwaniu kota.

koniec
ODPOWIEDZ