właściciel/pizzer — julius pizzeria
26 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I got ninety-nine problems but a bitch ain't one
Odkąd wrócił do pracy jego życie nie kręciło się na niczym innym niż pizza, plaża i wracanie do domu późno w nocy. Może brzmi to jak idealne życie, gdyby on w tym wszystkim swojej restauracji nie prowadził.
Od samego rana chodził po lokalu tupiąc nogą i bujając wesoło głową w rytm piosenek, które leciały. Miał dzisiaj otworzyć wcześniej, bo jedna z jego kelnerek strasznie wczoraj zachlała. A on, jako dobry szef nie miał innego wyjścia niż ją zastąpić. Mimo wszystko wolał konfrontować się z imprezującą pracownicą niż z typem, który zastanawia się czy wygrałby z z kangurem.
- Hej Thea, powinienem dzisiaj skończyć wcześniej, więc jak chcesz wpaść na plażę to pewnie będę od osiemnastej.. O ile nic się po drodze nie wyjebie, ale nie powinienem mieć dzisiaj więcej niespodzianek - gdy to mówił to raczej wyglądał i brzmiał jakby miał wymyśloną przyjaciółkę ale on po prostu nagrał wiadomość swojej przyjaciółce. Ostatnio naprawdę zbliżyli się do siebie ale nie było tam w ogóle krzty romantyzmu. Bardzo ją sobie cenił jako przyjaciółkę. Przywiązał się do niej pewnie też przez to, że widział już wcześniej smutek w jej oczach i miał wrażenie, żę ta znajomość po prostu sprzyja im obojgu.
Kiedy jednak nagle drzwi do restauracji się otworzyły to zupełnie zapomniał o tej wiadomości i o tym co myślał. - Jeszcze mamy zamknięt.. - zaczął głośniej mówić jednak urwał w połowie zdania.
Nie spodziewał się wielu rzeczy. I skłamałby jakby powiedział, że pojawienie się Daphne będzie jedną z ostatnich rzeczy, które się spodziewa. Mimo wszystko i tak był zaskoczony. - Daphne? Co Ty tu robisz? - odłożył szmatę, którą jeszcze przed chwilą przecierał stoliki i podszedł do niej, żeby się przywitać.

daphne levington
ambitny krab
dominik
brak multikont
researcherka — lorne bay radio
24 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
you're on your own, kid, you always have been
002.
i will do anything for the pizza
daphne & riley
{outfit}
To strasznie głupie. Lata mijały, a ona nadal była tą idiotką, która przed spotkaniem chłopaka, który jej się podoba (absolutnie bez wzajemności) szykowała się, jak gdyby od tego miało zależeć jej być albo nie być. Jak gdyby miał się nagle zakochać w niej po latach, tylko dlatego, że pokazała kawałek cycka, brzucha lub nie podkreśliła wyćwiczonej pupy, jakby jej nigdy na tych wszystko plażach nie widział bardziej roznegliżowanej. Jednocześnie nie mogła przesadzić i wyglądać z a ł a d n i e. W końcu spotykała się ze swoim przyjacielem, nie mogła ubrać się i umalować zbyt dobrze jak na taką z w y c z a j n ą okazję. I to było oczywiście strasznie głupie, bo nieważne, co by zrobiła, jak dobrze wyglądała, on i tak nie widział w niej tego, co chciała, by zobaczył. Wszystko to było bezcelowe i już dawno powinna odpuścić, ale jednak nie mijało jej to. Nawet pomimo tych wszystkich ludzi, którzy się przez jej życie w tym czasie przewinęło. Sprawa była przegrana i chyba powinna sobie już dawno zdać z tego sprawę.
A jednak na myśl o spotkaniu z Rileyem i o tym, że przez jakiś czas będą mieszkać w tym samym miejscu, czuła w brzuchu te okropne owady, które już dawno jej ciało opuścić powinny, a jednak dalej sobie w niej pasożytowały, czerpiąc z jej nieszczęścia i kolejnych zawodów.
Ale co poradzić?
Nie zapowiedziała się, nie umówiła z nim na konkretną godzinę, w konkretnym miejscu. Chciała mu zrobić niespodziankę, jednocześnie mając nadzieję, że na miejscu nie spotka jakiejś irytującej studentki czy po prostu kogokolwiek, kto nie był właścicielem tego miejsca.
– Kiepskie przywitanie, Anderson – stwierdziła, ciesząc się w duchu, że jak zwykle miała więcej szczęścia niż rozumu.
– Co tu robię? Chciałam zjeść pizzę na drugie śniadanie, bo jestem dorosła i mogę robić miłe, ale nieodpowiedzialne rzeczy – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – A przy okazji chciałam cię zobaczyć – dodała jeszcze z lekkim rozbawieniem, bo przy okazji to ona mogła zjeść pizzę, ale jednak to spotkanie z Rileyem było tu priorytetowe.
powitalny kokos
jucha
brak multikont
właściciel/pizzer — julius pizzeria
26 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I got ninety-nine problems but a bitch ain't one
Przez wszystkie lata życia Riley nie do końca był świadomy tego, że tak jak on nie widział świata poza Bowie, tak samo ktoś może myśleć o nim. Jeżeli chodziło o czytanie jakichkolwiek sygnałów od płci przeciwnej to był w tym tragiczny. Dlatego tak dobrze mu się przyjaźniło z Daphne. Nie miał żadnego poczucia winy, bo ich krótki związek (o ile tak można to nazwać w ogóle) skończył się dosyć szybko i był przekonany, że ona już jest po drugiej stronie rzeki i dawno o nim zapomniała.
Pewnie gdyby zachowywała się bardziej bezpośrednio to mógłby to zauważyć. Ale nigdy nie było na to stu procentowej szansy. - Czyli chcesz mi powiedzieć, że po tylu latach odkryłaś wolną wolę i postanowiłaś, że wrócisz do miasta, żeby zjeść pizzę na drugie śniadanie właśnie u mnie? - zaśmiał się podchodząc do swojej długoletniej przyjaciółki i przytulił ją na powitanie.
- Ładnie pachniesz, chyba nie zdążyłaś jeszcze przesiąknąć naszym małym końcem świata - powiedział z szerokim uśmiechem kiedy już puścił Daphne i odsunął się od niej na krok.
Utrzymywali kontakt przez wszelkie rodzaje komunikatorów ale on był w to absolutnie tragiczny. Na szczęście kto jak kto ale Daphne bardzo dobrze o tym wiedziała. Nie wiedział przecież, że to nie przez to, że przyzwyczaiła się do jego stylu bycia, a raczej przez to, że nie mogła się odzwyczaić od jego zachowań.
- Dobrze wyglądasz, masz jakąś randkę później i przyszłaś się pochwalić? - bez kontekstu te słowa mogły być oceniane bardzo źle. Pewnie większość kobiecych czatów powiesiłaby go do góry nogami. Ale on zupełnie nie potrafił ogarnąć romantycznych relacji między ludźmi, a to był kolejny przykład.

daphne levington
ambitny krab
dominik
brak multikont
researcherka — lorne bay radio
24 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
you're on your own, kid, you always have been
Pewnie tak to powinno wyglądać. Minęło już przecież tyle czasu od ich epizodu, czegoś na kształt związku, choć trudno było użyć właśnie tego słowa w tym kontekście. A jednak to wcale nie mijało. Czasem wydawało się, że to już, że zaangażowała się w inną relację na tyle, by zapomnieć o Rileyu, ale nie, później się z nim spotykała, gdzieś w drodze, gdzieś w locie, gdzieś go złapała i nagle znowu wydawało się to zbyt oczywiste, że nie, że to jeszcze nie teraz. A teraz gdy znów mieli mieszkać w jednej miejscowości, wydawało się to wręcz niemożliwe, by to tak po prostu minęło.
A przecież chciała, naprawdę chciała zapomnieć, przestać czuć te głupie motyle w brzuchu na widok jego głupiej twarzy. To jednak wcale nie było takie łatwe.
Może powinna więc zrobić coś przeciwnego. Może się przyznać do swojej głupiej miłostki, mieć równie głupia nadzieję, że on ją odwzajemni, ale jednocześnie przyjaźnili się już tyle lat, że naprawdę niełatwo było cokolwiek w tej kwestii zrobić i zagrozić tym samym jakiejkolwiek ich relacji.
To dziwne, bo przecież uważała się za osobę odważna, może nawet lekkomyślnie odważną i niepróbującą sobie nigdy ryzyka wykalkulować czy choćby oszacować, a jednak w tym jednym jedynym przypadku, nie potrafiła nie być ostrożna.
– Dokładnie tak. Nie rozumiem, co cię dziwi – rzuciła, wzruszając ramionami i wcale nie ukrywając swojego rozbawienia. Dobrze było go przytulać. To było całkiem przyjemne, tym bardziej, że ich kontakt na żywo przez ostatnie lata był raczej okazjonalny. – Myślisz, że to zaraźliwe i już mi to przekazałeś? – zapytała, krzywiąc się przy tym nieznacznie, bo raczej nie, nie chciałaby przesiąknąć czymkolwiek związanym z tym miasteczkiem.
– Co? Yyy nie – odpowiedziała nieco niepewnie, zastanawiając się przy tym, czy w takim razie może jednak nie przesadziła? Czy aby na pewno udało jej się wykładać tylko ładnie, a nie zbyt ładnie? Czuła się jak głupia nastolatka, myśląc o tym wszystkim. – Na randkę bym się bardziej odstrzeliła – wybrnęła już z nieco pewniejszym tonem. – To jaki jest dzisiaj specjał szefa? – zapytała, próbując znaleźć zaczepienie gdziekolwiek indziej.
powitalny kokos
jucha
brak multikont
właściciel/pizzer — julius pizzeria
26 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I got ninety-nine problems but a bitch ain't one
Przez ostatni okres Riley bardzo dużo myślał o swojej przyszłości. Nie planował nic, żeby nie było. To nie był typ człowieka, który siadał sobie przy biurku i tworzył listę punktów w których były cele do osiągnięcia. Oczywiście, lubił się spełniać ale nie robił tego na siłę. Rodzice pewnie woleliby, żeby poszedł na dobre studia i został lekarzem, prawnikiem albo po prostu był jak jakaś inną wymyślona postać, którą ktoś steruje w grze komputerowej udając, że wiedzie sielankowe idealne życie. Niestety rzeczywistość była inna. W prawdziwym życiu ciężko było zakochać się w strażaku od pierwszego wejrzenia albo bez skrępowania uwodzić kuzynkę albo siostrę.
Co innego było z Daphne - ją doskonale czuł, czy to przez zapach albo sam fakt, że ją właśnie przytulał. To było rzeczywiste i możliwe.
- Mam nadzieję, że nie.. Ale jak umrę przed Tobą to weź mi rozbij na nagrobku jakiś super drogi alkohol, niech ludzie się zastanawiają kto jest taki pojebany - zaśmiał się wesoło odsuwając się od przyjaciółki. Nie chciał jej za długo przytulać ale nie widzieli się tyle czasu, że nie powinna mieć z tym problemu. Zresztą on zawsze był osobą, która dobrze radziła sobie z bliskością i nawet to lubił.
- Słuchaj, jak wróciłaś, bo spotykasz się z jakimś typem to się nie obrażę.. - odpowiedział jej jak już uporał się z końcówką zadania, które przed chwilą wykonywał. - Będę trochę zawiedziony, że nie jestem już dla Ciebie numerem jeden ale przecież to nie Twoja wina, no nie? - po tych słowach ruszył powoli do lady, żeby ewentualnie ugościć czymś Daphne.
-Hmmm, a co chciałabyś zjeść albo się napić, ślicznotko? - szereg białych zębów zaczął na nią patrzeć od razu kiedy skończył to zdanie. Ruszył w kierunku ostatniego stolika, który mu został do ogarnięcia i już miał być cały wolny i dostępny dla przyjaciółki. Chociaż chyba nie tak jak ona by chciała. - Bo jak nie jadłaś śniadania to możemy razem coś przygotować.. Poczekaj chwilę.. - schylił się momentalnie za ladą wyciągając zza lady jakiś mały fartuch, który wyciągnął w jej stronę. - No chyba, że przyszłaś po prostu dobrze wyglądać i mi opowiedzieć co u Ciebie..

daphne levington
ambitny krab
dominik
brak multikont
researcherka — lorne bay radio
24 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
you're on your own, kid, you always have been
Daphne o przyszłości, szczególnie tej dalszej niż dwa następne tygodnie, myślała rzadko. Nie umiała też trzymać się planów, wyznaczać sobie celów, prowadzić kalendarza ani nic z tych poważnych rzeczy, które dorośli robią po to, by ich życie utrzymać w ryzach. Być może powinna się już tego nauczyć, skoro nie była już tak młoda, by podobne zachowania uważać za urocze. W jej wieku podobne zachowania wywoływały raczej u innych politowanie pomieszane z dezaprobatą. Szczególnie u jej matki, która zdecydowanie wolałaby, by jej córka jakkolwiek bardziej poważnie do życia podeszła, osiadła gdziekolwiek na dłużej, zajęła się w końcu jedną pracą na dłużej i przestała gonić za nie wiadomo czym. I obecnie już w pewnym stopniu Daphne pogodziła się z tym, że była dla rodzicielki przede wszystkim rozczarowaniu. W pewnym stopniu, bo przecież trudno było tak całkiem ten stan zaakceptować i się tym nie przejmować. Nie dało się.
– Myślisz, że mnie stać na rozbijanie drogiego alkoholu dla nieboszczyka? Jeśli masz takie dziwaczne marzenie, to najpierw mnie odpowiednio zaopatrz, a postaram się tego nie wypić i cię pożegnać, tak jak sobie tego życzysz – odpowiedziała z uśmiechem, wzruszając ramionami, bo jasne, kochała go jak najbardziej, i tak jak przyjaciela, i chyba też w trochę inny sposób, ale pewnych rzeczy przeskoczyć się nie dało. A dokładnie to tego, że była przez większą część czasu spłukana.
– Myślałam, że znamy się wystarczająco dobrze, żebyś wiedział, że raczej bym się nie przeprowadziła na zadupie dla jakiegoś typa. Daj spokój. – Machnęła ręką, bo to był przecież całkiem absurdalny pomysł. Zbyt długo pielęgnowała w sobie niezależność, by tak poważne decyzje życiowe podejmować dla kogokolwiek, a szczególnie dla jakiegoś samca, który teraz był, a później (i to patrząc na statystyki, bardzo szybko mogło nastąpić) mogło go już nie być. – A kto powiedział, że jesteś numerem jeden? Nie wiem nawet czy w top trójce bym dla ciebie znalazła miejsce – droczyła się z nim, mierzwiąc mu włosy. Cóż, musiałaby jednak pierwsze miejsce przyznać babci, nie miała tu w ogóle konkurencji, szczerze mówiąc, ale Riley zdecydowanie znalazłby się na zaszczytnym drugim miejscu.
– Nie wiem. Chciałabym zjeść pizzę śniadaniową. Interpretacja dowolna. Wykaż się, szefie – odpowiedziała trochę niezdecydowana, trochę zbyt przejęta spotkanie z Rileyem, by myśleć o tak przyziemnych sprawach jak jedzenie. Przyjęła fartuch i zarzuciła go na siebie. – Nie wiem, czy będę bardziej pomagać czy przeszkadzać. Musisz mi dokładnie mówić, co mam robić, bo dobrze wiesz, że do gotowania mam dwie lewe ręce – rzuciła, wiążąc z tyłu fartuch. –I jak wyglądam? – zapytała z uśmiechem na ustach, odwracając się lekko, by się zaprezentować z każdej strony w tym gustownym wdzianku.
powitalny kokos
jucha
brak multikont
ODPOWIEDZ