Pierwsza dama LB - Burmistrz — Ratusz
43 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I'm still having difficulty writing about time; it does not appear to be the great healer that all of us say it is.
003.

To naturalnie miał być dzień w ratuszu jak każdy inny. Plusem było to, że rzeczywiście miał być dniem w ratuszu. Ostatnie tygodnie swojej kadencji spędzał na pokazywaniu się wśród ludzi. Promował swoją osobę poprzez okazywanie wsparcia lokalnym biznesom oraz atrakcjom. Nie było opcji, żeby powiedział, że było to męczące czy nie przyjemne. No dobra, męczące może było, bo często w ciągu jednego dnia musiał obskoczyć kilka różnych miejsc i pamiętać o tym, żeby nie wpaść w rutynę. No i nie chciał też nikomu okazać żadnego braku zainteresowania. Chciał być tym politykiem, który swojej kampanii nie budował na kłamstwach. A, że promował się rodziną i wspieraniem mieszkańców, to to właśnie zamierzał zrobić.
Dzisiaj jednak był nowy dzień, dzień, który stał pod znakiem roboty papierkowej. Zatwierdzanie, albo odrzucanie wniosków, kilka spotkań i zapewne odbieranie telefonów, albo proszenie, żeby z nikim go nie łączyć lub udawanie, że wcale nie ma go w jego gabinecie. Zaparkował na parkingu przydzielonym do ratuszu. Nie wysiadł jednak z auta od razu, przez chwilę jeszcze siedział na telefonie odpisując na wiadomości. Wiedział, że jak tylko opuści samochód i wejdzie do budynku, to na prywatnym telefonie będzie musiał być niedostępny. Chciałby być dostępny, ale dotrzymując obietnic – w ratuszu skupiał się na swojej pracy. Chwycił swoją aktówkę, upewnił się, że w środku ma wszystkie potrzebne rzeczy (zapomniał, że takie upewnienie się będzie miało najwięcej sensu przy wychodzeniu z domu) i wysiadł z auta. Najważniejsze, że miał oba telefony. Służbowy i prywatny. Ruszył w stronę tylnego wejście do ratusza, ale jego uwagę przykuła stojąca samotnie kobieta. Nie wyglądała jakoś podejrzanie czy coś. Zauważył, że ma ze sobą albo tabliczkę, albo karton z wypisanym jakimś hasłem. Westchnął lekko. Wiedział, że nie będzie świata, w którym wszyscy będą zadowoleni z jego wygranej, ale nie zakładał, że tak szybko doczeka się swojego pierwszego protestu. Oczywiście nie widząc co było napisane na tabliczce, najzwyczajniej na świecie założył, że chodzi o jego osobę.
Wrócił do auta, wsadził tam z powrotem aktówkę i tym razem ruszył w stronę kobiety. Postanowił to rozegrać inaczej, zamiast podejść do niej od wejścia głównego ratusza, podszedł z boku. Stanął niedaleko i przez chwilę jej się przyglądał. Rzeczywiście nie wyglądała jakby stanowiła zagrożenie. – Co dzisiaj protestujemy? – Zapytał i zbliżył się do niej posyłając jej lekki uśmiech. Może uda się wszystko załatwić bez rzeczywistego rozpoczynania protestu. A jak będzie protestowała coś istotnego to kto wie… może nawet do niej dołączy?
fryzjerka — ds hair & makeup
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
roztrzepana, wesoła fryzjerka, z wiecznie pustym portfelem, fatalnym gustem w kwestii facetów i pięcioma kotami o bajecznych imionach
005.
reed & carter
you gotta fight for your right to... party
[outfit]
Nazwała drzewo imieniem Brosef.
Dziwne? Nie. W końcu wszystkich ludzi — i drzewa, najwyraźniej — powinna łączyć braterska więź i braterska miłość, a Reed myślała naiwnie, że w ten sposób trafi do serc (i sumienia) mieszkańców miasteczka, którzy razem z nią staną do w a l k i.
Nie pamiętała, ile rozdała ulotek — dużo, to na pewno. Wszystkie wypełniane ręcznie, bo zepsuła jej się drukarka i nawet przez myśl nie przeszło, by poprosić o pomoc (lub skorzystać z punktu ksero). Włożyła w tę akcję całe serce, by zastać … No właśnie; nic nie zastała. Nawet przyjaciele stwierdzili, że jej pomysł jest co najmniej dziwny i nie wezmą w tym udziału (powinna ich wymienić, prawda?). Motywacja blondynki pozostawała jednak nienaruszona. Wyposażona w tabliczkę, krzyczącą Brosef 4ever, ratujmy drzewo, ozdobioną krzywymi liniami, tworzącymi p o r t r e t wskazanego obiektu (równie koślawy jak przygotowywane przez nią fryzury) i z dopiskiem o jego zabytkowości, stanęła pod ratuszem. Poczuła się lekko zagubiona. Brak towarzystwa to jedno — ale gdy dookoła nie było żywej duszy, kto miał ją usłyszeć?
Tak czy inaczej, nie zamierzała się poddawać.
Przez dobrą godzinę krążyła w kółko, od czasu do czasu zaczepiając przechodniów, którzy, najprawdopodobniej, wzięli ją za wariatkę. Zaaferowana swoim przedsięwzięciem, początkowo nawet nie zwróciła uwagi na to, że obok niej wyrósł mężczyzna, a gdy już się to stało … W pierwszej kolejności zwróciła uwagę na garnitur, co spowodowało lekkie wzdrygnięcie, jako że miała m a l u t e ń k i problem z biznesmenami, czy innymi, eleganckimi postaciami. Głośno przełknęła ślinę, a chociaż chwilę wcześniej żwawo wykrzykiwała wymyślne hasła, teraz czuła się, jakby zeszła z niej cała energia. — Umm — mruknęła, odruchowo przesuwając tabliczkę tak, by jej nie widział. — Ratujemy drzewo — stwierdziła, brzmiąc tak, jakby nie była już przekonana do własnego pomysłu. I chociaż można by pomyśleć, że z a w s t y d z i ł a się, bo poznała w nim burmistrza, to nie, wcale tak nie było — Reed ledwo pamiętała, co jadła na śniadanie, a chociaż brała udział w wyborach, niekoniecznie zwracała uwagę twarze z plakatów. Wszystko przez te garnitury i pozbawione dystansu ujęcia!
W jej głowie zapaliła się jednak lampka. Rozdała ulotki, prawda? Więc to niezupełnie tak, że obcy człowiek nie mógłby się przyłączyć — nawet jeśli wszyscy jej znajomi zdezerterowali. — Również martwi cię los Brosefa? — zapytała, lekko zmienionym głosem; takim, w którym dało się usłyszeć delikatną nadzieję.
Pierwsza dama LB - Burmistrz — Ratusz
43 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I'm still having difficulty writing about time; it does not appear to be the great healer that all of us say it is.
Gdyby Carter wiedział, że ten strajk trwa już od jakiejś godziny to może nie przejąłby się tym za bardzo. Albo w ogóle by się tym nie przejął, skoro ewidentnie nikt nie był zainteresowany udziałem w tym. Z drugiej jednak strony promował się tym, że jest burmistrzem ludzi i że chce pomagać ludziom rozwiązywać ich problemy. Nawet jak były z pozoru malutkie albo niewinne. Była trzecia strona. Taka, która pozwoliłaby mu porozmawiać z organizatorką strajku i dojść do porozumienia zanim zacznie się rozwijać coś większego. No bo kto wie… może jak jej nie zatrzyma to dojdzie do jakiś zamieszek jak w Igrzyskach Śmierci i upadnie kapitol. A kapitolem w tym przypadku był ratusz. Chociaż nie za bardzo chciał porównywać ratusz do kapitolu, bo zaraz wyjdzie, że on jest prezydentem Snowem, a takiego porównania wolałby uniknąć. Tym bardziej, że nie planował wysyłać młodzieży na arenę, żeby się zabijali w ramach rozrywki dla pracowników ratusza.
- Ratujemy drzewo. – Powtórzył za nią i nawet się rozejrzał po okolicy. Nie wiedział czemu, ale trochę oczekiwał tego, że to drzewo w jakiś magiczny sposób pojawi się w okolicy i Carter będzie wiedział jakie drzewo ratują. Niestety nie zauważył nigdzie drzewa, które wymagałoby ratunku. Oczywiście zakładał, że po prostu zobaczy garstkę ludzi przypiętych do takiego drzewa i będzie mógł w jakiś sposób połączyć fakty. Niestety jednak nikt w ratuszu nie wspomniał mu o tym, że jest drzewo do uratowania. Chociaż na tym etapie, to zakładałby bardziej typowy scenariusz. Ktoś chce coś wybudować, ale na drodze stoi pokaźne drzewo, które jest zbyt ważne, żeby tak po prostu się go pozbyć.
Zauważył wahania w tonie jej głosu, a później zmianę. Rozumiał, że mogła być podejrzliwa. Nie pomyślał o tym, że rozpoznała w nim burmistrza, chociaż zdążył się przyzwyczaić do tego, że ludzie go rozpoznawali. Bardziej założył, że po prostu miała ograniczone zaufanie do człowieka w garniturze. W końcu ci niekoniecznie sprawiali wrażenie ludzi, którzy są zainteresowani strajkami. Garnitury zawsze kojarzyły się z ludźmi, którzy byli zainteresowani tylko i wyłącznie swoimi interesami. Dla Cartera taki strój był jedną z gorszych części tej pracy. Dopóki nie został burmistrzem to nawet nie posiadał garnituru.
- Właściwie to nawet nie znam historii Brosefa. Ale chętnie wysłucham! – Dobrze, że już wiedział, że chodziło o drzewo. Gdyby go zapytała wprost o Brosefa, to najzwyczajniej na świecie uznałby, że chodzi o jakiś serialowy ship, który nie znał się kanonem, albo gdzie jedna osoba z pairingu zmarła i teraz wymagają od scenarzystów zmiany wszystkiego. Takie rzeczy się zdarzały. Co prawda nie w Lorne, ale się zdarzały. – Po prostu zauważyłem, że stoisz z tabliczką i uznałem, że przyda ci się wsparcie. – Wyjaśnił, żeby nie zaczęła go podejrzewać o jakieś kripi zachowania. A jednak, jakby nie patrzeć, była jedyną protestującą.
fryzjerka — ds hair & makeup
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
roztrzepana, wesoła fryzjerka, z wiecznie pustym portfelem, fatalnym gustem w kwestii facetów i pięcioma kotami o bajecznych imionach
Nie ma co się oszukiwać — jej przedsięwzięcie okazało się być kompletnym n i e w y p a ł e m. Zresztą nie pierwszy (i zapewne nie ostatni) raz Reed znalazła się w sytuacji, w której pozostawała niezrozumiana. W zasadzie większość osób niespecjalnie próbowała analizować jej poczynania, zwyczajnie machając na nie ręką i mówiąc, by dała sobie spokój, ale Reed … cóż, była zawzięta. I uparta. I posiadała zakorzenione wartości, których bronić musiała na każdy, możliwy sposób. Ratowanie drzewa było być może dość naiwne, ale nie zamierzała odpuszczać i zbyt łatwo godzić się z klęską — nawet jeśli ta była n i e u n i k n i o n a.
Przyglądała się mężczyźnie z uwagą oraz dozą niepewności, ukrytą w zielonych oczach. Chciał posłuchać historii Brosefa? Nie wierzyła w stu procentach w jego szczere intencje; dlatego przesunęła tabliczkę nieco bliżej siebie; zupełnie tak, jakby spodziewała się, że lada moment wyrwie jej ją z rąk; niezbyt logiczne, biorąc pod uwagę, że nie miałby z tego żadnego pożytku.
Och — wydukała, słysząc jego kolejne słowa. Minimalnie się rozpromieniła, dość bezwiednie zmieniając przy tym postawę swojego ciała; z obronnej i zamkniętej, na nieco bardziej otwartą — rezygnując, chociażby ze skrzyżowanych rąk. — Naprawdę? — zapytała, spoglądając teraz na mężczyznę oczami połyskującymi nadzieją. — Przyda mi się wsparcie — potwierdziła, a jej ton głosu znacznie się zmienił. Teraz brzmiał wręcz radośnie. — No więc, odnośnie tej historii … Brosef to jest to stare drzewo w Sapphire. W pobliżu kościoła. Wiesz, to takie, które ostatnio … — miała powiedzieć, że nieco się przechyliło, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Ta informacja mogłaby jedynie zaszkodzić. — nieważne. W każdym razie to takie wysokie, z nazwą na k, wyglądające trochę tak …. — powiedziała, podsuwając mu obrazek, przypominający raczej pierwsze dzieło pięcioletniego dziecka. W dodatku nawet nie odręcznie, a w paincie. — I wiesz, stoi tam od wielu, wielu lat, a teraz postanowili ściąć je, bez konkretnego powodu i nie mam pojęcia, o co chodzi. Może to kościół robi porządki? Ale świętego terenu tym bardziej nie powinno się pozbawiać naturalnej roślinności, prawda? Bo to od Boga i tak dalej. Nie wiem, chyba, w zasadzie dawno nie byłam w kościele — przyznała. Wiedziała natomiast, że argument to od Boga sprawdzał się tam za każdym razem. Zresztą nie tylko tam, bo i przy walce z aborcją to był praktycznie slogan. Mairead próbowała jednak wykorzystać swoją ekhm … wiedzę, w dobrym celu.
Pierwsza dama LB - Burmistrz — Ratusz
43 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I'm still having difficulty writing about time; it does not appear to be the great healer that all of us say it is.
Carter nie powiedziałby w sumie, że jej przedsięwzięcie okazało się być niewypałem. Może rzeczywiście nie udało jej się porwać randomowych ludzi do tego, żeby dołączyli do jej walki, ale w sumie to zwróciła uwagę najważniejszej osoby w mieście. Chociaż, żeby nie było, Carter nie miał się za najważniejszą osobę. Był za to rzeczywiście jedną z czołowych osób, które mogłyby w tej sprawie coś zrobić. Także właściwie to Reed osiągnęła bardzo dużo. Co prawda van Horn podszedł do niej ze złych pobudek. Dobrych dla siebie, ale złych dla niej. Chciał zapobiec wybuchowi jakiegokolwiek powstania czy co to się tutaj szykowało. Ale ostatecznie nawiązali dialog, więc oboje odnieśli sukces. Mimo, że mieli różne cele.
Zauważył jak schwyciła się tabliczki pewniej. Dla pokazania jej, ze naprawdę nie ma złych zamiarów, cofnął się o pół kroku i uniósł delikatnie ręce do góry. Zaraz je opuścił jednak, bo nie chciał, żeby osoby postronne źle odczytały tą scenkę. Jeszcze ktoś by pomyślał, że ta niewinna kobieta trzyma burmistrza jako zakładnika. Miał tylko nadzieję, że udało mu się pokazać McInerney, że jego zamiary nie są wrogie.
- Naprawdę. – Potwierdził z uśmiechem i ułożył sobie dłoń na sercu, żeby pokazać, że głosi najprawdziwszą prawdę. Ucieszył się widząc, że nieco opuściła swoje mury obronne. Dzięki temu on też mógł się zrelaksować i ponownie wrócić do poprzedniej pozycji i zbliżyć się do niej o te pół kroku. Łatwiej będzie im się rozmawiało. – Ah, kojarzę Brosefa. Co prawda nie wiedziałem, że ma imię, ale jak najbardziej kojarzę. – Skinął głową. Brosef zapewne był jednym z najstarszych drzew w mieście, więc jak w szkole odbywały się zajęcia z przyrody, to każda klasa obowiązkowo miała wycieczkę w okolice Brosefa, żeby poznać historię na temat tego drzewa. Sięgnął po obrazek, który mu wręczyła. Od razu zaczął kiwać głową. – Tak. Wypisz wymaluj Brosef. Od razu idzie rozpoznać o jakim drzewie mówimy. – Oddał jej obrazek w razie gdyby nie miała dodatkowych kopii. Wykonanie może i było na poziomie przedszkolaka, ale rzeczywiście można było się w tym drzewie doszukać Brosefa. Albo każdego innego drzewa jeżeli człowiek nie był zainteresowany skupianiem się na szczegółach.
- Poważnie chcą ściąć drzewo bez żadnego konkretnego powodu? – Zmarszczył brwi. Wydawało mu się to bardzo absurdalne. Tym bardziej, że wiekowe drzewa powinno się szanować. Każdy człowiek wychowany w Lorne miał jakieś wspomnienie z tym drzewem. Każdy musiał odbębnić wycieczkę do Brosefa. – Słuchaj, świetnie się składa, bo mój brat obecnie uczy się na księdza. Mogę się z nim skontaktować i dowiedzieć się o co chodzi. Może mają jakieś wyjaśnienie na to wszystko? Może Brosef zagraża kościołowi, albo plebanii? Tak czy siak jak dasz mi kilka chwil to będę w stanie dostarczyć jakiś informacji, żeby poznać opinię drugiej strony. Co ty na to? – Tutaj naprawdę musiał nad nim czuwać Bóg, że dał mu brata w miejscu, w którym rodził się problem. Zaraz wyjdzie na to, że wycięcie Brosefa było pomysłem Olgierda i teraz tylko Carter będzie musiał go przekonać, żeby tego nie robił. Albo po prostu dowie się o co chodzi. No i pozna prawdę na temat tego, że Brosef nieco się przechylił.
ODPOWIEDZ