może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Obicie i wyżłobienie fotela, choć miękkie i eleganckie (z całą pewnością: kosztowne, o co — jak mógł się tylko domyślać — matka Judaha czyniła delikatne pretensje z typu tych: jak mogłeś wydać tak wiele i tak szybko, choć poprzedni samochód był jeszcze sprawny i względnie nowy?), paliło geordanową skórę pleców żywym ogniem. Choć chropowaty, pachnący nowością materiał oparcia nasączony był naturalną, pokojową temperaturą, mężczyzna odnosił doprawdy nieznośne wrażenie, że wystawiony był na czujne, niełaskawe promienie słoneczne od samego rana; że zdołał wchłonąć w siebie całe to ciepło niesione z nieba, że w konsekwencji odciskał na ciele pasażera białe, napełnione płynem surowiczym pęcherze pooparzeniowe, że skóra w zetknięciu z nim skwierczała, jak smażone na wysokim ogniu wiktuały oblane olejem i przypadkowo skropione wodą, że ogień przedarł się przez ścięgna, mięśnie i naczynia krwionośne, że dotarł do geordanowych kości, a nawet jeszcze dalej, choć nie do końca wiedział, co to dalej znaczyło.
Unikając maniakalnie zetknięcia się choćby skrawka pleców z obiciem fotela, lewitował chwiejnie, z pochylonym niezdrowo kręgosłupem (upodobniającym go posturą do osoby pochłoniętej mdłościami) nad deską rozdzielczą, starając się nie wyrżnąć niezgrabnie czołem o szybę przy ostrzejszych zakrętach i każdym hamowaniu.
W końcu, objęty drgawkami, osunął się ramieniem na drzwi pasażera i wlepił wilgotną, rozpaloną skórę policzka w przyjemnie chłodną szybę okna.
Nie wiem, czy to dobry pomysł, Jude — zwątpił, kiedy w muzykę radiową wplątał się niski, niepewny głos. Nie próbował go od siebie odepchnąć; nie chciał nawet zakazać mu wkroczenia w ten odrażający, pochłonięty ciemnością świat, do którego dostęp dotychczas posiadał wyłącznie Leonidas, ale i tak wyraźnie ograniczony (jakby posiadał wersję beta, a mijane gdzieniegdzie uliczki posiadałyby półprzezroczystą blokadę, niemożliwą do przekroczenia i ostrzegającą czerwonym napisem “brak zgody na odblokowanie”). Nie chciał po prostu, by zadawano mu p y t a n i a.
Czy pan wie, czy był pan z nim wówczas, czemu nie zainterweniował, czemu na to pozwolił.
Dojeżdżając jednak do szpitala, uległ. Minęło zaledwie kilka toczących się po jezdni minut, by stan Geordana zdążył pogorszyć się na tyle (jak zakładał — przez ulatniającą się adrenalinę), by teraz trząsł się jak ofiara narkomaństwa na głodzie i odnosił wrażenie, że droga, którą zdołali wreszcie pokonać, zajęła im co najmniej pięć, raczej sześć godzin.
Jest mi trochę zimno — wymamrotał, kiedy mimo zatrzymanych kół, świat wciąż pędził mu przed oczyma. — Wiesz, może jednak nie wchodźmy. Wystarczy, że się prześpię. Jak odpocznę, to wszystko po prostu minie — nie wiedział, kogo próbował okłamać i dlaczego: bał się ewentualności, w której Jude odkryłby prawdę i postawił mu jedno z tych okrutnych ultimatum, lub zapowiedział swoje odejście (na które Danny nic już nie mógłby poradzić), czy może tej, w której zatrzymaliby go w szpitalu na dłużej; a może oznajmiliby mu, że jego stan jest na tyle tragiczny, że nie tylko nie są w stanie już mu pomóc, bo zakażenie rozprzestrzeniło się w każdej cząstce ciała i krwi, ale i że zostało mu maksymalnie pięć, może dziesięć minut życia.
Teraz, kiedy w końcu wszystko zdawało się układać.
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Kiedy tylko wjechali na tereny Mount MacKay, a z obu stron spływały na nich cienie potężnych, zielonych kolumn (czuł się tak, jakby przejeżdżali nielegalnie przez jakąś plantację; nie było w tych drzewach nic znajomego, nic dostojnego — nie przypominały lasów okalających Lorne Bay), Jude kompletnie zapomniał o tym, że według wcześniejszych planów, miał być już czyimś mężem. Dotychczasowe zdarzenia stały się tak odległe, jakby rozegrały się przed miesiącem; a przynajmniej ta część ściśle wiążąca się z Isolde.
Początkowo martwienie się obejmowało sobą wyłącznie zadawane co jakiś czas pytania: chce ci się pić? mam się zatrzymać? jest ci wciąż za ciepło?, aż w końcu przemieniły się w drżenie, strach i panikę. Jude zamiast jednak dołączyć nowe pytania, stopniowo i jak sądził, niedostrzegalnie, zwiększał prędkość i wpatrzony w ulice, które na wyświetlaczu nawigacji wyglądały na krótsze, zastanawiał się, jak mógł wcześniej przeoczyć to, że coś jest nie tak. — Po prostu chcę być przy tobie, Danny. Nie wiedziałabym co ze sobą zrobić; utonąłbym w tych wszystkich natrętnych myślach; bałbym się, że coś jest nie tak, że znowu gdzieś przepadniesz — co do tego nie miał wątpliwości; panikowałby. I nie miałoby znaczenia to, czy Danny zniknął na dziesięć czy dziewięćdziesiąt minut, na chwilę czy na kilka dni; niecierpliwiłby się, wymyślając przeróżne scenariusze: sepsa, amputacja, śmierć. Nigdy nie wybaczyłby sobie tego, że tak po prostu pozwoliłby mu na wkroczenie do szpitala w pojedynkę.
Chociaż kiedy parkował już przed niewielkim szpitalnym gmachem odetchnął z ulgą, kolejne słowa Geordana prędko to uczucie zneutralizowały; Jude włączył klimatyzację i uchylił okno, pozwalając, by pierwsze podmuchy ciepła wdarły się do wnętrza samochodu. — Dwie ulice dalej jest hotel — odparł, odpinając swój i Geordana pas bezpieczeństwa; dbał o to, by mówić spokojnie, by głos nie zachwiał się mu choćby na moment. — Ale może jednak powinniśmy wejść, Danny. Może daliby ci chociaż leki przeciwbólowe i coś na gorączkę; jeśli nie chciałbyś tam zostać, pomógłbym ci uciec. Przecież wiesz — uśmiechnął się lekko, przeczesując dłonią opadające na jego czoło włosy. Bał się, że Geordan jest zbyt słaby, by dojść do budynku, ale nie ośmielił się zasugerować skorzystania z wózka. Składając pocałunek na jego rozgrzanym policzku zatrzymał się na moment przy tym paraliżującym uczuciu ekscytacji; wiedział, że jeszcze przez długi czas dogłębnie zafascynowany każdym dotykiem, każdym zbliżeniem. — Poza tym wolałbym, żebyś był s p r a w n y; mamy w końcu wiele do nadrobienia — zaśmiał się, pragnąc ująć tej sytuacji niepotrzebnej im grozy; siedząc wciąż w tym samym miejscu, nachylony tuż przy geordanowym ciele, pozwolił jednak, by to on zdecydował — nie potrafiłby go do niczego zmusić, jeszcze nie teraz.
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Uśmiech (choć przecież winien wiązać się z komfortem, z niepohamowanym szczęściem, a przede wszystkim — nie z bólem) ozdobił bladą, niezdrowo wyglądającą twarz, do której od kilku minut lepiły się te krótsze, bardziej niesforne kosmyki włosów, układając się w zabawne spirale. — Na froncie nie miałeś z tym problemu — spostrzegł z chropowatym rozbawieniem; takim przepychającym się przez wysuszony przełyk.
Niektóre wspomnienia, jeśli tylko nie stawiał im nakazu pojawienia się w pamięci, pojawiały się same — nieoczekiwanie i nieco zaskakująco. Nigdy nie był pewien, jak wiele skrywało się w nich prawdy, a jak wiele dopowiedział sam — wolał jednak wierzyć, że i go pamięć czasem nie zawodzi, że niektóre szczegóły po prostu zostały; tak, jak nawet kilka miesięcy po godzinach spędzonych przy morzu, w kieszeni, zakładkach ubrań i w podeszwach butów odnajdywało się ziarenka złotomiedzianego piasku.
A choć judahowy strach był niedorzeczny, niemal urojony, Danny poniekąd cieszył się, że tam był — owocujący w troskę, której sam (jak przed momentem wspomniał) musiał nauczyć się poskąpić mu w szeregach wojska (by nie wydało się, że martwi się o niego trochę za bardzo).
Okej, wejdziemy — mruknął kiwnąwszy głową, nie odszukując sił ani na zastanowienie się nad słusznością podarowanych mu słów, ani na postawienie sprzeciwu. Pragnął już oddalić się od tego problemu, od tego miejsca — może i chwilowo także od świata, przepadając w jego nierzeczywistym powidoku sennym.
A kiedy westbrookowe opuszki odbiły się na skórze skroni i czoła Geordana, wzdłuż kręgosłupa spłynął delikatny dreszcz, wzdrygający jego ciałem. Na moment zapomniał, że przecież teraz — jeśli nie zawodziła go świadomość — są r a z e m. Inaczej, niż razem byli dotychczas; niż razem mogli być przyjaciele związani ze sobą od dzieciństwa i jak związana mogła być ze sobą rodzina, kiedy ktoś (na szczęście jednak nie Jude) wżeniał się w nią za pomocą siostry.
Ktoś cię chyba podmienił — roześmiał się może i nieco koślawo (tak jak koślawy był teraz jego krok, kiedy wysuwał się z wnętrza samochodu), ale przecież radośnie. Choć wzrastająca obawa o urojeniu sobie niektórych judahowch słów, uczuć, a nawet jego obecności, coraz mocniej paliła go w sercu.
Do szpitala udało mu się jednak dostać na własnych nogach, bez wspomagaczy dodatkowych kółek lub cudzego przetrzymującego ramienia.
Zdawało mu się, że czas oczekiwania na przyjęcie nie przekroczył czterdziestu pięciu minut, ale momentami zapominał przecież, gdzie się znajdują i z jakiego powodu (może chwile zagubienia odliczały sekundy od właściwego czasu).
A potem nakazano zsunąć mu koszulkę, wykonano kilka badań, zadano pytania — w przerwach obdarzono go zmarszczonym, naprawdę zatroskanym spojrzeniem, który starał się ignorować. Opatrzono mu rany, oczyszczono z włókien materiału (ten podobno zdążył się przykleić, prawie jak druga skóra) i nałożono opatrunki — odmówił zażycia leków przeciwbólowych, choć tym życzeniem zagwarantował sobie jeszcze kilka zmartwionych spojrzeń i zaniepokojonych uśmiechów.
W pewnym momencie zapytano, kto wyrządził mu tyle z ł e g o (choć mimo całego cierpienia, nie potrafił dopatrzyć się w nim pejoratywnych pierwiastków), a on ze stanowczym, twardym głosem wyznał, że ktoś, kogo nawet nie znał (nie myśląc za wiele o tym, jakie i to wyznanie może mieć konsekwencje; jak może dotrzeć do uszu Westbrooka). Nie był gotów przyznać, że ręce tej osoby w istocie należały do niego (odesłano by go wówczas na kolejne psychiatryczne sesje, a może i do zamkniętego ośrodka).
Zaraz możemy wyjść. Gdzie chciałeś pojechać? — głos już bardziej ożywiony, bardziej przytomny i nasączony ekscytacją (mającą coś z tej dziecięcej, zbyt silnej i niedorzecznej) wybrzmiał spomiędzy jego ust, kiedy siedząc na szpitalnym łóżku, wreszcie pozwolił wkroczyć Judahowi.
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Nigdy nie sądził, że musi — martwić się o niego. Ani wtedy, kiedy byli jeszcze naprawdę młodzi, a geordanowe kolana brudziły się fiołkowymi siniakami, ani też w zmierzchu ich nastoletniego życia, o którym mówiło się, że musi być wyboiste i ostre. Jude nie rozumiał nigdy dlaczego, ze strachem i ciszą powtarzając każdy ruch Geordana, zachowywał tę pewność, poczucie bezpieczeństwa; nie musiał wiedzieć wszystkiego, nie musiał znać każdej odpowiedzi, by podążać za przyjacielem i wierzyć w to, że nigdy nie przydarzy się mu coś złego.
To Jude, z ich dwójki, wymagał opieki.
Nie tylko dlatego, że był inny — otoczony wysokim murem książek, nieciekawy, introwertyczny i czasem nieprzyjemnie zarozumiały — lecz z powodu jakiegoś przesadnego przyciągania do siebie wszelkich kłopotów. Dopiero kiedy Danny obwieścił, że wstąpił do australijskiej armii, Jude pojął, że nigdy nie przestał się o niego martwić. Że strach zainfekował jego ciało po raz pierwszy tego samego dnia, kiedy Geordan, choć nie byli jeszcze przyjaciółmi, wpadł w pierwsze poważne problemy w szkole, a Westbrook uwierzył, że mogliby go z tego powodu wyrzucić. Być może wstąpił więc do wojska dlatego, by się nim, w pewien sposób, opiekować, choć nie zdawał sobie wówczas z tego sprawy. A jednak drżał za każdym razem, kiedy obok nich padały strzały, albo podczas tych akcji, kiedy bywali rozdzieleni.
Pojął to wtedy, kiedy było za późno.
Żartujesz sobie? Zaciągnąłem się tylko dlatego, żeby mieć na ciebie oko. I kiepsko mi to wyszło — żałował, że w ich rozmowach wciąż jątrzyła się ta jedna sprawa; że pozostać miała z nimi na zawsze, bez względu na to, jak ułożyliby swoją przyszłość. Musieli zaakceptować to, co się stało, choć wciąż nie potrafili o tym rozmawiać. Jude wiedział tylko, że Geordan go nie obwinia, ale on sam nie potrafił sobie wybaczyć. — Nikomu o tym nie mów — prychnąwszy zaśmiał się, powstrzymując jeszcze słowa i myśli duszące się w nim przez tak wiele lat; mieli czas, by je wszystkie wypowiedzieć, by debatować nad nimi pod niebem czarnej nocy i w promieniach porannego słońca. Nie zmienił się — pragnął go o tym zapewnić; po prostu do tej pory nie wiedział, że może, że chce i że powinien być ze sobą szczery.
Ale podobne odkrycia, kiedy przeżyło się już trzydzieści pięć lat, smakowały nazbyt gorzko i słodko jednocześnie; Jude nie wiedział, na przykład, czy splecenie ze sobą ich dłoni, w tej krótkiej drodze do kliniki, mogłoby być uzasadnione. Czy byłoby to za bardzo szkolne i dziecięce; szedł więc po prostu obok, dłonie lokując w kieszeniach spodni, wyglądając tak, jakby przesadnie martwił się o to, czy Danny da radę dotrzeć do budynku; martwił się jednak przede wszystkim tym, że nawet teraz, po tak wielkiej zmianie, nie może pozwolić sobie na zbyt wiele.

Lekarka o uśmiechu Giocondy zapytała, czy są partnerami. Nie wymagała potwierdzeń, jakimi mogły być odpowiednio złożone podpisy, jak i formułek o prawie, wedle którego Jude był nikim; była gotowa opowiedzieć mu, tym wyćwiczonym, pełnym współczucia i troski głosem, co zdołali ustalić i jakie powinien mieć oczekiwania, ale Jude — który do tej pory zdążył czterokrotnie zwiedzić korytarze kliniki — powstrzymał ją, nim zdążyła powiedzieć mu cokolwiek.
Tchórz.
Wchodząc do odpowiedniej sali, miał w myślach jej zaniepokojone spojrzenie, jakąś nagłą nieufność; gdyby zmienił pan zdanie, proszę podejść do siedziby pielęgniarek i kazać mnie wezwać, ale przecież nie mógł, bo obiecał. — Naprawdę? — zmarszczył czoło i rozejrzał się tak, jakby lada moment w sali miał pojawić się ktoś z papierem wypisu; nie potrafił mu jednak uwierzyć. — Gdziekolwiek. Tam, gdzie mają wygodne łóżko — odparł z uśmiechem, przysiadając na skrawku szpitalnego materaca. — Moglibyśmy sprawdzić wytrzymałość tego, ale nie chcę szargać reputacji moich rodziców — był nie tylko tchórzem, ale i egoistą; nie potrafił martwić się o niego w pełni, nie potrafił tylko tym wypełnić swoich myśli. Nie potrafił pojąć, jak wcześniej udawało się mu nie myśleć o geordanowym nagim ciele. — Jak się czujesz? — spytał z powagą, nie wiedząc czy powinien wspomnieć o krótkiej rozmowie odbytej z lekarką.
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Szpitalna sala (może właściwiej byłoby nazywać ją teraz: salką), była o kilkadziesiąt kroków mniejsza od dotychczas odwiedzanych wykrojów specjalistycznych placówek w bardziej domowych rejonach samego Cairns. Kasetonowy sufit, zszarzały i cętkowany żółknącymi smugami chemicznych specyfików do czyszczenia, które szczodrze nałożone, nigdy nie zostały z podobną skwapliwością wymyte i starte, zawieszony został niżej i nieco mniej symetrycznie, ale mimo to — wpływał na odbiór całego pomieszczenia bardziej przytulnie; tak swobodnie i ciepło, jak mógł nieraz poczuć się w miejscu, w którym mieszkał i które na jakiś czas (kilka tygodni, jeśli był akurat poza oceanem, w otoczeniu wojny i śmierci, lub kilka miesięcy a nawet lat, kiedy niechętnie wracał do życia prywatnego i błahego) mógł nazywać bardziej swoim niż cudzym. Przede wszystkim to jednak ściany nie były profesjonalnie, chłodno białe i zdystansowane, a niebieskie w taki ciepły sposób, w jaki malowało się dziecięcy pokoik, zaraz po szczęśliwym (albo czasem bardziej rozczarowującym) poznaniu płci nadchodzącego przybysza i potrzebie zapewnienia mu jak najbardziej rodzinnych warunków. Mógłby zatrzymać się w Tully na jakiś czas. Mógłby przechodzić przez wszystkie mniej lub bardziej bolesne kontrole, regularne i zawsze odzierające go z uśmiechu, tutaj, wcale nie tak horrendalnie daleko od Lorne Bay (no dobrze, może tylko trochę; prawie cztery godziny drogi, sprawdził w swoim telefonie). Nie przeszkadzały mu nawet zawieszone za łóżkiem urządzenia: elektryczne, do monitorowania funkcji życiowych, albo pilnego i głośnego wzywania pielęgniarki, ani ciche i zimne rurki, pojemniczki z miarkami jak z klasy chemicznej, inne medyczne bibeloty. Tylko jednorazową, długą i gryzącą koszulę szpitalną mógłby wymienić na swobodę własnego tiszertu i większą osłonę stref tylnych, nie odsłaniającą przy marszu nie tylko materiału bokserek, ale przede wszystkim pobojowiska wypukłych blizn, pąsowiejących oparzeń i kilku chabrowych pieczątek odbitych z sińców. Dostrzegając wsuwającego się między szczeliną drzwi a framugi mężczyznę, drgnął bezwiednie, a potem zapobiegawczo poprawił swoją posturę: nie poprzez zgrabne wyprostowanie pleców, a wsunięcie się w puchatą miękkość dużej poduszki, przylegającej teraz do odkrytej skóry, choć przyjmujący go lekarz tłumaczył, by świeżo założonego opatrunku nie przyciskało nic z zewnątrz.
Teraz będziesz myśleć już tylko o tym? — spytał spośród chropowatego śmiechu, wysuszonego nie tyle lekarską ingerencją w ciągłość jego przełyku, co samym wspomnieniem badań smakujących metalem, upewniających się, że wewnątrz ust nie znajduje się coś na rodzaj sadzy. Krępowała go nagła otwartość judahowych uczuć; już wtedy, kiedy bezceremonialnie zanurkował dłonią w przestrzeń pomiędzy materiałem spodni, a jego rozgrzaną skórą, i kiedy w drodze do szpitala zastanawiał się nad spleceniem ich palców (mógł być przytłumiony gorączką i jednocześnie przygaszony wątpliwościami, ale to jedno mu nie umknęło). Peszyła go jakże prawdopodobna ewentualność, że postawiwszy w s z y s t k o na niego, Jude przemożnie by się rozczarował — że spodziewałby jednak czegoś lepszego: jak to zwykle zdarzało się podczas odkładania na później czegoś ekscytującego, podnoszącego puls i w końcu samoistnie wyolbrzymionego podczas tych długich minut, a może i dni oczekiwania. Kiedyś, dotykając swojej spalającej się w pożodze skóry w ten sposób, w który można było sunąć po niej tylko w najcichszym odosobnieniu własnej sypialni, nieraz wyobrażał sobie, że ów dotyki należą do niego, albo że to jego ciało staje się na moment ciałem bruneta, po którym bez skrępowania i wątpliwości może poruszać się własnymi palcami i wyznaczać nimi najodleglejsze percie. I wówczas zawsze byli zadowoleni, spełnieni w tych kilku minutach jego prywatnego klimaksu — nie istniała po prostu żadna inna ewentualność; ta grożąca im teraz jak nigdy wcześniej.
Przesunął się na drugi skraj łóżka; koszula zahaczyła o opatrunek zdobiący spory obszar pleców, poduszka obtarła ułożone tam wrażliwością punkty, ale mimo to nie poskąpił Judahowi miejsca. — Chyba już normalnie — odrzekł lapidarnie, wzruszając obojętnie ramionami. Nie dołączył do słów obawy o to, że nawet mimo powstrzymania się od przetestowania szpitalnego łóżka, Jude i tak zszargał dobre imię własnych rodziców, teraz bombardowanych szeptami: ale jak można wychować tak swojego syna, żeby uciekał z własnego ślubu?! Paradoksalnie, im bardziej Westbrook oddalał się od ostrożnego, zanadto martwiącego się wszystkim dookoła siebie, tym więcej jego dawnych cech przyjmował właśnie Geordan, dotychczas na nie całkiem, nieprzepuszczalnie ślepy.
Lekarka wkraczająca do sali chwilę później, już nie ze śnieżnobiałymi kartkami świeżo opuszczającymi wnętrze drukarki, a z niewielkim tabletem wyświetlającym jaskrawo obszerny wypis, przywołana została jakby piętrzącymi się w judahowych myślach obawami. Podzielając jego niepokój, choć wyraźniejszy i nieukrywany, nie upomniała ciemnowłosego mężczyzny, nakazując mu zejść z wątpliwej wytrzymałości wyposażenia miejsca jej pracy. — Na pewno nie zmienił pan zdania? Wystarczyłoby zostać chociaż na noc, to nawet nie musi być kilka dni — zapytała miłym, wyważonym głosem, zatrzymując się nieopodal niego — odkąd Jude zajmował jedną stronę łóżka, zmuszona była stanąć po jego prawej. A kiedy Geordan potwierdził, że tak, na pewno, wejrzała ze skupieniem w niewielki ekran i na moment zamilkła. — Wprawdzie obyło się bez zabiegu chirurgicznego, ale mimo to musi uważać pan na obrażenia; to bardzo dobrze, że będzie mieć pan kogoś do pomocy. Opatrunek trzeba zmieniać codziennie, obmywać dokładnie ranę z resztek maści i tkanek martwych, wykonywać lekkie ćwiczenia, żeby zapobiec przykurczom uszkodzonych miejsc. Wszystko jasne? Wypisałam receptę na krem i… — urwawszy, zmuszona była zrobić miejsce dla gniewnie wyrzucanych słów Balmonta. — Ale na pewno nie mogę robić tego s a m? Przecież… To idiotyczne, nie potrzebuję nikogo do pomocy — zaznaczył, a ona z wciąż profesjonalnym spokojem wspomniała coś o możliwości wynajęcia opiekuna medycznego, albo krótkich odwiedzin pielęgniarki, podkreślając, że mimo wszystko nie zdoła zająć się swoimi obrażeniami samodzielnie. Jakby na złość wyliczyła jeszcze pęknięcie chcące rozdzielić jego żebro, naderwane ścięgno w utykającej nodze i przy tym wymownie wpatrywała się w znajdującego się niedaleko bruneta. Geordana nie obchodziły jednak wspomniane uszkodzenia, nie robiły na nim wrażenia możliwe powikłania i konsekwencje swojej niedbałości — nawet wtedy, kiedy tkanka puchła i pęczniała tworzącymi się pęcherzami, a zawiłość fiołkowych żył nie odznaczała się już na skórze, choć mocno pulsowała i groziła jakby eksplozją znajdującej się w nich, gorącej substancji wulkanicznej. — Kocham cię. Chodźmy stąd — szepnął nachyliwszy się ku jego kanalikom słuchowym, jak zaklęcie mające przepchnąć go na jego stronę; nie natrętnej lekarki. A potem nabazgrał na ekranie swój podpis, koślawy i mało czytelny, nieprzyzwyczajony jeszcze do nieporęcznego rysika i śliskości wyświetlacza.
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
To nie była prawda — że się nie bał konsekwencji.
Jego telefon, na przykład, pozostawał w stanie spoczynku; nie wyłączył go w akcie ostatniego tchnienia paniki, ale udał, że po prostu nie jest dostępny — włączony tryb samolotowy oznaczał, że mógł sprawdzać godzinę, przeglądać strony zakupionej przed trzema miesiącami książki (i to wcale nie będącej poradnikiem w kwestiach męsko-męskich), a także odkrywać granice map i nawigować, już w poczekalni, ich nadciągającą podróż (choć nie wiedział, ze względu na brak dostępu do internetu, w jakich rejonach występują korki, bądź na której trasie doszło do wypadku, który najlepiej byłoby ominąć). Nie potrafił przywrócić odpowiedniego stanu w urządzeniu; bał się wszystkich wiadomości, które wiedział, że zostały posłane mu bez rozmysłu, a także serii nieodebranych połączeń. Wiedział, że Stanley zrobił wszystko, by umożliwić im tę ucieczkę (wciąż zdumiewała go dobroć ojca, który wcześniej niż Jude domyślił się przebiegu tego dnia), ale nie mógł zapanować przecież nad wszystkim.
Może faktycznie wyzbył się ostrożności i raczej nie miał przejmować się wykluczeniem z tych warstw rodzinnej socjety, w której i tak nigdy nie czuł się szczęśliwy, ale pozostać miał tchórzem — jeszcze przez wiele miesięcy. Bo nawet jeśli nie zamierzał niczego ukrywać (chciał z Dannym zamieszkać, chciał wiedzieć, że może — trzymać jego dłoń w każdym zakątku miasta, całować w sposób otwarty i nieprzejmujący się otoczeniem), jednocześnie wiedział, że unikać będzie Sollie, granic miasta wyznaczonych przez jej rodzinę, a także niekiedy tych miejsc, w których bywali i jego krewni.
Jednak największym aktem pogardy miało być dla niego to, że nie potrafi wypowiedzieć na głos swojego niepokoju, choć nie tego rodzinnego; strachu o geordanowe sekrety, odciskane regularnie na muśniętej słońcem skórze.
Teraz? Wierz mi, myślę o tym od długiego czasu — zdumienie przyozdobił filuternym uśmiechem, choć nie mieli, jak dotąd, możliwości, by porozmawiać o łączącej ich relacji w sposób właściwy. Jude spodziewał się przynajmniej kilku kłótni, a także całej serii wzajemnych pretensji, którymi zdołaliby jednak wreszcie oddzielić się od przeszłości i wszystkiego tego, co w niej nieświadomie zagrzebali. Jednak faktycznie — po niedawnej wstydliwości nie było już śladu, a Westbrook zbyt odważnie, z powodu silnej tęsknoty, wyczekiwał momentu, kiedy nie będą zmuszeni opuszczać granic prywatnego łóżka przez wiele upajających godzin.
Pozostawało mu skinąć głową i uwierzyć we wszystko to, co otulał kłamstwem Geordan; nie posiadał, co prawda, nic poza domysłami, podejrzeniami i najgorszymi scenariuszami, ale bezmyślnie wierzył w to, że cokolwiek złego działo się z mężczyzną, wkrótce ucichnie, przestanie i że to on, Jude, będzie w pełni za to odpowiadać. Nie z powodu nadgorliwości pytań, a dlatego (jakże naiwnie się mu zdawało) że mieli być w końcu r a z e m. Ułożony wygodnie na łóżku pochwycił jedną z jego dłoni i nie puścił jej nawet wtedy, kiedy w progu sali pojawiła się lekarka; wiedział, że powinien był wyjść, ale nie potrafił się do tego zmusić. — Poradzimy sobie — powiedział, kiedy w końcu zyskał ku temu sposobność; przypatrywał się kobiecie od dawna, unikając tym samym nawiązania kontaktu z Dannym — zawstydzony tym, że o niczym nie wiedział, że i sam Geordan by mu o niczym nie powiedział, że nie ufał mu na tyle, by na samym początku podjąć decyzję o zaangażowaniu Judaha we własne sprawy. Kiedy usłyszał, że nikogo nie potrzebuje, bezwiednie najpierw rozluźnił palce obejmujące jego dłoń, a potem cofnął je na chłodną część pościeli; i sam nie wiedział, dlaczego potrzebny był mu ten chwilowy dystans. — Jeśli wystąpią komplikacje, od razu przywiozę go do szpitala; póki co naprawdę sobie poradzimy — dodał, choć lekarka wciąż przypatrywała się mu nieufnie, z lekkim żalem, jakby do Jude’a nie docierała powaga wypowiedzianych przed momentem słów; a on tak samo, jak Danny, pragnął już tylko, by pozwoliła im wyjść, by zostawiła ich samych. Ostatecznie — kiedy Geordan składał należyty podpis — dziewczyna podyktowała mu numer telefonu, pod który mogliby zadzwonić w razie problemów; Jude podziękował, nieadekwatnie spokojny i wesoły, przeplatając w myślach kocham, pęknięcia i rany, aż w końcu spostrzegł, że są w pokoju sami, a on nie odzywa się od długiego czasu. — Wolisz, żebym poczekał na zewnątrz? — zapytał, jeszcze unikając jego spojrzenia i wszystkiego tego, co Danny mógłby dostrzec w jego własnych oczach; bał się, teraz wiedział to na pewno; bał, bo nigdy nie radził sobie w podobnych sytuacjach. — Myślę, że możemy znaleźć jakiś hotel w pobliżu; nie wiem jak ty, ale marzę o porządnej drzemce — już nie o nagości, seksie, jakichkolwiek czułościach; wstał z łóżka i wykonał krok w kierunku drzwi. Ale przecież nie mógł uciec; nie teraz. — Nie będę o nic pytać. Pomogę ci i nie zadam ani jednego pytania, w porządku? — było to jak błagalna próba odzyskania czegoś, co utracił być może tego samego dnia, kiedy Geordan zaginął. — Jeśli będziesz chciał, sam mi powiesz. Jeżeli nie, nie będę pytać — powtórzył z naciskiem, bo czyż nie to byłoby lepsze od całkowitego wykluczenia, kompletnego odsunięcia od tych wszystkich spraw?
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Złapała ich gorączka — niepostrzeżenie i intensywnie, złapała ich kurczowo i brutalnie, w ten sposób oblepiając swoimi wąskimi mackami aż do tego momentu; bo pokrywający się mętną mgiełką rozsądek odzyskiwał przejrzystość i stygł ze swojej niedawnej pożogi, bo z miejsca zgliszczy już wyrastały świeże wytłumaczenia, kwitnące w pełnokolorowe wnioski. Geordan wiedział już, na przykład, że Jude spanikował — w ślubnym i misternie dobranym do rozmiaru sylwetki garniturze, że ów materiał niósł na sobie zakażenie wstrzyknięte w westbrookowe żyły zaraz po odzianiu się w jego nitki, a szok spowodowany obcym ciałem w organizmie przeobraził się nie tylko w chwilową wysypkę odrzucającej go skóry, ale i w spazmatyczne przerażenie obijające się o myśli. Wiedział, że to ów przerażenie nakazało mu odrzucić zaufanie do własnej osoby i że na moment stał się kimś innym. Wiedział, że wówczas powinien był zainterweniować; takie wątpliwości dopadają podobno każdego, zawsze przed tym sakramentalnym i tandetnym “tak”, i ostrożnie zasugerować: wiesz, jutro być może nawet nie czułbyś do mnie już tego wszystkiego, co wydaje ci się, że czujesz teraz, bo podobno w chwilach prawdziwego wzburzenia próbowało się każdej, nawet najbardziej absurdalnej i niszczycielskiej opcji ratunku. Wątpił więc, że błękitnooki brunet z nim zostanie; wątpił, że rzeczywiście dojdzie do nieustannie wróżonego im zbliżenia, a jeśli już — wiedział, że to nie potrwa dłużej, niż krótkie i stanowcze: nie, to jednak nie dla mnie. Choć śnił o tym nie raz, a sny te zawsze były żywe i jaskrawe, zawsze niecierpliwe i zawsze, cholera, okazywały się spełnieniem wszystkich od zawsze wstrzymywanych potrzeb, Geordan nie chciał zwodzić swoich nadziei tak, jak próbował zwieść je Jude. Kiedy więc padło zdanie: myślałem o tym (a więc: o nas, razem, w ten nierzeczywiście piękny sposób) od d a w n a, Balmont zwrócił ku niemu zdumione rysy swojej bladej twarzy i otworzył szerzej oczy. — Naprawdę? Od jak dawna? — spytał z szumem krwi tętniącej w uszach, spytał wbrew sobie — z wrastającą nadzieją nakazującą wstrzymać oddech.
Niepewność także szemrała pośrodku myśli — nie wiedział bowiem, mimo całej swej sympatii i nawet mimo oddania, w jakie zaopatrzył swoje uczucia względem westbrookowej osoby, czy odpowiada mu świeżo nadane jego własnej, prywatnej katastrofie, tytułu ich katastrofy; dzielonej równo na obie dłonie, na obie odpowiedzialności. Nie wiedział, czy odpowiadało mu wykradnięcie ich, a potem odłamanie nożem na jednakowe części bez pytania, bez potrzeby otrzymania jego potwierdzenia. Zdołał przecież poznać Judaha, zdążył zrozumieć, że w pewnym momencie każda skomplikowana, przesączona emocjami sytuacja poczyna go przerastać i jak łamie — sukcesywnie jedna po drugiej — swoje obietnice. I pamiętał, do jakich spięć ostatecznie prowadzi ta niepewność, w jakie sytuacje owocuje. Nie mógł się jednak gniewać — sam przed chwilą posłużył się wyznaniem miłosnym jak kartą przetargową, jak łapówką, a nie rzeczywistym uczuciem. Teraz tego żałował. — Nie spodobałoby ci się, Jude. To, co byś zobaczył i to, czego nie mógłbyś powiedzieć — zaanonsował nadciągającą scysję i zapewnione z góry rozstanie. — Mogę wynająć kogoś do pomocy, mam w końcu te pierdolone pieniądze z odszkodowania. A ty możesz… wiesz, nie musimy robić z tego, robić z nas, nie wiadomo jak wielkiej sprawy. Może powinniśmy najpierw zobaczyć, czy to się w ogóle sprawdza. Nie będę urażony, jeśli stwierdziłbyś inaczej, z r o z u m i e m — co takiego właściwie sobie obiecali, poza wspólną, impulsywną ucieczką? Poza niepewnym i — całkiem prawdopodobnie — nieudanym, przerwanym już po chwili seksem? Wyciągnął przedramiona i splątał je przed twarzą — ciężki, lekko chropowaty i długi oddech wytchnienia opuścił jego płuca, a on na moment przymknął oczy. — W porządku. Możemy pomartwić się o to wszystko p o t e m, później, nie teraz, okej? Teraz chciałbym, żebyś na moment wyszedł. Wrócimy do tego jeszcze, zastanowimy się.
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Wtedy, kiedy po raz pierwszy spali w jednym łóżku.
Wtedy, gdy Noor całowała go w policzek.
Był zakłopotany. Czasem zły; na przykład tego dnia, kiedy Eleanore opowiadała mu, że się pobiorą, będą mieć dzieci. Nigdy nie starał się zrozumieć, odsuwał się od tych wszystkich uczuć, odnajdywał dla nich wyjaśnienie. Ale wiedział, musiał wiedzieć już wtedy, nawet jeśli nie śmiał się do tego nigdy przyznać — nawet wtedy, kiedy pijani podrygiwali w rytm głośnej muzyki na licealnej imprezie, zawieszeni na swoich ramionach.
Nie chciał odpowiadać mu na to pytanie; nie uważał, by zdołał wydukać coś ponad “nie wiem”, zawierającym w sobie kilka gram wstydu i nutę przeprosin. Jeśli miał cofać się w zawiłościach ich historii, przyznawać do uczuć, których nigdy nie rozumiał, czy tym samym nie opętałby ich jakąś nienawiścią do wzajemnego, niechcianego wstydu? Tyle dni mogliby spędzić razem! Gdyby Jude wykazał się odwagą, zrozumieniem, gdyby choć raz wejrzał w głąb siebie. — Tak intensywnie? Kiedy zacząłem rozbierać cię w myślach? Och, wiesz, mniej więcej wtedy, kiedy najpierw powiedziałeś mi, że jesteś we mnie zakochany, a potem się ze wszystkiego wycofałeś — była to, po części, prawdziwa odpowiedź. Bo przecież wtedy naprawdę zezwolił sobie na śmiałość, której przez wiele miesięcy nie potrafił Geordanowi wyjaśnić. Bo to właśnie wtedy zaczął rozumieć, przestawał kwestionować i uczył się akceptacji tej prawdziwej wersji swojego życia, z własnego wyboru wciśniętej wcześniej między kłamstwa.
Jeszcze nie potrafił myśleć o tym, że mimo wszystko będzie go zawodzić; że ich wzajemne wyobrażenia nie będą się pokrywać, że zniszczy ich ciąg tych wszystkich lat, podczas których wszelkie kroki stawiali nieśmiało. Nie chciał wkraczać do tej innej rzeczywistości; tej, która była im najbliższa. Pragnął obiecać mu, że się zmieni, ale nie wiedział, czy w słowach tych nie kwitłaby wyłącznie pustka. — Nie — odparł zbyt prędko, wszedł mu w zdanie, obrósł w złość, tak nagłą i niespodziewaną, że zdawała się zadziwiać go samego. — Wolisz wynająć obcą osobę? W porządku. Będę wychodzić z pokoju, będę milczeć, pozwolę ci na te wszystkie tajemnice, ale Danny, nie podejmuj decyzji sam. W n a s z e j sprawie. Nie zamierzam się z niczego wycofywać, za tydzień czy miesiąc — powróciły w nim nagle te wszystkie rozgorączkowane, pełne gniewu błyski; ten ucisk w klatce piersiowej, przez który nie potrafił oddychać mniej więcej od tego dnia, w którym zgłoszono zaginięcie Geordana. I wiedział już, że zawsze chodziło o niego, o nich, kiedy obrastał złością, kiedy ukierunkowywał jej truciznę na innych, wykazując się niesprawiedliwą impulsywnością. — Nie mogę przestać myśleć o tym, że ten pierścionek, t a m t e n pierścionek, który wybierałeś ze mną dla Creason, powinienem był dać tobie — wydusił z namiastką strachu, że Danny wcale tego nie pamięta, że może zgubił gdzieś nie tylko jej imię, ale i ten pierścionek; że skłamie mu, że będzie udawać, że te słowa okażą się dla niego nieistotne. — Kiedy mówię, że nie będę pytać, nie chodzi mi o to, że się boję, Danny. Wiem, że to wszystko jest dla ciebie problematyczne; po prostu łudzę się, że kiedyś, nawet jeśli potrwa to dziesięć lat, zaczniesz mi ufać — dodał już łagodniej, jako obronę na wszystko to, co przed chwilą rozdzieliło ich — na krótki moment, i tylko pozornie — wskutek tych wszystkich słów, które obaj strzegli przed sobą nawzajem, bojąc się ich siły. — Poszukam nam jakichś hoteli w okolicy — skinął niewyraźnie głową, uśmiechnął się z delikatnością i wyszedł, bez dalszych protestów i wyjaśnień, wiedząc, że obaj, po prostu, nie są gotowi: Danny na okazanie mu prawdy, on na jej przyjęcie.
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Gdyby odpowiedź sięgnęła kilku lat wstecz, odczułby niesprawiedliwość względem skradzionego mu życia; odnaleźliby się jeszcze przed klęską doświadczoną na froncie, przyjacielska troska nabrałaby barwy żywej nadopiekuńczości, a więc żaden z nich nie pozwoliłby temu drugiemu pozostać w szeregach wojska — wróciliby wspólnie do dowolnego kraju, przybrali dowolne posady gwarantujące stabilność, może Geordan wróciłby do nauki nurkowania i tam potrafiłby odszukać choćby szczątkową ekscytację tego, co odczuwał tylko w armii; a więc nigdy by nie zaginął, nigdy nie utracił niemal wszystkich namiastek swojego życia i nie zgubił wspomnień: nie zapomniałby, na przykład, kim była kobieta o dostojnym imieniu Eleanore, wróżąca im niegdyś ślub i szereg rozkrzyczanych dzieci i o którą jeszcze, choć tylko nielicznymi momentami, Jude bywał niepotrzebnie zazdrosny. Czego jednak mogli uniknąć przez te kilka dłużących się miesięcy? Może tylko kilku sprzeczek, może histerycznego załamania nerwowego, które odczuł po fałszywym zawiadomieniu o judahowej śmierci, może krótkiego niby-związku z Leonem, którego Danny mimo wszystko nie potrafił żałować (pierwszy raz odczuł, że ktoś naprawdę jest w stanie go zrozumieć), no i szumnej ucieczki ze ślubu, o której i tak niebawem każdy miał zapomnieć, wracając do niej tylko podczas nudniejszych obiadów rodzinnych, na których wszystkie słowa i wszystkie uśmiechy zostały już powybierane, a więc pozostawało zagłębić się w historię cudzych dramatów i próby dopisania do nich konkretnej twarzy. — Och, a ja myślałem… Nie jestem pewien, zresztą to i tak już nieważne — mruknął z łagodnym i leniwym uśmiechem, nie potrafiąc przejąć się zasłyszaną tajemnicą na tyle, by żywo o niej dyskutować i roztrząsać każdy szczegół, by zadawać więcej pytań i jeszcze więcej dopowiadać od siebie.
Później westchnął tylko, pomyślał, że nikt nie powinien składać podobnych obietnic i że nikt przecież nie powinien oblekać swojego związku poczuciem obowiązku, strachem przed złamaniem danego słowa: nie zostawię cię ani teraz, ani nigdy, brzmiącym jak naiwność nastoletnich złudzeń, nieopierzonych, a już wierzących w dalekosiężne loty, nierzeczywiste byle mrzonki. — Myślę, że dla mnie mógłby być trochę za mały — odrzekł krótko i ze szczątkowym rozbawieniem; nie do końca szczerym, a takim ukierunkowanym na rozproszenie zgęstniałych, formujących się między nimi chmur z ołowianym i gorzkim deszczem. Ukłuło go to wyznanie, ta wstrzyknięta w jego pokrzepienie brutalność, wiedza o tym, że nigdy już nie cofną czasu i nic nigdy nie będzie tak lukrowane szczęściem, jak formowana w wyobraźni przeszłość, gdyby tylko każdy z nich podjął choć jedną inną decyzję, że nie przypomni sobie ani pierścionka, ani noszącego go później kobiety, a jedynie zachowa w pamięci niecierpliwość krążenia po kilku jubilerskich sklepach i to, jak wówczas chciał tylko wrócić na front.
Pozwolił mu potem wyjść, bez słów sprzeciwu i bez płomiennych i jakże fałszywych zapewnień, że przecież ufa, że wierzy w te wszystkie ciepłe obietnice. Ubrał się i docisnął do skóry śnieżnobiałe opatrunki, plamiące się w brunatne i czerwone kleksy, opuścił salę i uśmiechał się już trochę częściej, choć nerwowo i niepewnie; bo zmierzali już przecież do hotelu, do tego niedorzecznego i cukierkowatego życia, które Westbrook im obiecał, choćby na kilka dni.


koniec
ODPOWIEDZ