uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Specyficzna? Stosunkowo często słyszała, jak ktoś używa wobec niej tego właśnie określenia i nie była na tyle tępa, żeby nie domyślić się, że zazwyczaj działało jako eufemizm do powiedzenia czegoś niemiłego. Nie, żeby specjalnie ją to obchodziło - zapierała się przecież rękami i nogami przed tym, że opinia innych ludzi znaczyła dla niej cokolwiek i chociaż nie raz już dawała świadectwu temu, że tak naprawdę było zupełnie na odwrót, odmawiała uparcie zmiany tego poglądu na samą siebie, bo nie była jeszcze gotowa na kolejną dawkę autorefleksji, odkładała to w czasie. Na razie wystarczyło jej tyle, że z życiem nie radziła sobie wcale tak zajebiście jak by sobie tego życzyła, że dała się ojcu sponiewierać do rangi ochłapu mięsa jak skończona pizda, że zamiast nie przejąć się tym zupełnie i uznać zwyczajnie, że Bart Monroe był nic nie wartym gnojem, szukała w tym wszystkim jednak własnej winy i że - ogólnie rzecz biorąc - z dnia na dzień odkrywała tylko coraz więcej swoich słabości, zamiast rosnąć w siłę, tak jak to miała w planie.
Dlatego należało zasięgnąć po scenariusz awaryjny - a takim było zejście z tego świata, zanim całkowicie upodobni się do tych wszystkich osób, którymi tak ogromnie gardziła. I oczywiście, że musiało to nastąpić w sposób efektowny - kto jak kto, ale Viper Monroe akurat w żadnej mierze nie marzyła o durnym zwisaniu z gałęzi przy rodzinnym domu; jeśli miała odejść to tak, żeby być post mortem na ustach wszystkich mieszkańców tej zapyziałej wiochy. Opcja z domem pogrzebowym była wręcz iście genialna. Nie oszacowała jednak najwyraźniej wystarczająco dokładnie tego, jak wiele leków powinna przyjąć. Cóż, może myślała, że to gówno, które ćpa Happy jest jednak trochę silniejsze - gdyby tak było, to może jakoś usprawiedliwiłaby tym fakt, że nazwał ją swoją dziewczyną przy swojej durnej siostrze i jej paskudnym facecie, bo przecież na haju ludzie robili różne durnoty. Najwyraźniej jednak Bright był zwyczajnie głupi i przy okazji też wybitnie nieprzydatny, bo równie dobrze mogła się nałykać witaminy c, na jedno to wychodziło. A może jej organizm zbyt już przyzwyczaił się do tego wymiotnego odruchu? Nie wiedziała, co dokładnie nie zadziałało, ale miała precyzyjny plan zbadania tego dokładnie przed kolejną próbą - oby tym razem była skuteczna. Najbardziej frustrowało ją, że musiała wymyślić coś nowego, równie (albo bardziej) widowiskowego. Trzeba było przyznać, że jak na to, że tkwiła w depresji, dopisywały jej niezłe pokłady kreatywności.
Żeby okazać swoją wyższość (no bo z jakiego innego powodu?) nad tymi ż a ł o s n y m i przepychankami, zdecydowała się nawet nie napluć jej jadem prosto w twarz, kiedy chuchnęła na nią tym paskudnym, papierosowym dymem. Mogła sobie ta Mia gadać, co chciała, Viper i tak nie miała zamiaru tak łatwo uwierzyć w to, że mogła sobie oglądać wątroby ludzkie, kiedy tylko miała na to ochotę. Być może odrobinę przemawiała przez nią zazdrość, choć wolała określać ją mianem „zdrowego rozsądku”.
- Czy ludzie piszą w testamentach, jaki wybierają kolor szminki? Jakbym chciała gotycki makijaż do grobu, to ktoś by mi go zrobił? - zapytała, siląc się na obojętny ton, zupełnie jakby wciąż planowała odgrywać, że wcale jej to nie interesowało, a całą tę rozmowę odbywała jedynie z braku lepszego zajęcia. Zaraz wzruszyła ramionami. - W sumie to mam to gdzieś. Ja napiszę - oznajmiła z przekonaniem, bo nawet jeśli taka nie była powszechna praktyka, to przecież Viper Monroe istniała po to właśnie, aby budować nowe trendy. Powiedziawszy to, przyjrzała się znowu ranie bitewnej swojej rozmówczyni.
- Macie tu chyba wodę w kranach, nie? Nasącz gazik zimną i przyłóż. Chyba, że lubisz tak wyglądać, jak jakaś Krwawa Mary - niby coś zasugerowała, niby wyraziła coś na kształt troski, ale na koniec przecież tak czy siak musiała przewrócić oczami.

mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Nie miała zbytnio do czynienia z ludźmi w kryzysach. Nie, żeby zakład pogrzebowy nie generował samych takich, bo nikt radosny tego miejsca nie odwiedzał, ale rzadko wysyłali Ginsberg do rozmów z żywymi klientami. Każdy uczciwie stwierdzał, że do tego rodzaju pracy się nie nadaje i że pewne żarty w obliczu śmierci są niestosowne. Ona odnajdywała je jako kurewsko zabawne, ale najwyraźniej poczucie humoru zależało od ludzi. Nie narzekała- dzięki temu nie musiała domyśleć się, co czują ci wszyscy krewni i znajomi, którzy musieli pożegnać zwłoki. Te same, które kiedyś były ojcem, matką czy teściową. Akurat jedna synowa z satysfakcją paliła przed kostnicą papierosa i nie wyglądała na strapioną, ale to był tylko wyjątek potwierdzający regułę.
Ta zaś brzmiała tak, że Mia nie umiała być wspierająca i pomocna i może powinna zapytać z troską z Viper, co tu się odpierdoliło, ale uznała, że to jej sprawa i skoro chciała się zabić, to powinna mieć do tego prawo. To przecież nie tak, że nagle zabraknie ludzi, bo ta jedna postanowi dokończyć dzieła. Na świecie było kilka miliardów, więc dadzą radę bez dziewczyny, która koncertowo praktycznie łamała nosy i miała jakiś pomysł na pochówek, skoro znalazła się w tej kostnicy. Stwierdziła, że całkiem zacny, ale najwyraźniej trzeba było dograć detale i potraktować to jako próbę generalną.
- Ludzie piszą w testamentach różne rzeczy, ale jeśli umrzesz, masz tylko mnie. Nie ma tu innego zakładu, więc życz sobie czego tylko chcesz- zabrzmiało to tak jakby oferowała jej prezent pod choinkę, a nie jakąś gotycką maszkarę, w którą zamieni jej woskową twarz po zejściu z tego padołu łez. - Moja kumpela zawsze chciała wyglądać pięknie i niewinnie i coś nie pykło, bo złamała kark, więc musieli ją spalić. Weź też to pod uwagę, gdy następnym razem będziesz kombinować. Niektóre substancje mogą cię jedynie sparaliżować i zostaniesz warzywkiem- wyjaśniła bardzo dojrzale i w sumie złapała się na tym, że próbuje ją odwieść od pomysłu śmierci, więc tli się w niej ta iskierka dobroci. Albo chodziło głównie o to, że mimo wszystko Ginsberg miała dość znajdowania wokół siebie nieżywych ludzi. Jasne, praca w tym miejscu tego zazwyczaj wymagała, ale nie lubiła tego elementu zaskoczenia, gdy ci martwi byli wcześniej żywi. A skoro poznała już Viper jako jednostkę oddychającą i bezczelną to miała nadzieję, że to się na jej warcie nie zmieni.
Potem może jak chce, truć się do woli i nawet sobie zwisać z tej dużej, migającej wściekle lampy, która doprowadzała ją do szału, ale obecnie mogłaby mieć w sobie tyle taktu i łaskawie z tym poczekać na bardziej odpowiedni czas. Już miała otwierać usta, by jej to przekazać, gdy zaskoczyła ją podejściem do tego nosa. Spróbowała delikatnie go wybadać, bo może trwała w zaskoczeniu i był złamany, ale cząstka wydawała się cała, więc westchnęła i kiwnęła głową.
Wprawdzie wody nie było, ale obłożyła lodem i to akurat z zamrażarki, która nie zawierała żadnych ludzkich odpadów. Wiedziała jakie stereotypy krążą o tym miejscu, ale jeszcze nikogo nie przerabiali na mięso. Szkoda, praca w takim miejscu zdecydowanie byłaby ciekawsza.
- Czy to jakiś rodzaj przeprosin w twoim wykonaniu? Ta podejrzana troska o to, bym nie wyglądała jak Krwawa Mary?- dopytała z podłym uśmieszkiem przyglądając się jej. - Tak właściwie to po co? W sensie dlaczego chcesz się zabić i akurat tutaj? Nie jest to chyba tajemnica, co?- poza tym komu Ginsberg miała powiedzieć. Nie zadzwoni do jej matki czy ojca i nie powie, że córce poprzewracało się w głowie i naćpała się witaminą C. Jak znała swoich rodziców- połowicznie, bo matka wisiała swojego czasu- to pewnie taka wiadomość nie zrobiłaby na nich wrażenia i sądziła, że z tą dziewczyną będzie całkiem identycznie.
Wolała więc dyplomatycznie zamilknąć.

viper monroe
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Właściwie to całkiem dobrze się dobrali, bo Viper na żadne wsparcie zupełnie nie liczyła. Nie tylko nie była do niego przyzwyczajona - przez wychowywanie się w domu z agresywnym ojcem, rodzeństwem, które miało ją w dupie i matką, która się do niej nie odzywała - ale także przywykła do tego, że jeśli już się pojawiało, to w jakiejś zupełnie wymuszonej i ani trochę nie pomocnej formie. Tak właśnie odbierała te wszystkie spotkania ze szkolną psycholożką, do której gabinetu odsyłali ją co rusz nauczyciele, a która sprawiała wrażenie, jakby miała trudności z ogarnięciem własnego życia, nie wspominając nawet o pomocy komukolwiek innemu. Poza tym bardzo uparcie próbowała wcisnąć jej do głowy, że liceum w Lorne Bay to instytucja wspierająca, także osoby transpłciowe (a to było jeszcze przez akcją z pobiciem przez ojca, po której to Viper uznała, że właściwie to ma w dupie, co inni o niej myślą), co sprawiało, że Monroe miała ochotę wydrapać jej oczy aż do krwi, bo powtarzała to zawzięcie, nic nie robiąc sobie z tego, że ona sama zdecydowanie wolała tego jakże drażliwego tematu unikać.
Nie postanowiła jeszcze, jak będzie zachowywać się w budzie po zakończeniu wakacji, bo choć w środowisku pozaszkolnym ostatnio pozwalała sobie na naprawdę wiele (czego dowodem mogła być ta sukienka, którą miała właśnie na sobie, a której choćby parę miesięcy wcześniej na pewno by nie założyła), nie wiedziała czy miała siłę, żeby mierzyć się z tymi wszystkimi pacanami, którzy na mózgi zamienili się z orangutanem (bez obrazy dla człekokształtnych). Oczywiście, od paru dni w ogóle przestała się tym zadręczać, bo nowego roku szkolnego po prostu planowała nie dożyć, ale jeszcze choćby dwa tygodnie wcześniej realnie zastanawiała się czy gdyby ktoś rzucił jej jakąś durną uwagę, powstrzymałaby się od sięgnięcia po przemoc. Musiała piłować często swoje zachowanie, w obawie przed wymaganiami stawianymi przez uczelnie - nie chciała mieć nasrane w papierach tylko przez to, że ktoś ją wkurwił, więc podpaliła mu włosy.
- Spalenie też jest super - wzruszyła ramionami, bo tak naprawdę wszystko, co wiązało się z zakończeniem żywota na tym padole, wydawało jej się teraz super. Zostanie „warzywkiem” za to wcale nie, więc musiała skrzywić się nieco, kiedy usłyszała to ostrzeżenie z ust Mii. Nie uważała się za aż taką kretynkę, żeby do tego doprowadzić, no ale z drugiej strony nie uważała też, że tego dnia nie uda jej się pożegnać ze światem, więc może faktycznie powinna być bardziej uważna i wybierać mniej... ryzykowne metody. Ale bez ryzyka nie było zabawy, prawda? Dlatego pewnie tak cholernie kusiło ją seppuku (dowiedziała się ostatnio, że nazwa harakiri była obraźliwa), tak żeby wszyscy mogli po jej śmierci stanąć nad tym ciałem i przekonać się, że - pomimo wszelkich znaków, które sugerować mogły, że było inaczej - Viper Monroe była faktycznie człowiekiem, przynajmniej od środka.
Obserwowała uważnie jak nieznajoma zajmuje się swoim nosem, milcząc przy tym jak kamień, bo przecież nie było nic specjalnie atrakcyjnego w toczeniu rozmowy, kiedy ktoś sobie grzebał przy twarzy. A potem dziewczyna odezwała się znowu i Viper powstrzymała się wyjątkowo od przewrócenia oczami, zamiast tego unosząc brwi ku górze.
- Przeprosin? - powtórzyła w taki sposób, jakby słyszała to słowo pierwszy raz w życiu. Zaraz też machnęła ręką. - Nie, nie zajmuję się tym. - W kącikach jej ust przy odrobinie wysiłku można było dostrzec zalążek uśmiechu. Zaraz jednak Mia zadała kolejne pytanie i ten cień zadowolenia odszedł w niepamięć, ustępując miejsca ciężkiemu westchnieniu. Odchyliła się lekko do tyłu na tym metalowym stole, żeby oprzeć się o niego łokciami.
- Mam dużo powodów. Wierzę w utylitaryzm - zaczęła, przy okazji sprawdzając jej znajomość słownikowych pojęć, żeby zorientować się czy nie rozmawiała aby z kretynką. - A tutaj dlatego, że to byłoby coś ciekawego. Gdyby mi się udało, po prostu byś mnie pomalowała, a jutro wystawiliby mnie elegancko na ceremonii - w tym momencie zaśmiała się krótko, bo to teraz wydawało jej się równie epickie, jak wcześniej. - Wyobrażasz sobie? Boże, ten żałosny zakład by się nigdy nie podniósł wizerunkowo po czymś takim. No i wreszcie nie byłoby w tej dziurze tak NUUUDNO - podniosła głos na rzecz głośnego zaakcentowania tego jednego słowa. - Pośmiertnie zapewniłabym rozrywkę szarej masie jako anegdotka - wzruszyła ramionami, całkiem zadowolona i dopiero wtedy uderzyło w nią, że tak wcale nie będzie, bo przecież jej nie wyszło. Kolejna iskierka irytacji zapłonęła jej w spojrzeniu.

mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Może i miała szczęście, że przynajmniej ktoś próbował się nią zająć, bo na Ginsberg od czasu szkoły rzucali podejrzane spojrzenia. Pewnie czekali aż z jej torby wypadnie lina i okaże się, że chce pójść w ślady drogiej mamusi i uwiesić się na jakimś żyrandolu. Owszem, miewała takie plany, ale zazwyczaj była na tyle logiczna, by przewidywać kilka kroków do przodu, więc przypuszczała, że nawet taki najmocniejszy sznur nie wytrzyma tej lichej konstrukcji i ten papierowy sufit zawali się pod nią z hukiem. Pewnie doprowadzi to do tego, że przeżyje i na dodatek stanie się pośmiewiskiem całej społeczności, bo co to za niedojda co nawet porządnie nie potrafi się zabić.
Z tego powodu porzuciła prędko te nierealne plany na epickie zejście z ziemskiego padołu i wybrała opcję numer dwa, czyli heroiczne przetrwanie w świecie, gdzie każdy praktycznie chciał zajrzeć do jej majtek i gdy sama wiedziona jakimś popieprzonym, psychologicznym aspektem lgnęła do mężczyzn w wieku własnego ojca. Tego samego, który od czasu śmierci matki zaginął gdzieś w tle i skazał ją na to, by radziła sobie sama.
Robiła to wyśmienicie, ale wiedziała, że przez to jego porzucenie lgnie jak ćma do tych wszystkich facetów, których raczej powinna tytułować per pan. Jak na razie jednak udawało się jej trzymać od tych troglodytów (podzielała zdanie Viper w tej kwestii) jak najdalej i jedynie oddawała się pracy, która sprawiała, że do reszty jeszcze nie zwariowała.
Najwyraźniej jednak i w tym zakładzie pogrzebowym działy się rzeczy nie do przewidzenia i nagle zmarli okazywali się żywi i z ciężką ręką, co miało zaowocować opuchniętym nosem na trochę. Na pewno ktoś jej uwierzy, gdy powie, że to trup wymierzył ten cios, a potem z wątłym uśmiechem jej radził jak sobie z tym poradzić. Pewnie jacyś idioci uznają, że to jeden z jej chłopaków. Była tym faktem tak niezmiernie poirytowana, że mało brakowało, a podziękowałaby Viper za to, że ją tak skarała.
Tyle, że sama dziewczyna wyglądała na to, którą już niejedno przeszła i postanowiła łaskawie zostawić ją w spokoju skupiając się na aspektach śmierci, które nigdy nie były super. W końcu spalanie też trąciło jakimś kiepskim zapachem i na dodatek taki proszek nigdy się nie wyczyściła do zera, więc gdzieś tam jakiś materiał biologiczny błąkał się po piecu. Wszystko to brzmiało jak podły żart, więc Mia po swojemu oswajała śmierć pracując w tym miejscu i mierząc się z niedoszłą samobójczynią.
- Nic nie jest super. Na koniec zostajesz tylko materiałem biologicznym, który wchłonie ziemia, by umieścić cię w swoim łańcuchu pokarmowym. To jest ewolucja, a nie jakieś super przedstawienia kukiełkowe. Nie zostaniesz nikim ważnym, bo kopnęłaś w kalendarz. Ludzie robią to tak cyklicznie, że już po spuszczeniu trumny czy urny nikt o tobie nie będzie pamiętać- podzieliła się z nią opinią, podpartą wielomiesięcznym doświadczeniem pracy w tym miejscu. Mało brakowało, a pewnie wcisnęłaby jej ulotki z hasłem, że śmierć to nie rozwiązanie, choć Mia wierzyła święcie, że owszem, jakieś wyjście z problemów to było, ale dość radykalne i niosące za sobą sporo bałaganu, o którym wspomniała sama Viper.
- Widzisz, zakład pogrzebowy by upadł i ja bym straciła pracę, a potrzebuję jej, bo tak jakby żyję tutaj. I to dosłownie, tam zazwyczaj rozkładam materac- wskazała jej palec na przeszkloną salę, w której zazwyczaj było odrobinę cieplej niż tu, gdzie trzeba było utrzymywać niską temperaturę, żeby trupy się nie zagotowały. - A poza tym widzisz, to gówno prawda, że ruszyłabyś miasteczko. Słyszałam, że nawet tutaj jest mafia, ostatnio z okna wypadła australijska it girl, więc co tam jakieś samobójstwo małolaty? Gdybyś jeszcze wymyśliła coś bardziej epickiego niż zażycie tabletek to ok, oddaję honor, ktoś by zapamiętał, ale to? Pani, daj pani spokój. To jest wtórne- podzieliła się z nią opinią ekspertki od umierania, ale gdyby dziewczyna wiedziała z jakimi różnymi przykładami ma do czynienia to nie robiłaby czegoś tak basic jak kilka pigułek i udawanie, że jest się trupem z kostnicy.
Musiała jej to powiedzieć, choć wiedziała, że może zarobić znowu w nos, który wyjątkowo przestał boleć.
Najwyraźniej Mia Ginsberg była jedną z tych ryzykantek, które nie bały powiedzieć się tego, co myślą i robiły to paląc spokojnie papierosa za papierosem.

viper monroe
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Viper ze śmiercią oswajać się zaczęła dobre parę lat wcześniej, kiedy ojciec wymyślił dla niej męskie hobby i zabrał raz do kolegi, który zajmował się wypychaniem łowieckich trofeów. Co prawda, sam widok tych smutno wiszących i niczym się nie wyróżniających głów niespecjalnie do niej przemówił, ale kiedy Steve (tak miał na imię ten kumpel Barta) zaczął opowiadać o możliwościach, jakie niosła ze sobą taksydermia, zaświeciły jej się oczy. Jak na starego pijaka, na modłę jej własnego ojca, całkiem sprawnie potrafił tłumaczyć krok po kroku proces wypychania myszy polnej, która była pierwszym samodzielnym (choć pod superwizją) tworem Viper. Niedługo później, sama Monroe odkryła, że to, co Steve traktował jako etap pierwszy na drodze do wypychania imponujących łbów padliny, w jej oczach było już pełnym rozdziałem twórczości - ale takim otwartym na eksperymentowanie. Nie stała w miejscu, co to to na pewno nie! Rozwijała się - ale wcale nie aspirowała przy tym do skończenia jako kolejna wypychaczka ustrzelonych na nielegalu aligatorów. Właściwie, największym stworzeniem, jakie do tej pory spreparowała, był chyba kot i musiała naprawdę natrudzić się przed zrobienia z niego czegoś w swoim stylu, bo klientka nalegała na to, żeby leżał zwyczajnie w zastygłej pozie, bez żadnych ozdobników. Viper nigdy nie podobały się takie prace, ale każdy pieniądz przecież miał znaczenie.
Zwykle tworzyła w swojej głowie wizje, które można by było z odrobiną inwencji uznać z pewnością za artystyczne: tworzyła scenki rodzajowe, dodawała do eksponatów zawsze coś od siebie, równą uwagę przykładała do samego zwierzęcia, jak i do jego otoczenia. To właśnie w ten sposób nauczyła się, że śmierć potrafiła być piękna. Śmierć potrafiła być sztuką - i dlatego też z własnego zgonu miała zamiar urządzić teatralne przedstawienie. Taką rodzajową scenkę - obca osoba w trumnie przeznaczonej dla kogoś innego, otoczona nieswoją rodziną, znaleziona w ten sposób w podejrzanych okolicznościach. Widziała oczyma wyobraźni otwartą pod ołtarzem trumny, łzy matki tej całej Ellen, która zaraz traciła przytomność, kiedy tylko zorientowała się, że w sercu ceremonii nie leży wcale jej córka. Widziała zamieszki w kościele, głośne szepty, wymieniane pod przykrywką dyskrecji. Widziała miny własnej rodziny, która dowiedziałaby się o tym odkryciu pokątnie, pewnie w chwilę po odnalezieniu listu. Miny pełne szoku i złości - dokładnie takie, jakie sobie wymarzyła.
- Wracamy do ziemi, ekosystem wciąż działa. U t y l i t a r y z m . A ja mogę w tym wszystkim mieć swój udział. To jest super - odparła, poirytowana już nieco, że Mia najwyraźniej chciała odnaleźć w jej planie - czy też jego filozofii - jakieś luki. Viper była na to doskonale przygotowana, bo przecież tak długo racjonalizowała sobie ten scenariusz we własnej głowie, że gotowe odpowiedzi niemalże wymykały jej się samoistnie spomiędzy warg. Udawała wytrwale, że zupełnie już jej nie obchodziło to, czy ktokolwiek będzie o niej pamiętać. Choć parę lat wcześniej powzięła decyzję o opuszczeniu tej ziemi jako ktoś znany i wielki, teraz wmawiała sobie, że podobne marzenia nigdy w jej głowie nie istniały: że dojrzała, że to było tylko takie udawane, wymuszone, na pokaz. Że nie przeszkadzało jej zupełnie bycie pogrzebaną jako Victor Monroe - pod znienawidzonym imieniem i znienawidzonym nazwiskiem, z okrągłym zerem znaczących osiągnięć na koncie.
Uniosła brew ku górze, kiedy Mia wskazała jej miejsce, w którym rzekomo spała. Viper nie była pewna czy nie robiła sobie z niej czasem żartu, bo doprawdy: istniała cała masa miejsc lepszych do pomieszkiwania niż dom pogrzebowy. Może, wbrew swoim słowom, jej nowa koleżanka też lubiła brać udział w podobnych kukiełkowych spektaklach? Zaraz jednak dziewczyna znowu zezłomiła jej pomysł i Monroe nie mogła już powstrzymać się od prychnięcia.
- W t ó r n e ? Ta idea - żeby grać główną rolę na cudzym pogrzebie - jest twoim zdaniem wtórna? - Pokręciła z niedowierzaniem głową. - Mafia - to jest wtórne. A nie mój pomysł. Zresztą, słucham. Jaki masz lepszy, hm? Co ty byś zrobiła? - spytała wyzywająco, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Nie miała zamiaru się nią inspirować, bo przecież ceniła sobie - co podkreśliła wyraźnie - oryginalność, ale była ciekawa, z czym takim Mia teraz wyskoczy, żeby jej zaimponować. Cóż, a może po prostu wyczekiwała okazji do tego, żeby jej pomysł także nazwać wtórnym.

mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Tak właściwie musiała jej wybaczyć, ale wszystko na temat śmierci traktowała jako coś wtórnego. Wynikało to z prostej przyczyny- nawet do czegoś tak niecodziennego jak umieranie można przywyknąć, gdy wreszcie pracuje się na stałe w branży funeralnej. Wówczas sam ten proces staje się równie nudny jak tabelki w excelu. Białe kołnierzyki musiały uzupełniać dane i robić wykresy, a Mia po prostu wyciągała puder i malowała czasami tak jak w fabryce. Po pewnym czasie już nie pamiętała płci swojego klienta, tylko to jakim rodzajem opuchlizny się odznaczał i czy zaczął już nieprzyzwoicie gnić. Taka śmierć zdawała się być zupełnie monotonna i niewarta jakiejkolwiek wzmianki, więc szczerze ją dziwiło, że dla kogoś było to wydarzenie wielkiej wagi.
Pewnie nic tak nie uczyło zobojętnienia, jeśli chodzi o proces umierania jak samo wgryzienie się w estetykę tego zdarzenia. Koniec końców to był najbardziej naturalny proces biologiczny z jakim miało się do czynienia i nie zmieniało tego podejście Viper, która pragnęła nadać tej czynności znaczenie. Pewnie dlatego, że jej życie dotąd było tego pierwiastka pozbawione. Taką diagnozę mogła wydać Mia Ginsberg po korespondencyjnych kursach z psychologii, bo to przecież nie tak, że stać ją było na jakiekolwiek inne w ciągu swojego życia.
Z tego też powodu wolała zamilknąć i dać jej powiedzieć swoje, choć i tak miała się w ciągu kilku minut wtrącić. Musiała jej jednak wybaczyć- nigdy nie była jedną z tych spokojnych osób, które dają drugiemu wypowiedzieć zdanie, a poza tym dziewczę było jej winne po tej całej próbie zamachu na jej życie. Nie wspominając już o stratach, które poniosła, gdy tak wtargnęła tutaj i próbowała pozbyć się samej siebie.
Nieudolnie, co dawało Mii duże pole do manewru, ale skoro już zaczęły rozmawiać o ekosystemie…
- Tyle, że twój argument jest inwalidą i na dodatek ślepym, bo po śmierci NIC nie zależy od ciebie. Równie dobrze twoja rodzina może cię oddać na jakąś uczelnię medyczną do badań i staniesz się resztkami w słoiku, potem jakiś Jerry ukradnie twój mózg, bo będzie chciał zaimponować Candace, choć ona uzna, że to creepy, więc wylądujesz na śmietniku, gdzie będziesz dogorywać. Gdzie tu utylitaryzm? Przy śmierci pozbawiasz się prawa wyboru i stajesz się jedynie wykonawcą roli rodziców, którzy mogą zrobić z tobą absurdalne rzeczy. Ja mogę cię malować na ostatnią drogę, ba, nieraz dziewczętom w twoim wieku zakładają sukienkę ślubną, bo skoro nie zdążyła to niech, nieboraczka przynajmniej tyle ma. Jak dla mnie śmierdzi to desperacją i tak chcesz odejść? Bo jeśli tak to ci pomogę i mogę nawet potem robić zdjęcia- zasugerowała łaskawie, choć może powinna przestać być taka miła dla dziewczęcia, które wyglądało jak wkurzona księżniczka, bo ktoś śmiał zwrócić jej uwagę.
Tym razem jednak nie zamierzała się z nią szarpać na pomysły, po prostu roześmiała się.
- Ty sobie zdajesz sprawę, że nie byłoby czyjegoś pogrzebu, bo to ciało miało zostać spalone? Byłabyś nieswoją kupką prochów i na tym by się zakończyła ta krępująca historia- zauważyła rozbawiona i wyciągnęła kolejnego papierosa.
- Jeśli masz kompleksy i sądzisz, że twoja śmierć nie poruszyłaby nikogo to zadbałabym na twoim miejscu o coś bardziej spektakularnego jak tabletki. Gdyby zagryzł cię miś koala to pisaliby o tym na całym świecie, ewentualnie bym spróbowała wyczarować tutaj jakąś hipotermię. To dopiero byłby news, połknięcie tabletek, które wyjdzie przy sekcji nie jest specjalnie odkrywcze. I tak, zrobiliby ci sekcję, bo widzę różnice w stężeniu pośmiertnym i wiedziałabym, że nie jestem osiemdziesięciolatką, którą miałam malować- dokończyła, ale z jednej strony nie wiedziała nawet co jej tak zależy na przekonywaniu jej do życia.
Jak chce to niech idzie, na świecie jest tyle miliardów ludzi, że śmierć jednak to całkiem żałosna statystyka.

viper monroe
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Viper Monroe konfrontacje uwielbiała tylko pozornie - i to w ten iście niedojrzały sposób, w ramach którego nadarzała jej się okazja do zrównania kogoś z ziemią w imię obrony swojego punktu widzenia w dyskusji (punkty bonusowe, jeśli ten ktoś, z kim akurat rozmawiała, na początku uważał, że jest wielki i mądry, a kończył mały i mierny jak zdeptany robal). Jednakże, kiedy tylko coś przestawało iść po jej myśli, zaczynała natychmiast się frustrować. Być może w tej konkretnej sytuacji, to było nawet coś dobrego - w końcu jakiekolwiek emocje zbliżające ją do żywych, miały szansę uprzytomnić jej, że jeszcze nie dokonała żywota, a na świecie była cała masa kretynów, którym trzeba było pokazać, gdzie jest ich miejsce - ale daleka była teraz od wyciągania jakichkolwiek pozytywnych wniosków. Szukała raczej sposobu na obalenie słów swojej nowej k o l e ż a n k i - bo siedzenie w domu pogrzebowym po godzinach i wydychanie jej w twarz obleśnego dymu tytoniowego najwyraźniej okazały się spoiwami na tyle mocnymi, że Mia mogła sobie zasłużyć na ten jakże zaszczytny tytuł - bo przecież absolutnie nie mogła pozwolić na to, żeby nagle tutaj wyszło, że w czymś nie miała racji.
Przynajmniej dzięki tej rozmowie na chwilę faktycznie zapomniała o tym, że to, co przydarzyło jej się tego dnia - to okrutnie f i a s k o - było czymś niewybaczalnym (sobie przez siebie samą) i pewnie aspirującym na porażkę większą niż sam fakt, że doszła w końcu do wniosku, że to najwyższa pora, żeby ze sobą skończyć. Jasne, z pewnością jeszcze przyjdzie jej do tego wrócić, pewnie w sekundę po tym, jak Ginsberg zniknie jej z oczu, ale teraz w całości skoncentrowała się na udowodnieniu jej, że pomysł, sam w sobie, był naprawdę dobry.
- Zacznijmy od tego, że moi starzy na pewno nie ubraliby mnie w suknię ślubną - sprowadziła ją brutalnie na ziemię, nawet jeśli mina Barta Monroe’a, gdyby coś takiego faktycznie miało miejsce, byłaby z pewnością niezwykła. - A jeśli Jerry byłby na tyle sprytny, żeby ukraść z laboratorium materiał biologiczny, to spoko. Nijak mnie to nie rusza. To przecież o to chodzi - żeby móc wreszcie mieć wyjebane w ten cały cyrk. Mogą sobie grać w koszykówkę moją nerką, niezbyt mnie to obchodzi - wzruszyła ramionami, choć to, co powiedziała, nie było do końca szczere. - A Candace jebać - jak można nie polecieć na coś takiego? - prychnęła, bo choć to jakiegokolwiek „lecenia” było jej daleko (czy leciała na Happy’ego? wątpliwe), to prędzej już dałaby się obłapić gościowi, który przyniósłby jej mózg niż takiemu, który przyszedłby z jakimiś obrzydliwymi kwiatami.
Słysząc jej kolejną uwagę, uniosła jedną brew ku górze, trochę zbyt długo skupiając wzrok na tym papierosie. Jakoś coraz mocniej kusiło ją, żeby jednak się od niej poczęstować i liczyć na to, że tym razem jej żołądek nie protestuje - przecież nikotyna zmniejszała łaknienie, tak? Naczytała się o tym sporo w internecie, to mogłoby jej nieco pomóc.
- Skoro miało być spalone, to czemu niby miałaś je malować? - nie omieszkała się jej wytknąć luki w tej historii, bo coś przeczuwała, że typiara zaczęła manipulować faktami na swoją korzyść. Spoko, w sumie Viper też robiła to często - ale jednocześnie nie znosiła, kiedy ktoś używał tej samej broni przeciwko niej. - A zagryźć przez misia koalę dałby się tylko idiota - mruknęła tylko jeszcze, bo jasne - mogła mieć wiele wyobrażeń na temat sposobu dokonania żywota, ale żaden z tych sposobów nie wykorzystywał zwierząt. Można by było w tym miejscu porwać się na jakieś filozoficzne dyrdymały o przenoszeniu odpowiedzialności na istoty trzecie, ale Monroe absolutnie nie miała na to siły. I tak już głowa ciążyła jej niezwykle i zastanawiała się czy to nie był opóźniony efekt działania tych wyrzyganych tabletek.


mia ginsberg
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Tak naprawdę Mii Ginsberg musiało się ostatnio okrutnie nudzić, skoro wchodziła w polemikę z dziewczyną nie dość, że młodszą od siebie, to jeszcze na tyle zdesperowaną, by popełniać samobójstwo. Powinna wiedzieć, że na takich ludzi należało zwracać uwagę. Raz jest dobrze, a raz trzeba ich odcinać i potem przed wszystkimi przyznawać się, że nie ma się matki. Nie powinna ignorować dziewczyny, bo następnym razem weźmie coś bardziej skutecznego i zjawi się tutaj całkiem sztywna. To znaczy dobrze, to oni ją przytaszczą i położą na tym stole, by ją przygotowała.
Może tego uniknie, bo jej rodzina chyba nie była zbyt bogata, więc istniała szansa, że odejdzie w ciszy (choć ta dziołcha zdecydowanie tego nie chciała) i Mia musiała zrobić wszystko, by się tak nie stało. Tyle, że przez pracę w tym miejscu już trochę okrzepła ze śmiercią. Straciła ona na wartości po którymś razie i stała się tak codzienna jak uzupełnianie tabelek w excelu. Jedna nie robiła różnicy, a dla zakładu pogrzebowego zawsze to jakiś zysk, prawda? Co powiedziałby jej szef, gdyby okazało się, że w ten sposób zniechęca potencjalnych klientów?
Pewnie byłby tym faktem srogo zawiedziony, więc może serio powinna sobie darować?
Byle nie otruła się na jej zmianie, bo dwie śmierci w jej obecności budziłyby wśród policjantów (a zwłaszcza tego jednego) konsternację, a jej nie było do twarzy w pomarańczowym. Może właśnie z tego powodu powinna walczyć o to podłe życie?
- Ja bym im to doradziła, bo cię nie lubię. Próbowałaś mi złamać nos- wyjaśniła wielce poważnie, choć tak naprawdę miała gdzieś w co by ją ubrali. Być może pochowaliby ją w worku na odpady i potem żałowaliby, że nie mają jak segregować śmieci. Takie historie też się zdarzają. - A może powinnaś się cieszyć, że nie masz wyjebane? Coś cię jednak rusza, a to znaczy, że żyjesz- dostrzegła jej wzrok, który wodził łakomie po papierosie i postanowiła być raz jeden tą Miłosierną Samarytanką i podzielić się z bliźnim w potrzebie, choć ten, a raczej ta szukała bez końca na nią haków.
- I wyobraź sobie, że malują ludzi przed spaleniem. Nie mam pojęcia dlaczego, a ty z tą głową mogłabyś iść do jakiejś policji kiedyś. Pracują tam sami szowiniści, wypadałoby, by był ktoś normalny- cóż, na swojej drodze spotykała albo drani, którzy się do niej przystawiali albo takich, którzy robili to w bardziej zawoalowany sposób. Przydałaby się im tam kobieta, a jak Viper będzie leżeć gdzieś mózgiem w śmietniku to na niewiele się przyda.
Jak i misiom koala, bo mogła stać się ich orędownikiem w świecie, gdzie ludzi coraz częściej nimi gardzili. Mia Ginsberg jeszcze nie znalazła sposobu, by jej to wszystko i więcej przekazać, więc wreszcie stanęła na nogi i spojrzała na nią dłużej.
- Musimy stąd iść. Gasimy- zadecydowała i to były zapewne ostatnie słowa, jakie do niej wypowiedziała, bo była bardzo zmęczona, a poza tym skończyła zmianę, a to była świętość.
Pracownik po czasie pracy przecież nie ma w obowiązku nikogo ratować, prawda? I tylko mogła trzymać kciuki, żeby dziewczę to znalazło własną drogę, niezależnie od tego jak durnie i patetycznie to brzmiało.

koniec <3
viper monroe
ODPOWIEDZ