kamerdyner — posiadłość Lovecrafta
52 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes before it gets better the darkness gets bigger. The person that you'd take a bullet for is behind the trigger.
002.
I do not wish to reign over the dead

Cisza działała na niego kojąco, a tutaj cisza była wręcz wymagana. Była symbolem szacunku dla zmarłych, chociaż tak naprawdę spoczywające w ziemi resztki ludzkie nie mogły przecież się nią cieszyć. Dlatego szacunek dla nieboszczyków okazywało się żyjącym. Krewnym, przyjaciołom, znajomym i każdemu, kto zechciał postawić swoje nogi na terenie cmentarza. Wolną chwilę wykorzystał, żeby odwiedzić swoją rodzinę w rocznicę śmierci jednej z córek. Nie brał specjalnie wolnego, nigdy tego nie robił, przedkładając obowiązki nad wszystko inne. Nawet w taki dzień. Był niepoprawnym pracoholikiem przez co nie miał też wielu znajomych. Kojarzył ludzi, głównie z pracy w domu pogrzebowym. Jedną z takich osób była Luna. Młoda dziewczyna, teraz już kobieta, który straciła matkę zbyt wcześnie. Chociaż czy każda śmierć nie jest zbyt wczesna? Często nawet ludzie, którzy pozornie przeżyli całe swoje życie dochodził w momencie, który dla kogoś z rodziny lub przyjaciół był przedwczesny. Bo w większości przypadków ktoś tęsknił i ktoś nie mógł się pogodzić ze śmiercią.

Zauważył ją, siedzącą na niedużej ławce przy jednym z pomników. Zapamiętał ją pozytywnie, chociaż historia na pewno była smutna. Niósł bukiet kwiatów, zebranych z własnego ogrodu, ale miał jeszcze trochę czasu, więc podszedł bliżej, impulsywnie postanawiając zagadać dziewczynę. Liczył się z tym, że być może nie będzie chciała rozmawiać. Najwyżej uszanuje jej niechęć i pójdzie dalej bez żalu.

Witaj, Luna 一 powiedział, zatrzymując się blisko, ale nie naruszając jej przestrzeni osobistej. 一 Mam trochę kwiatów, chciałabyś niewielki bukiet? 一 zapytał, zauważając, że nie ma nic przy sobie. Może było to śmiałe pytanie, ale sam uwielbiał kwiaty i uważał, że każdemu mogły w pewien sposób poprawić humor. Rzadko zagadywał innych, a akurat miał ochotę na pogawędkę. Nie chciał się jednak narzucać. Uśmiechnął się lekko, przyjaźnie. Miał ochotę zapalić, ale chyba w tym miejscu mu nie wypadało. Poza tym Lunie mogłoby to przeszkadzać, więc powstrzymał się.

Poprawił wolną dłonią schludny, dokładnie wyprasowany garnitur, obserwując dziewczynę dosyć uważnie, chcąc wyłapać każdy grymas na jej twarzy, świadczący o braku komfortu. Potrafił wyczuwać nastroje, chociaż niekiedy przychodziło mu to z trudem. Czasami ważniejsze były okoliczności albo jego chorobliwa chęć trzymania się zasad. Trwał w relacji, którą nie do końca potrafił rozgryźć. Jego pracodawca miał różne wymagania i różne oczekiwania, których nie potrafił momentami spełnić, mimo że wstępnie uważał, że robi wszystko tak, jak należy. Być może źle oceniał pewne sytuację, ale bardzo się starał żyć również w zgodzie ze sobą i z zasadami, które wpajano mu od dziecka. Powstrzymał się od zerknięcia na elegancki zegarek, który nosił na przegubie. Miał czas i narazie nigdzie mu się nie spieszyło. Do kolacji jeszcze daleko.


przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
010.
{outfit}
Ostatnio coraz częściej wracała na grób matki. Podobno zmarli są z nami zawsze i wcale nie trzeba odwiedzać ich na cmentarzu, by z nimi "porozmawiać". Luna już od jakiegoś czasu nie miała we własnych czterech ścianach na tyle dużo prywatności i przestrzeni, by móc zastanowić się nad swoim życiem. Ochroniarze chodzili za nią krok w krok i stali nawet pod drzwiami jej sypialni. Pan Dashwood, który przygarnął ją po śmierci jej matki, przez lata był dla niej jak ojciec, dbał o nią, zapewnił jej doskonałe wykształcenie, ale teraz ograniczał ją na każdym możliwym polu. Obawiał się o jej życie i słusznie, bo nie tak dawno, jego wrogowie, prawie ją zastrzelili. Od tamtego momentu ochrona stała się prawdziwym wrzodem na tyłku. Pan Dashwood od lat zamieszany był w nielegalne interesy, prowadził swój własny gang, a luzie były mu ślepo oddani. Wszyscy, poza Luną, która jednak dorastała w nieco innych warunkach i nie była przyzwyczajona aż do takich ograniczeń. Wiedząc, że ochroniarze uszanują fakt, że odwiedza grób matki i staną chociaż trochę w oddali, przychodziła tu kilka razy w tygodniu. Mogła tu nie tylko w spokoju powspominać ukochaną mamę ale też nieco odpłynąć w fantazję o tym jak wyglądałoby obecnie jej życie, gdyby matka nie zmarła. Być może nie miałaby dobrego wykształcenia i zamiast być prawnikiem, to pracowałaby jako ekspedientka w jakimś sex shopie, ale przynajmniej byłaby wolna. Tej wolności naprawdę cholernie mocno jej brakowało.
Z rozmyślań wyrwał ją męski głos i gdyby nie fakt, że było jej już wszystko jedno, to może nawet, by się przestraszyła. Spojrzała na mężczyznę i od razu na jej twarzy zagościł uśmiech, gdy okazało się, że to nie jest jakiś bezdomny, który chciałby zapytać czy może go kierowniczka poratować groszem. - Dzień dobry Panie Bartlett - przywitała się i automatycznie wstała z ławki, bo nie wypadało tak siedzieć gdy ktoś starszy stał. - Oh, oczywiście, jeżeli mają się zmarnować to dlaczego nie - przychodząc ba grób zazwyczaj starała się go trochę sprzątnąć i wymienić kwiaty czy znicze, ale jakoś dzisiaj nie miała do tego siły więc chętnie przyjęła kwiaty od znajomego, które później umieściła w specjalnym, marmurowym wazonie, który stał przy nagrobku. - Bardzo dziękuję, pięknie się komponują. Mamie na pewno, by się spodobało. - Stwierdziła przyglądając się jeszcze kwiatom, a później spojrzała na mężczyznę. - Dawno Pana nie wiedziałam - ludzi, którzy byli w jakikolwiek powiązani z jej życiem przed adopcją naprawdę widywała bardzo rzadko, albo i wcale. - Wszystko u pana w porządku? - Nie chciała być wścibska ani nic, ot zwykłe pytanie.

Desmond Bartlett
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
kamerdyner — posiadłość Lovecrafta
52 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes before it gets better the darkness gets bigger. The person that you'd take a bullet for is behind the trigger.

Wiedział trochę o wolności, kiedyś wyraźnie ją czuł, ale miał wrażenie, że to bardzo odległe czasy. Jej namiastkę dawały mu jego pasje, nawet jeżeli nie miał na nie zbyt wiele czasu, bo jego większość poświęcał swojej pracy. Dla wielu mogłaby się wydawać wręcz niewolnicza, chociaż tak naprawdę wykonywał ją przecież całkowicie dobrowolnie, będąc zatrudnionym na umowę, a za wykonywanie obowiązków mu płacili. Nie każdy jednak aż tak bardzo zatracał się w służeniu komuś innemu. On był do tego przyzwyczajony od dziecka i aż do pewnego momentu było to dla niego wręcz naturalne. Wszystko się w pewnym momencie jednak zmieniło i kiedy jego relacja z pracodawcą wykroczyła poza czysto zawodową, zaczynał się w tym powoli gubić i prawdopodobnie zabrnął już zdecydowanie za daleko.

Podczas wizyt na cmentarzu oddalał się nie tylko fizycznie od posiadłości Cravena i domu pogrzebowego, ale uwalniał również na chwilę swoje myśli, oczyszczał umysł i skupiał się na wspomnieniach dotyczących wyłącznie swojej zmarłej żony i córek. Wspominał je zawsze pozytywnie i nie chodziło jedynie o zasadę, którą wyznawał, że o zmarłych nie mówi się źle. Naprawdę, nawet gdyby bardzo się wysilił, trudno byłoby mu znaleźć jakieś negatywy, takie bardziej znaczące, dalekie od zwykłych wad, bo takowe posiadał każdy. Kochał swoją rodzinę i tęsknił za nią. Wielu trawił żal i poczucie niesprawiedliwości, gdy stali nad grobem swoich bliskich, ale jemu to pomagało. Dawało mu na chwilę spokój i przypominało, że spędził z nimi wiele szczęśliwych lat, za które był niezwykle wdzięczny.

Rzadko spotykał tutaj kogoś znajomego, bo zwyczajnie nie nawiązywał wielu znajomości, zawsze zbyt zapracowany. Kiedy jednak dostrzegał znajomą twarz, rozpromieniał się trochę i chętnie zagadywał, być może potrzebując odrobiny kontaktu z innymi, nawet jeżeli na ogół nie dopuszczał do siebie podobnych pragnień.

Zauważył kilka osób, stojących w oddali i przyglądającym się im z jakiegoś rodzaju napięciem, ale nie skomentował tego i nie miał takiego zamiaru. Skupił się na znajomej i rozmowie z nią. Wybrał kilkanaście najładniejszych kwiatów, komponując z nich miły dla oka bukiet i tak wręczył go Lunie, po czym towarzyszył jej, gdy wkładała go do wazonu. Przesunął spojrzeniem po literach wyrytych na kamiennej płycie, aby chwilę później przenieść je ma dziewczynę. Uśmiechnął się delikatnie, ciesząc się że kwiaty się jej podobały.

Może to i lepiej, zważając na fakt, że poza posiadłością, w której mieszkam i pracuję, najczęściej można mnie spotkać w domu pogrzebowym 一 przyznał, obejmując pozostałe kwiaty dłonią i układając je na swoim ramieniu, by było wygodniej je trzymać. Tam wolałby Luny nie spotykać, bo to oznaczałoby, że albo straciła kolejną bliską osobę albo własne życie. 一 Staram się o to, aby było w porządku. Podobno jestem pedantem 一 dodał, mając nadzieję, że jego żarty nie są zbyt niemądre, ale nie chciał odpowiadać sztywno na pytania i dodatkowo zagęszczać atmosfery.

Przejdźmy się 一 zaproponował, wskazując wolną dłonią kierunek. Ruszyli wolnym krokiem główną alejką, w głąb cmentarza. Zauważył kątem oka, że kilka osób zrobiło to samo, utrzymując jednak większy dystans.

Odwiedzimy moje dziewczyny. Też by się na pewno ucieszyły z kwiatów 一 odezwał się po chwili, patrząc przed siebie. 一 A ty, Luna? Jak się trzymasz? 一 zapytał, zerkając na nią krótko kątem oka, zanim nie wrócił do obserwowania przestrzeni przed nimi. Droga, wyłożona elegancką kostką ciągnęła się, jakby nie miała końca, a po obu stronach piętrzyły się setki nagrobków i kamiennych pomników.


przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
Uśmiechnęła się niemrawo, bo może rzeczywiście dobrze, że mało kiedy go widywała jeżeli to łączyłoby się z odwiedzaniem domu pogrzebowego. Chociaż patrząc na to czym zajmował się jej ojciec to całkiem możliwe, że bywałaby tam cześciej, gdyby bardziej zaangażowała się w rodzinny „biznes”. Całe szczęście ojciec na to nie naciskał, a i ona wolała się trzymać od tego jak najdalej. Już i tak traciła swoją przestrzeń osobistą, bo ciągle łazili za nią ochroniarze. Nie mogła sama zrobić praktycznie nic, dobrze, że do łazienki jej nie wchodzili. Doceniała ich pracę, ale jednocześnie bardzo ją irytowała ich obecność. Była młodą kobietą, potrzebowała w swoim życiu swobody, by móc cieszyć się najlepszymi latami.
Zachichotała słysząc ten żart. Był zabawny, chociaż może nie wypadało sibie żartować w takim miejscu? Z drugiej strony, tym co tu sa na stałe to już raczej jest wszystko jedno. Luna trochę im zazdrościła. Też chciała żeby i jej było wszystko jedno. Nie zazdrosiła im tego, że są martwi, żeby nie było. Bardziej chodziło jej o to, że nie muszą się już niczym przejmować, a tego stanu rzeczy Lunie po prostu ostatnio mocno brakowało. – Jasne – kiwneła głową i poszła za nim w stronę grobów jego bliskich. Wolała spędzenie czasu z kimś kogo chociaż trochę zna jeszcze ze swoich dzieciecych lat niż siedzieć w ciszy na tylnym siedzeniu samochodu czekając aż ochrona odwiezie ją do domu. – Hmmm chyba nie łatwo będzie mi na to pytanie odpowiedzieć – rzuciła patrząc przed siebie ze smutnym i lekko wymusoznym uśmiechem. – To pewnie dlatego, że nie jestem pedantką – przeniosła wzrok na towarzyszącego jej mężczyźnie i nieco szerzej się uśmiechnęła. – Ale staram się żeby było też w porządku. Co prawda Ci dwaj z tyłu i ich znajomi z pracy, czasem mi w tym przeszkadzają... ale próbuje. – Nie było fajne ciągle żyć ze świadomiścią, że ktoś Cię obserwuje. Do tego nie dało się przyzwyczaić, a przynajmniej ona nie potrafiła. – Ma Pan jakieś rady? Jak zostać tym życiowym pedantem? – Zapytała, bo bardzo, by się jej taka wiedza przydała. Własnego ojca o to zapytać nie mogła, bo to on był główną przyczyną większości jej problemów.


Desmond Bartlett
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
kamerdyner — posiadłość Lovecrafta
52 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes before it gets better the darkness gets bigger. The person that you'd take a bullet for is behind the trigger.

Na przestrzeni kilku ostatnich lat, przy okazji wizyt na cmentarzu, przez myśl przechodziły mu nowe myśli, skupiające się poniekąd na jego własnej przyszłości. Co prawda nie był starcem, ale swoje lata przeżył. Jego ojciec zmarł stosunkowo wcześnie, nie mówiąc o jego żonie i córkach. Kto wie, co zostało zaplanowane dla niego. Być może nie dożyje kolejnego poranka i niedługo to ktoś będzie tutaj odwiedzał jego grób. Nie miał obecnie wielu bliskich osób, a wraz z jego śmiercią zginie cały jego ród. Nie napawało go to optymizmem, bo większość życia był pewien, że coś po sobie pozostawi, a wyglądało na to, że jedyne co zostanie, to krótkotrwała pamięć o nim, a potem jedynie echo, stopniowo zanikające.

Nie miał zamiaru z tym walczyć i na starość się wygłupiać. Wyglądało na to, że powinien przyjąć rzeczy takimi, jakimi się stały, wybaczyć sobie oraz innym i spróbować wyciągnąć z reszty czasu, który mu został jak najwięcej dobrego. Ta opcja nie wydawała się może zbyt ekscytująca, ale na pewno była bezpieczna i dosyć spokojna. Czy nie spokój cenił sobie najbardziej? Czy to nie spokoju też najbardziej mu brakowało? Być może na zewnątrz wydawał się poukładany, jak na pedanta przystało, ale w jego wnętrzu bardzo często panował chaos, nad którym jeszcze nie do końca potrafił panować.

Szedł obok dziewczyny powoli, bo w końcu nigdzie im się nie spieszyło. Martwi za to byli niezwykle cierpliwi. Dostosowywał się do jej tempa, nie chcąc jej w żaden sposób pospieszać. Zaśmiał się krótko, słysząc jej odpowiedź i podłapanie jego żartu. Lubił prowadzić rozmowy inteligentne i z nutką humoru, więc poczuł się odrobinę swobodniej, niż jeszcze przed chwilą.

Na wzmiankę o mężczyznach, którzy szli za nimi w dosyć dużej odległości, skinął tylko lekko głowę, nie odwracając się jednak. Zrozumiał, że dbali oni o bezpieczeństwo Luny i na pewno mieli ważny powód. Oni lub ten, dla kogo pracowali.

Obawiam się, że trzeba się nim urodzić 一 odparł, uśmiechając się delikatnie. Zerknął na dziewczynę kątem oka i westchnął cicho, ale dosyć ciężko. 一 Wbrew pozorom to wcale nie jest aż takie dobre. Na dłuższą metę trochę męczy, chociaż ty chyba już o tym wiesz 一 dodał, po czym skinął sugestywnie w bok, wskazując na ich ogon.

Potrzebujesz czegoś? 一 zapytał po chwili, skręcając leniwie w lewo. Widział już groby jego bliskich i to na nich teraz skupił wzrok. Podejrzewał, że musiało wydarzyć się coś niezbyt przyjemnego, co zagrażało w jakiś sposób Lunie. Nie wiedział czy mógłby jakoś pomóc, ale jeżeli okazałoby się, że tak, to zrobiłby to z chęcią.


przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
Skrzywiła się lekko. Taka odpowiedź jej nie pasowała. Wolałaby w jakiś magiczny sposób się tego nauczyć i wieć wszystko w życiu ułożone jak od linijki. Być może wtedy miałaby nieco łatwiej? Ludzie patrzyli na nią i myśleli, że ma wszystko. Pieniądze pozwalały jej na wystawne życie i zdobycie dobrego wykształcenia, a wpływy ojca sprawiły, że pracę w kancelarii dostała praktycznie od ręki. Nie musiała się nawet za bardzo starać. Nikt jednak nie widział tego jak wiele Luna musiała poświęcić dla takiego życia. Po pierwsze straciła matkę, oddałaby każde pieniądze świata, byle mieć ją z powrotem. Fakt, że mama nigdy nie zobaczy jej sukcesów w sądzie, nie będzie na jej ślubie, nie potrzyma swojego pierwszego wnuka, sprawiał, że Lunie serce rozpadało się na milion kawałków i zawsze gdy o tym myślała chciało jej się płakać. Dorastanie bez tak bliskiej osoby nie było dla niej łatwe. Czuła się zostawiona sama sobie, bo jednak nie od razu udało jej się stworzyć bliską więź z panem Dashwoodem i jego synem. Teraz było już lepiej, ale pojawił się inny problem, którym było ciągłe naruszanie jej prywatności. Ochrona jej nie odstępowała, nie mogła zrobić nic bez wiedzy i aprobaty ojca. Do takich spraw nie była przyzwyczajona i buntowała się jak tylko mogła przez co niektórzy ochroniarze uważali ją za rozpuszczoną księżniczkę. Nigdy jednak nie zastanowili się jak to jest żyć pod ciągłą obserwacją. Nie miała prywatnego życia, bo wszystko było nagrywane. Jakby występowała w reality show, na którym nawet nie zarabiała. - Może gdybym się urodziła z tą cechą, to udałoby mi się co po niektórych pozbyć - rzuciła i lekko się uśmiechnęła odwracając się za siebie. Miała ochotę pokazać fucka tym zjebom, którzy za nimi szli, ale doszła do wniosku, że nie wypada, zarówno na cmentarzu jak i przy panu Desmondzie.
Luna przez chwilę się zastanawiała na to co mu odpowiedzieć. Potrzebowała wiele rzeczy, przede wszystkim wyrwać się ze świata, w którym była pionkiem w jakiejś chorej grze jej ojca. Chciałaby znów zamieszkać w małej przyczepie, pracować w spożywczaku i przynajmniej miałaby spokój. Wpadło jej jednak do głowy cos innego. - Chciałabym znaleźć swojego biologicznego ojca - powiedziała na tyle głośno, by on ją usłyszał, ale też na tyle cicho, by ogon się niczego nie domyślił. Nie chciała żeby pan Dashwood się o tym dowiedział. - Mama nigdy mi o nim nie mówiła, próbowałam szukać czegoś w jej starych rzeczach, ale niestety nie było tam żadnych wskazówek. Pan pewnie też nic o tym nie wie? - W końcu znał trochę jej mamę więc warto było zapytać. Może coś jej podpowie.

Desmond Bartlett
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
kamerdyner — posiadłość Lovecrafta
52 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes before it gets better the darkness gets bigger. The person that you'd take a bullet for is behind the trigger.

Bycie pedantem nie zawsze było tak wspaniałe, jak mogło się niektórym wydawać. Oczywiście wiele to ułatwiało, ale czasami Desmond miał ochotę coś odpuścić i nie przejmować się drobiazgami, ale wewnętrzna potrzeba dopinania wszystko na ostatni guzik mu na to nie pozwalała. Miał to zakodowane na tyle silnie, że nie potrafi przejść obojętnie obok nawet tych najmniejszych skaz. Naturalnie przydawało mu się to w pracy i było cenione przez wielu, ale czasami, bardziej prywatnie, czuł przez to frustrację.

Było mu z tym jednak nieco łatwiej w pojedynkę, niż wtedy gdy jeszcze żyła jego rodzina. Przelewał niekiedy frustracje na żonę i córki, czasami mimowolnie, bo jego chorobliwe trzymanie się sztywnych zasad wpływało na nie również negatywnie. Starał się wtedy łagodzić sytuację i niemal boleśnie zmuszał się do akceptowania niedociągnięć, ale nie zawsze wychodziło mu to tak, jakby chciał i tak, jak by jego najbliżsi potrzebowali. Co prawda krewni starali się być wyrozumiali i zaakceptować wszystkie jego wady i zalety, ale bywało że dochodziło do konfliktów. Nic się nie dało na to jednak poradzić, w końcu każdy był inny. Najważniejsze, że mimo różnic charakterów i poglądów, było im ze sobą dobrze.

Zauważył, że Lunie nie było na rękę towarzystwo w postaci ochroniarzy, czemu właściwie wcale się nie dziwił. Nie znał nikogo, kto lubił, kiedy ktoś inny próbował kontrolować jego życie. Nie w tak nachalny sposób i nie przez dosłownie cały czas. Próbował się też postawić trochę na jej miejscu, czyli spojrzeć na sytuację z perspektywy młodej kobiety z własnymi demonami. Nie dość, że musiała walczyć z nimi, to jeszcze z przeszłością, która cały czas rzutowała na jej teraźniejsze życie i w jakiś sposób przesłaniała przyszłość.

Przystanęli przy grobach jego zmarłej przed laty żony i dwóch córek. Jeżeli Luna zechciała się przyjrzeć nagrobkom, to mogła zauważyć, że daty śmierci dzieliły nie lata, nawet nie miesiące, a krótkie tygodnie. Pochylił się i złożył na każdym z trzech pomników część kwiatów, po czym wyszeptał kilka słów, które miały upamiętnić jego dziewczyny, po czym wyprostował się i przeniósł powoli wzrok na towarzyszkę dzisiejszego spaceru, analizując jej słowa.

Rozumiał jej potrzebę i doceniał, że miała jakąś misję, cel w życiu, być może jeden z wielu. Wyglądało na to, że naprawdę zależy jej na tej wiedzy i stara się zadbać o temat samotnie, bo zauważył, że na pewno nie ufa zjebom, którzy ich śledzili, co chyba było za to ich życiowym celem, skoro nie mieli na tyle przyzwoitości, aby poczekać chociaż przed cmentarną bramą, okazując jakikolwiek szacunek.

Twoja mama na pewno miała swoje powody, dla których nie zdradziła ci informacji o ojcu. Była mądrą kobietą, pełną troski o ciebie. Masz jednak prawo wiedzieć i sama decydować o tym, jak o siebie zadbać 一 zauważył, otrzepując jedną dłoń o drugą, pozbywając się w ten sposób niewielkich listków, które osiadły na jego skórze, gdy jeszcze trzymał w nich bukiet kwiatów. 一 Wspominała o mężczyźnie imieniem Nathaniel, z tego co pamiętam. Podczas jednej z rozmów zwierzyła się, że gościł w jej życiu intensywnie, ale krótko i nigdy nie zdradziła mu, że spodziewa się dziecka 一 zdradził, chcąc szczerze pomóc. Luna zasługiwała na prawdę i zamknięcie rozdziału, który został otwarty przed laty.

Kątem oka zerknął na stojących w oddali mężczyzn i zamyślił się na krótki moment.

Jeżeli chcesz się ich pozbyć, chociaż na chwilę, to mogę cię gdzieś podwieźć. Podejrzewam, że dam radę ich na jakiś czas zgubić 一 zaproponował, posyłając jej łagodne spojrzenie, dopełniając propozycję delikatnym uśmiechem. Każdy potrzebował czasami odrobiny wolności i wytchnienia.


przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
Nie podchodziła bliżej do grobów dając mężczyźnie chwilę na złożenie kwiatów i odrobinę zadumy przy grobach bliskich. Wiedziała jak to jest, gdy zostało się na świecie zupełnie samym. Na jej nieszczęście dowiedziała się o tym o wiele za wcześnie. Los odebrał jej jedynego, prawdziwego rodzica jakiego posiadała i nic co, by się działo nie sprawi, że ta strata kiedykolwiek będzie mniej odczuwalna. Dla Luny było to okropne również pod tym względem, że od zawsze sama chciała mieć prawdziwą, normalną rodzinę. Nawet gdy była mała to myślała o tym jak będzie wyglądał jej ślub, jak nazwie swoje dzieci i tak dalej. We wszystkich tych planach i marzeniach zawsze była obecna jej mama. Ta cała wizja została jej odebrana wraz ze śmiercią kobiety. Nigdy nie będzie mogła zostawić dziecka „u babci”, bo jej dziecko nigdy tej babci mieć nie będzie, mama nie poprowadzi jej do ołtarza, nie będzie jej udzielała wnerwiających rad jak powinna o siebie dbać będąc przy nadziei. To wszystko zostało jej zabrane. Tak samo jak jemu zostało zabrane wspólne życie z własną rodziną.
- Tyle o ile już wiem o mężczyznach to jestem w stanie się domyślić jakie to mogły być powody – pewnie facet zostawił ją bez słowa dla innej kobiety, albo ją zdradził i porzucił, albo nigdy tak naprawdę nie był nią zainteresowany tylko akurat była pod ręką więc postanowił się zabawić jej kosztem. Ona biedna została z problemem, jakim była niechciana ciąża. Luna pogodziła się z tym, że była wpadką, bo wiedziała, że mimo wszystko mama ją kochała i zawsze się o nią troszczyła. – Nathaniel – powtórzyła próbując sobie przypomnieć czy słyszała cokolwiek kiedykolwiek o jakimś mężczyźnie noszącym to imię. Nic jednak nie wpadało jej do głowy. – Przejrzę jej rzeczy, może coś znajdę o nim… chciałabym się z nim spotkać. Zobaczyć jakim jest człowiekiem. – Zakładała, że nie najciekawszym skoro porzucił jej mamę. Z drugiej strony czy mógł być gorszy od gangstera, który zabijał ludzi bez zawahania? Pewnie nie.
Zaśmiała się smutno słysząc jego propozycję. – Niestety nie będę mogła – powiedziała smutno i spojrzała na twarz mężczyzny. – Nie pozwolą mi wsiąść z panem do auta. Nie mogę jeździć z nikim poza najbliższą rodziną i ochroną. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio sama kierowałam samochodem. – Tego też nie pozwali jej robić. – Nawet nie mogę usiąść na przednim siedzeniu, bo to zbyt niebezpieczne. – Takie to już było jej życie. Raczej słabe, nie za ciekawe. - Brakuje panu ich? – Zapytała przyglądając mu się, chociaż pewnie było to głupie pytanie. Komu nie brakowało rodziny.

Desmond Bartlett
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
kamerdyner — posiadłość Lovecrafta
52 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes before it gets better the darkness gets bigger. The person that you'd take a bullet for is behind the trigger.

Niekiedy był prawie pewien, że pogodził się ze stratą bliskich, że przyjął do wiadomości iż został całkowicie sam i linia jego rodu nie zostanie przedłużona. Prawda była taka, że po części to go przerażało. Był niezwykle oddany rodzinie i doskonale znał jej historię aż do kilku pokoleń wstecz, kiedy jego przodkowie podróżowali i pracowali na statkach, zmagając się z morskimi falami. Kiedy on umrze nic po tym nie zostanie, nawet pamięć.

Uniósł spojrzenie, przez chwilę obserwując ciężkie, szare chmury, które powoli nachodziły na stosunkowo czystą część nieba. Uśmiechnął się lekko, słysząc odpowiedź, dotyczącą mężczyzn. Nie zgadzał się do końca z jej oceną, ale też jej nie zaprzeczał. Każdy miał swoje doświadczenia i swoje przeczucia, których nie miał zamiaru krytykować czy poprawiać ich. Szanował cudze zdanie, nawet jeżeli różniło się od jego.

Życie potrafi zaskakiwać 一 odparł jedynie krótko, opuszczają wzrok prosto na jej młodą, ładną buzię. Była podobna do swojej matki i być może nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo. Obie były bardzo piękne, a inteligencja odciskała się nie tylko w grymasach na ich twarzach, ale było ją można usłyszeć w słowach, które wypowiadały i w planach, które snuły pomiędzy wierszami. Szkoda, że matka Luny nie mogła dłużej uczestniczyć w życiu córki, tak jak jego rodzina nie mogła już być dłużej częścią jego.

Skinął krótko głową, słysząc o jej planach. To rozsądne, aby przejrzeć rzeczy matki, być może na coś ważnego się natknie. Zerknął w bok na mężczyzn w oddali i zmrużył lekko oczy, aby widzieć ich nieco lepiej, nawet jeżeli ostatecznie nic to tak naprawdę nie dało. Nie chciał wypytywać, chociaż trochę było mu szkoda dziewczyny, jednak jeżeli to dla jej bezpieczeństwa, to jak najbardziej rozumiał. Gdyby on miał ochraniać kogoś bliskiego, to pewnie też by dopełnił wszelkich starań, aby zapewnić jej maksymalny poziom bezpieczeństwa.

W takim razie mam nadzieję, że zagrożenie niedługo minie 一 odpowiedział całkowicie poważnie, chociaż starając się, żeby jego głos nie zabrzmiał zbyt oschle. W końcu naprawdę życzył jej wszystkiego najlepszego. Nikt nie powinien bać się o swoje życie lub odchodzić zbyt wcześnie.

Ruszyli powoli w drogę powrotną, kierując się ku bramie głównej cmentarza. Zanosiło się na ciepły, letni deszcze, a powietrze przepełnione było wilgocią.

Tak, bardzo. Olivia byłaby teraz w twoim wieku. Jestem pewien, że dobrze byście się dogadywały. Chciała zostać lekarzem 一 odparł, zerkając w bok na dziewczynę z lekkim, może odrobinę smutnym, uśmiechem. Tęsknił za nimi, na pewno tak, jak Luna tęskniła za matką. Tak ważnych ludzi się nie zapomina. Doszli do celu i równocześnie do miejsca, w którym musieli się rozstać.

Mam nadzieję, że znajdziesz to, czego szukasz 一 odparł, nie mówiąc koniecznie o jej ojcu. Nie szukała go w końcu bez powodu. Zerknął krótko, przelotnie, na ochroniarzy dziewczyny, po czym znowu na nią. 一 W razie czego wiesz gdzie mnie szukać. Powodzenia, Luna. 一 Na koniec posłał jej jeszcze ciepły uśmiech, po czym oddalił się w stronę własnego auta.

/zt


Dzięki za grę <3
ODPOWIEDZ