Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
002.
Parker nie planował organizacji żadnych świąt. Za wszystko jak co roku była odpowiedzialna jego mama, która naturalnie chciała być organizatorką każdych świąt. Parker nie raz jej proponował, że mogłaby w sumie to wszzystko zorganizować na jego farmie. Było tu sporo miejsca, a także i atrakcji. Niestety kobieta twierdziła, że święta to muszą być organizowane w rodzinnym domu. A rodzinny dom to ten, który stał dom obok tego, w którym mieszkała Caitriona. Rodzina Cat była rodziną Parkera. Oczywiście nie z krwi i kości, ale ich rodzice byli ze sobą tak blisko zaprzyjaźnieni, że w końcu stali się swoją rodziną. Parker nie miał nic przeciwko temu. Uwielbiał rodziców Cat, uwielbiał ją i no jakby nie patrzeć jej brat był jej najlepszym przyjacielem. Nawet po jego śmierci Parker nie znalazł nikogo kto mógłby zająć tą rolę. Był wierny przyjacielowi, którego dawno utracił. Jednak zajęciem Parkera jak co roku, było kupienie idealnej choinki. Albo nawet kilku, bo pani Guillebeaux lubiła ustawiać też choinki przed domem. Parker niejednokrotnie jej tłumaczył, że nie miało to sens, bo te ostatecznie i tak blakły od przesadnego, australijskiego słońca. Nie miało to jednak znaczenia. Święta bez choinki to nie święta. A święta z przesadną ilością choinek to absolutnie najlepsze święta na świecie.
Tak więc rzeczywiście podjechał na Jarmark. Nie miał daleko, bo akurat sprzedaż drzewek świątecznych odbywała się w jego dzielnicy. Wiedział, że wybieranie sztucznego drzewka nie jest aż tak pasjonujące jak wybieranie prawdziwego. Brakowało mu tego charakterystycznego dla choinek zapachu. Wszystko tutaj było idealne, choinki były poustawiane w kartonach, przy każdej sekcji była ustawiona choinka, która prezentowała się tak, że człowiek nawet nie musiał używać fantazji odnośnie tego czego mógłby się spodziewać. Trochę w tym przypadku Australia traciła na świątecznym klimacie. No, ale to też nie tak, że Parker miał możliwość kiedykolwiek spędzenia świąt w śniegu i z prawdziwą choinką. Może gdyby jego prawdziwy ojciec się do niego przyznawał to wtedy spędzałby święta w zaśnieżonej Szwajcarii. A tak to zamiast śniegu miał upał w Lorne Bay. No zajebiście.
Szukał idealnego drzewka próbując sobie wmówić, że jest to fantastyczny klimat świąteczny, kiedy dostrzegł Cat. Od razu do niej podszedł zapominając o tym po co tutaj przyszedł. - Siema. - Przywitał się i stanął przy drzewku, które akurat oglądała. - Śmiesznie, bo akurat o tobie myślałem. - Przyznał i zerknął na drzewko. - Nic zbreźnego jak coś. - Zaśmiał się. - Wpadacie w święta, nie? - Zapytał i błądził wzrokiem od niej do tej choinki, którą wybierała. - Dla siebie ją bierzesz? Nie za mała? - Była całkiem spora, ale czy była choinką idealną? Na pewno nie, bo jednak pachniała jak sztuczna choinka.
psycholog/grafolog — james cook university
33 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog, próbująca pogodzić się z samobójstwem brata i bawiąca się w dom z Kieranem.
007.
{outfit}
Wiedziała, że w tym roku święta nie będą już tak samo fajne jak wcześniej. Mama robiła dobrą minę do złej gry, ale widać było jak na dłoni, że bardzo brakowało jej Alexa. Zresztą, nie tylko jej. Nie było dnia, gdy Cat nie myślała o swoim zmarłym bracie. Prawie codziennie odwiedzała jego grób żeby opowiedzieć mu o tym co się ostatnio u niej działo i zapalić z nim szluga. Taki był jej mały zwyczaj i jeszcze nikt jej nie wygonił za palenie papierosów na cmentarzu. Zawsze miała z Alexem dobry kontakt, potrafili rozmawiać ze sobą codziennie i cholernie odczuwała jego nieobecność. Czuła się tak jakby ktoś nagle wyrwał jakąś cześć jej osobowości. Była niepełna. Od jego śmierci coś się w niej zmieniło i bała się, że nigdy już nie będzie tą samą Cat co kiedyś. Musiała chyba już do tego po prostu przywyknąć i jakoś nauczyć się żyć z tą dziurą w sercu. Starała sie to wszystko jakoś przetrwać, skupiła się na pracy i nowym związku i jakoś to szło do przodu. Może bez większych ekscytacji, ale nie mogła też jakoś bardzo mocno narzekać. W okresie świątecznym postanowiła też skupić swoją uwagę jeszcze na innych rzeczach. Po raz pierwszy doszła do wniosku, że chce mieć przystrojony swój szeregowy domek. Nakupowała światełek, bombek i innych pierdół i spędziła dość sporo czasu, by to wszystko pozawieszać przed wejściem. Wyglądało całkiem nieźle. W środku zresztą też roiło się od stroików, świeczek i dziadków do orzechów, które były trochę przerażające ale miały w sobie coś co sprawiało, że Cait chciała je mieć na chatę. Może była pojebana, kto ją tam wie. Brakowało tylko jednej rzeczy.
Choinki. Było ich pełno. Można było sobie wybrać jaką się tylko chciało i to było najgorsze, bo blondynka nie miała pojęcia jaką chciała. Robiła zdjęcia i wysyłała Kieranowi, żeby jej pomógł w wyborze, ale że ten był zajęty w pracy i nie odpowiadał to tylko się irytowała. Musiała sama podjąć decyzję i z tym miała problem. Chodziła między alejkami oglądając różne modele, aż tu nagle zobaczyła znajomą twarz i od razu uśmiech pojawił się na jej twarzy. Parker zawsze potrafił sprawić, że poprawiał jej się humor i nawet nie musiał sie jakoś mocno starać. - Hejka - przytuliła go na przywitanie, bo doszłam już dzisiaj do wniosku, że Cat była właśnie tego typu osobą. Nie bała się bliskości. - Może jestem tylko wytworem Twojej wyobraźni? Tak intensywnie myślałeś. - Odpowiedziała unosząc lekko brew, trochę się z nim drocząc. - Tak myślę, że tak. Mama już kupiła wszystkie składniki na swój słynny sernik, ma zamiar upiec dwie blachy, także się przygotuj, bo na bank będzie Cię zmuszała do zjedzenia co najmniej 4 kawałków... "taki duży chłopak, a tak mało je" - końcówkę wypowiedziała próbując jak najlepiej naśladować głos swojej rodzicielki. W tym roku obiecała nie dodawać rodzynek, żeby nikt nie musiał gmerać i wyciągać tego syfu ze środka. - No właśnie nie wiem... myślisz, ze za mała? Pierwszy raz kupuje choinkę, uwaliłam sobie, że w tym roku pobawię się w dekoratora wnętrz i teraz do pełni szczęścia brakuje mi tylko drzewka. Powinnam zaszaleć i wziąć coś większego? - Zapytała, bo skoro już na siebie wpadli to mógł jej rady udzielić! - A Ty? Niech zgadnę, Twoja mama wysłała Cię na zakupy, bo ostatnio Bowellowie mieli ładniejszą choinkę? - Bóg jeden wiedział, że Cat nie rozumiała tego sąsiedzkiego wyścigu o dekorowanie domów. Nie była w stanie pojąć tej rywalizacji.

parker guillebeaux
ambitny krab
catlady#7921
joshua x luna x james x zoey x bruno x ella x eric x cece x judith, x benedict x owen
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
No to Parker miał zdecydowanie troszkę lepiej. Oczywiście śmierć Alexa dobiła go równie mocno. Alex był jego najlepszym przyjacielem. No i Parker nigdy nie wybaczył sobie tego, że nie zauważył żadnych oznak depresji, albo czegoś co ostatecznie doprowadziło do samobójstwa przyjaciela. Zakładał, że u całej trójki jest chujowo, bo po prostu oboje dźwigali popierdolony sekret. Nie pomyślał o tym, że jego przyjaciel może się czuć tym zbyt przytłoczony. Myślał, że wszyscy jadą na jednym wózku i że jak coś będzie się działo to pozostała dwójka nigdy się nie dowie. Niestety tak się nie stało. Parkerowi ostatecznie łatwiej było ruszyć do przodu ze wszystkim. Nie miał codziennego przypomnienia w postaci rodziny o tym, że Alex nie żyje. Skupiał się na pracy, na swoim ślubie z nieodpowiednią kobietą, później na rozwodzie i romansie. Robił wszystko, żeby być zajętym człowiekiem i żeby nie myśleć o tym wydarzeniu sprzed kilku lat.
Oczywiście przytulenie odwzajemnił i nawet szybciutko ucałował ją w czubek głowy, bo zgooglowałam jego wzrost i się okazało, że miałam błędny wpisany w profil. Hehs. Cat była obecnie jedyną osobą na tej planecie, która znała jego najmroczniejszy sekret. Poza tym była też jedynym (poza wspomnieniami oczywiście) co miał po Alexie. Nie też żeby próbował z niej zrobić zastępstwo dla Alexa, bo jednak przyjaźnili się właściwie od zawsze.
- Naprawdę myślisz, że mam aż tak dobrą wyobraźnię? Że jestem w stanie sobie wytworzyć tak piękne kobiety? Nie sądzę. – Ten Parker to lubił sypać komplementami. Niestety wiedział, że na planecie najśliczniejsza jest Judith, więc nie mógł tego samego powiedzieć Cat. Na szczęście Cat się nie dowie. Chociaż pewnie już wie skoro się z Judytą przyjaźni. W sensie nie wie co myśli Parker, ale wie jak wygląda Judith. Dobra nieważne, moja obsesja wygrywa. – Akurat jedna blacha tego sernika to jest po prostu dla mnie. Rozmawiałem z twoją mamą. Trzymamy sztame. – Aż się poklepał po brzuchu, bo już nie mógł się doczekać jak opierdoli miednicę australijskiego odpowiednika sałatki jarzynowej, a na deserek pół blachy sernika. Tak, taki duży chłopak musiał dużo jeść. Musiał mieć siłę, żeby przytulać krokodyle.
- Oczywiście, że tak. Choinka to symbol świąt. Musi być dojebana jak masz gdzie ją stawiać. – Małe choinki były dla emerytów i ludzi, którzy mają koty. – Chodź. Tam są wielkie bydlaki. I nie mówię tu o sobie, hehe. – Zażartował i poprowadził ją w stronę tych obrzydliwych bydlaków. – O taką powinnaś wziąć. Jest cudowna. – Poklepał jakiś karton i tak sobie umyślił, że w sumie mamie też by taką kupił. Była idealna. A przynajmniej taka się wydawała. Idealna to będzie jak już ją pokryją bombkami i lampeczkami. – Naprawdę Bowellowie mieli lepszą choinkę? – Spojrzał na nią urażony. – No to nie. Będę potrzebował czegoś większego. – Jebani Bowellowie. – Ale tak. Mama mnie tu wysłała. – No nie będzie kłamał. Był synem mamusi, hehe.
psycholog/grafolog — james cook university
33 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog, próbująca pogodzić się z samobójstwem brata i bawiąca się w dom z Kieranem.
- Już zapomniałam jaki z Ciebie cwaniaczek - powiedziała i pokręciła głową, bo na nią takie komplementy nie działały. Jakby powiedział, że nie jest sobie w stanie wyobrazić tak wysokich kobiet, to jak już dobrze wiemy, w to by mu uwierzyła. - Nie znam chyba drugiego takiego czarusia, który potrafi rzucać takimi tekstami jak z rękawa. Myślisz, że możesz mnie tego nauczyć? - Chciałaby mieć aż tak gadane, może byłoby jej łatwiej jakoś udobruchać tych starych pierników z uczelni. Teraz już nawet nie mogła im cycków pokazać, bo Elizabeth jest bardziej płaska niż Jodie. Straciła kilka centymetrów w biuście, zyskała w długości, czyli jednak nic w przyrodzie nie ginie. Może oprócz mojego szacunku do samej siebie gdy myślę o tym jak moje postacie są łatwe. - Przekabaciła Cię już na swoją stronę? Będziesz jadł też rodzynki jak Ci wszyscy niereformowalni ludzie? - Caitriona nie wiedziała co było gorsze hol*****t czy rodzynki w serniku. Ona akurat urodę miała idealną pod niektóre ideologie więc tego pierwszego nie musiałaby sie obawiać. Obrzydliwe.
- No chyba mam. Mój salon jest dość spory więc pewnie, by się zmieściła, ale czy ja to gówno włożę do samochodu - to już mogło być bardziej problematyczne. - Czym przyjechałeś? Dasz radę mi to zapakować? - Zapytała wprost, bo była za stara na to żeby sie czaić. Poza tym znała go na tyle długo, że nie sądziła, by musiała robić słodkie oczka zamiast go po prostu poprosić o przysługę. Nie mieli czterech lat. - Głupek - stwierdziła śmiejąc się z tego jego żarciku o bydlakach, to mu się udało. Poszła sobie za nim do miejsca, gdzie były te wielkie plastikowe drzewka. - Wygląda zacnie, prawie jakbyś mi ją wytargał prosto z lasu - bo oczywiście jakby miała sobie pomyśleć o kimś kto byłby takim drwalem, który taszczy choinki to byłby nim Parker. To, by pasowało. Tak samo jakby założył dżinsy, obcisłą koszulkę i szelki... i do tego czapkę Mikołaja i rozdawał prezenty w okolicy. Też, by to do niego pasowało. Ona co najwyżej mogłaby być wtedy elfem. - No trochę tak, tamta była dojebana. Mieli nawet laski cynamonu zawieszone na niej - a wiadomo, że nie było nic lepszego niż laski cynamonu na choince. Szczególnie sztucznej, bo wtedy pachniała cynamonem połączonym z plastikiem. - O zobacz, a tamta? - Zapytała wskazując na wielgachną choinkę, która była zrobiona z kilku części i wyglądała jak nieco mniejsza wersja choinki na wrocławskim rynku. - Takiej Bowellowie na bank nie mają... - a przynajmniej nie mieli w zeszłym roku.

parker guillebeaux
ambitny krab
catlady#7921
joshua x luna x james x zoey x bruno x ella x eric x cece x judith, x benedict x owen
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Wykonał dramatyczny ruch, który polegał na chwyceniu się za serce.
- Jak mogłaś zapomnieć o czymś takim? – No jak mogła mu to zrobić? On przecież cały był taki, gdzie opierał swoją osobowość na byciu cwaniczkiem. Ale takim uroczym, a nie irytującym. A przynajmniej miał nadzieję, że nie irytował ludzi. Chociaż nie. Jakby ludzi irytował to nie chcieliby z nim przebywać, a jednak był dosyć popularny. Bardziej wśród kobiet, ale był. – Przykro mi, słońce. Z tym trzeba się urodzić. – Puścił jej oczko. Pewnie mogłaby iść na jakieś seminaria dla idiotów, które prowadzi największy idiota i wyszłaby stamtąd z poczuciem, że straciła nie tylko pieniądze, ale też i czas.
- Oczywiście. Rodzynki są zdrowe. Poza tym nie można marnować jedzenia. – Oczywiście był w teamie, który wspierał jednak ciasta bez rodzynek. Niestety nie lubił marnować jedzenia, więc wpierdalałby taki sernik ze łzami w oczach.
- Tak. Dam radę. Miałem to nawet zaproponować. – Gorzej jakby przyjechał na koniu. Wtedy to nie dałby rady wziąć nawet choinki dla swojej mamy. Na szczęście pomyślał zawczasu i zdecydował, że na te zakupy przyjedzie autem. A też mógł debil przyjść na pieszo, bo jednak to nadal była jego dzielnica.
Podejrzewam, że gdyby to nie była Australia to Parker byłby takim drwalem. Niestety to była Australia i jedyne na co go było stać to bycie australijskim kowbojem. W tych ciężkich czasach nie było nawet momentów, gdzie mógłby rąbać drewno na opał. Raczej nie był fanem organizowania ognisk, więc nawet nie mógł sobie poudawać. W tym kraju było za gorąco, żeby się pocić przy ogniu. Biedacy. Nie znają smaku kiełbasy z ogniska. – No jest taka pełniejsza. – Poklepał karton. On tam nie lubił jak choinki były przyozdobione figurkami upośledzonych dzieci. Wolał takie skromniejsze w ozdoby, ale gęściejsze w gałązki.
- No to to musiała być naprawdę paskudna choinka. – Musze się trzymać tradycji, gdzie moje postacie trzymają sztamę ze mną i po prostu nienawidzą cynamonu. Kto by chciał czuć wszędzie ten smród. Obrzydlistwo. – Ta wygląda naprawdę cudownie. – Spojrzał na choinkę, którą wskazała i od razu się tam przepchał. Pewnie nawet tracił jakąś kobietę łokciem. Przez przypadek, ale trącił. – Koniecznie musimy ją mieć. – Wskazał na nią mimo, że to Cat tą choinkę zauważyła.
psycholog/grafolog — james cook university
33 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog, próbująca pogodzić się z samobójstwem brata i bawiąca się w dom z Kieranem.
- Widzisz wszystko dlatego, że tak mało się widujemy Parker, tylko od święta. Człowiek zapomina, ja już nie jestem taka młoda – od święta i od pogrzebu, ale o tym wolała nie wspominać. Nie chciała wracać myślami do śmierci brata, bo wiedziała, że i tak całe święta będą z tym związane. Próbowała więc to opóźnić jak tylko się dało, prawie jak okres na wakacje. – Szkoda – pokręciła głową, ale uśmiechnęła się. No niestety nie można było mieć wszystkiego. Ona się urodziła z urodą i kawałkiem inteligencji, już na więcej zabrakło jej miejsca.
- Oczywiście, że nie wolno. Dlatego lepiej ich nie dodawać do sernika wtedy się nie zmarnuje nic. – Cat była wielką przeciwniczką takich dziwności i próbowała co roku namówić mamusie żeby odpuściła sobie te pomarszczone winogrono, ale ona była tak uparta jak i jej córka. Miało być tradycyjnie, a tradycyjnie oznaczało z rodzynkami. Absolutnie obrzydliwe.
- Super – ucieszyła się – jesteś dzisiaj moim kowbojem w czerwonym Wranglerze – powiedziała puszczając do niego oczko. Nie chciała go tu obrażać stwierdzeniem, że jest rycerzem, bo tacy to byli raczej obrzydliwymi ludźmi. Edwardem w srebrnym volvo też nie, bo musiałby sobie klatę obsypać brokatem. Cat zawsze zazdrościła Europejczykom tego że mogą mieć prawdziwe choinki na chacie. Ona, by chciała żeby jej w domu pachniało lasem i żeby to osiągnąć pewnie będzie musiała kupić w sklepie kilka tych zawieszek do łazienki o zapachu lasu i je sobie pozawieszać gdzieś na choince tak żeby ich nie było widać. – Tak, masz racje, jest lepsza – pokiwała głową. Ozdób na choinkę też zresztą nie miała, ale pewnie znajdzie cos ciekawego, jakiegoś Jezuska z brwiami od szklanki, albo bez nóżek, żeby tradycji stało się zadość. Kto wie, może będzie też bałwanek bez oka.
- Nie, była bardzo ładna. – Wywróciła oczami, bo jednak ona nie miała problemu z cynamonem! Dla niej była naprawdę piękna, chociaż na głos tego za bardzo nie mówiła, żeby nie zrobić przykrości mamie Parkera. – Jezu… przepraszamy – powiedziała przeciskając się za nim, bo Parker był trochę jak taki czołg, co się przebijał przez ludzi, a Cat starała się załagodzić sytuację. – Twojej mamie się spodoba, bierz ją i chodźmy już – widziała jak ludzie na nich patrzą z obrzydzeniem za to jak się rzucili na tą choinkę. Jeszcze chwila i zaczną w nich czymś rzucać, albo wkroczy shame lady i będzie za nimi chodzić z dzwonkiem. – Dasz radę ją unieść czy Ci pomóc? – To było durne pytanie, bo jednak typ prawie dwa metry, łapał krokodyle wiec pewnie sobie, by jakoś poradził, ale Cat nie lubiła tak stać bezczynnie wiec mogła pomóc!

parker guillebeaux
ambitny krab
catlady#7921
joshua x luna x james x zoey x bruno x ella x eric x cece x judith, x benedict x owen
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Prychnął, a nawet i machnął dłonią.
- Co ty w ogóle gadasz. Widujemy się często! – Odpowiedział z rozbawieniem chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Cat nie kłamała. Widywali się rzadko. Zakładał, że tak po cichu oboje się na to zgodzili. Nikt nie chciał, żeby dobre relacje kończyły się w ten sposób, ale czasami… czasami ludzie po prostu przestawali ze sobą rozmawiać i trzeba było pozwolić odejść. Dla Parkera patrzenie na Cat, te kilka lat temu było niesamowicie bolesne. Ciągle przywoływał to wspomnienie, o którym chciał zapomnieć, a jeszcze później miał wieczną przypominajkę, że był chujowym przyjacielem. Gdyby był lepszym przyjacielem to jej brat teraz by żył. A tak to oboje go stracili i zostali sami, ale jednocześnie on nie mógł na nią patrzeć nie myśląc o tym jak zawiódł. Czasami myślał, że może ona z tego samego powodu nie może patrzeć na niego.
- Ejj… – Teraz to ona mu trochę zmieniła światopogląd. Nie pomyślał nigdy o tym, że jak nie doda się rodzynek do sernika, to też się ich nie marnuje. – Nigdy o tym nie pomyślałem, ale to ma sens. – A wiadomo, że ten sernik to jednak lepszy jest bez rodzynek.
- No nie wiem czy to dobra rzecz. – W końcu kowboje nie byli wcale takimi dobrymi ludźmi. A zwłaszcza wizja kowboja stworzona przez Hollywood. Ci poganiacze bydła to pewnie pracownicy jak każdy inny pracownik. Taka korporacja tylko, że w sumie ganiasz bydło przez pół kraju, żeby dotarło bezpiecznie do domu. – To ty chcesz tą czy szukamy tobie też czegoś większego? – Wiedział, że raczej jakiegoś giganta do domu nie zmieści, ale kto wie, może Cat miała nadzieję na jakąś fantazję. Albo po prostu będzie miała taką choinkę, która będzie nieco wygięta, żeby jednak się zmieściła. W sumie to nawet nie wiedział jak obecnie Cat mieszka.
- Na bank była paskudna. – Powtórzył się, bo akurat on nadal gardził cynamonem i będzie stał przy tym zdaniu. Gdyby miał poświęcić swoje życia na to, żeby przekonywać ludzi, że cynamon jest tragiczny to zrobiłby to od razu. Byłoby mu przykro, że nie mógłby się zajmować krokodylami, ale czasami były ważniejsze rzeczy.
Parker nawet nie pomyślał o tym, żeby przepraszać ludzi. Musiał użyć siły, żeby się przebić. Ludzie i tak nie reagowaliby na jego słowa. Ludzie byli beznadziejni. Ledwo co i tak do niego docierało to, że Cat była na tyle uprzejma, że zasypywała ich przeprosinami w jego imieniu. On pewnie mógłby doprowadzić przez przypadek do czyjegoś kalectwa, a i tak niespecjalnie by się tym przejął.
- Dobra. Biorę ją. – Zadecydował i wyjął jakieś pogniecione banknoty, odliczył odpowiednią kwotę i wręczył sprzedawcy.
Wybuchnął śmiechem słysząc pytanie Cat. – Proszę cię… – Odparł i bez problemu podniósł choinkę. No dobra, to nie tak, że nie miał przy tym żadnego problemu. Jasne, że była ciężka, ale jak już sobie wszystko odpowiednio ustabilizował to był w stanie ruszyć do samochodu i nawet bezpiecznie do niego dotrzeć. Wszystko dzięki temu, że rzeczywiście dźwigał w pracy krokodyle. Zapakował do auta choinkę i zwrócił się do Fairley. – To teraz wracamy po twoją. - Oznajmił, bo nikt nie opuści tego targu bez choinki! Nie dopóki Parker tutaj jest!
psycholog/grafolog — james cook university
33 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog, próbująca pogodzić się z samobójstwem brata i bawiąca się w dom z Kieranem.
- Prosze Cię... - Ona miała nieco inne podejście. Po tym wszystkim co się wydarzyło potrzebowała wsparcia, bo okej umówili się, że nikt nigdy się nie dowie o tym co się wydarzyło, ale było jej z tym cięzko. Dobrze było mieć obok siebie kogoś kto posiadał takie same doświadczenia, przynajmniej czuła, że nie jest z tym sama. No, ale dorośli. Wyjechała na studia, każde z nich miało swoje życia i swoje problemy. Jednak ona wciąż miała brata, który przeżył to samo i chociaż na co dzień nie myślała o tym co się wydarzyło, to w okolicach rocznicy tego zdarzenia, zawsze spotykała się z bratem. Wszystko powracało przy tej specjalnej dacie, wyrzuty sumienia, stres, który wtedy jej towarzyszył, ale pewnie nie tylko jej. Tylko, że teraz nie miała już brata. Czuła się samotna, nie tylko w związku z tym co zrobili, ale też ze śmiercią Alexa. Nie pokazywała tego, bo musiała skupić się na mamie, którą to wszystko mocno przybiło. Przeniosła się do miasta specjalnie dla niej, a później pojawił się Kieran. Niby nie była już sama, bo miała swojego ukochanego obok, ale nie była z nim nigdy w stu procentach szczera i wie, że nigdy nie będzie. Między nimi cały czas będzie wisieć ta tajemnica, co też sprawiało jej ból i wprowadzało niepokój gdy sobie tylko o tym pomyślała. Czy jej chłopak, który sam był stróżem prawa, mógłby pokochać kogoś kto pozbawił życia innego człowieka? Nie chciała się o tym przekonywać. Dlatego czekało ją życie w kłamstwie, albo przynajmniej w niedomówieniu.
- Nie ma za co, polecam się na przyszłość w takich tematach – miała łeb na karku! Porządna baba. – W nastepnym roku ja upiekę – to był oczywisty żart, bo matka w życiu, by jej nie oddała tego zaszczytu pieczenia rodzinnego sernika. Na bank zrobiłaby to po swojemu, czyli źle, bo wiadomo, że dobrze to robi tylko mama.
- Dlaczego nie? – Zapytała, bo przeciez nie każdy cowboy był złym człowiekiem. Niektórzy byli jak my i strzelali każdemu napotkanemu brzydalowi prosto w głowę (bo wiadomo, ładnych się nie zabija), ale pewnie byli też normalni, który robili po prostu swoje misje fabularne. – Ta mi wystarczy i tak zajmie mi pewnie pół salonu – ale nie miała z tym problemu! Chciała mieć ładną, sporoą choinkę żeby poczuć magię świąt, które w tym roku nie będą aż takie wesołe.
Dobra może fizycznie nie była w stanie mu pomóc, ale przynajmniej dobrym słowem mogła go wesprzeć i otwarciem bramki przy wyjściu z terenu sprzedaży choinek. – Tak jest, teraz moja... ale myślę, że powinismy też za nie zapłacić – dodała, bo jednak tak sobie podpierdolili tą choinkę. Widać zbrodnie mieli we krwi! – Jak w pracy? Widze, że masz wszystkie palce, więc chyba nie miałeś buntu krokodyli – oglądałaby taki film. Coś jak Zombiebobry tylko w wersji z krokodylami. Poszli po tą choinkę dla niej i wtedy okazało się, że jakiś palant już ją sobie wziął i radośnie szedł do kasy. – Nieeee... – mruknęła patrząc jak jej idealna choinka spierdala jej sprzed nosa. – Czaisz mieć takiego pecha? – Pokręciła głową nieco wkurwiona, bo jednak nie na to się nastawiła!

parker guillebeaux
ambitny krab
catlady#7921
joshua x luna x james x zoey x bruno x ella x eric x cece x judith, x benedict x owen
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Nawet niczego więcej już nie powiedział. Posłał jej tylko smutny, przepraszający uśmiech i udawał, że zainteresował się choinką, przy której akurat stał. Tak naprawdę to był nią zainteresowany, ale ze złych pobudek. Dotykał gałązki choinki i zaczął dosłownie liczyć ile igieł ma jedna gałązka. Próbował się skupiać na wszystkim tylko nie na tym, że byli bardzo blisko tematu samobójstwa jej brata, oraz tej posranej nocy, która do dzisiaj była dla Parkera koszmarem. Nie chciał do tego wracać. Nie chciał do tego wracać, bo obawiał się, że dojdzie do tego, że będzie miał jakiś atak paniki, a absolutnie nie chciał tego mieć. Nie przy niej i nie przy innych, obcych ludziach. Jak czuł, że może dojść do jakiegoś ataku paniki to wiedział co robić. Nauczył się. Musiał się nauczyć, bo nie mógł przecież nikomu się z tego zwierzyć. Nie mógł z nikim porozmawiać o tej nocy. Nie mógł, bo wtedy pewnie poszedłby siedzieć. A nie chciał siedzieć. Nie chciał, żeby jego rodzice patrzyli na niego zawiedzionym wzrokiem. Poza tym martwiłby się o to, że jego prawdziwy ojciec z jakiegoś powodu dojedzie jego mamę za to, że zrobiła z jego syna (do którego nigdy się nie przyznał) mordercę.
- Wiesz co powinniśmy zrobić? Konkurs na sernik. Każdy piecze sernik i stawiamy je anonimowo i każdy dostaje kawałek i mamy karteczki z kategoriami i oceniamy sernik. Później są podliczane głosy i zostaje wyłoniony zwycięzca. – Parker to pewnie sernik by kupił. Zaproponowałby to tylko po to, żeby inni się narobili serniczków dla niego i dzięki temu on by mógł je sobie opierdalać. A później poszedłby do pracy podnosić krokodyle, żeby te serniczki spalić.
- Przecież zapłaciłem. – Skrzywił się, bo o co ona go tutaj oskarżała. Moje postacie są nieskazitelne i może są czasami chujowe, chamskie i nieświadomie łamią serca, ale przynajmniej są uczciwe i płacą rachunki okej! Poza Morgan, ale ona nie miała długo hajsu.
- Krokodyle mnie kochają. – Nie zaatakowałyby typa, który je karmi. Chociaż kto wie, to dzikie zwierzęta, drapieżniki. Nie można im ufać. Poza tym nie miałyby problemu z zaatakowaniem typa, który je karmi, bo ten typ szybko stałby się po prostu pożywieniem. Hehe. No ale dobra. Wrócili jeszcze po te choinki dla niej i jakąs tam jeszcze. Nie wiem, bo już się pogubiłam w tych konkursach choinek. Ale kupili i Parker rzeczywiście ja nawet zawiózł do domu i był taki super, że nawet pomógł jej choinkę rozstawić. Z ozdabianiem już nie pomagał, bo uznał, że to zajęcie dla niej i jej chłopaka.

/ zt x2
ODPOWIEDZ