głównie współwłaściciel baru — i wykładowca
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I was lookin' back to see if you were lookin' back at me
To see me lookin' back at you
Obydwaj mężczyźni tkwili w widocznym napięciu. Drewniana kratka uniemożliwiała im pełny wgląd w mimikę drugiego niemniej dopatrywali się w sobie każdej możliwej emocji. W powietrzu czuć było wyczekiwanie, kiedy niecierpliwie wstrzymywali oddechy. Wreszcie wydawało się jakby szatyn zamierzał obrócić się przez ramię, zostawić milczącego kompana kolejnej potrzebującej duszy. W ostatniej jednak chwili Albert Stern gwałtownie zwrócił się ku posiwiałemu staruszkowi. Spomiędzy nieco posiniałych, cienkich warg seniora wydobył się zwój krótkich, prędko wypowiadanych słów wyrażających zmęczenie.

- Stało się coś, o czym powinienem wspomnieć... - klęczenie poczęło dawać się we znaki; toteż Stern przykucnął na prawej nodze. Lewa okazała się odrętwiała. Nieprzyjemne mrowienie scałowywało mu skórę aż pod kolano. Z podmarszczonymi brwiami analizował klika ostatnich dni. Starzec nie sprawiał wrażenia zaskoczonego niecodziennym obrotem spowiedzi. - Zataiłeś coś? - Nie, nie. Nigdy w życiu! Tylko... - Jeśli niczego nie zataiłeś to nie możesz tak tu siedzieć; jakbyś przyszedł na kawę. Ludzie czekają. - dwie pary podobnych, błękitnych oczy zwróciły się do tyłu. Na widok absolutnej pustki za plecami socjologa ksiądz w rezygnacji wywrócił ślepiami i w zrezygnowaniu kiwnął ręką.

Na ten znak przez kręgosłup profesora przeszedł dreszcz. Alby zacisnął wargi z wahaniem lustrując swojego mentora i przyjaciela. Wujek Tim zawsze był dla niego niezwykłym wsparciem. Bez względu na rodzinne niesnaski wynikające z obranej przez niego drogi Wielebny Timothy udzielał niezastąpionych porad. Niekiedy dotyczyły spraw trywialnych, niekiedy zdecydowanie istotniejszych; aczkolwiek zawsze jakimś sposobem trafiały w punkt. Kto wie, może gdyby Stern zdecydował się lepiej słuchać wuja za parę chwil wesołym krokiem wracałby do domu wypełnionego zapachem pysznego jedzenia i dziecięcego śmiechu? - Dostałem propozycję pracy. W Cambridge. - wyłącznie pojedyncza, podłużna zmarszczka na czole duchownego zdradzała jakiekolwiek uczucia. - Nie przyjąłeś jej. - Albert pokręcił głową. - Przez Nią? - po krótkiej pauzie powtórnie pokręcił łepetyną. - Chyba nie. Znaczy, teraz jak o tym mówisz może i przez nią? A może nie... Nie mogę zostawić Oak Tree - ksiądz przymknął lekko powieki. Doświadczył dziwnej ulgi, że myśli Alberta zaprząta praca - nie żona; która zażyczyła sobie separacji.

Obawiał się o bratanka. Od małego Bertie szedł pod prąd, wiecznie chodził z głową w chmurach. Wszystko robił na opak. Zamiast wchodzić z kolegami na drzewa próbował obliczyć jak prędko musiałby biec, aby wezwać pomoc w przypadku upadku jednego z nich. Zamiast oklejać pokój plakatami zespołów - ściany wypełniać podobiznami wielkich fizyków i matematyków. Wróżono mu karierę w naukach ścisłych.

A później jego ojciec trafił za kratki a zdesperowany Albert porzucił wszelkie zainteresowania; aby zgłębiać naturę ludzkich zachowań i starać się udowodnić; że tata nie jest jeszcze stracony. Wieczne konflikty z matką, która postawiła na eks-partnerze krzyżyk wyłącznie zaogniały w nim poczucie posiadania w życiu misji. Następnie pojawiła się ona - niepasujący puzelek w naukowej, społecznie skoncentrowanej rzeczywistości jaką wymyślił sobie Stern. - Uważasz, że to dobra decyzja? - Nie wiem. Dlatego o tym mówię... Czy nie mógłbyś zapytać Tego Na Górze czy nie popełniam kolejnego błędu? - błękitne spojrzenie wielebnego złagodniało. - To tak nie działa. - Próbowałeś? - Niejednokrotnie.
Zapadła dłuższa cisza. Ktoś z drugiej nawy kościelnej kaszlnął niczym gruźlik a para wielkich drewnianych drzwi rozwarła się wpuszczając do środka oddech letniego żaru. - Mogę powiedzieć coś w swoim imieniu? - postrzegając milczenie jako odpowiedź twierdzącą Timothy kontynuował: - Zmiana otoczenia dobrze by Ci zrobiła.

To jedno proste zdanie zdołało uderzyć prosto w cel. Na kilka sekund ciało socjologa uległo czemuś na kształt paraliżu a w głowie zakręciło mu się nieprzyjemnie. Oto i porada, której pragnął. A więc znowu nawalił. Powinien wylecieć. Powinien się, cholera, rozwieść. Powinien, powinien, musi, musi... - Dziękuję. - unosząc wzrok, posyłając wujkowi delikatny uśmiech dobrze wiedział... Obydwaj wiedzieli - Albert Stern popełni kolejny błąd.
Albert Stern
10.03.1984
Brisbane, Australia
wykładowca uniwersytecki//opiekun i inwestor w domu starców // właściciel
jamies cook university//oak tree retirement village // the bob - the old money bar
opal moonlane
w separacji//hetero
Środek transportu
Ma auto.

Związek ze społecznością Aborygenów
Żaden.

Najczęściej spotkasz mnie w:
...pracy.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
-

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Nie, dziękuję.
dr Albert Stern
Luke Evans
ambitny krab
sanaj
-
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany