uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Isaac nigdy nie zawsze był uważany za osobę inteligentną. Nie był geniuszem, nie rozwiązywał zagadek matematycznych, nie rozpracowywał skomplikowanych teoretycznych problemów, nie czytał mądrych książek, ba nawet nie potrafił dobrać skarpetek do pary! Ale nigdy go to jakoś szczególnie nie martwiło; miał inne atuty: był kreatywny, pełen energii, a jego poczucie humoru i serce wielkości Montany sprawiały, że wszyscy go kochali; był po prostu Isaakiem.
Jednak teraz, w obliczu nagłego zerwania z Jean, czuł się zwyczajnie głupi. Nie rozumiał, co tu się wydarzyło. Dlaczego go zostawiła? To pytanie nie dawało mu spokoju. Przecież musiała to być jego wina, prawda? Musiał zrobić coś źle. Ale co dokładnie? Nie potrafił sobie przypomnieć żadnego konkretnego momentu, który mógłby być przyczyną tego dramatycznego zwrotu wydarzeń. Ich ostatnie chwile nad rzeką były takie, jak zawsze - pełne uśmiechów, gestów miłości, spędzania czasu razem. Nic nie zapowiadało tej burzy.
Isaac czuł się jak dziecko, które zgubiło się w wielkim centrum handlowym. Był zagubiony, nie wiedział, co robić, i chciałby wrócić do momentu, w którym wszystko było jeszcze w porządku. Ale to było niemożliwe…
Kolejne kilkanaście minut to były chwile nieopisanej rozpaczy i bólu. Isaac leżał tam, nad tą nieszczęsną rzeką, niemal nieruchomo, owinięty kocem, który Jean zostawiła. Czuł się tak źle, jak nigdy wcześniej w swoim życiu. To nie był fizyczny ból, który znał dobrze po ciosach od ojca. To był ból emocjonalny, który rozrywał go od środka.
Jego niedoświadczone, młodzieńcze, serce, które jeszcze niedawno biło radośnie, teraz tętniło bólem i smutkiem. Słowa "to koniec" wypowiedziane przez Jean przeszyły go na wskroś. Nie rozumiał, jak to mogło się stać. Jeszcze przed chwilą mieli wspólne plany, marzenia, a teraz wszystko to zniknęło w jednej chwili.
Przeciągał wzrokiem po zachmurzonym niebie, ale nie widział niczego. Czuł, że traci coś, co było dla niego cholernie ważne. Nigdy wcześniej nie odczuwał takiej pustki i niezrozumienia. Wizje przyszłości, które malowali razem z Jean, rozsypały się jak piasek w dłoniach. Był teraz sam, osamotniony w swoim cierpieniu, i nie wiedział, co ma z tym zrobić.
Zaczął mrugać, jakby wybudzając się z głębokiego snu, i powoli unosił się na łokciach, dopiero gdy niebo zaczęło płakać za niego. Krople deszczu zaczęły spadać coraz gęściej, a Isaac wiedział, że nie może już dłużej pozostawać na tym miejscu. Z ogromnym wysiłkiem wstał, jego mięśnie bolały zarówno od emocjonalnego jak i fizycznego wysiłku. Ściskał w dłoniach mokry i pognieciony koc, walcząc z łzami, które próbowały zawładnąć jego oczami.
Zaczął oddalać się od parku, a każdy jego krok był cięższy od poprzedniego, czuł, jak deszcz przesiąka jego ubrania, przyklejając mu włosy do czoła. Nie dbał o to, że jest cały mokry; to była odpowiednia metafora dla burzy, która właśnie przeszła przez jego serce. Kiedy doszedł do domu przyjaciela, był już przemoczony od stóp do głowy, zapukał w plastikopodbne drzwi. W dłoniach nadal trzymał kocyk i wyglądał jak szczeniaczek wyrzucony nocą z auta na środku drogi.
- Masz żelki? – spytał łamiącym się głosem, gdy Russo stanął w drzwiach.

Casper Russo
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Deszcz popsuł mu plany. Miał zamiar pójść na boisko i pograć w kosza z chłopakami z osiedla, ale zamiast tego musiał zostać w przyczepie. Może to i lepiej, bo wiedział, że nie będzie Isaaka, skoro miał randkę, a bez niego to już nie to samo. Na szczęście ciotka poszła do swoich przyjaciółek, pogadać o głupotach, więc nie będzie musiał słuchać jej jak gada z nimi o głupotach przez telefon.

Leżał na swoim łóżku w kącie i wsłuchiwał się w odgłos kropel uderzających o dach, podrzucając piłkę baseballową. Myślał o tym co zjeść na kolację, czy już skorzystać z toalety czy poczekać aż pęcherz zacznie go boleć, czy posprzątać swoje porozrzucane ciuchy, jak prosiła go ciotka przed wyjściem, czy może uciąć sobie drzemkę albo porobić jakieś dziwne selfie, które mógłby wrzucić na instagrama 一 wszystko, byle nie myśleć o tym, co robili aktualnie Isaac i Jane. Długo przybijały go myśli o Isaaku w ramionach innej osoby i bardzo często zastanawiał się co z nim jest nie tak. Czuł się gorszy i to od najmłodszych lat. Najbliżsi opuszczali go jeden po drugim, znajdując coś, lub kogoś, lepszego. Czasami nachodziły go myśli, że to tylko kwestia czasu, aż i ciotka go opuści.

W pewnym momencie uznał, że czas jakoś wykorzystać nieobecność ciotki, bo w zasadzie rzadko był w przyczepie całkiem sam i to w taką pogodę, która zagłuszałaby głośne odgłosy. Sięgnął po telefon i odblokował go, wstukując cztery ósemki [bo ósemka to symbol nieskończoności, jak jego nieskończona miłość do Isaaka] po czym odpalił spotify i odszukał playlistę, którą nazwał płaczę, więc jestem [ów playlista była ukryta, żeby nikt z jego znajomych jej nie widział].

Minutę później ściskał piłkę w dłoni i patrzył w sufit śpiewając kolejne wersety ballady o nieszczęśliwej miłości i innych cierpieniach w życiu. Wył jak zranione zwierzę, dotrzymując tempa kolejnym wokalistom aż nie rozbolało go gardło. Wczuwał się z całych sił i nie było co do tego wątpliwości, nawet jeżeli momentami trochę fałszował. Nabrał tchu w przerwie przed refrenem i w tym momencie usłyszał pukanie do drzwi. Zamknął buzię i zmarszczył brwi, przekręcając głowę w stronę źródła dźwięku. Ciotka by nie pukała, a nie spodziewał się gości, więc zaciekawiło go kto się do niego dobijał. Miał tylko nadzieję, że to nie seryjny morderca, szukający kolejnej ofiary lub, co gorsza, sąsiad który słyszał jego darcie japy i przyszedł na niego nawrzeszczeć. Ewentualnie policja, zawiadomiona że coś podejrzanego się tu dzieje i chyba kogoś mordują, chociaż tak szybko by nie przyjechali.

Przeturlał się na brzeg łóżka, ale źle obliczył odległość i huknął o podłogę bokiem, wypuszczając telefon z dłoni.

Oh. O boziu 一 mruknął, podnosząc się niezgrabnie i rozmasowując obolały łokieć. Ruszył, pomimo swoich obaw, w stronę drzwi i po wzięciu trzech oddechów na odwagę, otworzył je. Przez chwilę procesował w myślach co się właśnie dzieje i kto przed nim stoi. Nie spodziewał się tutaj teraz Isaaka, nawet o nim nie pomyślał, co było rzadkością, bo myślał o nim bardzo często.

Żelki? 一 zapytał i potrzebował chwili, aby zrozumieć o co właściwie się rozchodziło. 一 Jasne 一 dodał po chwili, ale zamiast podać mu kolorową torebeczkę ze słodyczami lub w ogóle wpuścić go do środka, to stał tak i dalej mu się przyglądał. Czemu tu był? Coś się musiało stać. Co się mogło stać? Coś złego. Złego? Na pewno coś potwornego. Ewentualnie miał po prostu ochotę na swoje ulubione żelki, a wiedział że Casper zawsze miał ich zapas.

Smutek na twarzy przyjaciela i zaczerwienione oczy zaniepokoiły go jednak do głębi i w końcu ruszył się, złapał Isaaka za przedramiona i wciągnął go do środka, po czym pochylił się, jakby chciał go do siebie przytulić, ale w zasadzie przede wszystkim, to chciał zamknąć drzwi, żeby nie napadało do wnętrza przyczepy. Zatrzasnął je w końcu, niechcący wycierając swoją koszulką krople wody, pokrywające ramiona Isaaka. Za blisko, zdecydowanie za blisko. Mógł poczuć jego zapach, nawet jak przebijała się przez niego woń mokrego psa.

Musisz się wysuszyć, żeby nie zachorować 一 powiedział w końcu, czując jak szybko wali mu serce. Opuścił wzrok i obrócił się, żeby sięgnąć po ręcznik, wiszący przy kabinie, w której znajdowała się malutka łazienka z toaletą i prysznicem.


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Isaac wyglądał, jakby przeszedł przez siedem nieszczęść i doliczał się kolejnych. Jego postać była opadnięta, plecy zgarbione, a twarz przygasła. Przemoczony do szpiku kości, z włosami przylepionymi do czoła i ciuchami przywierającymi do ciała, wydawał się być smutkiem ubranym w mokre ubrania, a jego postawa była bardziej przygnębiona niż ślimak na maratonie.
Padający deszcz mógłby być jedynym plusem w tej opłakanej sytuacji. Szkło wody spływało po jego twarzy, a to sprawiało, że nie było widać jego łez, które jednak płynęły wciąż, bez końca… niezależnie od nieświadomego tego faktu samego Monroe, któremu ojciec zawsze boleśnie wpajał, że płakać mu nie wolno. Mimo to, jego twarz była obrazem beznadziei, jakby świat postanowił go oszukać na każdym możliwym poziomie. To, co kiedyś było piękną miłością, teraz zamieniło się w absurdalny kabaret.
Serduszko Isaaca pękło z hukiem, tak głośnym, że można by to usłyszeć na kilometr. Coś eksplodowało w jego wnętrzu, a on czuł, że rozpada się na tysiące kawałków, jak szklana lalka, która została brutalnie roztrzaskana. Isaac patrzył na przyjaciela, nie wiedząc, co teraz może go uratować. Wszystko, co go otaczało, wydawało się surrealistyczne i obce, jakby weszło w inną rzeczywistość. Jego myśli były jak zbiór krzywych, a on próbował zrozumieć, dlaczego to się stało, dlaczego Jean go opuściła, dlaczego teraz jest tak samotny.
W tym chaosie emocji, zrozumiał tylko jedną rzecz - teraz potrzebował czegoś, co pomogłoby mu przetrwać. Wszystko, o czym mógł myśleć, to że żelki, te słodkie i kolorowe małe smakołyki, mogłyby być teraz jego jedynym sprzymierzeńcem. Były one jak małe kawałki słodyczy w mrocznej dżungli jego duszy, jedyne, co wydawało się teraz przynoszące choćby chwilową ulgę w tym groteskowym teatrze rozpadających się uczuć; gdy więc Casper powiedział, że ma jego gumowe misie, na krótki moment zrobiło mu się jakoś wewnętrznie cieplej. Na ułamek sekundy zapomniał o swej rozpaczy, bo w głowie pojawiła się jedna myśl: ŻELKI!. I z tą wizją, chociaż początkowo niechętnie, dał się wciągnąć do środka.
Po wejściu do kuchni, Isaac spodziewał się czegoś magicznego, jakby żelkowe misie same miały tańczyć na blacie kuchennego stołu w rytm jego smutku. Marzył o tym, że te pyszne małe smakołyki staną się jego towarzyszami, rozświetlając chwilę i dodając odrobinę humoru do tego ponurego dnia. Ale niestety, nie było żadnego występu tanecznego, żadnego radosnego trzepotania misiowych łapek, ani nawet śladu po tym, żeby cokolwiek mogło się dziać.
Isaac poczuł się, jakby ktoś wyciągnął mu dywan spod nóg i zostawił go na lodzie - oszukany i zdezorientowany. To był już kolejny raz w ciągu tego dnia, kiedy rzeczywistość rozpadała się jak domek z kart w jego oczach, pozostawiając go z uczuciem przykrości i smutku.
Stał tam, patrząc na ten niespełniony żelkowy sen, czując jak jego twarz z każdą chwilą robi się bardziej mokra, zarówno przez spływające z włosów krople, jak i przez nieświadomie wypływające z oczu łzy; i w tym momencie Kacperek go przytulił, a przynajmniej tak się Isaacowi przez chwilkę wydawało, ale znów nadeszło rozczarowanie… Monroe nie wiedział, ile jeszcze takich ciosów może przyjąć prosto w serduszko tego dnia, bo z każdym kolejnym czuł się coraz niższy; jakby świat go ściskał, zmniejszał i kurczył, jakby był tylko przedmiotem w tej strasznej grze losu; za moment skurczy się do rozmiarów ziarnka piasku, bezsilnego i małego, zagubionego w ogromie życia. Czuł, że w każdej chwili może zniknąć jak pył na wietrze, pozostawiając tylko pustkę; musiał temu zapobiec, bo przecież jakby zniknął to by go nie było, a lepiej było by był, więc gdy Russo odwrócił się do niego plecami, blondyn objął go, łapiąc od tyłu, swymi przemoczonymi, zmęczonymi i umięśnionymi ramionami. I trwał tak przez kolejnych kilkanaście sekund, nie odzywając się ani słowem, łkając tylko cicho, próbując złapać oddech. Przyjaciel mógł poczuć, jak ciało Isaac drży, jak jego oddech jest nierówny i przerywany, a zapach mokrego psa przesiąkał powietrze.
- My… – odezwał się w końcu, przyciskając Caspra jeszcze bardziej do swej wilgotnej koszulki – …to koniec… – z każdym słowem gardło zaciskało mu się coraz bardziej –Bo Jean… bo nie jest tą jedyną… że… nam się uda… – wyrzucał z siebie kolejne zlepki słów, przerywane przez wciąganie gili z powrotem do nosa i zapowietrzając się jak rozhisteryzowane w płaczu dziecko.

Casper Russo
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Czym jest smutek?

Czy smutek jest wtedy, kiedy opuszcza cię ojciec, gdy jesteś jeszcze tak mały, że ledwo to pamiętasz, a na pewno nie rozumiesz? Czy to ten ucisk w żołądku, zaciśnięte gardło i piekące oczy? Czy to łkanie, za każdym razem kiedy przypominasz sobie sam ten fakt, że opuścił cię, bo byłeś niewystarczający? Byłeś złym chłopcem, złym synem, bezwartościowym i nienawidzę cię za sam fakt narodzin, za to że żyjesz, że oddychasz i patrzysz na mnie wyczekująco, jakbyś czegoś chciał, jakbyś miał oczekiwania.

Czy smutek to ucieczka matki, która zostawia cię całkowicie samego w okresie dojrzewania? Be żadnych instrukcji, bez zabezpieczenia, bez opieki. A ty czujesz się wtedy najgorszy, beznadziejny, bezwartościowy. Jak papierek po cukierku, lądujący na chodniku, bo właściciel cukierka nawet nie trudzi się, żeby wyrzucić cię do śmieci. Ssie słodycz w swojej buzi, cieszy się smakiem, zostawiając papierek na zimnym betonie, by inni deptali po nim bez wstydu, bez poczucia winy. Łzy ciekną po twojej twarzy, kiedy leżysz w zimnie, w samotności i kulisz się pod kołdrą, obawiając się potworów, czyhających pod łóżkiem. A jest ich dużo. Nadajesz im imiona, żeby je oswoić, ale ostatecznie to nie czyni ich mniej strasznymi.

Czy smutek obejmuje cię chłodnymi, obślizgłymi ramionami, wywołując nieprzyjemne dreszcze obrzydzenia, dokładnie wtedy, kiedy siedzisz na dołku i tłumaczysz się obcym ludziom, że twoi rodzice tak cię nienawidzą, tak się ciebie wstydzą, że opuścili cię na dobre i już nigdy nie wrócą, bo zwyczajnie nie mają do czego. Czy boisz się wtedy, że umrzesz? Czy boisz się, że nie umrzesz?

Nareszcie.

Czy strach jest wtedy, kiedy widzisz swojego najlepszego przyjaciela 一 istotę, którą pokochałeś niezależnie od wszystkiego 一 na progu swojego domu (przyczepy) całego we łzach, drżącego, cierpiącego i uznajesz, że wszystko co do tej pory przeżyłeś nie równa się z tym bólem, który odczuwasz widząc go w takim stanie? To jest prawdziwy smutek. Smutek, który boli tak bardzo, że tracisz oddech i chcesz zawrócić czas nawet za cenę własnego, nędznego życia. Chcesz, żeby to się skończyło, żeby on się uśmiechnął. Żeby nie płakał, tylko żeby nie łkał.

Proszę, nie płacz.

Casper oddychał szybko, zwrócony tyłem do przyjaciela, patrząc tępym wzrokiem w ręcznik, który ściskał w dłoniach. Panikował, nie wiedząc co zrobić, żeby było lepiej, Musiał coś wymyślić, musiał to sprawić, a tylko stał, sparaliżowany i niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu, do wypowiedzenia jakichkolwiek słów, które coś by zmieniły na lepsze. Powinien był coś wymyślić, chciałby natchnęła go nagła wena, jakiś idealny pomysł rozwiązujący wszystkie problemy. Tak się nie stało, bo był w końcu tylko bezwartościowym, niemądrym chłopcem.

Drgnął, czując jak Isaac go obejmuje i zamknął na moment oczy, by odnaleźć się w tej niespodziewanej sytuacji, która była słodko - gorzka. Słodka, bo każdy dotyk Isaaca wywoływał nagły przypływ szczęścia, a gorzka, bo pragnął tego dotyku w inny sposób, niż by okazywany. Bo wiedział, że to dotyk ulotny, dotyk smutku, nie miłości i szczęścia. Czuł jego drżenie, tak przykre, jakby z ciałem Monroe drżało serce Caspera, tańcząc w rozpaczy i żalu, a ten nawet jeszcze nie widział jaki jest tego wszystkiego powód.

Słowa przyjaciela docierały do niego jakby z oddali, chociaż słyszał każde jedno bardzo wyraźnie. Ich sens mu jednak uciekał. Zbyt dużo chaosu, zbyt dużo myśli, krążących wokół domu Isaaka. Bo pierwsze co przyszło mu na myśl, to to, że jego nieszczęście znowu ma związek z przemocowym ojcem lub zagrożonym rodzeństwem. Może ktoś znowu został pobity, może ktoś umarł? Słysząc imię dziewczyny przyjaciela, Casper powoli zaczął łączyć ze sobą kropki. Przecież to właśnie z nią się wcześniej spotykał. Czy…?

Nie, to niemożliwe.

Przez chwilę w jego wnętrzu rozbłysła iskierka nadziei, za którą momentalnie się znienawidził. Jego wypowiedź zabrzmiała przez chwilę tak, jakby dawał im szansę, im, ich wspólną szansę. To było niedorzeczne. Głupie. Beznadziejne. Jak mógł tak pomyśleć, nawet jeżeli przez zalewie sekundę?

W pewnym momencie odwrócił się, zarzucił ręcznik na plecy Isaaka, po czym objął go i przyciągnął mocno do siebie, wtulając się w jego ciało. A może jego wtulając w swoje? Przez chwilę trwał tak, z policzkiem przytulonym do jego policzka, chłonąć pokrywające go słone łzy i słodkie krople deszczu. W końcu odchylił głowę i objął jego policzki swoimi dłońmi, ogrzewając je przez chwilę, wpatrując się w jego twarz. Łzy napłynęły mu do oczu, ale powstrzymywał je. Zawsze je powstrzymywał. Pragnął go pocałować, tak bardzo tego chciał, że przez ułamek sekundy nie wiedział czy się powstrzyma.

Nie powstrzymał się.

Głupi, głupi chłopak.

Przylgnął wilgotnymi wargami do jego delikatnych, skąpanych w kroplach ust i trwał tak przez kilka chwil, aż w końcu odsunął twarz, pociągając nosem, wzrokiem uciekając w bok, na biurko, w którego szufladzie skrywało się opakowanie ulubionych żelków Isaaka.

Wytrzyj się, dobrze? Okryj się ręcznikiem, bo zmarzniesz. Usiądź i zjedz, a ja poszukam ci czegoś do przebrania się 一 mruknął głosem zduszonym przez zbliżający się płacz, głosem drżącym z przejęcia. 一 Opowiedz co się stało 一 poprosił ciszej, sięgając o szuflady po paczkę z gumowymi słodyczami. Nauczył się przechodzić do porządku dziennego po sytuacjach, które były niewygodne. Zawsze tak robił i zawsze działało. Dalej stał jak najbliżej, bo pragnął to przedłużyć. Może zaledwie o kilka chwil. To ciepło było tak przyjemne


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Czym jest szczęście?
Czy szczęście jest jak wielka butelka gazowanej lemoniady w upalny dzień, gdy razem z najlepszym przyjacielem siedzisz nad rzeką, łowiąc cały dzień glony, by zrobić żelkowo-algowe roladki? To jak oaza w środku pustyni – coś, co orzeźwia, kiedy jesteś spragniony i rozgrzany słońcem. W takich chwilach, kiedy pierwszy łyk tej pysznej lemoniady dociera do twoich ust, poczujesz, że szczęście przenika cię od środka, niczym chłodny napój. To uczucie energii i ekscytacji, które pozwala ci zanurzyć się w przygodach, odkrywać nowe tajemnice świata i cieszyć się wspólnie spędzanym czasem.
Czy szczęście jest jak szalony rollercoaster w parku rozrywki, gdzie zabierasz zdecydowanie zbyt piękną i zbyt mądrą dziewczynę na pierwszą randkę, a ona zgadza się chodzić z tobą za rękę? To, jak adrenalina pulsująca w twoich żyłach, kiedy wagonik rusza na szczyt, a potem gwałtownie spada w dół. To uczucie, kiedy twoje serce bije ze strachu, ale jednocześnie wiesz, że jesteś żywy, i to właśnie te szalone zakręty i gwałtowne spadki sprawiają, że życie nabiera smaku. To, kiedy twój świat staje się pełen emocji, zaskoczeń i ekscytacji.
A może szczęście jest jak ulubiona stara koszulka, którą nosisz na każdy ważny mecz futbolowy? To uczucie przywiązania do czegoś, co jest znane i sprawdzone, co daje ci poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie. Podobnie jak ulubiona koszulka, szczęście jest nieodzownym elementem twojego życia, które towarzyszy ci w każdym ważnym momencie. To energia, która napawa cię radością i wspólnotą z kibicami. To uczucie, które przypomina ci, że życie może być pełne pasji i emocji, podobnie jak mecz na stadionie.
Czy radość jest wtedy, gdy czujesz na swej przemoczonej, zziębniętej skórze, ciepły dotyk swojego najlepszego przyjaciela – tego, który jest zawsze dla ciebie, niezależnie od okoliczności. Tego, którego uczuć nie rozumiesz, a którego swą nieświadomością tak bardzo krzywdzisz. I chociaż dla ciebie jest jak promienie słońca przebijające się przez chłodny deszcz, rozgrzewając cię od wewnątrz; to w każdej minucie, każdego wspólnie spędzonego dnia, powoli wżerasz się w jego duszę, niczym kwas, który wypala wszystko na swojej drodze; opowiadając o swoich podbojach i problemach miłosnych, gdy on musiał słuchać i udawać, że nie tęskni za czymś więcej niż tylko przyjaźnią.
Gdy wasze usta niespodziewanie się spotkały, a ciebie ogarnia nagle uczucie niewytłumaczalnego spokoju, wyciszając hałas myśli, który towarzyszył ci przez ostatnie godziny. Była to czystość umysłu, która wydawała się tak nieosiągalna, ale teraz stała się rzeczywistością; ciepło, które rozchodziło się po całym ciele z każdą milisekundą trwania tego niesamowitego chwytu, który tak bardzo różnił się od tych pierwszych, nieudolnych prób sprzed lat, kiedy wspólnie uczyli się tej tajemnej sztuki. Jak pierwszy promień słońca po deszczu, który przynosi ulgę i nadzieję. To uczucie, które sprawia, że twoje serce bije mocniej, a świat staje się jaśniejszy.
To jest prawdziwe szczęście. Szczęście, które pragniesz by trwało już zawsze.
Isaac nieśmiało chwycił dłoń Caspra, by go zatrzymać, gdy ten próbował się oddalić, jakby chcąc powiedzieć: Nie odchodź. Właściwie to chciał tak zrobić, w rzeczywistości tylko musnął opuszkami palców wierzchnią część jego dłoni, bo całe jego ciało drżało teraz bardziej niż wcześniej. Zarówno z zimna; emocji, których źródła nie znał; jak i niezrozumienia sytuacji, która właśnie miała miejsce.
Mechanicznie, niczym robot przysiadł na starym, sypiącym się, kuchennym krześle i wytarł twarz ręcznikiem. Był zaklęty w tym całym momencie, nieruchomy jak w kamiennej pułapce, bo chociaż ciała mogą się spotykać, myśli i uczucia są często na nie gotowe, a Isaac poczuł się jakby stojąc na skraju przepaści, skakał w niewiadomość, bez pewności, że wyląduje na czymkolwiek miękkim. Nawet żelki, których chwilę temu tak bardzo pragnął, teraz wciąż leżały grzecznie w zamkniętym opakowaniu.
Zaraz jednak wstał, ściągnął w końcu z siebie tę przemoczoną koszulkę i spodnie, zostawiając je na podłodze, w miejscu gdzie stał i bez zastanowienia, nie czekając na czyste ubrania od przyjaciela, rzucił się na jego łóżko. Leżał na brzuchu, w samych bokserkach i wcale nie czuł się lepiej, chociaż tak bardzo tego pragnął. Objął rękoma poduszkę i przez chwilę pozwolił, by ta wchłaniała wilgoć jego oczu.
- Zerwała ze mną… – wykrztusił z siebie dopiero po dłuższej chwili, by zaraz po wypowiedzianych słowach, głośno wciągnąć nosem, szukającego ucieczki, gila.
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Wiedział, że nie należy do najmądrzejszych i najbardziej domyślnych ludzi na świecie. Czasami jednak miał wrażenie, że jest głupszy, niż zwykle. Tak było też w tej sytuacji. Grzebał w szafie swojego niewielkiego pokoju, który przed jego przeprowadzką był graciarnią albo czymś w tym rodzaju, w poszukiwaniu cieplejszych ubrań i dodatkowego koca, zerkając kątem oka na Isaaka. Jego brak reakcji jawił mu się jak kolejne odrzucenie. Czemu w ogóle go pocałował? Czemu znowu to sobie robił? Na co liczył? Przecież nie był dość dobry dla nikogo, życie pokazało mu to dobitnie nie raz i dalej wodziło go za nos, udowadniając, że nie jest dość dobry, aby być kochanym. Już dawno powinien był się z tym pogodzić.

Zebrał ubrania i koc, obejmując je mocno, a pojedyncza łza, który spłynęła z kącika jego oka wsiąkła w kolorowy materiał, kiedy na moment przytulił policzek do okrycia. Odrzucił jednak swoje żale, bo to nie on był tutaj teraz najważniejszy. Isaac mógłby potraktować go dużo gorzej, wykrzyczeć mu w twarz, że go nie chce, a Casper dalej by przy nim trwał. Próbował uratować z ich relacji cokolwiek się dało, a przynajmniej spróbować go mimo wszystko pocieszyć, wesprzeć w tym trudnym czasie i nie potrafił zrozumieć jak ktokolwiek mógł potraktować Isaaka tak, jak zrobiła to Jean. On by nie mógł. Nigdy. W żadnym z czasów i żadnym z wszechświatów. Nie potrafiłby zranić przyjaciela w jakikolwiek sposób, na pewno nie świadomie i z premedytacją.

Podszedł do łóżka i spojrzał na chłopaka, który leżał na materacu w samej bieliźnie. W pierwszym momencie odwrócił wzrok, przygryzając lekko wargę, ale potem usiadł na brzegu łóżka, odłożył ubrania na bok, po czym okrył go kocem.

Musiał się nim zaopiekować, zrobić wszystko, aby ten poczuł się chociaż trochę lepiej. Podniósł się jeszcze na chwilę, aby wziąć żelki i paczkę chusteczek higienicznych, po czym wrócił na łóżko i położył się obok Monroe. Przyglądał się przez chwilę jego twarzy, mokrej od łez, zaczerwienionym oczom i zapchanemu nosowi.

Powiedziała dlaczego? 一 zapytał w końcu, decydując się pociągnąć temat, nawet jeżeli był bolesny. Wyciągnął chusteczkę, po czym przytknął ją do nosa Isaaka i wytarł go porządnie, czekając na ewentualnie dmuchanie, jakby chłopak zdecydował się wyrzucić z siebie te wszystkie zalegające smarki.

Nieważne. Nie wie co traci. Jesteś na pewno najlepszym, co kiedykolwiek ją spotkałoco spotkało mnie i jeżeli cię odrzuciła, to nigdy nie była ciebie warta 一 powiedział, starając się trzymać emocje, i łzy, na wodzy.

Westchnął głęboko, odrzucając zmiętą chusteczkę gdzieś na podłogę i otwierając zaraz paczkę ze słodyczami. Wyjął czerwonego, gumowego misia i przysunął do ust Isaaka. 一 Otwórz buzię 一 poprosił i jeżeli chłopak rozchylił usta, to Casper wsunął mu gumisia między nie i ułożył policzek na drugiej poduszce, obserwując nastolatka uważnie. Podciągnął nogi, uginając je w kolanach, nieśmiało wyciągając dłoń, aby pogładzić Monroe po plecach, w nadziei że szybciej zrobi mu się ciepło. Najważniejszy był teraz jego komfort i to, żeby się nie przeziębił. Kto wie ile czasu spędził na deszczu, załamany. Kochał go bez granic i bez oczekiwań, Mógłby być przy nim, i był, nawet jeżeli wiedział, że uczucie nie było odwzajemnione, nie w taki sposób, jakby chciał. To nieważne. Dopóki mógł go wspierać i chronić, to miał zamiar to robić.


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Dotyk Caspera był inny. Był czuły, subtelny i pełen zrozumienia. Od zeszłorocznej traumatycznej sytuacji w Kolumbii, każdy kontakt fizyczny z inną osobą wywoływał w nim niepokojące uczucia; przeszywał go dreszcz, niemal zawsze, gdy czuł czyjąś dłoń na swej skórze. Jednak kiedy Casper go dotykał, Isaac nie czuł tego nieprzyjemnego uczucia, wręcz przeciwnie, czuł się bezpieczny, chroniony przed światem pełnym niezrozumienia i trudności.
Monroe widział w Kacprze nie tylko najlepszego przyjaciela, ale również kogoś, kto był mu niesamowicie bliski. Byli jak bracia, a może nawet więcej niż to. Ich więź była tak silna, że czuł się przy nim jak przy samym sobie. Był kimś, kto rozumiał go bez słów, kto znał go tak dobrze, jak sam siebie. To była jedna z niewielu relacji, w której czuł się naprawdę zrozumiany i akceptowany. Casper był kimś, kto go nie oceniał, nie osądzał, ale po prostu był tam dla niego, bez względu na wszystko.
- Mówiła coś o jakiejś ex… – wydmuchał głośno nos – Ale nie wiem, o co jej chodziło… – ścisnął mocniej poduszkę, obracając się na bok, twarzą w kierunku Russo.
- Jej strata... – powtórzył, ale jego słowa brzmiały jakby nie mógł uwierzyć w to, co sam wypowiedział. Jean była kimś, kto zdawał się wykraczać poza granice jego wyobraźni. Nie do końca rozumiał, dlaczego taka dziewczyna jak ona mogłaby zainteresować się kimś takim jak on.
Zawsze wiedział, że nie jest zbyt bystry, nie jest najlepszy w szkole, a czasem ledwo radził sobie z nauką. Nie czuł się wystarczająco mądry ani elokwentny. Zawsze miał wrażenie, że jest w tyle za innymi, że może nawet potrzebuje pomocy od starszego rodzeństwa, żeby nadążyć za rówieśnikami. Nie rozumiał, co Jean mogłaby w nim znaleźć, co mogłoby ją do niego przyciągnąć.
Zwłaszcza, że była zupełnie inna. Pewna siebie, inteligentna, utalentowana, piękna. W jego oczach była jak księżniczka z bajki, a on - zwykły chłopak, który miał ogromne szczęście, że w ogóle na niego spojrzała. Dlatego strata Jean była dla Isaaca tak bolesna. Było to potwierdzenie wszystkich jego wątpliwości - że jest niewystarczający, że nie zasługuje na kogoś takiego jak ona.
- O! Mój ulubiony! – powiedział radośniej, otwierając posłusznie buzię i połykając żelka, objął ustami palce Caspera, który nie zdążył ich zabrać na czas – Paaamietasz w ogóle yme moyej yłej? – wybełkotał z dłonią Russo w swojej buzi, które uwolnił dopiero po chwili, odciskając na jego skórze drobne ślady swego uzębienia.
- Bo ja chyba nie… –przysunął się bliżej, tak, że teraz ich twarze oddzielały zaledwie milimetry i zamyślił się na moment, patrząc głęboko w oczy chłopaka, które chociaż kolorem przypominały te Jean, były zupełnie inne.
Despiau, oczarowująca i tajemnicza, miała oczy jak spokojne morze w letni dzień. Głębokie, lazurowe oczy Rudowłosej były otworem do innego świata. Jej spojrzenie zawsze było pełne życia, pełne emocji i mądrości, które wydawały się zaklęte w jej źrenicach. W tych oczach można było dostrzec każdy niuans uczuć, jakie kipiły w jej wnętrzu. Były one jak księżycowa poświata na nocnym niebie, pełne tajemniczego blasku.
Z kolei błękitne oczy Kacprka były jak czyste niebo nad górskim szczytem. Były jasne, pełne klarowności i przejrzystości. Gdy patrzyłeś w te oczy, czułeś spokój i bezpieczeństwo. W tych oczach Isaac widział długą historię, wspólnie przeżyte chwile, opowiedziane dowcipy i przekazywane spojrzeniem tajemnice. To były tęczówki, które go rozumiały bez słów, które były znakiem zaufania i lojalności. Były one jak otwarte okno do serca Caspera, zawsze gotowego do wsparcia i zrozumienia. W jego błękitnych oczach można było odnaleźć ciepło, którego szukasz w chłodniejsze dni, jak bezpieczną przystań w sztormowej pogodzie.
Jean miała lazurowe oczy, które go fascynowały, ale także trochę przerażały swoją głębią; podczas gdy błękitne oczy Kacpra były jak dom, w którym zawsze znajdowałeś schronienie. Jedne przyciągały jak magnes, drugie uspokajały jak kojący dotyk. To, co oba te spojrzenia miały wspólnego, to ich niezwykła moc wyrażania uczuć i budzenia emocji.
Isaac milczał przez chwilę, żując żelka, a to, co działo się w jego wnętrzu, mogło zapełnić tysiące słów. Jego spojrzenie utkwiło gdzieś dalej, niż tylko na twarzy Russo, a oczy zdawały się zaglądać wręcz w jego duszę. Był tak skupiony, że zapomniał nawet o mruganiu!
W końcu przełknął głośno ślinę, wraz z resztkami gumowego misia, oblizał końcówką języka swą górną wargę i pokonał te dzielące ich usta, milimetry. Czuł spokój, czystość umysłu, której nie doświadczał przy Jean. Z nią wszystko było bardziej skomplikowane, zawsze musiał starać się wypaść jak najlepiej, dążyć do doskonałości. Teraz, tutaj, z Casperem, nie przejmował się niczym. Byli tylko oni dwaj. Na niewygodnym łóżku, w chwili, która stała się teraz i tutaj. Połączeni w pocałunku, który nie wymagał od Isaaca zbędnego analizowania.
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Zmarszczył brwi, zastanawiając się głęboko nad powodem zerwania Jean z Isaakiem. Chodziło o jego byłą? Nie bardzo mu się to łączyło, chociaż naturalnie wiedział, że Isaac miał jakąś byłą, ale to chyba nawet nie był jakiś długi związek i na pewno nie gościła ona obecnie w życiu Monroe. Przynajmniej na jego wiedzę, a przecież wiedział wszystko o życiu miłosnym Isaaka, w pewien sposób był jego częścią. Dlatego też wierzył, że Isaac też nie miał pojęcia o co dokładnie chodziło i co sobie ta Jean niedobra ubzdurała. No trudno, będzie musiał to wyjaśnić, przecież nie chciał żeby Isaac cierpiał. Nie teraz i nie nigdy. To był jego życiowy cel numer jeden.

Nie znał Jean jakoś bardzo dobrze i nie miał pojęcia co siedziało jej w głowie i czemu dokładnie zrobiła, co zrobiła. Gdyby Casper miał możliwość być w związku z Isaakiem, gdyby ten tylko go chciał, nigdy nie wypuściłby go ze swoich objęć, bez względu na wszystko. Przyszło mu do głowy, że może ona wcale nie kochała Isaaka, że może tylko się nim bawiła i po prostu się znudziła. Zabolała go ta myśl, bo uznał to za bardzo niesprawiedliwe. Isaac to skarb, taki skarb, dla którego przemierza się morza i oceany, góry i doliny i robi wszystko, byle tylko dotrzeć na miejsce wskazane literą X i koniecznie go odnaleźć, jakby od tego zależało życie.

Zamrugał lekko zdziwiony, gdy w buzi Isaaca, oprócz żelka, znalazły się też jego palce, ale nie zabrał ich, nawet kiedy chłopak go ugryzł. Drgnął tylko lekko, dalej mu się przyglądając, również z lekkim zainteresowaniem, jak zawsze. Kiedy na niego patrzył, widać było troskę i zainteresowanie, zawsze. Zwracał uwagę na każde jego słowa i każda minę. Był bardzo uważny, do tego stopnia, że mógł odczytywać z jego twarzy jego nastrój czy zbliżające się kichnięcie lub ziewnięcie.

Opuścił wilgotną od śliny dłoń, nawet nie kłopocząc się, aby w coś ją wytrzeć. Teraz leżeli tak blisko, że czuł na twarzy jego oddech, pachnący cukierkami, bardzo przyjemny, ciepły i wilgotny. Imię byłej?

Anne 一 odpowiedział bez zastanowienia, jakby w lekkim transie. Pamiętał, bo był o nią zazdrosny, jak o każdego, kto zbliżył się do Isaaka. Pamiętał, bo to dla niej ćwiczyli całowanie się. Casper wykorzystał potem tę wiedzę może raz i chyba nie wyszło mu to najlepiej, bo usta cheerleaderki, które pocałował pół roku temu nie były ustami, które tak naprawdę chciał całować. Nie były takie słodkie, nie były takie przyjemne w dotyku i zwyczajnie nie należały do Isaaka. Pewnie dlatego od tamtej pory nie próbował już całować nikogo innego, myśląc tylko o tych jednych ustach, na które patrzył codziennie.

Zapomniał o Anne, o Stacy i o Jean, gdy tylko uniósł spojrzenie na wpatrujące się w niego oczy. Uśmiechnął się lekko, mimowolnie, czując ciepło, rozlewające się po jego ciele. Nie wiedział czy tak bardzo lubił te oczy i te spojrzenie tylko dlatego, że darzył je uczuciem, czy faktycznie było tak piękne. Ale to nie miało znaczenia. Przepadał w tych oczach, zagłębiał się w nie i płynął, jakby były oddzielnym, jego prywatnym, wszechświatem, a on jedyną istota, która w nim żyła. Poruszał się w tym błyszczącym, niebieskim świecie jakby w zwolnionym tempie, jak astronauta w przestrzeni bez grawitacji. Lewitował, czując się lekki i szczęśliwy.

Zapatrzony, w całkowitym zapomnieniu, zorientował się w pewnym momencie, że ich usta się złączyły i to nie tylko w jego wyobraźni. Wyraźnie czuł ciepło jego skóry na swojej i ten słodki smak. Chciał zapytać czemu tak się dzieje i co to znaczy, ale nie mógł tego przerywać. Potrzebował tej bliskości i pewnie Isaac też jej potrzebował. Rozchylił lekko usta, zamykając je delikatnie na dolnej wardze chłopaka. Przymknął oczy, oddychając spokojnie przez nos.

Powoli wsunął palce na jego policzek, obejmując delikatnie piękną twarz przyjaciela. Poruszył kciukiem, gładząc jego skórę, przysuwając odrobinę tors do jego, by mocniej się przytulić, by koc objął ich obu. Odsunął odrobinę swoje wargi, by zaraz ponownie złączyć je z jego, tym razem muskając jego górną wargę, delikatnie, jeszcze wyjątkowo nieśmiało, jakby czar miał zaraz prysnąć.


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Ten pocałunek był cudowny, jakby wszystkie gwiazdy na niebie zbiegły się w jednym punkcie, tworząc jedyny w swoim rodzaju blask. Był tak wyjątkowy, bo był prosty. Nie wymagał skomplikowanych gestów, słów ani myśli. Był połączeniem duszy i ciał, które pragnęły się spotkać.
Isaac zaczął chłonąć całą tę energię, którą odczuwał od Caspera. To było jak strumień ciepła, który rozchodził się w jego wnętrzu, począwszy od ust i rozciągając się po całym ciele. To było czyste i niewinne, pozbawione wszelkich zawiłych emocji, które przesłaniały jego uczucia w związku z Jane.
Czuł, że jest dokładnie tam, gdzie powinien być, w miejscu, gdzie nie musiał być nikim innym, tylko sobą. To było takie proste i piękne, że Isaac nie mógł uwierzyć, że przez całe życie komplikował sobie rzeczy. To, co teraz doświadczał, było czystym szczęściem, jakby cały świat przestał istnieć, a istniała tylko ta chwila, ten pocałunek, ten moment, w którym byli tylko oni dwaj.
Wszystko było tak piękne, tak niesamowite, a jednak to ciepłe, jedwabiste uczucie nagle zostało przysłonięte przez gwałtowny dreszcz niepokoju. Isaac poczuł, jak coś nieodgadnionego przeszywa go od środka, jak zimny wiatr przesuwa się po jego skórze, sprawiając, że włosy na jego ramionach stanęły dęba.
-Nie możemy... - wyrwało się z niego w jednym, niemal szeptanym wydechu, jakby sam nie potrafił zrozumieć, co się stało. W panice odsunął się nagle od Caspera, niemalże wyskakując z łóżka i łapczywie łapiąc się za każdym razem, gdy jego nogi zdawały się zawodzić.
- Tata będzie zły jak się dowie... – wysapał w panice, pośpiesznie wkładając na siebie spodnie, które wcześniej przygotował dla niego Russo. Isaac był przerażony, nie tylko samą chwilą, ale i tym, co ta chwila zwiastowała. Jego przeszłość była pełna trudnych chwil związanych z ojcem i toksycznym, homofobicznym środowiskiem, w którym dorastał. Ojciec zawsze powtarzał, że to jest złe, że "chłopak nie może z chłopakiem", a każda próba okazania swoich uczuć kończyła się przemocą i obelgami.
Teraz, w momencie, w którym Isaac pragnął tego jednego, prostego gestu, z jakim radził sobie Casper, przeszłość nagle natarła na niego ze zdwojoną siłą. I ten strach, o którym tak długo próbował zapomnieć, powrócił. Był przerażony tym, że ojciec może go znowu uderzyć i tym razem, wiedziałby dlaczego dostaje łomot.
- Muszę iść… – wyrzucił z siebie pospiesznie, wkładając koszulkę i buty. Gdy już był przy drzwiach zatrzymał się nagle, odwrócił do przyjaciela i z najszczerszym i najczystszym uśmiechem, zapytał:
- Idziemy jutro na rowery?

z/t
niesamowity odkrywca
ajzak
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Pocałunek był wspaniały. Dawno nie czuł się tak dobrze, tak lekko. Zapragnął, żeby zostali razem właśnie w taki subtelny sposób przynajmniej do rana, żeby mógł pocałować go jeszcze raz na dzień dobry. Od dawna marzyło mu się coś tak przyjemnego, wręcz naturalnego, bo nawet jeżeli na początku poczuł stres, w ogóle ośmielając się zasugerować takie zbliżenie, to kiedy Isaac na nie odpowiedział, nagle wszystko stało się takie jasne i proste, takie nieskomplikowane. Wszyscy wokół czegoś od nich chcieli i nawet jeżeli Casper trochę więcej z tego rozumiał i bardziej się przejmował, to jednak obaj mieli poczucie, że nie dosyć dobrze sobie radzą. Sport im wychodził, bo był bardzo prosty, ale przedmioty w szkole, na które wciąż trzeba było uczyć się nowych rzeczy już nie. Casper wiedział, że Isaac radzi sobie jeszcze gorzej od niego, więc często brał więcej korepetycji, aby pomagać i jemu jakoś to ogarnąć, a przynajmniej na tyle, żeby przechodził z klasy do klasy i żeby nie wyrzucili go z drużyny szkolnej. Nawet dawał mu ściągać, chociaż bał się wtedy najbardziej, bo za ściąganie były bardzo surowe kary.

Kiedy więc w końcu mógł poczuć co to znaczy tak naprawdę żyć, nie chciał żeby to się skończyło. Pragnął tego, jak niczego innego. Kiedy więc Isaac niespodziewanie się poderwał, nastolatek usiadł na łóżku i patrzył z mocno bijącym, wręcz boleśnie, sercem, jak ten ubiera się, mówiąc o tym, że nie mogą i co by było gdyby jego ojciec się dowiedział. Kacper zdawał sobie sprawę z tego, jakich rodziców miał Isaac i że jego ojciec pił i używał przemocy wobec dzieci. Wiele razy ciężko było mu znieść widok śladów na ciele Isaaka, które zostawił mu jego ojciec, ale nie mógł zrobić nic, oprócz wspierania go, żeby sam jakoś to znosił.

Wszystko nagle posypało się jak domek z kart i nic nie było już niewinne i bezpieczne. Nic nie było już takie wymarzone i nic nie miało trwać wiecznie. Nie skomentował tego, bo nie potrafił wydobyć z siebie w pierwszy chwili żadnego dźwięku. Gardło ścisnęło mu się, a żołądek zawiązał w supeł, jakby zrobił właśnie coś złego. Obserwował po prostu, jak ten się ubiera, siedząc na materacu, obejmując się ramionami, a głowę podpierając na własnym przedramieniu, do którego przyłożył usta, więc było widać jedynie kawałek jego nosa i oczy, którymi wodził za ruchami przyjaciela. Nie chciał sprawiać mu kłopotów i nie chciał, żeby Isaac się przez niego bał i źle czuł. Chciał przeprosić i zrobiłby to, gdyby chłopak nagle nie odwrócił się już z uśmiechem. Bo najlepiej było omijać złe i najszybciej jak to możliwe przechodzić do dobrego, żeby nie zwariować. Doskonale to znał, sam robił podobnie.

Pewnie, że tak, Monroe. Tym razem ja wygram wyścig 一 odpowiedział po krótkiej chwili, odchylając głowę i uśmiechając się lekko. 一 Weź żelki 一 dodał jeszcze, wyciągając torebkę z kolorowymi misiami w jego stronę. Lekko drżała, bo targały nim silne uczucia, których nie chciał okazać przed Isaakiem. Uśmiech dla niego miał szczery, chociaż żeby umieść go w tym momencie na swojej twarzy musiał użyć całej swojej wewnętrznej i zewnętrznej siły. Kiedy Isaac wyszedł już w suchych ciuchach, z żelkami i parasolem, Casper w końcu mógł przestać jakoś się trzymać, a przynajmniej do jutra, kiedy spotka się znowu z Monroe. Wtedy wszystko będzie już dobrze.

A dziś. Dziś zatrzasnął drzwi od swojego pokoju, zgasił światło i położył się w łóżku z telefonem i słuchawkami. Nakrył się, skulił i pozwolił łzom płynąć, wsiąkać w poduszkę i koc aż w końcu nie wyschły. Czuł żal nie tylko przez sytuację, która właśnie miała miejsce, ale do tego zebrały się różne inne rzeczy z przeszłości, dotyczące zarówno jego, jak i Isaaka i wieczór oraz połowa nocy zamieniły się w żenujące wylewanie smutków w pościel.



/zw

ODPOWIEDZ