pediatra — lorne bay medical centre
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ma przymusowy urlop od pracy w przychodni, ponieważ sama przywitała na świecie swoje dziecko. A chociaż tym stara się cieszyć, sytuacja z jego ojcem nadal wydaje się zbyt skomplikowana.
Na własne uczucia nie była ślepa, jednak stygmatyzowanie ich przychodziło jej łatwiej, niż przyjęcie do wiadomości tego, iż ogrom konfliktów, jakie zrodziły się w ciągu ostatnich miesięcy, był wynikiem wzajemnego niezrozumienia. Nie była w stanie dostrzec, iż za jego postępowaniem mogło kryć się coś więcej, niż zwykła, przyjacielska sympatia, a aktualnie chyba nawet wcale nie chciała tego dostrzec. Wiedziała bowiem, że to jedno zbliżenie - jedno potknięcie, na jakie sobie pozwolili, pociągnęło za sobą tak wiele problemów, iż nie warto było po raz kolejny po nie sięgać. I nie chodzi tu nawet o ciążę, ponieważ ta w ostatecznym rozrachunku okazała się czymś, co przyniosło jej szczęście. Nie byłoby tak, gdyby nie zdusiła w sobie doskwierających jej uczuć. Teraz wiedziała już, że nie tylko dla własnego dobra, ale przede wszystkim dla dobra tej rodziny, którą ze sobą tworzyli, nie warto było do nich wracać.
Uniosła jedną brew ku górze, a później zerknęła na niego tak, jakby nie do końca tę kwestię kupowała. Jakiś cichy głos z tyłu głowy podpowiadał jej, że Dion po prostu próbował się o nią zatroszczyć, w ten sposób odrobinę umniejszając własnym potrzebom. A przecież też potrzebował odpoczynku, czasu na regenerację, ponieważ na swoich barkach dźwigał jeszcze inne obowiązki. Poza tymi domowymi, czekali na niego także pacjenci, od których Giselle była na razie odseparowana. I dobrze, ponieważ nie wyobrażała sobie, jak miałaby teraz pogodzić pracę z wychowywaniem dziecka. Nie znaczy to jednak, że w ogóle za nią nie tęskniła.
Nie powiedziała nic, nie chcąc się z nim spierać. Wiedziała chyba, że w tej konkretnej kwestii i tak nie zdoła go przegadać, a poza tym miło było mieć świadomość tego, że się o nią troszczył. Choć próbowała udawać samodzielną, potrzebowała tego, tylko zwykle nie mówiła o tym głośno. Tak samo, jak do tej pory nie rozmawiali o późniejszym rozstaniu. Kiedy o tym wspomniał, Giselle głośniej wypuściła powietrze. - Od początku wiedzieliśmy, że to tylko tymczasowe - stwierdziła, wbijając spojrzenie w gładką powierzchnię sufitu. W tym momencie odczuła w żołądku ten dziwny ścisk, który skutecznie przypominał jej, że aktualnie cieszyła się czymś, czego nie będzie mogła mieć na dłuższą metę. - Zresztą, nigdzie jej nie zabiorę, Dion. Nie zrobiłabym ci tego. Jej też bym tego nie zrobiła - przyznała, po czym w końcu zdecydowała się na niego spojrzeć. Zapomniała dodać, że nie zrobiłaby tego także sobie - nie umiałaby przecież funkcjonować, gdyby nagle zabrakło go w jej życiu.

Lekarz rodzinny — Lorne Bay Medical Center
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Ma urwanie głowy nie z jednym, a z dwójką (wspaniałych) dzieci. Niestety wciąż nie zrozumiał, że niektóre (wyjątkowe) relacje zdarzają się tylko raz w życiu.
Poddał się zmianom. Nie zamykał się na nie, a chociaż niewątpliwie się ich obawiał, pozwolił, aby znalazły dla siebie wygodne miejsce w jego codzienności. Nie oznaczało to, że stracił kontrolę; otworzył się, lecz bezustannie wychwytywał każdą zmianę i próbował dopasować ją do szeregu innych, już składających się na jego nowe życie. Pragnął tak zorganizować czas, by nie zabrakło go dla żadnego z posiadanych przez niego priorytetów. Co więcej, przyjęta taktyka zdawała się skuteczna. Ze swojego kalendarza wykreślił tylko jeden punkt – n i e z o b o w i ą z u j ą c e relacje. Nie zrobił tego świadomie, nie postawił grubej kreski na numerach telefonów kobiet, z którymi niegdyś się widywał. Nie musiał nawet się nad tym zastanawiać, gdyż przyszło mu to naturalnie. Wiedział, że to innym osobom pragnie poświęcać czas; przede wszystkim miał na myśli Winnie, ale nie tylko ona nie znikała z jego głowy.
Niekiedy było to męczące. Głównie w chwilach podobnych do tej, gdy z trudem powstrzymywał chaotyczne głosy, podszeptujące mu, że p r a g n i e więcej niż samego towarzystwa Giselle. Był tym sfrustrowany. Brakowało mu bliskości, bo chociaż doceniał rodzinną intymność budującą się między całą ich czwórką, miał również potrzeby zgoła innego rodzaju, których zaspokojenia nie znajdował w obecnym położeniu. Przypominały o sobie, gdy znajdowała się tuż obok niego, na wyciągnięcie ręki, a mimo to pozostawała poza jego zasięgiem. Gdyby tylko nie miał aż tyle do stracenia…
Giselle skutecznie mu o tym przypominała, swoimi słowami utwierdzając go w przekonaniu, że nie powinien wychodzić przed szereg. Ich u k ł a d był – jak sama stwierdziła – tymczasowy oraz cholernie kruchy. — Tak, wiem, ale… — urwał, czując na sobie kobiecy wzrok, który postanowił odwzajemnić. — Nie wiem, czy kiedykolwiek będę na to gotowy — dodał.
Zamierzał powiedzieć coś więcej, lecz wtedy drzwi sypialni Giselle powoli zaczęły się otwierać. Zza ich skrzydła nieśmiało wyłoniła się głowa Paddy’ego; Dion pomyślał, że jego synowi koniecznie przydałaby się wizyta u fryzjera i skrócenie ciemnych włosów, które zaczynały wchodzić mu do oczu.
— Szukałem cię, a cię nie było — mruknął wyraźnie niezadowolony, lecz nie robiąc przy tym hałasu. Całe szczęście, że uważał na młodszą siostrę i pamiętał, by zachowywać ciszę, gdy spała. — Chciałem ci powiedzieć, że już nie będę spał w moim pokoju — oznajmił twardo. Miał zaspane oczy, a pod pachą dzierżył ulubionego pluszowego misia, którego dostał od babci, gdy był bardzo małym dzieckiem.
— Dlaczego tym razem? — Dion wyczuwał podstęp. Zdarzało się, że Paddy, zamiast przyznawać się do małych lęków, zasłaniał się wymyślonymi historyjkami.
— Bo pani powiedziała, że niezdrowo spać samemu. Więc będę spał dzisiaj tutaj. — Nim Winslow zdążył się odezwać, jego dziewięcioletnia wersja wdrapała się na łóżko i zajęła środkową część materaca.
— Szefie, nie tak szybko. Giselle musi się wyspać, cały dzień zajmowała się twoją siostrą i jest zmęczona. Może lepiej będzie, jak my pójdziemy do mojej sypialni, a one zostaną tutaj? — zaproponował, a mimo to odruchowo nakrył chłopca kołdrą, całkowicie przecząc swoim słowom. Nad takimi gestami nie panował, były silniejsze od niego. — Nie. Nikt nie może spać sam, czy ty mnie w ogóle nie słuchasz, tato?!. — Dion z trudem powstrzymał śmiech. Nie kłócił się dłużej z synem, jedynie spojrzał na Giselle, chcąc się dowiedzieć, co ona myśli o tym „zdrowotnym” nakazie współdzielenia łóżek.

Giselle Farber
pediatra — lorne bay medical centre
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ma przymusowy urlop od pracy w przychodni, ponieważ sama przywitała na świecie swoje dziecko. A chociaż tym stara się cieszyć, sytuacja z jego ojcem nadal wydaje się zbyt skomplikowana.
Nie mógł być świadomy tego, jak wielkie znaczenie miały dla niej jego słowa. Jak głośnym echem rozbrzmiewały w jej głowie. Chciała tego - chciała przywiązania, które nagle się między nimi wywiązało; chciała tej bliskości, która może i nie wiązała się z fizycznością, ale jednak przekraczała granice tego, jak wyglądała za czasów ich przyjaźni. Pragnęła czegoś więcej, a jednocześnie wiedziała, że nie mogła po to sięgnąć, więc kiedy odezwała się, kierowała te słowa przede wszystkim do siebie. To siebie chciała sprowadzić na siebie i to siebie chciała przekonać do tego, że dla dobra nie tylko ich dwójki, ale przede wszystkim dla dobra ich małej rodziny, musieli trzymać własne uczucia w ryzach. To oni musieli okazać się odpowiedzialnymi, aby nie zniszczyć tego, co aktualnie posiadali. Nie chciała tego stracić.
A jednak czuła ogromny niedosyt.
Czuła niedosyt, kiedy wpatrywała się w jego oczy i wiedziała, że tak naprawdę on nigdy nie będzie jej.
Jej myśli zapędzały się zbyt daleko i gdyby tylko się im poddała, byłaby bliska popełnienia błędu. Od tego pomysłu oderwał ją dźwięk uchylanych drzwi, który sprawił, że jej spojrzenie momentalnie powędrowało w tamtym kierunku. Widok zaspanego Paddy’ego w pierwszej chwili ją zaniepokoił, jednak prędko pojęła, że nie działo się nic niedobrego. Odetchnęła z ulgą, a na jej usta wkradł się łagodny uśmiech. Nie do końca rozumiała jednak, dlaczego Paddy zdecydował się porzucić własną sypialnię. Obserwowała tę sytuację z boku, przez cały czas zupełnie nieświadomie wyginając usta w wesołym grymasie. Właśnie czegoś takiego chciała - prawdziwej rodziny, która raz po raz skutecznie ocieplałaby jej serce. Czasami żałowała, że ta nie należała do niej w takim stopniu, w jakim sama by tego chciała.
Uśmiechnęła się ciut szerzej, a jej spojrzenie powędrowało do oczu bruneta. Wzruszyła lekko ramionami, a po wyrazie jej twarzy można było wnioskować, iż naprawdę nie dostrzegała przeciwwskazań. Jakaś jej część naprawdę tego chciała, więc nim się odezwała, poprawiła poduszkę pod głową dziewięciolatka. - Myślę, że ze względów zdrowotnych nie powinniśmy się z tym spierać - stwierdziła, po czym sama ułożyła się nieco wygodniej na własnej poduszce. Obróciła się przy tym w ich stronę, teraz omiatając spojrzeniem nie tylko twarz Diona, ale również jego syna, który mościł się teraz w jej łóżku. - Poza tym, kiedy Winnie się obudzi, będę mogła odesłać do niej któregoś z was - oznajmiła, lekko przyciskając palcem nosek chłopca. Choć szczęście jest czymś, co cholernie trudno zdefiniować, Farber nie miała nawet cienia wątpliwości w kwestii tego, że właśnie teraz je odczuwała. Była szczęśliwa, a wszystko to działo się za sprawą nie tylko samego Winslowa, ale też i jego drobniejszych kopii. To właśnie ich trójka składała się na tę radość, bez której Giselle nie umiała już wyobrazić sobie codzienności.

Lekarz rodzinny — Lorne Bay Medical Center
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Ma urwanie głowy nie z jednym, a z dwójką (wspaniałych) dzieci. Niestety wciąż nie zrozumiał, że niektóre (wyjątkowe) relacje zdarzają się tylko raz w życiu.
Od wielu lat stawiał chłopca na pierwszym miejscu. Zawsze starał się mieć na uwadze, że porzucony przez matkę, wymagał większego zainteresowania z jego strony. Nie chciał dopuścić do sytuacji, w której mógłby poczuć się odtrąconym również przez niego. Dlatego zachowywał tak duży dystans w relacjach z kobietami, które poznawał na przestrzeni lat. Dystans, ale również dyskrecję; wszystko, by nie sprowadzić na ich małą, wówczas jeszcze dwuosobową rodzinę, k ł o p o t ó w.
Natomiast gdy jego myśli niebezpiecznie zbliżały się do Giselle, sytuacja stawała się znacznie, znacznie trudniejsza. Bo nie dość, że każdą komórką ciała odczuwał drażniące pragnienie, by zbliżyć się do niej w sposób nieprzystający przyjaciołom, to jeszcze znajdował ku temu r o z s ą d n e argumenty. Niestety szybko przegrywały z nawarstwiającymi się obawami. To, ile miał do stracenia, powodowało, że pozwalał powiększać się zalegającej w gardle guli, skutecznie hamującej wszelkie porywy szczerości. Nie miał w sobie wystarczająco dużo odwagi, by pozwolić pragnieniom dojść do głosu. Bo w tym przypadku nie było mowy o zachowaniu d y s k r e c j i lub jakimkolwiek d y s t a n s i e. Wszystko albo nic – właśnie to drugie przerażało go do tego stopnia, że nie był w stanie zaryzykować. Bo nie mógł pozwolić sobie na błąd, kiedy stawką było szczęście obojga jego dzieci.
Przypominał sobie o tym za każdym razem, gdy widział Paddy’ego lub Winnie.
— Teraz śpij, a jutro opowiesz mi, która pani cię tego nauczyła, dobrze? — dopytał, doskonale zdając sobie sprawę, że wszystko, co usłyszeli, było prędko wymyślonym podstępem. Jednakże, widząc, że Giselle nie miała nic przeciwko ich obecności, pozwolił chłopcu przybrać ulubioną pozycję i w spokoju zamknąć oczy. Niczego nie zdradzał, ale był absolutnie pewien, że kiedy dopadnie go głęboki sen, Paddy – jak to zwykle miało miejsce – zacznie rozpychać się na łóżku, próbując całe przejąć na własność.
Ciepło i poczucie bezpieczeństwa sprawiły, że chłopiec usnął już po kilku minutach, o czym świadczyły leniwe oddechy i niekontrolowane pomruki. Zerknął również na Giselle; miała szczelnie zamknięte oczy, lecz nie potrafił ocenić, czy również zdołała zasnąć. Przeszło mu przez myśl, że powinien przenieść chłopca do jego pokoju; to pozwoliłoby im wszystkim lepiej się wyspać. Wiedział, że to dobry pomysł, a mimo to nie potrafił zmusić się do jego realizacji. Bo chociaż było mu nieco niewygodnie, a wręcz czuł, że nogi zaczynają zsuwać mu się z materaca, leżenie przy nich sprawiało mu radość, z której nie chciał rezygnować.
Przez jakiś czas walczył z własnymi powiekami, ale ostatecznie poddał się i również zapadł w sen. Spokoju nie dawała mu tylko jedna myśl – do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak dotkliwie może było cierpieć z miłości.

Koniec <3
ODPOWIEDZ
cron