Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Chciałby znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie dla tego co zrobił, ale nie umiał. Od wielu dni, wszystko co działo się w jego życiu było tylko pustą egzystencją przepełnioną alkoholem, żalem i gniewem. Nie determinowało go więc nic, poza czystą chęcią odreagowania, podszeptywaną przez wypitą w nadmiernej ilości whisky; whisky stanowiącą dla niego ostatnią, liczącą się rzecz w tym posranym Lorne Bay. Najpierw odebrało mu ono siostrę, potem pasję do życia, a gdy wreszcie stanął na nogi, po raz kolejny brutalnie wyrwano mu z trudem odzyskane siły. Odejście Lisbeth było jak pocisk, który raz na zawsze miał zabić w Soriente miłość do tego pieprzonego miasta. Szkoda tylko, że nie zabił miłości do niej samej, bo ta nadal każdego dnia niszczyła go od środka, nie pozwalając wyrwać się z marazmu w jaki wpadł.
Na domiar złego, współdzielił dom z osobą poniekąd odpowiedzialną za to jak tragicznie zakończył się jego związek i to jeszcze bardziej go przybijało. Szukał więc sposobu, aby odreagować ten druzgocący go ból i tych kilka promili we krwi szybko podpowiedziało mu, że odnajdzie go wyżywając się na odurzonym alkoholem, niewinnym mężczyźnie stojącym na przeciwko niego.
Sam już nie wiedział o co poszło, czy na niego wpadł, gdy przechodził obok rozmawiając z kumplami, czy jeden z nich specjalnie go popchnął w stronę Soriente. Zresztą dla francuza nie miało to żadnego znaczenia. Bardziej skupiał się na tym, aby reagować w porę, bo prowadził coraz to żywszą dyskusję, z grupką pijanych mężczyzn. Kazali mu wyluzować, uspokoić się, tłumaczyli coś, co go absolutnie nie interesowało, bo nawet nie chciał aby się usprawiedliwiali. Chciał, pozwolić sobie poczuć złość, wyżyć się wreszcie, sprawić, że chociaż na moment ból, który czuł przeniesie się na kogoś innego.
I, gdy po raz kolejny przymierzał się do popchnięcia swojego winowajcy ktoś mu przerwał. I zrobił to na tyle skutecznie, że zamroczone spojrzenie Remigiusa powędrowało w kierunku twarzy tej osoby, szybko odczytując wymalowane na niej emocje.
- Też masz, kurwa, jakiś problem? - Fuknął, mierząc wzrokiem wysokiego mężczyznę, dopiero po chwili rozpoznając w nim barmana i właściciela pubu. Nie pierwszy raz był w Rudd's. Kojarzył Hardena, ale przez to ile wypił, niekoniecznie najszybciej łączył pojawiające się w jego głowie kropko.

Harden E. Caulfield
Właściciel i barman — w Rudd's Pub
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi najlepszy pub w mieście. Wreszcie pogodził się z rozpadem związku i zamiast podrywać wstawione klientki, skupia uwagę na Donaldzie.
019.

Jeśli dotychczasowe wydarzenia zdołały go czegokolwiek nauczyć, to z pewnością była to wstrzemięźliwość, lecz wyłącznie wobec przedwczesnego świętowania. Zrozumiał, że zwycięstwo w jednej bitwie nie oznacza wygrania całej wojny. Zdając sobie sprawę z tego, że Donalda odznaczała się wyjątkowo k a p r y ś n y m charakterem, nie zamierzał ryzykować uznania wspólnie spędzonej nocy za sukces. Być może biała flaga została wywieszona jedynie na chwilę? Nawet jeśli tak było, jeśli dziewczyna chciała zamydlić mu oczy, zdejmując z siebie ubranie, sprzeciwiając się jej, wyszedłby na durnia. A przecież – co było zasadą wpajaną nawet młodym chłopcom – kobiecie się nie odmawia!
Będąc w pracy, odsuwał od siebie podobne myśli. Wychodził z założenia, że w im lepszym znajdował się nastroju, tym lepiej bawili się jego goście. Niestety, teoria ta nie zawsze się sprawdzała.
Rozmawiał przy barze z ładną, wysoką blondynką. W innych okolicznościach sposób, w jaki uśmiechała się do niego, zachęcając do dalszej rozmowy, prawdopodobnie mocno by mu schlebiał. Teraz bardziej niż na nalaniu dla niej piwa, skupił się na się na obserwacji szamotaniny po drugiej stronie baru. Uważnie śledził przebieg sytuacji. Oderwał wzrok od przepychającego się Remigiusa – nie po raz pierwszy zjawił się w Rudd’s, dlatego zdążył zapamiętać jego imię – kiedy poczuł na palcach wylewające się z kufla zimne piwo. Zaklął. Odstawił szkło i przetarł dłonie. Obsłużenie blondynki pozostawił drugiemu barmanowi, a sam wyszedł zza kontuaru i wkroczył między wykłócających się mężczyzn.
— Żebyś wiedział — rzucił, odseparowując awanturnika od reszty. Nie zamierzał pozwalać, by ktokolwiek (bez względu na powód) wszczynał bójki w jego barze. — Masz dwa wyjścia. Uspokajasz się i wracasz na swoje miejsce. Albo wychodzisz przez tamte drzwi i nie wracasz w ogóle — powiedział, nie spuszczając z niego wzroku. Przywykł do awantur. Nie był to pierwszy raz, kiedy pijany gość podniósł na niego głos.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Nie był dumny z decyzji jakie podejmował w tamtym okrutnym i przygnębiającym czasie jakim był okres po rozstaniu z Lisbeth. Niestety nie był do końca sobą i kompletnie ignorując jakiekolwiek zdroworozsądkowe podejście, słuchał porad dwóch najgorszych z możliwych doradców - alkoholu i emocji. Więc, gdy sytuacja w Rudd's stawała się coraz bardziej napięta, Soriente ani myślał nad tym, by jakoś zapanować nad wzrastającą w nim irytacją. Pozwalał, aby gniew kompletnie go zamroczył, bo w zasadzie wszystko było mu jedno. Sądził, że żal i smutek przepełniają go na wskroś, ale odkąd skonfrontował się z Laurissą i dowiedział jakich bzdur nakładła do głowy Lisbeth, zdecydowanie wściekłość była uczuciem jakiego nie potrafił się wyzbyć.
Nie umiał więc nie skorzystać z takiej wspaniałej okazji, by wreszcie dać upust swojej frustracji. Trochę na siłę szukał zaczepki, a procenty krążące w jego żyłach tylko mu w tym pomagały, zakłamując rzeczywistość, którą Remy odbierał w przekłamany sposób. W zasadzie, gdy Harden stanął mu na drodze, skutecznie uniemożliwiając mu kontynuowanie swojej przepychanki z innymi gośćmi pubu, Soriente miał to gdzieś. Było mu kompletnie obojętne z kim przyjdzie mu się zmierzyć, bo i tak było już za późno, aby zapanował nad złością, która go przepełniała.
- Aha - odparł, spoglądając na mężczyznę i przez chwilę zastanawiając się, czy uda mu się go sprowokować samymi słowami. Z drugiej strony była jeszcze taka opcja, w której Soriente odmówi skorzystania z jakiegokolwiek rozwiązania i zmusi barmana by ten sam spróbował go usunąć z baru, ale Remy chciał chyba czegoś mocniejszego. Zaśmiał się, chociaż w jego oczach na próżno było szukać czegokolwiek poza pijackim obłędem i skołowaniem. Odchylił na moment głowę, jakby próbował się uspokoić i odetchnąć, po czym ponownie spojrzał na Hardena. Uśmiech znów zamajaczył na jego twarzy. - Znam jeszcze trzecie wyjście - oznajmił, po czym jego prawy sierpowy trafił prosto w Caulfielda. Aż poczuł mrowienie w pięści, ale nie mógł się na tym długo skupić, bo tak jak uderzył właściciela Redd's tak też zachwiał się na nogach. Chwilę później kompletnie stracił równowagę wpadając na jakiś stolik za sobą i chyba go łamiąc. W ustach poczuł smak krwi, a odrętwiały i szczęka pulsowały nieznośnym bólem. Wściekły zerknął na swojego przeciwnika i znów rzucił się w jego kierunku i tak te sceny barowej bijatyki rozgrywały się jeszcze jakiś czas, aż Soriente nie opadł na bar. Był zmęczony, obolały i wściekły. Nie miał już sił, a alkohol wcale nie pomagał mu w tej walce, przez co była nie równa, a jednocześnie francuz miał wrażenie, że odnalazł w niej swego rodzaju ukojenie. Chciał tego. Chciał przez moment nie skupiać się na rozrywającym serce bólu po utracie Westbrook, a na tym gorzkim cierpieniu jakim obdarowywały go pięści Hardena. - Dawaj, jeszcze raz. No dawaj! - Dopingował go, chociaż sam nie stawiał już oporu, wręcz przeciwnie, oczekiwał z utęsknieniem na kolejny cios. - Kurwa! Tylko na to ciebie stać? Jebnij mi! - Krzyknął, ledwo stojąc na nogach, a w zasadzie to utrzymując pion tylko dlatego, że połowę ciała opierał na przedramionach, kurczowo trzymający się baru.

Harden E. Caulfield
Właściciel i barman — w Rudd's Pub
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi najlepszy pub w mieście. Wreszcie pogodził się z rozpadem związku i zamiast podrywać wstawione klientki, skupia uwagę na Donaldzie.
Czy gdyby wiedział, że chodziło o k o b i e t ę zareagowałby w inny sposób? Nie. Bez względu na powód, awanturujący się mężczyzna przeszkadzał pozostałym gościom Rudd’s, a nawet samemu Hardenowi, który zwyczajnie nie akceptował takiego zachowania we własnym barze. Musiał zareagować. Musiał to przerwać. W innym wypadku wydałby milczące przyzwolenie na zaczepianie postronnych klientów, nie chcących mieszać się w sprawy pijanego producenta.
Wiedział natomiast jak smakuje złamane serce. Niechętnie wracał wspomnieniami do okresu następującego po tym, jak Gemma zdecydowała się zakończyć ich związek, przy okazji (lub aby znaleźć p r e t e k s t ułatwiający odejście) zdradzając go. Problem polegał na tym, że Harden nie mógł zatopić kumulującego się w nim żalu w alkoholu! Wprawdzie jego leczenie – związane z nowotworem – było zakończone, ale czekało go jeszcze zetknięcie z chirurgią plastyczną oraz miesiące zażywania lekarstw, które miały doprowadzić jego organizm do względnego porządku. Jak więc poradził sobie z rozstaniem? Pierwszy raz zachowując się jak dorosły człowiek – pozwalając czasowi płynąć.
Nie wiedząc, co stało za zachowaniem mężczyzny, jego przepychanki wziął za efekt zbyt dużej ilości whisky połączonej z buzującym testosteronem. Tak czy inaczej, nie zamierzał przyglądać się temu z boku. W końcu chodziło o jego klientów. O jego bar.
Nie zdążył odpowiedzieć. Trzecie wyjście było najgorszym z możliwych, ale – gdyby porządniej się nad tym zastanowić – najbardziej prawdopodobnym. Do tego to wszystko zmierzało. To właśnie widać było w oczach awanturującego się gościa.
Cios wymierzony w twarz zabolał, tym bardziej że Harden nie spodziewał się, że sprawy potoczą się tak szybko. Bardziej niż przez ból, zdenerwował się uszkodzonym meblem, przy którym – całe szczęście – nikt nie siedział. Przestał myśleć o tym, co mu w y p a d a. Natychmiast uruchomił się w nim instynkt obronny, dlatego Remigius nie musiał czekać na reakcję, którą sprowokował. Zacisnął pięści i dał się ponieść, wyprowadzając kilka ciosów, którym brakowało wprawy, lecz nie siły. Szamotanina nie trwała długo, choć Hardenowi wydawała się ciągnąć wieczność. Szybko poczuł smak krwi w kąciku ust, a knykcie zaczęły szczypać; czyżby odrapał skórę? Tak czy inaczej, pchnięcie Remigiusa na bar nie było łatwe. Bo choć różnica wzrostu między nimi była niewielka, pozostawała zauważalna, a co więcej dawała się o d c z u ć.
Nie zdołał się pohamować. Dostrzegł, że przeciwnik zaczął tracić siłę, ale prowokacyjne słowa w towarzystwie podwyższonego poziomu adrenaliny i złości wywołanej zamieszaniem sprawiły, że uderzył raz jeszcze. A może dwukrotnie? Powstrzymał się w połowie kolejnego zamachu i to wyłącznie dlatego, że jego uwagę zwróciła stojąca za ladą barmanka, która celowo upuściła na ziemię kilka szklanych kufli – tłukąc się, narobiły sporego hałasu.
— Dość — warknął, z trudem łapiąc oddech. — Na dwór. JUŻ! — krzyknął. Aby pomóc francuzowi w podjęciu decyzji, szarpnął go za ubranie i wyprowadził tylnym wyjściem. Tam, resztkami sił, pchnął go na ścianę budynku, o którą sam również się oparł. Pochylił się, oparłszy dłonie na kolanach.
— Co ci właściwie tak odjebało?

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Miał gdzieś to, czy postronni świadkowie tego wydarzenia w ramach chęci zdobycia rozgłosu na przykład udostępnią filmiki z tego niebywałego popisu idiotyzmu jaki zaprezentował Soriente. Ogólnie mało co obchodziło Remigiusa, bo odkąd w jego życiu zabrakło Lisbeth, nic nie potrafiło wypełnić po niej pustki. Pustki, która z każdym dniem rozrastała się coraz bardziej, osiągając rozmiary gigantycznego krateru obejmującego jego serce i duszę.
Ból, który serwowały mu ciosy Hardena był jak wybawienie. Na tych kilka chwil nic poza nim nie istniało. Skronie i policzki pulsujące nieprzyjemnie od przyjmowanych ciosów, metaliczny smak krwi w ustach i to poczucie przegranej, które mógł kontrolować. Lise wymierzyła mu ból, który zwalił go na kolana wprawiając w kompletną bezsilność. Nie potrafił się wybronić, nie umiał nawet znaleźć w sobie sił by to zrobić. W pojedynku z Hardenem w pewnej chwili uznał, że nie ma sensu dalej walczyć, nawet próby ucieczki byłoby głupstwem, bo nie dały by mu nic. Za to wystawienie się na ból i pokorne rozkoszowanie się w wymierzanej karze, było dokładnie tym, czego potrzebował.
Niestety nie dane było mu kompletnie odpłynąć, chociaż ostatnie ciosy barmana sprawiły, że na kilka sekund Remy'ego totalnie zamroczyło. Dał się więc bez trudu zawlec na zaplecze, a potem wyprowadzić na dwór. Nie miał za wiele sił i motywacji, więc gdy tylko Haren go puścił, Soriente osunął się po murze na ziemię, opierając zmaltretowaną głowę o przedramię spoczywające na zgiętym kolanie.
- A co ci do tego? - Burknął, a raczej wymamrotał nie spoglądając na mężczyznę, tylko nadal z zamkniętymi oczami starając się ogarnąć swoje położenie i miejsce w jakim się znajdował. Łeb mu pękał, knykcie bolały, a gromadząca się w ustach krew, sprawiała, że co jakiś czas musiał ją wypluwać. - Upiłem się, a ten gość... zresztą nie ważne - dodał, po tym jak już uniósł zamroczone spojrzenie w stronę szefa baru. - Chcesz to dzwoń po gliny. Ja i tak nigdzie nie spierdolę, nie mam siły, więc śmiało - oznajmił, bo w przypływie świadomości, będącym konsekwencją krążącej w jego żyłach adrenaliny, zdawał sobie sprawę, że zapewne nie ujdzie mu na sucho to czego się dopuścił. Z drugiej zaś strony zaaresztowanie byłoby cudownym podsumowaniem jego niefortunnego żywota i gwoździem do trumny, przesądzającym o tym, że czas najwyższy opuścić to cholerne miasteczko.

Harden E. Caulfield
Właściciel i barman — w Rudd's Pub
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi najlepszy pub w mieście. Wreszcie pogodził się z rozpadem związku i zamiast podrywać wstawione klientki, skupia uwagę na Donaldzie.
Ta obojętność mogła go zgubić. Niestety Remigius był zbyt pijany, by to zauważyć. Harden nie zamierzał tak ryzykować. Zbyt dużo czasu poświęcił na budowanie Rudd’s, by pozwolić rozgrywać się tym wydarzeniom bez własnej ingerencji.
Zależało mu, więc wmieszanie się było oczywistym następstwem.
Nie lubił bólu. Podczas szamotaniny właściwie w ogóle go nie odczuwał. Gniew oraz towarzysząca mu adrenalina sprawiły, że przyjmowane ciosy zdawały się nic nie ważyć. Dopiero smak krwi płynącej z rozciętej wargi sprawił, że zaczął m y ś l e ć. Żaden z nich nie popisał się taktyką – trudno było mówić o jakimkolwiek pomyśle na prowadzenie potyczki, gdyż nawiązała się przypadkiem, niespodziewanie. Za to nie można było odmówić temu widowisku efektowności; tłukące się szkło, uszkodzone meble, głośne wrzaski, a nawet pojawiająca się na twarzach krew świadczyły o zajadłości tego idiotycznego sporu. Harden był przekonany, że stali bywalcy, mieszkańcy Lorne Bay, długo nie zapomną dnia, w którym właściciel baru wdał się w awanturę z reżyserem. Bycie na językach nie podobało mu się w równym stopniu, co pulsujący ból pod lewym okiem.
— Pojebało cię? — spytał, głośno akcentując każdą sylabę; może obawiał się, że zamroczony alkoholem umysł Remy’ego nie byłby w stanie przetworzyć swobodnego tonu. — Czarny właściciel baru w Sapphire River obił mordę reżyserowi z posiadłości wartej grube miliony — prychnął nie bez złośliwości. — Nie, nie potrzebuję policji na głowie. Ufam im jeszcze mniej niż tobie — przyznał, obserwując niepewnie stojącego mężczyznę. Nie sądził, by interwencja władz mogła pomóc. Hardenowi od najmłodszych lat tłumaczono, że policja działa wybiórczo. Ojciec powtarzał mu, by uważał, by się nie wychylał, a kiedy na ostrożność było już za późno i musiał stawić czoła policjantom, miał być grzecznie i ze spokojem wykonywać polecenia. Takich nauk nie da się zapomnieć, zostają z tobą do końca życia. Bo choćby świat zaczął się zmieniać, wyplenienie niektórych skłonności mogło potrwać całe dekady.
— Kurwa, mam nadzieję, że wyglądam lepiej od ciebie — stwierdził nagle, zaczynając odzyskiwać oddech. Szczerze mówiąc, nie chciał wracać do pubu. Jego pracownicy z pewnością zajmą się sprzątaniem. On nie miał najmniejszej ochoty konfrontować się z pytaniami, jakie mieli w zanadrzu goście, ale też zatrudnieni przez niego ludzie.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Oddychał ciężko, a krew tętniąca w żyłach szumiała głośno w jego uszach. Nadal przezywał właśnie co stoczoną bójkę i czuł wściekłość, bo miał nadzieję totalnie się odciąć, aby ten fatalny wieczór śmiało móc mianować koszmarem, jednak Harden w porę się opamiętał i odebrał Remigiusowi resztki nadziei.
- Daj spokój - mruknął pod nosem, po czym wypluł krew jaka nieustannie zbierała się w jego ustach przez rozciętą wargę. - Ale rób jak chcesz - burknął, bo było mu wszystko jedno, aczkolwiek spędzenie nocy w areszcie na pewno pomogłoby mu trzeźwiej podejść do rzeczywistości i może wreszcie ruszyć z miejsca. Chociaż prędzej sprawiłoby, że zapadłby się w tym grząskim gruncie pełnym gówna jeszcze bardziej niż obecnie. - Mi jest wszystko jedno - dodał jeszcze, a gdy Harden skomentował swój wygląd, Remiigius leniwie podniósł na niego własne spojrzenie.
Niekoniecznie najlepiej widział, bo miał problemy z otworzeniem prawego oka, ale domyślał się, że jego przeciwnik ma się lepiej od niego samego. Miał kilka zadrapań na twarz i limo na policzku, ale nie wyglądało to aż tak drastycznie. Zaś Soriente czuł z każdą mijającą sekundą jak wszystko zaczyna go coraz mocniej boleć. Adrenalina opadała, a naruszone tkanki i obite kości zaczęły dawać o sobie znać. Alkoholowy amok także mu przeszedł, bo przez tą bijatykę nieco wytrzeźwiał, ale za to zmęczenie uderzało w niego ze zdwojoną siłą.
- Pewnie tak - sapnął, z trudem spoglądając w górę na Hardena. - Jest kiepsko? - Spytał, odnosząc się do tego jak prezentowało się jego, poobijane oblicze. - Zasłużyłem, powinieneś przypierdolić mi mocniej. Żałuję, że przestałeś... Myślałem, że się nie opamiętasz - dodał, po czym zwiesił smętnie głowę między ramionami i po prostu tak trwał.
Pojęcia nie miał co dalej. Nie chciało mu się wstawać, nie miał ochoty nikogo prosić o pomoc. Mógłby zadzwonić po Rissę, po asystenta, po kierowcę, czy taksówkę, ale w zasadzie miał w dupie to jak się skończy ten pieprzony wieczór.
- Jak to się skończy... - zaczął, a mając na myśli t o sam nie do końca wiedział do czego się odnosił. Czy chodziło mu o swój fatalny stan, czy o tę noc, czy o całą sytuację w jakiej obecnie znajdowało się jego życie. W każdym razie zaczął mruczeć pod nosem, ale słowa te kierował do Hardena. -...poniosę koszty. Powiesz ile i zapłacę, skontaktuje się z tobą ktoś... nie wiem - mruczał, bo może i odjebał właśnie scenę w barze, ale w gruncie rzeczy wcale nie był jakimś gnojkiem i nigdy nie dopuściłby się czegoś tak obrzydliwego, gdyby nie załamanie nerwowe, które właśnie przechodził.

Harden E. Caulfield
Właściciel i barman — w Rudd's Pub
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi najlepszy pub w mieście. Wreszcie pogodził się z rozpadem związku i zamiast podrywać wstawione klientki, skupia uwagę na Donaldzie.
Przywołał na twarz pyszny uśmieszek, lecz gdy tylko jego wargi wygięły się w łuk zadowolenia, syknął, całkiem zmieniając wyraz twarzy. Nawet jeśli przez moment poczuł się wygrany, konsekwencje zajścia odebrały mu płynącą z tego przyjemność.
Rozprostował palce dłoni, po czym ponownie zacisnął je w pięść. Rany na knykciach wyglądały powierzchownie – były zwykłymi otarciami – a ruch okazał się nie nieść za sobą dodatkowego bólu, co oznaczało, że nie wybił kości ze stawów, kiedy dekorował ciosami twarz reżysera.
— Przydałby się lód — rzucił, uważniej przyglądając się mężczyźnie. Bo chociaż przed sekundą postawił przed Remigiusem podobne pytanie, samemu musząc na nie odpowiedzieć, nie potrafił znaleźć właściwych słów. — Dużo lodu — dodał i powtórnie spróbował się uśmiechnąć, co jak poprzednim razem, skończyło się syknięciem. Dodatkowo zrozumiał, że odczuwał ból również w okolicy oka. Nie będąc w stanie powstrzymać odruchu, dotknął pulsującego miejsca i poczuł ciepło oraz nabrzmiałą strukturę.
— Dałem się sprowokować — przyznał niechętnie. Jednakże nie widział innej możliwości, jak wmieszać się w sytuację i nie dopuścić do tego, by rozwijała się bez kontroli. Nie mógł pozwolić, by jego bar (lub stali goście) ucierpieli. — W takim razie pomyliłeś lokale. Mogłeś rzucić się na głęboką wodę i zaczepić kogoś ważnego w Shadow — prychnął, czując cierpkość w ustach na samo wspomnienie klubu stanowiącego jego utrapienie. A może to kwestia pękniętej wargi oraz smaku krwi pojawiającej się na języku?
— Wystawię ci rachunek, nie martw się — odparł. Nie zamierzał ponosić kosztów naprawy wyposażenia. Rudd’s nie było miejscem, w którym można było zrobić burdę i liczyć na m i ę k k i e serce właściciela. Choć z drugiej strony Harden mógł potraktować go gorzej.
— Powinieneś iść spać. I umyć się. Śmierdzisz piwem — skomentował. Prawdopodobnie podczas szamotaniny udało im się przewrócić więcej niż jeden pełny kufel. — Bo chyba nie zamierzasz zostać tutaj? — Tył budynku był wprawdzie osłonięty, lecz nie znajdowało się tutaj nic poza pustymi skrzyniami po butelkach.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Za czynami Remigiusa przemawiał alkohol krążący w jego żyłach. Soriente, chociaż posiadał potężną aparycję i postawę świadczącą o tym, że raczej bójek się nie bał, nigdy nie był skory do przemocy. Dlatego tak bójka, którą wywołał w Rudd's była dość niespodziewanym i nieoczywistym epizodem w jego życiu. Jednocześnie była chyba nie unikniona, bo niczym gwóźdź do trumny, cudownie zwieńczała dno w jakim obecnie znajdowało się jego życie.
- Też tak sądzę - burknął, po czym delikatnie przesunął opuszkami palców po obolałej twarzy. Wyczuł napuchnięte miejsce obok prawego oka, a potem krew, gdy przesunął dłonią po okolicach nosa i ust. Pewnie wyglądał fatalnie, ale w zasadzie mało go to obchodziło. Dopiero jutro odczuje jak bolesne w skutkach były jego brawurowe zaczepki, bo póki co procenty nadal skutecznie go znieczulały. - Idź, zadbaj o siebie. Nie rozumiem, po co nadal nade mną ślęczysz - dorzucił, bo nie rozumiał Hardena. Właśnie narobił rabanu w jego barze, dostał od niego po mordzie, sam zadał mu kilka nieprzyjemnych cisów, a ten nadal nad nim stał zamiast wezwać gliny i dać sobie spokój.
- Chciałem kogoś sprowokować - przyznał się Remy, bo przecież tylko o to mu chodziło. Chciał siebie ukarać za to co zrobił, chociaż sam nie wiedział do końca co spieprzył. Po prostu żywił wstręt do własnej osoby i z upartością maniaka chciał doprowadzał do destrukcji własnego życia. - Pierdole Shadow, nie wspominaj o tym miejscu - fuknął, bo podobnie jak Harden, żywił wobec tego miejsca gorącą nienawiść. Nie tylko dlatego, że uważał takie przybytki za wylęgarnie zła, ale przede wszystkim dlatego, że Lisbeth przez praktycznie całość ich związku tam pracowała, okłamując go i zmawiając mu, że jest kelnerką w jakimś mało interesującym pubie. Jakby mógł spaliłby Shadow wraz ze wszystkimi ludźmi w środku, ale wtedy jego rodzina do kilku pokolej w przód pewnie ponosiłaby tego konsekwencje.
- Na to liczę - przytaknął, bo nawet jak wyszedł na palanta to wcale nim nie był. Chciał więc zadość uczynić Hardenowi szkód zadanych w jego barze. - Ty także - uniósł wreszcie spojrzenie na barmana, a na swojej poobijanej twarzy przywołał nawet coś, co chyba miało być cieniem uśmiechu. - Nie wiem, póki co posiedzę sobie jeszcze chwilę... W zasadzie jest mi to obojętne - dodał, bo nie czuł potrzeby ruszania się z tego rynsztoku. W domu i tak nikt na niego nie czekał, Laurissa wkurwiała go swoim widokiem, a ta brudna uliczka idealnie odzwierciedlała punkt w jakim obecnie znajdował się w swoim życiu.

Harden E. Caulfield
Właściciel i barman — w Rudd's Pub
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi najlepszy pub w mieście. Wreszcie pogodził się z rozpadem związku i zamiast podrywać wstawione klientki, skupia uwagę na Donaldzie.
Przede wszystkim potrzebował złapać oddech oraz uspokoić ciało. Nie chciał robić tego na oczach pracowników. Choć był to jego o b o w i ą z e k, nie miał ochoty tłumaczyć ciekawskim, szukającym sensacji gościom powodów całego zajścia. Bo, prawdę mówiąc, ich nie znał. Wmieszał się w środek szamotaniny, nie wiedząc, co do niej doprowadziło. Wolał zostać na zewnątrz. Dać wszystkim zgromadzonym czas na ochłonięcie, a pracownikom na pobieżne uprzątnięcie lokalu. Chował się, poniekąd.
— Stoję tutaj, bo nie mam ochoty wracać tam. Przynajmniej nie teraz — odparł ze wzruszeniem ramion. Spojrzał na poobijanego mężczyznę i nagle zaczął mu współczuć; uszła z niego znaczna część agresji, pozostawiając po sobie dziwnego rodzaju zasępienie. Remigius wyglądał na przybitego, jednak Harden nie zamierzał wywlekać swoich spostrzeżeń, które wcale nie musiały być zgodne z rzeczywistością.
— Udało ci się. Nie biłem się… — zrobił pauzę i odruchowo zamierzał potrzeć skroń, lecz w ostatnim momencie powstrzymał dłoń przed dotknięciem skóry i przywołaniem kolejnej fali bólu —… od dawna — zakończył, nie przywołując konkretnych dat.
Zaśmiał się; bardziej niż wesoły śmiech przypominało to smętne prychnięcie, lecz szczerze rozbawiło go, że obaj darzyli Shadow specyficznym rodzajem s y m p a t i i. — Tam stalibyśmy po tej samej stronie — rzucił, co w obecnej sytuacji wydawało mu się całkiem zabawne. Poza tym, że pracująca dla Shadow wylęgarnia półmózgich drabów siała zamęt w jego lokalu, nie miał wiele przeciwko temu miejscu. Jeśli nie Shadow, powstałby inny klub serwujący podobne u s ł u g i, ponieważ popyt na nie będzie zawsze, a niezajęta nisza kusiłaby nowych inwestorów. Czy więc nie lepiej było radzić sobie ze znajomym złem niż nowym, po którym nie wiadomo czego należałoby się spodziewać?
— Wezwałbym ci taksówkę, ale jesteś dorosły. Poradzisz sobie — stwierdził, raz jeszcze przyglądając się reżyserowi. W jego słowach nie było pewności, bo Harden nie miał pojęcia, czy kilka ciosów zdołało – o dziwo – ocucić Remigiusa na tyle, by sięgnął po resztki rozsądku niezaćmione przez alkohol i zwyczaje wrócił do domu.
Westchnął głucho i spojrzał w niebo. — Wracam do środka — rzucił. — Muszę skontrolować sytuacje — wyjaśnił, bo mimo wcześniejszej niechęci, poczucie obowiązku zaczęło wiercić mu dziurę w brzuchu; a może były to nieprzyjemne konsekwencje ciosów na żołądek? Tak czy inaczej, musiał to sprawdzić. — A ty weź się w garść, chłopie — poradził. — I poważnie, przyłóż do twarzy coś zimnego — dodał, zanim otworzył drzwi i zniknął za nimi.

Koniec <3
ODPOWIEDZ