olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Zjawisko Ainsley Remington zwyczajowo nie występowało w przyrodzie samodzielnie (co by nie powiedzieć bardziej dosadnie - samotnie), za to w towarzystwie innego przedstawiciela gatunku i owszem - zwykle jej nadal świeżo poślubionego małżonka (i szczęścia można było co najwyżej życzyć szaleńcom, próbującym uczknąć wtedy cokolwiek jej uwagi), nie mniej często menadżera (niedziwne w przypadku osoby, która karierę zawodową ma rozbudowaną do tego stopnia, że nie ma czasu żyć), ewentualnie od biedy był jeszcze asystent - którego to w końcu ukryte talenty (Ainsley zwykła żartować że zupełnie jak kody w grach komputerowych) miały ją doprowadzić dzisiaj do objawienia się w jednej z najlepszych restauracji w Cairns. Na stolik w tym miejscu zwykle oczekiwało się co najmniej kilkanaście dni, sprawa wydawała się jednak być nagląca - w końcu Gabriel anonsował się w tej kwestii już kilkanaście razy - wymagała więc najwyraźniej specjalnych środków i pewnych poświęceń. Niezależnie jednak od wszystkiego, obie strony zostały o dacie i miejscu spotkania poinformowane z odpowiednim wyprzedzeniem, a wszystko potem zostało zostawione - na zasadzie niech się dzieje wola nieba - samym zainteresowanym. Nie było w końcu tak, że Ainsley takich momentów ze swoimi przyjaciółmi nie wyglądała ze zniecierpliwieniem. Niezależnie czy chodziło o Julię, czy o Gabriela, kiedy tylko miała chwilę wolnego czasu (i była w stanie jakoś na dłużej odkleić się od własnego męża, jak dzisiaj) pędziła do nich co sił, na złamanie karku wręcz, acz z odpowiednią i dość charakterystyczną dla jej osoby nonszalancją.
Znała Webstera na tyle, by zdawać sobie sprawę, że niezależnie od tego z kim się spotykał, i tak był na miejscu przed czasem, sama również postanowiła zastosować się do tej zasady, choć na miejscu okazało się że jej zapobiegliwość i tak była zbyt mała, bo Gabe zajmował już miejsce przy zarezerwowanym dla nich stoliku. Cwana bestia. Oczywiście w Lorne Bay nie mogła liczyć na magię, która w Londynie otwierała jej wszystkie drzwi - co było nietrudne będąc posiadaczką złotych olimpijskich medali w ukochanym przez naród i królową (świeć panie nad jej duszą) jeździectwie, jednego z bardziej szanowanych nazwisk w kraju i statusu lokalnej it girl. Tutaj dla zdecydowanej większości gawiedzi była co najwyżej żoną komendanta miejscowej straży pożarnej (aczkolwiek tytułowanie jej komendantową przez oczywiście p r z e m i ł e panie w urzędzie gminy, w trakcie załatwiania papierologii, uważała za całkiem urocze), musiala się więc odpowiednio przed konsjerżem wysypać - kim jest, na jakie nazwisko jest rezerwacja i resztę bajerów. Dosyć uprzejmie jak na standardy księżnej Remington podziękowała za pomoc w dotarciu do stolika, w kierunku którego ruszyła sama, odrobinę skradając się niczym jakiś szpieg z krainy deszczowców albo jedna z tych żon, przyłapujących własnego, prywatnego małżonka na zdradzie. Złapała się na tym, jak abstrakcyjna była to wizja, tym bardziej że jej doświadczenia w temacie romansów ograniczały się do maksymalnie przelotnej przygody z mężczyzną, który później został jej mężem. Była to jednak historia na zupełnie inne okoliczności, teraz zatrzymała się w końcu za plecami Gabriela i lekko obejmując go za ramiona, przechyliła się by oznajmić swoją obecność:
- Dzień dobry! - wypaliła radośnie i sprzedała mu przelotne cmoknięcie w czubek głowy. Odeszła na dosłownie trzy kroki, wyrastając bardziej obok Webstera i dodała bardzo luźno: - Czy to nie ty czekasz przypadkiem na swoją marnotrawną przyjaciółkę, która w okropny sposób nie miała dla ciebie ostatnio czasu? - i ponownie przechyliła się w jego stronę by go wyściskać, jak na stęsknioną kumpelę przystało. Chwilę im zeszło na tym całym powitalnym rytuale, więc dopiero kiedy zajęła miejsce na przeciwko Gabriela, wypaliła:
- A teraz musimy nadrobić zaległości. O co chodzi z tymi kotami? Miles mówił, że dzwoniłeś kilkanaście razy - pokiwała głową twierdząco. Na jej twarzy pojawił się odrobinę przebiegły uśmieszek i rozbawionym tonem dodała: - Skarżył się, że go nagabujesz - zaśmiała się jednak szczerze, dość bezpośrednio sugerując że był to żart. Rozsiadła się na swoim krześle, ułożyła grzecznie ręce na całych długościach przedramion na krawędzi stołu i pochylając się konspiracyjnie dodała: - Widziałam ogłoszenia - cóż, Gabriel jeśli w coś się w końcu angażował, robił to na sto procent, nie mogła się raczej dziwić że kiedy zaginął jeden z jego przyjaciół (choć za abstrakcję uważała nazywanie tak jakiś domowych sierściuchów), robił wszystko co w jego mocy by ten wrócił do domu.
Nie mogła się również nadziwić, jak to możliwe, że żaden kelner nie proponuje jej jeszcze najlepszego wina.
Eh, prowincja.
właściciel farmy ananasów — i jedenastu kotów
43 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gabriel był obrażony. Nawet nie zamierzał tego ukrywać. Oczywiście, nie mógł się doczekać spotkania z Ainsley, przyszedł przed czasem, dał się wyściskać i wycałować i nie wiadomo co jeszcze, nie będzie przecież robił sceny - jeszcze. Bardziej był w nastroju na domyśl się i charakterystyczne wycofanie; wszakże monolog o złamanym sercu już wyczerpał na Julię, która okazała się wrócić do Lorne i nawet go nie powiadomić. Jak to się dzieje, że Gabriel to taki dobry chłopak, a serce podarował kobietom, które nie umiały się nim delikatnie zaopiekować? Wiedział, że obie miały swoje sprawy, obie są zajęte; Chryste, Ainsley była teraz mężatką, zatem wcale nie oczekiwał, że będzie na każde jego skinienie - ale mogłaby być przynajmniej na większość! Nie umie multitaskować? Nie mogłaby jedną ręką zabawiać Dicka, a drugą odpisywać Gabrielowi na smsy? :lol: Czy to byłoby takie trudne? Czy on prosił o aż tak wiele? Nie odpowiadaj.
- Tak, to zdecydowanie ja - przytaknął nie kryjąc urazy. Nie będzie udawał, że wszystko jest w porządku; toć to mężczyzna wrażliwy i kruchy i spotkało go przecież coś bardzo złego.
Całe szczęście księżna zdawała się zdawać sobie sprawę z tego, jak okrutnie się z nim obchodziła; to dobrze. Istniała szansa, że wybaczy jej ten okres niedostępności, choć sam nie wiedział, jak go przeżył. Ona miała być przecież jego przewodniczką po meandrach życia; miał na niej polegać jako błądzące przez mgłę ślepe dziecko w świecie pojebanych dorosłych relacji i decyzji, tymczasem... Odbierał jej asystent? To było obrazą samo w sobie. Czyżby Gabriel znaczył dla niej tak niewiele? Takie myśli przechodziły mu przez głowę coraz częściej. Zaległości? Między nimi nie powinno być żadnych, jej słowa boleśnie mu o tym przypomniały. - Powinnaś go zwolnić - rzucił bezpardonowo, rozglądając się jednocześnie za kelnerem. Nie czuł się w obowiązku udawania, że jej asystent dawał radę - zdaniem Gabriela wykonywał swoją pracę najgorzej, jak to możliwe. - Jeśli nie był w stanie odpowiednio zająć się moim interesem do ciebie, mogę tylko w przerażeniu myśleć o tym, z iloma pozostałymi dzwoniącymi nie dał sobie rady.
Zdawało się, że Miles obrywał tu najbardziej - ale to dlatego, że Gabriel chciał wierzyć w Ainsley. Chciał wierzyć w to, że ona by go nie olała, ale to jej asystent dał dupy i nie przekazywał wiadomości. Liczył się jednak z tym, że prawda była zupełnie inna. - Leonardo DiCatrio zaginął - potwierdził zbolałym głosem. Wówczas - z solidnym opóźnieniem - przy stole pojawił się kelner, zaproponował im selekcję wina, odtańczyli cały taniec próbowania, wąchania i wybierania; całe szczęście, bo Gabriel wiedział, że bez alkoholu może tego wieczoru nie przeżyć. - Myślę, że został porwany przez konkurencję... - chciał już przejść do opowieści o swoim kocim dziecku, ale nie umiał. Jeszcze nie. - Parę tygodni do ciebie dzwoniłem, Ainsley. I odbiera twój asystent? Serio? - prychnął zażenowany i pokręcił głową z dezaprobatą. To, że zaginął jego kot, nie było pierdołą. Było dramatem, który ona zdawała się zignorować.

Ainsley Remington
ODPOWIEDZ