rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Zawsze był jednym z tych najbardziej tradycyjnych, starszych braci i dobro jego siostry było dla niego priorytetem. Tak właściwie mógł nawet przystać na kogoś odstającego od ich tradycji rodzinnych czy pochodzenia, ale musiał wiedzieć, że Claire jest przez niego kochana i bezpieczna. Nie znaczyło to, że będzie znosić ich całujących się po kątach, ale przynajmniej mogła liczyć na bezpieczne kibicowanie im z odpowiedniej odległości. Mimo wszystko jednak to był całkiem żmudny proces, a oni do nadrobienia mieli właściwie cały długi rok.
Wprawdzie Alfie był aktywnym odbiorcą ich wiadomości oraz pokazywał im szkocki klimat, ale wciąż to nie było to samo co fizyczna obecność, a ta właśnie teraz stawała się faktem. I to całkiem dosłownym, bo obecnie miał gdzieś szampon, który dzierżyła w łapkach, po prostu objął ją i tulił tak jakby nagle miało wpaść tu ufo prosto z Ameryki i ją zabrać do swoich eksperymentów. Nie musiał mówić, że byłby kiepskim Mulderem, bo on wcale nie chciał wierzyć. Z tego też powodu prowizorycznie trzymał ją blisko, bo bał się, że zaraz ją utraci.
Niesamowite, że ta tęsknota nie wadziła mu, gdy nie informował jej o swoim powrocie, ale chyba jego dzielność wyczerpała się jak bateryjka przy ich pierwszym kontakcie.
- Wróciłem tutaj na staż - w zasadzie nie stało się nic złego, on po prostu zamienił ukochany Edynburg na tę krainę komarami osiadającą. Przynajmniej tak było do momentu, gdy się dowiedział, że zrobił to dla kogoś, kto jego wysiłki miał za nic i że przez to wyląduje z dala od rodziny, od swojego funduszu powierniczego i przez co zakup szamponu nadwyręży jego finanse tak bardzo. Jak w prostych słowach wytłumaczyć to swojej młodszej siostrzyczce?
- Mieszkam na łodzi ojca i tak chyba na razie zostanie - zaczął więc z wysokiego C czując, że to jedyny, słuszny wybór, choć na pewno drogeria nie była najbardziej dogodnym miejscem na tego typu wyznania. Tak właściwie to powinni pójść zdecydowanie się upić i przeliczył właśnie, że jeśli pozbędzie się szamponu to będzie go na to stać. - Możemy chodźmy gdzieś pogadać. Nad port, w końcu chyba nie będziemy roztrząsać naszych prywatnych spraw przy kosmetykach do skóry głowy? - zauważył rozbawiony i wreszcie ją puścił, bo zachodziło prawdopodobieństwo, że najszybciej ją z tej tęsknoty udusi, a może i był niezłym lekarzem, ale nie chciałby tego sprawdzać w praktyce na swojej siostrze.

Claire Buxton
SEKRETARKA | CHÓRZYSTKA — CROWN PROSECUTOR'S OFFICE | KOŚCIÓŁ
23 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś była łyżwiarką, ale nabawiła się kontuzji w wyniku czego musiała przerwać treningi, odwołać swoje uczestnictwo w mistrzostwach i z ukochanego UK wrócić do Lorne Bay, gdzie ojciec załatwił jej ciepłą posadkę sekretarki w biurze prokuratora. Śpiewa też w kościelnym chórze, choć przecież jest ateistką. Pochodzi z lordowskiej rodzinki i jest siostrą Alfiego. Natomiast Ace z nią randkuje, ale tylko jako zastępstwo!
Właściwie Claire już teraz wiedziała, iż w przypadku przyprowadzenia do domu konkubina będzie musiała się nieźle nagimnastykować w deklaracji własnych uczuć, jeżeli ów kandydat nie będzie pochodził z tych samych kręgów towarzyskich. Także już teraz wiedziała, że prawdopodobnie będzie musiała nieco odczekać z przedstawieniem swojego chłopaka Alfiemu. I najpierw też wypadałoby w ogóle doprowadzić do tego, by ów kandydata móc nazywać własnym chłopakiem. Przy czym naprawdę nic się na to nie zapowiadało, bo wybranek jej serca skrzętnie ją ignorował i nie przychodził na randki, czym tylko łamał jej serce.
Alfie — jęknęła ze wzruszeniem pod wpływem jego ciepła i okazywanej czułości. Dopiero teraz tak naprawdę odczuła, że tęskniła za bratem. Miała ochotę się roześmiać, ale jednocześnie też chyba rozpłakać. Dlatego tylko z cichym westchnieniem objęła brata i zaraz też podjęła próbę wyswobodzenia się z tego braterskiego uścisku. — Ja też za tobą tęskniłam — oznajmiła z mocą, mając nadzieję, że to już im wystarczy. — Czy wszystko u ciebie w porządku? — zaniepokoiła się, bo jednak nadmiar okazanego jej uczucia był nieco zaskakujący i pierwsza myśl, jaka ją uderzyła to, że właśnie coś się stało.
Wróciłeś na staż… — powtórzyła za nim z niedowierzaniem. — Zrezygnowałeś z Edynburgu dla stażu… tutaj? — wydukała, gdyż doprawdy w głowie się jej to nie mieściło. Gdyby tylko ona miała okazję, by pozostać w Edynburgu; chyba każdy w jej najbliższym kręgu wiedział, iż by to zrobiła. Nie wracałaby do Lorne Bay, gdyby tylko mogła; tyle, że w jej przypadku nie było to takie łatwe i tym sposobem utknęła w Australii. Serce jej się ścisnęło na samą myśl, iż Alfie przepuścił taką okazję na rzecz… właściwie nawet nie potrafiła jeszcze sprecyzować czego, bo jej myśli urządziły sobie zabawę w ganianego w jej głowie i nie potrafiła wyjść z tego chaosu. Przyjęła więc wiadomość o jego miejscu zamieszkania skinieniem głowy i słuchała go dalej. — Dobrze. Zaczekaj, zrobię szybkie zakupy i możemy dokądś pójść porozmawiać — zgodziła się i w domyśle oczywiście też miała ochotę na alkohol przy tej poważnej rozmowie, jaka ich czekała. — Zakupię ci ten szampon, ten lepszy, ale wisisz mi najszczerszą spowiedź, zrozumiano? — rzuciła w jego kierunku i zgarnęła do swojego koszyka szampon i wszystko, czego sama potrzebowała. Po zrobieniu zakupów poszli w miejsce, w którym na spokojnie mogli porozmawiać o tym, co się wydarzyło u Alfiego w ostatnim czasie.
Alfie Buxton

/ zt x2 <3
uczeń uciekinier — szlachta nie pracuje
16 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Am I permanently broken?
Or is it just the sunshine blues?
Could you keep those arms wide open?
In case I get these legs to move
[4]

Nie, Bellamy Atwood nie czuł się, ani też nie chciał czuć się dziewczynką, zwłaszcza ze wszystkimi atrybutami biologicznej płci żeńskiej, które były mu, jak się tak nad tym porządnie zastanowił, absolutnie do niczego niepotrzebne.

Nie oznaczało to jednak wcale, że szesnastolatkowi ciągle uśmiechało się bycie chłopcem - a już z całą pewnością nie jedynym chłopcem w stonowanych wnętrzach ekskluzywnej, miejskiej drogerii, w których samą swoją nerwową obecnością zaniżał średnią wieku klienteli o dobre dziesięć lat. Otaczały go same dorosłe - bo przecież kiedy się zawisło w tej dziwnej przestrzeni między szesnastym, i siedemnastym rokiem życia, każdy człowiek, który ukończył dwudziesty pierwszy, dwudziesty drugi rok życia, wydaje się być bardzo, bardzo dojrzałym - osoby. W dodatku - wyłącznie kobiety. Wszystkie ładne, a nawet jeśli nie, to wszystkie wyjątkowo zadbane - z paznokciami świeżutko wymuskanymi precyzyjnym ostrzem pilniczka i wybłyszczanymi kilkoma warstwami pastelowych lakierów, z kośćmi policzków podkreślanymi stanowczo, choć nienachalnie, wprawnym pociągnięciem brązującego pudru, z długimi rzęsami okalającymi obrysowane kredką powieki i włosami falującymi lekko przy kolejnych podmuchach sklepowej klimatyzacji. Z wyjątkiem krótkiego "Oh-hiyaa, welcome, how are you?", okraszonego ostentacyjnie australijskim akcentem, i grzecznie posłanego pod jego adresem przez ekspedientkę w chwili, w której przekraczał próg drogerii, nie spotkał się tutaj choćby z cieniem atencji. Zarówno kręcące się wśród regałów i szafeczek klientki, jak i obsługujące je sprzedawczynie, musiały uznać, że Atwood trafił tu przypadkiem. Może pomylił sklepy, i zaraz się zorientuje, że powinien był trafić do tego po przeciwnej stronie ulicy, albo... jeszcze gorzej...
Że po prostu czeka tu na swoją mamę!?

Nie czekał.
Ani na mamę, ani na siostrę. Z żadną z nich jakoś nie wyobrażał sobie pójść na żadne zakupy, a już zwłaszcza nie na te kosmetyczne, podczas których musiałby tłumaczyć im - jak zwykle elokwentnie i z dbałością o dykcję - dlaczego spędził ostatnie sześć wieczorów na oglądaniu makijażowych tutoriali na YouTube, i wynikiem czego ma teraz w telefonie całą długą listę produktów, które chce posiadać na własność. Tym bardziej zapadłby się chyba pod ziemię kiedy musiałby spytać matkę, albo Ainsley, czym tak naprawdę ta szminka różni się od tamtej. Jak do tej pory miał w swojej kolekcji tylko trzy, kupione w londyńskim Urban Outfitters przed paroma ładnymi miesiącami, dawno już wyschnięte i absolutnie niezdatne do użytku, a więc do choćby względnej ekspertyzy było mu daleko.
Podłapał własne odbicie w jednym z wielu luster i od razu się skrzywił. Blady - bo nieliźnięty tutejszym słońcem, a raczej skatowany długą, europejską zimą, która w tym roku potraktowała go wyjątkowo okrutnie, drobny, i na oko jeszcze młodszy niż w rzeczywistości. W dodatku z ręką w tym głupim gipsie, który uniemożliwiał mu choćby swobodne otwarcie upatrzonego testera.
- Kurczę! - Żachnął się pod nosem, kiedy z trudem chwycona w unieruchomioną w nadgarstku dłoń pomadka wyślizgnęła mu się z palców, i potoczyła po podłodze prosto pod czyjeś stopy. Całe szczęście, że tym razem przynajmniej udało mu się powstrzymać o wiele bardziej siarczyste przekleństwo, cisnące się na przesuszone lokalnym klimatem wargi. Przykucnął, trochę niezgrabnie, zadzierając wzrok na stojącą teraz nad nim kobietę - Uh, przepraszam!

Camelia Gilmore
ambitny krab
harper
-
Fryzjerka — DS HAIR & MAKEUP
44 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#11

Camelia, jako fryzjerka i makijażystka z zawodu, oczywiście, że uwielbiała te wszystkie makijażowe filmiki na youtube, które powodowały, że chce kupować kolejne rzeczy, czy do do użytku własnego, czy też aby kiedyś na jakiejś klientce wykorzystać. Na całe szczęście, a może nieszczęście? O wiele częściej zaglądała do drogerii po to, aby się przyjrzeć, ewentualnie przetestować produkty, niż żeby je kupić. Może wyglądała jak jedna z nich, tych kobiet na wysokich szpilkach, z idealnie zrobionymi paznokciami, czy strojami, które można było zobaczyć na okładkach magazynów, ale nie była. Była prostą kobietą, ciężko pracującą od rana do wieczora, liczącą się właściwie z każdym dolarem, który mogła wydać. Choć na całe szczęście, obecnie dość dobrze stała z pieniędzmi, więc istniała spora szansa na to, że tym razem ze sklepu wyjdzie z czymś więcej, niż tylko szamponem, czy odżywką do włosów, która nie kosztowała więcej niż parę dolarów.
Camelia nie lubiła chodzić na zakupy z kimkolwiek. Nie przepadała, jak ktoś stał nad nią, już gotowy pójść do następnego działu, czy alejki, albo oceniał, co brunetka chce obejrzeć, czy przymierzyć. Albo że musi odłożyć coś, co bardzo się jej podoba, bo nie bardzo może sobie na ten wydatek pozwolić. To na szczęście zdarzało się coraz rzadziej, również dlatego, że była przyzwyczajona do wstrzemięźliwości w zakupach, więc nie musiała odmawiać za wiele, lub zbyt często.
Gdy zobaczyła, że coś turla się pod jej stopy, kucnęła i podniosła rzecz, zerkając od razu na lewo i na prawo, komu to upadło, czy wypadło z ręki. Zobaczyła przed sobą młodego chłopca, który zdecydowanie wydawał się być zagubiony w tym miejscu. Owszem, drogeria była miejscem bardziej kobiecym, ale męski dział również się znajdował, tylko tam były perfumy i żele pod prysznic o zapachu testosteronu, w przeciwieństwie do mydeł dla kobiet pachnących kwiatowo, czy jak wata cukrowa.
-Proszę-powiedziała podając mu pomadkę, którą chwilę wcześniej podniosła z podłogi. Czy w tym momencie cokolwiek sobie na jego temat pomyślała? Tak, to było nie do uniknięcia, bo ocena tworzy się w mgnieniu oka. Najpierw stwierdziła, że musi być naprawdę młody, później zrobiło się jej trochę go przykro przez ten gips na ręce. Czy Gilmore potrafiła powiedzieć, czy jakoś usprawiedliwiać jego obecność na tym dziale? Nie, ale nie uważała, że go tu nie powinno być.
-Potrzebujesz pomocy?-zapytała delikatnie. Młode osoby zawsze miały jakieś miłe miejsce w jej serduszku, bo pamiętała jak jej córki były w takim wieku. Ach, co to były za piękne czasy. I trudne, ale o tym się mniej pamiętało. Wydawał się być kimś, kto może szukać czegoś dla kogoś.... Może na prezent? Albo ktoś mu kazał ktoś kupić, skoro już wybiera się do sklepu?

Bellamy Atwood
uczeń uciekinier — szlachta nie pracuje
16 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Am I permanently broken?
Or is it just the sunshine blues?
Could you keep those arms wide open?
In case I get these legs to move
Jeśli była jedna rzecz, na jakiej brak Bellamy z pewnością nie miał prawa narzekać, to były nią pieniądze. Chłopak, urodzony w rodzinie, która w dziedziczonym z pokolenia na pokolenie, i rozbudowywanym za sprawą politycznych konszachtów oraz udanych inwestycji bogactwie, taplała się nie od dziś, nie rozumiał zjawiska finansowego niedoboru. Jasne, te słowa znane mu były w teorii - jak wiele innych, które przeczytać sobie można w wertowanym z nudów słowniku, ale w praktyce nigdy nie miał z nimi do czynienia. Urodził się, przynajmniej pod tym bardzo przyziemnym względem, w przysłowiowym czepku - a wychowywał w otoczeniu marmurów, świeżo ciętych kwiatów raz w tygodniu dowożonych jego matce przez najlepsze kwiaciarnie w mieście, w jedwabiach, kaszmirach i wśród rzeczy tak ostentacyjnie drogich, że nie potrzebowały nawet wyrazistej metki albo wielgachnego logo aby wszyscy i tak domyśleli się, że kosztowały mały majątek.
Odliczanie kolejnych dolarów, i odkładanie ich na jakiś konkretny cel, albo na potencjalną czarną godzinę nigdy go nie dotyczyło. Po pierwsze dlatego, że Bellamy miał dopiero szesnaście lat, a zatem większość istotnych, ekonomicznych decyzji podejmowali za niego rodzice - czy raczej ich prawnicy, asystenci i doradcy bankowi, bo przecież żadne z Państwa Atwoodów nie chciałoby tracić czasu na takie błahostki... A po drugie, ponieważ wiedział, że jego fundusz powierniczy i przypisane do jego nazwiska cyfry udźwigną prawie wszystko. No, chyba, że wymyśliłby sobie, że pragnie kupić prywatny odrzutowiec albo wyspę (albo każdej nocy wydawać tysiące funtów na imprezy w najgorętszych, londyńskich klubach - bo przecież i tacy się trafiali, nawet wśród jego szkolnych kolegów...), ale takich pomysłów akurat Bellamy nie miał. Parędziesiąt australijskich dolarów wydanych na kosmetyczną zachciankę - nawet jeśli wyłącznie w ramach eksperymentu, który miał skończyć się jeszcze tego samego dnia, i skutkować zakupami porzuconymi na wieczne zapomnienie gdzieś w najodleglejszym kącie jego sypialni - stanowiło jednak dla chłopca naprawdę żaden wydatek.

[akapit]

Gorzej było jednak z brakiem towarzystwa - tego samego, którego Camelia ewidentnie nie lubiła, bo dla niej wiązało się z koniecznością dzielenia uwagi na wiele bodźców jednocześnie, i rozpraszało ją od treści samych zakupów. Bellamy bowiem, nie znając tutaj nikogo oprócz raptem garsteczki osób, zwyczajnie nie miał z kim wybrać się na eskapadę po centrum handlowym, nawet gdyby chciał. No bo z kim? Z Ainsley, zbyt zajętą karierą i przygotowaniami do ślubu...?
Czy raczej z Rajivem!? O Chryste, na samą myśl o takim scenariuszu, młodego Atwooda ogarniało absolutnie przerażenie i totalna niezręczność! Chyba zapadłby się pod ziemię, gdyby nowy kolega wiedział, że popołudnia spędza ucząc się otaczać kontur górnej wargi kreską, albo przytraczać małe, urocze kryształki tuż poniżej linii dolnej powieki. Z drugiej strony, jak dotąd Lounsbury nigdy nie skomentował warstewki lakieru, pokrywającej niekiedy paznokcie szesnastolatka, więc może była to płonna obawa, i mylne wrażenie.

Nie wiedział w zasadzie czego spodziewa się po stojącej nad nim kobiecie, ale chyba nie tego, że szatynka zaproponuje mu pomoc w tak naturalny, i niewymuszony sposób. Było w jej postawie coś, co sprawiło, że Bellamy natychmiast poczuł się o wiele swobodniej (no, przynajmniej do pewnego stopnia - nadal bowiem czuł, że szczyty jego policzków trawi żywy rumieniec skrępowania), i nawet zdobył na posłanie jej nikłego, trochę nieśmiałego uśmiechu.
- Uhm... Sam nie wiem - Wzruszył ramionami. O tym, że "potrzebuje pomocy", nasłuchał się w ostatnim czasie wielokrotnie - ale komentarze te głównie padały z ust jego rodziny, i tyczyły się pomocy lekarskiej. Głównie psychiatrycznej. Nie zaś... Wsparcia w doborze odpowiedniej szminki?! - M-może? - Zaryzykował, starając się ocenić, czy kobieta może po prostu robić sobie z niego żarty. Trochę chwiejnie dźwignął się do pionu i zrównał z rozmówczynią. Z racji noszonych przez siebie obcasów, wydawała się odrobinę wyższa od niego - Zastanawiałem się... Yyy... Zna się pani na tym? - Omiótł spojrzeniem rząd kosmetyków, ustawionych przed nimi na wąskich, sklepowych półeczkach - Chodzi o to, że ostatnio strasznie posypała mi się cera. To przez zmianę klimatu. I... chyba... stres? No i muszę to jakoś zamaskować - Z rosnącą frustracją uniósł wolną od gipsu rękę, żeby wskazać kwitnącego na jego brodzie pryszcza - Poza tym... Eee... Chciałem jakąś szminkę. Ale te - Pokazał rządek pomadek w połyskliwych, cylindrycznych opakowaniach - Wydają się strasznie suche. A tamte... - Teraz przeniósł wzrok na kanciaste kasetki z pomadkami w kremie - Okropnie się kleją.

Camelia Gilmore
ambitny krab
harper
-
Fryzjerka — DS HAIR & MAKEUP
44 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Każdy miał swoje problemy w życiu. Dla jednych było to, czy lepszy był marmur calcatta na posadzkę hallu, czy może lepiej by się prezentował Mandala z żyłami, które gęściej zdobiły jasne płaty wyszlifowanego kamienia. Nie było w tym nic złego, bo skoro nie trzeba było patrzeć na cenę, a na wygląd czy własny gust, to należało z tego korzystać. A to mogło powodować ból głowy, choć znacznie inny, niż w przypadku osób, które nie miały własnego funduszu powierniczego. Jednak prawda była taka, że niezależnie od tego, jak źle ma ktoś inny, to własny problem nie powinien być umniejszany. I działało to w drugą stronę, przynajmniej w przypadku Camelii. Nie lubiła robić z siebie ofiary, czy denerwować się, że ona tu myśli jak dotrwać na jednej wypłacie do końca miesiąca, a osoby mieszkające kilka przecznic dalej, zastanawiają się, który rocznik wina będzie bardziej odpowiedzialny do przegrzebków, które lada moment wylądują na talerzach na pięciometrowym stole, w końcu jak się ma tak wielką jadalnię, to nikt normalny nie postawi tam stołu na trzy osoby!
Cóż, Gilmore wyciągnęła krótszy los na loterii, a może sama sobie na to zapracowała? To zależy od punktu widzenia, bo nie da się ukryć, że wybory brunetki, wtedy jeszcze dość młodej, nie sprzyjały zdobywaniu bogactwa. Zwłaszcza, że nie grała w żadne loterie, zdrapki czy inne rodzaje możliwości wygrania znacznej sumy bez większego wysiłku. Cóż, peszek. Tak się zdarza, nie ma co nienawidzić tych, którym się w życiu powiodło, nawet jeśli ten sukces został tak naprawdę odniesiony wiele pokoleń wstecz. Był to jeden z powodów, dla którego panna Gilmore (w końcu to było jej panieńskie nazwisko, nigdy nie wyszła za mąż) nie zamierzała nijak reagować na fanaberie Bellamy'ego.
Zawsze uważała się za dobrą matkę - nie tylko dla swoich własnych dzieci, ale i dla ich znajomych, koleżanek i kolegów. Trochę chciała taką być, przez co w duszy strofowała się i krygowała się, aby nie zachować się jak ktoś totalnie z innej epoki, nie rozumiejący młodszego pokolenia. Właściwie to musiała sama siebie pochwalić i stwierdzić, że skoro dalej ma dobre stosunki z córkami, to jej to wychodziło. Nie chciała oceniać, chciała być tolerancyjna. A jako, że jej dzieci już jej nie potrzebowały, to gdy ktoś inny pokazywał, że potrzebuje jej wsparcia, to ona leciała z otwartym sercem i ramionami. Dziś padło na młodego Atwooda.
Widząc reakcje chłopca, bo ze względu na prezencję Bellamy'ego trudno go było nazwać młodym mężczyzną, trochę ją speszyła. Chyba niepotrzebnie wtrącała się w cudze życie. Nie była tutaj pracownicą, nikt nie oczekiwał od niej żadnej pomocy, a dzisiejsi ludzie wolą poszukać rzeczy w internecie, niż przyznać się przed kimkolwiek, że potrzebują wsparcia w jakimkolwiek temacie. -Mogę postarać Ci się pomóc-odpowiedziała jednak, słysząc jego stwierdzenie. -Tak, znam się na tym i to nie dlatego, że jestem kobietą. Pracuje w salonie kosmetycznym i często maluje klientki.-wyjaśniła. Jeśli to nie był znak, że postanowił rzucać kosmetykami pod nogi odpowiedniej osoby, to już nie wiadomo jak to nazwać.
-Hm, okej, spójrzmy na to-stwierdziła. Było to jak najbardziej normalne pytanie - nawet płeć brzydka nie lubi mieć wyprysków i tym podobnych. -Do tego generalnie służy korektor i musisz go dobrać do koloru swojej cery. To takie szybkie rozwiązanie-wskazała na konkretną szafę z kosmetykami firmy, którą ona ceniła. Dobieranie kolorów nie było wcale łatwe, więc i tu mogła posłużyć swoim wieloletnim doświadczeniem. Osobiście uważa, że maskowanie problemu to dopiero połowa sukcesu, że należy zadbać o pielęgnację i tym podobne, ale to już była wyższa szkoła jazdy, inny stopień wtajemniczenia. Wyciągnęła dwa testery, spoglądając to na Atwooda, to na półeczkę, aby wskazać odpowiedni produkt. -To są matowe pomadki. Dobrze się trzymają, bo właśnie zasychają na beton. No ale za to trudno schodzą, więc jak raz użyjesz, to nie musisz się szybko martwić, że kolor się zjadł. To plus i minus-zerknęła we wskazanym kierunku. Szczerze mówiąc, dość naiwnie, Camelia wciąż myślała że to ma być dla kogoś innego, nie dla samego chłopaka.-A te to zwykłe szminki, kremowe. Wyglądają naturalniej, są wygodniejsze w noszeniu, ale szybko kolor się może zjeść, więc co jakiś czas trzeba nałożyć nową warstwę.-Szczerze mówiąc, już takie pogadanki na temat konkretnych rodzajów kosmetyków odbywała już nie raz i choć totalnie nikt jej za to nie płacił w tym momencie, a takie informacje może przekazać każdy szanujący się pracownik drogerii, nie widziała w tym żadnego problemu. -Ten powinien być dla Ciebie okej. Wystarczy że trochę nałożysz, przyklepiesz palcem tak, aby kolor się stopił ze skórą...-podała mu tubkę z jednym z korektorów, który powinien spełnić powierzone mu zadanie. No i mogła już poświęcić całą swoją uwagę drugiemu zadaniu, które szatyn podarował napotkanej kobiecie.

Bellamy Atwood
uczeń uciekinier — szlachta nie pracuje
16 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Am I permanently broken?
Or is it just the sunshine blues?
Could you keep those arms wide open?
In case I get these legs to move
Przewrotność życia, w dodatku, często polegała na tym, że tak za sukcesy, jak i za błędy płaciło się - niejednokroć zbyt wysoką - cenę. Co gorsza, czasem nawet nie za swoje własne, a za cudze - osiągnięte (lub, w kontekście tych drugich, raczej popełnione) przez przodków, łypiących na nas co najwyżej surowo z drugiego krańca tego niedorzecznie długiego, albo zupełnie zwyczajnego stołu w jadalni, albo - jeśli ich życie zdążyło się skończyć, nim nasze w ogóle się zaczęło - wyłącznie z płótna portretu, albo z połyskliwej fotografii.

[akapit]

W dużej mierze tak właśnie było w przypadku Bellamy'ego - zbyt młodego, by mieć w życiu szczególnie szerokie pole do popisu w zakresie własnych, trafionych, i nietrafionych wyborów. Emocjonalne i życiowe konsekwencje, które ponosił, często wiązały się z decyzjami podjętymi przez kogoś innego. Matkę, ojca, nawet Ainsley - choć jej obecność w życiu chłopaka była zjawiskiem nieregularnym i sporadycznym. Jasne, powinien pewnie mieć świadomość własnych przywilejów - obracając w dłoniach pieniądze, o których nie śniło się tak wielu z jego rówieśników, a i niejeden dorosły mógł sobie wyłącznie pomarzyć... Ale jednak wiązał się z nimi taki rodzaj samotności, o którym jego mniej zamożni koledzy, posiadający jednak rodziców mniej skupionych na sobie i swoich własnych osiągnięciach, zwyczajnie nie mieli pojęcia.
Było coś niezwykle smutnego w fakcie, że Bellamy - usilnie, i chyba wyłącznie za sprawą instynktu przetrwania (którego jeszcze jakimś cudem w sobie tak zupełnie nie zagłodził...) próbujący wygrzebać się z epizodu depresji - mógł prędzej liczyć na wsparcie kobiety przypadkiem napotkanej w drogerii, niż własnej matki albo siostry, czy jakiegokolwiek innego członka rodziny, który znalazłby pięć minut na poświęcenie chłopcu krztyny nierozproszonej niczym uwagi.

[akapit]

Atwood zamierzał przy tym jednak odmówić tak niesłychanie fartownemu zbiegowi okoliczności. W końcu jakie było prawdopodobieństwo, że osoba, z którą - choćby jednorazową - znajomość zaczął od upuszczenia jej pod stopy kosmetyku, miała okazać się być nie tylko profesjonalną kosmetyczką, ale i ewidentnie wyrażać chęć, by zadedykować szesnastolatkowi odrobinę swojego czasu?!

Bellamy odchrząknął, spłonił się rumieńcem, ale na całe szczęście nie wziął nóg za pas, a wręcz przeciwnie - mężnie wypiął wątłość klatki piersiowej, tonącej pod standardowo zbyt obszernym materiałem ubrania, i pokiwał entuzjastycznie głową, nie odwracając wzroku od rozmówczyni choćby na najkrótszą chwilę.
Oczywiście, oglądanie setek filmów z kosmetycznymi poradami, i przedarcie się chyba przez wszystkie możliwe internetowe poradniki makijażu dla chłopców (chociaż to słowo samo w sobie coraz trudniej przechodziło Bellamy'emu przez gardło - i to bynajmniej nie dlatego, że wolał określać się mianem "młodego mężczyzny", właśnie, albo innego "panicza", czy "młodziana") było pomocne, ale nic nie mogło równać się rozmowie z drugim, i to w dodatku znającym się na rzeczy człowiekiem.
- Naprawdę?! - Słysząc dlaczego Camelia zna się na makijażu, zanim zdążył przypomnieć sobie, że tak nie wypada, i że, dodatkowo, wygląda przy tym raczej dosyć idiotycznie, Atwood rozdziawił buzię w wyrazie zachwytu i niedowierzania - Ale fajnie!
Potem od razu podążył wzrokiem za wybieranymi przez kobietę produktami i wbił spojrzenie w wypisane na etykietkach nazwy marek. Na pewno już je kiedyś słyszał, z jedną może i kiedyś zaeksperymentował, dopadłszy jakiś produkt w łazience Ainsley, gdy siostra akurat była w stadninie, albo zajmowała się dobieraniem kopert do ślubnych zaproszeń, czy (Bellamy nadal nie rozumiał czemu...) delektowała się towarzystwem Dicka Remingtona na jakiejś kolacji czy bankiecie.
- A latem? - Zagaił, wsłuchując się w porady udzielane mu przez kobietę niczym w magiczne zaklęcia - Gdybym, na przykład, chciał użyć kremu do opalania... - Bo Bellamy, tyle lat spędziwszy w Wielkiej Brytanii, nie dość, że odwykł od wiecznego słońca, to jeszcze nauczył się gardzić australijskim brązem popularnej w tych okolicach opalenizny - To lepiej nałożyć go przed korektorem? Czy po? Czy w ogóle zrobić jeszcze coś innego? - Osoby, których kosmetyczne monologi śledził w internecie, miały zwykle bardzo różne zdania na ten temat.

Zabawne, ale zarówno Camelia, jak i Bellamy, wykazywali się w tej chwili podobnym poziomem naiwności, choć w zupełnie innym wymiarze. Podczas gdy ona nadal przypuszczała, że nastolatek szuka pomadki na czyjeś zlecenie, nie zaś po to, by malować nią własne usta, Bellamy'emu nie przyszło do głowy, że Pani Gilmore mogłaby wychodzić z takiego założenia. Poza tym przecież, porównując dwie szminki między sobą, zwracała się do niego w pierwszej osobie!
Może dlatego, zwiedziony gramatyką i kierowany dziecięcym niemal entuzjazmem, zdobył się na kolejny akt odwagi - sięgając po te same testery, które jeszcze przed chwilą trzymała w dłoniach brunetka. Wyszło to wybitnie nieporadnie - czego się spodziewać z wyłącznie jedną ręką do dyspozycji, a jednak w końcu udało mu się otworzyć obydwa produkty.
- Hmm, a tak sobie myślałem... - Zaczął, jednocześnie wiodąc wzrokiem w stronę półeczki z cieniami do powiek. Był tam jeden, w przepięknym odcieniu jadeitu i inny, w świeżym, brzoskwiniowym kolorze, w dodatku wzbogacony o brokatowe drobinki. Bellamy już się zastanawiał, czy którykolwiek wyglądałby dobrze na jego powiekach - ale na razie pozostawała jeszcze nierozwiązana kwestia szminki. Przełknął ciężko - Jak pani myśli, która z tych szminek bardziej by pasowała do... yyy... - Jeszcze rozejrzał się prowizorycznie, ot, dla pewności, że nie podsłuchuje ich żadna z ekspedientek. W dzisiejszych czasach (na które, po paru kieliszkach, zwykł narzekać zarówno jego ojciec, jak i starszy brat) nikogo nie powinien dziwić chłopiec kupujący sobie parę makijażowych dobroci, a jednak przy kostycznym, tradycyjnym wychowaniu jakie otrzymał, Bellamy nadal czuł się dość niepewnie w swoim obecnym położeniu - Do mnie?

Camelia Gilmore
ambitny krab
harper
-
Fryzjerka — DS HAIR & MAKEUP
44 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Camelia doskonale wiedziała, że towarzystwo i czas poświęcony dzieciom nie da się zastąpić niczym, zupełnie niczym, nawet największą kwotą pieniędzy, tytułem czy dobrymi chęciami. Ona co prawda miała pełną rodzinę, w sensie do dnia dzisiejszego jej rodzice byli ze sobą i byli dla niej wielkim oparciem przez całe życie, lecz sama nie miała tyle szczęścia, będąc samotną matką bliźniaczek niemal przez całe swoje życie. Owszem, były dwa okresy, kiedy w ich życiu pojawił się biologiczny ojciec. Nie trwało to długo, co jak nagle się pojawił, tak szybko się zmył, zostawiając Camelię z roztrzaskanym na milion kawałeczków sercem. Lecz nie to było ważne w tym momencie. Ona robiła wszystko, aby zastąpić córkom ojca. Czy się jej udało? Na pewno nie było to idealne i nie poradziła sobie w 100%, bo jednak nie da się tego zrobić - Nie bez powodu rodziców jest dwójka, a do pełni szczęścia potrzeba również pieniędzy i czasu poświęcanego potomkom. Nie było łatwo być rodzicem, można tego być pewnym, ale jak widać na załączonym obrazku, bycie dzieckiem również nie było łatwe. W życiu chyba generalnie nie jest łatwo, choć w zależności od stylu życia, możliwości i pochodzenia, pojawiały się różne problemy. Zupełnie jakby były różne poziomy wtajemniczenia - dlatego to, co było problemem dla takich Atwoodów, było totalnie niezrozumiałe dla Gilmore'ów i na odwrót.
Gilmore jednak nie lubiła robić z siebie ofiary. Może miała ku temu powody, zwłaszcza w przeszłości, ale ostatnie na co miała ochotę, to litość ze strony kogokolwiek. Była pozytywnie nastawiona do życia, więc w związku z tym, że akurat nie spieszyła się nigdzie, nie widziała najmniejszego problemu w tym, aby poświęcić komuś odrobinę swojego czasu. Była pewna, że w przeszłości były takie osoby, które jej robiły drobne przysługi, które dla niej były wielkości Kilimandżaru, więc teraz przyszedł czas, aby się odwdzięczyć. Na całe szczęście, przychodziło to jej naturalnie, nie rozpatrywała tego w aspektach 'tak, to jest dobry moment, aby odwdzięczyć się karmie'. Bellamy zdecydowanie miał szczęście, może nieco zezowate, że spotkał właśnie Camelię w drogerii.
-Naprawdę-nieco się zdziwiła, słysząc aż tak wielki entuzjazm. Wcale nie uważała tego za jakieś wielkie szczęście, czy najlepszy zawód na świecie. Choć nie da się ukryć, że lubiła to co robiła i sprawiało to jej przyjemność, zwłaszcza że przynosiło nieco pieniędzy.
Spojrzała na chłopca, który wydawał się być naprawdę zaciekawiony tematem makijażu. Czy było to coś dziwnego? Oczywiście, że nie. Wystarczy być nieco w temacie i wiedzieć jak wielu jest wizażystów płci męskiej. Zdecydowana większość z nich nie była drag queen, czy nawet homoseksualistami. Było to może nieco dziwne, ale dość powtarzające się zdarzenie. A własna twarz była najlepsza do ćwiczeń - ze względu na to, że miało się ją zawsze przy sobie. Camelia również uczyła się wszystkiego na sobie na początku. -Krem z filtrem. Najlepiej stosować cały rok, zwłaszcza w Australii. -wyjaśniła. Zdecydowanie była fanką ochrony przeciwsłonecznej i dbania o swoją skórę - mogła pomóc i w temacie pielęgnacji, nie tylko makijażu.-Przed. Oczyszczanie, tonizowanie, nawilżanie i dopiero filtry.-wyliczyła na palcach jak wygląda schemat pielęgnacji. Makijaż miał być następny, ale nie czuła, że jest to potrzebne, aby wspominała. Chłopiec był kumaty, wywnioskuje, że skoro korektor miał być po, to cały makijaż również.
-Tak?-zapytała, spoglądając na niego z zaciekawieniem. Trochę było jej go szkoda, bo wydawał się być porządnym dzieckiem, tylko niesamowicie zagubionym, również przed samym sobą. Dlatego nie da się ukryć, że to pytanie zbiło ją z tropu. Nieco bardziej niż chciałaby się przyznać. -Oj, ojej...-było jej trochę wstyd, że tak zareagowała. Uważała się za tolerancyjną osobę, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że tak się nie zachowała w tym momencie.-A jaki chcesz uzyskać efekt? Delikatny, podkreślić swoją urodę, czy zwracać na siebie uwagę i wyglądać jak milion bucksów?-zapytała, nieco zakłopotana. Jednak nie wbiła wzroku w podłogę, co mogłaby zrobić, nieco bojąc się spojrzeć w oczy nastolatka, rozglądała się po testerach pomadek. -A co myślisz o niej?-podała jedną, lekko różową szminkę z delikatnym połyskiem. Dawałaby lekki kolor, jednak nie dałoby się przeoczyć, że coś na ustach się znajduje.

Bellamy Atwood
uczeń uciekinier — szlachta nie pracuje
16 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Am I permanently broken?
Or is it just the sunshine blues?
Could you keep those arms wide open?
In case I get these legs to move
To ich nietypowe, ale i niezupełnie nieprawdopodobne - jak widać na załączonym obrazku - spotkanie, tłumaczyć można było oczywiście przypadkiem, albo rzeczywiście raczej zezowatym szczęściem, które postanowiło obdarzyć dziś Atwooda swoim koślawym, choć i uroczym uśmiechem. Z drugiej strony, być może niczym magnes ściągnęło ich do siebie pewne podobieństwo. Bellamy bowiem, podobnie jak Camelia, mało czego nienawidził równie mocno co cudzej litości. Mimo młodego wieku, nosił w sobie pokaźny ładunek osobistej dumy, wystawianej na szwank za każdym razem, kiedy ktoś okazywał mu przerysowane, patronizujące współczucie. Nic tak skutecznie nie budziło w Atwoodzie złości jak poczucie, że ktoś uważa go za słabszego, godnego pożałowania, albo - z jakiegoś względu - potrzebującego pomocy, o jaką nawet nie zdążył poprosić.
Empatia, i próba zrozumienia przez co chłopiec przechodzi, lub z czym może sobie nie radzić, należały do innej kategorii. No, tylko, że na to nikt jakoś nie miał czasu. O wiele łatwiej było wyrażać surowe opinie - że jest problemowy, rozpieszczony, i że wymyśla sobie problemy, argumentując w dodatku, że wszystko na pewno przez brak surowej, ojcowskiej kurateli.
Mało kto jednak zdobywał się na to, żeby spytać Bellamy'ego o jego uczucia czy faktyczne potrzeby z ciepłym, autentycznym zainteresowaniem.
  • - A jaki chcesz uzyskać efekt?
Mało brakowało, a Bellamy znów prawie odwróciłby się przez ramię by sprawdzić, czy kobieta aby na pewno mówi do niego... I czy to jego traktuje na tyle poważnie, by nie wyszydzić, albo nie zlekceważyć jego makijażowych rozterek.

[akapit]

Chwilę gapił się na nią szeroko rozwartymi oczami - przy chudej bladości jego twarzy wyglądającymi na jeszcze większe, niż w rzeczywistości - aż przypomniał sobie, że oprócz tęczówek i powiek ma coś jeszcze. Na przykład usta, i aparat mowy, którego wypadało czasem użyć - zwłaszcza, jeśli ktoś go o coś pytał.
- Uhmm... Ugh-mmm... - To prawda, wstęp trochę zawalił, nim udało mu się pozbierać, i posegregować wszystko, czym zamierzał podzielić się z kobietą (jednocześnie skrupulatnie zapisując w pamięci wymieniony przez Camelię porządek: oczyszczanie, tonizowanie, nawilżanie, potem filtry, potem korektor i makijaż...), ale zaraz desperacko postarał się odzyskać animusz, i zdolność oblekania własnych myśli w słowa. Główny pozytyw był taki, że Bellamy tak się całą sytuacją zaaferował, że chyba nie zwrócił nawet uwagi na pierwotny szok i zakłopotanie Camelii gdy ta dowiedziała się, dla kogo mają być wszystkie te kosmetyki - Chyba i to, i to. Chodzi mi w zasadzie o kilka różnych okazji... - Udało mu się wydukać, zanim zarumienił się w reakcji na pytanie, czy chciałby podkreślić swoją u r o d ę. Boże, czy to sugerowało, że Camelia uważała, iż był ładny? Pewnie, przez wzgląd na jej rodzicielski instynkt i różnicę wieku, widziała w nim wyłącznie ładne dziecko, czy uroczego chłopca, ale tyle by mu wystarczyło. Od własnych rodziców słyszał wyłącznie, że jest zbyt chudy, zbyt dziewczęcy, zbyt miękki. I, przede wszystkim, zdecydowanie zbytnio skupiony na sobie (w tym kontekście może i mieli trochę racji - ale taki komentarz płynący akurat spod ich adresu był zwyczajnie szczytem hipokryzji) - Na co dzień marzyłoby mi się coś delikatnego... Tak, ten kolor byłby chyba fajny - Głodnym spojrzeniem wlepił się w szminkę sugerowaną mu przez brunetkę - I do tego może jakiś cień do powiek... Albo chociaż tusz do rzęs? Lubię pastelowe kolory. Pistację, i brzoskwiniowy... Tylko nie wiem, czy nie będę z nimi wyglądał zbyt trupio? Ale jaskrawe barwy z kolei sprawiają, że wyglądam jak tania dzi... - Ugryzł się w język - ...jak dama lekkich obyczajów, i to taka z niezbyt... yyy... ekskluzywnego domu uciech, czy coś. - Nie można było odmówić, że Atwood był rezolutny, i nie raz ratował się szybkim refleksem, i nadzwyczajną elokwencją - Więc sam już nie wiem! A poza tym szykuje mi się jedna ważna okazja... Moja siostra lada moment wychodzi za mąż... Za strasznego dupka, to tak swoją drogą - Rozgadał się, palcami nieunieruchomionej ręki przebiegając po zamkniętych kasetkach z cieniami do powiek - Ale będzie tam osoba, która... No, chyba trochę mi wpadła w oko... I... Yyy... Ja się na pewno tej osobie nie podobam. Jestem pewien. Ale gdybym jednak mógł zrobić na niej wrażenie, to by było absolutnie super. Zamierzam założyć coś na pograniczu fraku i sukienki... W dokładnie takim kolorze - Wskazał pomadkę w głębokim odcieniu brudnego różu - A do tego planuję wpleść sobie we włosy trochę małych, białych kwiatków... Więc pewnie potrzebowałbym czegoś subtelnego, żadnych krzykliwych kolorów... Ale, wie pani - Spojrzał na Camelię z nadzieją, że ta zrozumie go, i nie wyśmieje - Ja naprawdę kocham brokat!

Z własnej perspektywy, Bellamy nie robił teraz nic nadzwyczajnego. Ot, może trochę zbyt wylewnie, ale przecież tylko odpowiadał na zadane mu przez rozmówczynię pytanie.
Dopiero naprawdę dorosła osoba mogła dojrzeć to, co kryło się za tym entuzjazmem i szczenięcą paplaniną: bardzo samotne, bardzo głodne czyjejkolwiek uwagi dziecko.

Camelia Gilmore
ambitny krab
harper
-
Fryzjerka — DS HAIR & MAKEUP
44 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ballamy wyglądał na takiego, który po prostu tego potrzebuje. Tego, aby ktoś, ktokolwiek, przypadkowa osoba, zwróciła na niego uwagę i to w taki pozytywny sposób - poświęciła mu trochę czasu i uwagi, a przy tym okazał zrozumienie. Nie było to nic dziwnego tak naprawdę, każdy człowiek tego potrzebował, niezależnie od wieku, czy sytuacji życiowej, w jakiej się znajdował. Camelia też czasem miała takie momenty, kiedy płaciłaby złotem (którego nigdy nie miała), aby ktoś ją wysłuchał, czy pogładził po ramieniu. Jako że miała już swoje lata i zebrała sporo doświadczenia, wiedziała, że to jest z reguły ciche wołanie o pomoc. Stąd szybko zorientowała się, że chłopiec może właśnie tego potrzebować. Uaktywnił się jej instynkt macierzyński, z przyjemnością służyła mu radą. W głębi serca wiedziała, że jej też tego brakowało, bo jej córki już dawno wyrosły na duże pannice i nie potrzebowały słuchać swojej matki, ani nie oczekiwały pomocy od niej.
Camelia jak najbardziej traktowała go poważnie! Może nie w najlepszy sposób, ze względu na to, że ta cała sytuacja była dla niej nowa i nie bardzo wiedziała jak się zachować, ale się starała. A to już jak widać było wiele, patrząc na to, że najbliżsi Atwooda mieli go totalnie gdzieś, a on sam musiał mieć wielkie opory, aby przed kimkolwiek się otworzyć. Nie było to dziwne, bo wyjście z szafy niezależnie od tematu, było trudne. Nie było to nic, co da się porównać, ale Gilmore uznałaby, że jej konieczność przyznania się do ciąży rodzicom. Przerażające, lecz konieczne. A po wszystkim jakoś człowiekowi lżej, niezależnie od reakcji, jaką się otrzymało.
-Żaden problem! Czerwony zawsze robi wielkie wrażenie, niezależnie od typu urody. Dlatego trzeba dobrać odpowiedni, ciepły, z pomarańczowymi podtonami, krwisty, albo chłodniejszy...-zaczęła się wymądrzać. Ona na sobie używała zazwyczaj właśnie czerwieni, gdy chciała wyglądać jak milion dolców. -Tusz do rzęs, jasne. Osobiście lubię ten, ale musisz sam sprawdzić, jaki kształt szczoteczki Ci najbardziej pasuje. -tutaj nie miała złotego środka, uczyła się zawsze na błędach i uważała, że o formułach można dywagować, jednak ulubiony kształt szczoteczki był bardzo indywidualny.
Na stwierdzenie, że mógłby wyglądać jak tania dziwka, aż się roześmiała z porównania. Cóż, coś w tym było, bo sama tak kojarzyła niebieski cień na powiekach, tak popularny w czasach jej młodości, który wyglądał może modnie, lecz wcale nie był twarzowy. -Pistacja zdecydowanie może wyglądać trupio, ale są inne, delikatne kolory, które są twarzowe i w zasadzie nie da się w nich wyglądać źle. -powiedziała. Miała na myśli jakąś paletkę z klasycznymi kolorami, brązami, beżami i tym podobnymi kolorami. Wszelkie mocne kolory zdecydowanie były trudniejsze do ogarnięcia.-Choć cienie na powiekach to jest zdecydowanie wyższa szkoła jazdy, muszę Cię ostrzec-powiedziała. Słysząc resztę wypowiedzi, o fraku, wybranym kolorze, ale przede wszystkim o brokacie. Lekko się roześmiała, bo takie wyznanie brzmiało humorystycznie, niezależnie od tego, kto je wypowiadał.-Brokat też może być w stonowanym kolorze. Złoto, delikatny róż, brzoskwiniowy.. A nawet bezbarwny, tylko z jakąś poświatą. Wszystko zależy od tego, co będzie się pod nim znajdowało-zaczęła wyjaśniać i stwierdziła w tym momencie uznała, że chyba obojgu byłoby wygodniej, jakby Bellamy pojawił się w gabinecie, w którym pracuje Camelia, albo w jej mieszkaniu, jeśli ten wolałby więcej prywatności. -Słuchaj... Jeśli potrzebowałbyś jakieś większej pomocy, to może dam Ci swój numer telefonu i na spokojnie kiedyś Ci to wszystko wyjaśnię?-zaproponowała, już szukając w torebce jakiejś karteczki, gdzie mogłaby wpisać swój numer. Tak, była na tyle stara, że takie pomysły wciąż się pojawiały w jej głowie. Doskonale wiedziała, że jak ktoś nie miał nic wspólnego z makijażem, to ogrom wiadomości, które do tej pory przekazała (a to nie był nawet ułamek tego, co Gilmore tak naprawdę wiedziała na ten temat), może spowodować ból głowy, lub po prostu zagubienie. A ten chłopiec chyba miał już wystarczająco wiele powodów, aby tak się czuć, że nie trzeba było coś kolejnego dowalić.

Bellamy Atwood
uczeń uciekinier — szlachta nie pracuje
16 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Am I permanently broken?
Or is it just the sunshine blues?
Could you keep those arms wide open?
In case I get these legs to move
Bellamy nie tylko nie lubił, czy nie potrafił przyznawać się do własnych potrzeb, co wręcz w zwyczaju miał, by się ich wyrzekać. Tak już go wytresowano wychowano, żeby każdą prośbę o pomoc natychmiast utożsamiał z oznaką słabości i życiowej nieporadności, zaś chorobliwą wręcz samodzielność uznawał za największą cnotę, na której zresztą budował poczucie własnej wartości. Może to właśnie dlatego czuł się tak, jakby rozpadał się na tysiące małych kawałków za każdym razem, gdy musiał polegać na kimś innym lub jeszcze gorzej - poprosić kogoś o wsparcie?
Jak to mówiło dość wyświechtane, ale i niegłupie jednocześnie porzekadło, pomoc łatwiej jest zawsze zaproponować, niż o nią poprosić.
Musiała wiedzieć i o tym sama Camelia, w bojach zaprawiona pewnie nie tylko mnogością różnych życiowych doświadczeń, ale również, a może przede wszystkim, procesem wychowywania dwojga dzieci w pojedynkę. Pewnie dlatego też tak gładko i niewymuszenie oferowała teraz chłopcu swoją atencję i czas, nie wzbudziwszy w nim jednocześnie ani poczucia winy, ani też irytującego wrażenia, że okazuje mu łaskę czy litość, albo zajmuje się nim wyłącznie z kompletnego braku innych zajęć, i nadmiaru czasu.
Nie dało się oczywiście ukryć, że wiele ich dzieliło - wiek, płeć, a przede wszystkim ogrom specjalistycznej wiedzy, który dosłyszeć dało się w każdej kolejnej sugestii jaką Gilmore dawała Bellamy'emu w kwestii makijażu - ale jednocześnie Atwood po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się przy niej traktowany nie tylko poważnie, ale i po równo. A w taki sposób prawie nigdy nie czuł się w towarzystwie jakichkolwiek dorosłych. Ba, nawet przy rówieśnikach rzadko miewał takie poczucie!
- Mhmm... Tak, totalnie ma pani rację...! - Rozmarzył się i rozpłynął nad szeregiem różnych odmian czerwieni, z których mógłby skorzystać chcąc zrobić na jakiejś imprezie prawdziwe wejście, a powstałe wrażenie potem tylko podtrzymywać (dyskretnymi re-aplikacjami szminki, ma się rozumieć - zwłaszcza, jeśli miał iść za radą brunetki, i postawić na tę kremową, a nie matową i suchą) - Tylko, no... To chyba nie na ślub. W sensie, nie na ten ślub. Tu będzie pasowało raczej coś mniej... - Ostentacyjnie seksownego? - Wyrazistego. Zresztą i tak bym nie wiedział, który odcień pasuje do mojej karnacji... - Smętnie uniósł bardziej mobilną dłoń na wysokość twarzy, krytycznym spojrzeniem mierząc bladość skóry i zieleń oraz fiolet żył. Mimowolnie zastanowił się też nad tym, jaka barwa najbardziej pasowałaby do koloru skóry Rajiva - która zawsze była śniada, ale w niektórych miejscach, na przykład na policzkach, albo szyi, trochę jaśniejsza niż w innych (no, chyba, że Lounsbury akurat się rumienił) - jak choćby pod załomem jego żuchwy, czy w dolinkach powstałych przy obojczykach. Westchnął głęboko, trochę poirytowany. Nie rozumiał, dlaczego tak łatwo ostatnimi czasy się rozpraszał!
(Szczególnie, jeśli dana myśl choć pośrednio dotyczyła akurat dziewiętnastolatka).

- Wow, tak?! - Nie miał pojęcia o tych zależnościach dotyczących szczoteczek do tuszu. Sam nigdy by na to nie wpadł, a w oglądanych przezeń filmikach jakoś nigdy się o tym nie mówiło. Kiwał głową, łapczywie chłonąc każde kolejne słowo Camelii - Tak, poświata to byłby chyba dobry pomysł! Żeby nikt się nie mógł przywalić, że przesadziłem, a jednocześnie żeby wszyscy widzieli, że... No... - Że wygląda jak milion bucksów- Że się błyszczę jak psu... Jak diamenty. Właśnie o t a k i efekt mi chodzi.

Bellamy był bardzo młody, i już choćby z tej racji bywał często tak po nastoletniemu naiwny, ale nie był głupi - aż za dobrze zdawał sobie zatem sprawę, że czas jego darmowej, sympatycznej konsultacji z przypadkowo poznaną ekspertką wkrótce dobiegnie końca, a on powinien w ciągu tych paru minut rozmowy nauczyć się ile się tylko da, wyciągnąwszy z kobiety tak dużą porcję porad i wskazówek, jak to tylko możliwe. Zrobiło mu się chyba trochę smutno na myśl, że jeszcze tylko chwila, a będzie po wszystkim - ot, rozejdą się, każdy w swoją stronę, i najprawdopodobniej nie spotkają nigdy więcej. Nawet, jeśli mieliby kiedyś jeszcze wpaść na siebie w tej czy innej drogerii, Bellamy przecież lada moment miał wyjechać z Australii, wróciwszy z powrotem do chmurnej i deszczowej Anglii.
Miał już podziękować brunetce za pomoc i, trochę smętnie, oddalić się w stronę kasy z wybranym korektorem, a potem ku przeszklonym drzwiom lokalu, kiedy Camelia wystosowała pod jego adresem propozycję zbyt cudowną, by była prawdziwa. Gdyby Bellamy był sam, i wiedział, że nikt na niego nie patrzy, chyba aż uszczypnąłby się w bezbronny, delikatny skrawek skóry tuż nad gipsem - tak, by zyskać pewność, że sobie tego wszystkiego wcale nie wyobraził.
- Naprawdę?! - Powtórzył niczym szesnastoletnia, zdarta płyta, entuzjastycznie kiwając przy tym głową. Jasne, nawet tak zajęci sobą rodzice jak ci jego, mieli okazję niejednokroć przestrzec Atwooda przed braniem numerów telefonów (albo, chociażby, cukierków...) od przypadkowo poznanych dorosłych, ale nie oszukujmy się: Camelia Gilmore nie wyglądała na seksualnego drapieżnika, gotowego uprowadzić Bellamy'ego i zamknąć w piwnicznym lochu. Poza tym, ugh, to nie był pierwszy raz, gdy Bellamy spędzał w Lorne czas w towarzystwie osób o połowę starszych od siebie... - Byłoby absolutnie cudownie! To ja też dam pani mój numer... Może mi pani wpisać w swój w telefon, będzie szybciej... - Zaproponował, śledząc prowadzoną przez Gilmore akcję poszukiwawczą we wnętrzu torebki - I moglibyśmy się jakoś umówić. I... yyy... Bardzo chciałbym zaproponować coś w zamian, ale nie bardzo wiem co - Nie chciał sugerować, że jej zapłaci. Brzmiałoby to cokolwiek bezczelnie, tym bardziej, że rozmówczyni naprawdę zdawała się oferować mu swoje wsparcie z bezinteresownej dobroci serca - Mogę pani coś kiedyś najwyżej zagrać, jak już mi zdejmą to cholerstwo - Wymownie łypnął na gips - Na skrzypcach.

Camelia Gilmore
ambitny krab
harper
-
Fryzjerka — DS HAIR & MAKEUP
44 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Prośba o pomoc, niezależnie od tematu, była po prostu upokarzająca dla osoby, która wiedziała, może spotkać się z odmową, czy byciem intruzem. Ta chwila w oczekiwaniu na odpowiedź - czy ktoś się zgodzi, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie chce tego robić, czy że nie bardzo ma czas, ale nie ma serca odmówić komuś, kto ewidentnie tej pomocy potrzebuje i nie bardzo ma kogo innego o to poprosić. A jeśli się zgodzi? Taka szansa też istniała, na całe szczęście, bo prosić kolejną osobę, lub wiedzieć że jednak trzeba liczyć tylko i wyłącznie na siebie, było straszne. Także niezależnie od tego, jak niewiele łączyło Bellamy'ego z Camelią, nad wyraz wiele mieli wspólnego. Trudno było to zauważyć na pierwszy rzut oka, jednak w trakcie rozmowy kobieta czuła jakąś nawiązującą się nić porozumienia. Nie rozumiała jej, jak przemyśli to spotkanie, bo na pewno odtworzy je w myślach z jakiegoś powodu (być może tknie ją, że zaproponowała zły odcień szminki! Albo widząc coś innego stwierdzi, że to by pasowało do chłopaka), to stwierdzi że totalnie nie łapie się w tej sytuacji, ale dalej będzie chciała pomóc.
-Na pewno byś się wyróżniał tłumu, a panna młoda mogłaby nie być tym zachwycona-uśmiechnęła się. Choć nigdy nie słyszała, aby panna młoda była zazdrosna o to jak jej młodszy (to chyba można było śmiało założyć, skoro Atwood wyglądał tak młodo, to jakby jego siostra była młodsza, to legalnie nie mogłaby jeszcze wyjść za mąż) brat wygląda w trakcie ceremonii. Choć na pewno byłyby osoby, które by zauważyły jego makijaż i mogłyby nie być nim zachwycone i zabrałyby się za plotkowanie. A tego to chyba nikt nie chciał, zwłaszcza Bellamy. Wydawał się jakby po prostu chciał być zaakceptowany, niezależnie od tego co robi i jak wygląda. Marzenie każdego człowieka, również takiego przeciętnego.
-Istnieje coś takiego jak analiza kolorystyczna - prowadzący stara się Tobą określić, jakim typem urody jesteś i jakie kolory i odcienie najbardziej do Ciebie pasują. Zarówno jeśli chodzi o ubiór, jak i makijaż-wyjaśniła. Tym akurat ona się nie zajmowała, ale znała osobę, która w Cairns prowadziła takie konsultacje. Mając taką wiedzę, wiadomo jakie kolory pasują człowiekowi i jakie powinien kupować. Choć wiadomo, nie ma co się sztywno trzymać tego i jak się komuś coś podoba, to można to złamać i świat się nie zawali.
-Pewnie. Właściwie wiele trzeba nauczyć się metodą prób i błędów, bo to, że coś się sprawdza jednej osobie, Tobie absolutnie nie musi. Bo może lubisz coś innego, masz inny typ skóry, czy potrzeby.-wyjaśniła, choć podkopywała tym swój autorytet, bo czego miałaby go uczyć, jeśli nie ma pewności, czy to co poleca mu się sprawdzi? Można by tak podejrzewać, choć nie do końca wcale tak było, bo Camelia mogła podpowiedzieć na co warto zwracać uwagę, czego szukać albo po co sięgnąć w następnej kolejności, gdy jedna rzecz się nie sprawdzi.
-Wiem, co masz na myśli. I nawet wiem, czym możesz to osiągnąć, ale to musiałbyś kupić w Sephorze. Najlepiej na stronie, choć w Cairns też powinni mieć-zauważyła, gotowa podać nazwę przedmiotu i odpowiedni odcień. No i nie wiedziała, czy chłopak może pozwolić sobie na wydanie kilkudziesięciu dolarów na jedną rzecz, właściwie na jedną noc. No ale to nie jest już jej problem i Bellamy będzie mógł sam zadecydować, czy chce to kupić, czy nie.
Być może się nie spotkają więcej z Camelią, ale to nie powód, aby ta była dla niego chłodna czy nie daj boże złośliwa. To nie było w jej stylu, wiedząc że nawet uśmiech ze strony nieznajomego czasem może sprawić, że dzień stanie się lepszy. Więc gdy w jej życiu czas był lepszy, jak w tym momencie, chciała się tym samym odwdzięczać innym. A Bellamy wyglądał jakby naprawdę tego potrzebował. -Naprawdę, niczym się nie przejmuj-zapewniła go. Właściwie to podobała się jej wizja przeprowadzenia takiego szkolenia i kto wie, może okaże się, że mogłaby coś takiego dodać do swoich usług? W końcu bycie kobietą nie świadczy, że wszelką wiedzę dotyczącą makijażu wyssało się z mlekiem matki!
-No tak, czemu ja o tym nie pomyślałam od razu?-zapytała, śmiejąc się trochę ze swojego wieku i wyjęła telefon z tylnej kieszeni spodni. -Napisz do mnie, jak będziesz mieć chwilę, to się jakoś umówimy. A ja w domu sprawdzę dokładną nazwę tego cienia-przypomniała sobie, że rozmawiali o jakimś produkcie z Sephory, a lepiej podać mu konkretną nazwę, niż rzucić określeniem, które w tym momencie miała w pamięci.-Niczym się nie przejmuj. -Cóż, właściwie to propozycja pieniędzy nie byłaby wcale bezczelna, bo w końcu prowadziła działalność związaną z makijażem, ale stwierdzenie tego przez nią samą na pewno nie byłoby na miejscu. Zwłaszcza, że propozycja wynikła z dobroci serca i troszkę tego, że zrobiło się jej żal Atwooda, a nie chęci zdobycia kolejnego klienta.

Bellamy Atwood
ODPOWIEDZ