gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
39.

Nie była świadoma tego, co się z nią działo. Tego, że Laurissa i Remigius po nią przyjechali też nie. Gdyby miała sobie przypominać ostatnie chwile, zanim straciła przytomność, to pamiętałaby głównie ból psychiczny i uczucie bezsilności. To, że chciała, aby już przestało ją to wszystko męczyć... chciała nie czuć tęsknoty, nie odtwarzać na nowo wszystkich problemów. Chciała zniknąć chociaż na kilka chwil, bo nie mogła spać i miała dość. Diler z Shadow powiedział, że tabletki od niego tak właśnie zadziałają, a ona wahała się jakiś czas, najpierw wzięła jedną i spanikowała, więc ją zwymiotowała bardzo szybko. Potem poryczała się ponownie, bo nie radziła sobie i w geście bezsilności wzięła ich już znacznie więcej, licząc, że to wszystko się skończy. Może nawet sądziła, że tak właśnie było, gdy traciła kontakt ze światem, zaciskając palce na obrączce, jaka stanowiła część jej prezentu dla Soriente.
Pobudka była czymś, czego chyba przede wszystkim się nie spodziewała, a może raczej... nie spodziewała się okoliczności, w jakich ta miała miejsce. Czuła się tak, jakby na jej mięśniach ktoś położył z trzy kołdry obciążeniowej. Jasność drażniła powieki, w gardle czuła suchość. Nie ruszała się jeszcze, ale odzyskiwała przytomność, nie mając pojęcia o tym, gdzie się znajdowała. Sądziła, że leży w swoim łóżku, więc nie spieszyło się jej do budzenia, do życia, na które przecież nie miała ochoty tak, czy inaczej. Z perspektywy tej chwili żałowała, że się obudziła, bo nawet jeśli była otumaniona, wracały do niej powody, dla których zażyła narkotyki. Leżała więc i myślała nad tym, czy większa dawka wydłużyłaby jej stan, ale wtedy chyba zrozumiała, że słyszy jakieś podejrzane pikanie. To było czymś nowym... nie miała siły się zerwać by to sprawdzić, ale otworzyła w końcu oczy i dotarło do niej, że to nie był jej dom, w zasadzie to wpadła w lekką panikę, nie rozumiejąc nic, bo obudziła się w miejscu, w którym nie pamiętała, że się znalazła. Niby mózg podpowiadał, że to szpital, ale jak, kiedy, dlaczego? Ogrom pytań, a przy tym spowolnione myśli, tworzyły mieszankę, w której nie potrafiła się odnaleźć. Wtedy też odwróciła wzrok od aparatury i dotarło do niej, że patrzy na jasne niebieskie oczy... zmęczone, osadzone w twarzy, na której widać było resztki jakiś zasinień, ale tak znajome.
- Och nie - wychrypiała tylko, czując, jak zaczyna się trząść, a o tym, że puls jej przyspieszył, wiedzieli oboje. Nie wiedziała co powiedzieć, co zrobić. Tak za nim tęskniła, ale skoro tu był, czy zawiodła? Czy znów zrobiła mu krzywdę? Znów ściągała na niego problemy. - Nie tak, nie miało być tak... - dodała chociaż głos jej się łamał, ale coraz więcej zaczynała rozumieć. - Przepraszam - część niej chciałaby się cieszyć jego widokiem, a gdyby miała siły, może nawet rzucić mu na szyję, ale tak głęboko zakorzeniła w sobie myśl, że nie ma do tego prawo, że czuła się coraz gorzej z tym, że się obudziła. - Przepraszam... nie musisz... - patrzyła na niego rozdrganymi oczami, nie wiedząc co powiedzieć, bo było jej ciężko. Nie miała już siły, by udawać, że go nie kocha. Zrobiła to raz. Raz miał wystarczyć, dlatego musiała go unikać, bo wiedziała, że nigdy nie zdobędzie się na to, by utrwalić to okrutne kłamstwo.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Lauirssa przyniosła im kolejną kawę do pokoju, w którym nieprzytomna Lisbeth leżała podpięta pod szpitalne aparatury. Ewidentnie nadal czuła się winna, a Soriente swoją postawą wcale nie pomagał jej wyzbyć się tego uczucia. Tylko, że sam miał już dość. Był wykończony, zmartwiony i przerażony tym, co by się stało gdyby nie zdążyli na czas. Nawet jeśli nigdy nie miałby w pełni wybaczyć kuzynce, nie chciał, aby kolejna, ważna dla niego kobieta, cierpiała. W pewnej więc chwili złapał ją za rękę, zaciskając na niej palce. Milczał przez kilka sekund, aż w końcu podziękował Rissie za to, że z nim tutaj była tyle czasu. Potem jednak zaznaczył, że chciałby zostać już sam, że powinna pojechać odpocząć i że zobaczą się w domu.
Gdy Laurissa wyszła, zatracił się w rozmyślaniach. Oczywiście wypominał sobie naiwność i głupotę, bo przecież tyle razy Lisa go oszukiwała, a on wiedział, że kłamie. Dlaczego tym razem było inaczej? Czemu nie był bardziej stanowczy? Czemu nie starał się z nią ponownie porozmawiać? Przez moment poddał w wątpliwość własną wiarę w ich związek, bo chyba faktycznie coś w nim się zmieniło. Jeśli mieli by ponownie zbudować coś razem to na pewno najpierw powinni popracować nad samymi sobą, a dopiero nad tworzeniem czegoś wspólnie. Nie chciał zrzucać całej winy tylko na Lisbeth i jej odwieczne mataczenie i udawanie kogoś kim nie była. Dobrze wiedział, że sam nie bywał lepszy, a jego postawa, pozycja i wiek mogły faktycznie mocno wpływać na Westbrook. Dlatego wszystko to było jeszcze trudniejsze. Błądził w swoich myślach kompletnie nie mając pojęcia w jakim kierunku powinny podążyć, aż do momentu, w którym zorientował się, że Lisbeth odzyskuje przytomność.
Nagle wszystkie czarne myśli uleciały z głowy Remy'ego tak szybko jak ten znalazł się przy łóżku Lisy. Jej zmęczona i zapadnięta twarz była trudnym do zniesienie widokiem, ale dopiero przerażanie wymalowane na twarzy gdy otworzyła oczy, uderzyło w Remiiguusa jeszcze mocniej.
- Lisbeth, jak dobrze, że się wybudziłaś - rzucił jednak ignorując wszystko to co działo się wokół. Nie interesowały go słowa Westbrook, który wydawały się kompletnie nieadekwatne, ani fakt, że aparatury wydawała dźwięki zdradzające zdenerwowanie dziewczyny. - Cicho już bądź. Jak dobrze, że tu jesteś - burknął, nie chcąc znów słuchać bajek i kłamstw do jakich zmuszała się Lisa. Pochylił się i ucałował jej czoło, do którego zaraz potem na moment przyłożył policzek. -Wezwę kogoś. Powinien zobaczyć ciebie lekarz - dodał, a chociaż miał jej tyle rzeczy do powiedzenia, starał się działać racjonalnie.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Nie była przygotowana na to wszystko. Już sama wizyta w szpitalu była dla niej sporym zaskoczeniem, a co dopiero obecność Remigiusa, któremu podczas ich ostatniej rozmowy powiedziała tak wiele okropności, byleby ten uwierzył, że Lisbeth go nie kocha. Prawda była jednak taka, że jeśli czegokolwiek była pewna, to swoich uczuć do Soriente. Nie potrafiła przestać o nim myśleć i nie miała siły wierzyć w to, że bez niego sobie poradzi, że to przepracuje. To też nie tak, że od razu poleciała po narkotyki... starała się odsuwać od siebie ten pomysł, ale nie miała już sił. Na pewnym etapie nie potrafiła nie nosić jego koszulki, nie upewniać się co parę sekund, czy nadal ma na palcu obrączkę i zwyczajnie bazując na tym zachowaniu, wiedziała, że chce aby się to skończyło... wszystko. Aby już nie musiała myśleć i czuć. Tylko, że ten plan nie uwzględniał pobudki w tym miejscu i sprawiania nowych problemów Remigiusowi.
Nie wiedziała, jak ma się zachować. Bała się, bo w głowie wciąż miała słowa Laurissy, odnoszące się do tego, że jej kuzyn czuje względem Westbrook odpowiedzialność, że Lisa na tym żeruje, a nie powinna. Teraz więc musiałaby, idąc tą logiką, odepchnąć Remy'ego, ale kiedy tu był... po tym wszystkim, co przeżyła... bała się, że nie da rady. W dodatku jak tylko się przy niej znalazł, chociaż dotarło to do niej z opóźnieniem, nie była w stanie zapanować nad łzami, jak i rosnącą paniką, że to kolejny sen... takich miała w ostatnich tygodniach tysiące.
- A ty tu jesteś? - wyrwało jej się bezsensownie dla niego, ale nie mógł wiedzieć, jak bardzo była zagubiona. Bo w chwili, w której jego usta dotknęły jej czoło, zadrżała silnie i przestała powstrzymywać łzy. Te przepełniły jej oczy i spłynęły po polikach, gdy odsunęła się na tyle, by móc spojrzeć na jego twarz, unieść do niej osłabione dłonie. Mięśnie miała zwiotczałe, ale mimo to palcami zaczęła dotykać jego twarzy, sprawdzać jej miękkość, szorstkość zarostu, kształt kości policzkowych, wyblakłe już, ale widoczne oznaki jakiegoś uderzenia. Wszystko, co mogłoby ją przekonać do tego, że znów tęsknota nie podsyła jej nieprawdziwych obrazów. - Jeju... to ty... - zaczęła trząść się jeszcze bardziej, nieco szerzej otwierając przy tym oczy, a potem zabrała dłonie, a raczej te osunęły się w dół, gdy ona sama skuliła się bardziej, pochylając głowę. - Nie tak miało być... wszystko nie tak, wszystko popsułam - wyjaśniła, a może nie wyjaśniała nic. Słów o tym, że wezwie lekarza nawet nie komentowała, jak miałaby się na tym skupić, kiedy Soriente był obok. Zaraz z resztą znów na niego spojrzała, znów musiała go dotknąć, by się upewnić. Wpadła w jakąś panikę, że zaraz jednak zniknie, jednocześnie panikując na myśl, że znów go przy sobie trzyma. Ale nie wytrzymała, nie była tak silna i znów dłonią przesunęła po jego ciele, tym razem ramieniu, szyi, potem w dół na tors i była gotowa resztki energii zmarnować właśnie na to sprawdzenie, że go sobie nie wymyśliła.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Był.
Nawet nie miała pojęcia jakim niespodziewanym zrządzeniem losu udało mu się ją odnaleźć, aby potem być tutaj z nią. Gdzieś przez myśl przeszła mu myśl o tym, aby poinformować tego barmana z Shadow, że Lisa jest już bezpieczna, ale było to zadanie na później. Póki co cała uwaga Soriente skupiona była na Lisbeth i tym, że do niego wróciła. Widział, że za nią tęsknił, ale dopiero słysząc jej głos i czując dotyk jej dłoni na swojej twarzy, poczuł jak bardzo brakowało mu każdego szczegółu związanego z jej osobą. Jakim był idiotą pozwalając jej odejść, nie walcząc, nie próbując udowodnić jej (tak jak zwykle), że się myliła.
- Jestem, nawet nie wiesz jak mnie przeraziłaś. Coś ty zrobiła, głupia - głos mu zadrżał, ale nie było w nim słychać pretensji, czy złości. To co mówił i jak mówił było wyrazem głębokiego przejęcia i smutku, który w sobie nosił. - Cicho... Nic już nie mów, nic nie tłumacz. Rozmawiałem z Laurissą. Powiedziała mi o rozmowie z tobą - rzucił, aby przerwać to samobiczowanie się Westbrook. Poza tym nie chciał, aby przypadkiem powiedziała mu, że za słowami "Nie tak miało być... wszystko nie tak, wszystko popsułam" kryło się coś, o czym absolutnie nie chciał nawet myśleć, a co dopiero o tym słuchać.
Niestety rozmowę przerwała im wizyta personelu medycznego. Oczywiście lekarze i pielęgniarki zaczęli gromadzić się nad Lisą. Ktoś wspomniał o Wainwrightcie, ale nie był obecny tego dnia w szpitalu. Nie mniej jednak prosił, aby go informowano o wszystkim. Jeszcze jakiś czas badano Lisbeth, po czym ponownie pozostawiono ich sam na sam.
- Twoja matka też już wie, pewnie niebawem się tutaj zjawi - zaczął, bo przerwany temat był zbyt trudny, aby ot tak mógł ponownie do niego wrócić. Poza tym sam nie wiedział co myśleć o tym wszystkim. Z jednej strony rozumiał, że podatna na manipulacje Westbrook była łatwym celem dla zagrać Laurissy, a z drugiej sądził, że go naprawdę kochała, a ona tym czasem o mały włos siebie nie zabiła w imię jakiś głupstw, w które uwierzyła. Potrzebowała pomocy, on potrzebował wszystko przemyśleć i nic nie było wcale tak łatwe, nawet jeśli chciałoby się powiedzieć, że najgorsze mają za sobą. - Miałaś to w dłoni, gdy ciebie znaleźliśmy - powiedział, po tym jak wyciągnął z kieszeni obrączkę. Sam własną nadal nosił na palcu, bo nie miał w sobie jeszcze na tyle dużo siły, aby ją zdjąć i wyrzucić. Myślał o tym, ale chciał to zrobić wraz z dniem, w którym planował opuścić Lorne Bay raz na zawsze.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Sama chyba też za bardzo jeszcze nie myślała nad powodami, przez które wylądowała w tym miejscu. Obecność Remigiusa za bardzo skupiała na sobie jej uwagę, aby potrafiła odbiec gdzieś dalej myślami. Ostatnie tygodnie przeżyła, tęskniąc za nim i na wszelkie sposoby próbując nie ulec tej tęsknocie, a teraz tu był i co ważniejsze, nie patrzył na nią z odrazą czy nienawiścią, która nawiedzała ją w koszmarach.
- Bałeś się o mnie? - zapytała z trudem, bo przecież stale mówiła sobie, że on już o nią nie dba, że odjęła mu z ramion ciężar, że nie powinna się łudzić na nic więcej. Pewnie dlatego też w ogóle zdecydowała się na zażycie tych wszystkich tabletek... bo wierzyła, że ostatecznie nikogo to nie obejdzie. Każdy miał własne problemu i własne życie. - Ale co mam robić, jak nie tłumaczyć? - wzmianka o Laurissie nieco ją przeraziła, tylko, że zaraz w pomieszczeniu zaroiło się od personelu medycznego. Nie było wśród niego jej chrzestnego, czym była zaskoczona, ale nie jakoś negatywnie. Pozwoliła im na wszystko, cały czas zerkając w stronę Remigiusa, jakby się bała, że on zniknie, albo ktoś go wyprosi. Jakaś pielęgniarka wyjaśniła jej, jak tutaj trafiła, więc była nieco zażenowana. Inna powiedziała, jak wygląda jej stan, ale tego już kompletnie nie słuchała. Nie miała pojęcia ile czasu trwały te odwiedziny, ale ostatecznie znów została z Soriente sam na sam i pierwsza wypowiedziana przez niego rewelacja niekoniecznie była tym, co chciała usłyszeć.
- Mama tu będzie? O nie - jęknęła, wsuwając palce we włosy. Niepokojenie mamy było najgorsze. Z jednej strony, jak każda zagubiona córka, marzyła tylko o tym, by się w nią wtulić i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze, ale z drugiej... nie wiedziała, czy pani Westbrook byłaby gotowa to jej powiedzieć. W zasadzie obawiała się, że poza smutkiem w oczach kobiety, niczego innego tam nie zobaczy. W tym stanie natomiast... była na skraju i nie powinna stale bać się o innych, skoro sama sobie nie radziła. Z tych obaw wyrwał ją dopiero ruch dłoni Remigiusa, a kiedy spojrzała na to, co trzymał, znów o mało co nie zakrztusiła się płaczem.
- Nie zdjąłeś własnej - zauważyła, odbierając swoją obrączkę i przez chwilę obracała ją w palcach. - Dlaczego? - uniosła na niego niepewne spojrzenie, już nawet nie zwracając uwagi na to, że aparatura jasno wskazywała na to, że się teraz stresowała. - Proszę, możesz być bliżej? Gdy ciebie nie dotykam, nie wierzę w to, że tutaj jesteś i robi mi się niedobrze na samą myśl, że to kolejny z tych paskudnych snów - wyjaśniła, ale pod koniec tej wypowiedzi zawahała się. - Chyba, że... że robisz to z obowiązku. Jesteś tu. Jeśli tak, to nie musisz... nie powinieneś się dla mnie marnować - parsknęła na początku dłonią chcąc teatralnie wskazać swoją sytuację, łóżko, monitory, kroplówkę, ale ostatecznie odpuściła, jedynie zamachawszy ręką z rezygnacją.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Jonathan i Remigius mieli ten nieprzyjemny obowiązek powiadomienia bliskich Lisbeth o tym co zaszło. Chociaż Soriente w zasadzie ograniczył się do wysłania wiadomości do Jude'a i Austina, oraz kilku znajomych, którzy zamieszani byli w całą sytuację. Nie czuł się w pozycji, aby rozmawiać z Olivią, nawet jeśli przez większość życia traktował ją jakby była jego rodziną. Po pierwsze w ostatnim czasie wiele się wydarzyło, co sprawiło, że sam Remy nabrał dystansu wobec Westbrooków, a po drugie czuł się współwinny i współodpowiedzialny za to co przytrafiło się Lisbeth. Był więc przygotowany na to, że w jego stronę mogą zostać skierowane negatywne emocje i ewentualnie pretensje o to do jakiego stanu doprowadziła się Lisa.
- Nie miałem siły by to zrobić - przyznał zgodnie z prawdą, bo przecież z dnia na dzień nie potrafił nagle przestać kochać brunetki. Właściwie nieustannie walczył sam ze sobą o to, aby jej nie szukać, nie starać się jej odzyskać i nie naprawić tego co się spieprzyło. Powstrzymywało go tylko to, że szczerze wierzył w to, że Lisbeth po raz pierwszy od bardzo dawna była z nim naprawdę szczera. Wiele kosztował ją taki krok, a on nie chciał znów zmusić ją do czegoś, czego ona wcale nie chciała. - Jestem tu. Nigdzie się nie wybieram, spokojnie - odpowiedział, ale też przybliżył się i zacisnął palce na dłoni Lisbeth. Skrzywił się jednak nieładnie, słysząc jej kolejne słowa. Kłamstwa i manipulacje jakimi posłużyła się Laurissa nieustannie wzbudzały w nim wściekłość. Nie chciał już więcej o nich myśleć i ich słuchać, a miał wrażenie, że Westbrook wciąż sięga po argumenty, które ulepione były z nieprawdy.
- Cicho - fuknął niby stanowczo, ale w jego głosie nie dało się dosłyszeć złości. - Nie mów tych głupstw. Laurissa tobą manipulowała, a ty... Ty zamiast mi powiedzieć z jakimi problemami się mierzysz, pozwoliłaś na to, aby ciebie one przerosły i doprowadziły do katastrofy - rzucił, pochylając się odrobinę, po czym rozejrzał się za krzesłem, na którym uprzednio spędził kilkanaście godzin. Podsunął je bliżej łóżka i ponownie objął dłoń Lisy, gdy już spoczął wygodnie. - Nie jestem tutaj dlatego, że uważam, że powinienem. Nie przejmuje się tobą i nie boję o ciebie z jakiegoś poczucia obowiązku. Jestem przy tobie, bo ciebie kocham, ale ostatni czas był paskudny i... Potrzebujesz pomocy, Lisbeth. Inaczej nigdy nie będzie dobrze - dokończył, pozwalając sobie chociaż na odrobinę ujścia dla emocji i potoku słów, które nieustannie przepełniały jego zmęczony umysł.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Chyba wciąż nie wierzyła w to, że Remigius naprawdę tutaj był. Miała wrażenie, że zachowywał dystans, a to z kolei sprawiało, że ona sama pozwalała sobie na to, by wątpliwości brały górę. Jak już raz uznała, że może być tutaj z obowiązku, to teraz tak szybko nie miała zrezygnować z tej myśli. Tym bardziej, że poza ulgą, na próżno było dostrzegać jakąś radość z tego, że znajdują się w tym samym, szpitalnym pomieszczeniu.
- Rozumiem - nie rozumiała. Nie wiedziała czego się spodziewała, ale ukłucie zawodu zabolało i nie potrafiła go stłamsić. Tak łatwo było dać sobie nadzieję i uwierzyć w to, że powie jej jakieś piękne słowa. O tym, co do niej czuje, o tym, że nie przestał tego czuć i odmawiał ściągnięcia obrączki, bo nie uznawał końca ich związku. Prawda była jednak taka, że minęło parę tygodni, odkąd widzieli się po raz ostatni i wcale jej nie szukał. Nie mogła mieć o to do niego pretensji, sama zadbała o to, by ich związek się skończył, ale widząc obrączkę na jego palcu, pozwoliła sobie wierzyć, że wcale z łatwością nie przyszło mu pozbyć się jej z życia...
Zerknęła w dół, na jego dłoń zaciśniętą na jej palcach i teraz pożałowała, że nie poprosiła, aby ją przytulił, skoro wykonał jej prośbę, ale nie zrobił nic więcej. To ona potrzebowała kontaktu fizycznego. Oczywiście, że tak. Gula zaczęła rosnąć w jej gardle, utrudniając oddychanie, a co dopiero mówienie. Z resztą co mogła mu jeszcze powiedzieć? Czuła się okropnie i coraz bardziej przerażała ją obecność Remigiusa, nawet jeśli kochała go z całego serca. Bała się, bo coraz bardziej czuła, że te uczucia są jednostronne, a ona znów sieje zamęt w jego życiu.
Poczucie winy tylko w niej narastało i wcale nie czuła się spokojniej. Ona pozwoliła na to, by problemy ją przerosły... Zabawne, tak tęskniła za tym, by czuć się kochaną, a jednak po wyznaniu miłości nastąpiło ale i zabolało o wiele mocniej, niż cały ten ogrom krzywd, które wyrządziła sobie w ostatnich tygodniach. Nie marzyła o niczym więcej, jak o tym, by objąć go i schować się w jego ramionach przed całym światem, a mimo to, wbrew własnym słowom, wysunęła dłoń z jego uścisku i zacisnęła palce na pościeli, by nie poddać się pokusie i nie wrócić do kontaktu fizycznego.
- Gdyby nikt mnie tu nie przywiózł, nie byłoby problemu - mruknęła cicho, ważąc każde słowo, by się nie poryczeć, nie wybuchnąć płaczem, na który miała taką ochotę od momentu, w którym go zobaczyła. Mało było tu już ulgi, radości, był tylko ciężar i to ona stanowiła w tym wszystkim rolę balastu. Znów żałowała, że się obudziła. - Widzisz mnie po tylu tygodniach i - i co? Coś się jej jednak ścisnęło w piersi i nie mogła już kontynuować. Przymknęła oczy i nie zamierzała ich otwierać, dopóki szczypanie pod powiekami nie przejdzie. - Jasne, poproszę o pomoc. Pójdę na terapię, zacznę jeść, pogadam z rodzicami... nie martw się, pozbieram się do kupy, więc możesz już iść. Cel osiągnięty, wariatka weźmie się za siebie, więc idź już - wyrzuciła z siebie słowo za słowem, a kiedy w końcu otworzyła oczy, specjalnie wzrok odwróciła do boku, by nie musieć na niego patrzeć. Tęsknota trawiła jej wnętrzności, ale miała nie dać jej ukojenia. To uczucie miało w niej zostać, bo ta rozmowa nie była powrotem do siebie dwóch zagubionych osób, to był kolejny dowód na to, jak bardzo popierdolona była Lisbeth.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Czuł się niesamowicie słaby, a jednocześnie doskonale wiedział, że najgorsze mają już za sobą. Chociaż nieustannie przychodziło mu na myśl porównanie ich ostatnich problemów z wyprawą na kilkutysięczny szczyt. Osiągnięcie wierzchołka to tylko połowa drogi, a zejście na dół bywa równie niebezpieczne. Oni nieustannie podążali w stronę góry zbudowanej na problemach, traumach i kłamstwach. Niby już ją pokonali, ale żeby poczuć się znów w pełni bezpiecznymi musieli włożyć jeszcze odrobinę wysiłku w to wszystko. On to rozumiał, Lisbeth chyba niekoniecznie, skoro nawet nie podejrzewała z jakich powodów Soriente siedział obok niej. Nawet, gdy wprost wyznał, że ją kocha, jego słowa nie miały takiej siły przebicia, co utwierdziło go w przekonaniu, że naprawdę jej własne demony nadal ją prześladują.
- O czym ty mówisz? Nawet nie chcę wiedzieć co by się wydarzyło, gdyby Rissa się przede mną nie przyznała i gdyby ten barman nie zadzwonił pytając o ciebie... Błagam, nawet nie próbuj sobie wmawiać, że umiałbym żyć ze świadomością, że... Nie, nie umiem i nie chcę o tym mówić na głos - wyrzucił z siebie z bólem. Owszem, nie był przesadnie czuły i wylewny. Nie rzucił się na szyję Lisy i nie obdarowywał jej tysiącem pocałunków, ale cieszył się, że był obok niej, że rozmawiał z nią, że mógł zaciskać palce na jej dłoni. Niestety, ale na nim także ta sytuacja odcisnęła piętno i chociaż kochał Westbrook ponad wszystko, sam był zraniony i potrzebował przepracować wszystko to co go spotkało. - I jestem przerażony, bo nigdy nie chciałbym ciebie widzieć w takim stanie. To najgorszy z koszmarów i nie chcę go nigdy więcej przeżywać - dokończył za Lisbeth, chociaż wiedział, że nie do tego zmierzała jej wypowiedź. - Jestem tutaj, mała. Jestem nie bez powodu, ale... Dla mnie to też był cholernie ciężkie, wiesz? Ostatnie tygodnie sprawiły, że zacząłem się nad wszystkim głęboko zastanawiać i patrzeć na pewne sprawy pod innym kontem - dodał, nie chcąc jakoś mocno wchodzić w poważne tematy, ale jednocześnie musiał zaznaczyć to, że z miejsca nie staną się znów szczęśliwą parą. Niestety, tak życie nie wyglądało, a oni potrzebowali czasu, aby rany, które powstały na ich związku się zabliźniły. - O czym ty mówisz? - Jednak po kolejnej wypowiedzi Lisbeth nie wytrzymał i okazał nieco więcej emocji. Emocji, których nie chciał wpuszczać do tego pokoju, bo złość była ostatnim czego było im trzeba. Jednak nie miał zmiaru pozwalać Lisie na to, aby określała siebie w taki sposób, ani na to, aby pozwalała sobie myśleć o nim jak o człowieku, który tylko chciał się pozbyć problemu. - Właśnie dlatego potrzebujesz pomocy. W ogóle mnie nie słuchasz. Od samego początku ułożyłaś sobie w głowie jakieś chore wytłumaczenia, dla którego tutaj jestem i tylko szukasz argumentów, aby się w nim utwierdzić. Czemu uważasz, że miałbym siłę, aby ciebie teraz zostawić skoro o mało mi serce nie pękło jak ciebie odnalazłem nieprzytomną? Powiedziałem ci, że ciebie kocham, kurwa, nie umiałem zdjąć tej obrączki, a ty i tak swoje, bo co? Bo nie dałem ci buziaka? To jest dla ciebie wyznacznikiem miłości? - Uniósł się, bo to wszystko go już przerastało. Tak szybko jak wybuchł, tak prędko tego pożałował i opadł bezsilnie na fotel, odwracając spojrzenie od Lisbeth. - Przepraszam... Nie powinienem tak reagować. To nie czas, ani miejsce - wyznał zgodnie z prawdą i po głębszym oddechu, ponownie zacisnął palce na dłoni Lisy. - Jestem tutaj. Jestem dla ciebie, ale też z tobą, bo obydwoje potrzebujemy pomocy jeśli chcemy ponownie stanąć na nogi.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Pewnie, że czuł się słaby, miał do tego prawo, ale Lisbeth przez ostatnie tygodnie wiele razy wyobrażała sobie, że pęka, że rezygnuje z tej rozłąki, że staje na jego drodze i po prostu wiesza się mu na szyi, mówiąc, że nie puści, aż jej nie wybaczy. Potrzebowała go. Każdej nocy zasypiała sama, tak jak przed Remigiusem, ale teraz już nie umiała... bo wiedziała, że nie wkradnie się pod pościel, gdy sam skończy pracować, że nie wybudzi jej odrobinę ze snu, gdy będzie ją wciągał na swoje ciało, przekładając na materacu tak, by było im wygodnie. Budziła się też sama, nie mogąc patrzeć na jego pogrążoną w snach twarz. Nikt jej nie przypominał o śniadaniu, a ona nikomu o kremie z filtrem. Nikt nie prosił o buziaka na powitanie i pożegnanie i za wszystkie inne głupoty pomiędzy. Nikt nie szeptał jej do ucha niestosowności, które potępiała i które ją krępowały, chociaż tak naprawdę uwielbiała to jak wywołują u niej dreszcze. Była sama i nienawidziła tego, ale od pęknięcia powstrzymywała ją myśl, że Remigius wcale jej nie chciał, że gdyby też pragnął tak bardzo jej bliskości, to by ją znalazł i także objął, mówiąc, że nie puści. Tera tutaj był, był też wyraźny dystans i to sprawiało, że jedynie utwierdzała się w przekonaniu, jak różnie znosili rozłąkę. Prawdę mówiąc z każdą sekundą bardziej żałowała, że się obudziła.
- Barman? - nie wiedziała wiele o tym co się wydarzyło, ale głupio założyła, że to los zdecydował, że Remigius jej zaczął szukać... ale najwyraźniej to inni go do tego popchnęli. - To był wypadek - mruknęłaechanicznie, nie wiedząc jeszcze czy kłamała, czy nie. Niewiele pamiętała z chwili, w której sięgała po tabletki, głównie uczucie bezsilności i chęć odcięcia się od tych wszystkich myśli i uczuć. - Kolejny koszmar odblokowany, mam do tego talent - zauważyła kwasno, nie wiedząc co innego ma powiedzieć. Zdawało jej się, że wszystko szło nie tak, jak powinno, a to z kolei bolało... Marzyła o tym, by mieć go obok, więc myśl, że może łatwiej byłoby się obudzić jednak przy kimś innym, stała jej w jej mniemaniu okrutnie bolesna, a jednak prawdziwa. - Serio? Obudziłam się pięć minut temu, a ty mi teraz będziesz mówił, że się przez ostatnie tygodnie zastanawiałeś? Ułatwię ci to, aktualnie nawet nie jesteśmy razem - jęknęła, już całą się trzęsąc, już wiedząc, że wzbiera jej się na płacz, chociaż ostatnio płakała cały czas. Nie tak miało być i nie miała siły nawet chcieć wziąć się w garść. Obudziła się i znów było źle, znów czuła, że jest problemem, zawsze nim była. Kiedy więc Remigius się uniósł, ona żałowała, że łóżko było wysokie, a jej mięśnie na tyle zwiotczałe, że nie mogłaby uciec.
- Tak właśnie! - rzuciła więc, skoro i on się uniósł. - Właśnie dlatego, że nie dałeś mi buziaka! Odeszłam od ciebie, żeby odjąć ci problemów, a ty na dzień dobry po moim obudzeniu od nich zaczynasz, podkreślasz ile ci ich przysporzyłam i dziwisz się, że mówię, to co mówię o tym, że żałuję, że się obudziłam! Tak, żałuję, bo nie jest dobrze i nigdy ze mną nie będzie, a ja nie chcę! Nie mam już kurwa sily... nie mam sily czuć się tak źle, mam cię obok, a czuję się tak samo samotnie, jak przez ostatnie tygodnie... byłam kurwa sama, nie mam sily już... mogliście mnie zostawić - łzy popłynęły jej z oczu, a ona zgięła się w pół, przez co twar schowała w pościeli, a dłonie mocno zaciskała na włosach pokrywających potylicę, więc zakończyła ich kontakt fizyczny. Sama go chciala, ale teraz czuła, że nie ma do niego prawa. - Ja nie chcę stawać na nogi, chce zniknąć i nie istnieć - jęknęła i zaszlochała głośniej. Wiedziała, że jest żałosna w tej chwili, ale była też za słaba by postąpić inaczej. Nie był z niej żaden wojownik, tylko nadwrażliwa kupka nieszczęść. - Gdzie jest Jonathan? Chcę do Jonathana - jęknęła, jak dziecko wołające, że chce do mamy. Wybór na chrzesnego brał się natomiast stąd, że wierzyła, iż w szpitalu jest on najbardziej dostępny. Potrzebowała teraz kogoś w kogo mogłaby się wtulić i płakać przez dłuższy czas, aż by się nie uspokoiła. - Mam dość... chcę znów iść spać- jęknęła, dławiąc się płaczem, miała ochotę uderzyć głową o ścianę, albo o coś twardego, chociaż była to absurdalna myśl, niczym nieuzasadniona, ale nie wiedziała co ze sobą zrobić i zwyczajnie bolała ją ta sytuacja. - Dlaczego nie wolno mi być szczęśliwą? Żeby chociaż przez chwilę było miło... chociaż na kilka oddechów - pokręciła głową wtuloną w pościel i zakrztusiła się znów przez płacz.

remigius soriente
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Nie tak to miało wyglądać. Chociaż właściwie Remigius nawet przez moment nie zastanawiał się nad tym co się stanie, gdy Lisbeth się obudzi. Snuł bardziej długoterminowe plany, które owszem miały oczywiście w rezultacie znów związać ich dwójkę, ale przede wszystkim najpierw zapewnić Lisie niezbędną pomoc. W ogóle nie przewidział tego jakie emocje będą mu towarzyszyły i z jakim trudem przyjdzie mu zachować spokój. Starł się jednak zapewniać Westbrook o tym, że nie znalazł się przy niej bez powodu, że ją kocha, że chce dla nich jak najlepiej, ale nie słuchała, a on nie miał cierpliwości i siły by znów pozwolić sobie na to, aby iść jej pokręconym tokiem myślenia.
- Przestań Lisa, nie o to chodzi, proszę nie dokładaj sobie, ani nam więcej - mruknął, gdy uznała, że odblokowała kolejny koszmar w jego życiu. Przecież to naturalne, że widok umierającej ukochanej osoby rozrywa serce na kawałki. Każdy czułby to samo na miejscu Remigiusa. - Miałem na myśli to, że najpierw potrzebujemy poradzić sobie z własnymi problemami każdy z osobna, a potem popracować jeszcze nad związkiem, ale masz rację... potem - przyznał, bo chyba sam nie wiedział, czy ich relacja nadal ma taki sam charakter czy może jednak nie i faktycznie, nawet jeśli to bolało, chyba nie powinni od razu ponownie się ze sobą wiązać. Ostatecznie coś zmusiło Lisę do rzucenia go, a Remy z jakiś powodów przestał walczyć o to, aby ich miłość nadal trwała. Coś się spieprzyło i powinni szukać u źródła powodów, dla których tak się stało. - Nie mów tak, Lisa! Ostatnie tygodnie bez ciebie były koszmarem, ale wierzyłem, że robię lepiej trzymając się z daleka! Nie chciałem ciebie krzywdzić, bałem się, że tobą manipuluje, a ty robiłaś wszystko by mnie przekonać, że tak właśnie jest! Obydwoje spieprzyliśmy i obydwoje musimy to naprawić, ale naprawić porządnie, a nie udawać, że jest dobrze, chociaż wszystko chwieje się w posadach - rzucił nieco wzburzonym tonem, aczkolwiek nie uniósł głosu. Widział w jakim stanie była Lisbeth i nie chciał jej dokładać, a jednocześnie nie potrafił zdobyć się na to, aby ją przytulić i powiedzieć, że już jest dobrze, że będzie jak było, że niczego nie muszą już wyjaśniać, że ją kocha dokładnie taką jaką była... Nie mógł. -Nie jesteś już sama i nie będziesz - tyle mógł jej jednak zapewnić i powiedzieć. - Zostanę z tobą, bo nie wyobrażam sobie ponownie ciebie stracić, ale nie mogę ciebie też jeszcze odzyskać - dodał, a chociaż Lisa zerwała ich fizyczny kontakt, Remy ponownie położył dłoń na jej drobnym ciele. - Błagam nie mów tak. Przecież chcesz żyć, poradzimy sobie, pomożemy sobie wzajemnie, obiecuję - wyszeptał, pochylając się delikatnie nad Lisbeth, ale było już za późno, aby uspokoić ją w ten sposób. Gdy spytała o Jonathana, serce Soriente zacisnęło się boleśnie. Miał pełną świadomość tego, że to on sam doprowadził ją do takiego stanu i nie miał do tego prawa po tym co przeszła. Z drugiej strony jej reakcja tylko upewniła go w przekonaniu, że Westbrook potrzebuje profesjonalnej pomocy i to nie takiej, która zakończy się po kilku sesjach w prywatnym gabinecie. - Jak go zawołam każde mi odejść, a nie chcę od ciebie odchodzić - przyznał zgodnie z prawdą, bo zapewne chrzestny Lisy wyrzuciłby go nie tylko z sali, ale także ze szpitala i zabronił się tutaj pojawiać, gdyby widział co zrobił brunetce. - Byliśmy szczęśliwi i znów będziemy, ale na wszystko potrzeba czasu - przyznał i chociaż z początku się bał, w końcu nie wytrzymał i objął ramionami Lisbeth, praktycznie ją w nich chowając, gdy przysiadł na krawędzi łóżka. - Będzie miło, będzie dobrze, będzie jak było kiedyś, a nawet i lepiej, ale musisz być silna, jeszcze odrobinę - dodał, po czym wtulił twarz w jej kark i przymknął oczy, starając się uspokoić i przetrwać ten okropny ból jaki go ranił, a Lisę rozdzierał na kawałki.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Koszmar wcale się nie skończył, a w zasadzie to chyba nawet był coraz gorszy. W pierwszej chwili, gdy go tutaj zobaczyła, naprawdę miała nadzieję, że będzie lepiej, że w końcu odetchnie, ale te nadzieje prysnęły o wiele szybciej, niż powinny i teraz ponownie znalazła się w sytuacji, z którą nie była w stanie sobie poradzić.
- Przestań! Przestań mi mówić, że nam dokładam, przecież o tym wiem! - zawołała, bo takie słowa dotkliwi ją krzywdziły. Zacisnęła palce na włosach i z jakiejś absurdalnej potrzeby chciała je sobie wyrwać, jakby taki fizyczny ból miał przynieść ukojenie temu psychicznemu, który ją trawił od środka. Aż zrobiło jej się niedobrze. - To po cholerę tu jesteś?! Idź sobie radzić z własnymi problemami - nie rozumiała kompletnie co się działo i nawet brała pod uwagę fakt, że to wszystko nie było prawdą. Ledwo co ją odratowali, mogła umrzeć, mogła już się nie obudzić, a jakieś trzy minuty po tym, jak odzyskała przytomność stało się to wszystko, co działo się teraz. Czuła się jeszcze gorzej, coraz bardziej utwierdzana w każdej ze swoich obaw. Że jest przeszkodą, problemem, że miesza, psuje, dołuje, komplikuje, utrudnia... W tym całym absurdzie, zamiast pozwalać jej się jedynie samej tym katować, jak przez ostatnie tygodnie, teraz Remigius postanowił sam jej to powytykać, a ona, mimo obrzydzenia jakie czuła względem siebie, nie uważała, że zasługuje na aż takie okrucieństwo. - Nie chciałeś mnie krzywdzić, ale teraz co robisz? Co robisz poza krzywdą w tej chwili? - były to okrutne słowa, ale już dotknęła dna, a to, jak została przeprowadzona ta rozmowa, nie pozwoliło jej zareagować inaczej. Dla niego skończyła ich związek, uwolniła go od siebie i sama sobie ze wszystkim radziła przez te wszystkie tygodnie. Wyczerpała jednak energię i teraz nie miała już siły jeszcze znosić słów o tym, jak to spierdoliła, potrzebowała pomocy i im dokłada. Miarka się przebrała, a ona nie wierzyła, że po tych tygodniach tęsknoty znalazła się w momencie, w którym nie chciała go widzieć. - Nie mam siły na takie pieprzenie - zwykle nie klęła, ale dławiła się płaczem, była w cholernie złym stanie psychicznym i logiczne dyskusje o tym, co należy zmienić, co zaszło... po prostu w tej chwili to nie było na jej siły. - Gówno wiesz, co chcę! Nie chcę nawet już z tobą rozmawiać! - wywarczała okrutnie, nadal też zawodząc za Jonathanem. Bo potrzebowała teraz tylko i wyłącznie kogoś, kto ją uspokoi i napełni chociaż odrobiną nadziei. O tym, że jest chujowo zdążyła się już sama poinformować, kiedy powoli wyniszczała swój organizm. Teraz mogła albo zniknąć, albo znaleźć jakąś nadzieję i potrzebowała kogoś, przy kim nie czułaby się jak problem. Nie rozumiała, jak mogło do tego dojść, że nie było przy niej teraz Jonathana, dlaczego świat był aż taki okrutny? - Więc wolisz tu być i utwierdzać mnie w przekonaniu, że lepiej by było, gdybym się nie obudziła? - jęknęła, cała już spocona i zgrzana od wzbierające w niej rozpaczy. Krztusiła się płaczem, traciła oddech, a kiedy udało jej się go nabrać, znów wkładała całą energię w kolejne spazmy szlochu.
- Nie jestem silna! Nie chcę być silna! - zawyła, gdy ją objął. O niczym tak nie marzyła od kilku tygodni, a mimo to teraz zaczęła się wyrywać, bo nie chciała bliskości wywołanej litością. Nie chciała musieć o nią błagać. - Zostaw mnie! - zawołała, cała już zaplątana w pościel, którą skopała i jego ramiona. Włosy przykleiły jej się do karku, skroni i czoła, powodując dyskomfort, ale ignorowała to, jeszcze chwilę się szarpiąc. - Teraz już za późno! - zawyrokowała, ale traciła siły i miotała się w tych wszystkich emocjach. Jej ruchy wzburzały jego zapach, ten sam, który ulatywał z bluzy, do której tuliła się każdej nocy spędzonej bez niego. Zapach, za którym tak tęskniła... zakaszlała głośniej, próbując przekręcić się jakoś na bok. W tej szamotaninie musiał jej na to pozwolić. Z początku chciała go odepchnąć, ale potem zacisnęła dłoń na jego ubraniu, następnie dodała drugą, a potem zaczęła się w niego wbijać, jak topielec w pierwsze źródło ratunku. - Nie chcę już... już nie chcę... straciłam ciebie - powtarzała, wpadając w jakiś amok, w którym coraz bardziej i panicznej otaczała go ramionami. - Nie cieszyłeś się... nie szukałeś mnie, nie powinnam się była budzić - dodawała, nie mogąc się uspokoić. Tak, sama wyrządziła im to piekło i była gotowa wziąć za to odpowiedzialność, ale to co zdarzyło się po jej przebudzeniu po prostu ją złamało. Co na swój sposób było zabawne, bo sądziła, że już bardziej nie da jej się złamać. Odebrało jej jednak ostatnią nadzieję, jaką się karmiła. Tą, że Remy też za nią tęskni i gdyby miał szansę, cieszyłby się z jej bliskości tak, jak ona z niego... ale prawda była całkiem inna.

remigius soriente
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Remy

Słowa Lisbeth były jak pociski, które raz po raz miały zamiar go zranić, ale Remigius wiedział, że nie powinien brać ich na poważnie. Powinien stać się na ten moment niewidzialny, nieosiągalny emocjonalnie, bo inaczej nie dałby rady zostać dłużej w tej sali. Po tym co powiedziała mu Laurissa przestał widzieć w sobie największego gnoja, który odpowiedzialny był za całe nieszczęście jakie dosięgło Lisę, ale znów to zwątpił. Ostatecznie to przez jego słowa i czyny Westbrook ponownie była na skraju załamania, a on nie wiedział jak mógłby jej pomóc, by jej przy tym nie zaszkodzić. I chociaż bał się, że sama jego obecność już ją krzywdzi, koniec końców zdecydował się zostać i trwać przy niej, nawet gdy z początku sama go odepchnęła.
- Cieszyłem się wiedząc, że mam szansę ciebie odzyskać i ciebie przy tym dalej nie krzywdzić, bo naprawdę wierzyłem w swoja winę i dlatego ciebie nie szukałem, bo się bałem, że znów ci coś zrobię, chociaż ciebie kochałem i nadal kocham. Dlatego musiałaś się obudzić i dlatego tutaj jestem i dlatego będzie dobrze, ale daj nam czas, proszę... Proszę Liso, odpuść sobie wreszcie, bo nic złego nie zrobiłaś, tylko potrzebujemy powoli wrócić do tego co nam odebrano - szeptał cicho, raz po raz, gdy Lisa na chwilę się wyciszała i pozwalała mu dojść do głosu. Jednocześnie nadal obejmował ją ramionami i nie miał zamiaru puszczać.

Jona

Trzy godziny wcześniej skończył dyżur i ledwo co wrócił do domu, a jego pager ponownie się odezwał. Marianne nawet nie kryła się ze swoim niezadowoleniem, chociaż i on sam nie był wcale szczęśliwy słysząc irytujące pikanie. Jednak gdy dowiedział się kogo dotyczyło wezwanie, zarówno on jak i rudowłosa od razu zmienili zdanie.
Po tym jak Lisbeth trafiła do szpitala, Jonathan postawił wszystkich najlepszych specjalistów na nogi, aby pomogli dziewczynie. Praktycznie bezustannie monitorował jej stan, ale musiał wreszcie wrócić do domu i zrobił to, gdy miał pewność, że Lisie na pewno nic nie grozi. Wiedział, że mogła obudzić się w każdej chwili, ale miał też pełną świadomość tego, że ktoś, a dokładniej Soriente, nieustępliwie trwał przy jej łóżku, więc nie będzie sama. Nie zmieniło to faktu, że po poinformowaniu go o jej powrocie przytomności, Wainwright natychmiast wsiadł do auta i ruszył do Carins. Pewnie gdyby nie miał w domu ciężarnej i chorej narzeczonej, w ogóle nie opuściłby szpitala, ale pewne priorytety w jego życiu uległy zmianie i nauczył się też odpuszczać, w chwilach gdy sam nie mógłby już niczym pomóc. Dlatego dotarł do sali Westbrook kilkadziesiąt minut po tym jak ostatni raz widział ją lekarz. Gdy wszedł do środka jego oczom ukazał się mało przyjemny widok. Niby nic dziwnego w tym, że Lisbeth znajdowała się w ramionach Remigiusa, ale zdecydowanie stan w jakim był nie był najlepszy. Z trudem nabierała oddechu, a przez spazmy i płacz dopiero po chwili zorientowała się, że w pomieszczeniu znajduje się jeszcze Jona. Na jego widok jej stan pogorszył się jeszcze bardziej, wiec już po chwili zarówno on jak i Remigius starali się ją uspokoić.
- Lilibeth, oddychaj głęboko, proszę, spójrz na mnie. On nigdzie nie pójdzie, ale musisz go puścić i pozwolić mi ciebie zbadać i ci pomóc - nie było łatwo chociażby namówić Lisę do położenia się z powrotem na materacu, ale po dłuższej walce ostatecznie udało im się ją do tego przekonać. Wainwirght nawet wiele nie czekał i wezwał personel, a potem kazał podać dziewczynie leki uspokajające, bo jej lekarz prowadzący był na zabiegu, a zdecydowanie bez nich Lisa nie byłaby wstanie się wyciszyć, a co dopiero zasnąć.
Jonathan nie chciał dopytywać co między tą dwójką zaszło, ale zaciśnięta dłoń Lisy na jego fartuchu dawała mu do myślenia, bo dość jednoznacznie wskazywała na to, że Westbrook nie chciał zostawać znów sam na sam z Soirente. Ten zaś nie odstępował jej łóżka na krok, ale po nim także było widać zmieszanie, strach i zmęczenie. Dopiero, gdy Lisa zasnęła, udało im się na moment odejść od niej i zamienić kilka słów.
- Nie wiem co się wydarzyło, ale ona teraz potrzebuje spokoju i wsparcia. Sądziłem, że jej pomożesz, a obawiam się, że przyczyniłeś się do tego ataku paniki - Jona nie miał nawet zamiaru przebierać w słowach. jego niechęć do prodycenta nie była tajemnicą, ale zawierzył mu i sam kazał zostać przy Lisie, a teraz obawiał się, że popełnił błąd.
-Nie zostawię jej, a to co się stało jest skomplikowane i nie chcę o tym rozmawiać, a już na pewno nie z tobą - odparł Remigius, a chociaż jego ton był dość poważny, po chwili odetchnął. Jonathan odczekał w milczeniu moment, czując, że Soriente ma mu coś jeszcze do powiedzenia. - Z kimś kto się na tym zna chciałbym o tym porozmawiać. Chciałbym, aby ona o tym porozmawiała - dodał.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że potrzebuje opieki psychiatrycznej i na pewno ją dostanie, ale nie tylko tego będzie potrzebowała. Zdecyduj się, czy chcesz z nią zostać i jej pomóc, czy robisz to, bo zżerają ciebie wyrzuty sumienia i musisz je wyciszyć. Jak to drugie już teraz możesz stąd wyjść i lepiej żebyś nie wracał - zagroził, bo faktycznie za tę pyskatą dziewuchą Jonathan wskoczyłby w ogień. Z przerażeniem patrzył na to co się jej stało i dobrze wiedział, że związek z Soriente był tego przyczyną, ale dopiero jego rozpad sprawił, że kompletnie się załamała. Musiał ją jednak chronić, a więc ewentualnie nie pozwolić na to, aby ktoś kto miał ją kochać, był przy niej tylko z egoistycznych pobudek.
- Wiesz czemu tutaj jestem i jeśli chcesz się mnie stąd pozbyć to tylko siłą, bo to co mówisz nie ma pokrycia w rzeczywistości
- Dobrze, w takim razie zostań i lepiej zadbaj o to, aby po przebudzeniu poczuła się bezpiecznie - Jonathan odpuścił, bo nawet jeśli był szorstki i gruboskórny, to w ostatnim czasie dostał od życia kilka lekcji tego jak obecność bliskiej osoby może pomóc nam przejść przez trudne chwile. Gdyby nie miał Mari pewnie nawet nie pozwoliłby Remy'emu siedzieć przed salą Lisy, a co dopiero przy niej, ale rudowłosa wiele go nauczyła i nie omieszkał się z nią tym podzielić.

<koniec> :doc:
Lisbeth Westbrook
ODPOWIEDZ