Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
To miało być kulturalne, me i grzeczne spotkanie.
W końcu... miał zapanować spokój? Wzburzone morze powoli uspokajało się, fale były coraz niższe, nadchodził czas spokoju i wytchnienia? Tak jej obiecał, ale czy będzie potrafił wywiązać z danej obietnicy? Zawsze się z nich wywiązywał, choć ta jedna jedyna wydawała się trudna do zrealizowania. Jak miał trzymać się od niej z daleka, kiedy jej usta wręcz krzyczały - całuj, całuj bez opamiętania! Jej ciało błagało, by je dotykał, a gdy dotykał, reagowało automatycznie. Jej twarz należała do osoby, która widział teraz w każdej kobiecie, a jej zapach był obezwładniający. Nie chciał tego przed sobą przyznać, nie potrafił do tego, jaką jest wielką jego słabością, bo nie potrafił zrozumieć dlaczego. Ciągle zrzucał to na jej niedostępność, wycofanie, chłód, to, że znowu musiał ją zdobywać. Znał te gierki, wiedział, że to czysta manipulacja, ale przecież ona nie potrafiła tak manipulować. Może robiła to przypadkiem? Może naprawdę chciała po prostu trzymać się z daleka? Jednak wszystkie znaki na niebie i zima mówiły im, że to jeszcze nie koniec. Więc czemu się opierać?
Myślał o niej wczoraj cały dzień i chciał, by nadeszło jutro. Zajmował głowę swoim sprawami, szczególnie studiem i upierdoleniem złodzieja. To go trochę otrzeźwiło. Choć ten alkohol wieczorem znów wprowadził w stan upojenia. Chciał do niej napisy, ale powstrzymał się. Nie był gówniarzem, musiał nad sobą panować.
Dzisiaj od rana siedział w hotelu. Wymienianie personelu i sprawdzanie każdego po kolei po sprawie w studiu było teraz jego priorytetem. Nie mógł sobie pozwolić, by jego pracownicy reprezentowali bylejakość, albo próbowali go okraść. Była mała afera z wynoszeniem mydełek, ale z tego co się orientował, działo się tak wszędzie. Ares jednak nie lubił być okradany, oj nie lubił. Ukarał wszystkich, nakładając kary finansowe, upierdolił im po prostu z wypłat. Niektórych też zwolnił. Nigdy zbytnio nie przykładał uwagi do interesów - przykrywek, one miały sobie po prostu istnieć, ale po ostatniej sytuacji, odpalił się w nim prawdziwy biznesman. Koniec z byciem dobrym szefem, teraz poznają go od strony, od której znała go reszta świata.
Czy naprawdę chciał zatrudnić Gabi? Oczywiście, że tak. Miał już nawet przygotowaną dla niej umowę, kilka wersji, w zależności, na które stanowisko będzie chciała się zahaczyć. Czekał na nią ze szklaneczką whisky w ręku przy stoliku położonym najbliżej okna, a najdalej od sali. Będą mieli tam nie tylko piękny widok, ale i dużo prywatności, o to mu chodziło. Stolik był dwuosobowy, z krzesłami na przeciwko siebie i ustawionymi bokiem do okna. Ares nakazał kelnerce, która będzie ich obsługiwała, aby podeszła do nich tylko raz, po zamówienie i drugi, gdy to zamówienie przyniesie. Nie chciał, by nad nimi skakała, co często jego pracownicy robili, gdy tu urzędował. Kelnerka była w niego wpatrzona jak w obrazek, dziewczyna dwa lata starsza od Gabi, o lekko większej sylwetce i czarnych włosach. Była bardzo sympatyczna, ale wydawało mu się, że nieco zbyt w niego zapatrzona.
Nieważne.
Stukał palcami wolne dłoni o stół, wpatrzony w widok w zamyśleniu. Zastanawiał się, co z nią dalej zrobić. Zatrudni i co? Czego on od niej cholera chciał? Wiedział, że już drugi raz nie da mu się urobić na takie gierki co wcześniej. To co? Może dzisiaj uda się przeprowadzić nie tylko rozmowę kwalifikacyjną do pracy ale i ich relacji? Tylko.. co miał jej do zaoferowania? Skoro wiedział, że na FWB nie pójdzie.
Z rozmyśleń wyrwał go nie kto inny, a właśnie sam obiekt jego myśli. Spojrzał w stronę Gabi z delikatnym uśmiechem, wyglądał dużo spokojniej niż podczas ich ostatnich spotkań. Wstał i przywitał się z nią wyciągniętą dłonią. Pełen profesjonalizm.
- Cześć Gabi. - Przywitał się miękko, uprzejmie, odsuwając jej krzesło jak na gentlemana przystało. Była od niego zupełni inna aura, niż ostatnio. Może to ta jego niepewność ich relacji? Sam nie wiedział. Na końcu języka miał, by powiedzieć, jak ładnie znów wygląda, lecz powstrzymał się tym razem od tego komentarza. Po prostu zajął swoje miejsce, nie odrywając od niej spojrzenia. Co w nim było? Na pewno nie ta znana jej już agresja, czy porządnie. Dziś nad sobą panował perfekscjnie.
- Dobrze cię widzieć. - Rzucił dla odmiany od wizualnych komplementów. Mówił szczerze. - Czego się napijesz? - Był taki rzeczowy i niby poważny, a jednocześnie wyluzowany. Ares podszedł do tej rozmowy profesjonalnie, w końcu.... miał dla niej poważne oferty. Nie żartował.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Ojciec wjebał ją na minę, która miała upierdolić jej obie ręce i nogi, rozerwać ciało w drobny mak a jego skrawki miały spłonąć w ogniu. Ona naprawdę się bała, nie chciała znów tak bardzo cierpieć... Te trzy tygodnie ciągłego płaczu i snucia się bez celu były solidnym przypomnieniem czarnego czasu z dzieciństwa, gdyby myślała, że umrze i faktycznie prawie umarła. Ciekawe czy Bruce byłby tak skłonny pchać Gabi w ręce Aresa, gdyby wiedział co się stało między nimi.
Mężczyzna wyznawał zasadę: co cię nie zabije to cię wzmocni i istniało ryzyko, że nawet gdyby wiedział to i tak nie powstrzymałby się przed tym co zrobił. Chciał nauczyć swoją latorośl życia, żeby w dorosłym życiu pewnie i z klasą stawiała swoje kroki.
Czy się denerwowała? Tak. Cały czas myślała, o czym będą rozmawiać, jak to przebiegnie, czy będą sami, czy jednak wybierze miejsce publiczne i będą wśród innych ludzi. Druga opcja była zdecydowanie bardziej bezpieczna, przecież nie rzuci się na nią przy gościach hotelowych i personelu.
Od rana zastanawiała się jak powinna się ubrać, czy się odstawić, czy wręcz przeciwnie... Chciała doprowadzić do sytuacji, żeby z miejsca była spalona i nie dostać żadnej pracy. Musiała sprawić, że zrobi na Aresie najgorsze wrażenie z możliwych. Tak, to był dobry plan, najlepszy, na jaki wpadł jej nastoletni, niedojrzały umysł. Poniekąd sama siebie nie rozumiała... Ciało jedno, serce drugie, umysł trzecie i wszystko tak się poplątało, że nie czaiła własnych uczuć, już nie wiedziała, czy nadal go kocha, czy już nienawidzi.
Jej misterny plan polegał na tym, by ubrać się w najgorsze ciuchy, jakie miała w szafie, w ogóle się nie czesać, nie malować, być tak odpychającą jak to tylko możliwe, z zachowaniem dobrego smaku, bo się wykąpała i zęby umyła co by nie śmierdzieć przypadkiem. Kierowca Ubera mógłby nie docenić kunsztu jej diabolicznego planu. Nałożyła na siebie okropne, welurowe, różowe dresy, które dostała kiedyś od sąsiadki spod dwójki, bo jej córka z nich wyrosła, a szkoda było wyrzucić, bo materiał był jak nowy. Zatrzymywanie takich szmat jednak na coś się przydaje. Na stopy ohydne, gumowe klapki i była gotowa do drogi. Zamówiła taksówkę trochę zbyt późno. Nie planowała się spóźnić, ale wszyło jak zawsze. Do hotelu przyjechała jakieś dwadzieścia minut po czasie, zapytała konsjerża gdzie znajdzie Aresa, ponieważ są umówieni. Mężczyzna poprowadził ją do restauracji, do stolika na uboczu. Dostrzegła go z daleka, siedział tam taki piękny, taki seksowny... Stop.
- Dzięki, dalej pójdę już sama.-powiedziała spokojnie do mężczyzny i przecisnęła się między stolikami. Żuła miętową gumę, na nosie miała czarne okulary, przez ramię przerzuciła niepasującą do dresów torebkę w kolorze zgniłej zieleni. Karyna - to doskonale opisywało jej dzisiejszy wizerunek. Włosy miała spięte w bardzo messy bun. Stanęła przy stoliku, zsunęła okulary na czubek nosa, zamlaskała gumą.
- Siema- rzuciła spokojnie. Czuła się bardziej wyluzowana mając świadomość, że wygląda koszmarnie i są wśród ludzi. Była bezpieczna. On nic nie zrobi, ona też nie dlatego wydawało się tak spokojnie. Usiadła luzacko, grała kogoś kim zupełnie nie była, pozbyła się gracji i wdzięku, serio odgrywała sobie w głowie taką typową Żanetkę spod bloku tylko po to by jej nie zatrudniał.
- No. Ciebie też. Ale żeś się odstawił... fiu, fiu...- chyba trochę weszła w rolę za bardzo. Musiała przyznać, że Ares miał klasę, co jak co ale tego mu nie brakowało. Kipiała od niego pewność siebie, męskość i styl jakiego wielu facetom brakowało.
- Herbata, mrożona. Z cytryną.- rzuciła miękko i rozsiadła się na krześle jakby była na popijawie na osiedlowej ławce, a nie na rozmowie w sprawie pracy. W głowie umierała ze wstydu i śmiechu jednocześnie. Jak to musiało wyglądać z boku! Żuła tą gumę jak krowa na pastwisku, sama nie wiedziała czemu, nie lubiła gum do żucia, zwykle przypadkiem je połykała a potem bała się, że się od nich zatka na amen.
- Dobrze, to rozumiem, że wyraz zdziwienia na twojej twarzy możemy uznać, za decyzję odmowną jeśli chodzi o moją prace dla ciebie, tak? Fantastycznie, problem rozwiązany.
Bardzo dojrzałe zachowanie... Uważała się za taką dorosłą, a zachowywała się jak piętnastolatka, której ktoś odmówił wyjścia na imprezę, chyba potrzebowała pstryczka w nos. Już sama go sobie dała wewnętrznie i usiadła tak jak zwyczajnie.
- Dobra... Przepraszam za ten teatrzyk.- westchnęła doprowadzając się do porządku. Musiała wyluzować bo jeśli dalej to tak będzie wyglądać to nigdzie nie zajadą, a chciała mieć to szybko z głowy. Widziała, że Ares był spokojny, opanowany i miał chyba całkiem dobre zamiary i intencję, a może znów dawała się omotać jego gierkami? To było trudne.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Był tak zaaferowany swoimi myślami i patrzeniem na jej twarz, że kompletnie nie zwrócił uwagi na całą resztę gdzieś tamta początku. To i tak była dziwna sytuacja, czy to był jakiegoś rodzaju stres, czy strach/ Właśnie tak to się odczuwało? Wiedział, że to jedno spotkanie może być kluczowe do rozwoju tej relacji. Wiedział, że jak to dzisiaj spierdoli, to może już nie mieć czego ratować, nawet on. Może dlatego tak strasznie błądził w swoich myślach, że nie zauważył wyglądu Gabi? Jej "Siema", było już kompletnie odklejone od rzeczywistości, do której Ares z resztą zaczął w końcu wracać. W końcu! W końcu dostrzegł jak jest ubrana, a postawa którą przybrała...
Z początku zmarszczył brwi, dość mocno, widocznie zaskoczony wiekiem, jaki właśnie do niego dotarł. Ten różowy dresik, te klapeczki, ta fryzura, okulary i.... czy ona żuła gumę do żucia. Zdusił uśmiech, a jego usta ułożyły się w ciasną linię. Już wiedział, doskonale wiedział, co próbowała właśnie zrobić. Niedługo czekał na potwierdzenie tego w jej słowach. Nawet się nie odezwał, a ona już uznała, że nie ma tej pracy.
Jak miał jj nie uwielbiać? Nie. Nie wkurwił się. Nie, nie uznał jej za dziwaka. Ta sytuacja bawiła go na tyle mocno, że w końcu nie wytrzymał, tyle było z jego powściągliwości i zaśmiał się cicho, chowając twarz w dłonie, by ten cichy śmiech nie zamienił w parsknięcie na cały hotel.
To było takie w jej stylu. Szalone, nieprzewidywalne, gówniarskie i ... tak, zabawne. Uwielbiał ją za takie zjebane pomysły, za te nastoletnie szaleństwo, które aż z niej kipiało. Taką lubił ją właśnie widzieć. Nie przerażoną, nie taką spłoszona, zmartwioną i zranioną.
Chwila. Czy on lubił widzieć kogoś szczęśliwego?
Okej, może nie była szczęśliwa, ale ta scenka była tak cholernie przekomiczna, jak wtedy, gdy grali razem łódź, albo organizowała mu jakże nielegalne wyścigi po plaży, czy jak grali w GTA. To była dokładnie tego rodzaju scenka. Ares niemal dusił się ze śmiechu, który tłumił, aż mu łza ze śmiechu pociekła.
Czy ona naprawdę myślała, że to zadziała?
Musiał się opanować....
- Jesteś niemożliwa. - Rzucił gdzieś tam jeszcze pomiędzy śmiechem i przetargu®l dłońmi roześmiana twarz. Obsługa patrzyła i nie wierzyła, chyba jeszcze nikt nigdy nie widział tak śmiejącego się Aresa, ba, nawet Gabi go takim jeszcze nie widziała. Aż musiał odwrócić głowę w stronę szyby, aby otrzeć z oka łzę.
- Gabi... Czy ty naprawdę myślałaś, że.... - Zaczął, ale znów pęknął, wracając na nią wzrokiem. Tym razem zaczął śmiać się w głos, odchylając głowę w tył.
- Czekaj... - Nie mógł tego wytrzymać. Jak ona kurwa wyglądała.... wstał i wyszedł tylnymi drzwiami na taras, bo musiał się przewietrzyć i uspokoić. Schował się gdzieś, gdzie nikt go nie widział i dopiero jak wziął kilka głębszych wdechów, wrócił na salę. Starał się był poważny, ale jego usta znów zacisnęły się w cienką linię, gdy na nią spojrzał. Usiadł jednak dzielnie na swoim miejscu, biorąc kolejny wdech... i wydech.
- Dobrze... - Wystarczyło jedno spojrzenie na jej twarz, by znów się rozbawił, ale tym razem powstrzymał napad śmiechu. - Uwielbiam cię dziewczyno. - Głos wciąż drgał mu z rozbawienia. Pokręcił głową, nie mogąc wciąż uwierzyć jak komiczna była to scenka. Jego pracownicy też ewideteie nie wierzyli w to co się dzieje ale Ares rzucił im ostrzegawcze spojrzenie, by wracali do roboty. To była scena jak z filmu. Wszyscy zamarli, a widząc jego spojrzenie znów wrócili do swoich obowiązków.
- Chyba skończyłem. - Przyznał w końcu i rozsiadł na krześle wygodnie. Nie mógł na napatrzeć, to było za mocarne. Dlatego wbił wzrok w szklankę z alkoholem, próbując panować nad emocjami.
- Słuchaj, wymieniam teraz całkiem sporą część personelu. Gadałem wczoraj jeszcze o tobie z twoim ojcem i próbowałem go przekonać, żeby kupił ci to auto, jak podpiszesz dzisiaj ze mną umowę, ale się nie zgodził. Powiedział, że sama musisz na to zapracować, więc wymyśliłem, że skoro tak, to po prostu zaproponuje ci lepsze wynagrodzenie.... - Podniósł na nią spojrzenie, ale to był błąd. Zrobiły mu się takie pucki z polików, gdy powstrzymywał znowu śmiech. - Gabi... cholera, wypluj chociaż ta gumę, rozpuść może włosy i zdejmij te okulary. - Jeszcze ten dres i klapeczki były spoko, ale cala reszta tej otoczki była dobijająca. Nie mógł się cholera skupić, a naprawdę chciał normalnie pogadać!
Podeszła do nich kelnerka, która próbowała też jakoś trzymać emocje na wodzy, co było widocznie ciężkie.
- Co dla ciebie? -Zwróciła się do Gabi, bo szefa pytać nawet nie musiała.
- Herbata mrożona z cytryną i .... - Odpowiedział za nią, pamiętając co do niego powiedziała. Spojrzał pytająco na Gabi, czy chce coś jeszcze, nie mogąc przestać się uśmiechać. Jeszcze chyba nigdy nie miał takiego problemu żeby zapanować nad takimi emocjami. Jasne, nad gniewiem nie do końca potrafił, ale żeby nad rozbawieniem? Do czego to doszło....

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Była święcie przekonana, że zadziała! Nikt przy zdrowych zmysłach nie zatrudniłby kogoś takiego jak ona, w sensie tego, kogo teraz grała. Niechlujna, poczochrana, prostacka Żanetka spod czwórki, dwójki czy ósemki, matka Brajanka i Dżesiki żyjąca z 500+. Co prawda w Australii nie ma 500+ ale są inne benefity. W każdym razie nie takiej reakcji się spodziewała. Chciała przestać być atrakcyjna w jego oczach, chciała stracić na wibracji kolorystycznej. Nikt w dresach nie wygląda dobrze, nie w takich wyciągniętych, zmechaconych i pogniecionych. Ubrania były lekko za duże, spodnie wisiały na tyłku, bluza zsuwała się z ramienia odsłaniając kość obojczyka.
Kompletnie nie zrozumiała, dlaczego tak się śmieje. Zaraz.... Czy on się popłakał ze śmiechu? Tak! Nie przewidziało się jej, po policzku ciekła mu łza, widziała jak się trzęsie i spina mięśnie brzucha, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. Takim właśnie go pamiętała - spontaniczny, wyluzowany, roześmiany i takiego go kochała najbardziej.
Gabi wciągnęła policzki do wewnątrz i tym samym z jej ust zrobił się rybi dzióbek, którego przesunęła lekko w lewą stronę, potem w prawą. Nie była zadowolona z efektu swoich działań. Zaplotła ręce na klatce piersiowej i założyła nogę na nogę, przez co czarny klapek zaczął wystawać lekko ponad stół, ukazując obdrapany czarny lakier. Ileż ona czasu spędziła, żeby pomalować te paznokcie i je obdrapać! Musiała być prawdziwa w każdym calu, te u rąk nie wyglądały lepiej...
Czy on właśnie wyszedł? On się dusił ze śmiechu! On naprawdę był rozbawiony i nie udawał. Coś w niej drgnęło, nie mogła się powstrzymać. Chciała dograć rolę od początku do samego końca, ale jego reakcja nie pozwoliła jej zachować powagi.
Wdech, wydech, wdech, wydech... Była poważną, dorosłą kobietą, nie mogła parsknąć śmiechem.
Ale zrobiła to, ale nie przez to jak wyglądała tylko przez to jak zareagował Ares, to ją rozbawiło i to do tego stopnia, że znów miała flashbacki z ich wspólnych najzabawniejszych chwil. Personel jakoś dziwnie się na nich gapił, a właściwie teraz na Gabi, bo na chwilkę została sama. Ludzie chyba nigdy nie widzieli Aresa w takim stanie. Gdyby ktoś ich teraz nagrywał... Stali by się hitem internetu!
- Szkoda, że dopiero teraz...- powiedziała nim zdążyła się nawet zastanowić co wygaduje. Właśnie wypomniała mu w zawoalowany sposób to jak ją zranił. Niby mu wybaczyła, ale chyba nie do końca i cały czas to w niej siedziało. Uśmiechała się lekko, nie była z kamienia! Kąciki pełnych ust dragły bo walczyła ze sobą, żeby się nie śmiać. Usiadła znów prosto, żeby schować te okropne klapki pod stół, niechcący trąciła stopę Aresa swoją. Mało kulturalnie wsparła łokcie na stole, oparła brodę na otwartych dłoniach i nadal żuła gumę, zrobiła z niej wielkiego balona na pół twarzy, który pękł z cichym "puff" gdy słuchała jak mówił o tym, że ojciec nie zgodził się na kupno auta. To było do przewidzenia i Gabi wiedziała dlaczego. Miał inne wydatki... Już ona sobie sprawdziła tą całą Vivian. Ślub kosztował, nowe dziecko kosztowało, kochanka kosztowała... Laska niczego sobie nie odmawiała korzystając z forsy jej starego.
- Tyle, że ja nadal nie chcę dla ciebie pracować... -powiedziała siląc się na spokój. Mało brakowało a sama parsknęłaby śmiechem widząc te jego pucki, jak on ze sobą walczył! To było coś pięknego, chyba było warto tak się "postarać" żeby zobaczyć ten widok niemal skręcającego się ze śmiechu Aresa. Kolejny balonik z gumy i opuściła lekko głowę tak by pozwolić okularom zjechać na czubek nosa.
- Wiesz jak to się nazywa? Nepotyzm. - uśmiechnęła się złośliwie, ale kompletnie to do niej nie pasowało. Dobra, nie będzie taka okrutna i spełni jego prośbę bo w sumie... Podobało jej się jak rozstawiał ją po kątach, choć teraz nie był to rozkaz tylko dość uprzejma i naturalna prośba.
Westchnęła i nonszalancko zdjęła z nosa okulary i odłożyła je na stoliku, wypluła gumę i zawinęła ją w serwetkę. Włosów nie chciała rozpuszczać, bo by wyglądała jeszcze gorzej niż teraz, ale za to zrobiła coś innego. Zdjęła bluzę dresową i przerzuciła ją przez oparcie krzesła. Została w bardzo obcisłym, krótkim topie na szerokich ramiączkach, coś w stylu stanika sportowego, ale to nim nie było i... nie miała biustonosza, co doskonale było widoczne przez to jak pięknie jej sutki odznaczały się na materiale.
Podeszła do nich sympatyczna kelnerka i Gabi już miała odpowiedzieć, gdy wszedł jej w jeszcze niewypowiedziane słowo.
-... nic więcej, dziękuję.- posłała dziewczynie przyjazny uśmiech i wróciła spojrzeniem na swojego towarzysza, a być może przyszłego szefa. Nie widziała się w pracy w hotelarstwie, co ona mogłaby tu robić? Sprzątać? W życiu. Jeszcze by wylała na siebie jakieś chemikalia i dopiero by było. Recepcja i ogarnianie rezewacji? Never - ona nie ogarnia nawet własnego kalendarza.
- Jejku, i co ty się tak śmiejesz... Nie masz dość?- zapytała z irytacją, wywróciła teatralnie oczami i... Pękła bo sama zaczęła się śmiać, odchyliła głowę do tyłu tym samym eksponując smukłą szyję. Dobra... Miał ją, już powoli znów zaczęła się otwierać, złapał ją i jeśli dobrze to pociągnie to zacznie powoli zwijać nitkę przyciągając dziewczynę bliżej i bliżej.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Gdyby coś takiego zrobiła obca osoba, to tak, pewnie odesłałby z kwitnie w pierwsze dwie sekundy spotkania. Jednak znał Gabi, doskonale wiedział jaka jest i jaka nie jest i oczywistym było, że zrobicie takiego teatrzyku nie przyniesie jej upragnionych rezultatów. Gdyby poszła na rozmowę do jakiegoś pracownika Aresa, to tak, ale do niego samego? Naprawdę nie rozumiał, czego ona się spodziewała...
Chociaż na pewno nie spodziewa lasie takiego wybuchu śmiechu. Jak miał inaczej zareagować/ Chyba każdy udusiłby się z całej tej sytuacji. Widział, że ona też jest rozbawiona, że też ją to jakoś sznytko śmieszy, a może o prostu zarażał ją swoim rozbawieniem? Czekał aż te pęknie, aż będą mogli śmiać się razem, praktycznie jak kiedyś Pozytywne wspomnienia, czy do jej głowy też napłynęły? Na pewno. Znał już ten jej wzrok.
Te paznokcie... jak on mógł nie zauważyć ich wcześniej? Przecież cała ta sytuacja wyglądała jakby nie wiem, nagrywali jakiegoś głupiego tiktoka, a nie spotykali się dla poważnych spraw. Ona jechała na to spotkanie zapewne zestresowana, chcąc się od niego uwolnić, a on chciał dać jej pracę i trochę pomóc. Serio chciał jej pomóc, co się nim do cholery działo?
"Szkoda, że dopiero teraz..."
Jakby czytała mu w myślach. jakoś go te słowa dotknęły, ale nie skomentował, nie zareagował, nawet udał, że tego nie powiedziała. Do tej części jeszcze przejdą... może? Czy dzisiaj o tym porozmawiają? Ares wiedział, że gdyby Gabi nie była taka uparta i spotkała się z nim od razu, sytuacja w klubie nie miałaby miejsca, ani ich przypadkowe spotkanie z jej ojcem. Domyślał się, że mu nie ufała i za bardzo nie chciał go widzieć, ale jednak gdyby schowała dumę w kieszeń, już było po temacie.
Chciał jej wszystko wytłumaczyć? Może nie wszystko, ale miał dość sporo do powiedzenia.
Czy ona serio puściła z tej pieprzonej gry balona? Jak on miał się uspokoić?!
- Właśnie widzę jak bardzo... - Wciąż nie potrafił być poważny. Pokręcił ponownie nową, a jego wzrok padł na obdartego z lakieru kciuka. Przeszła samą siebie, naprawdę.
- Bardziej posada przez łóżko. - Odparł równie złośliwie, ukazując rząd białych zębów. Może nie powinien był tego mówić? Ale powiedział i był z tego dumny. Nie rozumiał, co było złego w obstawianiu stanowisk swoimi znajomymi, czy rodzina, to chyba dość normalna kolej rzeczy?
Czy ona... Wziął głęboki wdech. Cholera, niedobrze i p co to zrobiła? Spojrzał, oczywiście, że spojrzał na jej piersi tak pięknie rysujące pod opinająca na nich bluzką.To też zrobiła specjalnie? Miała takie drobne ciało, miał wrażenie, jakby schudła, odkąd się spotykali. Odchrząknął i wrócił spojrzeniem na jej twarz, ale utrzymanie tam wzroku było dla niego wyzwaniem. Tak, czy inaczej, znowu przed oczami stanęła mu scena sprzed chwili i znów się śmiał i na w końcu pękła znowu - śmiali się razem, a Ares chował po raz kolejny twarz w dłoniach.
- Stop Gabi błagam stop! - Czy on kogoś błagał? Te słów NIGDY nie pay z jego ust. Do dzisiaj. Czyżby odkrył sposób na tortury dla siebie? Nic tak nie działało, nawet przypalanie czy bicie. Chore.
- Gabi... serio. - Znów mogła dostrzec w jego oczach łzy, ale tym razem nie wyciekły one na uliczek. Odchylił głowę, wziął wdech i wydech i kolejny raz. Musieli się uspokoić. Parzyli się na siebie znowu tak... właśnie beztako. Ares miał wrażenie, jakby nic złego się nie wydarzyło, jakby znowu po prostu spędzali miło razem czas.Kompletnie zapomniał teraz o obowiązkach, o tych umowach, które leżały na stole.
- Wiesz.... nie dopiero teraz. Właśnie to zawsze w tobie uwielbiałem. - Miał wrażenie, że wszystko dookoła nich zniknęło. Byli tylko oni. - Jesteś wariatka Gabi, nikt nie potrafi mnie tak rozbawić. - Głos miał bardzo swobodny i lekki, nie przypominał w ogóle tego, którym ostatnio się przy nim posługiwał. Swoboda, znowu ją poczuł, ciało zluźniło sięga oby błyszczały. Ściągnął z ramion marynarkę, bo zrobiło mu się jakoś duszno od tego wszystkiego i przewiesił ją przez krzesło, sięgając po łyka alkoholu. Musiał to przepić...
- Przecież to nie tak, że coś udawałem. - Wyniuchał okazję, żeby to w końcu powiedzieć. - Naprawdę cię lubię i.... lubię spędzać z tobą czas, nie brakuje ci właśnie takich chwil? Bo mi tak. Od razu przypomniało mi się nasze wspólne granie i nasza misja w dokach i twoje super prezenty. - Ciężko mu było przepuścić te wszystkie słowa przez gardło, ale walczył dzielnie ze swoją dumą. Zakasał rękawy koszuli, ukazując bransoletkę z muszelki na nadgarstku. - Czasami ją nosze. - Uśmiechnął się delikatnie, skupiając chwilę wzrok na wspomnianej biżuterii. - Nie będę już tak robił jak w klubie. Ani tak, jak przy spotkaniu z twoim ojcem, obiecuję. Pracuj dla mnie, gdzieś musisz zacząć, Bruce ma racje. - Utkwił spojrzenie w jej oczach, tak bardzo pragną teraz dotknąć jej dłoni, ale nie mógł tego zrobić.
Otworzył się przed nią, jak jeszcze przed nikim. Naprawdę zależało mu, żeby coś naprawić. To dziwne, ale... potraktował to po prostu jak pewnego rodzaju zadanie.
- Nie próbuję cię przekupić, ani wciągnąć w kolejne gierki. Nie możemy po prostu... podać sobie dłoni i żyć normalnie? Masz okazję dobrze zarobić, a ja mam okazję, żeby chociaż trochę zrekompensować ci swoje poprzednie zachowanie. To jak? - Cóż za dojrzałość. Ares był dobrym negocjatorem i doskonale wiedział co zrobić, co powiedzieć, ale w tym wypadku... był zadziwiająco szczery. Wiedział, że to ogólnie dobra taktyka, z tym, że tym razem nie zaplanował tych słów. To wszyło jakoś tak... naturalnie? Chyba przez atmosferę, która Gabi wprowadziła swoim teatralnym zachowaniem.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Akurat ruch z bluzą nie był zrobiony z premedytacją, zrobiła to całkiem naturalnie, zapominając, że wcale się nie postarała i nie ubrała stanika z push-upem, żeby optycznie powiększyć swój niezbyt pokaźny biust. Jeśli miałaby mieć jakieś kompleksy to właśnie na jego tle. Poniekąd coś tam jej nie pasowało, ale kompletnie się tym nie przejmowała. Została wychowana w nurcie body positivity, przynajmniej przez pierwsze lata życia, potem było trochę inaczej. Zdrowa dieta, wymóg regularnego ćwiczenia, czego cholernie nie lubiła. Sport to wymysł szatana, a najbardziej na świecie nie lubiła biegać! I piłka nożna była dla niej czymś abstrakcyjnym. Próba wytłumaczenia jej czym jest spalony, graniczyła z cudem. Gdy chodziła kiedyś na mecze, to nie ogarniała tych małych ludzików latających po boisku, cieszyła się z każdego gola, nieważne czy strzeliła go drużyna przeciwna, czy ta, której powinna kibicować. Ludzie gapili się na nią jak na czubka, a ona miała takie: ale o co chodzi?
Raz utracone zaufanie jest bardzo ciężko odzyskać, zwłaszcza jeśli przy tym kogoś się tak mocno zraniło. Chciała być dorosła, chciała móc rozmawiać z Aresem tak jak rozmawiają ze sobą jej rodzice jeśli chodzi o opiekę nad nią i takie ogólne dorosłe sprawy. Oni to rozegrali po mistrzowsku, bez żadnych wojen, pretensji i wrogości. Reprezentowali jeden front i Gabi nigdy nie widziała ich rozmawiających ze sobą bez szacunku i spokoju. Czy ona też tak potrafiła? Musiała spróbować, bo nie chciała być taką zimną suką, nie potrafiła... Nie chciała nikogo ranić, sprawiać przykrości i bólu.
Czekaj, co? Posada przez łóżko? Aż się zapowietrzyła z oburzenia! Nadęła policzki, oczy zrobiły się wielkie i... Wzięła serwetkę, w którą zawinęła gumę do żucia i cisnęła nią przez stół. Zawiniątko trafiło Aresa prosto w czoło, odbiło się od niego i niczym rzut za dziesięć punktów trafiło do już prawie pustej szklanki z alkoholem. Gabi gapiła się na to w lekkim szoku, takie coś może przytrafić się jej. Jeśli przypał to tylko ona i to z taką klasą, przypadkiem i w perfekcyjnym momencie!
Tego było za dużo, nie chciała chrumknąć, naprawdę nie chciała, ale zaczęła tak się zaśmiewać, że chrumkanie wychodziło samo i tym o to sposobem nie śmiali się tylko oni tylko połowa personelu, która krzątała się po sali i prawie wszyscy goście. Cała sala rozbrzmiewała śmiechem! Śmiali się z Gabrielle i z jej komicznego chrumkania a to ją napędzało do tego, by śmiać się jeszcze bardziej i mocniej. Abusrd. To było absurdalne do granic możliwości. Teraz to i ona się popłakała, starała się uspokoić, ale ktoś z drugiego końca sali brzmiał jak stary ledwie odpalający samochód i to był gwóźdź do trumny.
Kelnerka przyniosła jej mrożoną herbatę. Dziewczyna była czerwona na twarzy i widać było, że resztkami sił powstrzymywała się od wybuchu, więc szybko uciekła na zaplecze.
- Nie mogę, przepraszam, chcę... Chcę bardzo, ale nie mogę...- ostatni raz tak się śmiała w jego urodziny. Łapała tlen w płuca, sięgnęła szybko po herbatę i się napiła. Pomogło na chwilkę, już nawet oddech się uspokajał. Musiała się odwrócić na chwilkę, by nie patrzeć na Aresa i na swoje dzieło w postaci serwetki z gumą do żucia w jego szklance z alkoholem.
Myśl o czymś obrzydliwym. Stopy. Stopy z obrzydliwą grubą skórą... Rodzice uprawiający seks, ojciec z Vivian. Ooo... to jest to. Ojciec z Vivian uprawiający seks... OBRZYDLIWE. Fuj.- pokręciła głową i aż ją dreszcz przeszedł. Wróciła do pozycji frontem do Aresa i objęła zimną szklankę obiema rękami.
- Dobra... Już. Skończyłam, chyba.- wydusiła i spojrzała na jego twarz. Wtedy spuścił na nią bombę, której się nie spodziewała. Jak tak dalej pójdzie będą mogli założyć muzeum pirotechniczne jak tak będą w siebie rzucać bombami, granatami i wpuszczać się na miny.
Słuchała go, nie przerywała, domyślała się, że wszystkie te słowa muszą go wiele kosztować. Faceci byli kiepscy w mówieniu tego co im leży na wątrobie, sercu czy tam śledzionie, albo kutasie w zależności gdzie był umiejscowiony ich mózg. To było wiadome z najróżniejszych filmów i książek, bo z życia tego nie znała, choć może trochę tak... Ale to był inny level — związki z nastolatkami a relacja z dorosłym facetem.
Zrobiło jej się miło, kolejny wielki kawałek odpadł z jej zamarzniętego serduszka i z tej dziury, którą pozostawił, zaczęło wylewać się ciepło, które zaczęło rozpuszczać kolejne fragmenty zlodowacenia.
Wbiła wzrok w herbatę i zaczęła stukać paznokciami w szklankę, uśmiechnęła się delikatnie, nie potrafiła się powstrzymać. Nie wchodziła mu w słowo, dała szansę na wyrzucenie z siebie wszystkiego, co się w nim kotłowało.
"Czasami ją noszę..." - zmusiło ją do zerknięcia na jego nadgarstek. Drgnęła na krześle, wyprostowała się, a nikły uśmiech stał się szerszy. Dziwne, że jej nie wywalił, tak jak ona to zrobiła z bransoletką od niego. To znaczy, oddała mu ją, ale jakby wyrzuciła. Instynktownie złapała się za swój nadgarstek, na którym było tak bardzo pusto...
Jak to nie będzie robić tak jak w klubie?! No chyba oszalał... Jak to nie będzie robić tak jak na spotkaniu z jej ojcem? Przecież to było tak cholernie hot i nie do opisania, że Gabi sama przed sobą nie chciała się do tego przyznać, ale strasznie ją to podniecało. To branie czego chciał, ten szantażyk — ona była chora, że ją to kręciło, ale tak było i nie mogła nic na to poradzić. Znów przestraszyła się swoich własnych myśli i wypuściła powietrze z płuc, wzdychając głęboko. Zrobiło jej się tak strasznie gorąco... Duszno wręcz. Słuchała dalej, ale w tym czasie wyjęła ze szklanki z herbatą kostkę lodu, oblizała ją dokładnie z napoju, wpatrując się w Aresa nieświadomie. Nie chciała mieć lepkiej od cukru skóry, bo z pełnych warg przesunęła kostkę na brodę, a stamtąd na szyje. Najpierw po prawej stronie pojeździła nią trochę w okolicy płatka ucha i trochę niżej, a potem z drugiej strony dokładnie to samo. Kropelki wody zaczęły sunąć po miękkiej skórze w dół, znacząc ścieżkę na jej dekolt, gdzie bezwstydnie prześlizgnęły się przez obojczyk, by znaleźć drogę do rowku między ersiami. Sunęły powoli leniwie, jakby pieszcząc dziewczynę swoją delikatnością. Ona nie postrzegała tego w charakterze erotycznym, chciała się tylko schłodzić.
Doceniała to całe wyznanie, tylko cały czas w głowie kotłowało się jej jedno pytanie, które bała się zadać, bo nie wiedziała, czy odpowiedź jej się spodoba. Odłożyła już niemal stopioną kostkę lodu na mały talerzyk i ułożyła dłonie na stole. Użył bardzo racjonalnych i mądrych argumentów, w dyskusjach z Gabi to one odgrywały bardzo ważną funkcję, bo jak ta się na coś uprze, to nie ma zmiłuj. Nastała chwila ciszy, jakby biła się z własnymi myślami. Nie ufała mu, nie była pewna czy czegoś znów nie odwali, ale miał rację. Tęskniła za tymi żartami, za robieniem głupich rzeczy, za zwykłym spędzaniem czasu razem, nawet jeśli miałaby się z nim nie całować, nie dotykać tylko zwyczajnie być. Tylko czy przyjaźń jej wystarczy... Nie chciała być planem B, nie chciała być opcją, nie chciała być kolejnym numerem telefonu, pod który dzwoni kiedy każdy innych milczy i nie zapewnia mu rozrywki. Ciekawe ile dziwek miał w kontaktach... Nie wiedziała, dlaczego uznała jego słowa za szczere, nie powinna. Naprawdę powinna go kopnąć w dupę tak, że wyleci na księżyc, ale nie potrafiła, bo wciąż go kochała.
- Dobrze, niech i tak będzie.- powiedziała spokojnie i spojrzała mu w oczy, głęboko jakby szukała w nich odpowiedzi czy mówi prawdę czy znów nabija ją w butelkę. Wyciągnęła dłoń przez stół by mogli je sobie uścisnąć, jak dzieci w piaskownicy, które ktoś zmusza do przeproszenia się nawzajem.
- Nie wiem czy będzie dokładnie tak samo jak wcześniej, ale spróbujmy. Co miałabym robić, to kluczowe pytanie, bo nie wiem czy sobie poradzę. Przecież według ojca nie grzeszę rozumem. Chcesz mi pewnie zaproponować rolę hostessy, żebym tylko mogła ładnie wyglądać i świecić oczami do gości?
To nie byłaby głupia praca, choć mało ambitna. Łatwa przedewszystkim i nie wymagająca wysiłku. Gabi nie lubiła się zbytnio przemęczać, ona chyba naprawdę urodziła się po to by być księżniczką.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
To był istny komediodramat.
Spojrzał na nią wściekle, mrużąc przez chwilę oczy, gdy dostał w czoło, a finalnie stracił drinka. Nikt inny na świecie (może poza Frankiem) nie mógłby wywinąć mu takiego numeru, bo najzwyczajniej w świecie straciłby palce. Gabi jednak... miał wrażenie, że pozwalał jej na nawet zbyt wiele i gdyby ktokolwiek z jego świata to zobaczył, uznałby albo jego za słabego, albo ją jako jego słabość. Przeszła go taka myśl, jak i taka, że musiał ją przed tym chronić. Przed tym i wieloma innymi rzeczami, a więc czy przed samym sobą? Powinien, ale tego jednego nie potrafił zrobić.
Wszyscy się śmiali, Gabi chrumkała... jego pracownicy chyba dług nie zapomną tego dnia, miał nadzieję, że to nie wpłynie zbytnio na jego reputacje. Chciał być tym "surowym" szefem, był nim. Czy zwęszą, że nów pracownica jest mu tak naprawdę kimś bliskim? Nikt nie był kupi, nawet ślepy zauważyłby to, co pomiędzy nimi było. Może oni sami próbowali się przed sobą bronić, ale z boku? Nie było żadnych wątpliwości. Ares nie dopuszczał do siebie myśli, że może mu na niej zależeć w TAKI sposób, bo niby JAKI skoro on TAKICH sposobów nie praktykował.
Te jej chrumkanie było takie urocze... stop. Nie mógł myśleć, że coś jest urocze.
To się naprawdę zaczynało robić niebezpieczne.
Dostrzegł jej wzrok na pusty, wychodzony nadgarstek. Widział, jak radosna nagle się stała, gdy wspomniał o bransoletce z muszelek. Miał i tę, którą mu oddała, tę, której tak teraz szukała wspomnieniami na swoim ręku. Miał tą bransoletkę, w domu, schowaną, czekała na odpowiednią okazje. Należała od niej, więc chciał ją oddać, czekał tylko na odpowiedni moment. Tak samo jak i wszystkie prezenty, których się pozbyła. Jakby podświadomie wiedział, że któregoś dnia taka okazja przyjdzie. W sumie... nie przewidywał żadnej innej opcji, bo przecież Ares co chciał, to i tak w końcu kiedyś dostawał.
Widział też ten zawiedzony wzrok. Czyli jednak chciała, by tak robił? Jasne, że chciała., więc czemu obiecał co innego? Chciał się pokazać od poważnej strony? Pokazać, że nie zawsze jest manipulującym draniem? Był nim i mimo złożonej obietnicy wiedział, jak znaleźć w niej jakieś kruczki. Najpierw jednak musiała zgodzić się u niego pracować, a dopiero później będzie robił krok po kroczku, krok po... do czego? Sam jeszcze nie wiedział.
Czy ona...
Przełknął ślinę, obserwując topniejącą bryłę lodu na rozgrzanej skórze nastolatki. Widział, jak zostawia po sobie ślad w postaci małych wypustek, jak ta woda sunie po niej, jak wargi rozchylają się, czas nagle zwolnił. Zwilżył usta, zawijając je do środka i oblizują koniuszkiem języka niezbyt widocznie. To były katusze, patrzeć jak to robi, a jednocześnie nie mogąc po prostu wstać i zlizać mokrej ścieżki. Poprawił się na krześle, odchrząkując, czy ona zrobiła to specjalnie? Musiała wiedzieć co czyny bo i po co czyniłaby to w jakimś innym celu? Głęboki wdech, Ares musiał nad sobą panować, miał być kurwa grzeczny...
I niby jak?
Ta cisza trwała jakby wieki. Znów oprawa pozycji, zniecierpliwienie. Kelnerka zabrała puste szklanki, ale nie spytała, czy czegoś jeszcze potrzebują, jakby wyczuła w powietrzu to napięcie. Wtedy się odezwała, a wieczność przestała trwać. Wyciągnęła dłoń, na która padł teraz jego wzrok. Delikatny uśmiech w kąciku jego ust i ściśnięcie dłoni, było przypieczętowaniem ich nowego, całkiem obiecująco brzmiącego układu.
- Świetnie. - Sięgnął po papiery, słuchając jak mówi znów z lekkim rozbawieniem, lecz już nie takiego typu jak wcześniej. Po prostu pokiwał głową, przeglądając kilka kartek.
- Nie, nie. Twój ojciec może ima dużo racji, ale nie we wszystkim. Mam wrażenie, że cię nie docenia, ale ja tak. - Mówił do kartek, które przekładał i w końcu znalazł te dwie, których szukał. Podsunął je Gabi, widocznie podekscytowany. Wbił w nią zaciekawiony wzrok, jak zareaguje, co powie?
- Mam dwie propozycję. Bardziej odważną i mniej. Możesz sobie w spokoju robić wewnętrzne mini audyty i kontrolę jakości... Potrzebuję osoby, która będzie mi doglądać nieco bardziej interesu d takiej praktycznej strony, a ja nie mam na to aż tyle czasu. Wpadałabyś raz, dwa razy w tygodniu, całkowicie wyrywkowo i robiła takie kontrole. Czy wszyscy wykonują swoje obowiązki, czy wszystko gra. Zadania dokładniej opisane są o tutaj. - Wskazał jej palcem w odpowiednie miejsce na kartce. Ile by za to zarobiła? Widniała okrąglutka kwota czterech tysięcy dolarów za miesiąc.
- Moja druga propozycja.... Hm. - Zamyślił się, jak to dobrze opisać. - Do tej pory miałem kogoś na wzór spólnika, chociaż bardziej asystenta. Gość nie miał udziałów, ale pełnił wiele właśnie moich funkcji, bo po prostu nie mam na to ani czasu, ani głowy. Niestety jego żona dodała posadę w innym mieście i jeleń za nią wyjechał. - Westchnął. - Teraz wszystko znowu jest na moich barkach i pochłania to zbyt dużo czasu. Dlatego szukam kogoś na to stanowisko i stwierdziłem, że.... Nie. Twój ojciec nie ma racji. Może jesteś krnąbrną i szaloną nastolatką, ale uważam, że jesteś inteligentna i bardzo zaradna, pomysłowa i mimo swojej roztropności, masz potencjał. Tutaj są wszystkie obowiązki. - Wskazał palcem na drugą kartkę, na której już zarobki były dużo wyższe. Zapisane było "8 tysięcy dolarów + Premia uznaniowa." Obowiązków jednak była cała masa i wyglądało to tak, jakby to ona miała tym hotelem zarządzać, a nie pomagać. Musiał tak skonstruować umowę, żeby nikt się nie przypierdolił, a jak to będzie w życiu? Dogadają się.
- I to jest praca na 7 dni w tygodniu, 24 na dobę. Hotel nie ma przerw, restauracja jedynie zamykana jest na noc ale tak, czy inaczej czasami pojawiają się jakieś "pożary". Widzę to bardziej jako współpracę, na początku będziesz obserwować, nie wrzucę cię od razu na głęboką wodę. Z czasem jednak chciałbym żebyś się usamodzielniła, będziesz też miał później większą decyzyjność. Na początek wszystkie rzeczy ustalasz ze mną. Nie ukrywam, że chciałbym, abyś przyjęła tą posadę. Jesteś dla mnie osobą godną zaufania, a doświadczenie przyjdzie z czasem. - Ufał jej. Nieważne, co się stało i nieważne, że każdy inny pomyślałby, że jest wariatem, że to nastolatka, że będzie chciała się na nim zemścić. Jednak on? Znał Gabi, wiedział jaka jest i już nigdy nie uwierzyłby, że mogłaby chcieć mu zrobić jakkolwiek pod górkę.
Mogła pomyśleć, że sobie z niej żartuje, ale ton jego głosu i mina mówiły coś zupełnie innego. Nagle poznała go z zupełnie innej strony, bardzo poważnego i rzeczowego. Ares był zupełnie inną osobą prywatnie i w biznesach. Dobrze, że nie widziała go jeszcze z trzeciej strony, ale nie planował jej tego pokazywać...
Posłał jej w końcu delikatny, zadziwiająco ciepły uśmiech, lustrując jej oczy z widoczny zaufaniem. Złożył ręce ze sobą, opierając je na łokciach o stół i oparł o nie brodę, zaciekawiony jej reakcją.
Angelo Denaro był szalony. To nie jest żadne odkrycie.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
O Boże... Dotarło do niej, jak ta jej zabawa z kostką lodu musiała dla niego wyglądać. Momentalnie w pamięci pojawiła się ich pierwsza i jedyna wspólna noc, po której ledwo chodziła przez kilka dni, a siniak na tyłku dawał o sobie znać przez następny tydzień, dopóki nie wyblakł całkowicie. Zaschło jej w ustach i z całych sił próbowała odpędzić od siebie tamte wspomnienia. Najchętniej to wskoczyłaby teraz do basenu z lodem albo poprosiła kogoś o oblanie kubłem zimnej wody.
Podali sobie dłonie, to było jak przypieczętowanie paktu z diabłem, jak zaprzedanie mu swojej niewinnej duszy w zamian za dostatnie życie i możliwość wożenia pupy nowym używanym autkiem. Nie było już odwrotu, cyrograf został podbity, chociaż... Dopóki nie złożyła podpisu na umowie o pracę, to jeszcze mogła się swobodnie wycofać, podziękować za propozycję i zwyczajnie się pożegnać z klasą.
- W czym niby zgadzasz się z tym mizoginem?- zapytała, lekko marszcząc nosek, którego skrzydełka pracowały teraz jak u królika. Doceniał ją... Kolejny wielki kawał lodu odłupany od serduszka, roztapiała się, już walić odpowiedź, nie chciała jej słyszeć. Staruszek w niczym nie miał racji, oj nie! Nie według Gabi, ale ona patrzyła na to z innej perspektywy i faktycznie trochę tej racji miał.
Obserwowała, jak Ares szuka jakichś dokumentów, szpera między kartkami, skupia się na tym co chce jej przekazać. Atmosfera uległa diametralnej zmianie, zrobiło się.... Poważnie. Strasznie to było dziwne, biorąc pod uwagę, że chwilę temu płakali ze śmiechu. Po hotelu już zaczęły rozchodzić się plotki, już szeptano za ich plecami i zanim plotka dotarła na szczyt budynku to zdążyła ewoluować z dziesięć razy i nie brzmiała już jak ta pierwotna. Położył przed nią kartkę i zaczął wszystko tłumaczyć, ona przebiegała po papierze wzrokiem z zawrotną szybkością. Kurs ekspresowego czytania na coś się przydał, ojczulek nie wywalił pieniędzy w błoto. Nim skończył mówić już miała wszystko przeczytane i pokiwała głową na znak, że rozumie. 4 tysiące dolarów robiły wrażenie, wystarczył miesiąc i mogłaby kupić jakiegoś grata pokroju straconego Garbusika. Ares nie znał całej historii w jaki sposób go skasowała i nie była pewna czy chce mu ją opowiadać. Cały czas w głowie miała rodzinkę wombatów na pogrzebie ojca wombata, to łamało jej serce.
Nie chciała wchodzić mu w słowo, ale nie mogła się powstrzymać, to się stało szybciej niż zdążyła pomyśleć.
- Czemu jeleń? Czemu uważasz, ze ruszenie za miłością swojego życia jest czymś złym? Ja bym była w stanie rzucić wszystko i jechać na drugi koniec świata, jeśli bym tak bardzo kochała.- ugryzła się w język trochę za późno, słowa już padły i ich nie cofnie. Palnęła się otwartą dłonią w czoło i pokręciła głową z niedowierzaniem. Ares poważny biznesmen, przekazuje równie poważne propozycje a ona nie potrafi trzymać języka za zębami. Zakryła dłonią usta, żeby już nic nie mówić, tylko grzecznie słuchać i czytać drugą kartkę. Osiem koła i premia... Obowiązków dziesięć razy więcej, praca 24h na dobę, duża możliwość rozwoju tego miejsca, duża decyzyjność i odpowiedzialność.
Przełknęła głośno ślinę. Nie wiedziała, czy jest gotowa na tak duże zaangażowanie. Czy jeszcze do niedawna nie twierdziła, że chce odpocząć po zakończeniu edukacji? Spojrzała na kartki, na Aresa, znów na kartki i tak kilka razy. Widać było wewnętrzną walkę, jak trybiki w mózgu się obracają a z uszu dymi para, przez to, że obwody się przegrzewały. Chciała adrenaliny to ją dostała! Pierdolnęło z przytupem, jakby dostała szprycę jakichś.
- Sama nie wiem... To jednak duża odpowiedzialność. Nie wiem czy sobie poradzę. Nie sądzisz, że to ponad moje możliwości?
Nagle w jej oczach znów zagościła ta niepewność, strach, jakby sama w siebie nie wierzyła. Te 8 k tak bardzo do niej mówiło! No i miała na początku tylko obserwować, uczyć się. Ugh... Znowu nauka! Czy to się kiedyś skończy?
- Praca 24/7 chyba jest trochę kłopotliwa, zwłaszcza, że hotel nie jest blisko miasta. Miałabym problem z dojazdem bez auta, na które próbuję zarobić.
Zaczęło się podkopywanie samej siebie, wymówki, żeby tylko nie spróbować, żeby przypadkiem czegoś nie zepsuć, żeby nie brać tej odpowiedzialności na siebie. Typowe - pierwsze niewielkie trudności, a ona już się poddawała nawet nie podejmując rękawicy.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Podpisywanie umów z Aresem doprawdy było niczym podpisywanie cyrografu z diabłem. Jak najwięcej na jego korzyść, niebezpieczne kruczki i haczyki. Sam mógłby być prawnikiem, takim z piekła rodem i byłby najgorszym typem dla swoich przeciwników. Jednak umowa, która leżała dzisiaj na stole nie była naszprycowana takimi pułapkami. Była krótka, przejrzysta, klarowna i skonstruowana w jak najbardziej korzystny sposób dla pracownika. Przygotowywanie takowej umowy było dziwne, al przynosiło mu jakąś dziką satysfakcję. Czy to nie tak, że właśnie chwytał ją w swoją garść i znowu była od nie zależna, tylko w nieco inny sposób? uwielbiał sprawować nad wszystkim kontrolę i poczucie tej kontroli powoli odzyskiwał w relacji z Gabi. Wiedział, że pieniądze ja zachęcą, ale też triumfował w podświadomości, że chciała znam pracować. Musiała tego chcieć, tak jak i on tego chciał.
- W tym, że potrzebujesz pracy i troszeczkę szkoły życia, która bardzo różni się od tej, którą do tej pory znasz. - O proszę cóż za mądrości jego ust padają, ale tak. Zgadzał się z tym w stu procentach, co gdzieś tam już wcześniej z reszta zostało opisane, gdzieś przy spotkaniu z jej ojcem.
Tak szybko przejrzała umowę, czy tylko udawała, że to robi? Jeśli to pierwsze, to był to już znak, że się nie pomylił. Może odkryje w niej jakieś niente talenty i okaże się, że to właśnie jej powołanie? Wydawało mu się, że polubi tą robotę... poza sprawami papierowymi, było to na pewno coś bardzo ciekawego dla tak młodej osoby i tak kontaktowej jak Gai. To w końcu była głównie praca z ludźmi i często z klientami.
Niewielki uśmiech przebiegł po jego twarzy, gdy tak oburzyła się na jego słowa o byłym pracowniku.
- Bo jesteś dobrym człowiekiem Gabi, ale jego żona już nie do końca. To nie jest temat na dzisiaj. - Kto jak kto, ale Ares wyczuwał kłamców, zdrajców i manipulatorów na kilometr. Taka właśnie była wspomniana przez niego kobieta, która robiła ze swojego męża, nota bene bardzo inteligentnego człowieka, po prostu zwykła kurwę i popychadło. Nie rozumiał jak facet mógł dać się tak mentalnie wykastrować, ale.... nie o tym teraz. Wrócił do ważniejszych tematów, opowiadając jej wszystko w wielkim skrócie. Widział na jej twarzy zarówno zdziwienie, jak i strach, tak i wielkie zawahanie. Podejrzewał, że będzie się bała, kto by się nie bał/ Teoretycznie stanowiskom którym wiele ludzi tylko może pomarzyć, ale jednocześnie mogło być przytłaczające dla tak młodej osoby, szczególnie takiej, co nigdy nie podjęła się poważnej roboty.
- Gdybym tak sądził, nie oferowałbym ci tej pracy. Słuchaj, znasz mnie od prywatnej strony, ale zawodowo nie jestem tak lekkomyślny i nieodpowiedzialny, żeby podejmować tak ryzykowne rzeczy jak w życiu. - Wyjaśnił zadziwiająco spokojnie. - Tak, jak powiedziałem, naprawdę uważam, że sobie poradzisz. Musisz w siebie bardziej uwierzyć Kw... Gabi. - Czy to jakiś postęp? Niemalże nazwał ją Kwiatuszkiem, lecz szybko się z tego wycofał. Mieli rozmawiać poważnie, a on miał zachować się do niej profesjonalnie. Nawet nie patrzył się na jej wystające pod bluzką sutki, chociaż te patrzyły się na niego...
- Wiem, dlatego mogę zaproponować ci zamieszkanie w jednym z pokoi do czasu zakupu auta. Oczywiście jak będziesz chciała zostać dłużej, to zostaniesz. - Dla niego nie było problemu nie do przeskoczenia. Przechylił lekko głowę na bok, uważnie śledząc każdy jej ruch.
- Wiem, że się boisz, ale będę dla ciebie pod telefonem całą dobę, a pierwszy tydzień postaram się być tu jak najwięcej. Poznam cię tez z Nicole, mieszka tu niedaleko w lesie z ojcem, który jest u nas kucharzem i czasami pomaga mu na kuchni. Jest tylko rok starsza od ciebie i praktycznie wychowała się w tym hotelu, więc wszystko wie. Będziesz miała i kogoś na miejscu zawsze i mnie w razie czego na standby. - Posłał jej zachęcający uśmiech.
- Gdzie się podziała ta odważna i podejmująca każde ryzyko Gabi, którą znam? - Troszkę ją tymi swoimi diabelskimi widełkami dźgał, uśmiehjącr już w nieco bardziej śliski sposób, w nieco bardziej "jego" sposób.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Baby są nienormalne... Ona była nienormalna! Głupia gąska, niczego się nie nauczyła. Gabi wychowywała się praktycznie bez ojca, niby był, ale tylko na weekendy, urodziny i święta. Rozstawiał ją po kątach, wymagał, ale nigdy go nie było. Może dlatego szukała w życiu kogoś silnego, kto postawiłby jej granice, zaopiekował się nią, trzymał pieczę i kontrolę. Nie. Ona szukała poczucia bezpieczeństwa, zrozumienia i bliskości. Pewnie dlatego tak ją ciągnęło do Aresa a ta praca... Gwóźdź do trumny.
Jeżeli to się znów nie skończy złamanym sercem to przecież będzie cud. No tak... Typowe gadanie starego zgreda: wy młodzi nie znacie życia i my musimy was go nauczyć. Boże... Brzmiał jak jej ojciec, przestawała go lubić, ale to dobrze! Szefa nie powinno się lubić, a teraz, jeśli się na to zdecyduje to będzie jej szefem i będzie musiała wykonywać jego polecenia bez mrugnięcia okiem, oczywiście tylko te służbowe, o żadnych innych wcale nie myślała, ani troszkę. Nie... Wcale nie wyobrażała sobie, że każe jej... STOP.
Żyła na jej szyi napełniła się krwią i zaczęła wyraźnie odstawać, pulsowała w rytm jej serca. Nie skomentowała tego, bo czuła, że mogą się pokłócić jeśli wywali mu swoje argumenty i zacznie mielić ozorem co o tym wszystkim myśli. Pieprzony patriarchat!
Tak bardzo chciała być wolna, tak bardzo chciała się spod niego wyzwolić a z drugiej strony dążyła do tego by jakiś silny facet się nią opiekował. To nie miało żadnego sensu, rozmijało się w każdym możliwym kierunku.
Ares miał za dużo masek, za wiele za nimi skrywał i nie wiedziała, czy chce je ściągać jedną po drugiej. Najchętniej to ściągnęłaby mu spodnie, ale to inna para kaloszy. Co ją tak nagle wzięło? Czemu się tak nakręciła i zaczęła myśleć o pozbawieniu go ubrań.
Gabi, bądź poważna! To twoja szansa na zarobienie kasy, utarcie ojcu nosa i nabraniu doświadczenia, może nawet się czegoś porządnego nauczy? Kto nie ryzykuje, nie pije szampana, brał ją pod włos, w jej głowie zapaliła sie czerwona lampka. Niby podnosił ją na duchu, niby okazywał wsparcie, wiarę w jej skromną osóbkę a tak naprawdę chciał ją mieć blisko siebie, na wyciągnięcie dłoni, na bank dla swoich korzyści.
Cały czas wzrok utkwiony miała w kartce z większą ilością obowiązków. Czy ona się przesłyszała? Czy on chciał powiedzieć: kwiatuszku? Dzięki bogu ugryzł się w język! Ona by go chętnie ugryzła... Stop. Znów to robisz Gabi, opanuj się.
- Miałabym wyprowadzić się od matki? Serio? Sama nie wiem... - przygryzła mocno dolną wargę i uniosła zalęknione spojrzenie na Aresa. Był taki spokojny i czuła to bijące od niego wsparcie i szczerość. Trochę go nie poznawała. Odchyliła się do tyłu, by oprzeć plecy na krześle. Miała bardzo trudną decyzję do podjęcia. Przestała go słuchać, bo toczyła wewnętrzną walkę z własnym strachem. Nie dotarło do niej nic o żadnej Nicole, o wsparciu przez cały czas. Wydawało się, że już podjęła decyzję, bo odsunęła od siebie kartkę z poważniejszą ofertą na sam środek stołu. Zrezygnowała? Odrzuciła ofertę?
Ależ on jej wjechał na ambicję, nic na nią tak motywująco nie działało jak to. Powiedz jej, że nie da rady, powiedz, że nie osiągnie celu to zepnie dupę tak, że zrobi wszystko by tak się nie stało. Nie powiedział jej oczywiście, że nie da rady, tylko wjechał na inną stronę ambicji. Zasugerował, że jest tchórzem.
Była! Totalnym, trzęsącym się tchórzem, galaretką, żółwiem chowającym głowę w swoją skorupę, ale nie mogła pozwolić by ktokolwiek ją tak postrzegał.
Powiedz jej: nie skoczysz, a skoczy żeby tylko udowodnić komuś i sobie samej, że da radę.
- Potrzymaj mi piwo. Gdzie mam podpisać?- zapytała zakładając ręce na klatce piersiowej i zadzierając bródkę wysoko ku górze. Ależ Ares musiał teraz poczuć napływ satysfakcji, ale w środku musiał umierać z radości! Znów ją miał i będzie mógł mieć blisko niemal cały czas, dodatkowo mając na nią oko, odcinając trochę od jej ekipy, bo przecież teraz nie będzie miała czasu na imprezki i szlajanie się z Joe czy przyjaciółeczkami.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Jego myśli tez galopowały w różne strony, rzucały się pędem przed siebie, a wyhamowanie ich było niemalże niemożliwe. Gabi nie tylko była seksowną nastolatka, ale i też jego przyszłą pracownicą, oczywiście, że łączenie ze sobą tych dwóch czynników mogło dać jedynie rezultaty postaci bezkresach fantazji. Nie wymagał od niej jakiegoś dres code, nie wymagał, by chodziła w szpilkach, obcisłych miniówkach i koszulach, rozpiętych o guzik, czy o dwa za bardzo. Choć właśnie tak w jego głowie się właśnie rysowała. Widział jak z okularami na nosie chodzi po hotelu z teczką pod pachą i z tym swoim szerokim, dziewczęcym uśmiechem rozmawia zarówno z pracownikami, jak gośćmi hotelowymi, zachwyconymi jej wyglądem i nieco przerażonymi wiekiem. Wtedy on podchodzi do niej, układ dłoń na wąskiej talii i mówi jej na ucho "biuro, natychmiast" i ona idzie za nim, drzwi się zamykają, drobne ciało nastolatki pada przed nim na kolana.
Tak. Ta wizja tak szybko jak się pojawiła, tak szybko odeszła. Ares pozbył się jej z głowy, spinając ciało i poprawiając jakby z niecierpliwością na krześle. Który zdrowy mężczyzna nie miał takich fantazji? Pojawiła się kolejna... nie, nie mógł o tym teraz myśleć, ona nawet jeszcze nie złożyła podpisów.
On myślał o niej, a ona myślała o nim. Obydwoje musieli już wiedzieć, że ta współpraca nie będzie bezpieczna, że może zaprowadzić ich w różne sytuacje, czy była już na to gotowa? Wciąż widział w niej do siebie żal, wciąż chroniła się przed jego spojrzeniami, czy dotykiem, przed bliskością i zbytnim spoufaleniem. Ares jednak wiedział, że prędzej czy później ugnie się, że nie wytrzyma, że ta gęsta atmosfera odetnie jej od mózgu tlen i pozwoli rzucić się w wir.... stop.
- Nie brzmi to chyba tak źle, co? - Jednocześnie rozumiał i nie rozumiał jej strachu. Jasne, całe życie z kimś mieszkała, była pod taką, czy inną opieką swojego rodzica i nie musiała przejmować niektórymi obowiązkami, żyć beztrosko i mimo wszystko mieć dużo. Teraz? Rzucenie na głęboka wodę. Wyprowadzka, samodzielność, praca. Rozumiał, że mogła się tego obawiać, ale trochę jej po prostu nie poznawał. Dlatego zapytał gzie się podziała j e g o Gabi, ta szalona i spontaniczna dziewczyna, którą tak uwielbiał. Stanowisko, które jej oferował może i było wymagające, ale przecież... miała jego, prawda? Obiecał jej pomóc, a on obietnic dotrzymywał, jego słowo było warte więcej niż diamenty, wiedziała to. Mogła spróbować w życiu czegoś nowego i... być blisko niego, czy to nie idealna okazja?
Patrzył jak się zastanawia, jak odsuwa kartkę, którą chciał by jednak podpisała. Jego brew drgnęła ku górze. Zrezygnowała? Nie. Jego taktyka zadziała. Momentalnie na usta wpełznął ten śliski, firmowy, diabelski uśmieszek braci Denaro, a oczy zaświeciły się niebezpiecznie. To wyglądało tak, jakby ona naprawdę mu właśnie podpisywała cyrograf i poświęcała dusze. Czy świadomie odcinał ją od znajomych? Może nie do końca, ale były to po prostu dodatkowe bonusy w całej tej sytuacji.
- Świetnie. - Niemalże klasnął w dłonie i wskazał palcem w miejsce, w którym miała złożyć podpis.
- Tutaj. - I czekał aż podpisze, widocznie zniecierpliwiony i ucieszony. Aż kipiał w środku z satysfakcji. Musiał podziękować jej ojcu, któremu tak nawiasem mówiąc nieco utrze nosa, mówiąc, jakie stanowisko zaproponował jego córce. Ten był przekonany, że pewnie będzie sprzątać, albo kelnerować, a tu spadnie na niego taka bomba. Chociaż raz nie na żadnego z nich...
- Oficjalnie witam w zespole. - I wstał, wyciągając w jej stronę dłoń, w nienagannej posturze, po tym jak złożyła na umówię swój podpis. Teraz już nie miała odwrotu, jakże go ta cała sytuacja cieszyła! W dwa dni ich sytuacja zmieniła się diametralnie, od "nie chcę cię widzieć", do "co potrzeba szefie?" Że też on sam wcześniej sam na to nie wpadł... chociaż to zapewne dlatego, że wiedział iż odmówi. Po co miała dla niego pracować? To nie miało wcześniej sensu. Teraz jednak, kiedy do akcji wkroczył jej chcący nauczyć życia ojciec, Ares po prostu wykorzystał sytuację na maxa. Uścisnęli sobie dłonie, ale on ten uścisk przetrzymał zdecydowanie za długo, patrzą jej podczas tego w oczy bardzo intensywnie.
- Już nie mogę się doczekać naszej współpracy. - I w końcu puścił jej dłoń, poprawiając na nadgarstku zegarek. - Pokój będziesz miała gotowy za trzy dni razem z potrzebnymi kluczami i kartami. Wyślę ci mailem wszystkie materiały i hasła. Przygotuj się, rozejrzyj po hotelu, poznaj pracowników i za pięć dni zaczynasz. - Widział jej minę, więc pot rzedł bliżej i położył dłoń na jej ramieniu. Niby niewinny gest, ale miał wrażenie, że zagęścił atmosferę jeszcze bardziej.
- Poradzisz sobie. - Naprawdę w nią wierzył. Może nie miała zbyt wiele czasu na przeprowadzkę i przygotowania, ale przecież nie zamierzał jej rzucić na głęboką wodę. W zasadzie... będzie pracowała tyle, ile będzie chciała. On chciał po prostu mieć ją przy sobie.

Gabrielle Glass

/ Koniec
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
ODPOWIEDZ