pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
…And I've danced real slow, the Rockettes on dodgy molly


Weekendowe noce były już od dłuższego czasu pewną rutyną dla Coopera. Kończył pracę na farmie popołudniem, po czym zwijał się stamtąd właściwie od razu i korzystał z tych kilku wolnych godzin, by zaszyć się w swojej przyczepie. Wziął prysznic, zmywając z siebie kurz ciężkiej pracy i wspomnienie tego gorącego dnia. Do Shadow nigdy nie wybierał się samochodem. Nie to, żeby bał się kradzieży tego grata, czasami to by nawet i dopłacił, żeby ktoś mu tego złoma ukradł. O, nie, on po prostu czasem bywał odpowiedzialny - wiedział, że będzie ćpać - a pod wpływem czegokolwiek zwyczajnie nie wsiadał za kółko. Można mu było wiele zarzucić, jeśli chodzi o jego wybory życiowe, uzależnienia nawyki i różne głupie decyzje, ale jakaś tam kapka rozsądku się go trzymała. Spakował więc torbę, wrzucając do niej swoją maskę z frędzlami i błyszczący, nieco kiczowaty, aczkolwiek jakże wpasowujący się w klimaty Shadow, strój i kowbojski kapelusz. Wszystko to, co składało się na jego personę. I wszystko to, dzięki czemu nie miał żadnych skrupułów przed wyginaniem się na rurze i stopniowym pozbywaniem kolejnych części ubioru. Gdyby tak popatrzeć na niego w ciągu dnia, w przetartych jeansach, zwykle pokrytych warstwą pyłu od pracy na farmie, w starych trampkach i najzwyklejszej koszulce - człowiek by nigdy nie pomyślał, że Elijah, po pierwsze wskakuje w te brokatowe, jaskrawe kowbojskie koszule, a po drugie - że jednak całkiem nieźle potrafi kokietować na tej scenie. I dodatkowo robi to co weekend. Jedynym szczegółem, jaki go zdradzał, były tatuaże, pokrywające nieregularnie jego ramiona i klatkę piersiową, po cichu sabotując jego sprytny plan pozostania incognito. Zresztą przekonał się o tym całkiem niedawno, właściwie na własne życzenie, częściowo samemu wpadając na jakże świetny pomysł przetestowania swojego kamuflażu. Przetestowania go na kimś, kto go widuje codziennie. Niezbyt mądry pomysł, aczkolwiek ta noc wcale nie skończyła się tak źle, dla obu zainteresowanych stron.

Doczłapał się do Shadow z pobliskiego przystanku autobusowego i kontynuował swoją weekendową rutynę. Wszedł do klubu od strony zaplecza, przebrał się i zaszył w toalecie, racząc się kreską kokainy. Wyjątkowo wyżebranej od jednego z barmanów, bo jednak w tym tygodniu nie miał zbyt dużo kasy. To się jednak miało zmienić tego wieczora i rzeczywiście - w przeciwieństwie do zeszłego tygodnia, kiedy zamienił prywatny taniec na testowanie swoich głupich pomysłów za darmo z Miloud - tym razem nie odmówił plikowi banknotów, którymi pomachał mu przed twarzą facet ubrany w drogi, dobrze dopasowany garnitur. Zaprowadził go do jednego z prywatnych dark roomów, gdzie, jakże by inaczej, wyginał się w rytm muzyki tylko dla niego. Wcale nie dla tych banknotów, skądże.

W pewnym momencie wdrapał się na kolana mężczyzny, rzucając w końcu koszulę na podłogę i nawet był na tyle szczodry, by pozwolić mu się dotknąć… póki drzwi od pokoju się nie otworzyły. Elijah odwrócił się w stronę owych drzwi, dłoń nieznajomego zatrzymała się na jego brzuchu. No, trochę im to przeszkodziło. Tylko troszeczkę.
Myślę, że znajdzie się dla ciebie miejsce, jeśli jesteś zainteresowana. - Cooper uśmiechnął się pod frędzlami, zakrywającymi mu twarz, zerkając na nieco zakłopotaną kobietę, a jego rozszerzone źrenice odnalazły jej oczy. Facet w garniturze próbował zaprotestować, ale blondyn położył mu palec na ustach. Nie mówił serio, zwyczajnie tak już miał, że lubił się droczyć. Często przysparzało mu to kłopotów, ale czy się tym przejmował, szczególnie na haju? Skądże.

Divina Norwood
death by overthinking
mvximov.
Jethro
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
56
kubrania, które dodam do kalendarza, jak ogarnę numery gier xd

Nigdy nie pasowała do tego miejsca i wątpiła, aby miało się to kiedykolwiek zmienić. Różnica była jednak taka, że kiedyś przedzierała się między ludźmi, mając na sobie powyciągane stare swetry i zacerowane spódnice z wypłowiałych tkanin. Teraz nosiła eleganckie ubrania, z których zaledwie tego ranka odczepiała metki, ale które swoim krojem czy kolorem, podobnie jak jej stara garderoba, niekoniecznie wpasowywały się w klimaty Shadow. Przynajmniej szybko można ją było zlokalizować na tle bawiących się i pijanych gości lokalu, a nie wątpiła, że na tym zależało nie tylko Nathanielowi, ale też jego pracownikom.
Kiedyś bywała w tym miejscu częściej... za sprawą długu występowała dla najistotniejszych gości w zamkniętej części klubu, ale po tym, jak ją postrzelono, minęło parę miesięcy, nim znów mogła przestąpić próg Shadow. Nie, żeby jakoś specjalnie tęskniła... nigdy nie rozumiała, co ludzie widzieli w tym lokalu i napawał on ją raczej lękiem, niż entuzjazmem. Dookoła wszyscy byli pijani, co ze względu na jej przeszłość, nie kojarzyło jej się z niczym dobrym. Wciąż też, nawet zadbana i ubrana, jak człowiek, nie posiadała sympatii mieszkańców Lorne Bay, więc jeśli ktoś ją dostrzegał, to raczej z wyraźnym oburzeniem lub zniesmaczeniem związanym z obecnością organistki. Przywykła do tego, ale mimo to czuła się nieswojo. Tym bardziej, że nawet unikając pomieszczeń, w których natchnąć się można było na striptizerki, czasem jednak miała z nimi styczność, a to niesamowicie ją krępowało. Póki co też nie mogła siedzieć z Jasperem przy barze, bo po jej postrzale, właściciel Shadow nieszczególnie pozytywnie podchodził do jej kręcenia się w tłumie, więc głównie przebywała w jego gabinecie... chyba, że miał mieć jakieś spotkanie, jak teraz. Powiedziała, że poczyta sobie gdzieś książkę, a ochroniarze mieli jej pomóc dotrzeć do wolnego vip roomu, który dzięki wyciszeniu wydawał się być idealnym miejscem. Zostawiła karków Hawthorne'a przed wejściem, a sama pociągnęła za klamkę, zamykając za sobą drzwi i cóż... dopiero wtedy dotarło do niej, co ma przed oczami. Serce na moment jej stanęło, przestała oddychać i chyba tylko różowiące się poliki świadczyły o jakichkolwiek funkcjach życiowych. Po prostu tak stała, jak ten słup soli, dociskając do ciała książkę i nie wiedząc, gdzie powinna patrzeć.
- Przepraszam, ja nie... ja... ja nie - wybełkotała, opuszczając spojrzenie na ziemię, gdy tylko zamaskowany mężczyzna się odezwał i tym samym przypomniał jej o tym, że jednak żyje. Nie wiedziała co ma zrobić, z jednej strony ucieczka była najbardziej kusząca. - Ja... Nathaniel kazał mi tu przyjść, ale może... - musiała się uspokoić i jakoś to wytłumaczyć. Nie chciała też wcale ściągać na nikogo niepotrzebnej uwagi szefa, bo wiedziała, jaki jest on porywczy. Najwyraźniej mężczyzna w garniturze też wiedział, bo znalazł w sobie siłę, by odsunąć dłoń tego zamaskowanego od swoich ust.
- Hawthorne? Nathaniel Hawthorne? - podpytał, a zawstydzona Divina niechętnie zerknęła w ich kierunku i pokiwała głową. - Powinienem jednak iść - powiedział z miejsca, gdy potwierdzone zostały jego domysły. Spojrzał też na siedzącego na nim mężczyznę i zabrał dłonie z jego ciała. Chociaż Norwood czuła, że nie wypada jej patrzeć, mimo to zaczęła analizować tą sytuację, całkowicie jej nie rozumiejąc. W wielu kwestiach była po prostu do tyłu, żyła w dżungli bez kontaktu z mieszkańcami, a takie sceny całkowicie nie mieściły się w jej światopoglądzie. Poza tym, jako, że unikała kontaktu ze striptizerami, jak diabeł świeconej wody, pierwszy raz stała przed mężczyzną wykonującym ten zawód. - Zatrzymaj pieniądze, wrócę innym razem - mruknął jeszcze ten w garniturze, wyraźnie paląc się do wyjścia. Na Divinie nawet nie robiło to samo w sobie wrażenia, do tego, że ludzie próbowali się ewakuować z jej obecności, już dawno przywykła.

Elijah Cooper
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Najwyraźniej Elijah ubiegł ją, zajmując niecałe kilka minut wcześniej ten sam vip room, do którego ją wysłali. Podstawy kurtuazji nakazywałyby zapukać, zanim wejdzie się do zamkniętego pokoju, szczególnie w klubie pokroju Shadow. Dziewczyna i tak miała szczęście, że nie natknęła się na odważniejszą scenę, bo przecież wygłuszenie ścian służyło do tłumienia wiadomych dźwięków... Zmierzył ją wzrokiem, mimowolnie zastanawiając się nad tym, po kiego grzyba ma w rękach książkę, a na sobie białą sukienkę niczym do komunii. Znał ją skądś, coś mu świtało w głowie, dzwony biły, ale jeszcze nie wiadomo w którym kościele. Skonsumowany wcześniej biały proszek i kilka shotów, przelotnie wypitych przy barze tym bardziej nie ułatwiało mu kojarzenia faktów.

Nie za bardzo zdążył się odezwać, a jego towarzysz delikatnie zepchnął go z siebie i sprawnie się ewakuował, słysząc słowo-klucz, to jest imię właściciela. Elijah na szczęście też zlokalizował kościół, w którym te dzwony biły bardzo zawzięcie, i połączył fakty. Uśmiechnął się, rzucając jeszcze krótkim "Dzięki" w stronę mężczyzny.
Mhm. Nathaniel cię tu przysłał, ty jesteś tą... - odezwał się, szukając w swoim rozbieganym umyśle jej imienia, a zarazem podniósł koszulę, schował zwitek banknotów do kieszeni na piersi i z łaski swojej się ubrał, by jej aż tak nie zawstydzać. Nawet zapiął tą koszulę co do ostatniego guzika. Gdyby Cooper miał jakikolwiek instynkt samozachowawczy (który niestety znikał tak szybko, jak tylko skończył wciągać kreskę), zapewne jego też by tu nie było. Jednak ciekawość i pewna doza zuchwałości oraz brak rozsądku nakazału mu zostać i chociaż dowiedzieć się, kto dokładnie przerwał mu całkiem przyjemny wieczór. Podszedł do kobiety, by jej się lepiej przyjrzeć, ale nie bardzo mu to pomogło. - Masz takie... ładne, adekwatne imię, ale wybacz mi, nie pamiętam. - dokończył, opierając dłonie na biodrach i przekrzywił nieco głowę.

Nigdy nie zagłębiał się w temat, pamiętał coś o tym, że trzeba ją mieć na oku, że była ważna dla Nathaniela, ale prawdę powiedziawszy - nie bardzo go to interesowało. Nie bywał tu wystarczająco często, jedynie raz, góra dwa w tygodniu i oglądanie się za kobietami w jego przypadku nie miało zbyt wiele sensu, ani celu. No, chyba że te kobiety chciały, by dla nich zatańczył, to wtedy czemu nie, jednak mimochodem i tak wolał przystojnych mężczyzn w garniturach. Być może parę razy przyuważył ją, bo jednak ciężko było zignorować osobę tak odstającą od całego tłumu. Jednak pilnowanie tak grzecznej dziewczynki w Shadow nie należało do jego obowiązków. Zerknął w dół, na książkę, której kurczowo trzymała się niczym tarczy, jakby miało to ją uchronić przed takim strasznym striptizerem.
A właściwie po co ci książka w klubie nocnym? To jakiś kink? - zażartował, unosząc brew i zakręcił kilka frędzli, opadających z maski na palcu. Jej czerwone policzki widać było nawet pod przytłumionym, kolorowym światłem vip roomu. Na jej nieszczęście Elijah tylko to nakręcało, bo uwielbiał się droczyć. A co mu za to zrobi Nathaniel? Przecież to dziewczyna przeszkodziła mu w pracy, prawda?

Divina Norwood
death by overthinking
mvximov.
Jethro
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
W ogólnym zestawieniu przejawianych manier, Divina mimo wszystko wypadała całkiem dobrze na tle innych gości tego przybytku. Stale się z niej naśmiewano przez to, że przepraszała i dziękowała za wszystko, w miejscu, w którym mało kto o takich słowach w ogóle pamięta. Normalnie pewnie i by zapukała, ale zwyczajnie była pewna, że w środku nikogo nie ma, a przy tym muzyka mogła to stanowczo zagłuszać, ale fakt, teraz, gdy była świadkiem sceny, jaka niekoniecznie mieściła się w jej światopoglądzie, żałowała, że jednak dokładnie się nie upewniła, czy ktoś już to pomieszczenie zajmował.
Stała tak niepewnie, patrząc jak wystrojony w garnitur mężczyzna zbiera się do wyjścia. Z jednej strony chciała powiedzieć, by sobie nie przeszkadzali, ale z drugiej głos ugrzązł jej w gardle i nie umiała jeszcze się zdobyć na cokolwiek innego, niż przeprosiny i wyjaśnienia. Zrobiła zaledwie kroczek do boku, by przepuścić mężczyznę w drzwiach, a potem nie podnosiła jeszcze wzroku, pewna, że ten zamaskowany też sobie pójdzie. Dużym zaskoczeniem było więc dla niej to, że przerwał ciszę, jaka na jakiś czas wypełniła przyciemniony pokój. Słyszała, że coś robił i z ulgą przyjęła fakt, że czynnością tą było ponowne ubranie koszuli. Mogła więc ostrożnie na niego zerkać, już usilnie nie wlepiając spojrzenia w czubki swoich butów.
- Umm... dziękuję... za komplement - szczerze mówiąc sądziła, że kojarzy ją przez to, że ludzie w miasteczku jej nie lubili, a nie przez Nathaniela. Głównie dlatego, że Divina chyba w dalszym ciągu nie wierzyła, że to, co było między nią, a gangsterem, naprawdę miało miejsce, że się jej nie wstydził i mówił o niej otwarcie. Musiało minąć nieco czasu, nim się z tym oswoi, nawet jeśli nie było to wcale świeżą sprawą. - Divina, tak się nazywam. Dlaczego adekwatne imię? - znała znaczenie swojego imienia i była świadoma znaczenia wielu innych imion, ale mimo wszystko nie powstrzymała się od tego pytania. Może też dlatego, że wydawało się jej to wyjątkowo bezpiecznym tematem, jak na okoliczności, w jakich przyszło im toczyć rozmowę. - Jeszcze raz przepraszam, że przerwałam panu to spotkanie z tamtym drugim panem - nie byłaby sobą, gdyby przynajmniej kilka razy nie poprzepraszała za wszystko, to zawsze było jej bezpieczną opcją. Dodatkowo fakt, że nie wiedziała, jak powinna nazwać tę ich schadzkę, sprawił, że jeszcze bardziej się zarumieniła, mając przy tym wrażenie, że w pomieszczeniu zrobiło się znacznie cieplej.
- Kink? - powtórzyła po nim, marszcząc przy tym nos, w sposób, który jasno sugerował, że nie do końca rozumiała. Odsłoniła też przedramieniem okładkę, na której krył się tytuł Jane Eyre, po to, aby zamaskowany mężczyzna mógł go przeczytać, chociaż... zastanawiała się, jak dobrze widział zza tych wiszących mu na twarzy frędzli. - Po to, żeby ją czytać. Niewiele jest tutaj rzeczy, które mogłabym robić - wyjaśniła to, co dla niej było dość oczywiste. Nie bawiła się z innymi na parkietach, a już na pewno nie na salach, w których występowały striptizerki, czy po ciemnych zaułkach, gdzie raczono się czymś mocniejszym, niż alkohol. - Kiedyś tutaj występowałam... dla prywatnych gości Nathaniela. Mam na myśli grę na fortepianie, a nie - tu spojrzała na niego wymownie, dość odruchowo i zaraz ponownie się speszyła. - Przepraszam! Nie chciałam ciebie urazić, to co robisz jest równie wartościowe - zamieszała się jeszcze bardziej, zastanawiając nad tym, jakim cudem w ogóle przyszło jej prowadzić rozmowę ze striptizerem. Poza tym, jak przystało na osobę raczej pokorną, z góry zakładała, że musi każdemu wyjaśnić kim jest i dlaczego tutaj przebywa, bo raczej nikt sam z siebie nie zaprzątałby sobie głowy jakąkolwiek wiedzą na jej temat.

Elijah Cooper
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Lubił drażnić innych, trochę prowokować, szczególnie kiedy sceny takie, jaka ukazała się dopiero oczom Diviny, nie mieściły się w ich światopoglądzie. Jednak dziewczyna była na tyle zawstydzona, że nawet zrobiło mu się jej trochę szkoda. Dlatego się ubrał. Nie zamierzał zostawać tu długo, bo skoro jeden facet mu uciekł, to na pewno znalazłby sobie kolejną ofiarę, która z chęcia uczyniłaby swój portfel nieco lżejszym dzisiejszego wieczoru. Zamierzał jednak zostać na tyle, by ją chociaż chwilę pomęczyć. Tak w dobrej wierze, nie że złośliwie.

Właśnie, Divina! - pstryknął palcami, jakby wcale mu właśnie sama nie powiedziała, tylko jakby sam sobie przypomniał. - A jest adekwatne, bo przecież pasujesz do bardziej... oświeconych miejsc, niż to. Prawda? - odpowiedział na jej retoryczne pytanie. Wystarczyło tylko na nią popatrzeć, w tej białej sukience, kurczowo trzymając książkę w klubie nocnym. Ciężko było, by Nathaniel się jej jakoś szczególnie wypierał, kiedy naprawdę rzucała się w oczy za każdym razem, gdy pojawiała się w Shadow. Na kilometr było widać, że to nie jest jej miejsce. I owszem, zdarzali się tacy często, jednak zwykli już tu nie wracać, a Divina była tu na tyle regularnie, by pracownicy zostali poinformani o fakcie. Roześmiał się, słysząc jej przeprosiny. Dawno nikt nie zwracał się do niego per pan, było to co najmniej dziwne w tym momencie. - Nic się nie stało, i tak mi zapłacił. - pokręcił głową. - I wystarczy Elijah. ALbo Pony, jeśli wolisz kiczowate, striptizerskie ksywki. - podał jej swoje prawdziwe imię, czego raczej nie robił. Jasne, Nathaniel i menagerowie klubu znali go z imienia, jednak klientom raczej rzadko podawał jakiekolwiek imię, a na pewno nie własne. Wiedział jednak, że Divina raczej nie będzie się chwalić dzisiejszym zajściem.

Nie wiem, całkiem gruba ta książka, może lubisz wbijać nią jakieś wartości do głowy takich, jak ja. Albo do innej części ciała. - ciągnął temat, widocznie rozbawiony sceną, jaką sobie właśnie wyobraził. Zerknął na tytuł, odsłonięty przez dziewczynę. Z każdym momentem dysonans tej całej sytuacji rósł do coraz większych rozmiarów. Gdyby ktoś mu rano powiedział, że coś takiego się wydarzy - zwyczajnie by go obśmiał, bo brzmiałoby to jak jakiś absurd. A jednak. Roześmiał się znów, kiedy posłała mu to wymowne, nieco zdegustowane spojrzenie, a potem znów zaczęła go przepraszać. To było na swój sposób nawet urocze, kiedy usilnie próbowała samą siebie przekonać, że w striptizie jest jakaś wartość. - Oj, nie. Rozbieram się dla pieniędzy, to nie jest ani trochę wartościowe. Nie zmienię tym świata, może nieświadomie rozbiję jakieś małżeństwo, ale kochana... W momencie jak oni stąd wychodzą, ja liczę swoją kasę i o nich zapominam. - powiedział, kiedy już przestał się śmiać z samej wizji striptizu jako jakaś potrzebna praca. Wcale nie była wartościowa, potrzebna, ani jakoś szczególnie ważna. Taniec na rurze był sztuką, tego nie można było odmówić. Eli sam się naklął i poobijał sobie barki i pośladki, ucząc się wskakiwać na rurę pod okiem koleżanek z pracy. Jednak w szerszym kontekście - seks-biznes opierał się głównie na wykorzystywaniu, czy to władzy, czy pieniędzy, czy drugiej osoby, o czym Elijah przekonał się nie raz.

Czemu kiedyś? - dopytywał, bo skoro zaczęła temat... No to wypadałoby go skończyć.

Divina Norwood
death by overthinking
mvximov.
Jethro
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
W dalszym ciągu nie rozumiała dlaczego ludzie przychodzili tutaj z własnej woli. Ostatecznie wszystko to, co ją otaczało, uważała za źródło nie tylko samego grzechu, ale też kłopotów. Nie trzeba było być wierzącym, jak ona, by rozumieć, że Shadow nie jest zbyt bezpieczne. Darzyła Nathaniela głębokimi uczuciami, których w pełni nie rozumiała, ale mimo to nie potrafiła na jego klub patrzeć zbyt przychylnym okiem.
- Och... pod tym względem. Nadała mi je siostra zakonna, to pewnie dlatego - pokiwała powoli głową, jakby tym gestem chciała mu pokazać, że miał rację i rzeczywiście znaczenie jej imienia, w połączeniu ze ścieżką życiową było dość spójne. - Obawiam się, że mało jest miejsc do których pasuję - zmarszczyła nos, stawiając na szczerość, ale było to wynikiem nieprzygotowania na taką rozmowę. Mogła wiec milczeć, albo powiedzieć zbyt wiele. To pierwsze wydawało jej się niegrzeczne. - Elijah... to Hebrajskie imię, znaczeniem dość zbliżone do mojego - zauważyła niepewnie, wróżąc mu z imienia, tak jak kiedyś zrobiła to w przypadku Nathaniela. Teraz jednak kierowało nią głównie to, że to stojący przed nią mężczyzna rozpoczął ten temat. - Pony? Jak kucyk? Dlaczego tak? - zagadnęła, zaciekawiona, bo prawdę mówiąc niewiele wiedziała o środowisku striptizerskim. Nigdy nie spojrzała nawet na striptizerkę powyżej jej butów lub poniżej oczu, tak dla bezpieczeństwa. Chociaż zazdrość była czymś złym, coraz mniej podobało jej się też to, że Nathaniel patrzy na nie dość często.
- Proszę mi niczego takiego nie sugerować - miała wrażenie, że jej twarz już płonie i czerwone ślady wcale tak szybko z niej nie znikną. - Po prostu sobie czytam, nie mam żadnych nieodpowiednich pomysłów z nią związanych - zapewniła pospiesznie, jakby wytłumaczenie się przed tym mężczyzną było teraz jej kluczowym zadaniem. Nie radziła sobie w takich tematach, była po pierwsze nimi zawstydzona, po drugie nie miała żadnego doświadczenia na tym polu, a po trzecie przez lata wpajano jej bardzo restrykcyjne zasady, które w tym miejscu nie tylko łamano, ale wręcz gwałcono na każdym kroku. - To dlaczego nie znajdziesz sobie innej pracy? - wymsknęło jej się znów przez ciekawość, chociaż kiedyś w życiu nie pozwoliłaby sobie na taką impertynencję. Z resztą teraz też poczuła się z nią niełatwo. - Przepraszam, to nie tak, że mam prawo mówić ci co powinieneś robić, ale może coś łatwiejszego i bezpieczniejszego byłoby lepsze, niż praca w tym klubie - wyjaśniła, opuszczając wzrok na podłogę. Ta rozmowa zdecydowanie wykraczała poza jej możliwości. Poza tym zawstydzało ją już samo to, że ktoś nazwał ją kochaną... ludzie z Lorne Bay zwykle używali zgoła innych epitetów.
- Spłacałam tak dług u Nathaniela... ale już nie chce, żebym to robiła - wyjaśniła, odpowiadając na pytanie. Przestrzegano ją, żeby nie mówiła za dużo o postrzale, a ona też niekoniecznie chciała się tym chwalić.

Elijah Cooper
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Elijah rozumiał, nawet bardzo dobrze. Powodów było kilka - alkohol, narkotyki, seks i pieniądze. Czasem w przeplatance z zupełnie przypadkowymi osobami, które przypałętały się tu ze znajomymi - tymi, którzy znali to miejsce, albo i całą grupą zawędrowali do klubu, zwabieni jedynie muzyką i światłem neonów. Byli też tacy, którzy zwyczajnie pojawiali się tu raz, z ciekawości, dla sprawdzenia czy to miejsce zasłużyło sobie na tak złą sławę. Byli też tacy, którzy dostawali się do środka na zasadzie zakładu lub chęci złapania dorosłości za rogi, jeszcze małoletni, ściskając podrabiany dowód w dłoni, a w duszy modląc się, by ochroniarz ich wpuścił i nie przyglądał się za bardzo plastikowi.
Boże, siostra zakonna? - wyrwało mu się, chociaż nie bardzo chciał drążyć temat. Sam nie bardzo miał się czym chwalić, wychowywany przez pół-nieobecną matkę i ojca-moczymordę ze skłonnościami do przemawiania do rozumu chłopaka przez skórę, nie inaczej. Może z domieszką krzyku i przekleństw, i raz na kilka dni (a gdy się udało, to nawet tygodni) szklanką, lub talerzem rzuconym przez szerokość pokoju. - Nie musisz odpowiadać. Nie trzeba. - pokręcił głową, bo jednak nie bardzo uśmiechało mu się wjeżdżać na śliskie bagna przeszłości. Swojej przeszłości.

Podobno tak. Podobno imię proroka, co to miał nawracać innych na dobro... Czy coś w ten deseń, ale nie pytaj mnie, dlaczego tak. Nie wiem. Na pewno nie kieruję się znaczeniem. - pokręcił głową, wprawiając w lekki ruch frędzle, zakrywające dolną część jego twarzy. A potem parsknął, na sam koniec wypowiedzi. Jeżeli którekolwiek z jego rodziców dało mu to imię z nadzieją, że przyniesie to jakieś korzyści, to się grubo pomylili. Chociaż czasem miał wrażenie, że był to całkowity przypadek, pierwsze imię, zobaczone gdzieś przypadkiem, wyczytane z podsuniętej przez położną książeczki z listą imion, dla takich, co nie umieli się zdecydować. Albo wpisane w akt urodzenia, bez większego namysłu, szepnięte na ucho przez kogoś znajomego, lub wypowiedziane znacznie głośniej, przez zupełnie obcą osobę, czekająca na załatwienie własnej sprawy w urzędzie.
Show Pony. Jak te kucyki, takie ładne, z warkoczykami na grzywie, wystawiane na pokazach, żeby sobie ludzie popatrzyli. Nasuwa Ci się jakaś analogia? - stuknął obcasem wyszywanych kowbojskich butów, niczym kopytkiem, a gestem dłoni przejechał wzdłuż swojej nieco zbyt szczupłej sylwetki. Wyszedł z założenia, że skoro większość dziewczyn tutaj połasiła się na jakieś przezwiska, to przecież on też nie będzie gorszy, prawda? Zresztą wolał nie podawać swojego prawdziwego imienia klientom, życie już nauczyło go, że nie był to najlepszy pomysł. Ot, wymyślne, nieco kiczowate, ale jakże pasujące przezwisko, pseudonim, uzupełniające misterność jego maski. - Nie przedstawiam się klientom. Tak z zasady, skoro już nie pokazuję twarzy, to czemu mieliby wiedzieć jak się nazywam.

W czerwono-różowym świetle neonów vip-roomu, Divina nie bardzo miała po co martwić się rumieńcem. Chociaż Elijah po prostu wiedział, że kobieta płonie rumieńcem prawie tak, jak norweskie kościoły. Zaśmiał się, słysząc jej tłumaczenia, ukontentowany faktem, że udało mu się zagonić ją w te tematy, których wyraźnie się wstydziła, a może i nawet bała. Ale przecież nie było czego, przecież to tylko ludzkie fantazje i inne upodobania, a Eli żył zasadą, że co ludzkie, nie było mu obce. Divina jednak zdawała się tej zasady raczej unikać. Prawie-efektownie.
A dlaczego miałbym tego nie robić? Nie narzekam. I serio, jest bezpiecznie, może się nie wydaje, ale... może zauważyłaś, że ochroniarze tutaj rzeczywiście robią robotę? Gdyby nie było bezpiecznie, Nathaniel nie puszczałby Cię tutaj samej. - wyłożył jej to, trochę jakby tłumaczył prosty fakt komuś, kto nie do końca zdawał się rozumieć, o czym mówił. Odsunął się od niej w końcu, co by jej tak już nie przypierać do ściany. W pewnym sensie zaczynał ją lubić, o ile można kogoś lubić po kilku minutach rozmowy. Chyba można? Nie znał jej, ale wzbudzała w nim pewne poczucie tej niewinności, za którą czasem jednak tęsknił. Za tymi czasami, teraz tak odległymi, kiedy kokainę znał tylko z nazwy, do klubów nie chodził (zwyczajnie nie mając po co), a noce spędzał z jednym, i to tym samym przyjacielem chłopakiem.

Usiadł na krawędzi niewielkiej sceny, dając dziewczynie przestrzeń na oddech. Czuł, że powinien się powoli zbierać, zapewne zahaczyć po drodze o bar i, dzięki tej przerwanej schadzce, znaleźć jeszcze kogoś, kogo zaprowadzi do pustego dark roomu i zarobi kolejne kilka stów. Za bardzo jednak zaciekawił go ten dług.
Dług? A jakie długi może mieć taka niepozorna panna, jak ty? - zapytał, nie kryjąc ciekawości. Ani lekkiej nutki w głosie, która insynuowała, że być może Divina jednak nie jest święta? Nie wiedział tego, całkowicie zgadywał.

Divina Norwood
death by overthinking
mvximov.
Jethro
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Skinęła jedynie głową, nie myśląc wcale o tym, by jakoś przesadnie się tutaj otwierać. Niechętnie mówiła o sobie, bo zwyczajnie wiedziała, że nikogo to nie interesuje. Poza tym wpojona jej wiara, zabraniała skarżyć się na swój los. Ojczym, który był pijakiem, nie dbającym o jej wykształcenie, czy nawet podstawowe potrzeby takiej, jak jedzenia czy ubrania, miał na zawsze liczyć na jej szacunek. Nie wolno jej było mówić źle o zmarłym. Nawet wtedy, gdy żył, gdy wszczynał awantury, gdy nią szarpał czy wymierzył jakiś cios, domagając się pieniędzy na alkohol - nawet wtedy miała go miłować, bo się nią zajął, dzięki niemu nie była sierotą. Jeśli zaś poddawano ją próbą, to na pewno tylko dlatego, że Bóg wiedział, że jest na tyle silna, aby sobie z nimi poradzić. Mówienie o tym, że od jego śmierci jest jej po prostu lepiej, też było złe... więc przepraszała Stwórcę za to przy każdej spowiedzi, bo nie potrafiła w sobie stłamsić uczucia ulgi, jaka wiązała się z tym, że ten człowiek już nie czekał na nią w ich gnijącej chacie pośrodku lasu.
- Och, sam znasz jego znaczenie - zaskoczył ją, oczywiście pozytywnie. - Lubię wierzyć, że imiona to coś w rodzaju ochrony... nie musisz się nim kierować, by ta protekcja działała - odpowiedziała ostrożnie, jak zawsze pozostawiając ogrom przestrzeni na sprzeciw. Była ostatnią osobą, która narzucałaby innym swoją wolę. Było w niej zdecydowanie za dużo pokory, a i doświadczenie z mieszkańcami Lorne Bay, nie pozwalało jej wierzyć, że ktoś miałby jakikolwiek interes, aby się z nią zgadzać w nawet najbardziej trywialnych kwestiach. - Właściciel Shadow pewnie ma podobne podejście do ciebie... Nathaniel to też imię ze znaczeniem, jakiem niekoniecznie się on kieruje - zauważyła, chcąc powołać się na ten przykład chyba po to, by nie wyjść na kogoś, kto nieco lepiej porusza się po realiach tego miejsca, a nie oczekuje od ludzi pro religijnych działań.
- Nigdy nie widziałam takich kucyków, ale chyba rozumiem - bo prawdę mówiąc Divina o wielu kwestiach nie miała pojęcia, brakowało jej podstawowej wiedzy nie tylko typowo szkolnej, jak i tej bardziej obyczajowej, ale mimo to przynajmniej z inteligencją samą w sobie nie było u niej najgorzej, dlatego na podstawie jego wypowiedzi mogła wywnioskować mniej więcej co miał na myśli. - Tylko, że nie brzmi to zbyt przyjemnie... sam nadałeś sobie taki pseudonim? - przechyliła lekko głowę do boku, próbując przez te paski okrywające jego twarz, dojrzeć oczy. Brzmiało to dla niej trochę, jakby sam siebie próbował obrazić, ubierając to wszystko w żart, ale też... co ona mogła wiedzieć? Każdy miał całkiem inną wrażliwość, inne też poczucie dystansu, a ona nie powinna się wypowiadać, nie mając dość informacji. - W zasadzie brzmi to rozsądnie... Ja też nie powinnam się tutaj nikomu przedstawiać, ale stale o tym zapominam - przyznała, chociaż bardziej, niż przez zapomnienie, robiła to dlatego, że wierzyła, że nie wypada nie odpowiedzieć, gdy ktoś zapyta.
- Ochroniarze faktycznie się starają, ale wciąż... to musi się wiązać z jakimś ryzykiem - zauważyła, nie do końca będąc w stanie uznać pracę tutaj za coś całkowicie bezpiecznego. - Gdyby tego nie było, Nathaniel pozwalałby mi się poruszać po klubie całkowicie swobodnie, a przed wyjściem z tego pokoju pewnie czeka wciąż dwóch z nich - odparła jego argument, jak na siebie całkiem śmiało. Wiązało się to głównie z tym, że nawet dla niej temat jej własnego bezpieczeństwa był bardzo drażliwy. Zwyczajnie uważała, że nie potrzebuje żadnej opieki. Poza tym to nie o niej, a o nim teraz rozmawiali. - Czyli zadowala ciebie ta praca? Jest tym, czego naprawdę pragniesz? - zapytała z tej strony, znów decydując się na odszukanie wzrokiem jego twarzy, a nie jedynie czubków ich butów.
Faktycznie odetchnęła, gdy Elijah zwiększył dystans między nimi. Poprawiła uchwyt na książce i zrobiła zaledwie jeden krok w przód. Miała wszelkie prawo usiąść na kanapie, w zasadzie pewnie w oczach pracowników, mogła sobie pozwalać na wszystko, tak długo, jak była pod protekcją szefa, ale jednocześnie doświadczenia życiowe sprawiały, że nawet taka głupota, jak zajęcie miejsce w cudzym towarzystwie, gdy ten ktoś sam z siebie jej na to nie pozwolił, była poza jej zasięgiem.
Długi były jej dobrze znane, bo po ojczymie zostały jej głównie one. Ten o którym teraz rozmawiali, zdobyła jednak sama i po chwili wahania wysunęła jedną nogę w przód, obracając ją tak, by widoczna była łydka. W tym świetle długa blizna połyskiwała na czerwono, nawet jeśli normalnie, na jej jasnej skórze aż tak się nie odznaczała.
- Skaleczyłam się - eufemizm. Nadal jednak nie wiedziała, co zaatakowało ją w wodzie i rozharatało jej nogę. - Wdało się zakażenie i straciłam przytomność - kolejny eufemizm. Wciąż pamiętała, jak się szarpała resztkami sił, gdy Hawthorne dociskał jej dłoń do ust i nosa, odcinając dopływ powietrza. - Gdy się obudziłam, okazało się, że trzeba było usunąć martwą tkankę i zszyć ranę... Nathaniel zapłacił za ten zabieg i leki, a ja chcąc nie chcąc zaciągnęłam tym samym u siebie dług - wyjaśniła, wzruszając delikatnie ramionami, jakby chciała w ten sposób pokazać, że sama nie uważa tej historii za szczególnie interesującą. Zanim znalazła się w życiu gangstera, praktycznie nikt się nie kłopotał jej osobą, to też rzadko kiedy komuś coś o sobie opowiadała.

Elijah Cooper
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Może gdyby wierzył w cokolwiek, jakiegoś boga, siłę wyższą - byłoby mu w życiu nieco łatwiej. W końcu każdą niesprawiedliwość czy inną próbę, na jaką wystawiał go los, ten każdy cios z ręki ojca mógłby zrzucić na tą boską istotę, która najwyraźniej tak dla niego chciała. By uczynić go silniejszym, albo coś w ten deseń. Jednak nie wierzył w nic takiego, bo jeśli jakiś bóg, czy może bogowie nawet istnieli - dlaczego przeprowadziliby go przez takie piekło? Dlaczego pozwoliliby mu dokonywać takich wyborów, które prowadziły go prosto do autodestrukcji? Dlaczego nie powstrzymali go przed tą pierwszą i każdą kolejną kreską, popychając go do desperackich kroków, by tylko dostać w ręce kolejną działkę? Nie wierzył więc w żadną boską interwencję, tak jak nie wierzył w to, że kiedykolwiek mogłoby się coś zmienić w jego życiu. Co do tego drugiego nie potrzebował żadnej siły wyższej, wystarczyłoby zrobić coś z uzależnieniem nawykiem, tylko że jak każdy ćpun - zwyczajnie nie widział własnego problemu.
Z drugiej strony żadna wpojona wiara nie nakazywała mu miłować bliźniego, w tym swojego oprawcy. Mógł go szczerze nienawidzić (co też zresztą robił) i nie szczędził nieprzychylnych słów pod jego adresem. Nie wiedział czy jego ojciec nadal żyje, co się w ogóle działo z jego rodziną, ale nie bardzo zamierzał się tym interesować. Odciął się od rodziców, uciekł i nie zamierzał się oglądać. Nawet miał cichą nadzieję, że stary Cooper zdążył się już zachlać. O jednego śmiecia mniej na tym świecie.

Mhm. Pewien młody ksiądz mi kiedyś o tym powiedział. - kiwnął głową, po czym cmoknął, a na jego twarzy po raz kolejny zagościł szelmowski uśmiech. Nie szukał nigdy zbawienia, odkupienia, ani znaczenia własnego imienia w tych oświeconych stronach. Można było powiedzieć, że to wszystko samo go znalazło. - Nie w kościele. Chociaż też padłem na kolana. - tamtą noc z pewnością mógł zaliczyć do tych dziwniejszych, bardziej osobliwych schadzek. Tym bardziej też przekonało go to o zepsuciu kościoła od środka. Księża chyba nie powinni szukać takich przyziemnych, zakazanych im wręcz uciech na Grindrze, prawda? Tym bardziej za nie płacić. Zmarszczył jednak zaraz brwi, kiedy jego myśli zahaczyły się o tę protekcję. Odszukał spojrzeniem znów jej oczy. - Myślisz, że ta protekcja też działa przed samym sobą? - zapytał całkiem poważnie, chyba jedynie pół-świadomie wkraczając w przestrzeń, którą zawsze ukrywał. Chociaż nietrudno było zauważyć, że ta cała lekkoduszna otoczka, pragnienie wręcz uwagi od obcych, przypadkowych ludzi. Na jedną noc, na jeden taniec, plik banknotów i działkę. Nie brało się to znikąd. Patrząc w jego błękitne oczy, pochłonięte przez czerń źrenic - można było dojść do wniosku, że jest wrakiem człowieka. Przekrzywił głowę z zaciekawieniem, słysząc o Nathanielu.
A co to za znaczenie w takim razie? - niby chciał o tym człowieku wiedzieć jak najmniej, ale to przecież było całkiem niegroźne, prawda? Istniała też szansa, że nawet nie będzie tego pamiętać następnego dnia.

Pomachał nogami, stukając obcasami w ścianę podestu i przyglądał jej się uważnie. Wzruszył ramionami.
Metafora. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, wiesz? Skoro dziewczyny często wybierają jakieś tam Ruby Rose czy inne Blonde Kitty, to czemu ja nie? - zaśmiał się. Zwyczajnie prościej było trzymać się jednego pseudonimu, niż na poczekaniu wymyślać fałszywe imiona. No i cóż, jeśli ktoś chciałby wrócić po kolejny taniec - łatwiej było go znaleźć. Zadane po chwili pytanie zbiło go z tropu.

Czy jest tym, czego naprawdę pragnął?

Chyba pierwszy raz to on spuścił spojrzenie na podłogę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie sądził, że dziewczyna (chociaż zupełnie nieświadomie) trafi w tak czuły punkt, rozdrapując nadal niezabliźnione rany. Był tu, bo potrzebował gotówki. Był tu, bo było to lepsze i bezpieczniejsze, niż seks za pieniądze. Był tu, bo w tych klubowych VIP roomach miał pewnego rodzaju kontrolę nad sytuacją, i nad tymi wszystkimi śmiesznie bogatymi facetami, którzy zrobiliby dla niego wszystko. Ale czego pragnął? Kurwa, naprawdę pragnął być kimś innym. Cofnąć się te siedem lat wstecz i nie wleźć w to bagno, w które wkopał na własne życzenie. Nie wsypać kogoś, kogo kochał, nie zniszczyć mu życia, fundując pięć lat w pierdlu. Pokręcił głową.
To jest tylko praca. Tu nie chodzi o to, czego pragnę. - podniósł spojrzenie na Divinę. Pragnął kogoś, kogo nie mógł już mieć. - I tak nie mogę tego mieć. - dodał, nieco enigmatycznie, chociaż miał nadzieję, że kobieta nie będzie drążyć tematu. Zmierzył ją spojrzeniem, kiedy tak trochę się przysunęła, ale nie bardzo ruszyła z miejsca. - Co tak tam będziesz stać, usiądź sobie. Przecież cię nie ugryzę. - zaśmiał się, ruchem głowy wskazując na pustą kanapę. W bezpiecznej odległości od sceny, więc nie musiała się martwić, że Elijah znów będzie ją terroryzować zbytnią bliskością. Chociaż przez sekundę o tym nawet pomyślał, ale nie był aż tak okrutny przecież.

Przesunął spojrzeniem po bliźnie, słuchając jej opowieści. Wydawać by się mogło, że to nic takiego, drobiazg. Jej słowa nie do końca pasowały do śladu, jaki to wydarzenie zostawiło, ale w pewnym sensie ją rozumiał. Nieważne, jaki odcień purpury lub czerwieni pojawiał się na jego ciele z ręki ojca, bądź jako pamiątka po szczeniackiej bójce - dla niego to zawsze było nic takiego. Nawet nie bolało, żeby tylko zagłaskać sumienia tych, którzy próbowali się o niego martwić.
Hm. Czy jednak nie tylko taki gangster z niego, ale i bohater. - ostatnie słowo wypowiedział nieco z przekąsem, bo przecież bohaterowie nie chcieli zapłaty za ratowanie życia. Nie znał go dobrze, nie bardzo też kwapił się do poznawania swojego szefa. Wychodził z założenia, że im mniej wiedział o tym mężczyźnie, tym lepiej.

Divina Norwood
death by overthinking
mvximov.
Jethro
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Cóż, może nawet ich ojcowie zachlali się razem? Divina nigdy miała się nie dowiedzieć, co dokładniej stało się z jej ojczymem, policjanci powiedzieli, że skoro włóczył się pijany przy rzece, faktycznie mógł skończyć jako karma dla krokodyli. Starała się za często o tym nie myśleć, modliła się o spokój jego duszy, bo tego jej nauczyli, ale każdy radził sobie inaczej. Elijah miał nienawiść, coś co Norwood kusiło, ale uparcie trzymała się przekonania, że nie ma prawa pielęgnować w sobie takiego uczucia, nawet dla bestii w ludzkich skórach, które na nic więcej, no, może poza pogardą, nie zasługiwali.
- Nie bardzo rozumiem - przechyliła głowę do boku, nie kłamiąc wcale. Może i w Shadow dowiedziała się o wiele więcej o życiu, niż przez całe swoje życie, ale wciąż było w niej wiele braków, takich, które wydawały się wręcz niemożliwe do osiągnięcia we współczesnym świecie. Była jednak dzieckiem, które ledwo ukończyło szkołę, bo nikt nie dbał o to czy się uczyła i czy w ogóle miała z czego się uczyć. Czas spędzała głównie sama, albo z dysfunkcyjnym pijakiem. W swojej chacie nie mieli nawet ciepłej wody, a co dopiero Internet, czy chociażby telewizor. Nawet po normalne książki sięgała nieczęsto, dopiero gdy przygarnięto ją niejako pod skrzydła kościoła, poprawiła się w czytaniu na tyle, by w lekturach odnajdować szczęście, ale jak nietrudno się domyślić, w biblioteczkach sióstr zakonnych brakowało pozycji opatrzonej jakąkolwiek erotyką, więc teraz, będąc już niejako dorosłą kobietą, która lepiej rozumiała relacje damsko męskie, wciąż mogła tu stać, spoglądać na Coopera i w oczach mieć niczym niezmąconą szczerość, gdy przyznawała się do tego, że nie rozumie sensu jego słów. - Miło mi jednak słyszeć, że ktoś stąd miał jakiś kontakt z księdzem - dodała więc, brnąc w niewiedzę, jak ćma w ogień. - Może działać, jeśli jej na to pozwolisz... ale ludzie często mają smutną przypadłość robienia sobie samym krzywdy - zauważyła unosząc kąciki ust, ale był to raczej przykry wyraz, podobnie jak przykra była jej odpowiedź. Nie wiedziała, jak to się stało, że ich rozmowa tak się rozwinęła, że była tu nadal, podobnie, jak on, ale przyłapała się na tym, że serce nie biło jej już tak szybko, wzmożone paniką.
- Prezent od boga - wyjaśniła i chociaż to takie głupie, poczuła, że policzki jej się czerwienią. Od czasu, gdy powiedziała te słowa do Nathaniela, minęło wiele miesięcy, a jej niechęć do tego człowieka mocno ewoluowała w inne uczucia. Wtedy sądziła, że Bóg jej go zesłał, jako próbę, by dowiodła swojej wiary i niezłomności, a teraz... czasem lubiła wierzyć, że znaczenie słowa prezent nie musiało być tak przewrotne... mogło być wręcz dosłowne, chociaż pomimo tego podarek ten nie mógł należeć do najłatwiejszych.
Pokiwała powoli głową, nie komentując już kwestii jego pseudonimu. Na tym nie znała się kompletnie, ale przede wszystkim ten temat nieco ją krępował. Rozmawianie o pracy striptizera dla kogoś takiego, jak Divina, siłą rzeczy było odrobinę nieprzyzwoite. Nie potępiała tych ludzi, mieli swoje powody, ale gdy myślała o ich pracy, czuła ukłucia skrępowania.
- Pytałeś, czy ta protekcja działa też przed samym sobą - przypomniała, marszcząc nos. Nie znała go dobrze, w zasadzie wcale, ale po jego słowach, po tym jak opuścił spojrzenie... miała wrażenie, że sama poczuła nagle w powietrzu smak czegoś przygnębiającego i to sprawiło, że szkoda jej było tego mężczyzny. - Podtrzymuję swoje zdanie... i mam wrażenie, że faktycznie sam blokujesz swoje szczęście - wyszeptała, bo jak zawsze, głosząc swoje opinie nieproszoną, bardzo się bała to robić. W przeszłości niejednokrotnie, dotkliwie i brutalnie pokazywano jej, że jej zdanie się nie liczy, a ona powinna siedzieć cicho. - Każdy ma prawo pragnąć, Elijah, ja się tego dopiero uczę, ale wiesz... odkąd sobie pozwoliłam, wiele rzeczy zmieniło się na lepsze - zauważyła nadal z tą ostrożnością, ale teraz się przy tym uśmiechnęła, delikatnie, ale szczerze. - Jeśli więc czegoś pragniesz, nie mów, że nie możesz tego mieć... codziennie uświadczymy wielu dziwów, które nie powinny się zdarzyć. Żeby daleko nie szukać... nigdy nie sądziłam, że będę rozmawiała tutaj z kimś takim, jak ty - spróbowała z tej strony, a potem faktycznie usiadła, chociaż nadal czuła się spięta, to było coraz lepiej. Wątpiła, by ten człowiek miał jej zrobić krzywdę, a co ważniejsze, tym samym nie narazi się na gniew Nathaniela.
- Dar od boga, mówiłam - skinęła głową, nie przejmując się sposobem, w jaki Elijah skomentował jej opowieść. - Wierzę, że w każdym jest dobro... ale też rozumiem, że inni mogą go w nim nie dostrzegać. Chociaż tego też nie rozumiem... wiele osób się go obawia, albo z nim nie zgadza, a mimo to pracuje dla niego - przyznała, bo skoro był tu Elijah, pracownik niejako działalności Hawthorne'a, to mogła z nim to poruszyć. Gangsterzy, którzy pilnowali Diviny w większości mieli zakaz rozmawiania z nią, a Jasper... Jasper był Jasperem. W zasadzie pierwszy raz czuła, że może z kimś rozmawiać tak swobodnie, bez obaw, że Nathaniel o wszystkim się dowie.

Elijah Cooper
pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Gdyby starego Coopera pożarły aligatory - nie spotkałoby się to z żadną rozpaczą ze strony pierworodnego. Ba, nawet poczułby pewnie ulgę i miałby nadzieję, że to przepite mięso im smakowało. Nie miał jednak żadnych takich informacji, a w okolice swojego rodzinnego domu, tak niedaleko położonego od farmy Hawkinsów gdzie pracował, po prostu się nie zapuszczał. Nie miał powodów, a też nie bardzo uśmiechało mu się konfrontować z ojcem w jakikolwiek sposób. Bał się tego, że chciałby zrobić mu krzywdę, a przecież nigdy nie chciał być taki, jak on. Tym się kierował w życiu, chociaż gdzieś po drodze przeoczył fakt, że przez ostatnie siedem lat po części był taki sam. Uzależniony. Przekładający swoje używki nad innych, bliskich mu ludzi. Tylko nadal tego po prostu nie widział, w jego głowie wszystko było pod kontrolą. Pociągnął nosem i roześmiał się, słysząc skonsternowanie Diviny.
Seks, Divina. Chodziło mi o seks. - wytłumaczył prosto, acz dobitnie. Mimo, że dzielili pewne doświadczenia z przeszłości, on miał chyba trochę wiecej szczęścia, o ile szczęściem można było nazwać tkwienie w przemocowym, dysfunkcyjnym domu przez pierwsze osiemnaście lat życia. Ale miał to szczęście, że do żadnego zakonu nie trafił. No i był chłopcem, a chłopcom zawsze pozwalano na więcej, przymykano oko na bójki i wszelkie uciekinierstwo - czy to ze szkoły, czy z domu. W domu i tak nikogo nie obchodziło, gdzie się podziewał i pozaszkolne popołudnia spędzał z kolegami, a chyba wiadomo jak to bywało, kiedy nastoletni chłopcy byli puszczani samopas, bez większej kontroli. Wtedy chyba najwięcej nauczył się o relacjach damsko-męskich, chociaż i tak przełożył to jedynie na męsko-męskie kontakty. Tak niepoprawne, zakazane i przykryte warstwą tabu. Kiedyś, będąc jeszcze dzieciakiem, wstydził się tego, bo jednak dorośli albo woleli przemilczeć temat, albo wpajali dzieciakom, że to było po prostu złe. Nienaturalne. Teraz jednak miał naprawdę w głębokim poważaniu to, co inni o nim myśleli. No i odkrył, że bogaci faceci gustują w takich jak on - drobnych, nieco zbyt chudych i za bardzo wyszczekanych.
Przynajmniej spowiedź miałem w pakiecie. - puścił jej oko, chociaż nie oczekiwał, że zrozumie jego niewinne aluzje do bardzo niegrzecznych skojarzeń. Cóż, czego on się spodziewał po dziewczynie, która w Shadow pojawiła się ubrana w białą sukienkę i tomem literatury pięknej pod pachą? No na pewno nie podłapania jego żartów.

Z jakiegoś powodu czuł się przy niej bezpiecznie. Nie to, że miałaby mu zrobić krzywdę, bo nigdy by ją o to nie posądził. Czuł, że mógł z nią porozmawiać tak, jak z nikim innym by tego nie robił. Podchodziła do niego z dystansem i dużą dozą zakłopotania, a może nawet wstydu, ale nie oceniała go. Nie znała go też, a może właśnie tego potrzebował. Może potrzebował spowiedzi, ale nie takiej katolickiej, z księdzem ukrytym za kratką konfesjonału i prawiącym mu morały o tym, jak spłonie w piekle za to, kogo kochał i z kim sypiał. Może zwyczajnie potrzebował się wygadać, wyrzucić z siebie to, co gryzło go przez ostatnie parę lat. Nadal nie do końca docierało do niego, w jaki sposób ta rozmowa potoczyła się w taką stronę, w ogóle dlaczego dalej tutaj siedział, niebezpiecznie zahaczając o swoje prywatne sprawy. Powinien się zwinąć, idąc za przykładem faceta w garniturze, który nie marnował czasu i pewnie już dawno był w domu. Odwzajemnił ten przykry uśmiech, po czym zmarszczył brwi, kiedy usłyszał znaczenie imienia właściciela klubu.

Może coś w tym jest. - zaśmiał się pod nosem. Nie znał go dobrze, ale trzeba było być takim prezentem od boga, żeby trzymać cały ten przybytek pod policyjno-federalnym radarem. Umiejętności prowadzenia biznesu nie mógł mu odmówić. Westchnął ciężko, po czym zdjął kapelusz i położył się na tej niewielkiej scenie, skupiając spojrzenie na suficie. Słuchał jej, chyba nawet uważniej, niż gdyby na nią patrzył. Wiedział, że i tak nie da rady spojrzeć jej w oczy, słysząc o tym, że blokował własne pragnienia. No, do cholery jasnej, blokował. A może nawet już dawno je zablokował, zamknął na piętnaście spustów, a klucz wyrzucił w odmęty oceanu kiedy tylko wsypał Hawkinsa na komisariacie, ratując własny, ćpuński tyłek. Przetarł oczy dłońmi i zdjął maskę. Nie potrzebował jej teraz, a może nawet symbolicznie wystawiał się cały na tę chwilę słabości. Słabości, na którą sobie pozwolił, zakładając, że i tak nie zobaczy już dziewczyny. To znaczy tak - zobaczyć, na pewno ją zobaczy, ale raczej nigdy już nie dojdzie do takich głębokich, terapeutyzujących rozmów w dark roomie.

Myślisz, że ja się tego spodziewałem? W życiu. - zaśmiał się, kiedy wspomniała o tym dziwie, który tu się właśnie odczyniał. - Rozumiem, co mówisz i masz rację, ale… - urwał i zakrył twarz dłońmi. Zawahał się przez chwilę nawet, bo po co miałby mówić jej te słowa, które cisnęły mu się na usta? Najwyraźniej naprawdę potrzebował wyrzucić z siebie pewne rzeczy. - Kochałem- Kocham kogoś, kogo skrzywdziłem. Tak bezpowrotnie, dlatego nie mogę go już mieć. Czy Twój Bóg ma coś do powiedzenia na ten temat? - dokończył i rozłożył ramiona na boki, jakże ironicznie kładąc się krzyżem na tej małej scenie. - Myślisz, że Judasz zaznał kiedyś spokoju? - zapytał po chwili. W końcu był takim Judaszem, sprzedając Alexandra Hawkinsa za kilkanaście gramów koksu i ratując własny tyłek. Był pieprzonym zdrajcą, a w dodatku nadal tkwił w tym samym miejscu, wrócił do Hawkinsów, udając, że wcale nic się nie stało. I patrzył Alowi w oczy co dzień, nie bez wstydu i żalu. Westchnął ciężko, po czym wsparł się na łokciach i spojrzał znów na Divinę, całkiem zadowolony z faktu, że zaczęła mówić o właścicielu tego przybytku.
Nie mam nic do niego. Może gdzieś tam w środku rzeczywiście jest takim prezentem od boga. - przekrzywił głowę. - Chociaż wolę się trzymać na dystans. Ty chyba jednak masz trochę inne zdanie, co? - uśmiechnął się do niej. Jasne, spłacała swój dług, ale skoro Nathaniel wszystkich uczulił, by mieli na nią oko, kiedy pojawiała się w Shadow, to przecież musiało to być coś więcej, niż prosty układ.

Divina Norwood
death by overthinking
mvximov.
Jethro
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie wolno jej było tak myśleć... skupiać się na tym, że bez ojczyma było jej łatwiej i po prostu lepiej... bo nikt na nią nie krzyczał, nie bił jej i nie szarpał za włosy. Nie musiała się nikim, poza sobą opiekować, gotować, sprzątać i oddawać wszystkie zarobione pieniądze. W prawdzie zostały jej długi pana Reedsa, po którym nigdy nie przejęła nazwiska, ale ona sama nie potrzebowała wiele do szczęścia. Wystarczył jej spokój i niewielki kąt dla samej siebie. Teraz jednak miała znacznie więcej... wciąż się w tym nie odnajdywała. W miękkiej i czystej pościeli, w sypialni z widokiem na morze i w łazience z gorącą wodą, w której mogła korzystać z wanny, z jakiej nie schodziła emalia przeżarta rdzą. Tego, że jadała trzy posiłki dziennie i to takie różnorodne, a nie suchą kanapę zapijaną herbatą, jaką sama wysuszyła z tego, co znalazła w lesie. Także tego, że mogła z kimś rozmawiać i czuć się bezpiecznie. Tak jak teraz, z Elijahem, być wśród ludzi i się ich nie obawiać, a przynajmniej nie aż tak, jak kiedyś.
- Och! - wymsknęło jej się, a dłonie tak szybko przywiodła do twarzy, że zapomniała o książce i ta spadła na ziemię. Drgnęła więc po raz kolejny i natychmiast zaczęła ją zbierać z podłogi, czując jak serce jej wali. Była wyraźnie zmieszana taką bezpośredniością. - Ale... ale mówiłeś, że - nie powinna się więc była odzywać. Powinna to przemilczeć dla własnego dobra, jednak nie potrafiła. Temperatura jakby jej urosła, twarz ją piekła i usilnie próbowała patrzeć wszędzie, tylko nie na swojego rozmówcę. - Mówiłeś, że to był ksiądz, a im nie... im nie wolno... poza tym... - jednak ugryzła się w język, nie kończąc myśli. W tych i tak całkowicie była pogubiona. Dla niej wszelka seksualność była zdecydowanym tabu i chociaż w czasach współczesnych stanowiła wiedzę raczej powszechną, to jednak ona, żyjąca poza marginesem społecznym, była w niej mocno niedokształcona. Było jej wstyd za wszystkie braki, jakie posiadała... nie tylko te o podłożu seksualnym, ale ogólnie... o to, że nie potrafi korzystać z telefonu, prowadzić samochodu, matematyka stanowi dla niej wiele trudności i inne bardziej nowoczesne urządzenia pozostają poza jej zasięgiem. Internet sam w sobie był dla niej nowością, bo w ich chacie nigdy go nie było. - Jeszcze wyspowiadał ciebie po wszystkim? Może... może to dobrze - kręciło jej się w głowie. - Tak należało na pewno - i kompletnie nie wiedziała o czym rozmawia, ale chciała wierzyć w swoje niewinne postrzeganie świata, chociaż ostatnio coraz dobitniej uświadamiano jej, jak niewiele wie o prawdziwym życiu.
Skinęła jedynie głową, gdy stwierdził, że znaczenie imienia Nathaniela było trafne. Nie czuła potrzeby kontynuowania tego tematu, nadal musiała do siebie dojść po usłyszanych dopiero co rewelacjach i fakt, że Elijah się położył, patrząc w sufit, bardzo jej w tym wszystkim pomógł. W przeciwnym razie miałaby wrażenie, że jest za bardzo obserwowana. Musiała doprowadzić się do porządku, uspokoić oddech i bicie serca. Nawet jeśli to nią wstrząsnęło, nie miała Coopera za kogoś złego, w zasadzie... było jej bardzo miło, że przed nią nie uciekł. Wielu przed nim uciekało i jeszcze wielu po nim będzie uciekać. Nie miała co do tego złudzeń, nie dla każdego jej zalety przewyższały okrutne plotki i dość osobliwą osobowość.
Kątem oka dostrzegła ten ruch, przez który zamarła. Nie poznała wprost znaczenia jego maski, ale sama domyśliła się, że nie ściąga jej przed każdym. Starała się jednak nie robić z tego afery, aby go nie spłoszyć.
- Myślę, że mój Bóg mógłby wiele o tym powiedzieć - odezwała się spokojnie, układając sobie w głowie to, że się przed nią otworzył. To pozwoliło jej znaleźć w sobie spokój, ale też wdzięczność i odpowiedzialność. Zastanowiła się więc chwilę, nim kolejny raz rozchyliła usta. - Ale może przyjąłbyś radę ode mnie, a nie od niego? - zapytała ostrożnie. - W życiu nie ma nic bezpowrotnego... są jedynie decyzje i ich piętno, żal stojący za tymi dwoma i pytanie, czy znajdziesz w sobie odwagę, by szukać przebaczenia - wyjaśniła, jak ona to widziała. - Jezus wybaczył Judaszowi... bo tego uczy mój Bóg, wybaczania... nie dlatego, że tak trzeba, a dlatego, że kiedy się kogoś kocha, nie jest się w stanie trzymać w sobie urazy - kontynuowała ostrożnie, dobierając słowa z rozwagą. - Jeśli ten człowiek, którego skrzywdziłeś, darzy ciebie tym samym uczuciem, to ci wybaczy, tylko pokaż mu, że tego pragniesz i na to zasługujesz - zerkała co jakiś czas na jego twarz, czując wdzięczność za to, że ją przed nią odsłonił, więc kiedy ich spojrzenia się spotkały, uniosła kąciki ust, chcąc posłać mu pokrzepiający uśmiech. Ten wcale nie zniknął z twarzy, gdy nawiązał do osoby Nathaniela. Prawdę mówiąc, czuła, że teraz przykład gangstera mógłby być dobry. Niby się wahała, bo raczej nie powinna o tym mówić, ale czuła, że Elijah na to zasługuje i nie zrobi z tą wiedzą niczego złego.
- Owszem mam, ale nie zawsze tak było - jeszcze chwila niepewności, a potem... potem odłożyła książkę do boku, podniosła się i podeszła niepewnie do sceny, na której brzegu też usiadła, by po kilku uderzeniach serca, położyć się na plecach. - Widziałam w lesie, jak... robił złe rzeczy. Jego ludzie mnie złapali, obudziłam się przerażona i związana w jakiejś piwnicy. Byłam pewna, że zrobi mi krzywdę i tym też mi groził, nawet... - zgięła ostrożnie jedną nogę i przytrzymała materiał sukienki, tak by odsłonił okrągłą bliznę nad kolanem. Wspomnienie tego, jak Hawthorne zgasił na niej papierosa. Szybko wyprostowała nogę i poprawiła materiał. - Wiara nie pozwala mi nikogo nienawidzić, ale... uważałam go za zło, za kogoś, godnego potępienia. Skrzywdził mnie, groził mi, a mimo to teraz... myślę, że go kocham. Niewiele wiem o takich uczuciach, ale wydaje mi się, że to właśnie to... więc możesz mi ufać, gdy mówię, że twoja ukochana osoba wybaczy ci, jeśli i ona coś do ciebie czuła... kiedy kogoś kochamy, naprawdę wiele możemy znieść dla takich osób - zakończyła, przymykając na moment oczy. Nie pamiętała kiedy ostatnio powiedziała do kogoś taką długą wypowiedź. Na pewno nigdy nie powiedziała podobnej do kogoś, kogo dopiero co poznała.

Elijah Cooper
ODPOWIEDZ