komandos SASR na urlopie — Australian Defence Force
34 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
i do this thing called whatever the fuck i want

who said it's a smart thing to do?
Nie byłem ani pierwszy, ani ostatni.
Będąc dzieckiem, myślałem, że to moje przekleństwo, być dzieckiem, którymś z kolei, ale nie, w moim przypadku było znacznie gorzej, bo byłem tym drugim. Gdybym choć raz spróbował narzekać, któreś z moich rodziców — najprawdopodobniej ojciec — nazwałby mnie niewdzięcznym dzieckiem, kazał natychmiast włożyć kurtkę brata, albo dojeść płatki, które wybrała siostra — była jej kolej, aby wybrać smak — i nie odzywać się przez następne dwadzieścia minut, jeśli z moich ust nie padnie słowo przepraszam. I rzeczywiście, nie miałem prawa narzekać, bo miałem wszystko czego było mi potrzeba, cytując ojca, dach nad głową, ubranie na grzbiecie, jedzenie pod nosem... i mnóstwo pracy w gospodarstwie, na co jeszcze czekasz?
Byłem upartym, zazdrosny dzieckiem, i nie znosiłem, gdy ktoś mówił mi co mam robić, co jest zabawne, patrząc na to, ile lat spędziłem w wojsku, przyjmując rozkazy. O wiele bardziej nie znosiłem słów, nie wolno. Tyle wystarczy, by wiedzieć, że od najmłodszych lat byłem utrapieniem rodziców, nauczycieli i w zasadzie, każdego dorosłego w promieniu dwudziestu metrów. Wszędzie było mnie pełno, wszędzie było mnie za dużo. Moja mama wręcz podskakiwała na dźwięk telefonu, za każdym razem spodziewając się usłyszeć po drugiej stronie słuchawki zdenerwowanego sąsiada, który przyłapał mnie na drzewach w swoim sadzie, albo dyrektora który co chwila groził, że jeszcze jeden wybryk, a wyrzuci mnie ze szkoły. Żadna ilość pracy na farmie nie była w stanie zmęczyć mnie tak, by wybić mi głupie pomysły z głowy.

Nie chciałem utknąć na farmie.
Przebrnąłem przez szkołę z przeciętnymi ocenami, za to zapamiętany przez wszystkich, przez sporą większość nie najlepiej, ale przyznam, nie dbałem o to. Wyczekiwałam końca roku szkolnego, jak ogłoszenia wyników loterii, na którą kupiłem zwycięski kupon. Próbując uniknąć pracy na farmie, każdy weekend, a wcześniej każde wakacje odkąd skończyłem szesnaście lat, spędzałem w stoczni. Co w zasadzie nie mieściło się w głowie mojemu ojcu, bo jak mówił, zamieniłem ciężką pracę na jeszcze gorszą, ale on, jakby nie chciał zaakceptować tego, że nie zamierzam zostać w domu... Gdy usłyszał, że zaciągnąłem się do wojska, nie odzywał się do mnie przez cały tydzień.
Ludzie spodziewają się, że za moim wyborem kryją się jakieś szlachetne powody. Rodzinna tradycja? Nie. 9/11? To dobra odpowiedź, robi ze mnie patriotę, ale to też niewiele ma wspólnego z prawdą. Miałem zaledwie trzynaście lat, gdy telewizory w całym świecie transmitowały na żywo zawalenie się drugiej z wież. Nigdy wcześniej nie myślałem o przyszłości, jeszcze kolejne lata byłem pewny, że zostanę w stoczni, albo skończę w jakimś warsztacie, całymi dniami grzebiąc w samochodach i zmieniając opony. Cóż, nie miałem wielu możliwości. Właśnie dlatego postanowiłem się zaciągnąć, nie miałem nic do stracenia.
I chciałem zrobić... coś, cokolwiek. Chciałem czuć się potrzebny, nie tylko rodzinie, która potrzebowała rąk do pracy. Odpowiedź zwyczajnie dałem nogę nie brzmi już tak dobrze, co? Ale kto powiedział, że jestem wzorem do naśladowania!
Ostatni weekend w rodzinnym mieście, spędziłem nad zlewem, próbując utopić kaca i wszystkie złe decyzje, jakie podjąłem poprzedniego wyboru. Nie starczyłoby wody w kranie. Mieliśmy świętować, pożegnać się w wielkim stylu, jakbym rzeczywiście miał już nie wrócić... Alkohol, który bez zastanowienia w siebie wlewałem skutecznie zagłuszał głos rozsądku, wątpliwości, resztki niezdecydowania. To dlatego wszystko co mówiłem zdawało się mieć sens, każdy wybór był tym najlepszym, nie mogłem się pomylić, wszystko co czułem było właściwie... Come on, that's the booze talking!
To dlatego niczego nie pamiętałem następnego dnia.

Nie chciałem wracać.
I nie dlatego, że życzyłem sobie śmierci, choć tak rzeczywiście mogło się wydawać, wręcz przeciwnie, momentami czułem, że nie może spotkać mnie nic złego, a to kuszenie losu. Rzucałem mu wyzwanie, raz za razem, z każdą decyzją o kolejnym wyjeździe. Wierzyłem, że armia była w stanie dać mi to wszystko, a wówczas wydawało mi się, że niczego innego nie chcę. Nie chciałem wracać do domu, gdzie nie byłem ani pierwszy, ani ostatni, wolałem być tam, gdzie byłem najlepszy. Nie pozwalałem nikomu myśleć inaczej.
I tak minęło kilkanaście lat. Fakt, że żyję, a także to, że zachowałem wszystkie cztery kończyny i względną jasność umysłu, uznałem za wystarczające zadośćuczynienie względem mojej rodziny. Martwili się o mnie przez wszystkie te lata, lecz dla mnie ten czas płynął trochę inaczej, czego zdaje się nadal nie rozumieją...
Myślałem, że ona rozumie. Powtarzała, jak bardzo jest dumna, jak tęskni, jak czeka. Nie wiem kiedy dokładnie wszystko się zmieniło, szczerze wątpię, że była to jedna chwila. Jak mówiłem, czas płynął tam trochę inaczej.
Czy miałem prawo oczekiwać, że będzie czekać?
Oczywiście, że nie.
Czy mimo wszystko chciałem wierzyć, że mam do czego wracać?
Jak niczego bardziej na świecie.
Życie, a zwłaszcza służba, nauczyły mnie, by niczego nie planować, niczego sobie nie obiecywać. Niczego nie chcieć. Los bywa przewrotny, a nierzadko okrutny... Tamtego ranka byłem gotowy przedłużyć oddelegowanie o kolejne sześć miesięcy, ale wiadomość o zaatakowanym konwoju, w którym jechało troje moich najlepszych przyjaciół, zadecydowała za mnie — nie dostałem zgody na kolejną turę, zamiast tego usłyszałem, że mogę przysłużyć się kraju inaczej, szkoląc ludzi na miejscu. W zasadzie, to pod drugiej stronie kraju.
Tym sposobem postanowiłem lata wzorowej służby zwieńczyć wiązanką przekleństw pod adresem przełożonych. Nie byłbym w stanie powtórzyć.
Tym sposobem, jestem tutaj. I cieszę się bezpłatnym urlopem, póki nie podejmę decyzji.
Jakiejkolwiek.
thaddeus 'thad' halsworth
11-12-1988
lorne bay
komandos SASR (ze stopniem porucznika)
Australian Defence Force
tingaree
w trakcie rozwodu, heteroseksualna
Środek transportu
Gdzie tylko może jeździ samochodem — czarny Land Rover Defender z 1987, jak na swoje lata, niezawodny. I wiecznie nieumyty.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nie wie nic na temat tego, by miał Aborygeńskie korzenie, lecz tak naprawdę, poza historią tutejszych Aborygenów, którą poznał w szkole, nie wie za wiele, i nigdy szczególnie się nią nie interesował. Od jakiego roku wynajmuje niewielki domek w Tingaree, przez ten czas praktycznie tam nie bywał, ale zaprzyjaźniony miejscowy obiecał mieć na niego oko.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Wrócił niedawno, więc ma sporo do nadrobienia, a to oznacza — wszędzie. Najczęściej jednak, gdy naprawdę nie musi niczego załatwiać w centrum, trzyma się Tingaree.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodzinę — kogokolwiek, lub (byłą) żonę.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, lecz bez długotrwałych lub nieodwracalnych uszczerbków na zdrowiu, bez ingerencji w jego życie zawodowe.
thad halsworth
tom hardy
pinata
m.
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany