Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
s z e ś ć




Gdy zamknął za sobą drzwi do swojej sypialni, upewnił się, że są one przekluczone i niemalże od razu sięgnął po sportową torbę, którą wyjął spod łóżka i ułożył ją na materacu. Z szafy zaczął wyciągać losowe, najpotrzebniejsze ubrania na zmianę i coś na chłodniejsze wieczory, nie wiedząc tak naprawdę jak zakończy swój dzień. Nie był w stanie przypomnieć sobie ile lat minęło od jego ostatniej ucieczki z domu, która była skutkiem jego wojny domowej z ojcem. Ostatnie lata, gdy mieszkał na farmie z dziadkiem, wiódł względnie spokojne życie i nie musiał przejmować się zapijaczonym starym z którym turbował się po całym domu. Cóż, jeśli Hal łudził się, że okres kłótni i szarpaniny z synem miał już za sobą, był w błędzie. Odruchowo wróciły wspomnienia związane z dzieciństwem, które mężczyzna zniszczył Sidneyowi oraz jego matce i najpewniej go to przerosło. Pech chciał, że świadkiem całego zajścia była nowa, przyszła małżonka jego ojca.
Musiał zniknąć, przynajmniej na jakiś czas.
Nie zastanawiał się długo nad tym dokąd się uda i w jakich warunkach przyjdzie mu spędzić noc, bo nie robił tego pierwszy raz. Przed laty często włóczył się po ulicach miasteczkach, szukając sobie dogodnego miejsca na sen. Teraz przynajmniej zarabiał na swoje utrzymanie i miał środki by móc zaspokoić głód. Najpewniej kimnie się po prostu w swoim służbowym aucie, które zaparkuje na obrzeżach.
Pierwszym przystankiem był dom jego przyjaciela, Darnella, jednak gdy ten okazał się nieosiągalny, próbował dalej. Zahaczył o domy kilku innych kumpli, którzy mieli sposobność by go przyjąć pod swój dach, jednak od żadnego z nich nie trzymał pomocy. Jeszcze gdy zaczęło się ściemniać, zajechał do sklepu by kupić sobie paczkę fajek i kilka piw, które pomogły mu zasnąć na mało wygodnej pace. Po zmroku, rozłożył się na aucie, okrył plandeka i wgapiał się w gwieździste niebo nad lasami Tingaree. Tylko tam mógł uniknąć gapiów.
Popijając trzecie piwo, zdecydował się jednak na inny krok. Wsiadł za kółko i pojechał pod inny, dobrze znany mu adres. 442 Pearl Lagune.
Nie był co prawda pijany ale odrobinę wstawiony, choć nie przeszkodziło mu to w prowadzeniu auta. Wysiadając z niego naciągnął kaptur na głowę i chwycił po swą torbę z która udał się pod drzwi blondynki. Zapukał w nie w końcu i wcisnął dłonie do kieszeni bluzy.


priscilla mcfarlane
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
012.

Miliony razy odtwarzała w głowie to, co powiedziała mu wtedy na plaży.
Czy żałowała?
Bardzo.
Czy zrobiłaby to jeszcze raz?
Najpewniej tak.
Lubiła sabotować samą siebie. Chyba przyzwyczaiła się już do myśli, że powinna być sama. To zapewne ten etap, w którym powinna zacząć zastanawiać się ile kotów zmieści się w tym wielkim domu, gdzie obecnie siedziała sama. Może powinna wpuścić tu krokodyla?
Dzisiejszy wieczór nie miał być porywający, nie spodziewała się żadnych zwrotów akcji. Siedziała już w piżamie, tej samej, w której gnała do sąsiada z patelnią w dłoni, uważając, że to jest najlepszy sposób na poradzenie sobie z potencjalnym włamywaczem, który miał połasić się na dobra zamknięte w domu Burnettów. Teraz w dłoni dzierżyła kieliszek z białym winem i bezsensownie przeskakiwała między tytułami na kolejnych serwisach streamingowych.
Z monotonii kolejnego wieczora wyrwało ją pukanie do drzwi. Zmarszczyła nieco brwi i odstawiła lampkę na stolik nocny. Nie spodziewała się gości, ostatnimi czasy też Gabriel odzwyczaił ją od niezapowiedzianych wizyt, które może kiedyś były elementem stałym ich przyjaźni. Nie pozwoliła sobie jednak na dłuższe rozmyślanie. Wsunęła na stopy laczki i skierowała się w stronę drzwi wejściowych. Przestraszyła się dopiero w momencie, w którym w pierwszej chwili na podglądzie zobaczyła zakapturzoną postać stojącą pod jej drzwiami. Coś ścisnęło ją za gardło, a dłonie nagle zrobiły się zdrętwiałe. Dwa wdechy - tyle zajęło jej dojrzenie w tle dobrze znanego sobie pick upa. Jeszcze nieco zesztywniałymi palcami zaczęła walczyć z zamkiem. W końcu usłyszała charakterystyczny szczęk zwalniającej się blokady, a ona nacisnęła na klamkę, otwierając drzwi. Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, jakby chciała się upewnić, że to na pewno on stoi przed nią. - Sidney - wyrwało się spomiędzy zaciśniętych warg. Nie wyglądała za jego plecy, nie sprawdzała, czy ktoś patrzył. Nie zerkała w stronę jego samochodu na podjeździe. Niebieskie niby ocean w słoneczny dzień oczy patrzyły jedynie na niego. Gdzieś w zarodku zdusiła chęć przyciągnięcia go do siebie. - Wejdź, proszę - to powiedziawszy przesunęła się, robiąc dla niego miejsce. A gdy tylko wszedł, ponownie zamknęła drzwi na klucz. Nie była pewna, czy tego złodzieja terroryzującego okolicę już udało się złapać. Wierzyła, że nie musi prowadzić go do salonu, powinien znać już rozkład jego domu. - Co się stało? - zmartwienie biło z jej spojrzenia, wykrzywiało rysy twarzy. Pewnie powinna zapytać go, czy nie chciałby czegoś zjeść, czy nie potrzebuje czegoś do picia. A mimo to, właśnie to pytanie wypadło z jej ust jako pierwsze.

sidney coningsby
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Po słowach wypowiedzianych na plaży, nie wiedział czy mógł więcej zrobić. Ostentacyjne okazywał swe poglądy i uczucia względem blondynki i zrozumiał, że dopóki ona nie będzie gotowa wejść w tę relacje na sto procent, zmuszony będzie żyć w sekrecie, który być może nigdy nie ustąpi. Nijak się to miało do jego wyobrażenia związku i miłości. Prawdą było, że niewiele na jej temat wiedział bo i skąd? Nigdy wcześniej nie był zakochany, a i żadnego wzorca w domu nie miał, polegając jedynie na swej kalecznej wizji, zaciągniętej prosto z ekranu telewizora. Starał się kierować sercem i postępować tak, by żyć w zgodzie z własnymi przekonaniami, nie wywracać tym samym do góry nogami jej życia.
Starał się jednak za słabo, skoro pojawił się pod drzwiami jej willi. Nie zważał na sąsiadów, którzy najpewniej o tej porze i tak spali smacznie w swych łóżkach. Odważył się jednak pozostawić swe auto na jej podjeździe i miał jedynie nadzieje, iż nie sprawi ono, że Priscilla wpadnie w szał.
Przepraszam, wiem, że jest późno — odparł, odkrywając twarz, schowana pod kapturem, jednak nie zdjął go całkowicie. Pojawienie się pod jej adresem nie było rozsądnym posunięciem i wiedział, że najpewniej sam wyrządzał sobie w ten sposób krzywdę ale pragnienie bycie przy niej było silniejsze niż jego godność i pogarda. Nawet gdy pozostawiała go z niczym, on nie potrafił zwyczajnie odpuścić i zniknąć. Gdy zaprosiła go do środka, przestąpił przez próg wejściowy i wszedł w głąb salonu w którym panował półmrok. Od razu dostrzegł kieliszek wraz butelką wina, spauzowany serial wyświetlany na ekranie telewizora i kilka świeczek rozmieszczonych po całym pokoju. W końcu miała wieczór tylko dla siebie, a on to wszystko spierdolił. Wiedział przecież jak bardzo potrzebowała takich kilku chwil odprężenia by poukładać myśli i całkowicie to szanował. — To chyba nie był dobry pomysł, nie chciałem zawracać ci głowy w wolny wieczór — odparł, trzymając torbę, zwisającą z jego ramienia i w końcu ściągnął kaptur pod którymi kryło się kilka jasnych, kręconych loczków. Nienawidził swoich włosów.
Musiałem wydostać się z farmy. Poszarpałem się z ojcem na oczach jego narzeczonej i potrzebowałem nieco ochłonąć, więc wpakowałem się do auta i odjechałem. Miałem przespać się w aucie i nawet znieczuliłem się nieco piwem ale tak cholernie chciałem cię zobaczyć.. — urwał w końcu, zwilżając językiem usta i zrobił niepewnie krok w jej stronę. Omiótł ją wzrokiem, który zatrzymał się na jej jedwabnej pidżamie. Cholera.


priscilla mcfarlane
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdzieś założyła, że dla Sidneya również miała być kolejnym przystankiem, zanim znajdzie miłość swojego życia. Bo czymże były deklaracje? I w nie zamierzała wątpić, kiedy wcześniej nawet przysięga składana w obliczu świadków i przed nimi samymi została zerwana.
Wiedziała jednak, że najmniejszą winę w tym wszystkim ponosił Sid - to ona miała do przepracowania pewne sprawy i póki tego nie zrobi z pewnością nie mogła być dla niego wsparciem, którego potrzebował.
To jednak nie miało znaczenia, kiedy stanął w jej drzwiach, a ona sama wiedziała, że coś się wydarzyło. Wystarczyło, że spojrzała na twarz, której rysy zniekształcało zmęczenie - nie tylko to fizyczne, ale także psychiczne spowodowane tym, co doprowadziło go ostatecznie pod jej drzwi. Bo zakładała, że nie będzie chciał jej widzieć i akceptowała z niemym przyzwoleniem, nie podnosząc samej słuchawki.
Chociaż próbowała wmówić sobie, że utrata jego zainteresowania będzie najlepszym rozwiązaniem to serce zabiło szybciej w krótkiej ekscytacji uciszonej przez rozum, gdy pojawił się w drzwiach. Nawet jeżeli wiedziała, że to nie chodzi o nią, że cokolwiek się stało to on miał stać się w centrum jej uwagi.
- I tak nie spałam - odparła niemalże od razu. Nie chciała pozwolić, aby czuł się źle z tym, że szukał pomocy. To jedna rzecz, której nie chciała zepsuć, nawet jeżeli przez ostatnie dwa lata niczym karykatura Midasa, psuła wszystko czego się dotknęła. Przez chwilę stała, po prostu wpatrując się w niego, jakby nie chciała spłoszyć go źle dobranym gestem bądź słowem, nawet jeżeli w ich relacji to właśnie ona najczęściej okazywała tchórzliwość, uciekała przed problemami zamiast je rozwiązywać, zamiast o nich mówić i się nimi dzielić. Bała się, że go przytłoczy, nawet jeżeli twierdził iż razem z nią chce nieść ciężar jej doświadczeń. Teraz to ona musiała ściągnąć obciążenie z jego ramion.
Kaptur opadł, a ona mogła przyjrzeć się jego twarzy w całej okazałości, bez cienia rzucanego przez materiał.
Zmartwienie rozbłysło w jasnych tęczówkach Priscilli, kiedy wspomniał o spaniu w aucie, w aucie, w momencie, w którym ona mogła zaproponować mu mnogość miejsc do spania. - Ty nie... nigdy... Zostań - nie umiała znaleźć słów, a jej bełkot zwieńczony został słowem z namaszczeniem prośby. Niemalże błagalną nutą na ostatniej sylabie. Wysłuchała jego słów, a brwi ściągały się do środka, tworząc wąska zmarszczkę.
Nie mogła go wypuścić.
Podeszła do niego bliżej i dłonie sięgnęły paska torby, którą chciała zsunąć z jego ramienia. - Żadnego spania w aucie - głos zdawał się zaskakująco pewny, kiedy podnosiła na niego swoje spojrzenie. To nie mogła być po prostu sprzeczka, skoro postanowił spakować swoje rzeczy. - Cieszę się, że przyjechałeś - nie kłamała. A cieszyła się z więcej niż jednego powodu - przede wszystkim, że nie spędzał tej nocy samotnie na pace, a w miejscu suchym i ciepłym. Po drugie, że szukał pomocy, że nie uciekał się do zapomnienia w alkoholu. I najzwyczajniej za nim tęskniła. - Potrzebujesz czegoś do picia? - zagadnęła, zakładając, że przecież od tego powinna zacząć.

sidney coningsby
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Mało było małżeństw, którego nie przetrwały próby czasu? Było to dla niego całkowicie zrozumiałe, że ludzie się rozstawali i nie miało to dla niego znaczenia czy byli po słowie czy zawiązali związek w obliczu najbliższych i samego Boga. Wierzył jednak swoim uczuciom i choć były dla niego czymś zupełnie nowym, wiedział, że były szczere i przede wszystkim trwałe. Ona za wszelką cenę próbowała jednak udowodnić mu, że było zupełnie inaczej, zasłaniając tym samym własne niezdecydowanie i obawy.
Chłopak nie był osobą, która dzieliła się na prawo i lewo swoim bólem, trzymając go głęboko w sobie przez większość czasu. W końcu, gdy nagromadził go zbyt wiele, tracił nad nim kontrolę i wybuchał, wyładowując się na wszystkich i wszystkim co znajdowało się w pobliżu. Pił, imprezował, wdawał się w bójki - to był już swego rodzaju stały schemat i choć nie był z tego szczególnie dumny, nie robił nic by to zmienić. Dopiero wizyty w jej gabinecie sprawiły, że otworzył się przed kimś i podzielił ciężarem, który dźwigał. Dzielił się jednak z psychologiem ale nie zamierzał obarczać swymi problemami kobiety, która kochał.
Nie chce byś myślała, że szukam jedynie wygodnego noclegu, bo w aucie nie było wcale tak źle. Noc jest gwieździsta i mogłem okryć się plandeką. To nie coś, czego nie robiłbym wcześniej. Nie przejmuj się — odparł, widząc zaniepokojenie wymalowane na jej twarzy. Nie potrzebował i nie chciał litości; dawał sobie radę i bywało, że znosił gorsze warunki.
Czy faktycznie cieszyła się na jego widok? Po ostatnim spotkaniu na plaży, nie spróbowała się z nim w żaden sposób skontaktować, co w jego mniemaniu, znaczyło jedynie, że starała się uciąć z nim kontakt. Nie dopuszczała go do swego serca, uparcie wmawiając mu, że nie jest odpowiednią kobietą dla niego. Nie dbał o to i kurczowo trzymał się własnego, odmiennego zdania. Gdy torba opadła, zrobił niepewnie kolejny krok w jej stronę i pokręcił przecząco głową, sygnalizując, że niczego nie było mu trzeba. No, prawie.
Tak kurewsko za tobą tęskniłem.. — odparł, wyciągając dłoń, którą ostrożnie ułożył na jej policzku, który pogładził opuszkami palców. Czuł zapach jej wilgotnych włosów, które świadczyły o tym, że jeszcze niedawno brała wieczorny prysznic i zahaczył o nie palcami. Gdy pojawiała się w pobliżu, nie pragnął niczego więcej. Tylko j e j. — Nie mogłem przestać o tobie rozmyślać — dodał ciszej i zaczesał w końcu jej luźno opadające kosmyki włosów za ucho, spoglądając jej przy tym prosto w jej błękitne tęczówki.


priscilla mcfarlane
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może właśnie dlatego tak wiele wątpliwości miała?
Przecież ta relacja nie powinna nigdy wyjść poza gabinet i nawet jeżeli Sidney chciałby ją poznać bliżej prywatnie to jej zadaniem było postawienie bariery, upewnienie się, że ta znajomość nie wymknie się ze standardowego schematu pacjenta oraz lekarza. A jednak, pozwoliła sobie na chwilę słabości, której chciała żałować, ale nie mogła z całą pewnością prawdziwości tych słów stwierdzić, że żałuje. Sama nie wiedziała czego chce i nie chciała przez to ranić tez Sida, który bardziej niż czegokolwiek potrzebował stabilizacji. A mimo to robiła to - raniła go. Nieważne jaką decyzję podejmowała, on zawsze miał mierzyć się z konsekwencjami jej decyzji, a właściwie jej niezdecydowania.
- Przestań, nie mam zamiaru tego słuchać, żadnego spania na pace - zawyrokowała z pewnością, na jaką w jego obecności już od dawna nie umiała się zebrać. Powinna się odsunąć, powinna go przyjąć, ale być wierną słowom wypowiedzianym na plaży. To dlaczego była tak strasznie słaba w jego obecności? Dlaczego pozwalała swoim kolanom mięknąć, kiedy tylko łączył ich spojrzenie w jedno? Kiedy jego szorstka dłoń dotykała gładkiej powierzchni jej policzka?
Pozwalała sobie na słabość, wmawiając sobie, że to przecież ostatni raz - w rzeczywistości krzywdziła ich oboje. Sama jednak była pogubiona w swoim życiu - męczyła się z konsekwencjami swoich rozwodów, ze skomplikowaną relacją z Sidneyem, w którą jednocześnie chciałaby się zatopić i od której chciałaby uciec i nie zapominajmy o incydencie, kiedy to w ramionach najlepszego przyjaciela szukała ukojenia. Chyba z czasem Priscilla zaczęła mylić bliskość z cielesnością.
Sięgnęła do niej palcami, jeszcze niezdecydowana, czy chce pozbyć się jego dotyku, czy zatrzymać go na dłużej. Ostatecznie jednak wtuliła policzek w jego dłoń, na chwilę przymykając powieki. To był decydujący moment - mogła postąpić słusznie bądź samolubnie zatrzymać go przy sobie, nie dając szansy na wyleczenie się z tego uczucia, czymkolwiek dla niego nie było. Mógł zobaczyć zmianę w jej spojrzeniu. Podeszła bliżej, nieco podnosząc głowę do góry. W bezsilności oparła czoło o jego czoło, dłonie unosząc ku górze. Jedna ułożyła się na jego karku, druga zaś wplotła się w jego kręcone włosy. - Nie powinno tak być, Sidney - wyszeptała po chwili, nie odsuwając się ani na milimetr. - Ale też tęskniłam - wyznała, jakby to było coś wstydliwego, jakby nie chciała, aby usłyszał to wyznanie pusty pokój. A może miało to być przeznaczone tylko dla niego? Znowu dała się ponieść egoistycznej potrzebie bycia blisko niego, nie zważając na wcześniejsze i przyszłe szkody. Chciała czuć jego ciepło, ramiona owijające się wokół talii.

sidney coningsby
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Nie powinna. Ale wyszła.
Oboje byli dorośli i nie należało analizować tejże relacji aż nad to. Kwestia wieku czy relacji psycholog-klient to nic, czego nie można by przeskoczyć. Kogo obchodziło to ile lat ich dzieliło oraz to gdzie się spotkali? Wszystko czego się dopuścili, wydarzyło się z obopólną zgodą, więc nie było mowy o jakimkolwiek przekroczeniu granic. Byli tylko ludźmi, którzy potrzebowali drugiego człowieka do pełni szczęścia i wypełnienia swego szarego życia uśmiechem. Bez względu na ilość kontrargumentów, które składał na jej ręce, blondynka i tak doszukiwała się nieprawidłowości, które mogłyby zostać źle odebrane w społeczeństwie, którego opinia najwyraźniej interesowała tylko ją.
Nie zamierzał stawiać oporu, zwłaszcza, że od spania na pace, lepsze było tylko spanie u jej boku. Skłamałby mówiąc, że na to nie liczył, jednak nie kłamał, mówiąc, że spanie poza domem nie stanowiło dla niego problemu. Był tutaj bo potrzebował jej, nie wygodnego posłania. Bliskość blondynki była jedynym lekiem na problemy z którymi się zmagał; działała jak narkotyk, bez którego nie potrafił funkcjonować normalnie.
Jeśli naprawdę tego chcesz, to reszta nie ma znaczenia — odparł, końcówką nosa, ocierając się o jej nos, powstrzymując się z trudem przed wpiciem się w jej pełne usta. Nie dbał o to co przyniesie następny dzień, o problemy na farmie oraz to, co pomyślą inni. Była wszystkim czego pragnął i nie zamierzał z niej rezygnować, tylko dlatego, że ktoś życzyłby sobie widzieć go z dziewczyną młodszą, a ją z ustatkowanym mężczyzną w dojrzałym wieku. Miał to g d z i e ś.
Opuszkami palców, zjechał po jej policzku do nagich barków z których odgarnął jej wilgotne, blond włosy. Ostrożnie pozwolił sobie na to by pochylić się odrobinę i musnąć wargami jej szyję. — Alejeśli jednak życzysz sobie bym został tutaj, to będę trzymał się od twojej sypialni z daleka — wyszeptał, pogłębiając pocałunki i wcale nie spodziewał się odmowy z jej strony. Chciał jednak usłyszeć, że pragnęła go tak samo bardzo jak on jej.


priscilla mcfarlane
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sama już nie wiedziała co było górą a co dołem.
W jej głowie obecnie panował chaos i używała jednego z argumentów jako swojego flagowego powodu, przez który ich relacja miałaby być skazana na porażkę. Prawda jednak była taka, że nie wiedziała czego chciała - jej niewyleczone serce wciąż sączyło się ropą i łapczywie pragnęło ukojenia niczym spragniony wody, ale jednocześnie bało się ponownego odtrącenia. To miało ją kiedyś zgubić - ta porywczość, którą próbowała tłumić, ale raz na jakiś czas w wybuchu głupoty dawała o sobie znać. A wmanewrowanie pierwszego męża w ciążę, nie poinformowanie drugiego partnera o drugiej i spędzenie nocy z najlepszym przyjacielem to sztampowe przykłady jej skłonności do sabotażowania samej siebie.
A szczególnie przy nim dawała się ponieść - jakby odzwierciedlając jego młodzieńcze przekonanie, że jutra miało nie być, a liczyło się tylko tu i teraz. Przecież w wielu przypadkach taka nie była, w wielu sytuacjach przejmowała stery, kierując się w stronę racjonalnych i odpowiedzialnych decyzji, mając na myśli jedynie dobro wszystkich osób, których te akcje miały dotyczyć. W takich chwilach jednakże traciła głowę, kiedy czuła oddech na wrażliwej po spotkaniu z gorącą wodą prysznica skórze, kiedy pod palcami miała ciepło jego ciała. Trochę czuła się, jakby cofnęła się w czasie, jakby przy nim jej umysł wracał do momentu, kiedy w codzienności reagowała mocniej, impulsywniej, pewniej.
Gdy pochylił się nad nią, odchyliła delikatnie głowę do tyłu, jakby w niemym geście dawała mu pozwolenie na ten krok. Niebieskie tęczówki schowały się pod powiekami. Leniwy uśmiech zadowolenia malował się na pełnych ustach blondynki z każdym pocałunkiem. Dłoń zaplątana gdzieś w kosmyki jego zakręconych włosów jakby nei chciała pozwolić mu się odsunąć. W sumie nie zdawała sobie sprawy nawet, że wstrzymuje oddech, póki nie zmusił jej do wypowiedzi. Musiała mu spojrzeć w oczy, w tej chwili uniesienia, idąc wraz z falą, która przynosiła jej na język kolejne strzępki myśli. - Zostań ze mną - miękko wypowiedzianą prośbę przypieczętowała wpierw delikatnym muśnięciem jego warg, które zaraz pogłębiło się w dłuższy i bardziej zdecydowany pocałunek. Chciała czuć jego obecność, wypełnić pustkę.

sidney coningsby
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy blondynka odsłoniła szyję, umożliwiając mu do niej dostęp. Pogłębił swe pocałunki, a z każdym szarpnięciem jej paznokci, które poczuł we włosach, wypuścił powietrze z ust, próbując uspokoić przyspieszony oddech. Jej rozgrzana, delikatna skóra, wciąż nosiła ślady kosmetyków do kąpieli, które dodatkowo oddziaływały na chłopaka.
Gdy poprosiła by został przy niej i wpiła się w jego usta, bez wahania odwzajemnił pocałunek, co najmniej jak gdyby czekał na to od momentu przekroczenia progu jej domu. Nie odrywając się od jej warg, rozpiął zamek w bluzie i ściągnął ją z ramion, niedbale odrzucając ją na bok, po czym swymi palcami objął jej delikatną szyję. Małymi krokami napierał na nią, kierując ją na pobliską ścianę, jak gdyby chciał uniemożliwić jej ewentualną możliwość wycofania się. Dopiero wtedy z jej barków zsunął cienkie ramiączka jej pidżamy i ustami powędrował do zagłębienia w jej dekolcie, zerkając na nią, by upewnić się, że każdy jego ruch, oddawał jej przyjemność.
Pospiesznie zdzierał z niej ubranie, a gdy blondynka nie pozostała mu dłużna, chwycił ją pewnie za uda i uniósł, by przenieść ją do sypialni, gdzie czekało ich wygodne łoże, znacznie wygodniejsze od salonowej kanapy czy chłodnej ściany. Tam zadbał o każdy skrawek jej nagiego ciała, oddając się fizycznym uniesieniom.
Gdy wdzierające się przez okna, poranne promienie słońca zbudziły go ze snu, skrzywił się mocno i mruknął. Dopiero po kilku sekundach odzyskał orientacje i poznał sypialnie McFarlane, co machinalnie zmusiło go do odtworzenia w głowie wczorajszych wydarzeń. Wsparł się na rękach i zobaczywszy, że blondynka nie spoczywała tuż obok, skrzywił się ponownie i westchnął. Gdyby znajdowali się w jego domu, pomyślałby, że zwiała z samego rana jak moralnie skacowana małolata, jednak fakt, że znajdywał się w jej łożu, wykluczał taka ewentualność. Wzrokiem zlokalizował swą bieliznę i spodenki, które wciągnął na siebie po wydostaniu się z pościeli i leniwie opuścił sypialnie, by znaleźć dziewczynę.


priscilla mcfarlane
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wieczorem czuła się cudownie - jakby jedynym sposobem na złapanie oddechu, było czucie jego dotyku na jej skórze. Jakby nie mogła sobie wyobrazić innego sposobu na przeżycie tego wieczoru.
Jednakże, gdy uchyliła powieki o poranku i zorientowała się, że wino wypite dzień wcześniej w samotności przestało mącić jej w głowie. Do głosu doszedł rozsądek, który wygonił ją z własnego łóżka i zagonił do kuchni, gdzie nalała sobie szklanki zimnej wody, licząc, że to właśnie postawi ją na nogi. To był błąd? Tak. Tak zwany kac moralny zaczął ją ścigać. Przecież nie mogła tak dłużej. Nie mogła bawić się uczuciami Sidneya tylko dlatego, że sama nie wiedziała czego by chciała. I czego potrzebowała, bo wbrew pozorom nie zawsze oznaczało to tą samą rzecz.
Oparła się biodrami o szafkę kuchenną i nawet nie zauważyła kiedy zaczęła zagryzać dolną wargę w nerwowym geście. Postanowiła. Musiała teraz jedynie ułożyć to w słowa, słowa które jeżeli miałaby szczęście na dobre sprawią, że Sidney o niej zapomni. Wiedziała, że może zaboleć i była na to gotowa. Westchnęła ciężko i właśnie wtedy wszedł do kuchni. Zwróciła się w jego stronę, uśmiechając się blado. - Dobrze, że wstałeś. Musimy porozmawiać - nie miała zamiaru owijać w bawełnę, nie chciała bardziej go zwodzić niż było to potrzebne. Wczoraj znajdowała się w dziwnym miejscu. Teraz musiała liczyć się z konsekwencjami. - To koniec, Sid - zaczęła, nie pozwalając mu nawet się zbliżyć, powiedzieć czegokolwiek. Podobno to jak z plastrem, chciała go zerwać jak najszybciej. - Ostatnia noc była pomyłką. Bawiłam się z tobą świetnie, ale to, czymkolwiek to jest, musi się skończyć - była okrutna, może nawet za bardzo, ale czuła, że w inny sposób nie będzie go w stanie od siebie odciąć. Wcześniejsze próby nie były wystarczające ani dla niej, ani dla niego.

sidney coningsby
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Wielokrotnie wracali do rozmowy o tym jak nieodpowiednia była ich relacja i w zasadzie za każdym razem, ich wymiana zdań zmierzała do jej końca, jednak tak naprawdę, nigdy do niego nie doszło. Lgnęli do siebie jak ćmy do światła, ignorując powinności i zdanie ludzi, którzy najpewniej spisali by ich związek na straty. Nie stanowiło to dla niego problemu, gdyż rzadko kiedy przejmował się opinią ludzi - nawet tych najbliższych jego sercu. Rzecz w tym, że blondynka zdawała się chłonąć moralność jak kamfora, odpychając go od siebie za każdym razem, gdy w końcu zaznawali szczęścia. Gdy spędzali miłe popołudnie na odosobnionej plaży, zaczynała prawić o tym jak nieodpowiednia dla niego była i wmawiała mu, że wspólna przyszłość nie miała prawa bytu; gdy pieprzyli się w jej łóżku i spędzali razem noc, ona uciekała od niego nad ranem i planowała jak po raz kolejny wyrządzić mu krzywdę. Nie był głupi, wiedział kiedy winien oczekiwać kłopotów - przyciągał je jak magnez.
Gdy wszedł do kuchni, od razu dostrzegł blondynkę, której twarz stanowiła o tym, że za krótką chwilę, urok uprzedniej nocy pryśnie jak bańka mydlana. Westchnął ciężko i oparł się kuchenny blat na przeciwległej ścianie. Przyglądał się jej w ciszy, czekając na bombę, którą zamierzała rzucić mu pod nogi. Znał to spojrzenie; znał ją.
Nawet nie zaczynaj — pokręcił głową i zaśmiał się pod nosem, wiedząc do czego zmierzała. Doskonale wiedział jaką kartą zamierzała zagrać i nie zawiodła go. — Koniec? Który to już raz, Prissy? Robisz to za każdym razem, gdy lądujemy razem w łóżku — dodał, nijak zaskoczony jej decyzją. Po raz kolejny wracali do tej rozmowy i w zasadzie, niespecjalnie chciał o tym dyskutować. Czy choć raz, mogli obudzić się koło siebie i nie myśleć o tym co stosowne?
Świetny dobór słów, wspaniale — pokręcił głową i zacisnął palce na blacie, starając się ugryźć w język — Teraz przynajmniej przyznałaś, że byłem wyłącznie zabawką, która dotrzymywała ci towarzystwa, gdy robiło się nudno. Czy w ogóle obchodzi cię to, co do ciebie czuje? — ściągnął brwi i zacisnął zęby, czując jak gotuje się w nim gniew. Dlaczego jedyna kobieta na której mu zależało, deptała go jak robaka? W takich chwilach, nie żałował żadnej chwili, spędzonej jaki singiel; uczucia ssą.


priscilla halsworth
psycholog — gabinet
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tym razem wiedziała, że to musi być koniec. Przecież wiedziała to od początku kiedy to zajrzała. Czuła się samotna, a relacja z Sidneyem pozwalała jej o tej samotności zapomnieć. I zapomnieć o tym, co jeszcze przed nią. Finalizacja rozwodu, raczej ta formalna, bo Thaddeus dobitnie dał jej do zrozumienia, że on nie chce już walczyć o zgliszcza, które pozostały z ich małżeństwa. Pozwoliła sobie na za wiele, dopuściła go zbyt blisko, jakby naprawdę uważała, że była tym typem osoby, który poradzi sobie z podobną sytuacją.
- I to będzie ostatni - dzisiaj była pewniejsza.
Nie chciała go dłużej zwodzić, bo przecież zależało jej na nim. Lubiła spędzać z nim czas. Tylko nie do końca była pewna, czy lubiła osobę, którą się stała przez te ich wspomnienia. Mogła ruszyć do przodu, teoretycznie bo w praktyce nie było to takie trudne. Milion wątpliwości i jeden wielki chaos w głowie. Nie potrzebował tego.
- Tak, potrzebowałam tego, ale czas dorosnąć. Do jasnej cholery, Sid, ja dalej mam męża - próbowała się jeszcze usprawiedliwiać, a może jeszcze bardziej obrzydzić mu swój obraz, chociaż miała wrażenie, że tym już nie musiała się przejmować. Zmiana w jego spojrzeniu bolała bardziej niż się tego spodziewała. - Obchodzi, ale problem w tym, że ja nie umiem tego odwzajemnić. A na to zasługujesz - odparła, nieco schodząc z tonu. Nie drgnęła, nie śmiała podejść bliżej, wciskając uparcie dłonie pod pachy. - Przepraszam Sid, byłam egoistką zwodząc cię tak długo - zwodziła samą siebie, ale to nie miało teraz znaczenia. Tak samo jak mieć nie miała kula narastająca w jej gardle.
I ironią wydawać się mógł fakt, że tej nocy jako jednej z pierwszych nie umiała żałować. W pewnym sensie to było jej idealne pożegnanie. Ostatni raz nim ich drogi się rozejdą, ponieważ nie sądziła, że będzie chciał mieć z nią do czynienia po tym wszystkim. Miała cichą nadzieję, że kiedyś zrozumie.

sidney coningsby
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ