gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Musiała stąd wyjść. Teraz, zaraz, bo każdy oddech sprawiał, że było jej coraz ciężej. Chciała się zatrzymać i zacząć krzyczeć, że nie powinien jej wierzyć, w żadne jej słowo, bo przecież kocha go z całego serca, że to jedyne, czego jest pewna. Miała ochotę złapać go za twarz i przypomnieć, że to dzięki niemu zaczęła żyć, że przy nim nauczyła się śmiać, bawić, żartować. Przypomnieć mu, jak walczyła o to, by odwzajemnił jej uczucia, kiedy on jeszcze ją odsuwał. Bo chociaż wszystko było jej winą, to chyba przekornie i głupio wierzyła, że jeszcze ją zatrzyma. Że powie, że nie wierzy w żadne z jej słów, bo zna ich i łączące ich uczucie. Tylko, że ten scenariusz nigdy nie miał wejść w grę, nie jeśli naprawdę go kochała.
- Przecież miałeś wątpliwości na początku - uczepiła się tego argumentu, jak tonący brzytwy. Zaciskała dookoła niej palce silniej, niż tego potrzebowała, jakby to metaforyczne krwawienie było tym, bez czego teraz nie dałaby rady przetrwać. Myślała, że zwymiotuje po raz kolejny, chociaż w żołądku nic już nie miała. Laurissa mówiła jej, że Remy może zaprzeczać, że wtedy musi go upewnić, że on sam w to wątpił, pokazać mu, że ma prawo dostrzegać wady ich relacji. Mówiła jej, że w taki sposób pomoże Soriente szybciej wrócić do siebie, więc mimo bólu, próbowała to osiągnąć.
- Możesz być szczęśliwy - błagam, nie odnajduj szczęścia gdzieś, gdzie mnie nie będzie, z kimś innym, z kimś, komu ja nigdy nie będę sięgać do pięt - tego nie mogła powiedzieć, ale dobrze, że stała tyłem, bo być może wyczytałby to z jej twarzy. - Wtedy będzie to lepsze od przeprosin - będzie to jak wyrok, którego nigdy nie udźwignę, ale... ale on musiał być szczęśliwy. Tylko tego chciała. Chciała, żeby znów miał ten swój blask, który tak pokochała, a który ona jedynie potrafiła gasić. Najbardziej przerażało ją to, że niebawem, a może już, on sam zacznie wątpić w ich relacje. Zauważy, że ta nie była wcale czymś dobrym, że miała swoje dziury, bo Lisa mu tak teraz wmówiła. Dobrze więc, że miała tego nie widzieć, bo zabiłoby to ją w sposób, jakiego nikt nie powinien doświadczać. Przecież ona, stoją tu, płacząc i niszcząc to, co mieli, wciąż była w pełni świadoma, że przy Remigiusie była najszczęśliwszą wersją siebie, że całe dobro, które miała, pochodziło od niego. Miała stąd teraz wyjść, już nigdy do niego się nie odezwać i żyć z tą świadomością. Niezmiennie pamiętając, że go kocha, ani trochę mniej... nawet odrobinkę.
Zawahała się na moment, znów gotowa się odwrócić i rzucić mu na szyję. Tak bardzo potrzebowała tych słów, wiary w to, że mógłby chcieć od niej czegoś więcej. Marzyła o tym, ale i na to Laurissa ją przygotowała, tłumaczyła, że w obliczu zerwania ludziom wydaje się, że byli bardziej przywiązani do kogoś, bardziej zaangażowani.
- Nie kłam. Gdy znajdziesz kobietę, z którą faktycznie będziesz chciał żyć, nie dopuścisz do tego, by odeszła - tyle. - Do widzenia, Remy - i wyszła w końcu i z początku szła jak na ścięcie, potem przyspieszyła, aż nie zaczęła biec i chciała jedynie zniknąć. Przy bramie raz jeden spojrzała za siebie i wtedy coś w niej umarło. A potem... nie pamiętała już nic. Ani jednej minuty z tego co się stało po tym, jak rozsypała się na kawałki. Świadomość odzyskała, gdy wstawało słońce, a ona zrozumiała, że całą noc musiała spędzić nad grobem Margot. Bolały ją mięśnie, ale było to niczym w porównaniu z bólem, który czuła w klatce piersiowej. Była sama.
Pierwszy raz od bardzo dawna była tak dotkliwie sama.
Nie miała już nikogo... nawet samej siebie.

<koniec> </3
remigius soriente
ODPOWIEDZ