olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Aspen Hall-Rohrbach

Jej głowę ostatnio zaprzątało tyle rzeczy, że sam fakt tego, że ponownie przyszedł ten okres w roku, kiedy staje się najbardziej zajętym człowiekiem świata, zdawał się już być najmniejszym problemem. A przynajmniej o tym myślała parkując teraz samochód przed rodzinnym domem. Oparła czoło o kierownicę. Jezu, jaki luksus. Nikt od ciebie niczego nie chce. Nikt nie truje nad głową. Nie pospiesza. Telefon nie dzwoni. Westchnęła. Jednak to całe pożycie małżeńskie ją odrobinę rozleniwiło. Zwykle o tej porze miałaby jeszcze energii za trzech, teraz właśnie zaczynała myśleć nad wymówką, byle tylko wrócić do domu. Dick ma dzisiaj wolne. Godzina jest jeszcze młoda. Taaaaak, a roboty tak dużo,. zdawał się jednak z całą zarezerwowaną dla niego uczciwością, przypominać jej zdrowy rozsądek. Wysiadła więc. Wpaść - zabrać papiery - wypaść. To przecież żadna filozofia. Żeby nie robić więc zbędnego zamieszania, weszła od strony kuchni i od razu wpadła na tak drogą Atwoodom Grace. Że ta kobieta jeszcze patrzy im w oczy po trzydziestu latach pracy dla tej szajbniętej rodzinki.
- Patrzcie, patrzcie, księżna pani we własnej osobie postanowiła nas nawiedzić - to chyba było już standardowe powitanie. Ainsley bowiem mogła bywać w rodzinnym domu co drugi dzień, a kochana Grace uważałaby że nie widziała jej całe lata i wyciągała do kuchni na spytki, jakby w tak krótkim czasie.
- Ale skarbie, ubrałabyś się jakoś porządnie. I widziałam, widziałam tą całą Holandię, dobra robota! - dopiero fundując blondynce i burę, i pochwałę naraz element powitania był kompletny i ta młodsza zasłużyła na wynagradzający ten monolog uścisk. Odsunęła się od Grace na dwa kroki, wpakowała dłonie w kieszenie swoich dresowych spodni, które faktycznie zdradzały dziś już niezłe zakurzenie i udając że to nic takiego, odpowiedziała z pełną, chyba już charakterystyczną dla siebie nonszalancją:
- Jak widać, niektórzy w tym mieście ciężko pracują - zaśmiała się nawet trochę, przecież fakt, w tym domu nikt nie uznawał jej jeździectwa za pracę. Raczej ekstrawaganckie hobby. - Dzięki. Ale same skoki to straszna nuda, nie? - kto by pomyślał, że z Remingtonowej to jest taka skromna bestia, nie? Wiedziała jednak, że na im więcej samej Grace pozwoli się rozkręcić, tym więcej czasu tu zmarnuje. Rozejrzała się więc badawczo, ale i tak musiała zadać pytanie: - Był ktoś ze szczeniaczków? Drugi tydzień wiozą mi te akty własności, muszę pozgłaszać konie do zawodów już na nowych - i wtedy jej - bardzo nasilone w ostatnim czasie - szpiegowskie umiejętności znowu dały o sobie znać. Zwróciła uwagę na kwiaty. Jak wyjęte z obrazka, świeże i wprost przepiękne. - Ej, ktoś umarł? Bo urodzin nikt nie m... - urwała, bo dopiero połączyła fakty. Wszystko stało się wręcz aż zbyt jasne. Zwykle może i by się nawet z tej okazji jakoś szeroko wyszczerzyła, dzisiaj za bardzo nie rozumiała o co chodzi. Dziewczyna przez tyle tygodni nie miała czasu się odezwać, a bywa zupełnie casualowo u Atwoodów? Straszna degradacja musiała nastąpić w jej towarzyskim terminarzu. Straszna.
- To sprawka Aspen? Co to zatem za okazja? Bo ja się n i e rozwodzę żeby miała co ś w i ę t o w a ć - powiedziała to głośniej, pewna że i do uszu samej zainteresowanej to dotrze. Degradacja w końcu miała zapewne wiele wspólnego z incydentem w trakcie wernisażu, na którego to samo wspomnienie Ainsley była gotowa dostać za chwilę migreny. Grace chyba czując pismo nosem poinformowała ją tylko, że owszem, papierzyska są i że owszem, przyniesie je jej za chwilę.
- No, chodź tu wiedźmo - zaśmiała się nawet trochę, chyba w ramach specyficznej motywacji do tego, by resztki jej dobrego samopoczucia nie postanowiły się właśnie wyprowadzić. Gdyby zresztą jej głowa przetrawiała jeszcze za mało rzeczy, teraz wskoczyła jeszcze jedna - że karma to straszna ladacznica. Bo nie wierzyła w aż taką przypadkowość spotkań. To był los i jego okrutne poczucie humoru, w ten sposób pewnie chcieli jej podpowiedzieć jak p o w i n n a się zachować przyzwoita osoba.
Pieprzenie o przyzwoitości w domu Atwoodów, losie litości.
Florystka — Fleuriste
31 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca Businesswoman, skupiająca swoją uwagę głównie na pracy, bo życie prywatne pozostawia wiele do życzenia
#13

Rodzina Atwodów była zawsze bardzo bliska dla Aspen. Nic w tym dziwnego, skoro obecna pani Atwood i obecna pani Hall były siostrami, więc trudno o kogoś bardziej bliskiego. Co prawda panie mieszkały na różnych końcach Australii, ale to nie przeszkadzało nikomu, a już na pewno nie Aspen, aby odwiedzać swoją ulubioną ciotkę wraz z jej córką dość regularnie. Nic więc dziwnego, że odkąd parę lat temu tutaj zamieszkała, dość regularnie odwiedzała posiadłość Atwoodów. Może wcale nie było proste spotkać tam kogokolwiek z rodziny, czy to jeśli chodzi o wuja, czy ciotkę, o kuzynostwie nie wspominając, tak jeszcze była Grace, której w młodości Aspen się bała, ale teraz chyba się polubiły, przynajmniej ciemnowłosa tak odczuwała i lubiła czasem się z nią spotkać, pogadać i wymienić podglądami na świat i wszystko inne. W końcu była już bardzo dorosłą i niemal równorzędnym partnerem, a nie głupim i nieznośnym dzieciakiem.
Choć wiele osób było skłonne temu nie wierzyć, to Aspen była również zajęta w ostatnich tygodniach. Ktoś, kto nie był na bieżąco z losami Aspen, mógłby stwierdzić, a co taka znudzona, profesjonalna żona może robić, co zajmuje jej tyle czasu. Czyżby wybierała nową tapetę do sypialni, czy może wymieniała zawartość garderoby jako że nowy sezon się zaczynał i już nie wypada nosić takiej samej sukienki, co parę miesięcy wcześniej. Hall-Rohrbach nigdy się nie odnajdywała w takiej roli, stąd najpierw praca na pół etatu, a teraz ten wielki krok w stronę zostania business woman. I właśnie to zajmowało tyle czasu, zwłaszcza że musiała się nauczyć i przyzwyczaić do tego, jak planować dzień, aby zrobić jak najwięcej i mieć też czas dla siebie. W końcu przeskok był olbrzymi, a lista nowych obowiązków długa jak stąd do Szkocji.
Aspen bywała u Atwoodów ostatnio nieco częściej niż u tej niby swojej ulubionej Atwoodówny. I nie, to nei bezpośrednio zmiana nazwiska czy tam stanu cywilego na to wpłynęło, choć nie da się ukryć, że to mogło być pierwszą rysą na ich przyjaźni. One znacznie bardziej zachowywały się jak przyjaciółki, niż jak kuzynki. Nie zakończyły zbyt dobrze poprzedniego roku - w końcu sms z informacją o nieplanowanym ślubie mogła być pewnego rodzaju faux pas, ale cóż, to było totalnei wytłumaczalne. Ainsley nie mogła jej tego przekazać twarzą w twarz, bo Rohrbachowie znajdowali się po drugiej stronie kuli ziemskiej. A już sam początek roku dla ciemnoskórej nie był najlepszy, miała do przetrawienia pewną informację, która nie da się ukryć, że miała wpływ na całe jej przyszłe życie. A potem to już potoczyło się jak kula śniegowa - podjęcie decyzji o kupnie biznesu, ten nieszczęsny wernisaż. Nie dało się ukryć, że wciąż bolało ją to, jak to się wtedy potoczyło, co się wydarzyło i to na wielu płaszczyznach. Stąd gdy już miała chwilę wolnego, jakoś nie wybierała numeru Ainsley, żeby poplotkować.
Teraz, gdy firma była już oficjalnie jej, a ona sama zaczynała rządzić, próbowała zdobywać nowe zlecenia, wdrażać nowe projekty, jakoś wciąż łatwiej było jej pojechać do posiadłości Atwoodów, niż do mieszkania Remingtonów.
Przy każdej wizycie przywodziła świeży, specjalnie ułożony dla nich bukiet, bo wiedziała że docenią i będzie im miło. Choć nie bardzo kto miał to oglądać, ale to już nie ważne. Aspen wiedziała, że w którymś momencie może wpaść na Ainsley, ale nie żywiła w tym momencie aż takiej urazy, aby za wszelką cenę unikać swojej kuzynki. Zwłaszcza, że to nie tak, że nie miała ochoty już nigdy się do niej nie odezwać, czy mieć z nią cokolwiek wspólnego. Po prostu nie miała głowy do tego, aby bawić się teraz w pojednania, bo to nie jest coś, co można zrobić na pół gwizdka.
Słysząc głos Ainsley najpierw rozmowie z Grace, a potem skierowany ewidentnie do niej, odłożyła szklankę lemoniady, którą trzymała w dłoniach, siedząc w salonie, gdzie siedziała od dobrych kilkunastu minut, choć przy wejściu zapowiedziała, że ona tylko na moment. Jakby miał to być prezent z powodu rozwodu, to kwiaty by trafiły nie do jej rodzinnego domu, a jej własnego. Z resztą to naprawdę nie tak, że ona życzyła (czy to sobie, czy Ainsley) by ta się rozwiodła, bo to jej życie i jej decyzja. Ona się nie wtrącała w ich małżeństwo, choć sama na coś takiego liczyć nie mogła. -Zbierałam się już-powiedziała wchodząc do pomieszczenia, w którym znajdowała się Ainsley. Kto wie, może blondynka nie życzyła sobie, by jej kuzynka utrzymywała kontakt z kimkolwiek z jej rodziny, skoro nie rozmawia z nią. Trudno stwierdzić.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Aspen Hall-Rohrbach

Zupełnym przypadkiem trafiła ostatnio na jedno z tych reality shows pod wiele tłumaczącą nazwą The Real Housewives of... i wtedy uważała, że jej odkrycie to już koniec Internetu vel telewizji, i dalej nie ma już nic co zadziwiłoby ją bardziej. Wystarczyło jednak by pojawiła się w rodzinnym domu i po chwili dochodziła do innych skojarzeń. Rzuciła kątem oka na idealnie urządzone wnętrze, szczupłą sylwetkę Grace w jej uroczej, acz eleganckiej sukience i z dokładnie ułożoną fryzurą i tą zimną lemoniadę. Obrazka zapewne dopełniałby przygotowany jakiś fancy deser w stylu truskawek z kremem zabajone i wystarczyło, by zrozumieć, że wychowała się właśnie w jednym z tych domów, które uznała za koniec czegokolwiek w mass mediach. W ogóle jak kuriozalnie musiała w tym momencie wyglądać przy wręcz zdjętych z żurnala Grace i Aspen. Aż - chyba odruchowo - strzepała jakiś bardziej przybrudzony kawałek swoich spodni, ale szybko wyobraziła sobie karcące spojrzenie gospodyni (w końcu poczciwa Grace była w tym miejscu gospodynią) i wyprostowała się znowu, jak na jakimś baletowym przesłuchaniu.
- Nie krępuj się, ją w niczym nie będę przeszkadzać, zabieram co moje i znikam - zapewniła swoją kuzynkę. Szczerze mówiąc liczyła chyba na odrobinę bardziej wylewne powitanie, ale z drugiej strony - przecież nie rzuci się jej na szyję, pobudziłaby sobie pewnie sukienkę. Pewne sytuacje wymagają po prostu bardziej szorstkich zachowań. Bo przecież chyba nie mogła trzymać w sobie jeszcze urazy po tym nieszczęsnym wernisażu? Zastanawiałaby się nad tym może i dłużej, ale pojawiła się ponownie Grace, wręczając Ainsley teczkę z papierami, po które przyjechała. Podziękowała jej skinieniem głowy i zacmokała w powietrzu dziekująco. - Zostawię was - usłyszała w odpowiedzi i nawet nie zdążyła zaprotestować, a najstarsza z pań opuściła kuchnię. Ta to umiała się ustawić.
Czy było niezręcznie? Owszem. Czy Ainsley Atwood należy do osób, które radzą sobie z takimi sytuacjami? Niekoniecznie. Nikt bowiem nigdy nie pokazał blondynce palcem jak powinna się zachowywać (i nie można mieć tu na myśli zaawansowanego savoir-vivre czy zasad utrzymywania tych przydatnych relacji), i jak traktować ludzi. Ainsley zawsze była w centrum uwagi, u Atwoodów to głównie wokół niej wszystko się kręciło. Trudno więc być pewnie zdziwionym, że wyrosła na rozkapryszoną egoistkę. Teraz na dodatek jeszcze była gotowa zawsze stanąć po stronie swojego męża, tym bardziej więc nie zamierzała w ogóle poruszać tego tematu. Zrobiła kilka kroków w tył i oparła się tyłkiem o kuchenną wyspę. Otworzyła teczkę i zaczęła dokładnie i powoli przeglądać jej zawartość.
- No to co, co tam słychać? - zagadała jak gdyby nigdy nic. Może bowiem i było niezręcznie, ale nie oznaczało to że zapomniała o jakichkolwiek zasadach kultury. - Słyszałam o kwiaciarni - pokiwała z uznaniem głową, nadal jednak nie odrywając się od swoich papierów. Bycie najbardziej zajętym człowiekiem świata wymagało multitaskingu.
Florystka — Fleuriste
31 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca Businesswoman, skupiająca swoją uwagę głównie na pracy, bo życie prywatne pozostawia wiele do życzenia
Nie da się ukryć, że dom Atwoodów zdecydowanie nadawałby się do jednego z takich programów, życie tam toczone, zwłaszcza w czasach, kiedy kipiało tam życie na pewno byłoby chętnie oglądane przez inne osoby, jednak do żon Hollywood, prawdziwych housewives, Vander Pump rules, czy podobnej szmiry to się nie zbliżało. W takim pozytywnym znaczeniu, Atwoodowie może mieli wiele za uszami i poukrywane trupy w szafach, to jednak mieli klasę i nie zależało im na sławie, popularności i zbijaniu na czymkolwiek pieniędzy. Oni mieli klasę, niezależnie od tego, co sądzili inni. Nie, żeby tylko Atwoodowie ją mieli i ubrane wygodne dresy Ainsley przeczyły o tym, że tego akurat z domu nie wyniosła. Skoro jechała do, czy wracała ze stajni, to chyba tylko scenarzysta takiego reality show oczekiwałby o niej, że że będzie miała na sobie outfit prosto z paryskiego wybiegu.
-Daj spokój-machnęła tylko ręką. Cóż, na pewno to blondynka miała więcej powodów do tego, aby tu spędzać czas, a Aspen była gościem, który z resztą wpadł tutaj na sekundkę i pojawienie się jej kuzynki wcale jakoś znacząco nie przyspieszyło jej odwrotu i wyjścia z tego domostwa. Może o parę minut... Hall-Rohrbach jako aspirująca business woman nie specjalnie mogła sobie pozwalać na takie wizyty w środku dnia. W końcu po raz pierwszy od wielu, wielu lat miała naprawdę dużo pracy, zajęć i obowiązków. Może jako pełnoetatowa żona, mogła spędzać czas na głupotach, teraz jednak jej plan dnia był napięty, choć na pewno nie aż tak, jak innych osób.
Czy Aspen trzymała urazę po wernisażu? Odrobinę pewnie tak. Pamiętała, że czuła się wtedy beznadziejnie i nie bardzo mogła się z tego wygadać, ani mężowi, bo ten nie dość, że sam był zajęty całym wydarzeniem, a także nie był nigdy fanem kuzynki swojej żony, to jeszcze sprawa dotyczyła jego samego. Swojej przyjaciółce, czyli pani Remington też nie, bo to trochę przez nią tak się czuła. Więc rozpamiętywała to w samotności, pewnie topiąc smutki w białym winie. Więc jakaś zadra istniała, która pewnie miała udział w tym, że żadna z pań szybko nie podniosła telefonu, niezależnie od powodu. Być może było tak samo, jak z wypadkami - im dłużej rozpamiętywane, tym większą szkodę stwarzają. Jakby któraś z nich dwa dni później, nawet z najbardziej błahym powodem zadzwoniła, czy napisała, to ta niezręczność nie miałaby szansy zagościć między nimi. A tak z każdym dniem coraz trudniej było im wybrać numer, mimo że w przeszłości były momenty, że można było je nazwać nierozłącznymi, a już na pewno prawdziwymi przyjaciółkami.
-Właściwie... No tak, kwiaciarnia-przytaknęła, bo Ainsley wspomniała o kwiaciarni. To zdecydowanie zajęło mnóstwo czasu i myśli u ciemnowłosej w ostatnim czasie i nie dało się tego ukryć. Pewnie było to zrozumiałe, ale i tak Aspen czuła potrzebę się z tego wytłumaczyć.-Nawet sobie nie zdawałam sprawy, jak trudne i zajmujące jest odkupienie biznesu. Wolę nie myśleć o tym, ile pracy kosztowałoby otworzenie tego od zera-powiedziała. Nie chciała mówić, ile razy jeździła do Cairns do prawników, urzędów, banków, ile spotkań biznesowych odbyła zanim mogła pochwalić się tym, że na aktach własności czy w innych rejestrach jej nazwisko znajduje się obok "właściciel" czy podobnych określeniach. Choć też nie chciała udawać, że to jest właśnie to, o co Ainsley ją pyta. Nie była jednak głupia. -No, ale tak. To z tych nudniejszych, ale bardziej czasochłonnych rzeczy, które działy się w moim życiu-powiedziała i dla zabicia nieswojej atmosfery, podeszła do tacy z kryształowymi szklankami i nalała lemoniady do jednej z nich. -Słyszałam, że i Ty na nudę nie możesz narzekać, z organizacją ślubu...-zauważyła. Dobre informacje się rozchodzą z prędkością światła. Sama pamiętała jeszcze, jak to było, gdy ona organizowała swój ślub i wesele, było to wykańczające, ale niesamowicie przyjemne i wiedziała, że jej kuzynka również to doceni.-Myślę, że doskonale wiesz, że jakbyś potrzebowała pomocy w wyborze na przykład odpowiedniego koloru dekoracji, to możesz na mnie liczyć... O kwiatach oczywiście, nie zapominając-zaśmiała się. Nie chciała nieproszona się wtrącać w organizację tego, ale na pewno byłoby jej miło, gdyby mogła w tym uczestniczyć.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Aspen Hall-Rohrbach

Cóż, Ainsley nie urodziła się wczoraj i zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby w domu byli regularni domownicy - w tym momencie głównie chodziło jej o szanowną rodzicielkę - to samo spojrzenie wystarczyłoby, by poczuła się pasująca tutaj jak kwiat do kożucha. Przecież w końcu jeździectwo kojarzy się z eleganckimi białymi bryczesami i taliowanymi, szytymi na miarę marynarkami a nie tym czym jest realnie - i co właśnie sobą reprezentowała blondynka. Przyzwyczaiła jednak do tego chyba już i siebie, i Grace, a na całą resztę towarzystwa trafiała tak rzadko, że zaczynało być jej wszystko jedno.
Słysząc odpowiedź Aspen, początkowo się mocno zdziwiła:
- Zabrzmiało jakbyś doczekała się tych interesów tyle, że ta kwiaciarnia to taki malutki, nic nie znaczący dodatek - parsknęła lekko śmiechem. Choć wiedziała, że reakcja kuzynki wynika zapewne jedynie z jej skromności, jakoś nie mogła się powstrzymać się od takiej drobnej uszczypliwości. Uśmiechnęła się jednak całkiem ciepło, co by nie było, że w ostatnim czasie dokonała jej się jakaś pełna transformacja w... ostatnią zołzę.
Ainsley zawsze uważała, że ze swoimi interesami miała wyjątkowo łatwy start. Australijską stadninę po prostu dostała od ojca, z kompletem pracowników i osób odpowiedzialnych za ogarnianie wszystkiego 'za kulisami'. Za tą angielską i za wszystko z nią związane całe lata odpowiadał Adam, a kiedy się rozstali ona to po prostu przejęła jakoś naturalnie, jakby w ramach jakieś firmowej osmoza. Co śmieszniejsze, Remington miała przecież biznesowe wykształcenie, ale do tej pory nawet nie musiała go specjalnie wykorzystywać, więc problemy, o których opowiadała Aspen, ona sama znała tylko z opowieści właśnie.
- Wiesz, wydaje mi się że start od zera musi być jeszcze trudniejszy. Spójrz, tu przychodzisz już na pewien brand, masz lokal, zespół, a w innym wypadku musiałabyś szyć ze wszystkim we własnym zakresie - pokiwała głową, jakby w ten sposób mogła dodatkowo potwierdzić swoje słowa. - Ale już po i wszystko za tobą, czy jeszcze coś do zrobienia? - dopytała. Remington od zawsze wolała się ustawiać w roli słuchacza, bo w opowiadaniu o sobie nie była najlepsza, a i niespecjalnie pasowało jej otwieranie się na innych ze swoim życiem prywatnym. - Hm, jeśli to jest nudniejsze to jakie inne fajerwerki odpaliłaś? - rzuciła w końcu, a na jej twarzy pojawił się solidnie zdziwiony wyraz twarzy. Próbowała sobie wyobrazić o co może chodzić, ale w końcu postanowiła dać sobie na wstrzymanie i cierpliwie poczekać na wieści.
Słysząc, że jej kuzynka wie już o ślubie, uśmiechnęła się delikatnie, jak jakaś nastolatka przyłapana przez bliską osobę na kłamstwie,
- Och, ślub - zaśmiała się cicho, a jej uśmiech jakby automatycznie stał się szerszy. W temacie zachowań zarezerwowanych dla raczej dla młodziutkich dziewcząt, to ona na wszystkie wspomnienia w jakikolwiek sposób dotyczący Dicka, reagowała właśnie jak taka zakochana małolata. I nadal tak, jakby nie do końca wierzyła, że to wszystko się dzieje. - No, ale tak, już bliżej niż dalej. Mamy dziewczynę... - i tu urwała, by solidnie parsknąć śmiechem. Fatalny wydźwięk. - W mojej głowie zabrzmiało to lepiej. No w każdym razie, ona dużo rzeczy ogarnia i pilnuje, by odhaczone było. Wiesz jak jest ze mną, nigdy nic mi się nie podoba, a i tak zaaprobuję efekt końcowy, a z Dickiem nie zdążyli się jeszcze pozabijać, więc chyba finalnie do tego wesela dojdzie - pokiwała twierdząco głową. - Ale dziękuję, jeśli w komplecie dotrwamy do tego momentu, pewnie się zgłoszę - choć pewnie znając wymysły Ainsley, zaraz zawidzi się jej jakiś szkocki oset w ślubnym bukiecie i tyle będzie organizowania tego tutaj na miejscu.
Florystka — Fleuriste
31 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca Businesswoman, skupiająca swoją uwagę głównie na pracy, bo życie prywatne pozostawia wiele do życzenia
Chyba nikt nie był na tyle naiwny, by sądzić, że trenując w stadninie, wśród zwierząt, na zewnątrz, wśród natury, piasku, błota czy innych tego typu przyjemności, zawsze się ma białe ubranko, bryczesy idealnie wypastowane bez nawet okruszka kurzu, a włosy idealnie związane, czy ułożone. Można sprawiać dobre wrażenie, czy dbać o to, jak się ich widzi, ale nie oszukujmy się, nawet królowa angielska czasem zakładała coś, w czym było jej wygodnie, lub miało dziurkę, czy plamę na sobie. Aspen czuła się w tym domu na tyle swobodnie, że absolutnie nie czuła się gościem, którego należy witać z honorami. A swoją kuzynkę w takim stroju pewnie nie raz widziała, z resztą z wzajemnością - kiedyś spędzały tutaj wolne, wakacje i inne święta, więc widziały się w naprawdę różnych wersjach, tych jakże eleganckich i wyjściowych, a także tych znacznie mniej. W końcu nie zawsze w dzieciństwie były aż tak powściągliwe, jak ogólnie w swoim życiu obecnie.
-No nie, to akurat jest coś wielkiego, dla mnie. Bo ogólnie to faktycznie mała sprawa, niewiele znacząca-przyznała, uśmiechając się, rozumiejąc ten żart, czy przytyczek. Cóż, to był jej pierwszy biznes, pierwsza próba posiadania czegoś własnego, starania się bizneswoman. Może nie musiała tego robić z wielu względów, ale chciała i dla niej znaczyło to naprawdę wiele. Jednak doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w porównaniu do biznesów kuzynki, czy tego co inni ich znajomi mieli na swoim koncie, było to dość małe i niewiele znaczące. Jednak tym nie zamierzała sobie absolutnie zaprzątać głowy. Kto wie, jak jej kariera się potoczy i czy za parę lat nie będzie istnym kwiatowym potentatem. W końcu nie od razu Rzym zbudowano!
-O tak, zdecydowanie. Lokal to pół biedy, ale wszystko inne to nie małe ułatwienie. Dostawcy, klienci... biznes zapewniający zysk od pierwszego dnia to niewątpliwe ułatwienie.-przyznała rację Aisnley. Ta musiała być świadoma tego, że jej kuzynka raczej nie zdecydowałaby się tworzyć wszystkiego od zera, nie z brakiem doświadczenia, czy jakiegokolwiek wykształcenia w tym temacie. A tak, to nawet za długo się nie zastanawiała, aby przyjść na gotowe.
Przygryzła wargę, zastanawiając się, co w jej życiu się działo w ostatnim czasie, co mogłaby nazwać jako ciekawe, czy pasjonujące. Właściwie, to nie było nic takiego, całą swoją uwagę skupiała na pracy, aby nie mieć już czasu na inne rzeczy, rozmyślanie na inne tematy. I w przeszłości pewnie by już dawno przyleciała do kuzynki, aby się jej zwierzyć, czy podzielić spostrzeżeniami, czy obawami, zupełnie jakby miały znów po te 15-17 lat, ale ostatnio jakoś trudno jej było zdobyć się na coś takiego. Powodów pewnie było mnóstwo, bo jednak nawet najbliższej osobie było trudno zwierzyć się z tego, co jest przykre, czy niemiłe, a po drugie, w pewnym stopniu by to potwierdziło przekonania, które pani Remington miała w sobie od dłuższego czasu. A jako, że Aisnley była jej najbliższą przyjaciółką, nie tylko kuzynką, Aspen nie miała do kogo się zwrócić, więc kisiła to wszystko w sobie. Co prawda Hall-Rohrbach rozmawiała często z Grace, to jednak wciąż była to raczej relacja niemalże matczyna, więc o przyjaźni czy pełnym zaufaniu i otwarciu się nie ma co mówić. -Nie, raczej miałam na myśli to, że po prostu zajmowało to wiele czasu i myśli, a było mało rozrywkowe. -wyjaśniła. Bo choć mogłaby udawać, że faktycznie, w jej życiu są też fajerwerki, czy naprawdę wspaniałe chwile, tak na szybko nie umiałaby wymyślić jakiegoś przekonywującego kłamstwa, które by nie wyszło zaraz na jaw, stawiając brunetkę w dość niezręcznej sytuacji.
-Wedding planerkę, okej-zaśmiała się, słysząc o dziewczynie. No tak, to było jak najbardziej zrozumiałe. Zaplanowanie wielkiego ślubu, wystawnego w krótkim czasie na pewno wymagało wiele pracy i koordynowania zadań, co na pewno wymagało doświadczonej osoby, która potrafiła działać cuda, a także która potrafiła opanować każdą kryzysową sytuację. -Możesz zawsze na mnie liczyć-Co z tego, że teraz rozmowa tak nie do końca się im kleiła, Aspen dalej za kuzynką wskoczyłaby w ogień, a także odmawiała sobie snu, byle tylko jej ślub był jej najpiękniejszym dniem. -Zdradzisz jakieś szczegóły, czy wszystko jest wielką tajemnicą, aby zrobić większy efekt wow tego konkretnego dnia?-zapytała. Planowanie ślubu musiało być ekscytujące i ciemnoskóra z przyjemnością posłucha o tym wszystkim, niemal już nie pamiętając jaki był jej wielki dzień, skoro było to tyle lat temu.

Ainsley Remington
ODPOWIEDZ