mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Nawet jeśli to miał być tylko jeden raz, nawet jeśli za chwilę miałby uznać to za błąd, to dla Willow to było wspaniałe kilka sekund. Nie oczekiwała tego, nie spodziewała się, że kiedykolwiek on ją pocałuje inaczej niż w policzek czy czoło, jak siostrę czy przyjaciółkę. Wiele razem przeszli, Więcej niż niejedno małżeństwo, a nie byli nawet parą. Ale ten jeden pocałunek, pierwszy i być może jednocześnie ostatni, był dla Willow spełnieniem jej małego marzenia. Oczywiście, że nie chciała usłyszeć, że to był błąd, ale nie spodziewała się też nagle wielkich deklaracji i wyznań ze strony Achillesa. To było i tak więcej niż mogła się spodziewać. Coś, co będzie mogła wspominać z tęsknym uśmiechem gdy już będą daleko od siebie. Chwila zapomnienia, chwila tylko dla nich dwojga. A przy tym zero wyrzutów sumienia, brak choćby jednej myśli o zmarłej siostrze. Czy czyniło to z Willow złą osobę? Na co dzień już i tak poświęcała Celeste zbyt wiele myśli i nigdy o niej nie zapomniała i nie zamierzała zapomnieć. Ale ta jedna chwila miała być tylko dla niej, dla Willow.
Nie pamiętała już kiedy ostatni raz czuła na talii męskie dłonie, a na ustach czyjeś usta. Ostatnie cztery lata były poświęcone Philemonowi i życie uczuciowe rudej zeszło na najdalszy plan. Podobało jej się to mrowienie na skórze, tam gdzie czuła jego dłonie. Czy chciała by je odrywał? Nie. Czy byłaby gotowa pójść krok dalej? Zdecydowanie tak. Ale oboje chyba wiedzieli, że byłoby to w tym przypadku pewnie dość głupie. Nawet jeśli miałoby być przyjemne, to lepiej było zakończyć ten wieczór tu i teraz. To i tak było więcej, dużo więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać.
- Dobrze. - skinęła głową, choć wcale by się nie zdziwiła, jakby nigdy nie wrócili do tego tematu. Achilles jutro mógł równie dobrze udawać, że nic się nie stało. Albo wyjść do pracy rano i wrócić późno, później niż zwykle, byle nie rozmawiać o tym co zaszło między nimi. Bo cóż mógłby jej powiedzieć? Na przykład coś, co by ją zraniło, a znała go na tyle by przypuszczać, że nie chciałby jej robić przykrości. Poza tym mieli ważniejsze sprawy na głowie niż jakiś pocałunek. Philemon był priorytetem i co do tego oboje byli zgodni. Sama chyba też nie chciała teraz już o tym pocałunku rozmawiać, bo mogła przez chwilę jeszcze potrwać w słodkiej bajce w której to nie był tylko impuls z jego strony, a szczere pragnienie serca. Będzie mogła o tym śnić i marzyć o wspaniałym życiu jakie mogliby razem wieść, a jeszcze lepiej gdyby był też tam Philemon. Najpiękniejszy ze snów. - To dobranoc. - uśmiechnęła się ciepło do Achillesa, nawet czule może rzec, patrząc mu w oczy, by jakoś dać do zrozumienia, że nie żałuje ani sekundy. Niechętnie się odsunęła, tracąc resztkę kontaktu cielesnego z mężczyzną i zerkając za siebie wyszła z kuchni i poszła prosto do swojego pokoju. Gdy już się umyła i przebrała w piżamę, poszła jeszcze sprawdzić jak się miewa Philemon, ale ten spał bardzo spokojnie i oddychał równo i miarowo. Jakby wcale nie był chory, jakby miał przed sobą długie i spokojne życie. Pocałowała go delikatnie w czoło i bezszelestnie wycofała się z dziecięcego pokoiku.
Długo nie mogła zasnąć myśląc o tym, co zaszło między nią a Achillesem. Chciała więcej, to oczywiste, była tylko człowiekiem, kobietą która miała swoje pragnienia. Ale nie liczyła na więcej, cieszyła się z tego co miała. Gdy w końcu zasnęła, śniły jej się same miłe rzeczy, dlatego wstała w wyśmienitym humorze i postanowiła zrobić dla ich trojga jakieś ekstra śniadanie, typu naleśniki ze wszystkim co sobie można było wymarzyć i świeżo wyciskany sok.

achilles cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Wahał się do ostatniej chwili. Wahał się wpatrując się w te jej ciemne oczy płonące żywym płomieniem i czując pod dłońmi materiał jej miękkiego swetra, odsłaniającego część rozgrzanej na plecach skóry. Wahał się wypowiadając swą prośbę o przeniesienie decyzji na jutro i wahał się, kiedy pozwolił jej się od siebie odsunąć. Choć rozsądek poruszał jego ustami, dyktując sensownie brzmiące słowa, tak palce zakleszczone na jej talii nie potrafiły zwolnić uścisku, a oddech nie zamierzał się uspokoić. Dlatego właśnie złożył decyzję w jej ręce, z niejakim rozczarowaniem wypuszczając ją wkrótce ze swych objęć. Tak, tak faktycznie będzie lepiej, powtórzył sobie w myślach z uporem i przyglądał się jej w ciszy, kiedy opuszczała kuchnię. Potrzebując zająć czymś myśli, byleby tylko nie podążyć śladem Willow w kierunku jej sypialni, skierował się do zlewu i wylał do niego pozostałości po gorącej czekoladzie, teraz zimnej i pozbawionej aromatycznego zapachu. Zmywając kubki starał się nie odtwarzać w myślach złożonego na jej ustach pocałunku i zapomnieć o emocjach, jakie wówczas w nim wywołał. Siadając następnie przy stole i pochwycając w dłonie przypadkową książkę, na której treści zupełnie nie potrafił się skupić, wyczekiwał momentu, w którym drzwi od sypialni Willow w końcu się zamkną i zniknie tym samym ryzyko wpadnięcia na siebie na korytarzu. Wysuwając się następnie z jadalni obmył niedbale twarz w łazience, dopełnił innych obowiązków należytej higieny i z udręczeniem umościł się w łóżku, nie potrafiąc jednak przymknąć powiek. Ta noc nie minęła mu w przyjemny sposób. Zsuwając się rankiem z materaca, zauważył w odbiciu okna nieatrakcyjnie sine kręgi pod oczami, a wychodząc na korytarz trzy razy przyłapał się na przeciągłym ziewnięciu, zwiastującym mu niezwykle żmudny dzień w pracy. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze skomplikowana dyskusja na temat, którego istoty nie potrafił tak do końca pojąć, a w kuchni czekała na niego kobieta o najpiękniejszym uśmiechu, jaki widział w ostatnim czasie i wkrótce mający dołączyć do nich chłopiec, którego dni były okrutnie policzone. - Hej - przywitał się na wstępie, nie wiedząc, czy w jego głosie dało się odszukać ciepło, czy tylko zmęczenie dyktowane nieprzespaną nocą. - Philemon już wstał? - spytał, podchodząc do ekspresu do kawy, z którego niedługi czas później wydostał gorący i czarny jak smoła roztwór, mający pomóc mu w przebrnięciu przez cały dzień. Dopiero po upiciu łyka i oparciu się o blat kuchenny był w stanie zerknąć na Willow wcześniej przymykającymi się oczyma i obdarzyć jednym ze swoich najlepszych uśmiechów. A także zauważyć stertę naleśników piętrzących się na stole i jeszcze więcej owoców przyszykowanych w formie dopełnienia, o posiadaniu których nie miał nawet pojęcia.

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Miała za sobą dziwną noc. Emocje w niej buzowały jak wulkan, który groził wybuchem. Nie mogła zasnąć, dlatego pozwoliła sobie pomarzyć, raz jeden w życiu pozwoliła popłynąć myślom w nieznanym do tej pory kierunku. Wiedziała, że nic z tych marzeń się nie spełni, nie robiła sobie nadziei. Ale miło było pomyśleć, że ona i on mogliby... Śniło jej się nawet, że są ze sobą, że mają dzieci, zdrowe, silne dzieci. Normalnie taki sen by ją mógł emocjonalnie rozwalić, ale tym razem sprawił, że uśmiechała się do siebie i chciała zrobić coś miłego dla swoich mężczyzn.
Wstała wcześnie, ogarnęła się i zabrała za śniadanie. Nie musiała jechać po zakupy, bo już dawno nauczyła się pilnować, by zawsze w domu było co potrzebne. Zwłaszcza, że Philemon miewał zachcianki i nie zawsze była możliwość wyjścia po zakupy. Starała się dbać o dom, nawet jeśli nie zawsze jej to wychodziło. Nie była idealną gospodynią, zdarzało jej się coś przypadlić, zapomnieć coś kupić, czy zwyczajnie nie mieć siły na sprzątanie. Były ważniejsze sprawy niż wytarte kurze, a najważniejszy był Philemon. Dla niego była skłonna nie spać wcale, byle tylko mu ulżyć.
- Hej. - posłała Achillesowi uroczy uśmiech, odgarniając z twarzy kosmyk (jeszcze) rudych włosów. - Obudził się, ale chciał jeszcze poleżeć. Pracuje nad swoim projektem. - dodała udając konspiracyjny szept.
Projekt chłopca był im znany, bo jak na czterolatka przystało, Philemon był fatalny w dotrzymywaniu sekretów. Wszyscy się jednak zgodzili udawać, że sprawa jest ściśle tajna. Czym ten projekt był? Otóż kiedy stało się jasne, że Philemon nie wyzdrowieje i on sam się o tym dowiedział, postanowił zrobić zapas laurek i rysunków dla rodziców, żeby im nie było smutno, gdy już go nie będzie. Rysował kartki na urodziny, laurki na Dzień Matki i Dzień Ojca, nawet takie na Święta czy Walentynki. Nie umiał pisać, dlatego najpierw wtajemniczył Willow, która pokazała mu jak napisać "mama", "tata" i kilka innych prostych, acz niezbędnych na laurkach słów. Naturalnie Achilles też został w projekt wtajemniczony. I choć oboje wiedzieli o kartkach i rysunkach, to poza kilkoma, nie widzieli prawie żadnego. Philemon odkładał rysunki do dwóch kartonów, jeden był przeznaczony na dzieła dla Willow, drugi na te dla Achillesa. Im słabszy był Philemon, tym kartony zapełniały się szybciej. Nie wychodził już prawie na dwór, większość dnia spędzał oglądając bajki i pracując nad projektem, albo rozmawiając z rodzicami. Istnienie dwóch pudeł z rysunkami umierającego chłopca sprawiało, że Willow pękało serce. Wiedziała, że niedługo nadejdzie dzień, w którym będzie mogła otworzyć swój i zobaczy tą całą narysowaną miłość. Te wszystkie kartki, lauryki i rysunki, serduszka i kwiatki, domki i podobizny ich rodziny... narysowane tylko po to, by było jej miło, by mogła się uśmiechnąć. Może z czasem będzie umiała. Na razie miała ochotę płakać na samą myśl o nich.
- Źle spałeś? - zauważyła. Znała go chyba zbyt dobrze. Mieszkali razem od trzech lat. - Może weźmiesz dziś wolne? Pogramy z Philemonem w jakieś gry. - zasugerowała. Nie próbowała poruszać tematu poprzedniego wieczoru, bo już się pogodziła z tym, że nigdy do tego nie wrócą. A jednak nie mogła się powstrzymać przed tym, by nie zawiesić wzroku na jego ustach i odruchowo nie przygryźć własnej wargi. Musiała szybko zająć czymś ręce i myśli, żeby nie zrobić czegoś głupiego. Dlatego sięgnęła w stronę patelni, żeby ją umyć. Nie pomyślała jednak, że ta nadal nie ostygła po smarzeniu góry naleśników. Willow poczuła piekący ból oparzenia i syknęła, tłumiąc w ustach przekleństwo. Kolejna rzecz której się nauczyła przy dziecku - uważać na przekleństwa, bo nigdy nie wiesz kiedy czterolatek stanie w drzwiach, gotów nauczyć się nowego słowa. Tym razem jednak Philemona nie było w progu kuchni. Za to dłoń Willow piękła niesamowicie, a ona zamiast dać rękę pod zimną wodę, czy zrobić cokolwiek innego, wpatrywała się w pojawiający się na skórze bąbel.

achilles cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
o jaki ładny avek <3


Nigdy nie widział się w roli ojca. Ani za czasu pierwszych randek, przemycających rzekomo niewinne pytania „ile chcesz mieć kiedyś dzieci?”, ani kiedy test ciążowy Celeste zaświecił się czerwienią dwóch kresek zwiastujących pasmo kolejnych problemów. W obecności tych małych, śliniących się i zalewających łzami istot czuł się dziwnie niespokojny. W ich uśmiechu nie potrafił odnaleźć uroku, a bezrozumne gaworzenie nie odnajdywało bezpośredniego odzwierciedlenia w jego zimnym sercu. Nie uważał ponad to, by z takim dzieciństwem jak jego, miał prawo choćby trzymać te kruche ciała w objęciach, nie zarażając ich przy tym wiązanką obaw, niepewności i reszty uszkodzeń swojego serca. Dlatego właśnie zniknął na rok. Dlatego przez ponad trzysta dni nie potrafił spojrzeć w twarz Philemona, czując, że choroba nasączona udręczonym ciałem jego matki, tak naprawdę była jego winą. Że jakimś cudem zniszczył to drobne ciało jeszcze zanim zdążyło się narodzić.
A potem, kiedy wdzierające się w każdy jego sen sumienie nakazało mu odnaleźć tego umierającego chłopca, spostrzegł, że wcale się nie mylił. Wciąż pamiętał te poranki, kiedy całe przedmieścia rozdzierał nieubłagany płacz tej kruchej istoty, bo Achilles nie wiedział, jak odpowiednio kołysać go w swych dłoniach i jak przygotować mleko. Pamiętał, jak Willow z trudem powstrzymywała się wówczas od cisnących się jej na usta komentarzy, kierowanych ostatnimi drobinkami braku zaufania. Pamiętał, jak dziesięć czy piętnaście razy musiała przypominać mu o zabezpieczaniu kołyski i całego domu i jak drukowanymi literami zapisywała nazwę pieluch i warzywnych musów, które miał nabyć w sklepie, a o których zawsze zapominał. Pamiętał, jaką zdumiewającą cierpliwością się wówczas wykazywała i jak musiała uczyć go wszystkich ojcowskich odruchów. Przede wszystkim pamiętał jednak, jak pewnego razu, gdzieś pomiędzy uczeniem się jego ulubionych kołysanek a próbą wbicia sobie do głowy słów, których nie mógł przy nim wypowiadać, postanowił sobie, że nigdy więcej nie tchnie życia w żadne takie małe serce. Że Philemon będzie pierwszym i ostatnim wytworem jego przekleństwa i że nikogo więcej nie skaże na podobne cierpienia. Dlatego właśnie nie potrafiłby odnaleźć w snach śnionych przez Willow nadziei i pokrzepienia - wiedział bowiem, że do reszty swych dni ojcem pozostanie jedynie dla ust Philemona, wtedy zapewne już zimnych i sztywnych.
Za każdym razem, kiedy bezgłos powietrza przecinały słowa „projekt Philemona”, jego serce na moment zamierało, a twarz oblewał niepokojąco blady odcień zgrozy. Bo to przecież było złe. Nieodpowiednie, skrajnie nieprzystające, po prostu nie do pomyślenia. Skinął więc jedynie głową i wykrzywił usta w niewyraźnym grymasie, mającym przypominać coś na rodzaj uśmiechu - jedynie w czczych życzeniach. - Myślałem - odrzekł niejasno i dość tajemniczo, z początku nie sprawiając nawet wrażenia, jakoby temat ten jakkolwiek miał rozwinąć. Wciąż bowiem pogrążony był w tych myślach i zdawało się, że nieprędko miał wrócić z ich odległego świata. - Hm? Zadzwonię później do Hugh i zapytam, czy będą mnie potrzebować. I tak miałem jechać później, więc... - urwał, dotychczas sądząc, że to on był dziś nieobecny - słysząc jednak syknięcie Willow i kątem oka dostrzegając jej gwałtowny ruch przy płycie indukcyjnej, wyprostował swą sylwetkę, spiął ramiona i niedbale odstawił filiżankę na pierwsze miejsce napataczające mu się pod dłoń. - Chryste, co z tą kuchnią jest nie tak? - oburzeniem tym nawiązywał do sytuacji mającej miejsce nie tak dawno temu, kiedy sam nieroztropnie objął rozgrzany gorącą herbatą kubek, upuszczając go następnie jeszcze bardziej nierozważnie na ziemię. Automatycznie wykluczył przy tym możliwość, że to jego wraz z Willow mogło po prostu ostatnimi czasy trawić podenerwowanie.
Zastanawiał się, dlaczego wciąż pochłonięta była jakby paraliżem. Dlaczego wpatrywała się w rozgrzaną skórę wnętrza dłoni i zamiast działać, podziwiała kwitnącą na niej czerwień. - Co ty wyprawiasz? - spytał z przejęciem, mogącym zabrzmieć jak pochodna czystego gniewu. Takie barwy zyskiwał jednakże jego głos, kiedy ciałem jego wstrząsało zmartwienie. Pokonawszy żwawym krokiem dystans dzielący go od jej sylwetki, wyrósł za jej plecami i otoczył je dotykiem swoich ramion, dosięgając zranionej dłoni i kierując następnie ich złączone ciała w stronę zlewu, gdzie odkręcił zimny strumień wody. - Proszę, wstaw ją tutaj, ty masochistko - polecił jej, kręcąc z dezaprobatą głową. Dopiero po zażegnaniu kryzysu uprzytomnił sobie tę zaistniałą niespodziewanie bliskość, której jeszcze przez chwilę nie zamierzał naruszać.

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
To były tylko sny i marzenia. Nie sądziła, by kiedykolwiek którykolwiek z nich miał się spełnić. Poprzedni wieczór to było i tak więcej, niż mogła przypuszczać, że kiedykolwiek się między nimi wydarzy. I może powinno było ją to jakoś dręczyć, to jednak było jej miło. Kolejne miłe wspomnienie na nadchodzącą przyszłość.
Nigdy nie ukrywała przed Philemonem w jakiej jest sytuacji. Okłamywanie go byłoby co najmniej bez sensu zważywszy na ilość czasu, jaki spędzał w szpitalu. Widział, że jest inny niż inne dzieci na placu zabaw.Wiedział, że odejdzie z tego świata i trafi tam, gdzie jego mama. Był z własną śmiercią może pogodzony bardziej, niż ktokolwiek z jego rodziny. Willow miała czasami wrażenie, że chłopiec dobrze wie kiedy to nastąpi, dlatego zaplanował sobie co musi zrobić i ile ma na to czasu. Ale to było tylko wrażenie, nikt nie wie ile mu czasu zostało, nie co do dnia czy godziny. W przypadku Philemona i tak tego czasu było więcej, niż ktokolwiek na początku zakładał.
Fakt, że tego cudownego chłopca już niedługo zabraknie, był przytłaczający, rozwalający i sprawiał, że człowiek tracił chęć na cokolwiek innego. Ale Willow obiecała sobie, że postara się, aby ten czas jaki pozostał chłopcu na tym świecie, był dla niego najprzyjemniejszy. Praktycznie nie zaglądała ostatnio na farmę, bo ostatnie formalności związane z przejęciem jej przez Rufusa zostały dopełnione. Jej rodzice świetnie się z nim dogadywali i wyglądało na to, że ta transakcja była najlepszym, co mogło spotkać obie strony. Gdyby nie nadchodząca śmierć Philemona, Willow mogłaby nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest szczęśliwa. Tymczasem była nie tylko przybita, ale też wściekła i... zazdrosna. Zazdrościła zmarłej siostrze, że teraz Philemon będzie już na zawsze z nią... o ile istnieje życie po śmierci. Uważała, że to niesprawiedliwe, że to ona go wychowywała od pierwszych chwil, że to był jej syn, że to ona go znała, wiedziała co lubi, czego nie... A potem karciła siebie w myślach, że to niesprawiedliwe i dziwne, zazdrościć komuś, kto umarł.
- To nie kuchnia... to ja. - stwierdziła. Incydent z kubkiem wydawał się być całe wieki temu. Jeszcze kiedy Phily był w pełni sił i nic nie wskazywało na to, że niedługo go zabraknie. Oczywiście jak na jego możliwości.
Była niczym w transie. Ból przypominał o życiu, był fascynujący i przerażający jednocześnie. Czy umieranie boli? Czy Philemona będzie boleć? Czy ją by bolało, gdyby spróbowała pójść za nim? Tego kierunku jej myśli nie znały. Była tym tak dziwnie zafascynowana, że odpłynęła w ich stronę, zapominając o tym, że to jednak ból. Otrzeźwiła ją, choć nie zupełnie, bliskość Achillesa. Dała mu się poprowadzić, kierując swój trans w jego stronę. Zerkała na niego przez ramię, gdy przesuwał jej dłoń w stronę kranu, skupiała się na jego zapachu, gdy odkręcał wodę. Był tak cudownie blisko, taki opiekuńczy, taki męski.
- Myślisz, że... - nadal patrzyła na niego, przekręcając głowę w jego stronę, wpatrując się w linię jego szczęki, tak wyraźnie zarysowaną. - że mógłbyś... - jego bliskość była otumaniająca, oszołamiająca. Ale nie dokończyła. Woda dotknęła oparzenia, sprawiając, że ból przez ułamek sekundy był nie do zniesienia. I to ją przywołało do rzeczywistości.

achilles cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Nie była to pierwsza tego typu sytuacja; zdająca się nie mieć szczęśliwego zakończenia i skoncentrowana wokół czyjejś śmierci. Kiedy zmarł jego ojciec, a matka pochłonięta przez wielki świat wyrzekła się jego istnienia, zderzony został z brutalną prawdą - teraz na wieki będzie już sam. Przez moment, wyczekując na przepełnionym chłodem policyjnym korytarzu pracownika opieki społecznej, mającego zaważyć nie tylko na jego nastoletnim życiu, ale też całej przyszłości, planował uciec. Odnaleźć ojcowskie oszczędności i wyjechać na drugi koniec kontynentu. Przepłynąć łodzią ocean i rozpocząć wszystko od nowa. Później, kiedy kilka lat po pożegnaniu ojca dołączyła do jego świata także matka, połykając w motelowym pokoju garść różowych tabletek wysysających z niej życie, znów poczuł tamtą dotkliwą samotność. I znów myślał o tym, że pragnąłby zniknąć w odległych miastach nieznanego sobie kraju. A kiedy usta Celeste wydały ostatnie tchnienie, wiedział już, że taki los jest mu po prostu zapisany. I w końcu przepadł. Przez trzysta długich, nieostrych i mglistych dni nie było z nim kontaktu, ale ani wtedy, ani podczas grzebania swej jedynej rodziny w postaci rodziców, nie myślał o tym, że chciałby do nich dołączyć. Teraz, czując każde pęknięcie rozdzierającego się serca przepełnionego nadchodzącą śmiercią Philemona, znów w głowie miał jedynie tę samotność i ucieczkę. Świadomość, że prędzej czy później kończył tak każdy - każdy, komu gotów był podarować część siebie. Jeśli więc Willow odrzucała od siebie ten druzgocący scenariusz podążenia ku śmierci wraz z Philemonem, Achilles wiedział już, że ta przedziwna klątwa nad nim ciążąca prędzej czy później sama sprezentowałaby brunetce bilet w tamtą stronę. W tę stronę, z której powrotu już nie było.
- Co ty? Przecież nie zrobiłaś tego specjalnie - oburzył się, nie rozumiejąc jej rozkojarzenia. Tego, że mimo wypowiadanych słów, myślami była zupełnie tu nieobecna. - Willow, co się z tobą dzieje? - zapytał wprost, pozwalając konsternacji zmarszczyć swe czoło. Wydawała się… inna. W sposób na tyle niepokojący i obcy, że niemal czyniący z nią nową, zupełnie nieznaną Achillesowi osobę. Ale potem strumień wody okalający jej zaczerwienioną skórę dłoni zdawał się zwrócić mu jego Willow i uspokoił nieco przejęte zmartwieniem serce, a wraz z upływającymi sekundami obniżającymi temperaturę poparzonej dłoni, z twarzy brunetki, na jaką zerkał momentami, znikał także grymas bólu. - Że mógłbym co? - zapytał z zaciekawieniem, nawiązując do wcześniej posłanego mu pytania. - Kiedy powiedziałem ci, że myślałem, chodziło mi o to, że myślałem o nas. O wczorajszym wieczorze - wyznał, manewrując jej delikatną dłonią tak, by strumień nacierającej nań wody nie ominął żadnego z uszkodzonych miejsc. - I ja nigdy nie byłem w związku, Willie. Nigdy też nie spotykałem się z kimś z nastawieniem, że w takowym możemy skończyć - dodał, wciąż wpatrując się jedynie w jej chłodniejące palce. Nie zarejestrował nawet momentu, w którym zdecydował się zdrobnić jej imię. - Z Celeste nie było inaczej. Próbowałem ci o tym powiedzieć. Nie chciałem po prostu, żeby umarła samotnie - było to jedynie poczucie obowiązku, nic ponad to, nawet jeśli niełatwo było to przyznać. - Ale jeśli… Jeśli od wczoraj nic się nie zmieniło, to może… Myślę, że moglibyśmy spróbować. Do czasu, kiedy Philemon… no wiesz. Potem chcesz przecież wrócić do swojego dawnego życia - skończył, opróżniając swe płuca z nadmiaru powietrza poprzez przeciągłe, nerwowe westchnięcie. Wiedział, że nie brzmiało to najlepiej, ale nigdy wcześniej nie znalazł się w tego typu sytuacji i poniekąd w niej błądził.

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Śmierć była częścią życia. Niektórzy mieli szczęście i nie obcowali z nią przez większość życia, inni co chwilę bywali na jakimś pogrzebie. Fakt, że Achilles pożegnał tak wielu bliskich był zaiste czymś druzgoczącym. Co innego żegnać osoby starsze, jak dziadkowie czy pradziadkowie, a co innego żegnać żonę i syna. Śmierć wisiała nad Philemonem od pierwszych chwil jego życia, zaglądała do niego przez okno, podglądała jak śpi w łóżeczku. Może nawet usypiała go do snu, gdy Willow była zbyt zmęczona by usłyszeć gdy wybudzał się cicho ze snu. Nie winiła Achillesa za to, że znikł z ich życia po śmierci Celeste. Miał prawo się załamać. Przynajmniej ona tak uważała. Poza tym wiedział, że jego syn jest w dobry rękach, że Willow zajmie się nim najlepiej jak umie. A to, że po roku Achilles wrócił, świadczyło dobrze o jego sercu. Nie przeszło jej jednak nigdy przez myśl, że to za Achillesem tak śmierć podąża i złośliwie odbiera mu każdego, kogo pokocha. Choć pewnie z jego perspektywy tak mogło wyglądać.
- Nic nic... Chyba się nie wyspałam. - skłamała, próbując jakoś wytłumaczyć swoje roztargnienie. Nie chciała mówić, że to przez niego, że to przez to co się wydarzyło poprzedniego wieczora. Jakby na samo wspomnienie mógł uciec. Dlatego potem tak bardzo ją zaskoczył. Słuchała go uważnie, chcąc nawet przerwać mu, by przypomnieć, że przecież był z Celeste i był dla niej na prawdę dobrym mężem, bo zrobił dla niej coś tak trudnego i bolesnego, ale coś, czego sama chciała. Ale milczała, słysząc jak serce jej dudni i ciepło jej się robi w całym ciele. Na dźwięk imienia siostry na chwilę oprzytomniała. Nie uwierzyłaby, że nie kochał Celeste, że to jakaś przyzwoitość. Może sam w siebie wątpił i uważał się za gorszego niż jest. Ona znała go jako kochającego męża i wspaniałego ojca, dobrego przyjaciela. Miał swoje za uszami, do ideału mu było daleko, ale był dla siebie zbyt ostry. A może ona patrzyła na niego przez pryzmat tego co sama czuła.
W odpowiedzi pogłaskała go z czułością po policzku. Chyba pierwszy raz to on mówił więcej niż ona. Ciekawa sytuacja, nawet miała ochotę się roześmiać z tego powodu, ale mógłby pomyśleć, że śmieje się z niego.
- Bardzo chcę spróbować. - odpowiedziała cicho. Nawet jeśli to miało być na chwilę, to chciała się przekonać. - Poza tym czym jest dawne życia... już go prawie nie pamiętam. - wzruszyła ramionami. Dla niego była skłonna zrezygnować, byle być przy nim. Potrzebowali się, łączyło ich tak wiele, tak wiele przeżyć tych miłych i smutnych, nikt inny tego nie mógł zrozumieć. Tak przynajmniej myślała. Nie zakładała teraz, że tym trudniej może być przeżywać żałobę jeśli zaraz po niej może nastąpić ból rozstania. W tym momencie spełniało się jej marzenie, to jedno z tych najbardziej skrytych o których nie wiedział nikt. Dlatego uśmiechnęła się do Achillesa, jakby właśnie stał się jakiś cud, jakby właśnie śmierć nie spoglądała na robiącego laurki Philemona. Na chwilę Willow o tym zapomniała. A potem pocałowała Achillesa, bo to był ten moment, ten idealny moment, kiedy byli tylko oni dwoje.

achilles cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Twarz skryta w półcieniu wstającego słońca, ledwie muskającego kuchenne okno, zdawała się być szara, sucha i umęczona — naznaczona nieprzespaną, dłużącą się nocą. Zazwyczaj gładkie, marmurowe połacie skóry teraz pokrywały wypukłe rysy w postaci licznych zmarszczek, dodających Achillesowi kilku nadprogramowych lat. Dopiero dłoń wyciągnięta ku niemu, wędrująca delikatnie po jego policzku, rozjaśniła mu twarz uśmiechem i tym razem odjęła mu co najmniej sześciu wiosen. — Możesz się jeszcze zastanowić — oznajmił w odpowiedzi na jej cichy ton, wypowiadający słowa, które echem rozbrzmiewały w uderzeniach jego serca. Rozważali bowiem coś nadzwyczaj skomplikowanego i ryzykownego. Coś, czego nie można było porównywać do typowych związków typowych par, jako że w ich relacji absolutnie n i c nie było typowe. Odkąd zdecydował się odszukać chłopca, którego dopiero po roku spędzonym w bezmiernej stagnacji zgodził się nazywać swoim synem, przyrzekł sobie jedno — dopóki Philemon żyje, będzie podejmować tylko dogłębnie przemyślane, rozsądne decyzje. A romans (nie wiedział, jak inaczej mógłby to obecnie nazwać) z Willow takową się nie wydawał. Nie tylko ich wzajemna komunikacja mogła ucierpieć przez błędy popełnione w ich małym eksperymencie, ale też jego niepowodzenie odbić się mogło na pięciolatku, który w swoim i tak już pechowym i bogatym w zmartwienia życiu, nie potrzebował kolejnych problemów. Kiedy jednak na achillesowych ustach spoczęły te należące do Willow, wszelkie obawy rozwiały się tak samo, jak znamiona nieprzespanej nocy wcześniej z jego twarzy. Oddając jej z nawiązką tych kilka pocałunków, na które mogli pozwolić sobie w oczekiwaniu na Philemona, planował już w myślach następne dni i wieczory, które przyjdzie im spędzić wspólnie; skrzętnie wyliczone i mające skończyć się szybciej, niż którekolwiek z nich gotowe było to przyznać, ale przynajmniej jakieś. Po nich, kiedy jak burzowe, gęste chmury natarła na firmament ich życia żałoba odbierająca im Philemona, nie mogli dłużej poddawać się złudzeniom — bez niego razem już po prostu nie istnieli. A więc pozwolił brunetce wyjechać, odwożąc ją na lotnisko, składając na jej ustach pożegnalny pocałunek i przez moment jeszcze udając, że istnieją od zawsze tylko dla siebie. Potem obiecał, że zawsze będzie mogła wyszukiwać go w tłumie widzów podczas ważniejszych z jej koncertów i że dzwonić także będzie mogła z a w s z e.

koniec taki już naprawdę ostateczny :papa:
Willow Kelly
ODPOWIEDZ