Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Lorne Bay – około 6 lat temu

Budząc się w nieswoim łóżku Eve zazwyczaj spotykała się z widokiem śpiącej osoby. Była rannym ptaszkiem niezależnie od tego, o której poszła spać. Zawsze to ona wstawała pierwsza i w przypadku jednonocnych przygód po cichu wychodziła z nieswojego mieszkania nie mając problemu z tym, żeby wrócić do życia bez myślenia o osobie, z którą zdarzyło się jej uprawiać seks.
Od pół roku było inaczej. Spotykała się z kimś; choć to mocne słowa na nienazwaną przez nikogo relacje. Nigdy się nie określiły, ale to akurat nie przeszkadzało Paxton. Nie uważała się za sprintera. Nie zakochiwała się w pięć minut i na pewno nie obdarzała zaufaniem w przeciągu miesiąca. Na niektóre sprawy potrzebowała czasu, rozmów, wspólnych doświadczeń i przede wszystkim przekonania, że faktycznie dobrze trafiła.
Jak na razie nie miała obaw, że coś pójdzie nie tak. Ba, było dobrze, o czym świadczył delikatny uśmiech podczas leniwego przeciągania się.
Przez długą chwilę nasłuchiwała odgłosów spoza sypialni, po czym wygrzebała się spod cienkiej kołdry wzrokiem od razu szukając swojej garderoby. To była bardzo intensywna noc. Ledwie wczoraj Paxton wróciła z pracy na północnym wybrzeżu i od razu trafiła pod sprawne ręce Warren.
Znalazła swoją flanelową koszulę w kratkę, którą zapięła tylko na dwa guziki i wsunęła dolną bieliznę nie kłopocząc się z resztą odzienia. Nie spodziewała się, że spotka kogoś w lokum Val. Nawet jeśli, to nie wstydziła się na tyle, żeby w panice uciekać do drugiego pokoju. To był wolny kraj.
Nim dotarła do kuchni przywitała się z Jello, która już czaiła się w okolicy strefy śniadaniowej a z jaką przyjechała prosto z pracy. Nie zawsze zabierała psa na schadzki, ale sytuacja była wyjątkowa, bo wymagała zaspokojenia potrzeb u obu stron a także wynikała z tęsknoty. Człowiek pomimo braku rozmów na temat tego co je łączyło, tak czy siak się przyzwyczajał.
Chciały czy nie – coś je łączyło – ale nadal była między nimi mur. Coś, co łatwo się ignorowało a co mogło wpłynąć na przyszłość.
- Nigdy nie przywyknę do tego, że jest ktoś, kto wstaje tak wcześnie jak ja. – Posłała Warren delikatny uśmiech nim podeszła do niej od razu układając dłoń na plecach. – Hej – przywitała się na dzień dobry i odebrała zasłużonego buziaka. – Pomóc ci? – zapytała opuszczając wzrok na blat w kuchni, przy którym stały. – Powinnam powiedzieć „Daj, ja zrobię. Mam się za co odwdzięczyć” – Puściła do niej oczko i minęła przechodząc na drugi koniec blatu, przy którym stał toster. – Nie zdążyłam wczoraj zapytać, jak ci minęły ostatnie dni. Jak się czuje Aubree? I czy mi się wydawało, że byłaś odrobinę spięta? Pokłóciłaś się z bratem? – Konflikty rodzinne, nawet te krótkie, nigdy nie były przyjemne. Niedomówienia zdarzały się wszędzie a co za tym idzie dochodziło do sprzeczek, bo o pełnoprawnej kłótni ciężko mówić (Eve nigdy nie widziała aby Val krzyczała).
Wrzuciła chleb do tostera i od razu sięgnęła do szafki z kawą oraz różnymi herbatami. Pokusiła się na to drugie zwłaszcza, że u Warren zawsze znajdowała ciekawe mieszanki, po których jakoś tak czuła się lepiej.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
/10

To trwało dłużej, niż sądziła. Odkąd pożegnała się na dobre z poprzednią partnerką, a raczej została pozostawiona jeszcze przed oficjalnym zakończeniem relacji, stroniła od bliższych znajomości. Obawiała się powtórki z rozrywki i o ile jeszcze siedem lat temu kompletnie by się tym nie przejmowała, powoli zbliżała się już do czterdziestki. W tym wieku człowiek raczej poszukuje stabilizacji i czegoś stałego, do czego warto wracać po wielkich wyprawach i małych zleceniach.
Jakkolwiek źle by to nie brzmiało, Eve była pod ręką. Była ciekawa, miła, miała odpowiednie poczucie humoru i wszystko co trzeba, na odpowiednim miejscu. Nawet różnica wieku nie była tak straszna, rozchodziło się w końcu o niewiele ponad 5 lat.
Mimo to… czegoś w tym wszystkim brakowało.
Pria wciąż wiele faktów trzymała w sekrecie, obawiając się konsekwencji. Tkwiła w przedziwnym zawieszeniu, z czego zdała sobie sprawę, wyciągając z drewnianego pojemnika chleb tostowy. Przelotnie spojrzała na przyczajoną Jello, wyczekującą smakołyków, spadających z blatu, w czasie przygotowywania śniadania. Nie miałaby serca hamować zwierzaka przed podebraniem kilku nieszkodliwych kęsów. Sama rzuciła jej przed kilkoma chwilami kawałek suszonej wołowiny, dodając przy tym, aby nie chwaliła się przed Eve.
A co, jeśli tak naprawdę nie wiązała wielkiej przyszłości z tą relacją, z czego wynikała pewna rezerwa względem szczerości? Może mimo wszystko, to nie było to?
Nie potrafiła przyznać przed samą sobą (a co dopiero przed drugim człowiekiem), że czasami potrzebowała towarzystwa na nieco dłużej, niż jeden wieczór. Ludzie zaliczali się przecież do zwierząt stadnych, a na dłuższą metę samotność nie była wcale taka fajna.
Nie chciała w głupi sposób zranić dziewczyny, ale z drugiej strony przetrzymywanie jej w tej zależności również nie było fair. Mogła przecież w tym samym czasie odnaleźć kogoś, kto w pełni doceni jej osobę i nie będzie miał nic do ukrycia.
Rozcierając palcami lekko obolały kark, sięgnęła do lodówki po pozostałe składniki. Słysząc znajomy głos, uśmiechnęła się delikatnie, kątem oka zerkając na skąpo ubraną Paxton, przechodzącą w stronę kuchni.
- Żeby przynieść ci śniadanie do łóżka trzeba chyba wstać w środku nocy - zażartowała jakże trafnie, obracając się przy dotyku na plecach. Tak, na dłuższą metę raczej nie przeżyłaby bez tych małych czułości, których to zwykle nie komentowała. Nawet z pozoru zbędne głaskanie po głowie czy przesunięcie dłonią po plecach potrafiło uspokoić myśli i wysłać odpowiedni sygnał o kojącej barwie. To coś, z czego raczej się nie wyrastało.
- Myślałam, że zamierzasz odpoczywać? - uniosła brew w pytającym wyrazie. Oczywiście, że Warren o wszystko by zadbała. Miała w tym wprawę, a poza tym, Eve na to zasługiwała po ostatniej harówce.
- Z Aubree jest w porządku, chociaż trzy dni temu miała mały kryzys z nogami - ciotka była wtedy nieznośna, gdyż uwielbiała chodzić na spacery i radzić samodzielnie z pozostałymi czynnościami.
- A co do moich braci… jakoś sobie z nimi poradzę. Nie takie bitwy już wygrywałam.
Posłała Eve pewny swego uśmiech, na ułamek sekundy wracając myślami do Hectora, z którym miała różnicę zdań, odnośnie dalszej współpracy z przemytem. Cóż, to nie pierwszy taki kryzys w ich rodzinie. W końcu dojdą do porozumienia, albo zupełnie innego rozwiązania.
- Chcesz na słodko? - zapytała, mając na myśli tosty, będące aktualnie w fazie opiekania. Osobiście mogła zjeść cokolwiek; nigdy nie była specjalnie wybredna, szczególnie gdy rozchodziło się o tosty, które smakowały równie dobrze w formie wytrawnej, jak i słodkiej.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Ostatni raz odpoczywałam w 2007 roku. – Plus minus. Mniej więcej wtedy zakochana po uszy w starszym chłopaku pognała za nim do wojska. Od tamtej pory odpoczynek był luksusem zwłaszcza, że nie zaliczyłaby do niego zwykłej drzemki. Definiowała to raczej jako wakacje albo cały dzień wolny, ale tak naprawdę w stu procentach wolny a nie że nagle ktoś zadzwoni ze zleceniem albo Eve sama znajdzie sobie robotę (bo tak na dobrą sprawę to nie umiała odpoczywać). – Plus – jestem strasznie głodna. Czuję się tak, jakbym w nocy przebiegła maraton. – Z chytrym uśmiechem zerknęła na Warren, która dobrze wiedziała, co działo się w nocy i cóż to był za (nie filmowy) maraton. Nawet po nim Paxton nie umiałaby długo spać. Miała swój rytm, mało regularny i zdrowy, ale tak już żyła. Ciężko zmienić coś, co dawno weszło w nawyk zwłaszcza, że przez cały czas z tyłu swej głowy miała poczucie, iż kiedyś prześpi coś bardzo ważnego. Coś przegapi, jak to zdarzyło się w wojsku parę sekund przed tragedią i tamtego feralnego deszczowego dnia, kiedy porwano jej siostrę. Nie mogła sobie odpoczywać, kiedy świat dalej się kręcił.
- Myślałam o tym, co ostatnio mówiłaś. O twojej cioci i tym, że prosiła was abyście nigdy nie zatrudniali dla niej niańki albo pielęgniarki. – Kiedyś na pewno będzie tego potrzebować. Nawet teraz mogło zdarzyć się coś, czego nikt nie zauważy a to rodziło wiele zmartwień, które dało się zauważyć na twarzy Warren. – Mogłabym w tym pomóc i choć to tylko częściowy środek zaradczy to raczej będzie odpowiadać obu stronom. – Musiała zrobić dobry wstęp, chociaż to nie jej powinno zależeć na starszej kobiecie. Nie po to jednak Eve podjęła się tej pracy, żeby nie pomagać obcym. Wręcz przeciwnie robiła coś dla innych, nawet jeśli częściowo odcinała się od emocjonalnej części roboty (a przynajmniej się starała, bo minęły dopiero dwa lata, od kiedy otworzyła ośrodek i wciąż uczyła się na własnych błędach). – Mogłabym wyszkolić psa, który mógłby jej pomagać. Wiesz, przynieść coś, być podparciem kiedy upadnie albo zawiadomić pomoc. – Może i brzmiało to jak szaleństwo, ale wystarczyłby specjalny telefon stacjonarny z charakterystycznym dodatkowym guzikiem, którego przyciśnięcie skutkowałoby wybraniem nadanego numeru. Mógł to być chociażby numer do Val, która wiedziałaby, że stało się coś złego i trzeba zadzwonić po pogotowie.
- Nie będzie łatwo, bo wszyscy jesteście uparci. – Tak wywnioskowała z opowieści Val, która choć stawkowo to czasami wspominała o rodzinie. W końcu nadal były na etapie randkowania i nadal nie poznały swoich bliskich osobiście. Nawet nie rozmawiały o przyszłości, co Paxton odpowiadało, choć czasami łapała się na myśli, że kiedyś wreszcie mogłaby się otworzyć i bardziej zaangażować.
- Wolę wytrawne – przyznała luźno sypiąc do specjalnego dzbanka wybraną herbatę, którą uprzednio powąchała. – Nie jestem fanką słodyczy. – Nadal się poznawały. – Lubię słodkie tosty, ale nauczyłam się, że mam więcej energii bez cukru, którego zjazd.. sama wiesz, jak to jest. – Cukrowy zjazd sprawiał, że człowiek się przymulał a na to Eve nie mogła sobie pozwolić. – Jako dziecko też nie lubiłam słodyczy. Dasz wiarę? – zaśmiała się i pokręciła głową. – W tej kwestii rodzice nie mieli ze mną problemu. – W ogóle uważała się za świetną dziewczynę, która nie dała w kość swym staruszkom. Nie do czasu zaginięcia Isabelli. Po tym wszystko się zmieniło. – Masz plany na dzisiaj? – zapytała kontrolnie świadoma, że obie dużo pracowały. Teraz obie miały chwilę dla siebie, ale jeden telefon wszystko mógł zmienić.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Rok 2007 miał przecież miejsce całe wieki temu. To mniej więcej w tamtym czasie Warren działała już jako przemytnik, w różnych krajach, razem z Leah. Oczywiście, nawet nie wspominała o tym Paxton. Miała wrażenie, że gdyby tylko się o tym dowiedziała, kompletnie zmieniłaby swoje podejście, a przecież… żadna z nich nie wspominała o żadnym, większym zobowiązaniu.
- Dziesięć lat temu? - zmarszczyła brwi, zerkając na Eve, znad przygotowywanych do tostów składników. - Tym bardziej zasługujesz teraz na odpowiedni urlop.
Z pewnością przepracowywanie się sprzyjało generowaniu krótszego życia. Val nawet nie zastanawiała się, co zrobi, gdy „przejdzie na emeryturę”. Wolała traktować to jak bardzo odległy scenariusz, który może, ale nie musi się wydarzyć.
Uśmiechnęła się krótko, wraz z nieznacznym uniesieniem brwi, słysząc o bardzo wyczerpującym maratonie. Cóż, raczej żadna nie narzekała na taki obrót sprawy.
Następny temat, związany bezpośrednio z ciotką, sprawił, że nieco bardziej skupiła się na krojonych pomidorach, bezwiednie kiwając głową. Nie planowała przedstawiać Eve swojej rodzinie, bo tak naprawdę nawet nie były razem. Nie tworzyły żadnego związku, więc czemu Paxton miałaby się angażować w pomoc Aubree? Była przecież dla niej zupełnie obcą kobietą.
Lepiej potraktować te słowa, jako luźną sugestię. Gdyby Val nie była powiązana z Eve w tak bezpośredni sposób, być może przystałaby na zorganizowanie psa. W aktualnym przypadku, nie wyglądałoby to zbyt profesjonalnie. Zupełnie, jakby chciała wyciągnąć zniżkę, albo to Paxton chciała się jakoś zrewanżować w ten sposób.
- Brzmi nieźle - przyznała, na chwilę odcinając się od szczegółów, związanych z wprowadzeniem tego pomysłu w życie. - Pogadam z nią o tym, przy następnej okazji, może da się przekonać.
Dziwnie by się jednak czuła z myślą, że zorganizowała ciotce psa opiekuna, wytresowanego przez swoją… koleżankę? Im dłużej o tym myślała, tym większe wyrzuty sumienia ją dopadały. Pomysł Eve brzmiał świetnie i wydawał się bardzo pomocny, ale cóż z tego, skoro Warren wciąż tkwiła w tym przedziwnym stanie ograniczonego zaufania, będącego pozostałością po poprzednim związku. Razem z Mią były już zaręczone, więc rozchodziło się o coś poważnego, a jednak, na samym końcu perfidnie zagrano jej na nosie, co traktowała, jako swoją największą porażkę. Opuściła gardę i dostała po tyłku, kiedy nawet się tego nie spodziewała. Wstyd.
- Zamiast cukierkami, przekupywano cię truskawkami? - złapała w końcu za lżejszy temat, sprzyjający wymianie spojrzeń. Skoro Paxton już jako dziecko nie przepadała za słodyczami, musiało istnieć coś innego, co uwielbiała.
- Mimo wszystko, musiałaś lubić chociaż lody, przyznaj. To byłoby zbyt podejrzane, gdybyś ich nie lubiła. Jeśli nie słodkie, to takie dla starych ludzi… jak one się nazywały? - zmarszczyła brwi, przekładając pokrojone pomidory na bok.
- Bakaliowe - parsknęła z rozbawieniem, wyobrażając sobie dziecko, zajadające się lodami z orzechami i rodzynkami. Taki egzemplarz trafiał się chyba raz na milion i być może Eve nim była.
- Wieczorem muszę podrzucić bratu kilka drobiazgów do wypożyczalni - odpowiedziała, bez cienia zająknięcia. W rzeczywistości, musiała dostarczyć przewieziony przez brata towar, do pewnej adresatki. Eve nie musiała znać wszystkich szczegółów. Nawet lepiej, aby nie wiedziała czym dokładanie parała się Warren.
- Czemu pytasz? Masz dla mnie jakąś propozycję?
Toster wyrzucił z siebie przypieczone kawałki, oczekujące na nałożenie świeżo pokrojonych składników. Mozzarella, czerwona cebula, pomidor i trochę dojrzewającej szynki to już śniadanie prawie na bogato.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tylko bądź naprawdę przekonująca. Tak bardzo-bardzo. – Warren bywała uparta, ale Eve zauważyła, że czasami wolała odpuścić niż się kłócić. To miłe, bo konflikty nie były niczym przyjemnym, a jednak czasami potrzebnym do zrozumienia paru spraw. – Dodatkowo będzie miała towarzysza i to takiego najbardziej lojalnego, który będzie ją kochać tak po prostu. – Nie było co ukrywać, że Paxton uwielbiała psy. Ba, często szanowała je bardziej od ludzi, bo były wierne, lojalne i naprawdę kochały kogoś za nic. Na dodatek ich inteligencja zwalała z nóg i okazały się bardzo przydatne w czymś, co przy śmierci Isabelli zawiodło; w poszukiwaniach. Oczywiście nie w każdej sytuacji były one przydatne, bo przy porwaniach ciężko mówić o możliwości odnalezienia kogoś chyba, że w formie zwłok. Tylko, że Paxton tym się nie przejmowała. Uważała, że nawet martwe ciało było sukcesem. Nie takim jaki ktoś by chciał, ale czy zamartwiająca się (choćby od lat) rodzina zasługiwała na święty spokój? Na możliwość pochowania bliskiej osoby? Uważała, że tak. Nawet jeśli samo ciało to nie wszystko, bo w niektórych przypadkach istniał również sprawca, ale akurat on nie był jej celem. Od tego była policja.
- Tak jakby.. – Widać było, że próbowała migać się od odpowiedzi. – Obiecaj, że nie będziesz się śmiała. – Wyczekująco spojrzała na Val aż ta kiwnęła głową, chociaż Eve jej nie wierzyła. Czuła, że tamta i tak się zaśmieje (bo było z czego). – Uwielbiałam cytrynę. Nie jadłam pomarańczy ani mandarynek. O nie. Ja szamałam cytrynę. – Była dziwnym dzieckiem, ale nigdy tego nie ukrywała. Nawet teraz uważała się za nietypową kobietę, a na pewno daleko jej było do bardzo kobiecej odsłony. Rzadko ją można było zobaczyć w sukience albo na obcasach, nie malowała się jakoś specjalnie i jak trzeba było to stanęła w czyjejś obronie, jak rasowy alfa. Trochę taka z niej chłopczyca, chociaż nigdy nie lubiła tego określenia. – Hej, nie śmiej się. – Wycelowała w kobietę palec. – W młodości na pewno też miałaś jakieś dziwactwa. – Nie ukryje się albo raczej miała teraz wyznać swoje grzechy, bo inaczej czekała ją kara za złamanie obietnicy. Oj, będzie surowa.
- Masz mnie, lubiłam lody, ale – fuj – nie z rodzynkami. – Najlepsze były sorbety, ale i tak nie jadała ich zbyt wiele. – Lody bakaliowe na pewno wymyślił jakiś psychopata. – Zaśmiała się sięgając po czajnik z wrzątkiem, którym zalała wybraną wcześniej herbatę sobie oraz Val. Pomimo tego, że sypiały ze sobą od pół roku nadal nie czuła się na tyle pewnie aby móc wchodzić kobiecie w drogę podczas przygotowania posiłku. Nadal nie znała jej nawyków, bo zazwyczaj spotykały się na gotowe, uprawiały seks i musiały wracać do swoich obowiązków. Rzadko jadały razem śniadanie albo je przygotowywały, więc nie wiedziały na ile któraś z nich wolała być samodzielna w gotowaniu. Właściwie dopiero teraz Eve zaczęła się nad tym zastanawiać, ale uznała, że to niepotrzebne komplikowanie czegoś, co było proste i przyjemne.
- Sama nie wiem. – Wzruszyła ramionami odwracając się tyłem do blatu, o który obrała się pośladkami. – Skoro tak bardzo naciskałaś, żebym wzięła wolne, to może zrobię sobie je dzisiaj? – Niewielka sugestia świadcząca o tym, że mogłaby zostać i obie wykorzystałyby ten dzień w przyjemny sposób. Nie miała żadnych oczekiwań. Nie zdziwiłaby się, gdyby Val odmówiła, bo do tej pory nie spędzały razem aż tyle czasu. To było dużo, jak na ich nieopisany układ, ale tak naprawdę Eve nie spodziewała się, że ów propozycja wypali. Owszem, mogły spędzić ze sobą trochę czasu, ale czuła w kościach, że prędzej czy później dostanie telefon w sprawie pracy i go nie zignoruje.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Wiedziała już, że nie da rady być mocno przekonująca w kwestii zorganizowania dla Aubree psa, szkolonego dodatkowo przez Paxton. Do tego musiałaby wpierw przekonać samą siebie, a z aktualnym podejściem, to brzmiało jak bardzo mozolny wysiłek.
Dobrze, że przynajmniej psy potrafiły być w pełni lojalne i oddane swoim opiekunom. Wśród ludzi podobne cechy zdawały się zanikać, o czym Warren niestety miała okazję się przekonać na własnej skórze. To nie powinno zmieniać jej podejścia, chociażby względem Eve, a jednak, coś było na rzeczy. Obawiała się otwarcia przed drugą osobą, dlatego dawkowała wszelkie informacje na swój temat. Być może, dzięki temu nie doświadczy ponownie tego, co zafundowała jej poprzednia partnerka. Ograniczanie się do cielesności i ostrożność były bezpieczniejsze.
Lekko zaskoczyła ją informacja o uwielbieniu Eve względem cytryn, ale nie miała powodów, aby się z dziewczyny nabijać.
- Musiałaś w takim razie bardzo lubić kwaśne rzeczy - wywnioskowała, z niewielkim, sympatycznym uśmiechem na twarzy. - Totalnie to rozumiem. Też mi się zdarzyło zejść czasami plasterek cytryny z cukrem, tak zupełnie bez niczego.
To, że większość dzieciaków krzywiła się za sprawą kwaśnego smaku, wcale nie świadczyła o tym, że nie istnieli smakosze tego owocu. Dla niektórych cytryna była do przyjęcia tylko w herbacie, albo do skropienia kilku dań, a dla reszty stanowiła niezłą przekąskę, bogatą w witaminę C. Ile ludzi, tyle upodobań.
Właściwie, nie dostrzegła u siebie większych dziwactw, występujących w czasie młodości. Zdarzyło jej się kilka razy zjeść jajka z ketchupem, ale to raczej nie było nic szczególnie ekstremalnego. Może, gdyby miała w zwyczaju chrupać surową cebulę niczym jabłko, zabrzmiałoby to bardzo nietypowo. Oto sposób na skuteczne zwiększenie odporności, już w wieku dziecięcym.
- Nigdy z własnej woli nie kupiłam lodów bakaliowych - dodała, odwzajemniając uśmiech Paxton. Nie pamiętała też, aby ktokolwiek wysłał ją do sklepu z życzeniem „kup proszę bakaliowe lody”. Ludzie, którzy tak mówili po prostu nie istnieli, albo parali się seryjnym mordowaniem. To już bardziej przystępnym smakiem były lody o smaku gumy balonowej, albo innego sernika (bez rodzynek oczywiście).
- Myślę, że to świetny pomysł - uznała, słysząc o rozpoczęciu jednodniowego urlopu. - Chociaż wydaje mi się, że powinnaś pomyśleć o co najmniej kilku dniach. Odpoczynek i regeneracja są bardzo ważne.
Podkreśliła końcowe słowa uważnym spojrzeniem, kończąc składanie pierwszego tosta, wypełnionego po brzegi dodatkami. Chwyciwszy za jeden z nich, podeszła do Eve, subtelnie podsuwając jej pod nos przygotowany specjał.
- Spróbuj.
Wolała znać zdanie Paxton, zanim przygotuje w podobny sposób całą resztę tostów. Użyła dodatkowo kilku przypraw, takich jak odrobina ziół od Aubree i nieco pieprzu. Czasami, gdy miała nieco więcej czasu dla siebie, starała się udoskonalać sprawdzone przepisy, nieco bardziej je poodrysowywać, bo przecież jedzenie to bardzo przyjemna czynność.
Nie zamierzała również zapominać o Jello, przyczajonej niedaleko drugiego blatu.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- To dobrze, bo w innym wypadku musiałabym się zastanowić, czy z tobą sypiać. – Lody bakaliowe były wyznacznikiem wszystkiego, acz gdyby Paxton wpadła po uszy, mogłaby przymknąć oko na smakową zniewagę. Teraz jednak było inaczej, bo jak sama powiedziała „sypiały ze sobą”. Ciężko określić w czym obie tkwiły, bo oczywistym była intymność, którą się raczyły. Cała reszta jednak stała pod znakiem zapytania i wydawała się być dla nich bardzo wygodna. Żadna z nich bowiem nie poruszała tematu łączących ich relacji, acz gdzieś tam z tyłu głowy Eve podświadomie traktowała to jako coś na wyłączność. Że skoro sypiała z jedną osobą to nie szła w ramionach kogoś innego.
Była lojalna jak pies. Wystarczyło dać jej smakołyka (hehe).
- Niby to wiem, ale.. – Bała się, że dopadną ją demony. Te same, które stłumiła chodząc na terapie. Powinna to robić dalej, ale nie miała czasu ani – szczerze – chęci na regularne wynurzanie przed psychiatrą. Uważała, że sobie radziła. Praca dawała jej poczucie celu, zaangażowania i przede wszystkim dzięki niej nie miała czasu na myślenie. Nie zastanawiała się nad przeszłością, bo miała wiele rzeczy do zrobienia (tu i teraz). O tym jednak nie chciała mówić Warren, dlatego zmieniła wersję: - ..za bardzo kocham swoją pracę. – To nie było kłamstwo. Uwielbiała to co robiła i cieszyła się, że odnalazła swoje miejsce wśród wielu możliwości zarobkowych. Nie zmieniłaby jej na nic innego.
Uważnie, jakby właśnie podsuwano jej pod nos coś nietypowego, spojrzała na tosta, a potem na Val ku której posłała delikatny uśmiech. Nie wahała się zbyt długo. Wgryzła się w przygotowaną kanapkę i chwilę rozkoszowała eksplozją różnych smaków.
- Mmm pychota. Zaklepuje. – Odebrała tosta i obdarowała kobietę krótkim buziakiem w kącik warg w ramach podziękowań za śniadanie. – Skoro nie masz dzisiaj planów, to może skoczymy razem za miasto? – Mała wyprawa w ramach odpoczynku brzmiała bardzo dobrze i byłaby nią, gdyby nie dźwięk dzwonka telefonu Paxton. Słysząc go od razu jęknęła, westchnęła i zrobiła minę, jakby ktoś ją za coś ukarał. Tak – kochała swoją pracę – ale skoro już jakimś cudem postanowiła zrobić dzień wolnego to wszechświat mógłby jej wysłuchać. – Może to nic pilnego. – Tosta nie zostawiła. Wzięła go ze sobą dłuższą chwilę szukając telefonu w sypialni. Widząc numer miejscowego komendanta straciła wszelkie nadzieje na zrealizowanie dzisiejszego planu (tego nagłego zrywu o wolnym dniu).
- Czy to pewny cynk? – zapytała po wysłuchaniu wszystkiego, co miał do powiedzenia mężczyzna. Znów wgryzła się w tosta i z telefonem powoli kierowała się z powrotem do kuchni. – Teoretycznie mogłabym tam być za pół godziny. – Dostrzegając wzrok Warren przewróciła oczami na znak, że właśnie oto oficjalnie zawracano jej tyłek. – W takim razie spotkamy się na komisariacie a potem pojedziemy do portu. – Jeszcze chwilę trzymała słuchawkę przy uchu, aż rzuciła krótkie „Do zobaczenia” i odłożyła telefon na blat. – Niestety z mojego wolnego nici. – Z niezadowoleniem zjadła resztkę tosta licząc na kolejną porcję. Skoro już miała dostęp do jedzenia, to zamierzała z niego skorzystać. – Może spotkamy się później? Wieczorem, jak już ogarniesz sprawę z bratem? – Nie była pewna, ile potrwa dzisiejsze zadanie. Równie dobrze cynk mógł być lipny i będą czekać na porcie dobrych parę godzin. Coś najwyraźniej było na rzeczy, skoro policja postanowiła to sprawdzić.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Mimo wszystko, mam nadzieję, że będziesz się oszczędzać - to szczególnie praca, którą się lubiło mogła szybko pochłaniać mnóstwo godzin, równolegle z wysysaniem energii. - Nie obraziłabym się, gdybyś pewnego razu zasnęła w trakcie, ale sama wiesz…
Kątem oka zerknęła na Eve, powstrzymując się z krótkim szturchnięciem. Paxton powinna tu i teraz zarzec się, że nigdy przenigdy do podobnego wypadku nie dojdzie, bo tak bardzo będzie dbać o swoje potrzeby fizyczne. Głównie te, związane z odpoczynkiem ale nie tylko, wiadomo.
- Masz na myśli miasto w Lorne? - zapytała dla pewności, po odebraniu krótkiego buziaka i przystąpienia do składania kolejnego tosta. Raczej nie wstydziła się wychodzić w świetle dziennym na miasto z jakąś panną. Miała w głębokim poważaniu co ludzie myśleli na temat jej upodobań i nigdy się specjalnie nie ukrywała. Z drugiej strony, daleko jej do głoszenia haseł o równości małżeńskiej czy czegoś tego pokroju. Robiła swoje i nigdy nie angażowała się poza pewien poziom. Nie widziała ku temu większego powodu (przynajmniej na tym etapie). Być może, gdyby w jej życiu nieco się pozmieniało, zmieniłaby podejście na tej płaszczyźnie. Póki co, ograniczała się do zwyczajnego bycia sobą, co uwzględniało spotykanie się z kobietami w miejscach publicznych, bez potrzeby ukrywania tego przed rodziną, znajomymi czy innymi mieszkańcami. Niektórzy z sąsiadów lubili co prawda plotkować, ale to ani trochę nie obchodziło Warren. Bynajmniej nikt również nie powiedział jej prosto w twarz, że najlepiej to powinna manifestować swoje upodobania w zaciszu własnego domu. Żyła w zupełnie jawny, nieskrępowany sposób, a jednak pomyślała, że wyskoczenie do Cairns byłoby nieco bardziej „bezpieczne”. Nie chciała przypadkowo spotkać swoich braci, albo ciotki, którym później wręcz musiałaby przedstawić swoją towarzyszkę. Za nic by się nie wybroniła hasłem „to moja koleżanka”, nie jeśli zachowywałyby się publicznie w sposób podobny do tego, prezentowanego w kuchni.
- Nie odbieraj - podpuściła cicho, ale Eve była szybsza. Cóż, w profesji treserki i przewodniczki, takie telefony to norma. Szkoda tylko, że czasami to właśnie mundurowi kręcili się pod nosem Paxton. To już nieco komplikowało ich relację, a raczej znacznie by ją pogorszyło, gdyby pewne fakty z życia Val wyszły na światło dzienne. Ukrywała swoje mniej legalne interesy przed kobietami, z którymi nie wiązała dłuższych, poważniejszych relacji. Eve początkowo miała być miłą historią, skupioną na fizycznym przyciąganiu, jednak w miarę upływu czasu zaczynała się niejako wkradać do rutyny Warren. To sprawiało, że Val znalazła się w kropce. Nie była gotowa na kompletną szczerość, ale jednocześnie nie chciała kończyć tej relacji, opartej raczej na jednej, całkiem przyjemnej rzeczy.
Skończywszy składanie reszty tostów, przy dojadaniu swojej porcji nadstawiła uszu, słysząc o cynku. Musiało się zapowiadać na pracę dla niebieskich hipokrytów. Robiło się gorąco i niestety nie miało to większego związku ze skąpym strojem Paxton, na którym Val zawiesiła chwilowo wzrok.
Już za pół godziny?
Ściągnęła brwi, dostrzegając niezadowolone spojrzenie Eve. Przecież mogłaby to olać; gdyby jej naprawdę zależało na wspólnym spędzeniu tego dnia, dałaby radę spławić cwaniaczków. Chyba musiały pozostać na tym niestabilnym etapie, z mocnym prawdopodobieństwem na tendencję spadkową.
Chwila... będą węszyć w porcie?
Nieprzyjemne ukłucie niewidzialnie przeszyło mostek Val, stawiając czujność w tryb pełnej gotowości. Możliwe, że pozostawiła coś z poprzedniej wyprawy. Zawsze tego pilnowała, ale co jeśli coś kompletnie wypadło jej z głowy, z powodu chwilowego zamyślenia w temacie Eve? Nie mogła ryzykować.
- Współczuję ci. Znając ich metody, będziesz skazana na siebie - mruknęła, obgryzając chrupiącą skórkę przy toście. Nawet te jakże wytworne danie nie potrafiło przynieść rozwiązań portowych wątpliwości.
- Nie wiem tylko jak długo mi zejdzie - westchnęła, mając na myśli sprawę z bratem. Kto wie czy przez to zamieszanie z glinami węszącymi po porcie, nie będzie musiała improwizować.
- Pisałabyś się mimo to? - pociągnęła dyskretnie za koszulę Eve, pilnując przy okazji dystansu. Skoro już miała okazję, żeby trochę się podroczyć, zamierzała z niej skorzystać. Mogłyby jeszcze przez chwilę pociągnąć to, co razem wyprawiały w sypialni. Warren nie była jednak do końca przekonana co do wspólnego wyjścia, szczególnie teraz, po usłyszeniu urywku rozmowy. Jeśli jednak zajdzie taka konieczność, łatwiej będzie wyciągnąć z Eve pewne informacje na temat okoliczności organizowania psów tropiących. Nie chciała udawać, ale to wszystko zaczynało się komplikować bardziej, niż mogła podejrzewać. Dobrze też, że potrafiła maskować niektóre odczucia czy aktualne emocje.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie wszyscy są tacy źli. – Starała się nie generalizować. Wiedziała, jaki ludzie mieli stosunek do policji. W Lorne Bay mało kto za nimi przepadał i być może w innych miastach także. Bywali chamscy, leniwi, niekompetentni, niecierpliwi, znudzeni i seksistowscy, ale nie wszyscy. Jak zauważyła Eve, nie każdy z nich to palant. Zdarzali się ci bardziej ogarnięci i otwarci, acz przy jej nietypowej profesji zazwyczaj trzymali dystans. Nie wszyscy wierzyli psom i jakiejś babie. W większych miastach policja miała własne psy (część nawet trenowała Eve), ale pomimo coraz większego zaangażowania czworonogów w prace na rzecz społeczeństwa, wciąż było wielu sceptyków nieakceptujących ich pracy. To głównie oni byli wrzodami na ładnym tyłku Paxton. – Dziś czeka mnie praca incognito, więc może wyhaczę sobie jakiegoś w miarę ogarniętego partnera. – Stąd też jej podróż na komisariat. Miała tam się stawić, ustalić plan, dowiedzieć co i jak, a potem udawać parę z jakimiś policjantem. Najlepiej to nie rzucać się w oczy. – Nie przepadam za tym, ale to jeszcze nie koniec świata. – Wolała oficjalną pracę zapewniającą całkowite bezpieczeństwo. Udawanie kogoś innego z jednym policjantem u boku to kiepski biznes, bo nie ufała ludziom a co dopiero mężczyźnie, z którym będzie musiała udawać zażyłość. Prędzej obroni ją pies niż on; tak czuła.
Zerknęła na tosty zrobione przez kobietę i poczuła, że zje jeszcze co najmniej dwa. Jak już miała okazję, to jadła dużo, ale rzadko. Niestety to drugie często zdarzało się bez pierwszego, bo oszczędzała, dużo kasy wkładała w rozbudowę hali i psy, które też kosztowały. Rezygnowała więc z takich potrzeb jak jedzenie albo stawiała na kaloryczne acz małe posiłki (które wchłania w tak zwanym międzyczasie).
- Wiesz co lubię robić wieczorami. – Uśmiechnęła się zawadiacko sugerując, że wypad do miasta mogły przełożyć na kiedy indziej. Skoro dzisiaj miały ograniczony czas to mogły chociaż spotkać się na to co lubiły najbardziej. – Mogę wpaść i wreszcie wypróbować twój prysznic. – Po całym dniu na pewno jej się przyda. Po wszystkim na pewno wróci do siebie. Nie tylko ze względu na psy i pracę, która wymagała od niej, żeby jednak na zbyt długo nie znikała z ośrodka. Po prostu już taki miały układ. Bardzo rzadko zostawały u siebie na noc. Głównie z powodu wygody, ale też tego, bo dzielenie jednego łóżka zbyt długo mogło sugerować coś, o czym jeszcze nigdy nie rozmawiały. – Co ty na to? – Zrobiła krok, lecz Warren się odsunęła. Nie z niechęcią a z jasnym przekazem „Tak łatwo mnie nie dostaniesz”. – Przytulas? – Brzmiało dziwnie w ustach Paxton. Ta kobieta nie przytulała się chyba że podczas seksu. Nie miała tego odruchu. Mogła czynić różne gesty, ale te były bardziej zaczepne niż czułe, jak objęcie kogoś, czego nie doświadczyła po istotnej w jej życiu tragedii. Przez to nie wypracowała w sobie odruchu obejmowania kogoś, przytulania na powitanie albo robienia tego tak po prostu. Mogła co najwyżej objąć kogoś, żeby usta miały bliżej do skóry a dłoni do bielizny.
Eve coś kombinowała i choć miała mało czasu to mogła sobie pozwolić na parę porządnych pocałunków.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
To prawda - nie wszyscy policjanci byli źli. Niestety, ci stojący najwyżej w hierarchii cechowali się większym kombinowaniem i naginaniem rzeczywistości dla własnych korzyści. Najgorsze było to, że ubierali swoje kłamstwa w płaszczyk sprawiedliwości. To pewne, że bez organów ścigania zapanowałby kompletny chaos, nie mniej, Warren o wiele bardziej szanowała szarych obywateli ze straży sąsiedzkiej, niż tych umundurowanych chuliganów. Wciąż jednak miała na myśli cwaniaków z kierownictwa. Losowy świeżak nie miał pojęcia o tym, co działo się na wyższym poziomie zarządzania.
- Incognito? - powtórzyła, próbując wyciągnąć nieco więcej szczegółów co do akcji. Nie chciała bezpośrednio pytać o port i okoliczności poszukiwania właśnie tej lokacji, bo to mogłoby już wzbudzić pewne podejrzenia.
Mimo wszystko, powinna poinformować Vasilija. O tej porze facet lubił zaszyć się w jakiejś szemranej knajpie, albo innej melinie, doprawiając przy okazji alkoholem. Pomimo to, nigdy nie widziała go pijanego. Albo był zaawansowanym alkoholikiem, co bez przynajmniej ułamka promila nie mógł funkcjonować, albo zwyczajnie dobrze się z tym wszystkim krył, zachowując sprawność, refleks i inne umiejętności.
Musiała się pilnować nieco bardziej w towarzystwie Eve. Jeśli okaże się, że razem z policjantem znajdą coś ciekawego w pobliżu łodzi, na horyzoncie pojawi się całkiem zasadna obawa o ponowne wylądowanie za kratkami. Na to nie mogła sobie pozwolić. Mając na uwadze jej poprzednie przewinienie, które swoją drogą miało niewiele wspólnego z prawdą, tym razem mogłaby posiedzieć nieco dłużej. To nic przyjemnego, zwłaszcza, że na wolność wyszłaby dopiero po czterdziestce (o ile miałaby szczęście).
- Musisz tylko wziąć pod uwagę jedną rzecz - zaznaczyła, przy wzmiance o prysznicu. - W późnych godzinach kończy się ciepła woda.
Trochę koloryzowała, bo przecież wodę podgrzewał boiler w piwnicy, ale tego Paxton nie musiała wiedzieć. Jak na razie nie miała przyjemności zwiedzania podziemi, a sama dzielnica uchodziła raczej za tajemniczą i odciętą od reszty świata. Val cudem udało się zamontować w chacie internet i odpowiednio podrasować go, aby nie gubił co chwilę zasięgu. Przy obfitych deszczach, albo porywistych wiatrach nie było sensu korzystać z sieci.
Z cieniem wątpliwości spojrzała na Eve, proponującą przytulenie. Nie zdarzało się, aby zbyt często praktykowały ten gest, zarówno w formie powitania, jak i pożegnania. Zapowiadało się na potencjalne, ukryte intencje, które Warren chciała zgłębić. Odchodząc od blatu, o który wcześniej się oparła, podeszła nieco bliżej Paxton. Jedną dłonią otoczyła ją na wysokości pleców, zaś drugą odgarnęła ciemne włosy odrobinę na bok, celem objęcia wargami odsłoniętej szyi. Była szybsza, co skomentowała stłumionym parsknięciem, nie spiesząc się ze zwiększeniem dystansu. Nikt przecież nic nie mówił o natychmiastowym wychodzeniu z chaty.
- Nie śpieszno ci do tego policjanta? - zapytała zaczepnie, gdy już oderwała usta od delikatnej skóry, nie przestając obejmować kobiety. - Jeszcze trochę, a uznam, że zamknę cię w sypialni na całą resztę dnia,
Wtedy miałaby pewność, że żaden mundurowy nie będzie węszyć w porcie. Chętnie podjęłaby się tego niecnego planu sabotażu, ale znała Eve na tyle, aby przewidzieć jej pełne zaangażowanie w sprawę. W kwestiach pracy Paxton była raczej poważna i nie zanosiło się na odpuszczenie roboty. Wielka szkoda.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Cwany uśmiech, z którym otworzyła ramiona, zamienił się w zadowoloną radość pod wpływem ciepłych warg na swej szyi. Przymknęła oczy wraz z głębszym wdechem i choć miała obowiązki, to nikt nie zabroni jej odrobinę się spóźnić.
- Co powiesz na piętnaście minut? – Góra dwadzieścia i dwa tosty na wynos. Inaczej Paxton nie przeżyje reszty dnia, bo znając życie to będzie jej jedyny posiłek aż do kolacji, którą przywiezie do Warren. – W tym czasie można zrobić wiele przyjemnych rzeczy. Między innymi to jak utrzymać ciepło pod strumieniem zimnej wody. – Pokiwała głową tym gestem chcąc przekonać Warren, że miała rację. Taką rację, że nic tylko się zgodzić i brać w całości (dopóki dają). Korzystając z bliskości i okazji wpiła się w wargi Val. Rozchyliła je pogłębiając pocałunek wraz z którym zaczęła robić drobne kroczki w stronę sypialni. Miały mało czasu, więc warto postawić na wygodę, komfort i łatwiejszy dostęp do wszystkich partii ciała, chociaż kuchenny blat również kusił (tylko szkoda tostów, które mogłyby przy tym ucierpieć).
Paxton nie za wiele się myliła. Poszło gładko i sprawnie. Było lepiej niż czekającą ją praca incognito, co wcześniej potwierdziła wyjaśniając, że będzie musiała udawać parę z jakimś policjantem. To nie było łatwe, ale kasa nie brała się znikąd. Czasami należało zacisnąć zęby i zrobić swoje bez względu na to co się myślało na dany temat.

Dzisiejszy wiatr smagał tak mocno, że musiała schować się w aucie przez przednią szybę obserwując jak policja odprowadza skutego delikwenta.
Paxton wraz funkcjonariuszem Wesleyem przed dwie godziny czaili się w okolicach portu. Udawali, że byli na spacerze, podziwiali łodzie, robili zdjęcia, rozmawiali z właścicielami niektórych jachtów i przede wszystkim kręcili się wokoło w oczekiwaniu przybycia konkretnego ładunku.
To męczyło Eve. Nie zawsze godziła się na tego typu robotę, bo uważała się za kiepską aktorkę i przede wszystkim wprawiała Jello w dysonans, kiedy sama musiała obejmować Wesleya. Psy wyczuwają emocje i choć Paxton starała się je mocno tłumić, to nie potrafiła tak dobrze kryć się z niechęcią z jaką przyjmowała „obłapianie” przez policjanta. Udawane i bez przekraczania granic, ale nie lubiła być nadmiernie dotykana przez kogoś, kogo wolałaby widzieć z dala od siebie (najlepiej na kilometr). Nawet jeśli Wesley był grzeczny, to nie czuła się z tym dobrze, co wybijało Jello z rytmu; nie wiedziała czy ma dalej pracować czy jednak rzucić się na nieznajomego stojącego obok jej pani. To ogromny dylemat.
Na szczęście już było po wszystkim. Jello z daleka wyczuła, że coś było nie tak z łódką zbliżającą się do portu. Paxton w porę ją uspokoiła aby psina nie ciągnęła ich w tamtą stronę, zaś resztą zajęła się policja. Wyskoczyli z różnych miejsc i wpadli na łódź jak na wielką imprezę szybko zgarniając towar, który nawet nie był jakoś specjalnie ukryty.
Ktoś sądził, że w tak małym miasteczku nigdy nie wpadnie a tu proszę – niespodzianka.

Eve
Co za żmudna robota. Już po wszystkim.
Daj znać, kiedy będziesz w domu. Załatwię jeszcze parę spraw.


Odłożyła telefon na bok i spojrzała na radiowóz, a potem bardziej na lewo, na jakiegoś faceta patrzącego na to całe zamieszanie. Nie miała pojęcia, że to niejaki Vasilij. Nie znała gościa; nie widziała jego zdjęcia ani nigdy Warren o nim nie wspominała. Był po prostu facetem na porcie, którego kopnął zaszczyt bycia świadkiem złapania przemytnika.
- Spisałaś się, Jello. – Odwróciła się aby spojrzeć na tylne siedzenia, na których leżała psina i po chwili odpaliła silnik.
Pora ruszyć dalej, a potem do chatki Warren.

Zgodnie z tym co planowała, po drodze zajechała po kolację. Nic wytwornego, ale też żaden podrzędny fast food. Zdążyła też zostawić Jello w domu, nakarmiła resztę psiaków, sprawdziła czy wszystko było w porządku i dopiero wtedy mogła jechać do Val, z którą była umówiona na dokończenie tego co zaczęły rano. Nastawiała się na dobrą zabawę bez nocowania, bo jutro miała kolejny pracowity dzień, ale to nie umniejszało chwilom przyjemności, którym obie się oddawały. To było miłe i na swój sposób uzależniające zwłaszcza, że Eve była lojalną osobą. Nawet bez nazwania czegoś była na swój sposób wierna i skoro już miała stałą partnerkę do seksu, to przy niej zostawała. Po co miała szukać gdzie indziej, skoro tutaj miała full pakiet? Obie wiedziały czego chciały i dobrze się przy tym spisywały, więc po co coś zmieniać? Paxton podobało się tak, jak było i z rosnącym pragnieniem zbliżała się do chatki w Tingaree.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Musiała wybierać numer Vasilija przynajmniej cztery razy, aby w końcu raczył odebrać.
- Dzisiaj zamierzają szperać w porcie. Na pewno wszystko jest załatwione?
Nagły huk, połączony z białoruskim przekleństwem rozległ się w głośniku. Dzień jak co dzień.
- Posprzątaliśmy po ostatnim razie, nie musisz się martwić - odpowiedział jej lekko niedbały głos, z naleciałością rosyjskiego akcentu. - Musimy za to zmienić miejsce odbioru towaru.
- Coś się stało?
- Przez tych węszących gliniarzy, musimy to zrobić inaczej. Sam odebrałbym przesyłkę i zaniósł w odpowiednie ręce, ale to zbyt ryzykowne. Muszę śledzić akcję osobiście. Wyślę kogoś do ciebie. W tym czasie postaram się skontaktować z Hamishem. Miał dzisiaj płynąć do portu z inną paczką.
- Chcesz kogoś wysłać do mnie? - dobrze zrozumiała? Facet prowadził rozmowę w cholernie chaotyczny sposób, a na domiar złego, do telefonu przebijały się dziwne szumy, zakłócające łączność. Warren wolała raczej traktować chatkę w Tingaree, jako swego rodzaju kryjówkę. Rzecz jasna, do dzielnicy nie mógł się dostać byle kto, a już na pewno nie grupka ewentualnych cwaniaczków, nastawionych na pozbycie się konkurencji. Jedna, niepozorna osoba mogłaby jednak nieźle namieszać, przy wykorzystaniu chociażby broni palnej, albo innych sposobów, prowadzących do śmierci. Pojedynczego delikwenta łatwo przeoczyć w gąszczu drzew i krzewów.
- To sprawdzona osoba. Jutro i tak wylatuje do Rosji, więc będziesz mogła spać spokojnie. Przekażesz paczkę, weźmiesz pieniądze i po wszystkim.
- Piętnaście tysięcy dolarów?
- Dokładnie. Możesz nawet przeliczyć, jeśli zwątpisz.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Jeśli ja coś obiecuję, dotrzymuję umowy, tak? Zawsze.
To prawda. Jak dotąd ani razu, nie wplątała się przez Vasilija w żadne szambo, więc raczej mogła mu zaufać. Lepiej jednak, aby nie praktykowali podobnych rozwiązań w przyszłości.
- Pierwszy i ostatni raz - westchnęła w końcu, niechętnie przystając na ryzykowne rozwiązanie. - To wszystko?
- Wszystko. Osoba, która przyjdzie po paczkę użyje hasła „niespodzianka”, żebyś wiedziała, kto ją przysyła.
- To bardzo… podrabialne hasło.
- Zaufaj mi, będzie dobrze - Vasilij lubił nadużywać tego sformułowania, będącego zdaje się jego ulubionym, angielskim zdaniem. - Wyślij wiadomość po spotkaniu.
- O której mam się spodziewać…
Pik.
Połączenie zostało zakończone, a Warren pozostało westchnąć ciężko, wraz z odłożeniem telefonu na bok. Na logikę, wysłannik Vasilija powinien dotrzeć o tej samej, wyjściowej porze. Jedynie miejsce uległo zmianie, więc cała reszta powinna pozostać w takiej samej formie, prawda?
To się okaże.

Resztę dnia spędziła jak na szpilkach, czujnie obserwując teren wokół domu. Ufała Vasilijowi, przy czym niektóre jego metody bywały dosyć ekstremalne.
Pozostało mieć nadzieję, że zdanie towaru i przejęcie zapłaty pójdzie na tyle sprawnie i szybko, aby nie musiała odkładać spotkania z Eve. Mogłaby to zrobić w tej chwili, aby nie ryzykować, jednak mimo wszystko, nie chciała tego robić. Wciąż było jej mało, chociaż powinna poważnie zastanowić się nad dalszym kierunkiem tej relacji. Jeśli nie potrafiła zaufać Paxton na sto procent, nic poważniejszego z tego nie wyjdzie.
Nie była też w stanie wyciągnąć żadnych szczegółów odnośnie śledztwa w porcie. Pozostało mieć nadzieję, że wspólnik dźwignie wszystko sam, w umiejętny sposób. Nie ma mowy, aby ten stary lis dał się podejść policjantom.


Val
Już jestem na miejscu, poczekam na Ciebie.

Dochodziła już dziesiąta wieczorem, kiedy dostrzegła przed drzwiami postać, najpewniej zapowiedzianą przez Vasilija. Nie była zbyt potężnej budowy, co odrobinę uspokoiło Warren. Nie miała powodu, aby otwierać drzwi, z gnatem za paskiem.
- Hasło? - lekko zmrużyła oczy, potraktowane przez lampkę ogrodową, specjalnie ustawioną na większą moc.
- Niespodzianka - odpowiedziała nieznajoma, bezczelnie mierząca Warren od góry, do dołu. - Będziemy tak stać?
Nie takiego widoku spodziewała się w związku z odbiorem przesyłki. Podejrzewała, że Vasilij wyśle jakiegoś średnio rozgarniętego draba o nieciekawej estetyce, tymczasem…
Ta dziewczyna nie miała więcej niż dwadzieścia-pięć lat, na co wskazywała znikoma ilość zmarszczek i podobnych szczegółów, świadczących o życiowym doświadczeniu.
Przeszła na bok, aby wpuścić nieznajomą do środka. Nie miała czasu na zadawanie zbędnych pytań, dlatego od razu wolała przejść do rzeczy.
- Masz pieniądze? - paczka stała niedaleko kanapy, otoczona ciemną folią. Ważyła mniej więcej piętnaście kilo… ta dziewczyna naprawdę chciała ją targać aż do parkingu, albo i dalej?
- Jezu, wyluzuj, dopiero co weszłam. To i tak cud, że trafiłam, można się zgubić w tej waszej dżungli.
Biorąc pod uwagę wiadomość przesłaną przez Eve, nie miała pojęcia, ile czasu jej pozostało. Nie chciałaby, aby pewne wnioski zostały zbyt szybko wysnute, mimo, że kwestionowała dalsze kontynuowanie relacji.
Widząc, jak nieznajoma bez słowa zajmuje miejsce na kanapie, podeszła bliżej. Co ona kombinowała?
- Miejmy to już z głowy.
- Wolałabym najpierw zapalić.
- Zapalisz sobie na zewnątrz, w drodze na parking. Najpierw kasa.
- Jesteś cholernie niecierpliwa - dziewczyna miała niezły tupet, używając tak bezpośredniego słownictwa. - Chodź tutaj i ją sobie weź.
- Co mam brać?
- Chciałaś kasę - zaznaczyła wolnym tonem, powodując u Warren mimowolny dreszcz ekscytacji. Cholera jasna, nie miała czasu na takie gierki.
- Musiałam ją podzielić i ukryć w kilku miejscach. Zaczynając od… - widząc, jak dziewczyna rozpina guziki przewiewnej, letniej koszuli, wstrzymała oddech.
- Co ty wyprawiasz?
Nieznajoma nawet nie zareagowała na słowa, z gracją rzucając zdjętą koszulę na bok, tuż przed oczami Val, równie sprawie rozpinając górną bieliznę, spod której wysypało się kilka zielonych banknotów.
Pieprzony Vasilij. Niech go tylko dorwie…
- Pięć tysięcy dolarów. Zostało jeszcze dziesięć.
- Zakładaj to z powrotem.
Przez kompletnie zaskoczenie całym tym przedstawieniem, nawet nie zabrzmiała zbyt przekonująco, co skłoniło dziewczynę do wyciągnięcia dłoni w stronę spodni Warren, a konkretnie szczytu uda, odzianego w ciemne dżinsy.
- Słyszysz? - sprawnie złapała kurierkę, za podbródek, na co ta zaśmiała się figlarnie, zbijając Val z pantałyku. Wydawało się, że dziewczyna coś wzięła, o czym świadczyły rozszerzone źrenice i zupełnie niepoważne podejście do tematu. Musiała jak najszybciej uporać się z tą sytuacją, w przeciwnym razie…
- Ciepło…
Zaraz wyjdzie z siebie.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ