neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Mgła niosła w sobie różowo-złote drobinki wschodzącego słońca, niepewnie muskając akrylową nawierzchnię kortu tenisowego, a rozmywając się daleko za nim, na odległych i pagórkowatych polach golfowych. Mężczyzna prześlizgujący się ku linii serwisowej niemal w niej niknął. Nie kontrastował z mętnym zwiastunem poranka ani bladym odcieniem skóry, jasno wskazującym na zawód izolujący go od świeżego powietrza, ani śnieżnobiałym odzieniem składającym się na koszulkę polo, szorty przed kolano, skarpety z beżowym logo Yonex i profesjonalne obuwie. Zmarszczka wstępująca na jego czoło, będąca wyrazem niezadowolenia, kiedy idealnie przystrzyżona, wilgotna od rosy trawa pozostawiła swój ślad na jego Yonexach, nie odwzorowywała jednakże towarzyszącego mu dzisiaj nastroju. Ku zdumieniu nie tylko swoim, a także (gdyby dać im tylko szansę na przekonanie się) każdej osoby przewijającej się przez jego życie w ciągu ostatnich lat, nie odczuwał już tak dojmującej anhedonii, nieopuszczającej go niegdyś na krok. Walter Wainwright, pomijając precedens z mokrą murawą sprzed chwili i nie zważając na absurdalność tego wyrażenia, odczuwał względne s z c z ę ś c i e. Co najbardziej zaskakujące, zdawał się zupełnie tego nieświadomy.
Przekraczając próg umiejscowionego na obrzeżach Cairns klubu, podniósł zagubiony na trawniku kij golfowy, układając go w objęciach jednego z pracujących dla ośrodka tragarzy, upuszczających go chwilę wcześniej. Przytrzymawszy mu następnie drzwi, nie spostrzegł w swym zachowaniu nic nadzwyczajnego — nawet w momencie, kiedy składając odpowiedni podpis w recepcji, posłał młodej, płonącej rumieńcem kobiecie pytanie o jej samopoczucie i wyraził szczerą nadzieję o pomyślny przebieg jej dnia. A kiedy wraz z Jonathanem opuszczali już teren szatni i jakiś nadpobudliwy emeryt trącił ich torbą ze swymi sportowymi przyborami, Walter obdarzył go uśmiechem, a co najważniejsze — i zdecydowanie najbardziej alarmujące — przeprosił. To nie tak, że jego myśli nie zaprzątały żadne zmartwienia; kruche zdrowie Marienne i Ariadny wciąż przebywającej w mieście skutecznie rozpraszały jego uwagę, tak samo, jak twarz brata naznaczona nieustającym frasunkiem i świadomość, że gdzieś tam w odmętach Cairns jego przyjaciel nadal mierzy się ze swym nałogiem. Dziś nade wszystko nękało go także pewne wyznanie, przeznaczone bezpośrednio dla uszu Jonathana, a jednak (póki co) skrzętnie skrywane. Nic jednakże nie było w stanie zgasić w nim tej zadziwiającej iskierki zadowolenia. Której, naturalnie, istnienia wciąż nie uznawał.
Od której strony zaczynasz? — zatrzymawszy się mniej więcej pięć kroków od krawędzi siatki i ułożywszy na specjalnie przygotowanym ku temu miejscu pokrowiec od rakiety tenisowej, butelkę wody i niewielki bambusowy ręcznik, posłał ku młodszemu Wainwrightowi kolejne nietypowe dla siebie pytanie. — Możesz serwować pierwszy — tymi słowami przepełnił miarę podejrzeń, nie pozostawiwszy już żadnych złudzeń — Walter Wainwright postradał rozum. Nigdy, podczas rozgrywanych tu przez przeszło siedemnaście lat tenisowych pojedynków, na jakie przybywali niegdyś wraz z rodzicami, a nawet przez krótki czas ze swymi małżonkami, nie oddał bez walki pierwszego serwisu, ani nawet upodobanej sobie, wychodzącej na północ strony kortu. Teraz jednak zdawał się o tym nie pamiętać. Zapytany, tłumaczyłby tę aberrację długą — sięgającą kilku lat — przerwą od podobnej aktywności sportowej. Dystansem, który najwidoczniej zdążył nabrać. Zwykłą chęcią na rozruszanie zesztywniałego przez codziennie wykonywane operacje ciała, które zazwyczaj skupiało się na ćwiczeniach siłowych. Z całą pewnością nie powiązałby żadnych tych niuansów z wpływem jednej, konkretnej osoby, z którą rozstał się niechętnie niecałą godzinę wcześniej.
Czy ja ci wyglądam jakoś inaczej? — oburzony ton głosu pchnął nagle ku tenisowemu przeciwnikowi tak bezceremonialne pytanie, kiedy starszy Wainwright dzierżąc w dłoni swą rakietę, przyozdobioną na rączce odpowiednią owijką zewnętrzną, by nie odczuwać później na sali operacyjnej dyskomfortu powstałego od możliwego odcisku na dłoni, wpatrywał się daleko poza obszar kortu. Zwróciwszy wreszcie twarz ku sylwetce brata, pokręcił z nieukrywanym rozczarowaniem głową, unosząc niewielkich rozmiarów karteczkę, do niedawna trzymającą się rakiety. Ktoś musiał wrzucić ją do jego pokrowca w szatni. Dziękuję za pomoc przed wejściem. Oto mój numer telefo… dobre sobie. — Nie? No właśnie. Dlaczego w takim razie wszyscy jakby postradali rozum? To oburzające — poskarżył się, przy początkowym pytaniu nie dostarczając Jonathanowi odpowiedniej dozy czasu na odpowiedź, której postanowił udzielić sobie samodzielnie.

jonathan wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
Kardiochirurg — Cairns Hospital
42 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Ciężko powiedzieć, w którym momencie Jonathan spostrzegł, że jego starszy brat zdaje się zachowywać w sposób dla niego nienaturalny. Czy była to tak chwila, w której z własnej inicjatywy życzył recepcjonistce miłego dnia, czy gdy bez wstępnych dyskusji i rzucania monetą, oddał Jonathanowi możliwość wybrania strony kortu. W każdym razie, gdy Walter zaproponował mu serwowanie jako pierwszemu, Jona przestał wmawiać sobie samemu, że wszystko jest tak jak zwykle. Obrzucił brata badawczym spojrzeniem, na krótszą chwilę pozostając w bez ruchu. A, że akurat rozciągał nogę, opierając się o słupek przy siatce, zapewne była to dość osobliwa poza.
- Dobrze się czujesz? - Pytanie to miało na celu zaczepić Waltera, bo Jonathan nawet nie wiedział co też mogłoby być konkretniejszym powodem, dla którego jego brat wydawał się być jakby mniej umęczony życiem i strapiony egzystencją. W ostatnim czasie młodszy Wainwright pochłonięty własnymi problemami i chorobą Marienne, nie poświęcał wystarczającej ilości czasu swojemu bratu, za co sam był na siebie zły. Jednakże pracowali w jednym miejscu i za pewne udawało im się od czasu, do czasu wyjść na wspólny lunch, podzielić jakimiś mniej, czy bardziej ważnymi rewelacjami ze swojego życia. Przynajmniej Jona (tak zakładam) dość często zwracał się do Waltera w sprawie Marianne. Co prawda nie chodziło o żadne medyczne konsultacje, ale gdy podejrzewał nowotwór u Chambers, chyba potrzebował usłyszeć od kogoś bardziej bliskiego, że jeszcze nic nie jest przesądzone. Ostatecznie nowotwór wykluczono, co też zdjęło olbrzymi kamień z serca Jonathana. Zapewne też z tego powodu kardiochirurg wreszcie zaprzestał pogrążania się w smutnej i ponurej rzeczywistości i z przyjemnością, wreszcie stanął na korcie na przeciwko swojemu bratu. Niegdyś było to dla nich tak normalne jak co miesięczne, sobotnie obiady, których tradycję nieco koślawo, ale starali się nadal podtrzymywać. - Kryje się za tym jakiś podstęp? - Dodał kolejne pytanie, aczkolwiek zamierzał skorzystać z okazji i po wzięciu do ręki rakiety, oraz wpakowaniu kilku piłeczek w kieszenie białych spodenek, wybrał lewą stronę kortu i przeszedł na linię serwu.
Nadal nie pojmował co takiego skrywało się za osobliwym zachowaniem brata, ale w zasadzie odpowiadało mu to co widział. Zdecydowanie zbyt długo na twarzy brata dostrzegał strapienie i zmęczenie. Podejrzewał, że tego dnia nie będzie inaczej, tym bardziej, że Adriana nadal była w mieście. Miło więc było się rozczarować, nawet jeśli młodszy z Wainwrightów czuł się nieco zdezorientowany słysząc krótki monolog brata.
- Niespecjalnie, aczkolwiek wydajesz się bardziej... wypoczęty? - Jona nie umiał znaleźć lepszego określenia. W zasadzie mógł podzielić się swoją uwagą na temat strapienia i rozgoryczenia, które zwykł dostrzegać w grymasie Waltera, ale nie chciał przypadkiem urazić brata. Uznał więc, że wybierze mniej inwazyjną ścieżkę. - Kogo masz na myśli mówiąc "wszyscy"? - Dopytał, po czym odbił kilkukrotnie piłeczkę i nie czekając dłużej rozpoczął grę. Krótka wymiana uderzeń zakończyła się zdobyciem punktu przez Waltera, ale Jona uznał to za zadość uczynienie losu względem dobroci i forów jakie okazał mu brat. - Mam robić podchody, czy powiesz mi co tak pozytywnie na ciebie wpłynęło? - Zapytał, nim kolejna piłka miała przerwać im rozmowę na krótki czas. - Na litość, Walter... Przecież widzę, że coś jest na rzeczy, a więc? Adriana się wyniosła? Udało ci się zdobyć na licytacji jakąś horrendalnie drogą i nudną książkę, czy... Poznałeś kogoś? - Ostatnie pytanie rzucił kompletnie od czapy, raczej nieco po złości, bo nie koniecznie interesowało go z kim spotykał się jego brat, póki ten sam nie uznawał, że warto byłoby się podzielić takową sensacją z nim. Zresztą podobnie jak Jonathan. Po rozwodzie nie dzielił się z bratem swoimi miłosnymi podbojami, aż czasu, gdy Mai nie wkroczyła w jego życie z impetem. - Wybacz, ale przebywanie z Marysią ma swoje skutki uboczne. Ona pewnie zapytałaby o to samo - dodał dla usprawiedliwienia, zrzucając nieco odpowiedzialności za swoją śmiałość na bogu ducha winną Marienne. Chociaż tak właściwie to faktycznie pod jej wpływem Jonathan postanowił trochę bardziej podpytać brata o powód jego nietypowego, dobrego samopoczucia.

walter wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Zmarszczone czoło - przypominające teraz zmiętą kartkę białego papieru - najdosadniej oddawało konsternację powstałą od zadanego mu pytania. Bo dlaczego miałby nie czuć się dobrze? - W porządku, dziękuję. A ty? - zapytał ostrożnie, w odpowiedzi także poddając go badawczemu spojrzeniu swoich hebanowych oczu. Źrenice, dotychczas natrafiające na promienie wschodzącego słońca, rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy zwracając twarz ku młodszemu Wainwrightowi, napotkał na jego sylwetkę skrytą w zacienionym obszarze boiska. Z wyciągniętą ku siatce nogą i podobnie czujnym wzrokiem (nikt teraz nie mógłby podważyć ich pokrewieństwa, kiedy obaj tak wpatrywali się w siebie z tym samym wyrazem przenikliwego zaciekawienia zapisanym na twarzy), faktycznie wyglądał zabawnie. Nie podejrzewał nawet, że jego brat w ten sposób starał się nawiązać rozmowę i skłonić go do zwierzeń. Nauczony codziennością, składającą się na solidne mury australijskiego szpitala, wszystkie tego typu pytania krążące wokół stanu zdrowia, traktował śmiertelnie poważnie.
- Podstęp? - powtórzył za nim, do reszty zbity z pantałyku. - Skądże - zapewnił zaraz, a myśli dotychczas zdające się go w pełni pochłaniać, nie pozwoliły teraz doszukać się w tonie głosu młodszego brata tej ironicznej nuty. A potem nadeszła odpowiedź na zadane mu dopiero co pytanie. Wydawał się wypoczęty.
W y p o c z ę t y.
Nie wiedział, jak dokładnie to rozumieć. Odetchnął jednakże z ulgą, że jego domniemana zmiana była tak prozaiczna i nieistotna. - To okropnie nieprecyzyjne sformułowanie, prawda? A jednak większość osób, które mijam, w szczególności te spotykane na szpitalnych korytarzach, zdają się widzieć coś, czego nie widzę tylko ja - oznajmił, nie zagłębiając się już zanadto w przytoczoną sytuację - nie było ku temu sposobności, skoro tenisowa piłka odbiła się od jonathanowej rakiety, ostatecznie gwarantując Walterowi złudną zapowiedź wygranego gema. To czcze marzenie legło jednakże w gruzach w chwili, w której nad boiskiem zawisło zdanie “poznałeś kogoś?” wyrywające z rąk starszego Wainwrighta rakietę. Ta, upadając z głuchym hukiem na akrylową nawierzchnię i przepuszczając piłkę, zamigotała w oczach Waltera niejednoznacznym błyskiem, a w rysach wyryła mu zakłopotanie. - Prawdę mówiąc, nie przeszkadza mi jej towarzystwo. Ariadne, znaczy się. I tak, faktycznie udało mi się kupić niedawno eseje Huxley’a, ale… - urwał, uciszony niespodziewanie powstałą w gardle suchością. Kojarzysz byłego prawnika mojej byłej żony, szefa twojej Marienne i poniekąd swojego sąsiada, prawda? Idiotyczne. - Nie poznałem nikogo. To znaczy poznałem niedawno kilka nowych… Mam na myśli… Powiedziałem ci kiedyś, że jeśli będę spotykać się z kimś, kogo będę pewny… - znów pauza, znów to zmieszanie przemykające w oczach i znów dławiąca pustka w przełyku. Kiedy Jonathan zdecydował się powiedzieć mu o Marienne, plącząc się w wyznaniach i urywając zdania, Walter przekonany był, że mu samemu podobna aberracja nie przydarzy się nigdy. W końcu jak trudne mogło być wspomnienie o osobie odgrywającej dość istotną rolę w czyimś życiu? Najwidoczniej trudniejsze od większości przeprowadzanych operacji, niewywołującym w Walterze tego typu niepewności. - Ostatnio faktycznie ktoś taki jest. Właściwie od roku, nawet trochę ponad… To znaczy wcześniej nie było to wcale tak pewne, ale… Czy ty chcesz w ogóle o tym słuchać? - zapytał, znów marszcząc czoło. Nie przywykł do takich rozmów.

jonathan wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
Kardiochirurg — Cairns Hospital
42 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Nie zwykł dopowiadać sobie historii na niczyj temat, czekał więc cierpliwie, aż Walter zdradzi mu tajemnice swojego wyśmienitego nastroju. Nie znał może swojego brata na wylot, ale przez te wszystkie lata pełne wzlotów i upadków, kryzysów i szczęśliwych chwil, wile osób przewinęło się przez życie Jonathana. Wiele z nich zniknęło, ale Walter zawsze był gdzieś w pobliżu. Jona nie miał chyba obecnie żadnej, bliższej sobie osoby, oczywiście nie wliczając w to Marysi, której mógłby zwierzyć się z chaosu jakim było jego życie. Nie zwykł jednak obarczać nikogo swoimi troskami, a i bez tego przekonany był, że starszy brat i tak widział zmęczenie i zmartwienie w jego oczach, gdy mijali się na szpitalnych korytarzach. Szczególnie w okresie, którym diagnoza nowotworu wisiała nad Chambers jak wyrok. Ten czas jednak minął, młodszy z Wainwrightów odetchnął na moment, aczkolwiek wpakował się w zupełnie inne problemy, o których nigdy nie miałby opowiedzieć bratu. Mimo wszystko przeglądał się w Walterze jak w wyroczni i jeśli z czyjąkolwiek opinią i zdaniem liczył się bezwarunkowo, to właśnie jego.
- Skoro tyle osób zauważyło w tobie różnicę, ewidentnie coś jest na rzeczy - skwitował Jonathan i z lekkim rozbawieniem wsłuchiwał się w słowa wypowiadane przez brata. Miał wrażenie, że do czegoś one dążą, a jednocześnie nie za bardzo chcą zdradzić swojego celu, okrążając go bezpiecznym łukiem. Upewnił się tylko w tym swoim podejrzeniu, gdy rakieta tenisowa brata upadła z głuchym hukiem na kort, a sam Walter jakby zamarł na kilka sekund. Jonathan nawet nie zapamiętał o jakim eseju wspomniał starszy Wainwirght, ale ucieszyła go informacja o tym, że obecność byłej żony nie wzrusza brata. Jednak te niuanse były nieistotne w świetle kolejnych słów jakie padły z ust Wainwrighta. - Na litość, Walter - Jana westchnął, a jego twarz przyozdobiła się w uśmiech, ale też widoczną fascynację tym, jak zachowywał się mężczyzna. Sam nigdy nie ośmieliłby się zapytać wprost o życie uczuciowe brata i sądził, że głupi żarcik, który miał być efektem wpływu Marysi na jego osobę, absolutnie nie okaże się kluczem do sprawy. Stało się jednak inaczej, a co za tym idzie nie było mowy, aby mecz tenisowy trwał dalej, gdy przyszło im pomówić o czymś tak... nietypowym. - Jeszcze pytasz? Oczywiście, że chcę - odparł, nadal będąc w lekkim szoku. Jednak dla podkreślenia swojego zaangażowania, odszedł z linii serwu i oparł rakietę o ramię, zmierzając w kierunku siatki. - Spotykasz się z kimś od roku... Długo przyszło ci zrozumiesz, że to coś poważnego w takim razie - rzucił, może troszkę podle, ale zaraz jego twarz znów złagodniała, a kąciki ust powędrowały w górę. - Żartuję, każdy ma prawo inaczej traktować tego typu sprawy, a więc? Kim ona jest? Znam ją? - Dopytał, nie bawiąc się już w żadne podchody, bo skoro karty i tak leżały na stole. No i nie oszukujmy się, ale Jonathan ciekaw był tego co dzieje się w życiu brata, a tym bardziej, gdy okazywało się to tak wielką sprawą. Od razu też zrozumiał dlaczego w ostatnim czasie Walter wydawał się być odmieniony, wszystko było zasługą tajemniczej kobiety, której historia właśnie wypływała na światło dzienne.

walter wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Może właśnie z powodu tej zgryzoty czającej się w jonathanowych oczach, teraz tak ciężko było mu rozprawiać o sprawach błahych i trywialnych. Za takie od zawsze uważał bowiem wszelkie miłosne zawirowania, którym nie potrafił oddać się prawdziwie, a które teraz w sposób niepożądany zainfekowały życie tak wielu bliskich mu osób. Gdyby bowiem Benjamin był osobą z zewnątrz, nieznaną ani młodszemu Wainwrightowi, ani Marienne, nie byliby teraz na zroszonym poranną mgłą korcie tenisowym i Walter nie musiałby siłować się z pędzącym od nerwów oddechem i spoglądać na swego brata z takim udręczeniem, jakby liczył, że ten całą prawdę wyczyta z rysów jego twarzy, szczędząc mu wysiłku, jakim było wypowiedzenie tego jednego, konkretnego imienia. — Na rzeczy jest to, że niepotrzebnie interesują się cudzym życiem — oznajmił z oburzeniem, nie potrafiąc pozostawić tego tematu bez swojego ostatniego zdania — niemal jak urażony siedmiolatek. Z jakiegoś przedziwnego powodu niezwykle trudno było mu zaakceptować fakt, że za czyimś wpływem mógłby zachowywać się inaczej, że mógłby być s z c z ę ś l i w y.
Przypomniawszy sobie o rakiecie tenisowej, spoczywającej na akrylowej nawierzchni od kilku dłuższych chwil, drgnął lekko, jakby budząc swoje ciało ze snu i schylił się ku podłożu. Oplatając palcami jej rączkę, wbił w nią swe spojrzenie i opuszką starał się wyprasować pęcherzyk powietrza powstały między owijką zewnętrzną. I wtedy padło to pytanie.

Kim ona jest?
O n a.

Kim jest kobieta, z którą się spotyka. O której wspomina teraz tak nieudolnie. Która go zmieniła i która po raz pierwszy od dawna sprawiła, że słowa nie przychodziły mu już łatwo. Oczywiście, że to musiała być kobieta. — Okoliczności nie były typowe dla tego typu spraw, Jonathan. To ciągnęło się od rozwodu, ale nie miało na niego żadnego wpływu. I właśnie z uwagi na ów rozwód, nawet jeśli od dawna nie układało mi się z Ariadne, podchodziłem do tego z ostrożnością — wyjawił z powagą, wciąż wpatrując się w trzymaną rakietę. To jedno musiał podkreślić — to, że Benjamin nie był przyczyną rozstania jego i Adrii, że mimo wszystko wciąż miał na uwadze jej uczucia, niepozwalające rzucić się w nowy związek przy pierwszym przypływie. Że nie zrobili nic, co zaszkodziło końcowemu wynikowi rozprawy. I właśnie te wyjaśnienia tchnięte w przypływie emocji, uświadomiły mu, jak ważna była dla niego opinia swojego młodszego brata, któremu — co zagnieździło się w jego sercu we wczesnym dzieciństwie i z jakiegoś powodu nie uleciało wraz z osiągnięciem pełnoletności — miał dawać dobry przykład. Tymczasem jednak zmuszał go do przyglądania się ciągłym potknięciom — zawieszeniu praktyki lekarskiej przed kilkoma laty, nieustannym kłótniom różniącym go z Ariadne, a wreszcie ich burzliwemu rozwodowi. W jonathanowych oczach pragnął raczej uchodzić za człowieka bez skaz, nawet mimo świadomości, że nikt taki nie miał możliwości istnieć. — Znasz — odrzekł po chwili, nawiązując do ostatniego pytania brata i w końcu podnosząc wzrok. Ten, skierowany ku linii serwu, z zaskoczeniem napotkał na mglistą pustkę — młodszy Wainwright ustawiony był już bliżej, zaraz przy siatce. Zanim jednak Walter zdecydował się przejść do sedna, skazując swego rozmówcę na chwilę nieznośnej ciszy, dla niejednego człowieka wyglądającej zapewne na umyślnie skonstruowaną melodramatyczną pauzę pełną napięcia, musiał jeszcze raz ułożyć sobie to wszystko w głowie. Przez moment zastanawiał się, o kim Jonathan myśli. O Eleanore? To z nią przecież Wainwright przemierzał szpitalne korytarze, z nią przeprowadzał większość operacji i to o ich rzekomym romansie spekulowały co poniektóre głosy zagubione w pokojach oblężonych przez pielęgniarki. Związek z nią był bardziej logiczny — miał więcej sensu, niż związek z Benjaminem. A potem, zaraz po błądzących w świecie iluzji rozważaniach, wpatrując się wciąż w jonathanowe oblicze, myślał już tylko o tym, z jakimi problemami ten się zmaga. Jak nieustające zmartwienie o Marienne wygina mu rysy na czole i jak zakorzeniło się już w jego spojrzeniu. Jak snuje się momentami po szpitalu, umysłem błądząc po całkiem innym świecie — tym zostawionym w domu. Jak czasem, kiedy Walter zagląda do jego gabinetu z kawą przeznaczoną dla jego rąk, widzi w nim to całe gromadzące się w nim cierpienie, o którym nie chce opowiadać. Dlaczego więc teraz w sprawie tak błahej, nieporównywalnej do frasunków jego brata, odbierało mu mowę?
To Benjamin. Prawnik Ariadne, szef twojej Marienne. Benjamin Hargrove.

jonathan wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
Kardiochirurg — Cairns Hospital
42 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Z natury nie był człowiekiem ciekawskim, a już na pewno nie interesował się życiem innych osób, może poza tymi naprawdę bliskimi jak Walter. Jednak i wobec brata zachowywał swego rodzaju powściągliwość szanując w każdym, nawet najmniejszym stopniu jego prywatność. Wychodził więc z założenia, że jeżeli będzie dane mu zaznajomić się z pewnymi informacjami, zostaną mu one przekazane w odpowiednim czasie. Jednak, gdy Walter zdradził mu rąbek tajemnicy i wprost przyznał do spotykania z kimś, Jonathan okazał mu swoje szczere zainteresowanie. Chciał wiedzieć kim było ów kobieta, która zaprzątała myśli starszego z Wainwrightów.
- Rozumiem, bo faktycznie czasem lepiej postawić na subtelność i powściągliwość w szczególności jeśli chodzi o tego typu sprawy, ale teraz mów - skomentował słowa brata. Pojmował co chciał mu przekazać. Prawdopodobnie postąpił by dokładnie tak samo, tym bardziej jeśli poznanie nowej kobiety zeszłoby się w czasie z rozwodem. Był jednak ciekaw o kim Walter mówi, a skoro zdradził mu, że Jonathan zna ów osobę, tym bardziej pragnął poznać jej tożsamość. Oczywistym było, że obstawiał w pierwszej kolejności Eleonore, bo zażyłość między nią, a neurochirurgiem była całkiem łatwa do zaobserwowania. Z drugiej strony mogła być to każda inna kobieta, jaka znajdowała się w ich wspólnym kręgu znajomych, który w większym stopniu jednak ograniczał się do personelu szpitala. Aczkolwiek istniało też kilka innych kobiet, które od lat pełniły rolę ich wspólnych przyjaciółek, czy znajomych. Jona czekał więc zniecierpliwiony, a każda kolejna sekunda walterowskiego zwlekania sprawiała, że zaczynał snuć coraz to odważniejsze scenariusze; może była dużo młodsza? może była mężatką? może miała jakąś nieciekawą przeszłość? Przeszukiwał więc w głowie znajome twarze starając się jakąś dopasować do snutych teorii. Jednak w końcu doczekał się odpowiedzi na nurtującego go pytanie i zamarł.
Teraz to jego rakieta uderzyła o plastikowe podłoże z głuchym dźwiękiem, gdy ramiona Jonathana opadły wzdłuż jego ciała. Przez kilka sekund czekał sądząc, że to jakiś głupi żart i Walter zaraz wyprowadzi go z błędu, ale nieprzeniknione spojrzenie brata wskazywało na coś innego. Benjamin... - powtórzył w myślach oswajając się z tym imieniem. Nie kobieta, mężczyzna. Prawnik. Szef Marienne, człowiek, którego znał od dawna i który jak wiedział preferował mężczyzn, ale Walter... Jego brat? Przecież przez tyle lat był z Adrią i.. I był nieszczęśliwy. Nagle wszystko zaczynało składać się w całość, te dziwne spotkanie na klatce schodowej jakiś czas temu, skrępowanie Waltera ilekroć Marienne wspominała coś o Benie podczas ich wspólnych, sobotnich obiadów. Lecz mimo tego, Jonathan nie potrafił, nie umiał ułożyć sobie tego wszystkiego w głowie, tak do razu, tak na zawołanie.
- Ben - powiedział, jakby musiał utwierdzić się w tym, że to nie sen, a on naprawdę uczestniczy w tej rozmowie. Że Walter ukradł jego obiekt westchnień i cały misterny plan mający na celu wykorzystanie Marysi, by zbliżyć się do prawnika legł w gruzach.. Heheheh musiałam - Spotykasz się z Benem? Od roku? Od.. - Nie dokończył, bo sam nie wiedział o co chciał zapytać. Przeszedł kilka kroków, by chociaż w ten sposób rozładować nagromadzone napięcie. - Muszę zapalić - oznajmił, pocierając dłońmi zarost. Nie zważał na to, że nie powinien oddawać się nałogowi w eleganckim, sportowym klubie, którego byli członkami, a już na pewno nie na korcie, ale miał to gdzieś. - Od kiedy wiesz, że... No kurwa, miałeś żonę przez dwiadzieścia lat - odezwał się ponownie, gdy papieros tlił się mozolnie między jego palcami. - Nie rozumiem, czemu nie mówiłeś nic wcześniej? - Dopytał. To nie tak, że miał pretensje do brata, ale był zaskoczony. Prze chwilę poczuł się tak jakby nie znał stojącego nieopodal człowieka, człowieka, który był dla niego tak cholernie ważny i tylko Marysia mogła mu dorównać. - Mogłem się domyśleć? - Tyle jeszcze potrafił z siebie wykrzesać, bo może to on nie widział sygnałów, albo nie dostrzegał tego, co Walter mógłby chcieć mu zakomunikować. Błądził po omacku szukając jakiegoś wytłumaczenia, bo nie pojmował jakim cudem przez tyle lat niczego się nie domyślił.

walter wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Wpatrując się w niedbale porzuconą na korcie rakietę, upuszczoną przez Jonathana z głuchym łoskotem kilkanaście niezwykle długich sekund temu, zastanawiał się, czy to wszystko nie było przypadkiem nazbyt melodramatyczne. Ten upuszczony sprzęt do gry, ta cisza, te słowa: prawnik Ariadne, szef Marienne, Benjamin. Dwie podłużne kreski marszczące jego czoło czytelnie wskazywały na dogłębne rozważania przecinające jego umysł. — Z Benjaminem. Tak, nieco ponad rok — potwierdził, bezwiednie poprawiając go w kwestii imienia. Nigdy nie mówił na niego Ben. Właściwie, do nikogo nie zwracał się zdrobnieniem.
Podążając wzrokiem za sylwetką brata przemieszczającą się o kilka kroków, pozwolił, by z jego piersi uleciało nieznaczne westchnienie. Przełożył rakietę do prawej dłoni i opuścił ręce swobodnie wzdłuż ciała. Co zdumiewające, niepewność i podenerwowanie zdawały się wydostać z jego ciała wraz z tym przeciągłym oddechem. Przekleństwo ulatujące niespodziewanie z jonathanowych ust, zaskoczyło go natomiast i pogłębiło zmarszczki konsternacji na jego czole. — Od kiedy wiem co? — zapytał spokojnie, zachęcając brata do dokończenia swojego pytania. Nie był pewien, czy zachowanie młodszego Wainwrighta odbiera w sposób poprawny, czy jednak pewne wnioski sobie dopowiada. — Wspomniałem już, że nie byłem przekonany, czy jest o czym informować. Nasza relacja była dotychczas bardzo niepewna. Chyba że nie masz na myśli samego Benjamina, a raczej fakt, że jest mężczyzną — odrzekł tonem, z którego wydzierała się baczność i nikła nuta pewnej goryczy, niemal oskarżenia. Następne pytanie brata, a raczej sposób, w jaki je zadał, odpowiedziało mu jednak nie pozostawiwszy złudzeń. — Jonathan — zaczął twardo, mierząc go przenikliwym i niezłomnym wejrzeniem swoich hebanowych oczu. — Widzę, że twoje myśli wybiegają w nieodpowiednie obszary. Zanim więc podążysz staroświecką ścieżką stereotypów, pozwolisz, że doprecyzuję. Tak, teraz spotykam się z Benjaminem, który jest m ę ż c z y z n ą, i tak, wcześniej spotykałem się z kobietą. W jeden i drugi związek byłem podobnie zaangażowany. Jedną i drugą osobą byłem w podobny sposób zainteresowany. Z Ariadne rozstałem się dlatego, że choć za czasów liceum łatwo było nam żywić się beztroską, tak później nasze priorytety za bardzo zaczęły się mijać — wyjaśnił wciąż tym samym, stanowczym głosem i nieustępliwym spojrzeniem zakotwiczonym w obliczu brata, który wypalał właśnie swojego papierosa. — Sprawiasz wrażenie, jakbym ukrywał przed tobą członkostwo w jakiejś sekcie. Bo widzisz, wówczas ta kwestia mogłaby wpływać na całokształt mojej osoby, a twoje podenerwowanie byłoby zrozumiałe. Tylko że w tym przypadku nieco mnie to obraża. Gdybym powiedział ci, że spotykam się, dajmy na przykład, z Eleanore, pogratulowałbyś mi tylko i przeszlibyśmy do dalszej gry, prawda? Dlaczego nie może tak być też w tym przypadku? — naturalnie, do gry w tenisa nie miał zamiaru już wrócić, odczuwając wzrastający niesmak. Wiedział już bowiem, że tak denerwował się wyjawieniem swojemu bratu prawdy, bo właśnie takiej reakcji się spodziewał. Nie bezwzględnego zrozumienia, a tych pytań, czyniących z niego albo inną osobę, albo niemalże ofiarę, która przez całe swe życie pogrążona była w nieszczęściu, bojąc się przyznać do swej orientacji. Żadna z tych opcji nie była jednakże słuszna. — To nie płeć ma dla mnie znaczenie, nie ekspresja płciowa, a osobowość, inteligencja, wzajemne zrozumienie — dopowiedział jeszcze, tym razem zerkając już na przerzedzające się z mgły pole golfowe, malujące się w oddali. Uznał, że on powinien odejść właśnie jak ta mgła. — Wybacz, ale będę się już zbierał. Nie jestem zły, ale nie czuję się teraz przy tobie swobodnie. Zamierzam zajrzeć jeszcze do Marienne, licząc na nieco więcej zrozumienia i… entuzjazmu? — oznajmił, sięgając po butelkę wody i chowając rakietę do pokrowca, by następnie podążyć w stronę budynku. Nie uważał, że jego brat gardzi jego wyborem, ale bolał go nieco fakt, że cała ta informacja wywarła na nim tak widoczne, wstrząsające wrażenie, kiedy wcale nie powinna. Że dowodziło to tym samym, że kwestia orientacji miała dla niego niebosiężne znaczenie, definiując człowieka aż do tego stopnia, by musiał się z tym najpierw oswoić, zaakceptować, poukładać w głowie, choć było to przecież niczym szczególnym. Niczym, z czego musiałby się teraz tak rzęsiście tłumaczyć.

jonathan wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
Kardiochirurg — Cairns Hospital
42 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Miał mętlik w głowie spowodowany tym, o czym właśnie został poinformowany. Przez ostatnie miesiące żył w świecie zbrukanym zupełnie innymi kwestiami, bardziej namacalnymi i jednoznacznymi, które potrafił szybko przeanalizować. Dlatego to co oświadczył mu Walter, na kilka chwil kompletnie pozbyło go gruntu pod nogami. Nie spodziewał się jednak tego, że własnym zaskoczeniem i pytaniami wywoła w bracie jak ekspresyjną reakcję. Słuchał jego słów czując jak granica dzieląca ich umysły poszerza się coraz bardziej. Jonathan był znacznie mniej wysublimowany w swoich rozmyśleniach. Możliwe, że przez własne usposobienie, a możliwe, że spory wpływ miała na to rola wojska w jego życiu. Zdecydowanie jednak różnił się od Waltera, ale nigdy nie chciał, aby jego spojrzenie na rzeczywistość jakkolwiek mogło urazić brata.
- O czym ty mówisz, Walter? - Skrzywił się, bo owszem poniekąd zgadzał się z tym, że skategoryzował brata jako człowieka ukrywającego własną orientację, albo chociażby nie posiadającego jej jednoznacznie określonej, ale daleki był od jakichkolwiek uprzedzeń. - Wybacz jak spodziewałeś się po mnie innej reakcji, ale jestem zszokowany, tak po prostu - dodał, po tym jak zgasił papierosa wyrzucając go gdzieś poza granice kortu. Odetchnął głębiej, przecierając dłonią zarost, bo nie chciał się zdenerwować, a słowa jakie wymierzono w jego stronę wywołały w nim ból. Poczuł się oskarżony o coś, czego chyba nawet nie rozumiał, bo jego nieoszlifowane i gruboskórne spojrzenie na świat znacznie różniło się od tego, które posiadał starszy Wainwright. - Sprawie jakieś wrażenie? Nic nie powiedziałem, spytałem tylko o... Może sam zacząłeś szukać w mojej postawie powodów do tego, by wyrzucić mi te niesłuszne oskarżenia, ale zapewniam cię, że nie masz racji - te słowa wypowiedział nieco ostrzej, dosadniej niż poprzednie, ale nadal nie był zdenerwowany. Miał w sobie na tyle taktu by rozumieć jak istotną rozmowę właśnie prowadzą. Jak trudnym jest dla Waltera powiedzenie mu o tym, co działo się w jego życiu i jak prawdopodobnie nieświadomie go zawiódł, chociaż nie chciał. - Chcesz wiedzieć co pomyślałem? Bo w jednym masz rację - zaczął ponownie, zdejmując z nadgarstka frotkę, którą zaczął przekładać w palcach i na niej skupiać wzrok. - Faktycznie pomyślałem, że przez wiele lat żyłeś w jakiejś tajemnicy, czymkolwiek i zrobiło mi się źle z myślą o tym, że niczego nie widziałem, że nie zapytałem, nie dałem ci wparcia, którego być może potrzebowałeś. O to możesz mnie oskarżyć - zamilkł na chwilę, starając się skupić na oddechu.
Obserwował jak Walter zabiera swoje rzeczy i zrobiło mu się jeszcze gorzej na myśl, że w takiej atmosferze przyjdzie im zakończyć tak poważną dyskusję. Nie chciał na to pozwolić. Poza Walterem nie miał właściwie nikogo, za wyjątkiem Marienne, a właśnie miał wrażenie jak granica zaczyna pękać.
- Walter, czekaj - odezwał się wreszcie. I bez wyjaśnień, brata wiedział o tym co on czuł. Jonathan nie był uprzedzony, ani nie zamykał świata w ścisłych ramach, a przynajmniej nie tego, który każdy tworzył we własnym umyśle. Dla niego nie miało znaczenia z kim i na jakich zasadach najbliżsi mu ludzie układali swoje życia. Szanował każdego. Wyznaniem brata był po prostu zaskoczony, bo nigdy nie rozmawiali na ten temat i chyba poczuł się jakby go zawiódł tym, że go nie znał. - Też powinienem ci coś wytknąć - zaczął, normalnym tonem, aczkolwiek od razu swoje jasne oczy skierował ku twarzy brata. - To, że uznałeś, że się nie cieszę, że nie rozumiem i nie odczuwam entuzjazmu. Pierwszy raz od dawna mam wrażenie, że rozmawiam naprawdę z tobą i cieszę się tym. Cieszę się też tym, że Benjamin daje ci w życiu to czego potrzebujesz, że układasz sobie coś na nowo, że zdobyłeś się na to, aby ze mną się tym podzielić. Ben to dobry facet i najwidoczniej ma w sobie coś, co uwiodło twój popieprzony umysł, Walter. Może podpowie mi jak ciebie czasem zrozumieć, bo to nie jest wcale takie łatwe - zrobił chwilę przerwy, po tym jak wyrzucił z siebie część myśli. Podszedł też bliżej, bo nie chciał aby dzielący ich dystans wpływał też na to jak prowadzą tę rozmowę, oddalając się od siebie. - Jednak jeśli zawiodło ciebie moje ograniczone postrzeganie pewnych kwestii, przepraszam. Mogłeś mi je jednak nakreślić bez tak olbrzymich pokładów dezaprobaty. Nie miałem niczego złego na myśli. - Dokończył, czując jak serce zaczęło wybijać mu w piersi znacznie szybszy rytm niżby tego chciał. I nie było to absolutnie spowodowane wyznaniem brata, a obawą o to, że mógłby się z nim poróżnić.

walter wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
N i e p o r o z u m i e n i e.
Tym mianem określić można byłoby nie tylko ich dysputę, nie tylko tę sytuację, ale też ostatnie tygodnie. Wszystko bowiem pozostawało w sferze niszczących niedopowiedzeń, których skutki odezwały się dopiero teraz, nie potrafiąc dłużej pozostawać niezauważone i zapomniane; zepchnięte w kąt jak każdy inny banał. Pytania, które wymieniali ze sobą ostatni członkowie rodziny Wainwright, jasno wskazywały właśnie na te luki w przekazywaniu swych myśli. Walter bowiem nie do końca rozumiał posyłane ku niemu zdania, pocięte nieraz na strzępki, uzupełniając puste miejsca własnymi podejrzeniami, a Jonathan dotrzymywał mu w tym kroku. Dogłębne wyjaśnienia miały być tym, co ich wybawi, ale droga ku temu była dość wyboista i zawiła. — Z s z o k o w a n y. No właśnie. Szok określa nade wszystko nadzwyczaj pejoratywne przeżycie. Szok powinien towarzyszyć ofiarom wypadku czy wstrząsu termicznego, traumom, nie mojemu bratu, kiedy mówię mu, że spotykam się z człowiekiem, któremu nie można zarzucić nic miażdżącego — podzielił się swoim przekonaniem, nie unosząc przy tym głosu i nie racząc go choćby powiewem chłodnego tonu. Być może Jonathan posłużył się zwyczajnie złym sformułowaniem, co zdarzało się każdemu i to dość notorycznie, i o co bynajmniej nie można było być złym czy urażonym. Walter jednak od zawsze nadzwyczajną wagę przywiązywał do słów, które pozwalały pojąć mu istotę całego świata, które poniekąd były dla niego świętością. Które poza czyimiś gestami, mimiką i wyrazem oczu, nigdy nie sprawiały mu trudności i nie pozostawiały go w sferze niepewności. Nie uważał bowiem, by wyraz szok można opatrzyć wyrażeniem “tak po prostu”, jakby odzierając je tym samym z całej kwintesensji, odbierając mu całe znaczenie.
Zrozumiałbym, gdyby zaskoczyło cię po prostu to, że chodzi o Benjamina, patrząc na jego powiązania z Ariadne, Marienne, czy nawet tobą. Nie jednak, kiedy chodzi o jego płeć. Tu nie ma co s z o k o w a ć, Jonathan — dziwić może i owszem, ale od razu rozprzestrzeniać po organizmie szok, który odbiera mowę i blokuje myśli? To właśnie było dla niego krzywdzące.
Owszem, wrażenie. Coś, czego nie mogę być pewien, bo nie mam ku temu odpowiednich podstaw w postaci dowodów, a jednak tam właśnie prowadzą mnie podejrzenia. A więc tak, to prawda, być może doszukuję się czegoś niesłusznie, jednak to tylko dlatego, że jak dotąd nie rozwiałeś moich przypuszczeń, racząc mnie tylko strzępkami niejasnych pytań — odrzekł, namierzywszy zmianę w barwie głosu swego brata. Tę ostrość, która mu samemu dzisiejszego ranka nie towarzyszyła ani przez moment. Utrzymywał swój ton w spektrum twardej stanowczości i niezłomnej baczności umysłu, ale nie podążył nim w rejony szorstkości i gniewu, wyraźnego uniesienia. Zastanawiał się, czy ten dostrzeżony w bracie niuans był zwiastunem najprawdziwszej kłótni, zapowiedzią faktycznego zdenerwowania, czy jednak zamierzał zachować ich dyskusję w sferze pozornego spokoju. Nie chciał się z nim pokłócić. Wiedział, że nie byłby w stanie. Odetchnął więc w myślach z niejaką ulgą, kiedy wyklarowało się już, że Jonathan nie zamierza dać porwać się gniewowi. Z początku nie był tego taki pewien — przede wszystkim w momencie, w którym jego brat posłużył się wulgaryzmem, co nie zdarzało mu się przecież często i jasno świadczyło o kotłujących się w nim emocjach. — Rozumiem — tylko tyle z początku wypowiedział, dostając w końcu wyjaśnienia, których tak przed momentem się domagał. — Nie ma jednak sensu robić ze mnie ofiary niepotrafiącej wyjść z cienia. Zapewniam, że nie o to tu chodzi. Rozumiem twoją troskę, jednak jest źle wymierzona. Posiadanie odmiennej orientacji nie wiąże się automatycznie z dramatem i potrzebą żałowania kogoś — to właśnie było według niego stereotypowe i tym samym staroświeckie. Dopowiedział te zdania po nieznacznej chwili, nie darząc sympatią momentów, w których ludzie wymuszali w innych litość. Nigdy nie pozwoliłby zamknąć się w kruchym, odartym z siły umysłu określeniu ofiary. A choć słowa Jonathana były z pozoru ujmujące, tak odnosił delikatne wrażenie, że przede wszystkim miały po prostu zagrać mu na sumieniu. Gdy począł się już oddalać, dzierżąc udekorowaną w pokrowiec rakietę tenisową, a także myśl o tym, jak ten dzień kolosalnie go przerasta, choć, o ironio, ledwie się przed momentem zaczął, a zza jego pleców doszło go nagle polecenie o zatrzymaniu się, nie zamierzał wcale oponować. Odwrócił się powoli i poddał sylwetkę brata kolejnemu, przenikliwemu spojrzeniu. Usłyszał także przytłumionego głosy w oddali, a po chwili, niedaleko nich pomknęły ku kortom odziane w śnieżnobiałe stroje, o zdrowej, oliwkowej cerze, roześmiane kobiety, poddające ich bacznej obserwacji i zapewne surowej ocenie. — W porządku — odrzekł po nieznacznej chwili objętej ciszą, podczas której upewniał się, że kierowany do niego monolog dobiegł końca. Nie zamierzał bowiem naruszać jego nurtu swoim komentarzem. — Dziękuję za wyjaśnienie. Tylko tyle chciałem usłyszeć — dodał, po kilku sekundach spoglądania w oblicze swojego brata, przenosząc wzrok na czujnie przypatrujące się im kobiety. Ustawiły się przy korcie sąsiadującym temu, który jeszcze przed paroma minutami zajmowali sami, a przewiewne, jasne sweterki zsunęły się na ich opalone, umięśnione ramiona, używane teraz do wachlowania się broszurami pochwyconymi jeszcze wewnątrz budynku. — Jestem tego świadomy. Tego, że nie miałeś nic złego na myśli — zapewnił, powracając swą uwagą na nowo do Jonathana, zaraz po posłaniu ich obserwatorkom spojrzenia mówiącego “nie ma na co patrzeć, nie znajdziecie tu kolejnego skandalu”. Zastanawiał się, czy Ariadne była niegdyś jak one. Z nadmiarem wolnego czasu, szukająca rozrywki w cudzych dramatach i wydająca pieniądze, które zyskała podczas ślubu. — Nie zamierzam chować do ciebie urazy, Jonathan. I wiem, że ty do mnie także, bo żaden z nas nie jest tak małostkowy. Mimo wszystko uważam, że powinniśmy odpocząć od tego tematu, przynajmniej na dzisiaj.

jonathan wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
Kardiochirurg — Cairns Hospital
42 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Nie pamiętał kiedy przyszło mu ostatni raz odbyć z Walterem tak trudną rozmowę, która na dodatek obrała by tak niefortunny przebieg. Prawdopodobnie nigdy nie było aż tak emocjonalnie i w pewien sposób nieprzyjemnie. Dobrze więc się stało, że Jonathan miał możliwość wyjaśnienia bratu, że jego reakcja absolutnie nie była nakreślona jakimikolwiek negatywnymi emocjami, a słowa które Walter odebrał jako pejoratywne w ustach Jony nie nosiły na sobie tego ładunku. Młodszy Wainwirght rozumiał odzew brata i chociaż z początku był trochę krzywdzący, niesprawiedliwie osądzając Jonę o przemyślenia jakich się nie dopuścił to sam Jonathan był równie winny temu nieporozumieniu. Jego powściągliwość, surowości i brak finezji w posługiwaniu się słowem zdecydowanie przyczyniły się do tego jak został odebrany przez Waltera.
Nie skomentował jednak już więcej jego słów. Po pierwsze nie potrzebował wykładu o tolerancji, bo absolutnie nie czuł się człowiekiem w żaden sposób uprzedzonym, a po drugie szczerze przeprosił i wyjaśnił dogłębniej swoje słowa.
- Nie żałuję cię, ani niczego nie postrzegam tak jak mi to przedstawiłeś, Walter. Przykro mi jednak, że moja reakcja spowodowała, że ta rozmowa przebiegła w taki sposób. Czuję, że ciebie zawiodłem i przyznam szczerze, że jest mi z tym ciężko, bo wiem, że już nie będzie kolejnej szansy, aby to naprawić - odezwał się w końcu, a w jego głosie czuć było skruchę. Nie miał w swoim życiu zbyt wielu ludzi, a perspektywa pogorszenia swoich stosunków z bratem paraliżowała go strachem. - Chcę tylko, żebyś wiedział, że naprawdę cieszę się z tego, że odnalazłeś w Benjaminie człowieka, przy którym czujesz się szczęśliwym i mam nadzieję, że wierzysz mi w te słowa - dodał, spoglądając w oczy brata.
Nie miał siły, ani nie chciał uporczywie udowadniać Walterowi, że orientacja nie ma dla niego najmniejszego znaczenia, że nie postrzega go jako ofiary ukrywającej się przez lata w cieniu, ani nie czuje się zaskoczony w ten "negatywny" sposób tym, że brat związał się z mężczyzną. Jonathan także chciał wierzyć w to, że brat zna go na tyle, by nie posądzać go o tak ograniczone stanowisko.
- Cieszę się, bo nie wyobrażam siebie, aby mogło poróżnić nas coś co w teorii jest powodem do radości - przyznał zgodnie z prawdą, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - I dobrze, zgadzam się z tobą o ile ostatecznie uznasz, że poddałeś ten mecz walkowerem - dodał, mając nadzieję, że ten żart pomoże rozładować im napiętą i ciężką atmosferę, która zawisła nad kortem.

walter wainwright
Koniec <3
ODPOWIEDZ