organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
48.

Minęły święta, minął też nowy rok i minęła też zdecydowana większość objawów świadczących o tym, że została postrzelona. Teraz poza blizną, praktycznie nic za tym nie przemawiało, a ona każdego dnia wracała do dawnej sprawności. Dlatego tego ranka obudziła się dość wcześniej i chociaż miękka, pachnąca świeżością pościel kusiła, czuła, że powinna zakończyć ten radosny okres lenistwa, które kiedyś było dla niej całkowicie nieosiągalne. Kiedy zeszła na dół, poinformowano ją, że Nathaniel musiał gdzieś pojechać, a Jasper miał przyjechać dopiero za jakiś czas, co Divina podsumowała przepraszającym nic nie szkodzi. W końcu dla niej nie był to żaden problem. Zasadniczo... miała ochotę na spacer, swoimi ścieżkami i w swoim towarzystwie. Nie mogła znaleźć nigdzie swoich starych ubrań, a z tych nowych bała się pozrywać metki, więc ukryła je i założyła najzwyklejszą spódnicę, jaką udało jej się znaleźć i która wyglądała na możliwie najtańszą, a do tego skromną bluzkę i sweter. Mimo chęci znalezienia czegoś, czego nie byłoby jej żal i tak widząc swoje odbicie w lustrze dostrzegła, że nie wyglądała jak stara wersja siebie. Ta w niedopranych pozaciąganych swetrach w złym rozmiarze i poszytych spódnicach, które i tak pruły się na brzegach. Skarpetki w szafce uderzały ją nieskazitelnością jasnych barw, a buty jakie znalazła, były takie same, jak te, które już kiedyś dostała od Nathaniela, ale na pewno nie była to ta sama para. Wsunęła je na nogi, zastanawiając się nad losem starej pary i zasznurowała brązową, woskowaną sznurówką cholewki sięgające trochę ponad kostkę. Włosy zaplotła w warkocz i była gotowa do wyjścia. Nie chciała się nikomu tłumaczyć, ani wzbudzać żadnej sensacji, więc postanowiła wyjść po cichu, co nie należało do najłatwiejszych zadań. Ktoś mógłby zasugerować, że lepiej byłoby jej z Jasperem, a ona nie chciała, by Ainsworthowi było przykro, że miała ochotę dziś zostać sama i właśnie dlatego jej celem stała się nie główna brama, a sporych rozmiarów powykręcane drzewo przy ogrodzeniu. Przemknęła tam cudem niezauważona, ale akurat chowanie się w cieniu było jej mocną stroną i z zadowoleniem zauważyła, że jej nogi odzyskały sprawność na tyle, by bez trudu wdrapała się na drzewo, potem na ogrodzenie i po pnączu glicynii w dół.
Na początku po prostu przemykała ulicami, których nie znała tak dobrze, jak innych dzielnic Lorne Bay. Z trudem udało jej się dotrzeć do centrum i to właśnie w nim będąc doszła do wniosku, że może równie dobrze odwiedzić RIcharda. Znała jego adres, chociaż w samym mieszkaniu mężczyzny nigdy nie była. Trochę się stresowała, gdy wchodziła po schodkach znów korzystając z umiejętności przemieszczania się od cienia do cienia i tak oto stanęła pod odpowiednimi drzwiami, pukając w nie niepewnie. Nim jej otworzono, wygładziła materiał spódniczki i sumiennie wytarła buty w wycieraczkę, chociaż te nie pozostawiły na niej prawie wcale brudu.
- Dzień dobry, Richardzie - odezwała się, gdy drzwi stanęły otworem i na kilka chwil wstrzymała oddech. - Wybacz, że nachodzę ciebie bez ostrzeżenia, byłam w okolicy i pomyślałam, że sprawdzę co u ciebie, ale jeśli jesteś zajęty, to sobie pójdę - zakomunikowała, korzystając z resztek tlenu, jaki miała w płucach, zdając sobie sprawę, że to dla niej coś nowego. Tak po prostu kogoś odwiedzić.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Musiał przyznać- żył w jakiejś wersji simsów ostatnio i podejrzewał, że przypadkiem ściągnął dodatek z życiem rodzinnym. Wszystko dlatego, że zanim zdążył pomyśleć, był człowiekiem żonatym. Coś co wcześniej wydawało mu się abstrakcją i pragnieniem większości jego znajomych obecnie stało się jego rzeczywistością. Tak z dnia na dzień i po prostu. Gdyby nie to, że odstawił kokainę jakiś czasu stwierdziłby, że nadal jest na haju i najwyższa pora zafundować sobie naprawdę porządny detoks. Tymczasem chodził na mityngi, szczypał się w ramię i zaczynał podejrzewać, że wszelkie decyzje tak ogromnej wagi popełnił całkiem na trzeźwo.
Na dodatek musiał przyznać, że wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, szczęście go rozpierało i jak to bywa w wypadku tego rodzaju uczuć, sprawiło to, że na moment Divina stała się tylko wspomnieniem.
Wprawdzie kilkakrotnie sięgał po telefon, by ją poinformować o tym wydarzeniu, ale koniec końców uświadamiał sobie, że przyniesie jej to tylko problemy, a skoro bawiła się w dom z gangsterem to nie chciał jej fundować dodatku z cmentarzem i odwiedzaniem zmarłego kumpla. Jak nigdy odjął od siebie autodestrukcyjne zapędy i chciał żyć, więc i im pozwolił robić to długo i szczęśliwie.
Nie spodziewał się więc zastać ją na progu swojej kawalerski dziupli. Niedosłownie, bo apartament jak na jedną osobę był ogromny i wyposażony w antresolę, ale wciąż było to miejsce, pełne gier komputerowych, wież z winyli i alkoholu w każdej postaci. Wprawdzie za czasów inspekcji pani Remington (świeżo upieczonej) pozbył się kolekcji pornosów, które nazywał sztuką klasy B,ale mieszkanie było to w pełni przeznaczone dla widoku kolegów, nie zaś organistki z miejscowego kościoła.
Zwłaszcza, że obecnie wszędzie walały się kartony, bo skoro już powiedziało się a…to trzeba było również postawić b i wziąć się za przeprowadzkę do swojej lubej. Z tego też powodu najpierw uwijał się jak w ukropie z pudłami, a potem skoczył pod prysznic, więc mało brakowałoby, a Divina zastałaby go tak jak go Bóg stworzył. Wprawdzie nic co boskie, ponoć nie było jej obce, ale był przezorny i spodziewał się przyszłych wynajmujących, więc narzucił na siebie koszulkę i spodnie z jednostki i właśnie taki otworzył drzwi, by spotkać się z kimś, kto mimo jego wcześniejszych zapewnień krążył po jego głowie.
W końcu rzadko zdarzało mu się kogoś tak po prostu lubić jak Norwood, więc nie mógł nie uśmiechnąć się na jej widok, choć skoro dalej mieszkała u Nathaniela to nie, nie mogła być tak po prostu w okolicy. Nie, bo była sama i najwyraźniej z łatwością zgubiła tego badyla, który ostatnio pozował na jej ochroniarza.
- Jasne, wejdź, mam chyba niezłą herbatę - i wpuścił ją do środka wskazując na miejsce na kanapie.
Cuda się działy, Dick sporządniał i wziął ślub, Divina socjalizowała się w naprawdę szybkim tempie wpadając tak po prostu, a Nathaniel pewnie dalej zgrzytał zębami i istniała szansa, że mu ta żyłka na czole pęknie i świat od razu stanie się piękniejszym miejscem.
Z tego też powoli delikatnie objął ją ramieniem czując błogość, której nie zaznał ostatnim razem. Głównie dlatego, że nie było już śladu po tej zabiedzonej dziewczynie, a przecież Remington niczego więcej nie pragnął. - To jak się czujesz?- rzucił w eter i ruszył do kuchni na poszukiwanie wspomnianej herbaty, która jeszcze pozostała w szafce.
Cała reszta wskazywała na to, że Dick odchodzi… bądź ucieka.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Cóż, Divina nadal nie wiedziałam czym są Simsy, ale znała się za to na farmie, więc i ona dokonała pewnych postępów w swoim życiu. Może nie tak radykalnych, jak Richard, ale faktycznie wiele się u niej zmieniło. Chociażby to co było widać na pierwszy rzut oka, nie była już taka chuda. Tam gdzie kiedyś jej poliki się apadaly, teraz nie było już cieni i papierowej skóry. Oczy też nabrały blasku, bo spala więcej, niż kiedyś. Nawet ona to zauważała, przez to dochodząc do wniosku, że może rzeczywiście jej styl życia nie był zbyt zdrowy, ale gdyby ktoś ją o to zapytał, nie przyznałaby się... Nie chciała się niepotrzebnie skarżyć.
Przychodzące tutaj nie wiedziała, że robiła coś złego. Mogła się domyślać, że Nathaniel nie będzie bardzo szczęśliwy, ale jednak sądziła, że jakoś mu to wyjaśni. Była ostrożna, nie szukała kłopotów, po prostu odowedzala przyjaciela. Sądziła też, że Jasperowi przyda się więcej wolnego czasu, bo on na pewno też się z nią nudził. Nie ma co ukrywać, Divina nie była najciekawszym kompanem do rozmów, miała tego świadomość, bo mało kto decydował się sam z siebie spędzać z nią czas. Z tego względy też nie byłaby zła, gdyby Richard uznał, że nie ma ochoty na spotkanie z nią. Zrozumiałaby, a przynajmniej tak sądziła, bo w chwili, w której zaprosił ją do środka, poczuła ulgę.
- Jeśli nie masz, nie musisz się kłopotać - zapewniła, jeszcze dwa razy czyszcząc buty, a potem niepewnie przestąpiła próg, przyłapując się na myśli, że pierwszy raz tak kogo odwiedza. Zatrzymała się zaraz przy zamkniętych drzwiach, ale nim zdążyła zrobić cokolwiek, Richard objął ją ramieniem. Było to dość zaskakujące, ale po chwili i ona nieśmiało odwzajemniła ten gest, przeżywając to, jak długo żyła w poczuciu, że wszystkich brzydzi perspektywa dotknięcia jej.
- Bardzo dobrze, jakby nigdy mnie nie postrzelono - odpowiedziała na jego pytanie i zamiast podejść do kanapy, schyliła się, aby odwiązać sznurówki skórzanych butów. Ostrożnie powyciągała je na tyle by mogła zsunąć obowie z nóg i po tym jak ułożyła je równo pod ścianą, pozwoliła sobie wejść dalej. - Przepraszam za najście - rzuciła mimochodem, ale wtedy zatrzymała się pośrodku pomieszczenia, patrząc na te wszystkie kartony, które leżały dookoła niej. Nie była z osób, które szybko wybuchały emocjami, ale poczuła się w tym wszystkim zagubiona, a serce zaczęło bić jej szybciej. Nie miała prawa zadawać żadnych pytań, ani domagać się odpowiedzi. Ta poprawna część jej osoby nakazywała więc, by Divina była cicho, ale druga połowa... Czuła, że nie wytrzyma.
- Wyjeżdżasz gdzieś? - wyrwało się jej w końcu i te dwa słowa zwolniły jakąś blokadę w jej głowie. W jednej chwili obróciła się do niego i wlepiła w niego spojrzenie swoich ciemnych oczu. - To moje wina? Uciekasz? Daleko? - kolejne pytania przeciętny powietrze, a nogi zaczęły jej drżeć z paniki, nad którą powinna była zapanować. Miała go wspierać, ale czas w willi zdawał się płynąć inaczej, nie miała pojęcia ile ją ominęło, gdy wesoło żyła u Nathaniela. Nie umiała nawet ukryć tego, że była przerażona, ale chyba nawet nie próbowała, a mimo to w głowie już przypominała sobie, że będzie musiała wszystko zaakceptować, bo to nie jej decyzją. Tylko, że najgorsza była świadomość, że być może, gdyby tu dzisiaj nie przyszła, Richard by zniknął, a ona nie miałaby nawet o tym pojęcia.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Wspaniałomyślnie nie planował jej pytać czy jego ulubiony gangster wie o tym szwendaniu się po mieście. Był nauczony doświadczeniem, że rozmowy o tym człowieku sprawiają, że wychodzi z niego jednooki i zazdrosny potwór, co było właściwe absurdalne, bo był człowiekiem żonatym i nie powinien przejmować się tym jak im się układa. Mimo wszystko jednak troska, jaką okazywał Divinie, była czymś tak rzadkim w jego repertuarze zachowań, że nie potrafił absolutnie się wyzbyć tej mini- zaborczości, którą w stosunku do niej odczuwał. Z tego też powodu uznał Nathaniela i tego jej ochroniarza za temat tabu i postanowił spędzić z nią popołudnie na herbatce.
Którą w końcu wyłowił z jednego z pudeł. Tak właściwie miał się ich pozbyć, bo Ainsley nie gustowała w tego typu napojach i dopiero obecność organistki mu uświadomiła, jakim kretynem (znowu) się okazał. Pamiętał z jakim trudem ona mu przygotowywała tego typu smakołyki na ich piknik, a on po prostu marnował jedzenie na potęgę. Odkrycie to sprawiło, że poczuł się zdegustowany sobą, a jednocześnie mimo wszystko był szczęśliwy. Z prostego powodu, jeśli obecnie to była największe z jego przewinień to niewątpliwie poczynił ogromne postępy.
- Znalazłem, to wszystko przez ten bałagan! - odkrzyknął z kuchni i nastawił wodę. Na kartonowym opakowaniu odczytał, że trzeba poczekać i nie zalewać tego wrzątku, co uznał za kluczową informację. Wzrokiem poszukał ciastek, ale odkrył jedynie cheetosy, które zostały jeszcze z ostatniego meczu. Wsypał je do miski i powrócił do Diviny. - Faktycznie wyglądasz tak jakby to nie miało miejsca. Jesteś jakaś… lepiej odżywiona - nie chciał powiedzieć, że bez łachmanów wygląda praktycznie normalnie i że już nie włóczy smutno nogami. Uśmiechnął się na tę myśl i powrócił do kuchni, gdzie woda wesoło bulgotała w czajniku.
Może i dobrze, że się powstrzymał od komentarzy poza tym radosnym grymasem twarzy, bo nagle jej nastrój zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i odwróciła się do niego cała blada i przerażona. Był strażakiem, więc reagował w dużej mierze całkiem instynktownie, gdy podbiegał do niej i łapał ją za ręce, by nie zemdlała. Już on znał te nogi z waty i mocno nieobecny wzrok.
- Divina, spójrz na mnie - złapał ją delikatnie za podbródek i nie spuszczał z niej wzroku. - Oddychaj głęboko, razem ze mną, jeden, dwa, trzy… - w tym momencie dało się poznać, dlaczego Dick Remington został komendantem pomimo swojego rozrywkowego usposobienia. W chwilach niebezpieczeństwa odsuwał wszystko na boczny tor i skupiał się na rozwiązaniu problemu. Obecnie miał do czynienia z atakiem paniki i choć nie wiedział czy to w wypadku dziewczyny chwilowe czy cierpi na ostrą przypadłość, postanowił jej pomóc. Jej pytania mogły poczekać do momentu, gdy dojdzie do siebie. Jego wyrzuty sumienia, które związane były z faktem, że przez niego tak się czuła, również. Delikatnie złapał ją w talii i posadził na kanapie.
- Naleję ci wody - zdecydował, gdy stwierdził, że oddycha już znacznie lepiej i że strach miał jedynie wielkie oczy. - Nie uciekam - zapewnił ją, ale z dawnymi wyjaśnieniami postanowił się wstrzymać. Była na tyle wzburzona, że informacja o jego ożenku i braku Boga bądź organistki na tym wydarzeniu mogła ją zabić, a tego by nie zniósł.
Postanowił więc dawkować jej informacje odpowiadając całkiem skąpo na jej pytania.
- I jaka twoja wina? Że niby przeraziłem się piekła czy co? - pokręcił głową i usiadł obok niej. Teraz, gdy już powoli miało być z nią lepiej, zaczynał panikować.
Standardowo przy ratowaniu ofiar na koniec panika i roztrzęsienie powracały do dowódcy.


Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Może, gdyby Richard zapytał o Nathaniela, do głowie Diviny przyszłoby, że nie postąpiła dobrze, ale póki co nie miała do czynienia z podobnymi przemyśleniami. Zwyczajnie... wyszła. Jak wolny człowiek, którym przecież była, jak wiele razy w przeszłości, przy czym nie przedzierała się przez bagna, a szła eleganckimi alejkami bardziej luksusowych rejonów miasteczka. Zostawiła jednak karteczkę, że poszła na spacer i... poszła. Tyle. Sądziła, że Jasper będzie mógł sobie odpocząć, a Nathaniel nawet nie zauważy zajęty swoimi obowiązkami.
Wiedziała, że strażak i Hawthorne nie przepadają za sobą, co było raczej ładnym eufemizmem na relację, jaka ich łączyła, dlatego może to i lepiej, że właściciel Shadow nie wiedział, kogo odwiedzała aktualnie Norwood. Nie, żeby zamierzała mu kłamać... z resztą ona nie potrafiła kłamać. Wyszło to spontanicznie i też przez to stała aktualnie pomiędzy kartonami, łapiąc z ledwością oddech.
- Dostaję... jedzenie - wybąkała praktycznie bezwiednie odpowiedź na jego komplement, a ten przeleciał przez jej głowę, jakby nigdy nie nastąpiła ta krótka wymiana zdań. Czy przeszkodziła mu w ucieczce? Czy był teraz przerażony tym, że znów musi z nią obcować? Wiele pytań, które powodowały rosnące poczucie winy, a to wcale nie chciało z miejsca ustąpić, gdy Richard znalazł się przy niej. Mimo to zrobiła o co prosił, skinęła głową i oddychała tak, jak jej kazał. Wiele razy w przeszłości się bała, nawet jeśli nie okazywała strachu, jak inni, to ten nieraz wziął ją w swoje szpony, ale pierwszy raz ktoś próbował uspokoić ją w ten sposób. Patrzyła więc w oczy mężczyzny i wiedziała, że nawet, gdyby chciał teraz przed nią uciec, nie będzie mu miała tego za złe.
Ustabilizowała oddech na tyle, by zrozumieć, że posadził ją na kanapie. Wzięła też szklankę wody, ale jej spojrzenie ciągle przebiegało po kartonach, bo tym, że wyraźnie wszystko pakował. Tylko, że powiedział, że nie ucieka... gubiła się i nie rozumiała tej sytuacji kompletnie.
- Nie wiem... mnie, albo Nathaniela, albo... nie wiem - odpowiedziała jeszcze z lekkim zamieszaniem i wyraźnym zagubieniem, ale przyłożyła szklankę do ust i napiła się odrobiny wody. Wzięła kolejny głębszy wdech. - To znaczy... jeśli sobie nie życzysz mojej obecności w swoim życiu, to pamiętaj, że zawsze możesz mi powiedzieć, dobrze Richardzie? Ja zrozumiem - zapewniła, a w spojrzeniu jej ciemnych oczu było widać determinację i obietnicę. Nie kłamała, wybaczyłaby mu to. Chwilę jeszcze trzymała go w tym kontakcie wzrokowym, aż zdecydowała się ponownie przebiec spojrzeniem po kartonach.
- Pakujesz się... dlaczego, skoro nie uciekasz? - zapytała wprost, ale jednocześnie było jej wstyd, że reprezentuje taką wścibskość. Z resztą było to po niej widać. Miała lekko przygarbione ramiona, jedną stopą ocierała o kostkę drugiej nogi i teraz usilnie wpatrywała się w ten manewr. Próbowała nie myśleć o strachu, a zamiast tego wciąż panować nad uśmiechem, kontemplując czystość kremowych skarpetek. Głupota... ale pierwszy raz od nie pamiętała kiedy miała na sobie całkowicie nową parę. Niby drobiazg, ale dla niej był czymś tak luksusowym, że wręcz stanowiło to jakiś symbol. Bo skarpetki przyjęła i ich już nie odda, a dzięki temu nie musiała się wstydzić, siedząc tu bez butów.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Sam fakt, że Divina miałaby czuć się winna z powodu odwiedzin u niego był dla niego absurdem. Jasne, wcześniej pokazał, że jest człowiekiem niegodnym zaufania i niestabilnym psychicznie. Ba, nawet Nathaniel nie zdawał sobie sprawy do czego był zdolny pod wpływem koktajlu z używek. Tyle, że Dick Remington był jak ta rybka Dory i zazwyczaj o swoich złych uczynkach zapominał w momencie, gdy już wytrzeźwiał. Zazwyczaj wymiotował wtedy również wyrzutami sumienia i ten kac był jedynym momentem otrzeźwienia w jego repertuarze. Potem już uznawał wspaniałomyślnie, że skoro oddycha i nie zaćpał się to znak, że Bóg jeszcze z nim nie skończył i nie zamierzał go pokarać piekłem.
Przez lata sprawdzała się ta pokraczna etyka i choć ostatnio zaczynał (głównie za sprawą Norwood) odczuwać nieznane wcześniej wyrzuty sumienia to i tak zapewniał siebie, że dziewczynie nic nie grozi. W końcu był trzeźwy i jak widać, nauki z pierwszej pomocy nie poszły w las, bo z łatwością rozpoznał jej atak paniki i zrobił wszystko, by jej ulżyć w tym lęku.
Irracjonalnym, rzecz jasna, ale do tego jeszcze mieli dojść. Remington pamiętał jedynie, że żadne z tego typu uczuć nie powinno być deprecjonowane i że Divina przechodzi teraz przez coś na wzór piekła na ziemi. On zaś powinien jej uświadomić, że wcale nie jest tak ciemno i mrocznie i że ma wielu przyjaciół.
Na przykład, jego.
- Lubisz cheetosy? Mam ketchupowe - podsunął jej miskę i pokręcił głową. - Laska, ja wiem, że nasza znajomość przechodziła przez wzloty, upadki i wizyty na cmentarzu, ale nigdy bym przed tobą nie uciekał - pokręcił głową i usiadł obok niej. - Dobra, masz nieco patologiczne towarzystwo i ten twój gangster pewnie mnie kiedyś zamorduje, ale to nie powód do rezygnowania z ciebie. Nie teraz, gdy… - uśmiechnął się i znowu wstał z kanapy, by opaść u jej nowiutkich skarpetek.
Cholera, naprawdę wyglądała na zadbaną, dokarmioną i ubraną. Nie miał nawet powodu, by nienawidzić tego człowieka, choć powinien, bo prędzej czy później sprowadzi na nią niebezpieczeństwo.
- Divina, ja… Wziąłem ślub - pomachał jej przed oczami dłonią z obrączką, która nie wyglądała aż tak drogo. Wręcz przeciwnie, była skromna i zupełnie nie pasowała do Dicka, którym był jeszcze podczas ich pierwszego spotkania na cmentarzu. Wtedy jednak miał całkiem smutne oczy i jego palce drżały w oczekiwaniu na rozsypanie drogiego towaru. Teraz zaś uśmiechał się całkiem szeroko i nawet, gdy oparł dłonie o jej kolana, był całkiem pewny. Wprawdzie jego nie dokarmiał Nathaniel, ale też wyglądał jakoś łagodniej, młodziej i zdecydowanie nie tak jak ćpun, którym miał być do końca życia.
- Ainsley, wiesz, moja żona mieszka w tym samym bloku, więc przeprowadzam się do niej. To mieszkanie wygląda zbyt ekstrawagancko jak na małżeńskie gniazdko. Ucieknę więc piętro wyżej. Dasz radę to zapamiętać? Gdy znowu przyjdziesz mnie odwiedzić… - bo dla Dicka Remingtona to wcale nie był koniec ich znajomości, a zaledwie początek.
Do tej pory nie miała w końcu przyjemności odkrycia go nie na głodzie i na kacu, a wyspanego, wypoczętego i ratującego ludzi, nie zaś zsyłającego nieszczęścia.
Brzmiało to jak zmiana, w którą bardzo chciał uwierzyć.
Pytanie tylko czy w ogóle się uda.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nigdy nie należała do osób, które przesadnie okazywały swoje emocje. Już jaki dziecko nauczyła się tego, bo od najmłodszych lat mało kto zwracał uwagę, na jej płacz i mało kto dawał jej powody do śmiechu. Wychowano ją więc w poczuciu, że to co odczuwała, interesuje tylko ją samą, a dla innych jest przesadną manifestacją niepotrzebnych emocji. Mimo to, nawet jeśli często to ukrywała, odczuwała wszystko bardzo dotkliwie. Stąd ten lęk na myśl, że kolejna osoba miałaby przed nią uciec. W zasadzie kiedyś prosiła Richarda, by trzymał się od niej z daleka, ale teraz chyba zdążyła się już przyzwyczaić i nie umiała podejść do tego aż tak racjonalnie.
Niby powiedział, że nie ucieka, ale jeszcze jej oddech był nierówny. Jeszcze kilka minut miało jej zająć dojście do normy, chociaż przy okazji, jego słowa mieszały jej w głowie, nie ułatwiając wyrównania własnego stanu. Spojrzała więc na niego, nie wiedząc od której kwestii zacząć.
- Czym są cheetosy? - zapytała więc o to. Wiedziała czym są chrupki, nazwy niekoniecznie kojarzyła, ale przynajmniej ketchup nie stanowił dla niej żadnej enigmy. Może i mogła poczekać z tym swoim pytaniem, bo gdy podsunął jej miskę, zrozumiała co miał na myśli. Niepewnie poczęstowała się jednym, ale jeszcze nie umieściła go w ustach. Nie, gdy była ważniejsza kwestia do poruszenia. - Nathaniel nigdy by ciebie nie zabił. Musisz to zrozumieć, on wie, że mu nie wolno, on ci nie zagrozi... w taki sposób - nienawidziła siebie za te ostatnie słowa, za pewną wątpliwość w tonie głosu, za to, że nie mogła wiedzieć na pewno. Bo była świadoma porywczości Hawthorne'a i tego, że zaczął traktować ją inaczej, ale... tylko ją. Nie mogła przekładać tego na innych ludzi, jednak chciała wierzyć, że jej parasol ochronny sięgał też na tych, którzy byli jej bliscy.
Zamrugała dwa razy, kiedy nagle Richard zmienił swoją pozycję i już miała mu mówić, aby się podniósł, kiedy uderzyła w nią rewelacja, jakiej nie spodziewała się usłyszeć. Spojrzenie jej ciemnych oczu natychmiast odnalazło obrączkę, ale nie potrzebowała tego dowodu, by mu uwierzyć. Potrzebowała natomiast... czegokolwiek, by zrozumieć tę sytuację. Jak do tego doszło i z kim, przede wszystkim? Może te pytania były wymalowane na jej twarzy, skoro tak szybko postanowił jej to wyjaśnić. Z drugiej strony... nadal nie wiedziała nic.
- Oczywiście, ale... jak? Jakim cudem wziąłeś ślub? Kiedy? - zapytała, pozwalając sobie na więcej pytań, niż zwykle. - Nie tak dawno rozmawialiśmy przecież - przypomniała mu po chwili. Ślub był pięknym sakramentem, ale nawet ona uważała, że nie powinien być brany pochopnie. Dlatego też poczuła pewnego rodzaju lęk na myśl, że z Richardem działo się coś złego, co pchnęło go do takiej decyzji. - To znaczy... moje gratulacje. Jeśli jesteś szczęśliwy, to i ja się cieszę, ale martwię się o ciebie - przyznała, reflektując się nieco, bo nie miała prawa go oceniać i była od tego daleka. Zwyczajnie chciała się upewnić, że ten ślub był czymś dobrym, a nie kolejnym kłopotem, z jakim strażak musiał się mierzyć.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tymczasem mały Richard manifestował jak cholera swoje problemy. Był niezwykle hałaśliwym dzieciakiem, który tupał nóżką do momentu aż nie dostał wszystkiego o czym tylko zamarzył. Przez większość jego dzieciństwa tego typu podejście okazywało się nader skuteczne. Tak bardzo, że dorastał w mylnym przekonaniu, że wszystko mu się należy. Tak naprawdę nie umiał na nic zapracować i przez to stał się rozpieszczonym gnojkiem.
Sam fakt, że mógł odejść tak po prostu bez słowa nie mieścił mu się w głowie, głównie dlatego, że panna Norwood była jedyną osobą, którą sobie sam wywalczył. Jego ojciec w końcu nie zapłacił jej za spotykanie się z ćpunem, nie robiła też tego również, by dobrać się do jego spodni.
Nic więc dziwnego, że podchodził tak nonszalancko do swojej ucieczki. Jedyne czym się przejął jednak i nie było w tym żadnej przesady to jej atak paniki. Przeszła już tak wiele (również z jego rąk), że nie planował jej niczego więcej dokładać.
Z ulgą zauważył więc, że dochodzi do siebie i wraca do tej starej i znajomej, nieco niedorzecznej Diviny, która nie wie czym są cheetosy.
- Po prostu spróbuj. Poczujesz takie wow, że z miejsca porzucisz budyń - obiecał jej. To urastało właściwie do pewnej rywalizacji. Nie chciał jednak, by do tego gangstera należały wszystkie pierwsze razy dziewczyny. W końcu on też miał jej tyle do pokazania, cały świat (i siebie) rzuciłby jej do stóp, nawet nie było w tym ani grama romantycznych uczuć.
- Daj spokój. Nie boję się twojego chłopaka - przewrócił oczami, bo nawet jeśli umierałby ze strachu to nigdy przed żadną kobietą by tego nie okazał, a już zwłaszcza przed tą, która potrafiła się zamartwiać o niego bez racjonalnego powodu.
Jak widać, powodziło mu się całkiem dobrze i był niedorzecznie szczęśliwy.Tłumaczenie dlaczego i w jaki sposób wziął ślub było łatwiejsze w gronie znajomych, dla których Ainsley nie była obca. Im nie trzeba było udowadniać, że niegdyś łączyło ich coś prawdziwego i że obecnie powrócili do tego jak gdyby nigdy nic.
Natomiast Divina ze swoim podejściem do sakramentów mogła czuć się przytłoczona takim casualowym podejściem do małżeństwa.
- To nie tak. W sensie nie wzięliśmy jeszcze ślubu kościelnego, bo chciałbym, żebyś przy tym była. Powiedziała kazanie czy odczytała to lamerskie czytanie Pawła - wyjaśnił, uczył się nieco Biblii, ale na ostatnim kółeczku wielbicieli Pisma Świętego poderwał dziewczynę, a to nie pomagało w skupieniu. Sprawiało również, że Ainsley go tam już nie puszczała. - Wynajęliśmy okręt i wypłynęliśmy na wody międzynarodowe z kapitanem. Załatwimy jeszcze parę formalności i będziemy małżeństwem - dodał, trzeba było od tego zacząć, bo widok jej zatroskanej buzi sprawił, że przysiadł na własnych piętach i spojrzał na nią uważnie.
Była zdecydowanie pierwszą osobą, która martwiła się bardziej o niego niż o jego żonę.
- Dlaczego się martwisz? - zanim zaczął rozwiewać jej obawy, chciał je dokładnie poznać. Może były niedorzeczne i skupiały się na jego grzesznym związku, a może odczuwała lęk przed jego euforyczną metamorfozą po świeżo rozpoczętym odwyku.
Najpierw jednak wstał i sięgnął po kubek z herbatą z kuchni. Nie była tak dobra jak ta jej, ale może jej posmakuje, na razie była pierwszym gościem, któremu nie proponował whisky.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Obracała jeszcze przez kilka chwil w dłoniach chrupka, brudząc przez to delikatnie palce czerwonymi okruszkami. Nie chciała próbować od razu, zbyt zaaferowana wzmianką o ewentualnej ucieczce Richarda, ale skoro już uspokajał... może niepotrzebnie zareagowała tak impulsywnie? Skinęła więc głową i zgodnie z poleceniem wsunęła przekąskę do ust, pogryzła ją, a następnie uniosła wyżej brwi.
- Rzeczywiście bardzo dobre! - zgodziła się z nim od razu, rozumiejąc już teraz, czemu w wieku szkolnym, inni uczniowie tak często wydawali pieniądze na tego typu jedzenie. Wtedy tego nie rozumiała, o wiele bardziej marząc o normalnym posiłku, ale teraz powoli docierało do niej, skąd taka fascynacja chrupkami. Skupiona na przeżuwaniu, prawie się zakrztusiła przez określenie, jakiego użył strażak w odniesieniu do Nathaniela. Z resztą natychmiast jej poliki się zarumieniły, a ona pokręciła głową na boki.
- On nie jest moim chłopakiem - zaprzeczyła z miejsca, bo... bo nie wiedziała, kim dokładnie jest dla niej Hawthorne. Jadali razem niektóre posiłki, ale nie śmiałaby powiedzieć, że którykolwiek z nich był randką, tak samo jak wątpiła w to, by mimo wszystko gangster był w stanie obdarzyć ją miłością. Nie łudziła się w tej kwestii. Ktoś taki jak ona, nie powinien zasługiwać na podobne uczucia, aczkolwiek nawet teraz pamiętała moment, w którym Nathaniel wyznał, że mu na niej zależy. Jej samej również na nim zależało, bardziej, niż mogłaby kiedyś przypuszczać.
- Masz na myśli list do Koryntian? - skrzywiła się, bo nie byłaby sobą, gdyby w jej głosie, nawet jeśli łagodnym, nie pobrzmiało kilka nut nagany, za to, jak to wszystko określił. Zła jednak nie mogła być, nie kiedy przyznał, że jej obecność się dla niego liczyła. - Dobrze, czyli przed Bogiem jeszcze nie przysięgaliście? - zapytała wprost, ale już odrobinę jej ulżyło. Ona sama także chciała być przy tym obecna, nawet jeśli przerażało ją to, że być może Richard postępował zbyt szybko. Tego jednak nie chciała mu mówić, by nie sądził, że go potępia. - Zasługujesz na porządną ceremonię... z muzyką, kazaniem, kwiatami i białą suknią - pozwoliła sobie podzielić się swoją opinią, a delikatny uśmiech zamajaczył na jej twarzy. Lubiła śluby, były zdecydowanie przyjemniejsze od pogrzebów, chociaż ta myśl także nie nadawała się do wymawiania na głos.
- Bo nie chcę, żebyś podejmował tak ważne decyzje ze strachu przed samotnością - odpowiedziała na jego słowa całkiem poważnie, nie odwracając spojrzenia, gdy przyniósł już jej herbatę. - I żebyś potem cierpiał - dodała, co miała na myśli. Naprawdę mu tego nie życzyła, w końcu od jakiegoś czasu był dla niej naprawdę ważny, więc jego dobro było dla niej równie istotne.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Wreszcie mówisz jak Divina, którą znam!- w jej wypadku ekscytowały go tego typu drobnostki, zupełnie jakby to on miał po raz pierwszy próbować chrupek bądź zapuszczać się do obcego apartamentu. Po części traktował ją jak młodszą siostrę, której chciał pokazać świat, ale zdecydowanie w umiarkowanych ilościach. Nie chciał przecież, żeby sięgnęła po jego prochy czy alkohol. Nauczył się szanować jej granice i korzystać z faktu, że poza nimi mają szeroki zakres smaków, które powinna poznać.
Nadal się łudził, że pewnego dnia wyjadą gdzieś daleko, gdzie nie dosięgnie jej łapa Nathaniela, ale musiał przyznać, że ostatnio ich wspólne plany gdzieś się rozjechały. Już nawet nie chodziło o tego jej chłopaka (choć musiał parsknąć, gdy usłyszał jej śmieszne zaprzeczenie), ale o jego żonę.
Ainsley była wyrozumiała, ale nie aż tak, by zrozumieć, że teraz będą uciekać przed mściwym gangsterem, bo chciał pokazać Divinie śnieg, który pięknie korespondowałby z jej typem urody.
- A kim jest? Bo na pewno nie przyjacielem. Jak mam go określać?- zapytał całkiem cwanie i liczył na szczerą odpowiedź. Tak naprawdę jak zdążył już poznać (i po części pokochać) Divinę to wiedział, że zawsze jest prawdomówna, więc w ten sposób po części wbijał jej klina.
- Tak to się chyba nazywało, sorry - wyszczerzył ząbki widząc jej święte oburzenie. Jeszcze nie dorósł do tego, by wszystko traktować na serio, poza tym widać było, że jest w niezłym humorze i to całe małżeństwo dobrze na niego wpływa. A może to był odwyk i fakt, że nareszcie wiedział co robi?
- Biała suknia już była, ale chyba po raz pierwszy chcę zrobić coś w waszej obecności. Twojej, Cartera, Harriet, może Pearl - uśmiechnął się lekko, bo wspomnienia o blondynce nieco wyblakły, choć był czas, gdy był na nią niesamowicie wściekły. Obecnie zaś rozumiał, że wszystko to prowadziło go do Ainsley i było w tym jakieś boskie zarządzenie. Dlatego wraz ze słowami dziewczyny uleciała z niego radość i poczuł się tak smętnie jak nagle przekłuty balonik.
Nie oderwał od niej spojrzenia, zupełnie jakby chciał się przekonać czy mówiła na serio. Tak naprawdę była jedyną osobą, która brała w zwątpienie jego małżeństwo i jedyną, którą kiedykolwiek by wysłuchał w tej kwestii.
- Myślisz, że wziąłem ten ślub, żeby mnie nie zostawiła?- po części mogła mieć rację. Bał się, że Atwood przejrzy na oczy i nareszcie ucieknie, gdy dowie się choćby o niej i o jej roli w jego życiu. Nie wybaczyłaby mu nigdy bycia brutalem i dopiero teraz docierało to do jego krainy szczęścia i miesiąca miodowego. - Ona mnie zostawi… jak się dowie wszystkiego.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Jego wyznanie nieco ją zaskoczyło, a chociaż nie była do końca pewna, co kryło się za tymi słowami, uśmiechnęła się wierząc, że to coś dobrego. Sam fakt, że ktoś uważał, że ją zna, był już sam w sobie miły. Takie drobnostki cieszył ją nawet bardziej, niż możliwość smakowania wszystkich nowych smaków tego świata. Nawet o połowie z nich nie miała pojęcia, kiedyś wierząc, że wcale nie potrzebuje do szczęścia więcej, niż to, co już miała. Chyba nawet nie przypuszczała, ile ją ominęło.
- Dlaczego nie przyjacielem? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, marszcząc przy tym nosek, co zdradzało, jak intensywnie myśli nad tą kwestią. Sama nie wiedziała, jak powinna określać Nathaniela, ani też, jak nazywać to, co było między nią, a gangsterem. Nie znała się na takich uczuciach, wszystkiego uczyła się wolniej, a przy tym zwyczajnie bała się rzucić w wir emocji, bo te też budziły w niej niepewność. - Nigdy nie próbowałam go określać... bo chyba nie potrafię - wyznała ostatecznie, a ramiona delikatnie jej opadły. - Jest kimś ważnym, kimś kto sprawia, że chcę czuć... czy to brzmi głupio? - przechyliła głowę, z jednej strony zawstydzona, ale z drugiej naprawdę ciekawa cudzej opinii. Potrzebowała jakiegokolwiek wsparcia i niekoniecznie myślała o tym, e szukanie go w strażaku, którego Nathaniel prawie skatował, nie było najlepszym wyjściem.
- Poza Pearl nie znam osób, które wymieniłeś, ale jestem pewna, że wszystkie z nich chętnie chciałyby towarzyszyć ci w takiej chwili - podchwyciła, zerkając na niego. - Nigdy nie byłam gościem na podobnej okoliczności... tylko, jako organistka, w kościele - podzieliła się po chwili swoim doświadczeniem ze ślubami, chociaż pewnie Richard był tego pełni świadomy. Swoją drogą Divina uznała w tej chwili, że musi czym prędzej wrócić do pracy, bo chciałaby sprawić im jakiś prezent, albo przynajmniej piękny bukiet kwiatów, a te potrafiły być kosztowne. Nawet na grób matki nigdy nie kupiła czegoś bardziej okazałego, niż podwiędła chryzantema sprzedana jej okazyjnie. Na pewno nie chciała niszczyć tych pozytywnych emocji, jakie towarzyszyły Remingtonowi, ale chyba mimowolnie to właśnie zrobiła.
- Nie, nie myślę tak - odpowiedziała mimo wszystko spokojnie, a jej twarz stała się tak rzeczowa, jak już dawno nie była. - Ale jeśli pytasz, czy martwię się, że mogłoby tak być... to owszem. Zawsze będę się o ciebie martwić, Richardzie - wyjaśniła tym samym tonem, a po chwili wahania niepewnie uniosła dłoń i położyła mu ją na ramieniu. - Myślałam, że już wie... powinieneś jej powiedzieć. Nie zmuszę ciebie do niczego, ale małżeństwo to przepiękny sakrament i powinno być budowane na pełnej szczerości. Bo miłość powinna akceptować wszystko - wyjaśniła to, w co wierzyła, nawet ze swoim nikłym doświadczeniem. Sama tego pragnęła i uważała, że każdy po części tego pragnął... zostać przez kogoś zaakceptowanym.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Może zbyt zuchwale rościł sobie prawa do stwierdzenia, że ją zna, ale zazwyczaj wiadomo było o człowieku tyle, na ile go sprawdzono, a ta dwójka miała to do siebie, że zazwyczaj wpadała w najbardziej niedorzeczne i ekstremalne sytuacje. Większość oczywiście z winy samego Remingtona, ale dzięki temu mógł stwierdzić, że jej ufa. Zaś zaufanie było dla niego tak cennym kruszcem, że w swoim życiu trzymał je w zamknięciu i nie wręczał nawet na niego kredytu.
Lubić mógł każdą, penetrować też uwielbiał, ale już rozmowy tego typu i zdradzanie swoich największych tajemnic należało do kilku wybranych osób. W tym szacownym (bo nielicznym) gronie znalazła się Divina, również dlatego, że i sama była z nim kompletnie szczera i nie owijała w bawełnę swojej skomplikowanej relacji z gangsterem.
To było trochę jak transakcja wymienna. Oboje mogli sobie mówić różne rzeczy i wiedzieli, że ich sekrety są bezpieczne u tej drugiej strony. Czy nie tego powinno poszukiwać się całe życie?
Mimo wszystko uważał, że Nathaniel nie jest jej przyjacielem.
- Myślę, że przyjaźń… to uczucie jest bardziej platoniczne. Wiesz co to znaczy? - czasami go zaskakiwała pod tym względem i wolał się upewnić. - Ja nigdy bym nie chciał ciebie wziąć na randkę, bo traktuję cię niemal jak siostrę. On tak z tobą nie ma i myślę, że ty z nim też - zauważył pogodnie. Niezbyt mu się podobało, ale przynajmniej dorósł do tego, by postarać się zaakceptować to, że Divina ma do tego człowieka inny stosunek.
Najwyraźniej robiła specjalizację z potworów i na szkołę wzięła sobie gangstera i ćpuna. Aż strach pomyśleć za kogo się weźmie, gdy już skończy resocjalizację z nimi.
- Co byś chciała czuć? - dopytał, bo mimo wszystko to był lepszy temat niż jego plany ślubne. Może i Dick jak każda mała dziewczynka marzył o swoim wielkim weselu, ale obecnie wolałby to zostawić w rękach Ainsley.
On jedynie planował zaprosić swoją byłą- niedoszłą. To wcale nie brzmiało niezręcznie.
- Jak cię zaproszę z osobą towarzyszącą to weźmiesz swojego gangstera czy jego ochroniarza? - dodał z rozbawieniem, bo tak naprawdę oczywiste było, że nie chce jej widzieć na ślubie tylko w roli organistki. Znaczyła dla niego o wiele więcej, choć jej słowa sprawiły, że rozbłysły w nim wszystkie ostrzegawcze światełka.
Obiecywał sobie, że sporo zatai przed Ainsley właśnie dlatego, by go nie zostawiła. Nie była to może najbardziej rozsądna decyzja biorąc pod uwagę ich wspólnych znajomych, ale chciał wierzyć, że…
- Jak powiem jej po ślubie to będzie musiała mi dać szansę. Będziemy związani i nie ucieknie ode mnie… jak wszyscy. Tylko ty nie uciekłaś, a pewnie to dlatego, że dotąd nie miałaś dużo znajomych - nie chciał zabrzmieć obcesowo, ale była dziewczyną z cmentarza i to tłumaczyło jej chwilową niepoczytalność, jeśli chodzi o ich przyjaźń.
Z jego obecną żoną to była zupełnie inna para kaloszy.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ