organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
42.

Wzrok zawieszony miała na suficie, na którym słońce współgrające z sufitem dawało ciekawe efekty świetlne, zajmując ją na tyle by nie myślała o dyskomforcie, ale też nie na tyle, by wyłączyła się z tej chwili, w której jej zaangażowanie miało stanowić kluczową rolę. Leżała na płasko, a dłonie miała splecione gdzież u dołu brzucha, będąc przez cały czas cicho, nawet wtedy gdy odczuwała silniejszy ból zesztywniałych i osłabionych mięśni. Starała się, jak mogła, ale nawet bez wiedzy wiedziała, że jej ciało nie należy do najmocniejszych. Umysł owszem, chociaż w tym od jakiegoś czasu mocno mieszała osoba Nathaniela.
- Dobrze, na dzisiaj koniec - głos pielęgniarki odciągnął jej uwagę od sufitu, gdy kobieta odłożyła jej nogę po serii ćwiczeń na materac, poprawiła koszulę nocną, a następnie kołdrę i otworzyła drzwi do sypialni, przez które zaraz wszedł Nathaniel. Przez moment Divina przypatrywała się im, jak spektaklowi w teatrze, będąc jedynie widzem, nawet jeśli temat ściśle dotyczył jej. - Ścięgna i mięśnie potrzebują teraz więcej wysiłku, by nie doszło do degradacji... oczywiście mogłabym przychodzić częściej, ale myślę, że najlepiej byłoby, gdyby pomału zaczęła próbować chodzić, każdego dnia, co jakiś czas - poinformowała Hawthorne'a, a potem przedstawiła jeszcze kilka innych informacji, pomysłów, wytycznych. Porozmawiali jeszcze chwilę, Nathaniel odprowadził ją w końcu, a Divina na moment została sama, korzystając z tej chwili po to, by unieść się do siadu i odkryć kołdrę. Pokiwała ostrożnie stopami, a potem spróbowała ponieść jedną z nóg. Udało się, ale czuła dokładnie opór jej ciężaru. Nie chciała jednak stanowić jeszcze większy problem i po chwili zwiesiła ostrożnie nogi z łóżka, a akurat wtedy drzwi otworzyły się ponownie, a ona drgnęła, jakby przyłapano ją na gorącym uczynku.
- Nie zamierzałam wstawać - zaczęła od razu, bo wolała to zaznaczyć, nim Nathaniel by wyciągnąć pochopne wnioski. - Jedynie sprawdzić, ile mi brakuje, żeby dosięgnąć ziemi i czy ewentualnie byłabym w stanie chodzić dookoła materaca - wyłożyła mu co nią kierowało, ale z przykrością musiała stwierdzić, że nawet po dość bolesnym naciągnięciu stopy, ta nadal wisi w powietrzu, zamiast dotknąć dywanika, jaki znajdował się przy łóżku. Zerknęła niepewnie na Nathaniela i prawdę mówiąc wiele miała w głowie, stale dochodziło jej nowych pytań i nie chodziło już nawet tylko o pocałunek. Poznawała go coraz lepiej, trochę się wstydziła, bo też po tamtej nocy, pozwoliła sobie zajrzeć do jego szkicownika i od tamtego czasu wyczekiwała momentów, kiedy znów go porzuci gdzieś w zasięgu jej dłoni, aby mogła przejrzeć go dokładniej. Chciała o to zapytać, ale się bała... tej i wielu innych kwestii.
- Pielęgniarka mówiła, że mogę z kimś ćwiczyć przy poręczy na tarasie - zaczęła więc nieco bezpieczniejszy temat. - Może Jasperowi by to nie przeszkadzało... skoro poza tobą spędza ze mną najwięcej czasu? - zaproponowała, chociaż mimo całej sympatii do Ainswortha, jednocześnie poczuła jakieś ukłucie żalu do własnej osoby, bo wolałaby, żeby pomagał jej Nathaniel. Nawet teraz wzrok jej jakoś tak zsunął się na jego dłonie i całkiem odruchowo poruszyła własnymi palcami, opartymi na krawędziach materaca. Nie powinna o tym myśleć... była mocno pogubiona w swoich odczuciach i dlatego postanowiła jakoś zmienić temat, odsunąć się od tego, co jej doskwierało, a czego nie rozumiała. - Jak się dziś czujesz? - zapytała więc, chociaż i to ją delikatnie speszyło. - Wszyscy stale zadają mi to pytanie, a tobie też się ono należy - wyjaśniła nieco ciszej, odwracając spojrzenie gdzieś do boku.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Gdy na sumieniu ma się tak wiele grzechów jak Nathaniel, po pewnym czasie zaprzestaje się go słuchać. Uznaje się, że ono nie istnieje, że tak łatwiej przychodzi żyć w świecie, gdzie reguły są tylko pozorne, gdzie każdy przyjaciel może okazać się największym wrogiem, a ufać można tylko sobie. Dla Hawthorne'a było więc niezwykle niekomfortowym, gdy ponownie ten pieprzony głos zaczął dopijać się do jego umysłu. Nie chodziło jednak o przestępstwa jakich się dopuszczał, ludzi, którzy się go bali, ofiary z przeszłości nie dające o sobie zapomnieć. Chodziło o Divinę. Odkąd pojawił się w jej życiu szala między tym co spotkało ją dobre i złe, była na równi. Wiedział jednak, że nie o to chodzi. Zaczął patrzeć na nią inaczej, przywiązywać się do niej, pragnąć być przy niej tak często jak to możliwe i grać w tę dziwną grę, której zasad nie rozumiał. Dostawał obsesji na jej punkcie, a to nie mogło skończyć się dobrze. Nie tylko dlatego, że zrobi z niej swoją słabość jaką wykorzystać będą chcieli nieprzychylni mu ludzie, ale też dlatego, że nie był godnym jej człowiekiem. Znał siebie, bywał okrutny, bezwzględny, a przede wszystkich egoistyczny, bo nikt nigdy nie nauczył go bycia innym, gdy w grę wchodziły jakieś głębsze relacje. Może udało mu się w przeszłości zbudować z kimś coś więcej, ale jak to się skończyło? Nellie nie żyła, a Eleonor pozwoliła mu się wodzić, bo sama szukała ucieczki w jego ramionach przed goniącymi ją demonami. Ją też wyciągnął wpół żywą z zimnej wody modląc się o to, aby nie było za późno. Czy to był jego schemat? Przyciągał do siebie kobiety stojące na krawędzi i krążył wokół nich, ratując, wspierając, a potem ponownie pozwalając na to, aby śmierć sobie o nich przypominała.
- To dobrze, nie powinnaś robić tego bez asekuracji. - Gdy tylko wszedł do sypialni Diviny, jego wzrok od razu padł na jej sylwetkę. - Nie sądzę, aby było to dla ciebie najwygodniejsze - dodał zaraz, bo mimo wszystko łóżko nie było aż tak bardzo wysokie, a przy tym wokół znajdowało się sporo sprzętu i mebli, które na czas rekonwalescencji Norwood przysunięto nieco bliżej. - Pomóc ci? - Skoro była już w pół drogi do zejścia z łóżka, Nate chciał to wykorzystać, zobaczyć jak sobie radzi. Rozmawiał z pielęgniarką, wiedział, że dziewczyna powinna ćwiczyć nieco więcej nawet jeśli jej słaby organizm wydawał się na to nie gotowy. - Chodź, staniesz przy mnie - dodał, podchodząc bliżej i póki co łapiąc DIvinę za ręce. Starał się przy tym nie patrzeć na jej twarz, nie myśleć o tym jak spędzili noc kilka dni temu, nie przypominać pocałunku. Nadal nie był pewnym czego od niej chciał, a jednocześnie gdy była tak blisko, skłamałby mówiąc, że nie sprawiało mu to przyjemności. - Pewnie się zgodzi jak sama go zapytasz. Ja mu mogę powiedzieć, że ma z tobą ćwiczyć to nie odmówi - wyjaśnił. Z jednej strony cieszył się, że Norwood sama chciała ćwiczyć i szukała jakiś rozwiązań, a z drugiej wpierw wolał sam się przekonać, czy jej pomysł jest dobry. - Może spróbujemy najpierw sami? - Zaproponował, mocno trzymając Divinę za ręce, aby nie upadła, chociaż nadal znajdowali się tuż przy skraju łóżka. - Sądzisz, że dasz radę dojść tam z moją pomocą? - Dopytał, bo pojęcia nie miał jak daleko posunęła się w swojej rehabilitacji, czy w ogóle pokonywała już dłuższe dystanse, czy nadal jej zakres ruchu ograniczał się do kilku kroków i stania w miejscu.
Zaskoczyło go jej pytanie, bo faktycznie rzadko kto mu je zadawał. Możliwe, że to przez to jakim był człowiekiem i jaką pełnił rolę, inni uważali, że tego typu kwestie nie powinny być z nim poruszane. Ogólnie raczej kiepsko było u Nathaniela z typowo "przyjacielskimi" i pozytywnymi relacjami, bo właściwie każda, czy to z Pearl, czy z Makaylą, czy każdą inną osobą, nosiła jakieś rysy.
- Dobrze, jestem trochę zmartwiony tym, że potrzebujesz więcej ruchu, ale poza tym, dobrze.... - odpowiedział i tak jak unikał zerkania na jej twarzy, tak po tych słowach jego błękitne spojrzenie padło prosto na nią.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Pokiwała jedynie głową, ciesząc się, że nie wychwyciła w jego głosie żadnej złości czy zniecierpliwienia. Nie chciała już robić niczego głupiego, a zauważyła, że jej próby samodzielnego wstawania nie były przez Nathaniela odbierane zbyt dobrze. Czasem pozwalała sobie wierzyć, że naprawdę się o nią martwił i troszczył, ale myśl ta była tak kusząca, że ją przerażała. Bo jak miała odnaleźć się w sytuacji, w której pragnęła czegoś takiego? To nie było do niej podobne, ale coraz trudniej przychodziło jej z tym walczyć... z myślami na temat Hawthorne'a, z domysłami i... co było najbardziej niepoprawne, z pragnieniami, na jakie nigdy wcześniej sobie nie pozwalała, trzymając się na uboczu i znając swoje miejsce.
- Może nie byłoby tak źle - mruknęła, bo faktycznie takie ćwiczenia nie opiewałyby w komfort, ale przecież ona nigdy nie stawiała wygody zbyt wysoko. Kiedy jednak do niej podszedł i zaooponował pomoc, plany samodzielnej rehabilitacji z miejsca gdzieś uleciały, nie były już istotne. Podała mu więc ręce, a serce zabiło jej tak szybko, jak ich palce się ze sobą splotły w uścisku. Ona nie potrafiła myśleć o pocałunku, w zasadzie od rozmowy z Jasperem myślała o tym jeszcze intensywniej, więc teraz już czuła, że jej poliki robią się czerwone, a nie powinny, bo przecież w tej sytuacji Nathaniel chciał jej jedynie pomóc. - Trochę wstydzę się poprosić... ale nie chcę też, żebyś mu kazał. Pomyślę o tym - zmarszczyła delikatnie czoło, chcąc uciec myślami w stronę Jaspera, bo wtedy ej serce tak nie szalało, jak w chwilach, w których skupiała się na stojącym przed nią mężczyźnie. Chciała to właśnie z nim ćwiczyć, więc jego propozycja sprawiła, że nieopatrznie uniosła głowę, aby spojrzeć na jego twarz. - Dobrze więc... spróbujmy sami - zgodziła się z nim, dokładnie wypowiadając każdą sylabę, a potem powoli próbowała zsunąć się z łóżka w jego asekuracji. Jakoś tak odruchowo wstrzymała oddech, do momentu, aż jej stopy nie dotknęły podłogi. Delikatnie poruszała palcami, jakby się zapoznając z tym uczuciem. Mięśnie się buntowały, ale nie chciała się skarżyć. - Tam? - nie była pewna, co ma na myśli. W ostatnim czasie jej osiągnięciem było to, że mogła poruszać się po łazience przez chwilę sama, zażyć tej intymności, wisząc na blacie przy zlewie, czy specjalnym uchwycie, ale nie wychodziło jej to wszystko najlepiej. Mimo to nie chciała być dla Nathaniela ani obciążeniem, ani powodem do zmartwień. - Postaram się - bo naprawdę chciała dać dla niego z siebie wszystko i pomimo bólu i zmęczenia sobie poradzić. Tak jak jego zaskoczyło jej pytanie, tak ją jego odpowiedź. Uniosła wyżej brwi, dając się złapać w kontakt wzrokowy, który powinien być dla nich zakazany.
- Dlaczego ciebie to martwi? - zapytała od razu, nie chcąc pozwolić, by ten temat, ta rozmowa, by to wszystko wygasło. Poza tym w końcu ruszyli, powoli, a ona jeszcze bardziej oparła swój ciężar na jego dłoniach, wykonując pierwszy niepewny krok, potem drugi. Póki co prędzej włóczyła nogami, niż zginała je w kolanach i unosiła, ale przemieszczali się jakoś. - Jest dobrze... ale dziwnie... jakby stopy na nowo uczyły się trzymać pion - mruknęła, chyba tylko po to, by nie myśleć o tym, jak blisko niego się znajdowała, że stale się dotykali, patrzyli na siebie, gdy nie śledziła uparcie swoich kroków. Poza tym w głowie wciąż miała rozmowę z Jasperem, a teraz nawet żywiej je sobie przypominała, czując jak się rumieni. - Sama nie wierzę, że to mówię, ale przyzwyczaiłam się do tego, że mnie wszędzie nosiłeś... zostałam przez ciebie trochę rozpieszczona przez ten czas - uśmiechnęła się delikatnie, zerkając w jego oczy, jakby chciała w nich dostrzec jakieś odpowiedzi.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Od kilku tygodni Divina była punktem jego odniesienia do planowania każdego dnia. Nie wyobrażał sobie momentu, w którym miałoby jej zabraknąć w jego domu. Zdrowiała, co go cieszyło, ale nie chciał, aby ten proces nieodłącznie wiązał się z tym, że w końcu go opuści. Nie mógł i nie chciał na to pozwolić, ale obawiał się, że niełatwo przyjdzie mu przekonać Divinę do tego, aby skorzystała z jego pomocy, aby została z nim... Z drugiej strony nie było opcji, aby samotnie włóczyła się po miasteczku. Dlatego wszystko to było tak skomplikowane, bo albo polubownie zgodzi się na jego wsparcie, albo stosunki między nimi znów się popsują, bo mimo uczuć jakie wobec niej żywił, jej bezpieczeństwo stanowiło priorytet.
- To przemyśl to zanim sam załatwię sprawę - odpowiedział odnośnie ewentualnych ćwiczeń Diviny przy asyście Jay'a. - A tak poza tym to chyba zaczęłaś się do niego przyzwyczajać, prawda? Nie przeraża ciebie jak inni moi ludzie? - Dopyta, bo minął już jakiś czas, Ainsworth stał się nieodzownym elementem w życiu Norwood i chyba dziewczyna zdążyła wyrobić sobie jakąś opinię na jego temat. Ku zaskoczeniu Nate'a była ona dla niego istotna.
Rozpoczęli powolny spacer w stronę tarasu. Nie było to spektakularnym osiągnięciem ze strony Norwood, ani nie szło jej jakoś wybitnie dobrze. Była nadal słaba, a przy tym dawno nie używane mięśnie wcale nie były skore do współpracy. Hawthorne trzymał mocno dłonie Diviny, gotów w każdej chwili złapać ją, gdyby nagle opadła z resztek sił i miała się przewrócić. Starał się przy tym nie skupiać na jej oczach, smukłej tali i dotyku, ale im dłużej trwali tak blisko siebie, tym było to trudniejsze. Ostatecznie przegrał, po tym jak zadała mu pytanie.
- Mówiłem ci już, że się tobą przejmuję. Chciałbym też, aby twój organizm stał się silniejszy, ale po latach życia w skrajnym ubóstwie wcale nie przychodzi mu tak łatwo się zregenerować - wyjaśnił, bo w zasadzie smucił go ten fakt, świadomość jak kiepsko musiała się odżywiać, spać i ogólnie funkcjonować, skoro jako tak młoda dziewczyna, wydawała się być tak wyniszczoną. - Wszystko okej? - Spytał, po chwili, gdy ponownie przeszli metr, może dwa. - Powoli, nie spiesz się - mruknął, ponownie starając się skupić na tym, aby patrzeć na jej stopy, a nie na twarz. Jednak rozmowa temu nie sprzyjała, a on sam czuł na sobie jej spojrzenie. To nie tak, że nie podobało mu się to, ale wspomnienia z przed kilku nocy powracały ilekroć jego wzrok przecinał się z jej. Wielokrotnie Nate chciał znów spróbować się do niej zbliżyć, ale sam nie wiedział do czego miałoby to prowadzić. - Chciałem ciebie nieco porozpieszczać, zasługiwałaś na to - odparł, zatrzymując się i spoglądając w jej oczy. Co on robił? Czemu pozwalał sobie na takie zachowanie wobec jakiejś panny z lasu? Czemu zmarnował tyle czasu na przychodzenie do niej, pomaganie, czytanie, czy tak jak teraz prowadzenie jej krok po kroku. Co z tego miał? Czy naprawdę tak bardzo potrzebował tych kilku chwil bliskości i ciepła? Mógł je przecież czymś zastąpić, dać sobie spokój z bawieniem się w niańkę i... I chciał wierzyć, że mógłby posłuchać samego siebie, ale nie potrafił, bo Divina jednym, łatwowiernym spojrzeniem wytrącała mu broń z ręki. - A teraz ja chciałbym być porozpieszczany. Dawno dla mnie nie grałaś, może czas to zmienić? - Zaproponował, bo muzyka od początku była dość istotnym spoiwem, które ich łączyło, a w ostatnim czasie tylko on, czasami, pozwalał sobie na wygrywanie melodii przy fortepianie. - Czy twoje palce też się rozleniwiły? - Dopytał, zerkając na ich dłonie, po czym uniósł je lekko przyglądając się palcom Diviny. Muskał je przez moment delikatnie własnymi, po czym przybliżył do swoich ust, by chociaż w ten sposób złagodzić rosnącą w nim potrzebę bliskości.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Bliskość Nathaniela wpływała na nią tak bardzo, że nie potrafiła już o niczym innym myśleć, kiedy był w pobliżu. Fascynowało ją to i przerażało jednocześnie, bo przecież być tak silnie zależnym od kogoś takiego, jak on... to skrajne szaleństwo, nieodpowiedzialność, zaprzeczenie wszystkiemu, czego jej przez lata uczono. Ona zawsze miała być sama i zawsze miała potępiać złe czyny, a teraz była tu z nim, być może najgorszym człowiekiem, jakiego poznała, a chciała w nim widzieć tylko dobra i wcale nie chciała się odczuwać. Przyzwyczaiła się do jego dotyku, chociaż ten z początku był dla niej tak dziwny i niezrozumiały. Teraz wydawał się wręcz oczywistością, taką częścią codzienności, której miało jej brakować w chwili, w której już stanie na nogi, a ten dziwny i nieoczywisty rozdział w jej życiu będzie musiał dobiec końca.
- To był mój pomysł - przypomniała mu łagodnie, bo nie chciała, aby sądził, że teraz musi iść do Ainswortha i mu rozkazywać. Nie chciała być powodem dla którego postępował w taki sposób, chociaż wiedziała, że przez jej osobę wiele złości się w nim zbierało, a potem wyładowywał ją na niewinnych osobach. Nie najlepiej się z tym czuła, więc tyle ile się dało, tyle chciała wpływać na jego zachowanie względem innych. - Nie, jest dla mnie bardzo miły - zmieszała się nieco, bo od razu pomyślała o tym, co jej powiedział. Że Nathaniel może ją lubić, tak jak Jasper lubi Pearl. Serce ponownie zabiło jej szybciej i odczuła uderzenie gorąca. - Pokazał mi grę na telefonie... z farmą - uśmiechnęła się więc łagodnie, by przykryć to, jak emocje uwidaczniały się na jej twarzy. Przez to też ta jej wędrówka nie wychodziła póki co najlepiej. Naprawdę się starała, ale kroki nie były lekkie i stabilne, jak niegdyś. W dodatku obecność Nathaniela sprawiała, że niekoniecznie myślała o ćwiczeniach, a właśnie o nim.
- Nie było to takie skrajne ubóstwo - wtrąciła łagodnie, bo nie chciała nikogo martwić swoim stanem i w dalszym ciągu uważała, że mogła żyć gorzej. Nauczono ją cieszyć się z tego, co miała. Poza tym nie znała innego życia... no może tym aktualnym, gdzie wszędzie było czysto, powietrze niosło ze sobą przyjemny zapach, a w kranie zawsze czekała ciepła woda. Posiłki były regularne i nie składały się z czerstwego chleba... miło było czegoś takiego doświadczyć, ale wiedziała, że gdy wróci do siebie, ta bajka dobiegnie końca. Trochę się nad tym zamyśliła, źle stawiając stopę. - Tak! Jest dobrze - zapewniła, a potem znów spojrzała w jego oczy i poczuła, że ponownie się rumieni. Na nic takiego nie zasługiwała, ale nie potrafiła mu tego powiedzieć. Myślała tylko o jego bliskości, o tym co wydarzyło się nie tak dawno i o tym, co powiedział Jasper. Gdyby to wszystko było prawdą, czy nie byłoby pięknie? - Wszystko to co się tu zdarzyło... dziękuję za to - specjalnie tak uformowała te słowa, bo nie chodziło jej jedynie o jego pomoc. O wiele więcej miała na myśli, a przede wszystkim ten pocałunek, coś, czego nigdy nie miała doświadczyć. Uniosła nieco brwi, nie rozumiejąc z początku jego słów, ale kiedy ich znaczenie do niej dotarło, uśmiechnęła się pięknie. Tak, jak kiedyś nie potrafiła. - Chociaż w ten sposób będę się mogła jakoś ci odwdzięczyć - zgodziła się od razu, a entuzjazm nie znikał, tak długo, jak sama nie spojrzała na swoją dłoń. Na moment wstrzymała oddech i kiedy poczuła, przypatrując się ich palcom. Serce jej dudniło, w gardle zrobiło się sucho i w chwili, w której ją pocałował, jakby cały świat się zatrzymał. W niej - w przeciwieństwie do niego - tylko wzmogło to jakąś potrzebę bliskości. Poza tym... emocje sprawiły, że mięśnie się poddały i nogi lekko się o nią ugięły. - Nic się nie dzieje - zapewniła pospiesznie, gdy ją podtrzymał. Pozornie cały mistycyzm tej chwili uleciał...a le tylko pozornie, bo gdy wpadła w jego ramiona, pozwoliła sobie oprzeć policzek o jego tors, przymknąć oczy i... ostrożnie, bardzo powoli, wtulić twarz w jego ciało, przymykając oczy, skupić się na biciu serca, na który trzymała ucho. Cóż za cudowny rytm. - Muszę chwilę odpocząć przed kolejnymi krokami - nie była pewna, czy naprawdę musi, ale nie chciała jeszcze się odsuwać. - Tylko chwileczkę, dobrze? - poprosiła, oddychając głębiej. Analizując wszystko, czego doświadcza. - Twoje serce mocno bije - mruknęła cichutko, jakby nie chciała spłoszyć czegoś, co wisiało w powietrzu. - Lubię ten dźwięk - przyznała zgodnie z prawdą, bo ten powoli zamieniał się w jej ulubiony. Taki, któremu żaden utwór muzyczny nie mógł dorównać.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Jeszcze jakiś czas temu kompletnie nie obchodziłaby go opinia Diviny. Zresztą właśnie tak było, gdy jego ludzie co jakiś czas podjeżdżali pod jej dom, albo kościół obserwując ją i śledząc. Teraz jednak wszystko się zmieniło, a samopoczucie Norwood i jej ogólny dobrostan był dla Hawthorne'a priorytetem. Był jej to winny, po tym jak uchroniła go przed postrzałem, ale za jego postawą przemawiały także inne, o wiele mniej oczywiste argumenty.
- To dobrze. Wydawał się kimś odpowiednim - odpowiedział zgodnie z tym co uważał. Ainsworthowi dobrze z oczu patrzyło, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Nate chciał więc wierzyć, że ten sprawi się w roli ochroniarza dla Diviny, szkoda tylko, że koneksje z Pearl miały tutaj także miejsce, ale istniała nadzieja, że nie spierdolą tego co Hawthorne sobie zaplanował. - Słucham? - Nie zrozumiał dokładnie co Divina miała na myśli wspominając o jakieś tam farmie, więc spojrzał na nią z niemałym zaskoczeniem.
Widział jak każdy krok sprawiał jej wielką trudność. Chociaż ciężko nazwać chodzeniem to włóczenie nogami, które bardzo powoli przybliżało ich do celu jakim był taras. Nate nie chciał dyskutować o tym w jakich warunkach żyła kiedyś Divina. Założył już, że cokolwiek by się nie zadziało, nie pozwoli jej wrócić do chaty w lesie. Po pierwsze byłoby to niebezpieczne, a po drugie nawet psy w schroniskach mieszkały w lepszych warunkach.
- Nie masz za co dziękować. Za to co zrobiłaś i tak nie potrafię się odwdzięczyć - odpowiedział cicho, czując jak powoli atmosfera między nimi się zmienia. Zatrzymali się, a on ujął jej dłoń, wypowiadając słowa o fortepianie. - W ten sposób będziesz mogła sprawić przyjemność nam obojgu - poprawił ją, bo jak już wcześniej wspomniał nie oczekiwał, nie chciał by mu się odwdzięczała.
Czuł jak każda sekunda zaczyna wydłużać się w czasie. Ponownie rejestrował każdy, najmniejszy nawet szczegół, gdy jego usta sięgnęły jej palców. Delikatny, przeciągły pocałunek sprawił, że serce Hawthorne'a uderzyło mocniej w piersi.
- Co się dzieje? - Spytał, gdy Divina nagle jakby opadła z sił. Podtrzymał ją instynktownie, a potem pozwolił na to, aby oparła się o jego pierś. Sam czerpał z tej bliskości znacznie więcej niż powinien. Ponownie czuł to zmieszanie, rozsądek walczący z sercem, które przepowiadało swoją wygraną za każdym razem, gdy Norwood była zbyt blisko. - Mhmmm.. - mruknął cicho, układając dłoń na jej łopatkach, a brodę na czubku jej głowy. Może kłamała, może sama szukała pretekstu by być bliżej niego, przecież nie tylko on uczestniczył w tym mistycznym przedstawieniu jakie odgrywali. Nie wiedział co powiedzieć, ani jak zareagować, gdy wspomniała o jego sercu. To przez nią biło ze zdwojoną siłą, a do tego... - Dzięki tobie nadal bije - oznajmił, bo wspomnienie tamtej nocy nadal dręczyło go w koszmarach. Tylko, że w nich nikt nie reagował na czas, nikogo nie było w pobliżu, a Divina umierała wykrwawiając się na jego rękach... - Divino? - Rzucił cicho, jakby tembr jego głosu mógł popsuć ten moment. Poczekał, aż brunetka uniesie na niego swoje spojrzenie i na kilka chwil zatracił się w tym widoku. Serce znów uderzyło mocniej. - Co robisz? - Spytał, chociaż sam właściwie nie wiedział o co. - Czemu mi na to pozwalasz? Wiesz... - Mówił, kręcąc się wokół czegoś, czego nie rozumiał, ale przecież ona chyba także nie. Nie istniały chyba słowa mogące opisać to co robili, co czuli. Trzymał ją w ramionach, spoglądając na jej skąpaną w zachodzącym słońcu twarz i pochylił się delikatnie, by móc musnąć nosem jej policzek. - Wiesz, że to co robię... Co robimy o czymś świadczy - mówił, raczej szeptał delektując się tą bliskością, w której starał się zawrzeć całą czułość jaką w sobie posiadał, gdy powolnymi ruchami, wręcz niedostrzegalnie muskał jej policzek, wtulając się w niego.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Pokiwała głową, chyba pierwszy raz zastanawiając się nad tym, że Nathaniel, wybierając Jaspera na jej ochroniarza, naprawdę myślał o tym, by przypadł jej do gustu. Pomijając fakt, że wszystkich ludzi traktowała dobrze, jak i ten, że wcale nie prosiła o taką opiekę, po prostu było to miłe... o jego władczej naturze wiedziała już co nieco i była pewna, że bez problemu mógłby przeforsować swoje pomysły, ustawiając dookoła niej bandę nieprzyjemnych gangsterów, ale jednak na swój sposób faktycznie się dla niej starał.
- Taką grę, na której można mieć swoją farmę... ma się zwierzęta i pola - wyjaśniła, powoli tracąc na pewności siebie, z jednego powodu. - Powinnam być zapytać, prawda? Czy mogę w ten sposób korzystać z telefonu? - Jasper mówił, że na pewno może, ale nie chciała się na niego powoływać, by w razie czego nie ściągnąć na niego gniewu Hawthorne'a. Sama też niekoniecznie chciała go teraz doświadczać, ale Nathaniel wydawał się być w dobrym humorze.
- Mówiłam już kiedyś, życie to nie handel wymienny - przypomniała, gdy to on wspomniał o odwdzięczaniu się. - Gdybyśmy jednak o tym na moment zapomnieli... wyszłoby, że jestem ci winna jeszcze jeden ratunek - uśmiechnęła się pod nosem, przy tym dość ponurym wyliczeniu. - Wtedy gdy byłeś ranny w lesie i aktualny postrzał... to dwa. Ty zająłeś się zakażeniem w mojej nodze, wyłowiłeś mnie z grobu i... wtedy w porcie - nie chciała wspominać imienia Richarda, bojąc się, że to rozgniewałoby Nathaniela. - To trzy... wciąż jestem o jeden do tyłu - powtórzyła, kalkulując na spokojnie, bez nachalności czy niepotrzebnych emocji. Mimo wszystko wierzyła, że przyjdzie jej jeszcze w razie czego spłacić swój dług, chociaż bardziej pragnęła po prostu, aby był bezpieczny. - I może zagramy wspólnie? - zaproponowała jeszcze, już snując wielkie plany, a póki co z trudem kierowała się w stronę tarasu, a gdzie tam dopiero fortepian stojący w innym pomieszczeniu. W dodatku, w chwili, w której pocałował jej dłoń, podróż ta zyskała jeszcze trudniejszy wymiar. Nie chciała go martwić, ale siły na moment ją opuściły. Poczuła jego dłoń na swoich łopatkach, brodę na czubku głowy i już nic innego się nie liczyło. Może poza słowami Jaspera, te powracały jak jakieś zaklęcie. - Działa to w dwie strony - zauważyła, a kiedy wypowiedział jej imię... nie tą jedną literę, a jej pełne imię, przeszedł ją dreszcz, bo chociaż nie rozumiała tych chwil, to w tamtej konkretnej była pewna, że coś ważnego się zaraz stanie. Coś, na co pewnie nie była gotowa, czego się bała, a jednocześnie do czego sama dążyła. Coś, co będzie miało wielkie znaczenie, może za duże dla kogoś takiego, jak ona. Jego pytanie zmiotłoby ją z nóg, gdyby nie fakt, że stała teraz tylko dzięki niemu. Nie potrafiła nawet sobie samej na nie odpowiedzieć. Wpadła w sidła jego spojrzenia, a broda drżała jej delikatnie, sugerując lęk, chociaż nie taki, jaki pochodził od strachu. - Ja... - szepnęła, nie mając siły powiedzieć nic głośniej. Poza tym przymknęła też oczy gdy jego nos musnął jej policzek. Lubiła go... tak określił to Jasper. Dla niej te słowa, szczególnie w tym momencie, wydawały się bolesnym niedopowiedzeniem, ale jednocześnie bała się siły tego, co przyniosłaby należyta dosadność. Bezwiednie więc zacisnęła jedną z dłoni, na materiale jego koszuli, gdzieś na wysokości piersi. - Chyba... - szukała słów z trudem, a każdy dotyk jego nosa na jej poliku wywoływał w jej ciele kolejne dreszcze. - Nie widzę powodu... by ci nie pozwalać - powiedziała w końcu, czując się tak, jakby już nigdy nie miała odzyskać sprawności w nogach. Bała się, była przerażona i ten jeden raz jej twarz miała to pokazać, bo nie potrafiła być obojętna tak, jak wtedy, gdy się poznali, w piwnicy jego klubu. Gdy próbował ją przestraszyć i mu to nie wychodziło. Teraz natomiast przerażało ją to wszystko, jak nigdy w życiu, bo docierało do niej coraz bardziej to wszystko, co czuła, a czego chyba nie miała prawa czuć. - Nie robimy nic złego, prawda? - zapytała więc, ledwo słysząc swoje słowa, przebijające się przez szum krwi pulsującej w skroniach. - Jestem pogubiona - przyznała, bo chociaż rozmowa z Jasperem rozjaśniła tak wiele, to w chwili gdy stała tak blisko Nathaniela, gdy doświadczała nieznanych sobie gestów, teoria przestawała mieć znaczenie. - Wytłumaczysz mi? O czym to świadczy, Nathanielu? - poprosiła, wciąż bojąc się, że błądzi, że to tylko jej serce płatało jej figle, ze razem z Ainsworthem zrozumieli coś nie tak. Powinna się trzymać od niego z daleka, nie ufać mu, obawiać się jego gestów, a tym czasem jej ciało łaknęło jego bliskości bardziej, niż czegokolwiek... nie wiedziała, jak to jest czegoś pragnąć, przez niego pierwszy raz się spotkała z taką potrzebą i ledwo sobie z nią radziła.

Divina Norwood
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Mógłby kazać komukolwiek całe dnie stać przed pokojem Diviny, później nie odchodzić od niej na krok. Wiedział jednak, że prędzej, czy później przysporzyłoby mu to jeszcze więcej problemów wynikających z niezadowolenia Norwood. Poza tym ta "ochrona" póki co miała być bezterminowa, a co za tym idzie im szybciej dziewczyna przywyknie i polubi swoje dodatkowe "towarzystwo" tym lepiej dla niej samej. Nathaniel cieszył się więc z tego, że relacja Ainswortha i Diviny była co najmniej poprawna. Wysłuchał z uwagą o tej dziwnej grze, kompletnie nie mając pojęcia o czym mówiła dziewczyna, ale nie miało to znaczenia. Liczył się fakty, że była zadowolona, więc absolutnie nie miał zamiaru sprzeciwiać się temu jak używała swój telefon, póki nie służył on ku jakimś dziwnym konwersacjom z Dickiem. Jego osoba nadal była jak nieprzyjemny odcisk, który raz po raz wkurwiał i uwierał Hawthorne'a.
- Ani razu przy tym nie ryzykowałem tyle, ile ty zaryzykowałaś dla mnie - możliwe, że statystycznie Norwood była mu także dłużniczką, ale jeśli chodziło o poświęcenie, zdecydowanie nie mógł się z nią równać. - Ale dobrze, nie handlujmy się - zgodził się jednak z nią, a na ustach twarzy przywołał całkiem przyjemny uśmiech, bo nawet jeśli łączyła ich tragiczna przeszłość, dla niego liczyło się bardziej to co działo się obecnie.
Ponownie czuł jak atmosfera zaczyna się między nimi zmieniać. Nie potrafił w żaden sposób opisać, ani pojąć tego co czuł będąc przy Divinie w takich chwilach, ale było to uzależniające doznanie. - Możemy - odparł, bo z wielką chęcią ponownie zagrałby z nią. Nawet jeśli wstydził się swoich ułomności, drobnych błędów, które popełniał, rytmu, który czasem gubił... Wstydził się tego, ale nie przednią.
Obejmował ją, wypowiadając cicho każde słowo, obdarzając ją czułością, na którą nie sądził, że było go jeszcze stać po tym jakich okropnych czynów dopuszczał się w życiu. Sam nie wiedział czemu zadawał jej przy tym te pytania, może kierował je sam do siebie, bo jakim prawem pozwolono mu zaznać takich emocji?
Podobało mu się to jak odpowiadała, więc pozwalał na to, aby ta niejednoznaczna sytuacja powoli się rozwijała. Muskał z czułością jej policzek, dłońmi podtrzymując drobne ciało, które chociaż słabe, potrafiło znieść tak niewyobrażalnie wiele cierpienia.
- Prawda, to nic złego - wyszeptał, przekonany o tym, że mówi tylko półprawdę. Byłoby o wiele bezpieczniej, gdyby nigdy nie pozwolił sobie, ani jej na takie chwile, gdyby nigdy się do niej nie zbliżył. Jednak za późno sumienie zaczęło się w nim odzywać, bo racjonalność nie miała siły przebicie, gdy po raz pierwszy od dawna pozwolił sobie na uczucia. On także był pogubiony, więc nie wiedział co mógłby jej odpowiedzieć, ale gdy zadała kolejne pytanie, wypowiadając przy tym jego imię... Lubił słuchać tego jak je wymawia. Ubrane w barwę jej głosu brzmiało przyjemnie, niegroźne, inaczej... - O tym, że zależy mi na tobie - odpowiedział, odsuwając się nieznacznie, aby móc spojrzeć w jej piękne, ciemne oczy. - Bardziej, niż powinno... Bardziej, niż jesteś w stanie pojąć... Chociaż, może już o tym wiesz? - Uśmiechnął się, odgarniając z jej twarzy pasmo włosów, przez moment przeplatając je między palcami. - Chciałbym ciebie znów pocałować, V - wypowiedział, czując jak ta szczerość powoduje, że jego serce zaczyna bić szybciej. Zbliżył się znów, tak by ich twarze dzieliły milimetry, by oddechem drażnił jej skórę, muskał delikatnie nos wargami, ale nie pozwalał sobie na nic więcej, czekał.. - Powiedz, że mogę - wyszeptał, zaciskając jedną z jej drobnych dłoni mocniej w swojej ręce, gdy powoli dochodziło do niego jak wiele niewypowiedzianych słów ukrywało się za tą prośbą.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Może, gdyby miała w sobie więcej werwy, gotowa byłaby się z nim wykłócać, że nie o ryzyko tutaj chodzi, ale dała z tym sobie spokój. Wolałaby, by jego życie nigdy nie spotykało się już z żadnym niebezpieczeństwem, ale przez jej klątwę, najpewniej było to niemożliwe... tak długo, jak trwała obok, tak długo Nathaniel mógł być w niebezpieczeństwie, ale przynajmniej była w stanie w razie czego go uratować. Uśmiechnęła się łagodnie, zarówno do tej myśli, jak i perspektywy wspólnej gry na fortepianie. Miała wrażenie, że jego to odrobinę krępuje, ale ona cieszyła się z tych momentów, gdy pasję mogła z kimś dzielić. Zwykle, pomimo miłości do muzyki, grając czuła tylko dobitniej swoją samotność... umiejscowiona wysoko, z dala od wiernych, do których dochodziła jedynie jej muzyka, ale żadne znaki tożsame z organistą. Była anonimowa, nawet jeśli ludzie wiedzieli, kto się kryje za melodią, woleli do niej nie przypisywać twarzy Norwood. Dla samej gry z Nathanielem była więc w stanie wysilić swoje mięśnie do granic możliwości, ale te plany niknęły w chwili, w której on sam znalazł się za blisko. Serce wówczas zaczynało jej bić szybciej, a umysł kompletnie zapominał o planach związanych z fortepianem. Liczył się tylko on i te wszystkie uczucia, których nie potrafiła sklasyfikować, a które ją tak upajały, że nawet ona nie była w stanie się im oprzeć. Przełknęła więc ślinę, ciesząc się, że przystał na jej słowa. Nic złego... dwójka ludzi pozwalająca sobie na podzielenie się odrobiną ciepła i spokoju... to nie mogło być złe, po prostu nie mogło.
- Sama nie wiem, co wiem, a czego nie - przyznała cichutko, tak, że gdyby stał nieco dalej, na pewno nie byłby w stanie jej usłyszeć. Ona sama ledwo mogła, bo szumiąca w skroniach krew zagłuszała inne odgłosy. - Ale to przyjemna wizja... to, że mogłoby ci na mnie zależeć - była zbyt szczera, ale nie potrafiła inaczej. Chowanie emocji w chwilach takich, jak ta, zdawało się być poza jej zasięgiem. W dodatku emocje te były czymś nowym, czymś czego nie rozumiała. Nic jej tego nie ułatwiało, ale jednocześnie nie chciała się wycofywać. Miała wrażenie, że o wiele lepiej byłoby mu zaufać, pozwolić na to, by wyciągnął do niej rękę, chwycić ją i dać się poprowadzić parę kroków, może więcej... Serce zabiło jej więc szybciej, gdy pozwolił sobie na taką bezpośredniość, zapłonęła też rumieńcem, silniejszym niż dotychczas, przypominając sobie, jak to było ostatnim razem. Chociaż to głupie, jeszcze do tej chwili część niej obawiała się, że tamten pocałunek wcale nie miał miejsca, że go sobie wyobraziła, ale teraz, gdy on o nim wspomniał... nie było już mowy o takich wątpliwościach. Przełknęła ślinę, patrząc na jego usta, czując, jak muskał jej nos. Ledwo stała na nogach, a rozsądek walczył z uczuciami. Bała się jednak odezwać, ale czuła, że i tak przegra... Przymknęła w końcu oczy, wstydząc się i niecierpliwiąc równocześnie. Nie zadawał do końca pytanie, bliżej było temu do rozkazu, ale ostatnio w ogóle nic nie zapowiadał. Tym razem miała to być jej świadoma decyzja. - Możesz - wyszeptała, spoglądając w jego niebieskie oczy i wraz z tym jednym słowem wstrzymała oddech. Wydawało jej się, że zdążył się uśmiechnąć, a potem poczuła jego wargi na swoich własnych, nie wierząc w to, że naprawdę się to dzieje. O ile wcześniej serce jej waliło, o tyle teraz niemalże bolało, wybijając szaleńczy rytm. Całkowicie straciła panowanie nad nogami i te ugięły się, ale Nathaniel podtrzymał ją mocniej. - Przepraszam - mruknęła nieco skołowana, bo jej lekkie rozkojarzenie przerwało pocałunek być może zbyt szybko. - Niezdara ze mnie - przyznała, nie wiedząc gdzie zatrzymać wzrok. Ostatecznie wybrała najgorszy możliwi kierunek, bo znów skrzyżowała z nim spojrzenia. W jej głowie panował istny mętlik, a na wargach wciąż czuła ciepło jego ust, chociaż przez jej nogi te zbyt szybko się od niej oddaliły. W głowie miała wspomnienia tego, co powiedział jej Jasper, że to się może powtórzyć. - Kręci mi się delikatnie w głowie, ale to przyjemne zawroty - podsumowała, nadal mówiąc o tym swoim delikatnym potknięciu, ale przez to czerwieniła się jeszcze bardziej, bo czuła, że to wcale nie jej stan zdrowia stał za tym wszystkim. To wszystko wina Nathaniela, tego, co z nią robił.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Niejednokrotnie łapał się na myśleniu i tym jak wiele wspólnych cech dzieli z Diviną, chociaż na pozór pochodzą z tak różnych światów. Jednak on także uważał, podobnie jak i ona, że wcale nie zasługiwał na to co przynosiło mu życie w ostatnim czasie, że nie powinien doświadczać tyle przyjemności płynących z przebywania przy Divinie, że ta ich relacja była dla niego niezadowolona i desakralizował swoją osobą tę duchową stronę Norwood.
- To nie wizja, V - odpowiedział spokojnie, przyglądając się twarzy dziewczyny, powoli błądząc po niej wzrokiem. - To prawda - dokończył myśl, pozwalając na to, aby te słowa zawisły między nimi na dłuższą chwilę, gdy ze swego rodzaju subtelnością kosztował bliskości z Diviną.
Czuł jak cała drżała w jego ramionach, ale jednocześnie nie robiła nic, aby zakończyć tę sytuacją. Wręcz przeciwnie, odnosił wrażenie, że sama czerpała z niej tyle samo ciepła i przyjemności co ona sam. Nie chciał jednak by była tylko bierna, by za każdym razem to on decydował co zrobią dalej, dlatego zadał to pytanie. Niby proste, ale to o odpowiedź chodziło, bo to ona znaczyła najwięcej. Gdy tylko usłyszał to jedno słowo, nie czekał ani sekundy. Może pozwolił sobie na delikatny uśmiech, nim jego wargi dotknęły tych należących do Diviny. Serce uderzyło mocniej w piersi Nathaniela, gdy poczuł jak Norwood lekko się spina, ale oddaje pocałunek, a przynajmniej do momentu, w którym nie ugięły się pod nią nogi. -Wszystko w porządku? - Spytał, widząc jak wzrok dziewczyny ucieka gdzieś do boku, a jej ciało trzęsie się delikatnie. W końcu ponownie na niego spojrzała, tłumacząc się lekkimi zawrotami głowy. Może w innej sytuacji Nate przejąłby się tą wypowiedzią bardziej, ale zrzucał winę na emocje i stres, które przecież on także odczuwał. Dlatego ponownie na jego twarzy pojawił się spokój, a usta ułożyły się w uśmiechu, bardzo subtelnym, ale jednak ciężko dopatrzeć byłoby się w jego rysach tej powagi i groźby, którą zwykle charakteryzował się Nathaniel. - Skoro przyjemne to możemy je powtórzyć - mruknął cicho, ponownie zbliżając się na odległość zaledwie kilku milimetrów. Tym razem jednak silniej zacisnął ramiona wokół talii Norwood, aby dziewczyna poczuła się bezpieczniej.
Z początku był tak samo, ponownie musnął z czułością jej usta, delikatnie i ostrożnie. Nie zaprzestał jednak na tym, pogłębiając delikatnie pocałunek, ostrożnie łapiąc dolną wargę Diviny, czekając aż dziewczyna zaznajomi się z tą pieszczotą nim zrobił to ponownie i raz jeszcze, by wreszcie pocałować ją bardziej zmysłowo. Nie trwało to zbyt długo, bo sam Nate czuł jak Viny drży cała zaciskając palce na jego koszuli. On także był zestresowany, a serce boleśnie uderzało w jego piersi, ale ten rodzaj bólu był istną rozkoszą.
Odsunął się od niej, ponownie na tych kilka milimetrów, a potem po prostu przytulił do siebie, pozwalając na to, aby obydwoje poradzili sobie z zaistniałą sytuacją. Pojęcia nie miał do czego miało to dążyć, jak się zakończyć, ale podobało mu się takim jakim było i na tamten moment nie potrzebował niczego więcej.
- Chciałbym zostać dziś z tobą - wyznał, oczywiście mają na myśli noc. Nie doprecyzował tego, ale sądził, że nie potrzebuje, że Divina doskonale zrozumie co miał na myśli. - Ale najpierw musimy jeszcze chwilę poćwiczyć, dobrze? - Dodał, gdy już poczuł jak powoli rytm jego serca się wyrównuje, a emocje przestają rządzić każdą myślą. Potrzebował powrócić do rzeczywistości, skupić się na czymś innym, aby nie pozwolić swoim pragnieniom działać zbyt szybko.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Przyjemnie było słuchać jego głosu, gdy utwierdzał ją w przekonaniu, że się dla niego liczy. Jego głos nie był wówczas twardy i przerażający, raczej otulał ją, brzmiąc jak coś trwałego, czego mogła niemalże się pochwycić, używać jako podpory. Serce waliło jej w nadziei, że naprawdę jest dla niego ważna. Ona. Ta, która nie była ważna dla nikogo, którą życie zepchnęło na margines. Wiedziała, że stoi w objęciach złego człowieka, widziała, do czego ten jest zdolny, ale była taka słaba w obliczu nadziei na to, że ktoś mógłby jej podarować to wszystko, o czym tak szczerze marzyła. Miejsce, do którego mogłaby należeć, ramiona, które by na nią czekały, będąc szeroko otwartymi tak długo, jak długo nie układałoby się między nimi jej drobne, wątłe ciało, nie znające bliskości, ale pragnące je, ilekroć Nathaniel był w pobliżu. Zwodnicza była to myśl, przecząca naukom, jakie wpajano jej do głowy, ograniczając tym samym jej świadomość, ale przy Hawthornie otwierała oczy na to, na co kazano jej na zawsze pozostawać ślepą. Była gotowa zagiąć zasady i doszukiwać się dobroci tam, gdzie być może nikt inny by tego nie robił. Bo będąc tu przy nim, nie chciała się odsuwać i o niczym tak nie marzyła, jak o tym, by miała ku temu podstawy... by mogła przy nim trwać i może zmieniać go na lepsze. Lubiła wierzyć, że pomyliła się z początku... nie był kolejnym kusicielem, przeszkodą, wyzwaniem... miał być jej misją, może wydrze dla siebie odrobinę upragnionej bożej łaski, nie poprzez unikanie tego człowieka, ale poprzez przywrócenie go na dobrą ścieżkę. Myśl ta była tak przyjemna, upajająca, potrzebna jej do tego, by nie patrzyła z pogardą na samą siebie, trwającą tutaj, w schronieniu, jakie ofiarowała jej bliskość Nathaniela.
Pokiwała jedynie głową na jego pytanie, nie chcąc burzyć tej chwili zbędnymi słowami. Pocałunek zdawał się ulatywać, a ona opłakiwała go po cichu, kiedy nieoczekiwanie atmosfera znów zgęstniała. Otworzyła szerzej oczy tylko na kilka chwil, by przymknąć je ponownie w momencie, w którym jej wargi znów spotkały się z jego własnymi. Nie rozumiała jak taki gest może być tak upajający, dawać aż tyle odczuć, które rozchodziły się po jej odrętwiałym w emocje ciele. Nie rozumiała, bała się, stresowała każdym ruchem i oddechem, ale czerpała też z tego niesamowicie wiele, zapominając o konsekwencjach. Drgnęła więc mocniej, mruknęła cichutko, gdy jego usta otoczyły jej dolną wargę, nie wiedziała co robić, wszystko w niej drżało i sama nieśmiało poruszyła ustami, próbując w tym uczestniczyć, chociaż z wyraźnym wycofaniem. Podobało jej się to jednak, chociaż było o wiele bardziej intensywne, niż znane już jej muśnięcie. W głowie zakręciło jej się jeszcze bardziej, poczuła się tak, jakby temperatura w sypialni się podniosła i kiedy w końcu Nathaniel się odsunął, cała była czerwona i skołowana.
- Dobrze - oczy miała jeszcze nieobecne, jakby nawdychała się opium lub innego równie silnego specyfiku. Patrzyła tylko na jego twarz, nigdzie indziej, nie będąc w stanie się poruszyć. Chyba nawet nie wiedziała na co się zgadza, a może bardziej w tamtej chwili byłaby gotowa przystać na wszystko? Szczególnie, że sama nie wyobrażała sobie teraz momentu, w której miałby się od niej odsunąć, zabrać ciepło i emocje, które czuła tylko przy nim, a których nie rozumiała. Zdecydowanie zapomniała też o ćwiczeniach i może nawet zrobiło jej się wstyd, gdy to sobie uświadomiła. Przełknęła więc ślinę i skinęła głową, chociaż bardziej skupiona była na tym, by zachować w pamięci jak najdłużej wrażenia towarzyszące pocałunkowi. Nogi wcale nie chciały teraz z nią współpracować, ale próbowała. Jeden krok, drugi... kolejne, cały czas trzymając dłonie Nathaniela. Spoglądanie na jej drobne bose stopy i te jego, ukryte w eleganckich skórzanych sztybletach. Jednocześnie nie chciała ich nadepnąć i chciała, głupia to była myśl, ale dzięki niej nawet nie zauważyła kiedy dotarli na taras, a potem z powrotem, przez pokój, korytarz i do innego pomieszczenia, aż do fortepianu. Poczuła jakiś smutek na myśl o puszczeniu jego dłoni, ale przecież kochała grać, a Nathaniel zaraz miał przysiąść obok.
- Nie będę w stanie docisnąć pedałów, ale to nic - zauważyła, bo te nie chodziły na tyle gładko, by zastałe ścięgna w stopach pozwalały jej na bardzo swobodne ruchy. Otworzyła nuty, po tym, jak Nathaniel uniósł wieko. Czuła pewnego rodzaju ekscytację, a potem poczekała aż i on ułoży swoje dłonie na odpowiednich klawiszach. Już po chwilę pomieszczenie, a może i całą willę wypełniły dźwięki przepięknej melodii, która niosła się miarowo do refrenu, by wówczas fałszywa nuta wszystko zniszczyła. Niby drobne potknięcie, ale potem następne, aż w końcu Norwood przestała i uniosła dłonie przed twarz, świadoma, że to ona, nie Nathaniel, stoi za pomyłką. - To się nie zdarza - mruknęła cicho. Miała tylko grę. Nic poza tym. Pierwszy raz po wypadku siedziała przed instrumentem, ale nie łączyła ze sobą tych faktów. - Przepraszam... muszę więcej ćwiczyć, wszystko nam popsułam - zmarszczyła czoło i odwróciła głowę do boku, by spojrzeć na twarz Nathaniela, znajdując się tak blisko. Może za blisko... zerknęła na jego wargi i spąsowiała. Nie powinna teraz myśleć o pocałunku, a o tym, jak zniszczyła swoim niechlujstwem ten magiczny moment.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Pogodził się z tym, że ucieczka przed uczuciami, które zaczynał żywić względem Norwood była bezsensownym pomysłem. Mógł próbować wmówić sobie, że to tylko chwilowa fascynacja, że powodują nim przyziemne pragnienia, ale dobrze wiedział, że było to daremne i kłamliwe. Divina w oczach Nathaniela nigdy nie była taka jak inne kobiety, od początku wokół niej osoby, Hawthorne budował swego rodzaju mistycyzm, pozwalając sobie nie tylko na to, aby dziewczyna poznała go z zupełnie innej, bardziej duchowej sfery, ale także prowadząc z nią dyskusje i debaty na tematy, jakich nie zwykł poruszać z nikim. Z czasem doszły do tego ich coraz bardziej intymne spotkania, niejednoznaczne momenty, pomoc, którą Nathaniel obdarowywał Norwood, a którą przecież uważał za swoją walutę. Niedługo minie rok, odkąd w sylwestrową noc Nathaniel zamiast pić szampana ze swoimi gośćmi Nowy Rok na plaży został z Diviną, by uczcić jej urodziny. Ten wieczór chyba był początkiem drogi, która ostatecznie doprowadziła ich aż do tego miejsca.
Nadal czuł smak jej warg na ustach, gdy stawiali kolejne kroki, powolne, nieco niezdarne, ale napawające nadzieją na to, że Divina wraca do zdrowia. Poza tym fortepian stanowił dodatkową motywację, nie tylko dla samej Viny, ale także Nathaniela, który zdążył stęsknić się za melodiami, które wygrywała dla niego organistka. Minęło wiele długich tygodni odkąd ostatni raz słyszał jak uderza w klawisze i dopiero po kilku pierwszych nutach, które wygrała zdał sobie sprawę z tego jak bardzo brakowało mu tej muzyki. Sam jeszcze nie przywykł do grania z Diviną i stresował się wciąż, może nie tak bardzo jak na początku, ale zdecydowanie był o wiele bardziej skupiony podczas gry z nią, lub dla niej, niż dla własnej przyjemności. Jednak tym razem to nie jego potknięcia fałszowały melodię, a Viny. Nate oczywiście nie przywiązywał do tego większej wagi, bo przecież sam nie potrafił dorównać swoimi umiejętnościami do tych jakie posiadała dziewczyna, ale ona nagle odjęła dłonie od klawiatury i wydała się istotnie przejęta tym co zaszło.
- Przecież to nic wielkiego - rzucił machinalnie, ale dopiero po chwili zdał sobie sprawę jakie morze emocji wymalowało się na twarzy Norwood. - Nic nie popsułaś, V - poprawił ją. - Od dawna nie czułem się tak dobrze. Stęskniłem się za twoją grą - dodał zaraz, po czym złapał za jej dłonie i zamknął je w swoich, odwracając się delikatnie ku niej. - Ćwicz więcej w takim razie. Spacer do fortepianu i z powrotem, kilka razy dziennie to dobry pomysł na trening - zachęcił ją, bo jeśli coś na Divinę mogło podziałać to na pewno muzyka. - Spróbujemy raz jeszcze? - Zaproponował, bo nie chciał jeszcze kończyć, ale też nie miał zamiaru się narzucać, gdyby Viny nie czuła się jednak na siłach.
Powoli wracali, ale gdy znaleźli się w korytarzu, Divina nie miała już prawie sił, więc ostatnie kilka metrów praktycznie wisiała na Nathanielu, aż ten nie uniósł jej i nie posadził na materacu. Tylko, że wtedy Norwood spojrzała na swoje stopy i raczej łatwo było się domyślić co chodziło jej po głowie. Przemierzyli sporą odległość, byli też na zewnątrz, a ona była na boso i chyba nie czuła się z tym najlepiej.
- Chciała byś się umyć? - Zapytał spokojnie, nie chcą wprawiać ją w jakieś zakłopotanie. Zwykle to Pearl pomagała jej w kąpieli, ale tym razem mieli tylko obmyć nogi, więc może jego pomoc byłaby wystarczająca. - Zaniosę cię do łazienki, dobrze? - Dodał, aby po chwili faktycznie tam się udać z Norwood na rękach i ostrożnie posadzić ją na kance wanny.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ