psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Wraz z zamiarem podziękowania za przygotowanie herbaty spięła się słysząc wyraźny nakaz z ust starszej kobiety. Wiedziała, że to nie była matka Prii, ale obie brzmiały podobnie, kiedy używały takiego tonu. Co rodzina to rodzina. Nie ważne jak daleka, co zmusiło Terrell do zastanowienia czy przypominała własną matkę. Miała nadzieję, że nie. Bacznie się obserwowała i gdyby zauważyła u siebie zachowanie podobne do matki to od razu wysłałaby się do psychiatryka.
- Wczoraj powiedziałam jej to samo – stwierdziła luźno i znacząco spojrzała na Warren. Nie dosłownie powiedziała to co pani Aubree, ale starała się zająć Prią jednocześnie nie pozwalając jej na zbyt wiele prostych czynności. Czy przesadzała? Najwyraźniej nie, skoro kobieta najlepiej znająca się na temacie miała podobne zdanie. Podkreślenie tego sprawi, że kobieta poczuje nutkę sympatii do Joan. Przynajmniej odrobinę.
Zaskoczyło ją, że Aubree zadała to konkretne pytanie akurat do niej. Powinna pytać o to siostrzenicę, ale zarazem dało się wyczuć pewną strategię. Warren mogłaby machnąć na to ręką, ale osoba, którą przyłapało się w łóżku z bliską osobą była pod większą presją i bardziej gotowa do wytłumaczenia się.
- Tylko we śnie. – Bo gdyby nie starsza kobieta zapewne spałyby dalej. Kontrolnie spojrzała na Prie i objęła kubek dłońmi. – Przygotowałam grzańca, którego też się napiłam i najwyraźniej padłam na łóżku. – Zamiast na kanapie, na której z początku zamierzała się położyć. Zrezygnowała pod namową Prii, ale tę część pominęła woląc zrzucić winę na przyjemne właściwości zdrowotnego alkoholowego napoju. – Musiałam ją pilnować, bo bestia nie usiedzi w miejscu. – Posłała Warren delikatny uśmiech.
- Masz rację. Pria musi wszystkim pokazać, jaka to jest silna, zaradna i niezależna.
- Rzadko sobie odpuszcza – wtrąciła w słowa Aubree znów posyłając Warren krótkie spojrzenie. Od razu wyłapała, że tamta użyła pierwszego imienia siostrzenicy. Joan nigdy nie doczekała się wyjaśnienia, czemu akurat ją kopną zaszczyt obcowania z Prią a nie Val. Nigdy też nie przypuszczała, że spotka kogoś, kto miał podobnie. To było ciekawe i zachęcało do zagłębienia się w temat, ale zarazem nie chciała wykorzystywać słabego stanu zdrowia Warren (chociaż przypuszczała, że jeszcze jeden grzaniec i wszystko by z niej wycisnęła).
- Dużo o niej wiesz. – Aż dziw, że jeszcze się nie poznały.
- Nie tak dużo.
- Długo się znacie? – Aubree nie odpuszczała cały czas uważnie patrząc na Joan.
- Trochę. – Pokręciła nosem. – Przyjaźnimy się. – Znów spojrzała w zielone tęczówki czekając na jakąkolwiek aprobatę albo znak, żeby wreszcie przestała gadać.
- Pria dawno nie miała przyjaciół.
Cholera, co to było? Test na szczerość? Jeżeli tak to Joan obleje.
- Niemożliwe. – Udawała, że nie wierzy. Z jednej strony ani trochę to ją nie dziwiło, ale z drugiej była pewna, że Pria miała wokół siebie sporo znajomych i przyjaciół. Chyba.
- A jednak. – To było możliwe albo Aubree o czym nie wiedziała. – Przepraszam, zapomniałam zapytać jak się nazywasz.
- To nic. Nie przedstawiłam się. Jestem Joan.
- Nietypowe imię. – Aubree się wyprostowała i dopiero teraz na dłużej zawiesiła wzrok na siostrzenicy. Miała już swoje lata, ale ciężko zapomnieć o więziennej prośbie Prii. Rzadko kto sprawdza, czy dzieciak z domu, w którym zginęła jego matka, ma się dobrze. A o to prosiła siostrzenica w imieniu swej koleżanki, która jak dobrze kojarzyła miała na imię - Joan.
Czy to ona?; mówiło spojrzenie Aubree.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Uniosła brwi na śmiałe słowa Joan, oznaczające niemą zmowę z ciotką, w sprawie prawdopodobnej eskalacji choroby. To wcale nie tak, że nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Z ochotą zażywała odpoczynku z dala od ludzi, ale tylko wtedy, gdy wszelkie sprawy miała wyjaśnione, albo poniekąd zakończone. Cholerny Świstak wciąż nie dostał za swoje, a to skutecznie zatruwało Warren myśli. Dała się zrobić, jak jakiś amator.
Zerknęła na suszoną mieszankę w podstawionym przez Aubree kubku, wyczuwając ostrą woń imbiru i innych, lekko ostrych dodatków. Prawie zapomniała o istnieniu tej herbaty, która potrafiła zdziałać cuda. Sęk w tym, że jedynie ciotka znała magiczne proporcje, działające skutecznie na wyziębiony organizm.
Zmarszczyła brwi, przy kolejnym sformułowaniu, nakreślającym jej osobę jako nieokiełznaną energię. Cóż, tkwił w tym ułamek prawdy, ale przez większość czasu starała się działać racjonalnie oraz logicznie. To, że czasami dawała się ponieść emocjom to zwyczajny, ludzki odruch. Nic, czego powinna się wstydzić.
Z każdą upływającą chwilą utwierdzała się w przekonaniu, że Terrell i Aubree odnalazły wspólny język. Dotyczył on w głównej mierze jej osoby, ale to zawsze coś, prawda?
- Uznam to za komplement - wtrąciła, tuż po słowach Joan, odnośnie jej upartości i zawziętości. To już część jej jakże cudownego charakteru. Jeśli już czegoś się podejmowała, to poświęcała się temu w całości. Nie ważne czy chodziło o przemycanie towarów czy opiekę nad bratankiem.
- Czemu tak szybko zmieniacie wątki? Nie sposób za wami nadążyć - poskarżyła się z niezadowoleniem, przyglądając jak wrzątek ląduje w jej kubku, uwalniając tym samym aromat orientalnej mieszanki herbacianej.
W jednym Aubree się zmieniła, porównując ją do wersji sprzed osiemnastu i więcej lat. Teraz wyraźnie interesowała się przyjaciółmi swojej siostrzenicy, zastanawiając się przy okazji czy w końcu nie przedstawi kogoś swojej rodzinie. Pria miała już swoje lata, ale nikt nie mówił, że wraz z przekroczeniem czterdziestki powinno się zaniechać randek albo ogólnie - spotkań towarzyskich. Wręcz przeciwnie.
- Mówiłam ci kiedyś o Joan - sprostowała wreszcie, bo ten konkretny wzrok był bardzo jednoznaczny. Jeśli nie przekaże tej kluczowej informacji, Aubree sama podejdzie ten temat, być może naokoło, ale skutecznie, przy okazji wyciągając na wierzch jakieś kompromitujące wstawki.
- Jak jeszcze siedziałam.
To powinno wystarczyć, aby odwieść ciotkę od zadawania potencjalnie niewygodnych pytań.
Nie sądziła również, żeby ta mała informacja zaszkodziła Joan. W miasteczku ludzie ja kojarzyli, a poprzez plotki łatwo było połączyć wątki. Jej pobyt w więzieniu nie był dla nikogo z Lorne tajemnicą.
- Nie widziałam cię nigdy w okolicy. Założyłam, że wyjechałaś, jak większość młodych ludzi...
Aubree Utkwiła spojrzenie w Terrell, zajmując w końcu miejsce przy stole, po zalaniu wszystkich trzech kubków wrzątkiem. Oczekiwała na rozwinięcie tej kwestii, nawet w formie zbywającego zdania, kiedy nagle przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym.
- Zostawiłam w kuchni bułeczki ze szpinakiem.
Takiego rarytasu nie wypada przegapić. Szczególnie, że wychodziły spod ręki Aubree we własnej osobie.
- Wezmę je - Pria od razu zaoferowała swoją pomoc, podnosząc się z zajmowanego miejsca. Czuła się lepiej, niż wczoraj, także dodatkowe przejście w stronę kuchennych blatów nie wyssie z niej życiowej energii.
Odprowadziwszy siostrzenicę wzrokiem, Aubree ponownie zwróciła spojrzenie ku Joan.
- Lorne Bay ma w sobie pewien urok. Oczywiście, nie mówię o centrum. Tam, gdzie ludzi jest mniej, odkrywa się najwięcej walorów. Wiele się również zmieniło na przestrzeni lat.
Była ciekawa, jak zapatrywała się na tę miejscowość Terrell, która w te rejony musiała zawitać całkiem niedawno.
Aubree na pierwszy rzut oka nie wyglądała jak zagorzała zwolenniczka new age’u, albo innych, spirytualistycznych tematów, aczkolwiek lubowała się w noszeniu przewiewnych, lnianych ubrań. W ciepłe dni, takie jak ten, było to wręcz zalecane. Na dłoniach nosiła całkiem pokaźną kolekcję pierścionków, a wisiorek przestawiający połączenie słońca i księżyca, dodawał całemu ubiorowi dosyć minimalistycznego wydźwięku. Siwe, lekko falowane włosy zaplecione w warkocz również nijak miały się do obrazu zapalonej tarocistki, albo astrolożki. Wyglądała bardziej jak instruktorka medytacji, ale taka nieprzesadzona, nieprzytłaczająca całego otoczenia swoją ekstrawagancją. Niekiedy ciotka budziła w sobie entuzjazm, wprowadzający pogodną, radosną atmosferę, acz problemy zdrowotne nie pozwalały jej na zbyt długie utrzymywanie tej młodzieńczej werwy.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Czyli nie musiała kłamać? Przynajmniej na temat więzienia, do którego nawiązała Warren a z jakim na początku nie poczuła się zbyt dobrze. Nie przywykła do rozmawiania o swej odsiadce ani do wspominania o niej komuś, kogo ledwo co poznała. Inaczej było żartować sobie albo przywoływać dawne sytuacje z Prią a inaczej kiedy ktoś inny uświadamiał sobie z kim miał do czynienia. Stąd właśnie pojawiło się niepewne spojrzenie Joan, która z nad kubka bacznie obserwowała reakcję Aubree.
Czy przez to w oczach starszej kobiety była gorszym człowiekiem?
Nie chciała nim być i tu już nie chodziło tylko o Aubree a o nią samą. O to, że nie chciała czuć się gorzej a co dopadało ją za każdym razem gdy musiała przyznać się do odsiadki (czyli bardzo rzadko, bo wspominała o tym jedynie pracodawcy z ośrodka psychologicznego oraz więźniom, którym pomagała).
- Bo wyjechałam – przytaknęła jedynie trzymając kubek przy ustach. Napar wciąż był za gorący żeby go pić. – Najpierw na południe, a potem do Perth.
- Kiedyś byłam w Adelaide. Jest lepsze od przereklamowanego Sydney. – Podzieliła się swą opinią z delikatnym uśmiechem wpatrując się w Joan w oczekiwaniu aż ta rozwinie temat, co jednak się nie stało. – Czemu akurat Perth? – zapytała wprost i całe szczęście przypomniała sobie o bułeczkach, które pozwoliły Terrell nie odpowiadać na to pytanie.
Była gotowa powiedzieć, żeby Pria siedziała, bo sama przyniesie bułeczki, ale gdy tylko odrobię się poruszyła, poczuła na sobie wzrok kobiety. Wymieniła z Warren krótkie spojrzenia, jakby walczyły o to, która powinna wstać. Wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy, podczas którego Joan przegrała z kretesem.
- Zauważyłam – odpowiedziała odrobinę markotnie. – Że się zmieniło. – Musiała to sprecyzować. – Możliwe, że na lepsze. Nie umiem ocenić. Rzadko wychodzę. – Kiepska reklama. Wyszła na aspołeczną, kiedy tak naprawdę nie miała dobrych warunków do urządzania sobie spacerów po Lorne Bay. Od akcji z policjantami po prostu tego unikała. Jej ścieżki były proste. Motel – dom matki – Shadow – pobliski market. Nie zwiedzała, nie wałęsała się i nie oglądała.
Nim Aubree zdążyła zareagować Joan spojrzeniem szukała pomocy w Warren, która wróciła do stołu z bułeczkami. Wolała nie mówić starszej kobiecie o problemach z policją; wnikać w ten temat tak bardzo, żeby stał się namacalny. Wolałaby skłamać i jednak powiedzieć, że była aspołeczna, ale zanim to zrobi niech Pria wspomoże. Może niech zmieni temat albo zrobi cokolwiek, nawet jeśli Aubree zauważyła dziwną reakcję Terrell i jej porozumiewawcze spojrzenie posłane ku jej siostrzenicy.
- Dobrze. – Kobieta niespodziewanie uniosła jedną dłoń. – Widzę, że temat Lorne cię uwiera. Mam swoje lata i jestem chora, ale nie ślepa. – Jeżeli właśnie tak wyglądało dzieciństwo Prii to Joan nie dziwiła się, że przed Aubree nic nie dało się ukryć. – Może opowiedz o Perth. – Skoro tam wyjechała i jak się kobieta domyśliła także mieszkała aż do tej pory.
- To.. – Wzięła głęboki wdech. – Jest lepsze od Sydney – nawiązała do poprzednich słów od Adelaide jednocześnie kłamiąc, bo nigdy nie była w Sydney. – Miasto wspiera młodych ludzi zwłaszcza, że znajduje się tam największy ośrodek badawczo-rozwojowy. Rozdają stypendia, granty i ściągając różnych studentów z wymian. – Co odznacza się w wielokulturowości miasta, o której Joan wiedziała z ulicy. Zbyt wiele studentów szlajało się po ciemnych uliczkach. – Na początku było trudno. – Z wielu powodów. – Nowe miejsce i nieznani ludzie. – To akurat były najmniejsze problemy, bo dla Joan każde miejsce było nowe w ludzie dziwni nijak przypominający tych z więzienia. – Ale to miasto jest naprawdę świetne. Znalazłam ludzi, którzy dużo mi pomogli i miejsca, gdzie wcale nie czułam się obco. Na studia też mnie przyjęli. Miałam trochę pod górkę, ale się udało i koniec końców wyszłam na prostą z dobrze płatną pracą – Kłamała. Cholera jasna – kłamała. Wszystko brzmiało tak cukierkowo i fantastycznie, że aż za bardzo. Niby wspomniała o tym, że miała pewne trudności, co powinno rozwiać wątpliwości co do prawdziwości jej słów, ale.. mówiła o tym aż nazbyt chętnie w porównaniu z niechęcią, którą wykazywała, kiedy była pytana o to przez Warren.
- Słyszałam o pani wiele dobrego. – Musiała zmienić temat zanim jeszcze bardziej zakopie się w swoich kłamstwach.
- Pria mówiła o mnie dobre rzeczy?
- Oczywiście, że tak. Aż jej pozazdrościłam. – Uśmiechnęła się delikatnie.
- Starałam się jak mogłam, żeby wyrosła na dobrą kobietę, ale coś poszło nie tak skoro w podróży po Oceanie nie nauczyła się nakładać czapki. – Tymi oto słowami ciocia zganiła Warren za to, że o siebie nie dbała. – Dobrze, że chociaż Jarrah jest zdrowy. Dostałabyś po uszach od jego ojca.
- Nie pozwoliłaby na to – stwierdziła śmiało znów patrząc na Prie znad kubka, z którego wreszcie upiła dwa łyki herbaty. Uznała, że kobieta przełożyłaby dbanie o siostrzeńca ponad samą siebie. Możliwe, że to właśnie jemu oddała swoją czapkę, ale o tym żadna niewtajemniczona nie wiedziała. Bo niby skąd? Joan jeszcze nie miała okazji wypytać o szczegóły podróży i nie była pewna, czy przy Aubree w ogóle mogła o tym rozmawiać.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nie była pewna, co wyniknie z rozmowy Joan z Aubree. Ciotka bardzo trafnie potrafiła wyczuć kłamstwo. Pytanie czy ktoś, kto od wielu lat ukrywał swoje prawdy pod płaszczem obłudy, będzie w stanie obronić się przed wprawnym spojrzeniem Aubree. Warren nie zamierzała bezpośrednio wcinać się do rozmowy. Mogłaby zwyczajnie podziękować za herbatę i zmienić temat na pogodę, albo choćby własną wyprawę, ale dopóki Terrell tego nie sugerowała, obrała rolę obserwatora.
Mając na uwadze niechęć Joan do wychodzenia na miasto, mogłaby przybić sobie piątkę z Prią. Najwyraźniej obie nie przepadały za tłumami, przy czym w przypadku Warren rozchodziło się głównie o zmęczenie ludźmi. Nie widziała sensu w rozmawianiu z sąsiadami o pogodzie, albo dramatach, rozgrywających się u innych rodzin. Wszystkie podobne tematy miała w głębokim poważaniu. Kontakt utrzymywała głównie z osobami powiązanymi z przemytem, a nie licząc pani ekspedientki z pobliskiego sklepu, unikała typowych small talków. To dlatego tak bardzo ceniła sobie dzielnicę, w której mieszkała. Święty spokój to coś doprawdy wspaniałego.
Dopiero, gdy wróciła ze szpinakowymi bułeczkami wyłapała spojrzenie Joan, świadczące o dyskomforcie. Była w stanie odpowiednio pokierować rozmowę nieco dalej od tematów bezpośrednio związanych z Terrell i już otworzyła usta, kiedy ciotka przejęła pałeczkę.
Powoli zajęła swoje poprzednie miejsce, sięgając po łyżeczkę, aby z wolna zamieszać w zawartości kubka. Nie spodziewała się, że Joan będzie zupełnie szczera z ciotką. Nawet jej samej nie wyjawiła pewnych szczegółów ze swojego życia i zapewne nigdy o nich nie usłyszy. Od pewnych doświadczeń lepiej odciąć się grubą linią i chociaż nie zawsze zdawało to test na dłuższy dystans, w pewnych sytuacjach bywało całkiem pomocne. Nie zamierzała wcinać się w poszczególne zdania, mające niewiele wspólnego z rzeczywistością. Joan zaprezentowała się właśnie jak przeciętna, młoda dziewczyna, która wyjechała z małego miasteczka w stronę metropolii i przy wsparciu rodziców (oraz ich pieniędzy) osiągnęła sukces. Aubree również nie wyglądała na do końca przekonaną, jednak postanowiła zostawić wszelkie uwagi dla siebie.
Uśmiechnęła się delikatnie, chociaż mało przekonująco, gdy temat zszedł na ciotkę. Nie, żeby źle mówiła o Aubree. Zwyczajnie, frapował ją temat Perth, który zawsze bywał zbywany, albo w ogóle nie wprowadzany do rozmowy. Pria nakreśliła jej w sposób aż zbyt szczegółowy ostatnie lata swojego życia, kiedy Joan wciąż była jedną wielką niewiadomą. Nie rozwinęła tematu swojego wypadku, tego co działo się wcześniej i w jaki sposób tak właściwie trafiła do Perth. Jakby nie patrzeć, to spora odległość od Lorne. Najwyraźniej Warren nie była odpowiednią osobą do zwierzeń i tyle.
- Miałam czapkę - rzuciła na swoją obronę, z resztą, zgodnie z prawdą. Pomimo ciepłej temperatury, zawsze zakrywała głowę podczas nocy. Wtedy pogoda potrafiła zmienić się z minuty na minutę, trochę jak w górach, a na środku morza nie ma nawet gdzie się schronić.
- Najwyraźniej Jarrah ma lepszą odporność, niż ja.
Jak na zawołanie, bratanek pojawił się w progu domku, korzystając z otwartego zamka.
- Babciu, mówiłem żebyś na mnie poczekała… - przekazał na samym wstępie, kierując słowa do Aubree. Szybko zarejestrował obecność innej, mniej znanej sobie osoby, którą skądś kojarzył. Nie był pewny skąd, gdyż podczas dobijania się do drzwi Świstaka w motelu, Joan miała narzucony kaptur.
- Dzień dobry.
Skinął głową w stronę Joan, poprawiając jasną koszulkę na ramiączkach. Pogoda panująca na zewnątrz sprzyjała krótkim spodenkom, t-shirtom i klapkom, do czego Jarrah w pełni się zastosował. Tego samego nie można było powiedzieć o Prii, która miała na sobie zestaw złożony z długich spodni i koszulki. Wolała podnieść temperaturę własnego ciała, aby szybciej uporać się ze stanem chorobowym.
- Chcesz się czegoś napić? Babcia zrobiła herbatę, ale może chcesz coś mocniejszego?
- Jest dopiero jedenasta - Jarrah z cieniem rozbawienia spojrzał na Prię, zajmując miejsce przy stole. - Po za tym, jestem dzisiaj kierowcą.
Zamierzał poczekać aż babcia wypije herbatę, bo lada moment mieli ruszać na zakupy do Cairns.
- Odpowiedzialny z ciebie chłopak - pochwaliła bratanka, sięgając po bułeczkę ze szpinakiem. Pochłonęła ją na dwa gryzy, wreszcie odnajdując motywację do spożycia czegoś o strukturze innej, aniżeli zupa. Dzięki Joan przynajmniej nie głodowała dnia poprzedniego.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Jarrah jest młody. – Słusznie zauważyła ciotka na temat odporności, która zależała nie tylko od predyspozycji organizmu, ale także wieku. Mógł to być przytyk, ale Joan nie pomyślała w ten sposób, pomimo iż wbiła uważne spojrzenie w Prie. Nie, nie zastanawiała się nad jej ani swoim wiekiem. Nie chodziło o to, że już były po trzydziestce, ale o miniony czas. O te siedemnaście lat, które minęły od ich ostatniego spotkania. Tyle czasu.. za każdym razem, gdy się na tym skupiała, czuła się źle. Nie zamierzała rozżalać się nad swymi decyzjami, ale nieprzyjemnym była świadomość przegapionej przyjaźni. Czegoś, dla czego była gotowa zostać w więzieniu nieco dłużej niż wskazywał na to wyrok. Jednak brat był na pierwszym miejscu. To dla niego musiała wyjść na wolność i niestety mocno się na tym przejechała.
Opuściła wzrok na kubek, który przysunęła do warg i upiła łyk herbaty.
Z tej nostalgii wyrwało ją pojawienie się bratanka Warren.
- Dzień dobry. – Również kiwnęła głową. Dłońmi nieco mocniej objęła trzymane szkło czując minimalną obawę przed tym, że zostanie rozpoznana.
- Czy opowiecie staruszce, jak minęła podróż? – Aubree zahaczyła o temat zlecenia, chociaż możliwe, że nawet nie miała pojęcia co dokładnie oznaczał wspólny rejs Prii z bratankiem (nie chce niczego sugerować, dlatego „podróż” jest odpowiednim określeniem).
- Babciu, nie teraz. – Jarrah uznał, że nie będzie opowiadać o tym przy obcej osobie.
- Jeżeli chcecie zostać sami, to wyjdę na spacer – zasugerowała luźno, bo to dla niej żaden problem.
- Daj spokój, Joan. Nie będziemy wyganiać gościa Prii zwłaszcza, że to ja się nie zapowiedziałam. – Przyszła nagle i z zaskoczenia, ale troski nie powinno się oceniać. Jak sama Terrell wspomniała, przybycie cioci było naprawdę miłym gestem. Pomimo choroby kobieta nie ignorowała swych wychowanków.
- Żaden problem, naprawdę. Rodzinne sprawy są najważniejsze. – Nawet jeśli to tylko rozmowa o tym, co działo się przez ostatnie dni.
- Siedź. Już nie bądź taka grzeczna. – Aubree uśmiechnęła się niespodziewanie kładąc dłoń na przedramieniu Terrell.
Od kiedy Jarrah usłyszał imię nieznajomej nie od razu w jego głowie pojawiło się wspomnienie. Musiał chwilę posłuchać ciotki, żeby wreszcie w jego umyśle pojawił się sygnał. Olśniło go, chociaż nadal nie miał stuprocentowej pewności.
- Ciociu? Możemy porozmawiać na osobności? – zasugerował wyjście przed domek, gdzie sam poszedł odrobinę zaniepokojony. – Czy to kobieta z motelu? – zapytał przyciszonym głosem, kiedy Warren zamknęła za sobą drzwi. – Pytałaś wtedy o nią. Zna się ze Świstakiem. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że płacisz za jej.. towarzystwo? – Nie wolno winić Jarrah za takie myślenie. Motel, w którym mieszkała Joan miał najgorszą renomę w mieście. Ktoś dobry, ułożony i bez problemów z prawem nie zapuszczał się w takie miejsca. Coś z Joan musiało być nie tak; przynajmniej zdaniem młodego. – Nikt normalny nie mieszka w takim miejscu – Chyba, że przyjmuje klientów. – i nie zna się ze Świstakiem. Co jeśli to jakaś jego wtyka, która ma cię okraść? – Musiał być ostrożny, bo.. – Nie chce żebyś wpadła w kłopoty. – A według niego Joan była podejrzana i bał się, że przysporzy cioci kłopotów.
Terrell nie była pewna, czego spodziewać się po Aubree. Zostanie sam na sam ze starszą kobietą to jak skazanie jej na dalsze śledztwo i kolejne niewygodne pytania.
- Terrellówna, prawda? – Oto jedno z takich pytań.
Joan niepewnie spojrzała na rozmówczynię wiedząc, że z tego się nie wyłga. Skoro skojarzyła jej imię, to na pewno pamiętała z czym było ono powiązane. Przytaknęła.
- Czy to problem? – zapytała wprost z obawą przed osądem Aubree. Nie wiedziała, jakie kobieta miała o tym zdanie ani czy nie zechce aby zostawiła Prie w spokoju. To byłoby zrozumiałe i właśnie to Joan spodziewała się usłyszeć.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Wymieniła spojrzenia z Jarrah, gdy ciotka zapytała o szczegóły z wyprawy. Wolałaby oszczędzić jej zmartwień, związanych z uszkodzeniem łodzi. Wystarczy, że sama nad tym rozpaczała, nie mogąc aktualnie zabrać się za pełnoprawną naprawę. Znając kuzynów, któryś z nich niedługo zaoferuje się z pomocą, oczywiście uprzednio pytając Prię o szczegóły. Nie lubiła, kiedy ktoś grzebał przy jej sprzęcie bez wcześniejszej konsultacji.
Z cieniem lęku zerknęła na Joan, przy wzmiance o przymusowym spacerze. Cholera jasna, nie ma mowy. Nie zapowiadało się na długą wizytę Aubree, a poza tym, nie chciała aby Terrell poczuła się niechciana w tym otoczeniu. Wystarczył zaledwie rzut oka, aby wyczuła obawy w postawie kobiety. Nie było do nich powodów, chociaż Joan miała teoretycznie do czynienia z obcymi ludźmi, nie licząc znajomej z więzienia.
Całe szczęście, ciotka wkroczyła do akcji. Nim Warren zdążyła jakkolwiek skomentować sytuację, Jarrah zwrócił się do niej z pytaniem, na które skinęła głową. Czyżby chciał omówić coś, związanego z wyprawą? A może nadal był zły za przekazanie towaru Świstakowi, bez jego udziału? Nie zamierzała póki co zdradzać mu prawdy co do zawartości owego zamówienia.
Raz jeszcze spojrzała na Joan, na znak, że za moment wróci. Nie obawiała się pozostawiania jej w towarzystwie Aubree. Ciotka potrafiła sypać najbardziej wymyślnymi tekstami, przy czym jawne obrażanie kogoś, czy też tworzenie podobnych sugestii, raczej nie leżało w jej naturze.
Zamknąwszy za sobą drzwi od domku, oparła się o ścianę obok, krzyżując ramiona. Utkwiła uważne spojrzenie w bratanku, nie spodziewając się bezpośredniego nawiązania do Joan i to na samym wstępie. Czyżby te kilka chwil wystarczyło wtedy, aby połączył kobietę siedzącą przy stole, z tą obgadywaną przy Świstaku?
Zamierzała przytaknąć, że to ta sama osoba, kiedy Jarrah użył sformułowania bardzo niefortunnego, powodującego uniesienie brwi. Otworzyła nawet usta, ale nic nie powiedziała, przenosząc wzrok w stronę najbliższej linii drzew.
- Skąd ten pomysł? - owszem, po motelach kręciły się często szemrane persony, ale czy to wystarczało, aby oskarżać Terrell o wchodzenie w rolę kurtyzany? Raczej nie dały swoim zachowaniem powodów do wniosków przytoczonych przez Jarrah, a jednak, chłopak był niezwykle spostrzegawczy. Być może odziedziczył ten talent po swojej babci?
- Wszystko mam pod kontrolą - musiała to zaznaczyć, bo chłopak nie powinien zawracać sobie głowy potencjalnymi problemami ciotki. - Robię to nie pierwszy raz.
Nie pierwszy raz korzysta z podobnych usług?
- Ryzyko nie jest wielkie i nie podejrzewam, aby trzymała ze Świstakiem - dopowiedziała, co by nieco rozjaśnić dwudziestolatkowi tę kwestię, spychając nieco na bok aluzję do płacenia za towarzystwo. - Musisz mi zaufać i przestać tak bardzo się przejmować. Gdyby cos było nie tak, dałabym ci znać, prawda?
Może Jarrah nie był bezpośrednio powiązany z Joan, ale ze Świstakiem już tak. W razie niebezpieczeństwa wolałaby, aby bratanek zdawał sobie z niego sprawę, a dopóki go nie informowała, wszystko było w porządku, czyż nie?
Aubree z wolna pokręciła głową w zaprzeczeniu.
- Ludzie definiują samych siebie przez całe życie. Padają ofiarą intryg, zbaczają na mroczną ścieżkę, zmieniają się na gorsze, albo lepsze… - przede wszystkim nie zamierzała oceniać Joan po jednym spojrzeniu i tym, co mówili między sobą ludzie na mieście. Zbyt pochopnie wyciągane wnioski mogły szybko prowadzić do tragedii.
- Powrót do Lorne Bay musiał być dla ciebie ciężki - kontynuowała, wypowiadając coś dosyć oczywistego.- Tutejszym ludziom łatwo przychodzi ocenianie innych, przez pryzmat plotek i jednostronnej narracji.
Innej, aniżeli mówiącej o morderczyni, nie było. Jakim cudem mogłaby istnieć inna, skoro jedynymi świadkami całego zdarzenia były dzieciaki oraz zmarła matka?
- Łatwo wywrzeć na całej reszcie jednomyślnie podejście, kiedy po drugiej stronie znajdują się dzieci, pozbawione większych szans na wybronienie w wystarczająco wiarygodny sposób.
Jednym słowem nie sądziła, aby sprawa morderstwa była tak oczywista, jak myśleli niektórzy uprzedzeni do nazwiska Terrell, mieszkańcy.
- Mam tylko nadzieję, że w tym wszystkim Pria nie przytłacza cię swoim charakterem.
Można było odnieść wrażenie łagodnego żartu, nakreślonego w słowach o siostrzenicy. Traktowała Prię jak swoją najbliższą rodzinę, chociaż nie raz poznała się jej na trudnym, a raczej dosyć zamkniętym charakterze.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Nie pierwszy raz, co? – dopytał, bo choć sam sugerował korzystanie z usług płatnych towarzyszek seksualnych, to nawet nie chciał tego sobie wyobrażać. Kochał i szanował ciocię, dlatego wolał nie wiedzieć, co ta wyprawiała w łóżku i z kim. Nawet jeśli ten ktoś brał za to kasę, o co jednak nigdy nie podejrzewałby Val, która przecież mogłaby pójść do baru i poderwać kogo tylko chciała.
- Czyli jakieś ryzyko istnieje? – Może i nie było wielkie, ale nawet to małe brał na poważnie. Był młody, robił głupoty i popełniał błędy, ale gdyby ktoś skrzywdził jego ciocię to osobiście sprałby tę osobę na kwaśne jabłko. Za rodzinę wszystko.
Opuścił ramiona i westchnął ciężko.
- Prawda. – Musiał przyznać jej rację. – Po prostu to dziwne, że sprowadzasz jakieś laski z tamtego miejsca. – Motel nie był chwalebny. Mało kto chciałby tam przebywać chyba, że znał półświatek lub lubił szybko się zabawić, bo wynajem pokoi na godziny również wchodził w grę (wiadomo z jakiego powodu). – Po prostu bądź ostrożna. – Oho, szczyl pouczał starszaka, a jednak robił to wszystko z troski, którą chciał ukryć wciskając ręce do kieszeni spodenek. Zbliżające się lato dawało o sobie znać. Jeszcze trochę a wyjście na zewnątrz stanie się udręką, do której Australijczycy zdążyli przywyknąć.
Bała się rozmowy. Nie samego przyznania się do tego, co oficjalnie zrobiła. Jeżeli ktoś wiedział, nie miała problemu z potwierdzeniem. Wzięła na siebie winę, żyła z nią i stała się osobą, którą chciała. Kimś, kto był odpowiedzialny za śmierć drugiej osoby i ani przez chwilę nie zamierzała się z tego wyłgać. Prawda stworzona tamtego dnia stała się również jej prawdą, przez co wcale nie czuła się źle. Bardziej obawiała się reakcji ludzi, bo ciężko jej było żyć z myślą, że inni widzieli ją tylko taką. Że nie dostrzeli innych jej cech tak, jakby mieściła się tylko i wyłącznie w tej jednej szufladce.
Przedstawiały się sobie, ale Terrell czuła, że nazywanie kobiety po imieniu byłoby słabe.
- Wiem, co pani robi. – Działała prawie jak terapeuta. – Nie odpowiedziała pani na moje pytanie. – Terapeuta też nie był od udzielania odpowiedzi a od hipotez i zadawania pytań. Aubree może i nie miała dyplomu, ale wychowała dzieci i z tego co Pria mówiła, miała do tego dryg.
Wzięła głęboki wdech mierząc się z kobietą na spojrzenia. Nie było w tym jednak strzelania grzmotami. Joan nie walczyła z rozmówczynią, a jedynie pokazywała, że przyjmie na siebie każdą odpowiedź.
Czy to problem, że Terrellówna zadawała się z Warren?
Nieważne, jaką kobietą była moja matka. Złą, dobrą przy przeciętną. – Ona miała na ten temat swoje własne zdanie, ale to nie była pora na wspominanie dawnych chwil. Nawet nie zamierzała robić tego przy Aubree. – Zgodnie z prawem zrobiłam coś złego i odsiedziałam swoje. – Popełniła przestępstwo, dostała karę i wykonała ją. Prawnie była „czysta”. – Nie będę zaprzeczać, że to się nie stało. Nie zamierzam się wybielać ani usprawiedliwiać. Szkoda tylko, że resocjalizacja to zaledwie słowo, które nie ma wpływu na to, że ludzie nie zapominają. To miasteczko też nie zapomni. – Niestety.
Opuściła spojrzenie na kubek. Wcale nie mówiła w złości. Wręcz przeciwnie jej głos był łagodny, spokojny i pewny tego co powiedziała, bo nie było sensu kłamać o czymś, co Aubree już wiedziała. Nie licząc prawdy o morderstwie matki, ale po tylu latach kłamstwo stało się prawdą.
- W tym wszystkim Pria – Zrobiła krótką pauzę zwodzona tym, że starsza kobieta również nazywała Warren pierwszy imieniem. Umysł dał się podpuścić, bo jak zawsze pilnowała się z tym, żeby przy innych mówić „Val”, tak teraz popełniła błąd. – jako jedyna jest czymś prawdziwym. – Spojrzała w kierunku drzwi, ale szybko powróciła spojrzeniem na Aubree. – Jest sobą. Zawsze była. Momentami zbyt narwana – Uśmiechnęła się pod nosem. – ale nigdy nie ma złych intencji. – Przynajmniej nie miała ich, kiedy się znały i teraz przez te trzy spotkania. – Zresztą, zna ją pani. – Co ona mogła mówić? Minęło tak wiele czasu, że dużo rzeczy mogło się zmienić i choć Joan obserwowała ów zmiany, to nadal widziała w Warren tę dawną dziewczynę (a przynajmniej je zalążek). – Szkoda, że została zraniona. – Pomyślała o Mii jako kimś, kto mógłby dać Warren szczęście, na które zasługiwała. Niestety tak się nie stało. – Długo się nie widziałyśmy i przez ten czas wyobrażałam ją sobie z kochającą rodziną. Żoną i przynajmniej trójką dzieci. Zasłużyła na to. - Dopiero teraz sięgnęła po jedną z bułeczek ze szpinakiem. Była głodna, ale czuła się głupio jedząc coś, co Aubree przyniosła siostrzenicy (jakby się panoszyła albo coś).

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Lekko szturchnęła bratanka ramieniem, gdy ten odważnie pociągnął temat nie pierwszego razu, podobnie jak ciotka, opierając plecy o ścianę domku. Być może dla innych krewnych zabrzmiałoby to jak bardzo niestosowna uwaga, ale Warren miała luźne podejście do Jarrah. Był na tyle młody, że teoretycznie mógłby być jej synem, ale wciąż pamiętała, jak mając te dwadzieścia-parę lat dokuczała młodemu, niczym starsza siostra. Nie miała problemów aby bawić się z chłopcem w superbohaterów, grać w piłkę czy odgrywać momenty rodem z kreskówek. Dla wielu wydawała się wtedy poważna i racjonalna, aczkolwiek wciąż mogła odrywać się od tego obrazu, co by w beztroski sposób przedłużyć własną młodość. Najważniejsze, że nigdy nie czuła się szczególnie staro, biorąc udział w zabawach teoretycznie przeznaczonych dla dzieciaków.
- Zawsze istnieje. W zależności od tego, jak pewny jesteś danej osoby, albo sytuacji, prawdopodobieństwo spada albo rośnie. Warto zachować przynajmniej dwa procenty w najlepszym scenariuszu, na potencjalne zwroty akcji, prawda?
Już mu to kiedyś mówiła. Dmuchać na zimne należało za każdym razem - raz mniej, raz bardziej. Zdążyła utwierdzić się w tym przekonaniu, w ciągu ostatnich kilku, kilkudziesięciu lat. Nie ważne jak bardzo było się czegoś pewnym, zawsze warto pozostawić margines błędu, pozwalający na minimalizację potencjalnych strat. Niestety, przy zleceniu Świstaka nieco opuściła gardę, za to teraz pluła sobie w brodę.
- Naprawdę wyglądała ci na typową fankę moteli? - zatrzymała wyczekujący wzrok na bratanku, na co ten westchnął cicho, wzruszając ramionami.
- Po prostu… nie potrzeba nam dodatkowych kłopotów.
Miał wątpliwości, bo nie znał Joan i nie potrafił z niej niczego wyczytać. Wypowiadała się kulturalnie, wyglądała na zadbaną i wolną od używek, w postaci ciężkich narkotyków. Mimo to, chłopak wciąż trzymał dystans, bo taki rodzaj kobiet nie przewijał się przez tanie motele. Albo była wyjątkowo oszczędna, albo skrywała tajemnice, o których lepiej nie mówić na głos.
Aubree uśmiechnęła się pod nosem po raz kolejny, upijając następnie odrobinę zaparzonej herbaty.
- Nie muszę używać słów, aby na nie odpowiedzieć - miała przez to na myśli komunikację niewerbalną; nastrój, mowę ciała, ton głosu. Była spokojna przez cały ten czas i również jej poprzednie gesty względem Joan, mówiły same za siebie. Gdyby rzeczywiście miała coś przeciwko jej znajomości z Prią, otwarcie byłoby to po niej widać, czyż nie? Ciotka z góry uznała, że Terrell potrafi obserwować te drobne szczegóły. Nie wiedziała jeszcze, w jakim charakterze pracowała, ale coś jej mówiło, że posiadała doświadczenie w obyciu z ludźmi różnego pokroju. Być może to zasługa pewnej aury, otaczającej kobietę, siedzącą przy tym samym stole?
Aubree korciło, aby zapytać o tę dobrze płatną pracę, zdobytą pomimo poważnego wpisu do kartoteki. Mogłaby wydobyć z Joan prawdę, ale nie sądziła, aby to było konieczne. Postąpiłaby zbyt niegrzecznie, wchodząc z butami w życie kogoś, kto nawet nie był z nią bezpośrednio powiązany.
- Ludziom łatwiej jest narzucić pewne ramy traktowania innych, dopóki sprawa nie dotyczy ich bliskich - jednym słowem, ludzie to hipokryci. Najlepiej trzymać się od takowych z daleka , szczególnie gdy dodatkowo praktykowali bardzo zaściankowe myślenie. Zgodnie z prawem, Joan zapłaciła za swoje czyny, więc czego jeszcze od niej chcieli? No właśnie…
Potrafiła wyczuć smutek, a raczej żal Terrell, w związku z takim, a nie innym podejściem do jej osoby, w rodzinnych stronach. Po chwili jednak temat skręcił w kierunku Prii.
- Och, znam tylko kawałek jej osobowości - przyznała Aubree, wraz z sympatycznym uśmiechem. Jeden z kącików ust wciąż opadał na dół, na co wpływ miała przewlekła choroba.
- Przynajmniej trójka, to bardzo dużo dzieci.
Sama coś o tym wiedziała. Nie była jednak taka pewna czy tak ustatkowany tryb życia pasował akurat do siostrzenicy.
- Nie sądzę, aby też rozpaczała z powodu tamtego zranienia. Kiedyś próbowałam ustalić jej życiową drogę przez astrologię i numerologię, ale zamiast odpowiedzi, uzyskałam tylko więcej pytań.
Nie było to łatwe, mając na uwadze kombinację pewnych liczb, stanowiących mieszankę nadzwyczaj tajemniczą. Co ma być, to będzie.
- Czasami mam wrażenie, że Pria przeszła już tyle wcieleń, że powoli ma wszystkiego dosyć - zaśmiała się, zerkając na Terrell, pochłaniającą bułeczkę ze szpinakiem. Po jednej zdecydowanie nabierze chęci na kolejną, wszak to jedno z popisowych dań Aubree.
- Swoją drogą, nigdy nie słyszałam, aby ktoś poza mną używał jej pierwszego imienia… - zatrzymała pytające spojrzenie na Joan, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się, prezentując Jarrah oraz Prię, wchodzących do środka.
- Babciu, powinniśmy się powoli zbierać.
Chłopak znał Aubree na tyle, żeby w porę przypomnieć jej o nadrzędnym celu ich wyprawy. Gdyby tylko dać kobiecie wolna rękę, zagadałaby Joan na śmierć, dopóki jej własne mięśnie nie zaczęłyby się buntować, prosząc o chwilę wytchnienia.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nieco uważniej przyjrzała się starszej kobiecie.
Ludzie kłamali. Wszyscy bez wyjątku chyba, że już nie mieli nic do stracenia. Nie dało się jednak poznać kogoś po pierwszym spotkaniu. Pacjenci często przekręcali rzeczywistość, a potem mówili zupełnie co innego rozumiejąc, że udawanie nie miało sensu. To kwestia zaufania a o to trzeba nieco się postarać. Podobnie było z Joan. Z góry zakładała, że nie każdy był w pełni sobą. Nie wierzyła w ich prawdziwość ani im nie ufała. Aubree choć była wobec niej bardzo dobra mogła równie dobrze czynić to ze względu na Prie, której koleżanki nie chciała spłoszyć. Wszystko miało jakiś cel oraz sens a zachowanie nie zawsze było „prawdziwe”. Ciężko jednak zweryfikować to, kiedy widzi się daną osobę po raz pierwszy w życiu. Przy drugim spotkaniu można wyciągnąć wnioski i porównać notatki, dlatego Terrell z pokorą i dystansem przyjęła wyjaśnienie kobiety. Jeden raz to wyjątek, dwa przypadek, ale trzy to już reguła, której można powoli zawierzyć. Teraz jednak nie mogła. Nie umiała w pełni zaufać Aubree nawet jeśli ta nie zrobiła nic złego.
Znała ją zaledwie od paru minut.
- Całe miasto jest mi obce – stwierdziła cicho na temat „bliskich”, którzy mieliby inne podejście do sprawy. Oczywiście nie mówiła dosłownie o całym mieście, bo przecież był brat. To jej jedyna rodzina, którą posiadała w Lorne Bay. O innej nie miała pojęcia. Żyła w przekonaniu, że żadna nie istniała. Zero dziadków, wujków, ciotek i kuzynów. Nikogo.
- Bo trafiłaby na kogoś, kto chciałby więcej dzieci, ale z jej zdolnością przekonywania skończyłoby się na trójce. – Uśmiechnęła się podkreślając nutkę żartu w głosie. Na kompromisy trzeba umieć iść. Nie zawsze było to na rękę, ale umiejętność dogadania się w trudnych sprawach była bardzo ważna. Z odpowiednią osobą Warren na pewno znalazłaby złoty środek. Coś, co jej nie zdusi i zarazem ku zaskoczeniu uszczęśliwi.
- Cierpi każdy, kto kocha. – A Pria na pewno kochała. Mówiono, że niektórzy bez miłości potrafili się zaręczać, ale wątpiła aby Warren należała do tej kategorii. Nie ważne czy astrologia i numerologia nie stwierdziły niczego dosłownie. Terrell nie podważała mocy czegoś, z czego sama nie korzystała a w co wierzyło wiele osób. Była ciekawa tej techniki odczytywania rzeczywistości, dlatego gdyby miała tylko więcej czasu, na pewno zapytałaby Aubree o szczegóły.
Ciężko przełknęła kęs bułeczki słysząc, że kobieta nie dała się zagadać i powróciła do tematu użycia pierwszego imienia. Ponownie zganiła się za to w myślach i nim cokolwiek odpowiedziała do domku wróciła parka przemytników zakapiorów.
Wstała z miejsca odkładając resztę bułeczki i wyciągnęła dłoń ku kobiecie.
- Miło było panią poznać. – Nie była pewna, czy Aubree ją uściśnie, ale to nic takiego. – Ciebie także. – Przytaknęła w kierunku młodego chłopaka, który stał nieco dalej uważnie obserwując kolejne poczynania babci. Był ostrożny i uważny tak, jakby stał nad surowym jajkiem, które w każdym momencie mogło się przewrócić i rozbić.
Odczekała chwilę zanim ponownie usiadła, dojadła bułeczkę i od razu chwyciła za drugą jeszcze nie zastanawiając się nad tym, czemu tak zrobiła. Dopiero później dotrze do niej, że były bardzo pyszne.
- Zawsze składa ci niezapowiadane wizyty? – zapytała luźno, kiedy Pria wróciła do stołu. Po porannej reakcji towarzyszki zrozumiała, że ciocia raczej nie miała tendencji do podobnego zachowania, nawet kiedy Pria była chora. – Myślisz, że coś wyczuła? Mówiłaś, że wierzy w energie, astrologie i całą resztę, więc może wiedziała co dzisiaj zastanie? – Że Warren nie będzie sama, co może i brzmiało abstrakcyjnie, ale wcale nie tak nieprawdziwie. – Ciekawa kobieta. – Wgryzła się w bułeczkę i na moment zamyśliła. – Jeżeli chcesz wrócić do łóżka i jeszcze trochę pospać, to śmiało. – Chorowitka zasługiwała. – Ja w międzyczasie obejrzę sobie drugą część.. jaki to miało tytuł? Głodowe Igrzyska? – Chap, kolejny kęs. – Jeżeli nie, to pora na małe przesłuchanie. – Zapowiadała je wczoraj i wcale nie zamierzała odpuścić. – Co się stało podczas wyprawy? - Czemu łódź była zepsuta?

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Aubree widziała wątpliwości w spojrzeniu Joan. Zupełnie, jakby nie dowierzała, że można mieć inne podejście, niż większość mieszkańców, przyjmujących powszechną narrację, chociażby tę, dotyczącą matkobójczyni. Aubree nigdy nie wpisywała się w stereotyp białej Australijki, mieszkającej w ładnym domu z białym płotem. Gdyby tak było, nie siedziałaby teraz w dzielnicy aborygeńskiej, popijając zmyślną herbatkę własnej receptury.
Pomimo chwili refleksji, okraszonej komentarzem o obcych, Aubree uśmiechnęła się szeroko przy kolejnym komentarzu, odnoszącym się do Prii.
- Uznam więc, że co nieco wiesz już na ten temat - uznała mając na myśli zdolności przekonywania swojej siostrzenicy. Nie zamierzała jednak drążyć tematu. To, co łączyło albo nie Prię z Joan, nie leżało w interesie ciotki. Przynajmniej na razie.
I zapewne mogłaby się zgodzić ze słowami o cierpieniu. Czym jednak byłoby życie bez takiej miłości? Niekoniecznie partnerskiej, ale rodzinnej, przyjacielskiej, bezwarunkowej… Być może ten temat zostanie jeszcze poruszony, o ile Aubree będzie miała przyjemność ponownie wpaść na Joan Terrell. Coś jej mówiło, że to bardzo prawdopodobne.
- Nawzajem - ciotka uśmiechnęła się łagodnie do swojej rozmówczyni, ściskając bardzo delikatnie wysuniętą dłoń. Na więcej siły nie mogła sobie pozwolić, ale doceniała ten formalny gest.
Jarrah skinął głową w stronę Joan, zaciskając przy tym usta. Wciąż nie był pewien tej kobiety, ale starał się zachować pozory, przynajmniej, dopóki nie miał żadnych dowodów na ewentualne, podejrzane powiązania.
Razem z Prią odprowadzili ciotkę do drzwi, kiedy ta dopiła resztkę herbaty. Ostatni raz rzuciła okiem w stronę Terrell, po czym obróciła głowę w stronę siostrzenicy.
- Przyprowadź kiedyś Joan na obiad. Słyszałam, że nie ma nikogo w mieście. Nie powinna spędzać zbyt wiele czasu w samotności.
- Dobrze, ciociu - odpowiedziała cicho już za drzwiami, gdy Jarrah przejął rolę podpórki dla Aubree. Nie była pewna czy Joan słyszała słowa ciotki. No to teraz nie miała wyjścia. Obie nie miały. Jeśli Aubree nie doczeka się obecności Prii razem z przyjaciółką, sama ustawi sytuację, aby w końcu do tego doszło. Ta kobieta, pomimo swojej niepełnosprawności, miała sprawdzone sposoby do osiągania celów. Nawet tak błahych, jak wspomniany obiad.
Pożegnawszy się z rodziną Warren, wróciła do domku. Zamknęła za sobą drzwi wejściowe i krótko pociągnąwszy nosem, podeszła do stolika, okupowanego przez Joan.
- Zależy od okoliczności - odpowiedziała całkiem bezpiecznie, ale i zgodnie z prawdą. Kiedyś Aubree robiła to nieco częściej, o ile samopoczucie jej na to pozwalało. Teraz Pria była w nie większym szoku, niż Joan, co pomimo zmęczenia łatwo szło dostrzec na jej twarzy.
- Och, całkiem możliwe - stwierdziła, sięgając po szpinakową bułeczkę. - Możliwe, że zobaczyła w kartach jakąś roznegliżowaną samicę czyhającą na chorą siostrzenicę i postanowiła ruszyć z odsieczą…
Kątem oka wypatrywała reakcji Terrell, wgryzając się z świeżo upieczoną bułeczkę. To największy plus bycia chorym; mogła do woli zapychać się szpinakowymi bułeczkami, którymi kiedyś niezwykle się zachwycała. Jak widać, ciotka wciąż o tym pamiętała.
Niestety, nie sądziła aby dała radę zasnąć na kolejnych kilka godzin. Zdążyła zażyć odpowiednią dawkę odpoczynku, a poza tym, nie chciała tracić czasu. Musiała jak najszybciej postawić się na nogi, aby wreszcie dopaść Świstaka.
Mogła powiedzieć Joan o okolicznościach uszkodzenia łodzi. Całą resztę szczegółów, konkretnie tych, związanych z ładunkiem, wolała jednak zachować dla siebie. Póki co.
Przeżuła resztkę bułeczki i popiła ją nieco chłodniejszą już herbatą, po czym zatrzymała wzrok na kobiecie.
- Uderzyła w nas motorówka i mam dziurę na burcie, którą muszę załatać - tak w skrócie. - Próbowałam to zrobić wczoraj, ale dwie pierwsze godziny kompletnie wyssały ze mnie chęć na dalszą część zabawy.
Trochę dwuznacznie to zabrzmiało, chociaż w łóżku wytrzymałaby zdecydowanie więcej niż przy tej jakże wymagającej łódce.
Miała nadzieję, że Joan nie będzie drążyć. Stopniowo zaczynała ją boleć głowa, a nie wzięła jeszcze leków.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Zmrużyła oczy gromiąc Warren spojrzeniem.
- Rzuciłabym w ciebie bułeczką, gdyby nie była taka dobra. – A cholera była i żal stracić takie jedzenie. Jakkolwiek Aubree to zrobiła w cudowny sposób sprawiła, że Joan nagle miała ochotę na trzecią co w jej przypadku to już dużo. Po prostu jadała mało, ale często. Albo wcale, ale to już w gorszych czasach. – I chciałabym przypomnieć, że nie byłam roznegliżowana. – Coś się chyba Prii przyśniło. – Przynajmniej wczoraj – dodała nieco ciszej, bo choć po ich pierwszym spotkaniu zachowywała się dziwnie, to nie zamierzała udawać, że do niczego nie doszło. Chciała, a nawet miała taki plan z zamiarem unikania Warren, lecz ostatecznie nie zdał on testu. Po prostu nie wiedziała, co z tym fantem zrobić. Teraz też nie, bo przecież Warren nie była pierwszym lepszym gościem, którego Joan mogła uznać za nowego sponsora. Nie chodziło tylko o ich poprzednią relację, ale też o chęć zamknięcia tamtego etapu życia, co wcale nie było takie łatwe. Pomimo próby odnalezienia niezależności wciąż uważała, że ostatecznie skończy w ramionach jakiegoś bogatego gacha, który będzie ją utrzymywać w zamian za możliwość chwalenia się nią w towarzystwie.
- A gadali w więzieniu żeś kochanka długodystansowa. – Że dwie godziny to dla Warren nic, co było oczywistym przytykiem ze strony Joan, która posłała kobiecie uśmiech. – Czyli po prostu uderzyła w was motorówka? Taka pierwsza lepsza a nie jakaś podejrzana z gośćmi z gnatami w spodniach? – Mogło zabrzmieć dziwnie, ale wiele osób z półświatka miała tendencję do wciskania broni w spodnie. Terrell nawet nie pomyślała, że jej słowa mogły być odniesieniem do nazbyt wyolbrzymionych fallusów. – I dopłynęliście z dziurą na burcie? – Tego nie rozumiała, ale Warren szybko wyjaśniła nazewnictwo – że burta nie była kadłubem – na czym Joan się nie znała i naprawdę nie miała pojęcia jak taka dziura mogłaby wyglądać. – To tyle przygód? – dopytała dla pewności i choć miała jeszcze wiele innych tematów do poruszenia to Pria oznajmiła, że boli ją głowa. Nic dziwnego, wciąż na pewno odczuwała skutki choroby.
Przeszły na kanapę. Joan oglądała drugą część Igrzysk a Warren czekała aż lekarstwo zacznie działać. Chwilę po tym, gdy ból głowy ustał i kobieta wydawała się bardziej ożywiona Joan zapytała, czy ma na dzisiaj jakieś plany. Naprawa łodzi była ważna, z czym nie zamierzała się kłócić. Przez jedną noc udało jej się trzymać Warren w miejscu pod kocem, ale dłużej raczej nie da rady. Nie na siłę, czego na pewno nigdy nie zamierzała robić chyba, że akurat miała stu procentową rację (hehe).
Nie dokończyły filmu, ale to też był pretekst żeby do niego wrócić podobnie jak smakowite bułeczki, których jeszcze dwie Joan zgarnęła ze sobą, oczywiście uprzednio prosząc o zgodę.
Cudem auto odpaliło za pierwszym razem nie robiąc siary przed Prią, które wsiadała właśnie do swojego samochodu.
Ostatni raz pomachała kobiecie i na drugim zakręcie zorientowała się, że żadna nie wspomniała o kolejnym spotkaniu. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale teraz poczuła się dziwnie, że sama tego nie zasugerowała. Niby to oczywiste, ale na jak długo?

z/tx2 Val Warren
ODPOWIEDZ