psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Tak bardzo mi ufasz, że wzięłaś je bez tej wiedzy. – Sama już skutecznie zapomniała nazwy, ale gdyby Warren chciała mogłaby sięgnąć do stolika, na którym leżało opakowanie z lekami niestety aktualnie zakryte przez pojemnik z zupą krem z białych warzyw. Jednak pomimo „obaw” chorej pacjentki, ta nie dostała nic od czego dostałaby kopa. Nie było też mowy o narkotykach, bo tych Joan wolała nie tykać. Kiedyś mogłaby to robić, ale nie było jej stać. Poza tym, wolała mieć trzeźwy umysł, kiedy ugrywała swoje z mężczyznami.
- Oczywiście, że prawilnego. Co to za grzaniec bez alkoholu? – Wystarczyło kupić tanie wino, bo jego smak tak czy siak zdusi się z pomocą miodu, pomarańczy oraz reszty przypraw dodawanych do rozgrzewającego i zdrowotnego napoju. Terrell nie była specjalistką w jego przyrządzaniu, ale kiedy już się za niego zabierała to wszystko robiła na czuja. Trochę tego, więcej tamtego i zawsze wychodziło. Teraz przynajmniej mogła zrobić go komuś a nie tylko sobie.
- Prawda? Miałabym posług w dzielnicy. – Kontynuowała krótkie żartobliwe wzmianki o byciu pierwsza damą haremu Warren. Sama się o to doprosiła, bo wiedziała już ile była warta i mogła domagać się lepszego stanowiska zwłaszcza, że jako szefowa nie dopuszczałaby byle kogo do Prii.
- Może po nie sięgnę. – Nie mogła tego obiecać, ale wzięła pod uwagę istnienie ów lektury jak i to, że Warren z każdą kolejną sekundą coraz mniej nadawała się do rozmowy. Wcale to nie dziwiło Joan, która postanowiła już nie zadawać więcej pytań. W trakcie oglądała miała ich coraz więcej, ale nie było to coś, co wierciło jej dziurę brzuchu.
- Masz lepsze pośladki od niej – stwierdziła mając na myśli główną bohaterkę, która akurat dominowała na ekranie a o jaką Joan myślała, że była pytana. – Co? – zapytała zaskoczona reakcją Prii i spojrzała w dół. – Nie o to pytałaś? – O co mogłaby? Ah tak.. – Na razie jest wciągające – Ale to już nie było w głowie Warren. – Ej, po prostu źle cię zrozumiałam. – Na pokaz wzdymała policzki prezentując się w pełnej rozdymkowej wersji klepiąc kobietę w pośladek. – Bo nie zrobię ci grzańca – pogroziła przesuwając dłonią z powrotem w stronę ramienia. – A wiem, że bardzo go pragniesz. – Miała silną kartę przetargową, którą mogła grać, ale ostatecznie i tak przygotuje wspomniany wywar. Nie będzie katować Warren, na której zdrowiu jej zależało.
Powróciła spojrzeniem na ekran ponownie skupiając się na fabule. Teraz już wiedziała, że śmierć Rue była dużym spoilerem, bo właśnie poznawano ją jako osobę z Jedenastego Dystryktu. Tylko trochę kręciła nosem na rozdarcie miłosne głównej bohaterki, bo Joan zawsze uważała to za odrobinę przesadzone, ale nigdy nie mówiła o tym na głos. Terapeutce nie wypadało.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Mhm - mruknęła jedynie po nosem, zerkając zaledwie na pudełko, leżące na stole, niedaleko opakowania po zupie. Mogłaby wyciągnąć w jego stronę dłoń, ale to kosztowałoby zbyt wiele wysiłku. Nie widziała również większego powodu, dla którego miałaby podejrzewać Joan o wciskanie jej trucizny, albo czegoś podobnego. Bywała podejrzliwa, ale nie względem osób, postrzeganych, jako bliskie. Joan może i zmieniła się przed te osiemnaście lat, jednak pewne odruchy pozostały takie same.
- Wolałam się upewnić. Czasami nie sposób zgadnąć, co chodzi ci po głowie… - dodała cicho, bo o ile w kwestiach wizualnych Terrell nie zmieniła się jakoś szczególnie, jej postawa bywała czasami dosyć tajemnicza. Zupełnie, jakby chwilami odpływała w gąszcz myśli, którymi nie chciała się dzielić.
Najważniejsze, że grzaniec miał być oprocentowany.
Cóż, w Tingaree harem raczej nie byłby zjawiskiem mile widzianym. Chyba, że przypominałby jakiś kult, oddający hołd naturze. Wiadomo, wszystko w granicach tradycji, szczególnie, zahaczającej o podejście do duchowości, fauny oraz flory.
Przy takim haremie z prawdziwego zdarzenia, przydałby się zdecydowanie większy dom. Piwnica mogłaby nie podołać wyzwaniu.
Przy jakże trafnym określeniu Joan, względem jej zewnętrznych atrybutów, powoli wyprostowała głowę. Zachowując ten sam, niewzruszony wyraz twarz, westchnęła z udawanym zmęczeniem.
- A tobie tylko jedno w głowie. Nawet się nie tłumacz - nie sprecyzowała, czego dotyczyło pytanie, więc mogły dowoli bawić się konceptem, co mimo wszystko, nie męczyło Prii. Wręcz przeciwnie, świetnie się przy tym bawiła, co powodowało przynajmniej delikatną ulgę w chorobowym stanie.
- Muszę jednak dodać, że wysnuwasz bardzo trafne wnioski.
Przynajmniej w temacie jej pośladków. Tych należących do Jennifer nie widziała bezpośrednio, nie mniej, dało radę coś tam wyłapać, nawet przez spodnie. Przynajmniej wiedziała już, na co zwracała uwagę Joan. A to zbereźnica jedna.
- To jest ta słynna gra wstępna? - zapytała po tym jakże bezczelnym klepnięciu. - Powiesz mi, co można wygrać?
Zadziwiające, że pomimo swojego stanu, miała jeszcze siłę na zaczepianie Joan. Sama ją do tego prowokowała i nawet postępujące choróbsko nie skłoniło jej do ignorowania jawnych docinków Terrell. Niech ją pozory nie mylą. Warren wciąż miała w sobie chęć walki, przynajmniej tej słownej, w której wcale nie wypadała blado.
Groźby grzańcowe niewielkie wywarły na Prii wrażenie. Wiedziała, że prędzej czy późnej, doczekałaby się słodkiego, rozgrzewającego napoju, o alkoholowej nucie. Joan nie była na tyle okrutna, aby skazywać ją na tak surową karę, na którą przecież nie zasłużyła. To ona była tu poszkodowaną!
- Czasami zapominam, że Liam Hemsworth grał w tym filmie - jego postać wydawała się dosyć nijaka (szczególnie w pierwszej części) i równie dobrze Gale mógłby zostać wycięty z filmu, podobnie jak koleżanka Katniss, Madge. Możliwe, że to wina scenarzystów, którzy przestawili najlepszego przyjaciela głównej bohaterki w bardzo płytki sposób. W większości przypadków, pierwowzór ukazany w książce prezentował się o wiele lepiej, niż ekranizacja. Przynajmniej książki zostały nieco mocniej spopularyzowane przez film, naładowany efektami specjalnymi.
- Wzięłaś ze sobą piżamę? - zabrzmiało jak zaczepka, aczkolwiek pytała zupełnie serio. Joan mogła się tutaj czuć jak u siebie i gdyby nawet chciała zostawić swoją szczoteczkę do zębów, Warren nie miałaby nic przeciwko; zarówno w stanie chorobowym, jak i tym normalnym.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Jestem jak Enigma. – Uśmiechnęła się zaczepnie nie rozwijając tematu. To nie była dobra pora na wyjaśnienie prawdziwego stwierdzenia. Joan lata temu zamknęła się w sobie w inny sposób niż wcześniej. Już nie tylko chroniła siebie, ale także musiała dbać o kłamstwa na temat własnej osoby. Zapamiętanie wszystkiego było trudne, ale jeszcze trudniejsze stało się ugryzienie w język, kiedy zaatakowana wspomnieniami miała ochotę się nimi podzielić. Nie mogła jednak mówić o odsiadce. To źle wyglądało i choć ów temat nie był tabu w obecności Warren to Joan odruchowo gryzła się w język w wielu innych kwestiach. Nauczyła się odpowiednio dobierać tematy, analizować słowa i przez to uciekała myślami do rzeczy, o których mogłaby mówić, ale nie powinna. To wszystko rzutowało na jej ogólną postawę i tajemniczość pod każdym względem. Mogłaby na nowo się otworzyć, ale na to potrzeba czasu.
- Akurat się wypięła. – Wskazała na ekran, ale główna bohaterka już nie świeciła pośladkami. To była sekundowa scena. Ledwie migawka, ale Joan to wyłapała i sądziła, że Pria także. Tak bardzo się pomyliła..
- Ty chyba jesteś chora, co? – zapytała, kiedy docinki Warren wskoczyły na kolejny level. Aż powinna dostać kolejnego klapsa, ale to byłoby za dużo. Pierwszy to zaczepka. Za to drugi to już prowokacja. – Wiesz.. powiem ci co można wygrać. – Tą samą dłoń ułożyła na biodrze Prii, przesunęła nią w stronę uda i z powrotem ku pośladkowi, na którym zacisnęła palce. Jednocześnie pochyliła się aby móc wyszeptać: – Ale dopiero jak wyzdrowiejesz.
Kolejny uśmiech wkradł się na jej usta i oto padł klaps numer dwa zwany prowokacją. Trzeci to już pewnie perwersja, ale na to się nie zapowiadało.
Miała teraz przewagę. Pria z gorączką i po lekach była słabszym przeciwnikiem w boju na słowa. Nadal aktywnym, ale też szybko tracącym kontakt z rzeczywistością. Jednocześnie jej stan sprawiał, że Joan nieco odpuszczała. Tak, odpuszczała (nawet jeśli wydawało się inaczej).
- To ktoś znany? – Może widziała chłopaka w jego starych filmach, więc teraz wyglądał inaczej, ale nie kojarzyła go z nazwiska. Nie za bardzo zwracała uwagę na aktorów, bo i tak mało oglądała, więc po co miałaby wiedzieć jak się nazywali albo w czym grali? Może jak wreszcie sprzeda dom i jej życie się uspokoi to przysiądzie do kinematografii. Jak na razie nadrabiała ją z Prią.
- To twoja gra wstępna? – zapytała na pytanie o piżamę i znów zagarnęła włosy Warren za ucho bardziej symbolicznie, bo ledwie dwa włoski uciekły gdzieś do przodu. – Nie byłam w motelu. – Gdyby z domu matki musiała jeszcze pojechać do motelu, a potem załatwiać jedzenie, to przyjechałaby znacznie później. – Wierzę, że w razie czego znajdę coś w twojej szafie i nie martw się, nie będę w niej grzebać. – Z każdej strony i każdą szufladę. Zerknie tylko na pułki i na pewno coś znajdzie, o ile wcześniej Pria sama tego nie zrobi. Na razie jednak nie zapowiadało się na to aby kobieta zamierzała wstać. – O ile mogę zostać. – Nie chciała się narzucać. Na początku nawet tego nie planowała, ale nie widziała nic przeciwko, żeby spędzić tu noc i rano sprawdzić jak Pria się czuła.
Swobodnie ułożyła dłoń na głowie kobiety i zaczęła powoli głaskać.

Seans trwał w najlepsze. Terrell ograniczała się ze słowami co jakiś czas zerkając na Prie i upewniając się, czy ta zasnęła. Tabletki musiały zadziałać, bo Warren drzemała w najlepsze aż do połowy drugiej części filmu, o której Joan nie miała pojęcia. Kolejna odsłona produkcji sama się załączyła, więc oglądała ją dalej w międzyczasie zerkając na godzinę. Robiło się bardzo późno a przecież jeszcze miała napoić Prie grzańcem. Sama również skorzysta z tego, że zamierzała go zrobić, więc bardzo powoli i ostrożnie trzymając głowę towarzyszki wysunęła z kanapy. Musiała się przy tym nieźle nagimnastykować, ale nie miej niż przy szukaniu potrzebnych naczyń. Podgrzewając wino dorzuciła do niego pomarańczę, imbir, goździki i trochę miodu. Wszystko zamieszała kontrolując napar aż wreszcie wyłączyła palnik co jakiś czas zerkając na Prie, do której podeszła. Kucnęła naprzeciwko i kciukiem przesunęła po policzku. – Hej, Prii. Zrobiłam grzańca. Tak bardzo o nim marzyłaś.. nie może się zmarnować. – Mówiła cicho i łagodnie, żeby zbyt mocno nie wybudzić jej ze snu. Nie chciała wywołać nagłego zrywu. Wtedy miałaby do siebie za złe, że w ogóle ją obudziła. – Może pójdziesz do łóżka? Tam na pewno będzie ci wygodniej. - A po grzańcu każdy chory zaśnie jak dziecko.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Póki co, nie widziała większego problemu w tajemniczości ze strony Joan. Zamierzała dać kobiecie tyle czasu, ile potrzebowała, o ile zamierzała w którymś momencie nieco bardziej się uzewnętrznić. Czasami miała wrażenie, że Terrell do tego dążyła, ale koniec końców porzucała tę myśl, albo kończyła ją w niejednoznaczny sposób.
Zupełnie, jak teraz.
I jak na złość, nie miała siły, aby drążyć dalej, albo złożyć pytanie, sugerujące nieco więcej szczerości. Jeszcze do tego dotrą. O ile Terrell nie zniknie z dnia na dzień, tuż po sprzedaży rodzinnego domu.
Uznała jednogłośnie, że jej choroba nie musiała niczego przekreślać, jednak niespodziewany atak kaszlu odebrał jej słowom siłę przebicia. Kaszel odpuścił w samą porę, tuż przed bezpośrednim posunięciem Joan, które skłoniło Warren do nazwania jej „bezczelną”. Miałaby czekać na wyzdrowienie, aby się dowiedzieć, o jaką wygraną będzie mogła powalczyć? I czyżby ten odważny chwyt na pośladku miał służyć za dodatkową motywację? Być może. Zadałaby więcej pytań i pozwoliła na więcej, ale to cholerne gardło i ociężała głowa, zmniejszały jej szanse na kompletne przejęcie inicjatywy. Ciężko powiedzieć, jak się z tym czuła. Z jednej strony, nie przywykła do znajdowania się w słabszej pozycji jednak nie pragnęła wyrwać się z tego stanu za wszelką cenę. Musiała tylko trochę pomarudzić i mimo wszystko, odwdzięczyć zaczepką za zaczepkę.
Nie wszyscy mieli obowiązek znać poszczególnych aktorów, wypromowanych przez Hollywood. Pria doskonale pamiętała reakcje Joan przy wypowiadaniu nazw własnych, ewentualnie powiązanych z popkulturą. Poprawczak nieco ograniczył możliwości nadrabiania zaległości, jednak wyjście z zamknięcia, powinno wiele ułatwić. Nie wiedziała zbyt wiele o kobiecie, na której kolanach trzymała głowę. Znała jej młodsza wersją, ale ta wydawała się bogata w doświadczenia nie do końca przyjemne, co mogło jednocześnie rzutować na postrzeganie świata oraz ogólnie - najbliższego otoczenia. Joan mogła uważać filmy za stratę czasu, dlatego wolała spożytkować go na coś bardziej przyszłościowego. Na przykład studia, o których wspomniano poprzednim razem, gdy się widziały.
Nadal to zbyt mało, aby nakreślić wyraźniejszy obraz pani psycholog, z którą niegdyś siedziała za kratkami.
Nie martwiłaby się jakoś szczególnie, gdyby Joan grzebała jej w szafkach z ubraniami. Nie miała nic do ukrycia, jeśli chodziło o te sfery. Nie nosiła żadnych wyzywających ubrań i nie chowała w szafkach żadnych gratisów albo dwuznacznych artefaktów.
Uważała, że nocowanie Joan to coś oczywistego. Szczególnie, że przybyła do domku w Tingaree wieczorem. Nie mogłaby dopuścić do tego, aby Terrell szwendała się samotnie po Sapphire River (nawet jeśli sama przyznała się wcześniej do częstego odwiedzania Shadow).
- Możesz - wyszeptała przy udach Joan, przymykając jednocześnie powieki za sprawą dłoni, przeczesującej włosy. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem ktoś tak czule głaskał ją po głowie. Pragnęła w pełni wykorzystać tę chwilę, pozwalając sobie na rozluźnienie mięśni, co skutkowało zapadnięciem w sen.
Obudziła się mniej więcej wtedy, gdy Joan próbowała wydostać się z potrzasku, zafundowanego przez głowę na kolanach. Nie otworzyła powiek od razu. Zamiast tego, przeszła w tryb nasłuchiwania, identyfikując poszczególne odgłosy z kuchennymi przyborami. Zapach grzanego wina rozniósł się po domku, co nadal nie sprowokowało Prii do dźwignięcia się z kanapy. Chętnie skusi się na ciepły, rozgrzewający napój, jednak wystawienie chociażby nogi spod ciepłego koca to nie lada wysiłek.
Odrobinę kusiło ją ponowne odpłynięcie w sen, kiedy poczuła na policzku przyjemny dotyk. Powoli otworzyła oczy, dziękując w myślach Joan za częściowe zasłonięcie białej poświaty, bijącej z ekranu telewizora. Była ciekawa, na jak długo ucięła sobie drzemkę.
- A ty? - zapytała, zatrzymując wzrok na kobiecie. - Nie wypada zostawiać gościa samemu sobie.
Nie miałaby nic przeciwko, gdyby położyły się obok siebie. Skoro Pria już nie zarażała (według Joan), niczym nie ryzykowały. Chyba, że Terrell wolałaby mieć więcej miejsca. W takim wypadku Warren byłaby gotowa do rozłożenia kanapy, na którą przeniosłaby drugi komplet pościeli. Choroba chorobą, ale na takie małe manewry miała wystarczająco siły.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Też wypije grzańca – od razu wtrąciła zaraz jednak słysząc kolejną część wypowiedzi. – Chyba, że jest się chorym. Wtedy gość zajmuje się tą osobą i pilnuje żeby odpoczywała. – To było krótkie, ale oczywiste wyjaśnienie działań Joan. Nie zrozumiałaby, gdyby ktoś zachowywał się inaczej, bo sama od zawsze opiekowała się chorym bratem. Było to dla niej naturalne. O wiele lepsze niż kiedy on chciał zajmować się nią. Doceniała jego starania zwłaszcza, że próbował działać podobnie jak starsza siostra, ale w tamtym czasie z racji różnicy wieku wolała być dla niego opoką niż ciężarem. – Przykro mi to mówić, ale jesteś tą osobą. – Chorą – niestety – co Warren musiała przeboleć i choć uważała, że miała siłę na wszystko, to Joan jej na to nie pozwoli. Skoro mogła odpoczywać, to niech korzysta. – To jak? Pójdziesz do łóżka? – Delikatnym uśmiechem próbowała zachęcić ją do paru ruchów. – Idź. Umościsz się wygodnie – dodała na kolejną zachętę, bo kto nie lubił przytulić się do miękkiej i wygodnej poduszki. W chorobie wygoda również była ważna, dlatego nie było co zwlekać. Poza tym, robiło się późno.
Zamiast czekać i patrzeć jak Warren człapie do sypialni, przeszła do kuchni. Przelała grzańce z garnuszka do dwóch kubków. Sobie dorzuciła kawałki pomarańczy, których jednak nie dokładała do szkła Prii. Widziała, że kobieta ma problem z przełykaniem, więc dostanie sam płynny złoty (krwiście czerwony) lek.
- Czy chorowałaś w więzieniu? Po tym jak wyszłam. – Od kiedy się poznały, przez rok, nie widziała Prii chorej nie licząc efektów ewentualnych napaści. – Tak mnie tknęło, bo chciałam powiedzieć, że nigdy nie widziałam cię chorej. – To był fakt, ale też niekoniecznie oznaczał, że Warren w ogóle nie dopadło choróbsko. Kto wie co jakaś nowa osadzona przywlekła ze sobą do zakładu karnego? – Trzymaj. – Podała kobiecie kubek zanim sama usiadła na skraju łóżka naprzeciwko Prii tuż przy jej stopach schowanym pod kołdrą. Nie chciała się rozsiadać ani zagadywać kobiety. Skontroluje, czy tamta wypije grzańca i poczeka aż zaśnie, co wolała robić mając ją naprzeciwko siebie. Poza tym, nie chciała całkowicie pakować się do łóżka w dziennym ubraniu. Nie czułaby się z tym komfortowo.
- Wiesz, że jutro czeka cię ciężki dzień? – zapytała kontrolnie i spojrzała na Prie znad kubka. – Jeżeli poczujesz się lepiej, to nie ominie cię spowiedź o tym, co stało się w podróży. – Chciała wiedzieć, co zaszło i jak łódź została zniszczona. Dzisiaj już sobie darowała. Warren i tak ledwo co mówiła, więc.. – Spokojnie. Dzisiaj nie musisz. – Uniosła dłoń w geście „stop” i na znak, że kobieta nie musiała się wysilać. Niech odpuści i odpocznie. – Jutro też jest dzień a ja nigdzie się nie wybieram. – Przynajmniej tej nocy.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Już chciała powiedzieć, że przecież nie była aż tak chora, jednak powstrzymała się pod naporem spojrzenia Joan. Nie ma mowy, aby ją przegadała, szczególnie z obolałym gardłem. Tutaj też było wygodnie. Mogła bezkarnie ułożyć głowę na kolanach Terrell, przynajmniej dopóki tamta nie zniknęła w kuchni. Teraz pozostało jej dostosować się do prośby kobiety. Używała tak miłego tonu, że nie sposób się z nią spierać, toteż zebrawszy się w sobie, chwyciła za rąbek koca, aby wraz z nim, niczym grecka togą, skierować się do wspomnianego łóżka. Zdecydowała się w międzyczasie wyłączyć telewizor, bo wystarczy im już seansów. Chyba, że Joan będzie chciała wrócić do salonu i nadrobić drugą część „Igrzysk”. Wszystko zależało od niej samej.
Łóżko jak zawsze, było idealnie zasłane, więc nie musiała tłumaczyć z potencjalnego bałaganu. Oparła plecy o jedną z dużych poduszek, u ramy łóżka. W ciszy oczekiwała na przybycie Joan, zaledwie na moment przymykając oczy. Senność coraz bardziej się o nią upominała, ale nie chciała zbyt szybko odpływać. To jeszcze nie ten moment. Musiała jeszcze skosztować przynajmniej odrobiny grzańca, którego aromat rozniósł się po pomieszczeniach.
- Tydzień po twoim wyjściu dostałam zapalenia gardła - odpowiedziała, gdy Joan pojawiła się w sypialni z dwoma kubkami. Koc odłożyła na bok, przykrywając następnie nogi przy pomocy kołdry.
- Dużo nie straciłaś - podsumowała jeszcze, bo chociaż zwykle nie umierała od zwykłego kataru czy kaszlu, odpuszczała dopiero w ostateczności, gdy gorączka odłączała ją od rzeczywistości, utrudniając podstawowe czynności. Gdyby nie podwyższona temperatura, osobiście dopadłaby Świstaka, z kaszlem czy bez. Drobne dolegliwości nie robiły jej większej różnicy. Dopóki mogła ustać na nogach i wypowiadać się bez większych napadów kaszlu, była wstanie upomnieć się o swoje. Teraz niestety musiała odpuścić.
Chora Warren również miała głowę na karku i pomimo chaosu panującego w myślach, wciąż starała się podchodzić do wielu spraw ze strategiczną precyzją. O ile ktoś wyjątkowo jej nie wkurwił; wtedy hamulce potrafiły puścić.
Ostrożnie przejęła kubek z grzańcem, aby czasem nie zachlapać pościeli. Miała jeszcze jeden komplet w zapasie więc nawet jeśli cos się wydarzy, nie będzie z tego tragedii.
Westchnęła znad krawędzi kubka, gdy Joan wspomniała o spowiedzi dnia następnego. Nie spodziewała się, że jej wyprawa po towar będzie tak ciekawić kobietę. Nawet łódkowe uszkodzenia nie uchodziły za coś wyjątkowego, szczególnie w sezonie sztormów.
Nie wiedziała jeszcze czy powinna wspominać o motorówkach i przekręcie Świstaka. Głupio byłoby się przyznać do własnego niedopatrzenia, przez które stała się nieświadomie dostawcą jakiegoś świństwa. Wolała zbyt często o tym nie myśleć. Paskudna choroba nie pozwalała jej na odpowiednie wymierzenie kary pieprzonemu cwaniakowi, a to niezmiernie ją frustrowało.
- Wygląda na to, że nie mam wyboru.
Powoli upiła łyk rozgrzewającego napoju, doprawionego w idealnych proporcjach. Zacisnęła usta nieco bardziej, chcąc zatrzymać ten charakterystyczny smak na dłużej.
- Mówił ci już ktoś, że robisz świetnego grzańca? - uniosła spojrzenie na kobietę, posyłając jej delikatny uśmiech. Chętnie wyciągnęłaby wolną rękę w jej stronę i musnęła po udzie, niestety siedziała za daleko.
- Nie chcesz się położyć obok? - zapytała, wskazując podbródkiem drugą poduszkę. - Skoro już powiedziałaś, że nigdzie się nie wybierasz...
Była wręcz zobowiązana do towarzyszenia Prii, szczególnie w granicach tego pokoju. Dzięki temu żadna nie będzie musiała bawić się w rozkładanie kanapy. Czy to nie rozwiązanie idealne?

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Masz wybór. Możesz powiedzieć żebym wracała do domu. – Wtedy Prie ominie jutrzejsza spowiedź, co jednak nie dawało w gwarancji, że w przyszłości do niej nie dojdzie. Joan była ciekawa, co takiego się stało, bo dla niej morskie podróże nie były czymś oczywistym. Nie miała pojęcia, jak one wyglądały, z jakimi zagrożeniami mierzyli się marynarze i przemytnicy. Nigdy nie musiała w to wnikać, więc skoro już miała do czynienia z kimś, kto zajmował się tym zawodowo, chciała wiedzieć jak to wyglądało. Czy miała się martwić o łódź i o „zniszczony” towar Świstaka, o którym kobieta wspominała w wiadomości tekstowej?
- Raz lub dwa. – Uśmiechnęła się na wspomnienie dobrego smaku grzańca, którego nigdy nie robiła zgodnie z jakimś przepisem. Dodawała to i ile uważała za odpowiednie według swoich preferencji. Jeden wolał więcej miodu a drugi mniej imbiru albo na odwrót. – Pamiętam, że jak robiłam go po raz pierwszy, to dodałam aż dwie łyżki miodu, zgodnie z przepisem, a potem ciągle się krzywiłam od tej słodyczy. – Nie lubiła przesłodzonego jedzenia albo picia. Musiała istnieć równowaga, którą jakimś cudem osiągała robiąc grzańca „na oko”. Nie była mistrzem gotowania. Stawiała na proste dania, bo nie inne rzeczy nie było jej stać. Kiedy już jako tako się udomowiła i zarabiała na siebie, mogła pozwolić na więcej, ale dla jednej osoby nie opłacało się gotować. Łatwiej było kupić gotowce.
- Nie będzie ci za gorąco? – Bo dwoje to już sporo ciepła a znając życie przez sen prędzej czy później któraś skorzysta z obecności drugiego ciała i się do niego zbliży. – Twoja wygoda przede wszystkim. – Warren musiała się wyspać i porządnie odpocząć, żeby skutecznie zwalczyć chorobę. – Ale skoro tak mocno nalegasz.. – Posłała jej tajemniczy uśmiech i upiła łyk grzańca. – Tylko najpierw wezmę prysznic i się przebiorę. Muszę zmyć z siebie dom matki. – Wiele rzeczy musiała z siebie zmyć. Wiedziała, że to nerwowy odruch zakorzeniony przed laty, ale nie było to też nic uciążliwego. Po prostu ktoś, kto obcował z Joan wiedział, że ta używała takiego a nie innego sformułowania „zmyć z siebie” to albo tamto. Nie, że „spociła się” albo „jakiś buc w kolejce nakaszlał mi we włosy”. Nie. Ona musiała się oczyścić. To dawało jej mentalny spokój. – Pij i mną się nie przejmuj. – Upiła grzańca do połowy czując jak robi jej się goręcej niż wcześniej. Odstawiła kubek na szafkę obok łóżka i wskazała na szafę/komodę, w której być może znajdowały się ubrania. Odczekała aż Warren powie, że to tutaj i wtedy zajrzała do środka wybierając pierwszy lepszy t-shirt oraz spodenki z brzegu. Nie chciała za bardzo grzebać w rzeczach Prii. – Odpoczywaj. Zaraz przyjdę – zapewniła z nadzieją, że Warren nie będzie na nią czekać i po prostu pójdzie spać dodatkowo rozgrzana wypitym grzańcem. Terrell tylko weźmie prysznic i również się położy uprzednio sprawdzając, czy Prii się nie pogorszyło. Jeżeli spała, Joan również od razu oddała się w objęcia Morfeusza pewna, że odgłosy spoza sypialni tylko jej się przyśniły, bo wcale.. ale to wcale.. z rana z wizytą nie przyszła ciocia Aubree sprawdzająca, jak się czuła Warren. Weszła do domku przy użyciu dodatkowych kluczy, które miała na wszelki wypadek.
Joan odwróciła się na drugi bok zauważając, że kobieta wciąż była w łóżku. Na początku tego nie zakodowała i nim zmarszczyła brwi zastanawiając się, kto był w chatce Warren, drzwi do sypialni otworzyły się w całej swej okazałości prezentując uśmiechniętą kobietę przejętą stanem siostrzenicy (o czym na pewno dowiedziała się od Jarrah).

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Nawet nie zorientowała się gdy odpłynęła, czekając na powrót Joan z łazienki. To jasne, że nie odprawiłaby jej do domu, tudzież motelu. Mimo wszystko, potrzebowała zaufanego towarzystwa. Przywykła poniekąd do samotności i tego lekko pustelniczego trybu, przy czym Terrell wyłamywała się ze schematu przeciętnych osób, z którymi Warren miała zwykle do czynienia. Istotną rolę pełnił w tym wszystkim czynnik przeszłości i to tej dosyć cennej, pomimo nieprzyjemnego tła, w formie zakładu karnego. Wtedy sobie ufały. Mogłyby nadal pielęgnować tamtą więź, niestety, zrządzenia losu pokrzyżowały im te plany, a raczej zaprzepaściły możliwości Prii do wcześniejszego wyjścia. Jak się jednak później okazało, dane im było ponowne spotkanie, obfitujące w całą gamę emocji. To wszystko sprawiało, że chciała nadrabiać minione lata, chociażby poprzez głupie doglądanie jej przeziębienia.
Niestety, odpadła zanim doczekała się widoku Joan w prowizorycznej piżamie, złożonej z gładkiej, czarnej koszulki oraz krótkich spodenek. Grzaniec zadziałał skutecznie, o czym świadczył pusty kubek pozostawiony na szafce nocnej, wypełniony schnącymi goździkami. Chciała tylko dać odpocząć oczom i już tak się zadziało, że zapadła w niespodziewany sen, tym razem w więziennej otoczce, co nie zdarzało się wcale często.
W tym scenariuszu przygotowywała ekipę do wielkiej ucieczki przez podkop, zrobiony na tyłach kuchni, w chłodni. Już miała zaczynać cały proces, razem z Helgą w roli pomocniczki (o co nigdy by ją nie podejrzewała), jednak Joan się spóźniała. Czekając na jej osobę, do chłodni zajrzał strażnik i wtedy…
- Pria? - ciocia Aubree zatrzymała się w progu pokoju, poprawiając na nosie okulary o drewnianej oprawie. Nie bardzo wiedziała, kto taki towarzyszył jej siostrzenicy i czy ten zwinięty kłębek obok, nie był dodatkową kołdrą, albo wielką poduszką. Podpierając się ręką o nieodłączną kulę ortopedyczną, której używała podczas swoich lepszych dni, zmrużyła oczy, jakby to miało jej pomóc w widzeniu przez materiał, albo coś w tym stylu.
- Och, nie jesteś sama!.
Nagła konkluzja ciotki sprowokowała Warren do otwarcia oczu, bo o ile przebudziła się tuż po uchyleniu drzwi, otępienie lekami skutecznie odwodziło ją od jakichkolwiek działań. Gwałtownie obróciła się w stronę drzwi, czując jak głowa ciągnie z powrotem do poduszki. Z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, nieco szerzej rozchyliła powieki, dostrzegając lekko zamazaną postać.
- To ja może zrobię herbatę?
- Ciociu… - podjęła próbę komunikacji, co spełzło na zachrypniętej formule, połączonej z próbą wyplątania się z pościeli. Jakby nie patrzeć, Aubree pierwszy raz zastała ją z koleżanką w tak dwuznacznej chwili. Nie mogło to być jedyne takie doświadczenie ciotki, wszak sama wychowała aż czwórkę synów.
Nim Pria zdążyła choćby odeprzeć się dłonią o materac, kobieta obróciła się w miejscu, kulawym krokiem podążając w stronę części kuchennej. A co z drzwiami?
- Nie śpieszcie się!
Warren odruchowo przewróciła oczami, za co sama się zganiła, wyczuwając kłujący ból przy skroniach. Było lepiej niż wczoraj, chociaż żołądek już teraz domagał się uzupełnienia kalorii. Najlepiej w formie przynajmniej pół-płynnej.
Z rosnącym zakłopotaniem, połączonym z lekkim otępieniem obróciła się w stronę Joan, wglądającej na nie mniej zdumioną wtargnięciem starszej pani do niepozornego domku na peryferiach Lorne.
Dobrze, że tym razem miały na sobie ubrania.
- Wybacz, ja… nawet nie podejrzewałam, że mnie odwiedzi.
Musiała jeszcze dźwignąć się z posłania, aby zamknąć drzwi, co by zapewnić sobie i Terrell przynajmniej kilka chwil prywatności. Przystąpiła do tego, zapierając się całą siłą woli, co ostatecznie poskutkowało podejściem do drzwi, prowadzących z sypialni do małego korytarza, połączonego z salonem. Nim zdążyła chwycić za klamkę, usłyszała kolejne słowa, dobiegające z kuchni.
- Jaką herbatę pija twoja sympatyczna koleżanka?
Zawiesiła spojrzenie na Joan, do której również musiał dotrzeć głos Aubree. Jak widać, ciotka ani trochę nie czuła się skrępowana zastaną sytuacją.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Pierwszy raz została przyłapana w czyimś łóżku. Przez całą niezbyt chlubną karierę życiową nigdy nie wpadła, chociaż zdradzało z nią wiele osób. Ani jedna żona, druga kochanka, matka, ojciec, mąż, partnerka lub partner nie wpadł robiąc wokoło szumu jak podczas pustynnej burzy. Można to uznać za szczęście albo za pech, bo wtedy Joan poznałaby odmienne uczucie wstydu. Inne niż te które czuła do tej pory, bo bez spojrzenia w twarz osób, które były zdradzane, nigdy nie pokusiłaby się o pomyślenie, jak musiały się czuć. To byłoby masochistyczne posunięcie, którego wolała uniknąć i tak też robiła żyjąc w miarę zdrowo jak na okoliczności, w których przyszło jej się znajdować.
Więc tak. Po raz pierwszy ktoś wszedł do pokoju, kiedy dzieliła z kimś łóżko i o ironio nie było w tym żadnego seksualnego podtekstu. Nie całowały się z Warren, nie bzykały całą noc ani teraz o poranku jak szalone króliki. Nie robiły nic sprośnego i nagle Terrell pożałowała, że tak było. Czemu? Bo chciałaby się dowiedzieć, jak to jest zostać przyłapanym. Tak, to może i dziwne, ale doświadczanie nowych rzeczy było czymś co lubiła, zwłaszcza że niektóre z nich już dawno powinna mieć za sobą.
Z zaskoczeniem przyglądała się całej sytuacji próbując cokolwiek rozczytać z twarzy starszej kobiety, która nagle zniknęła z jej oczu.
Chciała powiedzieć, że to nic takiego, ale zanim otworzyła usta usłyszała pytanie ciotki Aubree.
- Czarna będzie w sam raz! – zawołała w miarę swobodnie uznając, że nie będzie wymyślać. To nie była na to pora, okoliczności ani osoba, przed którą mogłaby kręcić nosem na rodzaj herbaty.
Poczekała aż Pria zamknie drzwi i przewróciła się na bok opierając głowę na dłoni zgiętego ramienia.
- Jest niesamowita – stwierdziła bez ceregieli. – Pomimo swego stanu przyszła sprawdzić, jak się czujesz. Taka ciocia to skarb. – To pierwsze, o czym pomyślała. Nie licząc okoliczności, w których je przyłapano. – Myślisz, że uwierzy w „Ja tylko podzieliłam się łóżkiem z koleżanką”? – Posłała Prii delikatny uśmiech na znak, że wcale nie czuła się z tym źle albo specjalnie skrępowana. Przynajmniej teraz, bo łatwo było sobie żartować, kiedy między nią a ciotką Warren znajdowały się drzwi.
Opadła na plecy wzdychając na znak, że czegoś mocno żałuje. Czego?
- Wiesz, że nigdy nie przyłapano mnie z kimś w łóżku? Aż zaczynam żałować, że niczego nie robiłyśmy. – Znów się uśmiechnęła naprawdę będąc ciekawą „jak to było”. To musiało być ekscytujące i na pewno zabawne, o ile osoba przyłapywana nie była drugą połówką jednej osoby z łóżka.
- Powinnam pójść i zostawić was same? – zapytała, bo mogła albo poczekać w łóżku albo się przebrać i wyjść. Niby nic, a jednak na myśl o drugiej opcji poczułaby się dziwnie. Nie powinna, bo przecież była tylko niespodziewanym gościem, a jednak dopadłoby ją dziwne „walk of shame”, a przecież – powtórzę – nic nie robiły.
Mozolnie podniosła tułów do siadu niespecjalnie śpiesząc się z wyjściem z łóżka.
- Jak się czujesz? – zapytała uważnie przyglądając się Prii. - Gardło nadal boli? - Nadal, mocniej albo mniej? Jeżeli kobieta nie siedziała obok, to machnęła ręką na znak, żeby podeszła i przyłożyła dłoń do czoła. Olać termometry. Dłoń to najlepszy wykrywacz gorączki.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Z wciąż lekko zaspanym wzrokiem, zamknęła drzwi od sypialni, obracając się następnie w stronę Joan. Najchętniej wróciłaby do łóżka i przespała kolejne kilka godzin, niestety ciotka skutecznie pokrzyżowała te plany (w dobrej wierze).
- Biorąc pod uwagę te okoliczności, niedługo przyjdzie tutaj Jarrah.
Wnuczek z największą troską opiekował się babcią, pilnując przy okazji, aby nie znajdowała się poza domem dłużej niż godzinę, zupełnie sama. W każdej chwili mięśnie mogły odmówić jej posłuszeństwa i chociaż wózek był zalecany, Aubree nie lubiła spędzać w nim zbyt wiele czasu. Od zawsze uchodziła za kobietę samodzielną i zaradną, dlatego wyłamywała się ze stereotypu schorowanej osoby, cierpiącej na zanik mięśni.
- O ile rzeczywiście uzna cię tylko za koleżankę… - stwierdziła, z wolna podchodząc do komody, celem wyjęcia pary skarpetek. Ciotka miała swoje sposoby, aby dotrzeć do prawdy. Cechowała się nietuzinkową intuicją, połączoną z czujnym okiem. Mało co umykało jej uwadze.
Lekko ściągnęła brwi, podczas zakładania skarpetek, przedstawiających halloweenowe dynie. W domku było niespecjalnie zimno, biorąc pod uwagę warunki panujące na zewnątrz, nie mniej, choroba sprawiała, że szybciej traciła ciepło. Chyba, że to ciało potrzebowało większego rozgrzania, co załatwiłaby herbata z dodatkiem dyni i ostrych przypraw. Z drugiej strony, znała również inne metody, do których poniekąd nawiązała Joan.
- Ach tak? - dopytała, odchodząc od komody, aby przysiąść na skraju łóżka. Gdyby znajdowała się w nieco lepszej formie, również nie miałaby nic przeciwko robieniu czegoś. Nie powinna tak bardzo spoufalać się z Joan, jednak to było silniejsze od niej. Poprzedni raz wspominała bardzo przyjemnie. Zaniedbane potrzeby coraz częściej dawały o sobie znać, jakby nagle wybudziły się z zimowego snu, za sprawą koleżanki z więzienia. Jak miała z tym walczyć? Może nawet nie powinna?
Zaśmiała się krótko na pytanie, sugerujące poniekąd ewakuację Terrell.
- Nie ma takiej potrzeby. Z resztą, nie sądzę, aby udało ci się umknąć Aubree. Nie po tym, jak cię zobaczyła.
To jasne, że ciotka zechce wybadać temat i pod tym względem ucieczka nie wchodziła w grę. Pria nawet nie chciałaby wypraszać Joan, bo mając na uwadze to, jak się nią zaopiekowała… to byłoby co najmniej niewdzięczne. Przynajmniej całe otoczenie odrywało ją od powracaniu myślami do cholernego Świstaka, przekonanego o własnym zwycięstwie.
Czując dłoń, dokonującą prowizorycznego pomiaru temperatury, uśmiechnęła się pod nosem.
- Chyba lubisz mnie dotykać, co? - wywnioskowała po częstych gestach sięgania ręką do jej czoła. - Bo wiesz, jeszcze możemy nadrobić tę sprawę niczego nierobienia na łóżku…
Dla potwierdzenia własnych słów, naparła ciałem na Joan, zmuszając ją do ponownego opadnięcia na pościel. Zdążyła zaledwie nachylić się nad kobietą, gdy atak kaszlu dał o sobie znać, prowokując Warren do obrócenia głowy na bok. Zaparła się rękoma i nogami, krzywiąc za sprawą drapiącej sensacji, prowokującej kolejne kaszlnięcia, odrobinę stłumione przez poduszkę. Skrzywiła się porządnie, przeklinając pod nosem nieustępliwe choróbsko.
To nadal nie ten moment na pościg za Świstakiem.

Joan D. Terrell
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Będzie mnie przesłuchiwać? – pytająco uniosła brew ciekawa, jak poważne to przesłuchanie mogłoby być. Możliwe, że nie była na nie gotowa. Mało komu mówiła prawdę o sobie. Właściwie w Perth nikt do końca nie znał jej w stu procentach. Nie mówiła o odsiadce, o tym co stało się z matką ani o dalszych swoich losach. Po prostu kłamała. Wymyślała bajki, którym oddała część swojego życia i możliwe, że tym razem będzie podobnie. Powie same kłamstwa, bo nie umiała inaczej. Tak długo wciskała ludziom kity, że bycie szczerym to ogromnie trudne zadanie.
- Może – odpowiedziała z delikatnym uśmiechem jedynie się drocząc. Była opiekunką i niektóre rzeczy robiła automatycznie. Nie nabyła eksperckich umiejętności, jak chociażby cicocia Aubree, ale robiła tyle ile mogła. A mogła chociaż tyle; skontrolować zdrowie Prii i może nieco przesadzać z poziomem jej dolegliwości. Tak właśnie robiły opiekunki. Nie bagatelizowały niczego, nawet drobnego kataru, ale też nie do przesady. Nikt paranoicznie nie twierdził, że Warren może mieć raka albo że umierała. Wszystko w graniach rozsądku. – Ou, tak? – Nie oponowała, kiedy Warren się zbliżyła i z ochotą opadła z powrotem na łóżku czując przywierające do niej ciało. Z uwagą wpatrywała się w jasne oczy kobiety próbując odgadnąć co dokładnie chodziło jej po głowie. Znała odpowiedź, ale była ciekawa ich szczegółów, jakby sprawdzała na ile sprośna potrafiła być Pria świadoma, że za drzwiami krzątała się jej ciotka.
Nim doczekała się efektów spontanicznego zbliżenia kaszel wypełnił pomieszczenie a jej spojrzenie pełne iskierek zastąpiła troska.
- Seksownie – Nie mogła sobie darować drobnej zaczepki jednocześnie przesuwając po plecach dłonią, która nie wiedzieć kiedy znalazła się pod koszulką Warren. Odczekała chwilę aż kaszel ustał i wtedy ucałowała kobietę w policzek. – Lepiej się przebiorę. Głupio tak wyjść w piżamie. – Warren mogła, bo była wychowywana przez tę kobietę, ale Joan byłoby głupio wyjść w rzeczach, w których spała. Skoro już miała poznać ciocię Aubree, to wolała prezentować się nieco lepiej (o ile o poranku w ogóle się da). Gdzieś w sypialni zostawiło swoje wczorajsze ubranie.
- Zaraz do was przyjdę. – Pria nie musiała na nią czekać. Joan też nie zależało na tym, żeby mieć „wejście”. Wolała, żeby kobieta zagadała swoją ciocię i wtedy jakoś czmychnie dołączając od nich przy stole, czy gdziekolwiek akurat by były.
Odczekała chwilę aż Warren wyszła z pokoju i dopiero wtedy wygrzebała się z łóżka szukając wczorajszego ubrania. Nie zakodowała, gdzie je położyła, ale okazało się że daleko nie musiała szukać. Niebieski strój leżał na komodzie, więc przebrała się w niego, dłońmi poprawiła włosy starając się jako tako je ułożyć i poklepała w policzki rozbudzając twarz. Chociaż tyle mogła zrobić.
Zanim otworzyła drzwi wzięła głęboki wdech czując przedziwny i niezrozumiały stres. Nie miała się czego bać, a jednak coś było na rzeczy.
- Dzień dobry. - Dobry początek.

Val Warren
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Wzruszyła ramionami, jakby sama nie była w stanie dotrzeć do potencjalnych planów ciotki.
- Najpewniej.
Trochę kłamała, bo czemu tak właściwie Aubree miałaby przesłuchiwać Joan? Widziała ją pierwszy raz w życiu (pomijając sytuację ze sklepu, sprzed kilkunastu lat), a strefę towarzyską siostrzenicy zawsze traktowała z szacunkiem. Co innego, gdyby Pria była jej rodzoną córką. Wtedy wszelkie przepytywanki miałyby więcej sensu… przynajmniej w rozumowaniu Warren. Ciotka to doprawdy nieprzewidywalna istota. Nigdy nie wiadomo, na co się nastawiać.
Sporo kwestii chodziło jej po głowie, niestety, kaszel skutecznie przeszkodził w realizacji przynajmniej ułamka owych wizji. Choroba skutecznie wadziła jej w podstawowych czynnościach, przez co nienawidziła tego stanu. Być może, gdyby miała robotę, sprzyjającą załatwianiu zwolnień lekarskich raz na jakiś czas, mogłaby znaleźć w tym pewne pozytywy. Póki co, nie widziała żadnych.
Nie spodziewała się rąk, przylegających do skóry na plecach. Chętnie rozwinęłaby tę prowokację, niestety, kaszel okazał się silniejszy, przez co kolejny raz przeklęła cholerstwo w myślach.
- To tylko piżama - stwierdziła, bo jednak koszulka i krótkie spodenki to outfit całkiem popularny w lato. Co innego, gdyby Joan miała na sobie jakąś koronkową koszulę nocną, albo inne, pobudzające wyobraźnię odzienie, przeznaczone do sypialni.
Nie zamierzała jednak kłócić się z konkretną wizją. Być może Terrell od samego początku planowała pokazać się komuś z rodziny Warren, w odpowiednio wyjściowym wydaniu…
Powoli oderwała się od ciała Joan, pomimo chęci przedłużenia tej chwili. Być może niedługo nadarzy się inna okazja. O ile jej przyjaciółka z więzienia nie ewakuuje się zbyt szybko z Lorne Bay. Pociągnęła nosem, uznając, że potrzebowała przynajmniej jednej paczki jednorazowych chusteczek. Z wolna podeszła do biurka, z którego szuflady wyjęła poszukiwaną rzecz. Zerknęła jeszcze przelotnie na Joan, posłała jej delikatny uśmiech, po czym wyszła z sypialni, aby przejść do salonu, gdzie Aubree zajmowała się rozłożeniem zastawy.
- Mogłaś mnie zawołać - mruknęła Pria, bardziej przez nos, na co wpływ miało przeziębienie. Ciotka niewiele sobie z tego robiła.
- Myślisz, że nie dam rady sama postawić trzech kubków na stole? - kobieta jak zwykle trafnie zripostowała słowa Prii, podpierając się ortopedyczną kulą. Przeszła właśnie w stronę części kuchennej, aby za pomocą specjalnego termometru, sprawdzić wodę w zagrzanym czajniku, z którego powoli ulatywała para.
- Jak się czujesz? Jarrah powiedział mi o twoich… problemach zdrowotnych.
- Jak widać, nadal stąpam po tym świecie, więc jakoś sobie poradzę.
Zajęła miejsce przy stole, czując jak powieki same się przymykają. Powinna pospać przynajmniej dwie godziny dłużej, ale nie miała tyle tupetu, aby wypraszać ciotkę. To byłby wręcz szczyt niewdzięczności.
- Twoja koleżanka do nas dołączy?
- Skoro zamówiła herbatę… - mruknęła pod nosem, podpierając głowę o nasadę dłoni. Całą sobą okazywała chorobowe znużenie, nie mniej, to ani trochę nie gasiło zapału Aubree. Wręcz przeciwnie. Ciotka dokładnie wiedziała, co zaserwować siostrzenicy, aby ta zażyła nieco energii.
- Och, już zaczynałam się martwić - Aubree uśmiechnęła się pogodnie, na widok Joan, zajmującej miejsce przy stole. Razem z czajnikiem, wypełnionym gorącą wodą, o temperaturze siedemdziesięciu stopni, przeszła w stronę salonu, co by zalać przygotowane kubki.
Pria odruchowo dźwignęła się z miejsca, na co ciotka machnęła ręką w zbywającym geście.
- Siedź! - fuknęła, zatrzymując się niedaleko kubka Joan. - Jeśli nie będziesz się oszczędzać, spędzisz tydzień pod kocem, faszerując się cholerną chemią.
Warren nawet nie zamierzała toczyć batalii przeciwko ciotce. To starcie byłoby zbyt wyczerpujące, a argumenty z łatwością zostałyby zmiażdżone przez niezrównaną mądrość Aubree. Prii pozostało więc wygiąć usta w delikatnym uśmiechu, wraz z opadnięciem na zajmowane miejsce.
- Przeszkodziłam wam w czymś, prawda?
Kobieta zatrzymała pytające spojrzenie na Joan, nalewając przy okazji wrzątku do przygotowanego naparu czarnej herbaty. Badanie gruntu to dobra strategia na sam początek.

Joan D. Terrell
ODPOWIEDZ