żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
La Primavera
Krzyki dziecka wybijające się na tle tej zwyczajnej, szpitalnej kakofonii. Nieoczekiwany syn własnego ojca,
lecz czy jego krew z krwi? Z każdym rokiem stający tak bardzo pozornie do niego podobny, jakby potrzebował stworzyć kogoś na swój wzór. Czyż ta klątwa nie była Ci po prostu pisana? Od pierwszego oddechu, który przyszło Ci wziąć na tym przeraźliwym padole łez. Stałeś się jego naczyniem, w które zamierzał przelewać całą gorycz pochodzącą ze świata - dla Ciebie muzyki. Nie mogłeś się temu w żaden sposób oprzeć, przecież dobrze wiesz? Dziecko, którego nikt się nie spodziewał - licznymi spojrzeniami podważane ojcostwo pana Woodswortha, które oddzieliło was w końcu grubym murem. Więcej uwagi otrzymywałeś od nauczyciela muzyki, dobrego przyjaciela matki. Dlatego przez lata płynąłeś z prądem tej dzikiej rzeki, wpatrzony w niego jak w cud objawiony Tobie przez bogów sztuki. Reszta przestawała się liczyć, gdy sadzał Cię obok siebie przed fortepianem, by połączyć Cię tym nierozerwalnym paktem artystów spisanym między kolejnymi nutami. Nie płakałeś zawieszony gdzieś między prawdziwym dziecięctwem a bezosobowym procesem tworzenia przeklętego artysty. Wyrwali z Twojej duszy tak trywialne, dziecięce potrzeby, chociaż być może tym samym Cię z niej obdzierali - kawałek po kawałeczku. Bliższe Twojemu sercu stawały się sonaty niż kołysanki śpiewane tak pięknie przez matkę.

LʼEstate
Dorastając, krnąbrnie sądziłeś, że balansujesz w swoim życiu między sacrum a profanum - wyrywasz się własną muzyką do tego co nieuchwytne przez zmysły. Nie dostrzegałeś w tym ironii? Pokora nigdy nie należała do Twoich atutów, choć dużą rolę mogła odgrywać tam sylwetka bożka, jakiego sobie nieświadomie stworzyłeś. Drwiłeś z przyziemnych problemów, choć ciągle się nimi otaczałeś i nie pozostawałeś obojętny na młodzieńcze utrapienia. Równie mocno narzekałeś z innymi na ścisłych przedmiotach, pragnąc przy tym pozostać jednak gdzieś na uboczu. Nie oszczędziłeś nawet własnej rodziny, odgradzając się od niej cienkim murem, by pozostać choć trochę niewzruszonym ich przeciętnymi rozterkami. Oszukiwałeś sam siebie, gdy na światło dzienne wychodziły kolejne dramaty z udziałem ojca? Kiedy się powoli od was oddalał? Od Ciebie - bo egoistycznie tylko to wbiło sztylet w Twoje serce. Im bardziej się od Ciebie odwracał... tym mocniej potrzebowałeś tej cholernej ojcowskiej uwagi. Stałeś się jeszcze bardziej nieznośny, ironicznie cytując przeróżnych filozofów i nie dając do siebie dotrzeć nawet najbliższym Ci osobom. Czemu ubzdurałeś sobie, iż matka dostrzega w Tobie tego, który tak okropnie ją zranił? Czy jednak były to wizje utraconej nadziei? Szczęśliwego życia w ramionach osoby, która kochałaby ją w ten najprostszy i oczywisty sposób? Wolałaś nie wiedzieć. Nienawidziłeś pana Woodswortha i siebie, ponieważ ciągle brakowało Ci jego obecności oraz zapewnienia o rodzinnej przynależności. Z czasem to ciążące uczucie znikało z Twojej duszy, więc na jego propozycję zdawania na Sydney Conservatorium of Music zareagowałeś już bez cienia urazy. Och, Phinny... przecież nadal pielęgnowałeś ją w sercu! Po dobrze zdanych egzaminach opuściłeś rodzinne miasteczko, by być tym, kim usilnie próbowali zapisać Ci w gwiazdach. Za jaką cenę?

LʼAutunno
Podążyłeś w poszukiwaniu siebie w tak odległe od domowego bezpieczeństwa miejsce, by w końcu złożyć się w ofierze na ołtarzu brzmiącym łudząco podobnie do tak przez Ciebie uwielbianej Sonaty Księżycowej. Czy Twoja dusza była coś w ogóle warta, gdy bez namysłu porzuciłeś ją na poczet czegoś wyższego, umieszczonego poza światem zwykłych śmiertelników? Obracałeś się dzięki rodzinnym znajomościom w towarzystwie najznamienitszych muzyków, co pozwalało Ci zapomnieć o ciężarze, jaki przyszło Ci dźwigać z ambicji wpajanych od pierwszego oddechu. Grałeś pięknie, zachwycając kolejne zbłąkane dusze już nie tylko z akademickiej bohemy - czemuż to nie zdołałeś pocieszyć tym swojego, płaczącego serca? Ciągle uginałeś się pod jego spojrzeniem niczym drobna gałązka wojująca z rozszalałą wichurą - dla niego zawsze miałeś pozostać niedostateczny. Obcy. Przy jego boku nie było miejsca dla popełniającego błędy, toż to on sam się za nie sobą brzydził. Zarazem kochał Cię i nienawidził w ten specyficzny sposób, spoglądając ponad rodzicielską miłością i doszukując się własnych skaz. Obłęd - jak łatwo zdołał zakraść się do Twojego umysłu, zatruwając najczystszą miłość, jaką darzyłeś muzykę. Odpływałeś przy fortepianie, lecz to uczucie przestało już być takie proste i zaczynało przynosić Ci również cierpienie. I wtedy przydarzyła się najsmutniejsza tragedia - przestałeś wystarczać już nawet samem sobie. W wypalanych papierosach na dachach drapaczów chmur puszczałeś dymem sygnał sos, którego nikt nigdy nie miał dostrzec. Kiedy pojąłeś jaka klęska na Ciebie czeka? Wtedy otumaniony niepotrzebnymi Twojemu organizmowi lekami zmieszanymi z alkoholem... czy gdy pragnąc więcej, zwijałeś się na chłodnych kafelkach własnej łazienki? Złamał Cię swoim jednym, gardzącym spojrzeniem - nie potrzebował wraku człowieka, upadłego artysty, który już od jakiegoś czasu przestał tak jasno świecić. Kurtyna zapadła, więc opuściłeś scenę własnej kariery z rozbrzmiewającymi słowami ojca w głowie; zawiodłeś mnie jak jeszcze nikt inny.

LʼInverno
Syn marnotrawny, a nigdy już sól tej ziemi tak dawno porzuconej - takimi szeptami powinni odkryć Cię miejscowi jak całunem do Twej ostatecznej drogi. Niczym więcej w ich oczach nie mogłeś się stać; zbyt podobny do niego, lecz w swej wrażliwości aż nadto kruchy do walki z ideałami. Po tygodniu na banicji zdałeś sobie sprawę, iż nie uda Ci się ukryć przed ich osądzającym spojrzeniem, zaszyć z dala od rzeczywistości krzywdzącej Cię na tak wiele sposobów. Zaczynasz rozumieć, najdroższy? Niechętnie zdecydowałeś się na przyjęcie pomocy jakby miało to przypieczętować Twój marny los - mówili, że zdołasz jeszcze wszystko naprawić. Jednak gdy spoglądałeś tym dziwnym spojrzeniem w ich kierunku, odwracali wzrok speszeni Twoimi niemymi kontrargumentami. Czy dostrzegali w Twych oczach śmierć? Przecież niedawno byłeś tak bliski złożenia na jej ustach ostatniego pocałunku, nieustannie przesuwając postawioną Ci przez życie granicę. I nikt nie wie, czy zapisane w porywie serca kartki są ostatnią symfonią Phineasa Woodswortha... czy tylko zwykłym pożegnaniem.
Phineas Maddox Woodsworth
16/02/1997
lorne bay
żałobnik, student Sydney Conservatorium of Music (na urlopie dziekańskim)
the last goodbye
opal moonlane
kawaler, biseksualny
Środek transportu
Hojny prezent od bogatych rodziców - samochód terenowy... chociaż w te nostalgiczne wieczory najczęściej przemieszcza się za pomocą wysłużonego już roweru lub deskorolki kupionej jeszcze za czasów szkolnych.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nic mu o tym nie wiadomo!

Najczęściej spotkasz mnie w:
Wszędzie i nigdzie, gdyż snuje się często po miasteczku niczym duch. Cmentarz, nie tylko ze wzgląd na pracę. Parki, plaże, bary i dachy wszelkich budynków.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Jego zdaniem najlepiej nikogo, ale w ostateczności Panią Woodsworth - może to drogiej mamy jeszcze nie zabije.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, ale bez uśmiercania i poważnych urazów!
phineas woodsworth
timothée chalamet
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany