z pasji tancerz, z zawodu barman — Shadow
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Let's get high .

PS. Szukam gorącego tatuśka.
Może być Twój.
Rudy, rudy, rudy rydz!
Jaka piękna sztuka!


Tak naprawdę, tych rudych sztuk było od zajebania i jeszcze trochę, chociaż tylko dwójka z nas miała tego samego ojca i matkę. Doliczyłem się nas pięcioro, plus jeśli miałbym być całkowicie szczery, nie wiem ile napłodził nas jeszcze ojciec, kiedy kulturalnie wyszedł po flaszkę i już nigdy nie wrócił. Bo wiecie, lubił zaglądać do kieliszka bardziej niż opowiadać nam bajki na dobranoc. A kiedy odszedł, matka poszła w jego ślady, dodatkowo idąc w myśl złotej zasady: serce nie sługa. Miałem więc kilku ojczymów, żadnego na oficjalnym papierze, wiele rodzeństwa i naprawdę, czasami ich imiona mylą mi się i muszę sprawdzać je w telefonie, żeby nie strzelić ogromnej gafy. Mieliśmy też kiedyś kota o wdzięcznym imieniu kot, tyle, że najmłodszy brat za bardzo lubił chadzać z nim na spacery i czworonóg chyba uznał, że odszuka naszego ojca.
Nigdy nie wrócił. Ani on, ani ten rudy palant.
Niedomówieniem było mówienie, że sobie radziliśmy. Żyliśmy raczej od wypłaty do wypłaty, gnieżdżąc się w małym domu, a ja zmuszony byłem dzielić pokój z dwoma braćmi. Ściany naszego pokoju dekorowały plakaty sportowców, gołych lasek i na mojej stronie - plakat w Dirty Dancing, bo pamiętam do dzisiaj, że to film, który rozpalił we mnie miłość do tańca. Przez długą chwilę nastoletniego życia miałem nawet słabość do Patricka Swayzie i nosiłem tak jak on, czarne topy na ramiączkach, chociaż nigdy nie dorównałem mu posturą. Kiedy nie pomagałem w domu, wtedy, gdy matka leżała na kanapie po kolejnych nasennych tabletkach, po szkole dorabiałem w spożywczaku albo myłem auta; nic dziwnego, że nauka nigdy nie była moim priorytetem, a o studiach mogłem zapomnieć już w połowie szkoły średniej. Miałem jednak o wiele więcej umiejętności; płynnie podkradałem z lady batoniki, wyrywałem starsze dziewczyny (lub chłopaków, o ile wyglądali i ruszali się jak Patrick), a także zyskałem sobie grono bliskich przyjaciół, którzy z czasem stali się moją prawdziwą rodziną, za którą rzuciłbym się w ogień.
Trochę też tańczyłem. Najpierw w szkole, na zajęciach dodatkowych, później na zajęciach, które opłacałem z marnej, szczenięcej wypłaty. Miałem też epizod dealowania po dzielni, ale mam za dobre serce, a Felka i Shawn za bardzo lubili jarać blanty, żebym nie był na minusie. O dziwo, kochali moją rudość i pojebanie w głowie, a ja odwdzięczałem się tym samym, obijając mordę czy dwie, kiedy ktoś nadepnął im na odcisk.
Bunt - ten stan odcisnął się na mnie może mocniej niż u pozostałych nastolatków, chociaż nigdy też nie był powodem mojej orientacji seksualnej. Zawsze lubiłem i jedno i drugie; ładne dziewczyny i seksownych facetów, częściej jednak gustując w tych drugich. A raczej gustując w jednym i to cholernie mocno.

Zawsze byliśmy tylko my. Trzech muszkieterów, Harry, Ron i Hermiona albo Legolas, Gimli i Aragorn, albo inny członek szalonej ekipy do Mordoru. Nie pamiętam życia bez nich; byli, kiedy zdzierałem sobie kolana na asfalcie, kiedy próbowałem pierwszych fajek i kiedy pierwszy raz rzygałem do kosza na śmieci po wypiciu flaszki przez zakład z Shawnem. Myślę, że inni ludzie mogli nie istnieć - jeśli się pojawiali, to na krótko i połowicznie, nie mogąc całkowicie wsiąknąć w naszą relację, która była specyficzna, czasami za mocna i zbyt intensywna. Kiedy musiałem wymknąć się nocą z domu, kimałem u nich na kanapie, albo wciskałem się w nogi Felki na jej wąskim łóżku. Kiedy wyjebało mi oczy z orbit po pierwszej, kolorowej pigule, Shawn wsuwał mi palce go gardła, żebym wszystko z siebie wyrzucił. Nasze młodzieńcze lata miały zapach zielska, taniego wina i powietrza, na którym uwielbialiśmy spędzać czas. I wiem, że czasami bywają rozłamy, drogi się rozchodzą, ludzie o sobie zapominają, ale ta dwójka jest wyryta na stałe w moim sercu i ustawiona jest na szybkim wybieraniu w telefonie. Ciągle są, choćby waliło się i paliło - z masą głupich pomysłów mimo dwudziestu sześciu lat i problemami, które lubiły zwalać się nam na barki, najlepiej w całym, jebanym pakiecie.
Jedyną stałą, jaka zawsze też była, był Fabien - starszy brat Felicity, który po prostu był - to głównie on wyciągał nas z bagna, temperował impulsywne zachowanie, sprawiał, że czasami moje dni bywały lepsze nawet, jeśli musiałem składać matkę, żeby zajęła się młodszym rodzeństwem. Jego pojawienie się w ekipie następowało stopniowo, a im częściej z nami przebywał, tym ja częściej przepadałem w jego słowach i dotyku. Shawn był świetną swatką, polecam całym sercem jego nieudolne próby zamykania nas w ciasnych pomieszczeniach, albo wymyślanie podwójnych randek, na których nigdy się nie zjawiał. Felicity tylko czasami marudziła, kiedy wymigiwałem się z ich spotkań chcąc spędzić czas. Fabienem, ale nawet jeśli miała żal, szybko potrafiłem zamienić go w śmiech.
Gdzieś w międzyczasie na naszej drodze pojawiła się Jo i Maia, zamieniając nasze dotychczasowe życie w karykaturę serialu F.R.I.E.N.D.S. Niesamowite z jaką łatwością zagarnęły nas i nagle trójka zamieniła się a piątkę + 1, kiedy Fabien akurat nie ślęczał nad książkami, studiując swoje wymarzone prawo.
Nie byliśmy więc już trójką, a piątką muszkieterów i naprawdę, w tej chwili odradzałbym zadzieranie z kimkolwiek z tej wesołej gromadki.

Mój związek z Fabieniem rozwijał się szybko. Może był też powodem dla którego swojego czasu mocno złagodniałem, skupiając się na tańcu (a nawet z czasem dając lekcję, kiedy udało mi się zrobić odpowiedni papier w pocie czoła i przy soczystych kurwach na ustach). Byliśmy szczęśliwi, ciągle zakochani i pomimo częstych kłótni o to, co dalej z naszą przyszłością - przyszłość mieliśmy spędzić razem. Pamiętam ten dzień, kiedy zaprosił mnie na plażę. Romantyczne gówno, takie, którego za nic bym się nie spodziewał. Felicity rozrzucała kwiaty, a Shawn ubrał pieprzony garnitur, serwując nam szampana w kieliszkach. Wtedy się oświadczył, dwa lata temu. A ja pomyślałem: czemu by nie?
Rok później mieliśmy powiedzieć sobie tak w najbardziej oklepany sposób świata, ja w białym garniturze, on w czarnym, tylko przy najbliższych, czyli nie uwzględniając nawet naszych prawdziwych rodzin.
Tyle, że życie potrafiło się nagle spierdolić.
Padało, kiedy jednego dnia wybraliśmy się oglądać sale.
Sala musi być zajebista. To będzie dobry melanż, jedyny taki w życiu!, to słowa Shawna, a ja chętnie na nie przystałem. Fabien mniej chętnie - miał jeszcze przed sobą masę egzaminów i czas był dla niego świętością. Pewnie zadowoliłby się zwykłym obiadem i popijawą w wynajętym przeze mnie i Shawna mieszkaniu.
Zawsze jeździłem dobrze. Byłem mistrzem kierownicy, idealnie wyczuwałem pedały, tańczyłem w tym przeklętym Nissanie, pomimo częstych ostrzeżeń ze strony Fabiena, który nie raz ratował mi tyłek przed nieuchronnym mandatem. Miałem tylko jedną wadę - nigdy nie brałem pod uwagę błędów z zewnątrz.
Nie pamiętam czy kłóciliśmy się, czy może rozmawialiśmy. Wiem, że trzymał dłoń na moim udzie, a w radiu leciała jedna z tych pościelówek, do których czasami zdarzało mi się nucić, ale tylko przy narzeczonym, bo Shawn najpewniej by mnie wyśmiał. Wyśmiał, nagrał i wrzucił do neta.
Pijany kierowca wyjechał na nas zza zakrętu, zbyt gwałtownie, żebym mógł zareagować przy prędkości jaką jechałem. Uderzył nas, spychając na drzewo, zamieniając auto w stalowe origami.
W głowie słyszę tylko krzyk i widzę ciemność, a pamięć uruchamia się od momentu, kiedy budzę się w szpitalnej sali.
Przeżyłem ja i pijany kierowca drugiego auta.


Nie wiem, co się ze mną wtedy stało. Jakby ktoś przełączył mi styki i włączył tryb ustawień fabrycznych. Wszystko, czego do tej pory się trzymałem - odeszło. Cała stała, osoba, która potrafiła okiełznać mnie na tyle, bym był całkiem przyzwoitym człowiekiem, umarła na miejscu, kiedy uderzył w nas ten jebany Ford.
Trochę zamazuje mi się wszystko. Pogrzeb, jakieś klepanie po ramieniu, rozmowa z Felicity i jej łzy. Albo moje łzy? Nie wiem, bo zapiłem je taką ilością alkoholu, że później dwa dni nie ruszałem się z łóżka.
Coś we mnie wtedy pękło. Olałem wszystko - taniec, dobrą pracę w księgarni, którą aktualnie miałem, nawet dalszych znajomych, wspólnych, których poznałem przez Fabiena. Olałem swoją matkę, mając gdzieś pomoc rodzeństwu. Zamknąłem się w pokoju, sięgając tylko po kokę albo piguły, coraz więcej, by stłumić w sobie ból i smutek.
Kiedy wychodziłem, napierdalałem się z każdym, bo i to chociaż na moment pozwalało mi odetchnąć od wyrzutów sumienia. Imprezowałem, aż nie skończyły mi się pieniądze, a kiedy byłem na minusie, zatrudniłem się w Shadow, łącząc przyjemne z pożytecznym - hajs i alkohol.
Zdarzało się, że tańczyłem erotycznie, kiedy brakowało mi na fajki albo kolejną kreskę. To nic, seks był wyzwalający, łapanie za tyłek też. Raz nawet spotykałem się ze starszą kobietą, chadzając z nią na randki i pozwalając się klepać po głowie jak pupilowi. Uwielbiała mnie i chętnie sypnęła kasą na nowe ubrania.
Poważne, dorosłe życie zaczynało mnie nudzić, więc przeobraziłem je w coś bardziej zjadliwego, mknąć w stronę cholernej samodestrukcji.

Dodatkowe:

- Mieszkam razem z Felixity i Shawnem na Sepphire River. Całkiem fajnie, chociaż zawsze śmierdzi zielskiem.
- Mamy psa. Wspólnego, nazywa się Chilli i nienawidzę wychodzić z nią na kacu. Za to lubię podrzucać jej resztki z kurczaka, albo z satysfakcją obserwować jak szcza w buty Shawnowi.
- Mamy też krokodyla w ogrodzie, którego zadomowiła Felicity. Czasami wpada, ma na imię Belzebub i dobry z niego ziomek. Ma niestety niezdrową chrapkę na Chilli.
- Dalej trochę tańczę, ale zdecydowanie wolę imprezować.
- Moje relacje z matką kuleją mocno. Nadal nie może przełknąć faktu, że miałem wyjść za faceta. Dla niej jedyny prawilny związek to on, ona, dzieciaki i flaszka. Czasami jednak dzwoni, kiedy brakuje jej hajsu.
- Teraz mi trochę wstyd za tego Swayziego.
- Nie chcę wiązać się z nikim na stałe, bo chociaż jestem chujem, to mam bardzo delikatne i wrażliwe serduszko.
- Lubię: blanty, kotki, dobry alkohol i imprezy. Nie lubię: nudy i poważnych rozmów. I ananasa na pizzy.
- Trochę ze mnie śmieszek, ale właściwie to nigdy nie wiadomo, czy śmieję się z rozbawienia, czy to cisza przed burzą i zaraz Ci przywalę.
- Świetnie pływam, ale nigdy się o tym nie przekonasz, bo jestem smutnym człowiekiem i jednak wolę upodlić się w domu.
- Jeśli Shawn brał udział w pojebanej akcji, to ja pewnie też. Deal with it.
- Trochę podoba mi się Jo, ale boje się do niej zagadać. No i kiedyś czułem miętę po alkoholu do Shawna, ale przeszło mi jak wytrzeźwiałem i zobaczyłem jego twarz.
- Jestem człowiekiem wielu talentów - do tańca, różańca i innych takich.







Xavier Charles Allard
06.12.1996
Lorne
Z pasji tancerz, z zawodu barman
Shadow
Sapphire River
Wolny, biseksualny
Środek transportu
Lubię galopować na zdezelowanym rowerze. Mam też deskę w której odpada kółko i przyjaciół, którzy podwiozą mnie autem.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nic mi na ten temat nie wiadomo, spytaj mamę.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Domu. W Shadow. Na imprezie. Czasami na cmentarzu, jak zmieniam kwiaty w wazonie. Zdarza się, że tańczę na deptaku, ale uważałbym wtedy z podchodzeniem.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodzeństwo, nie wiem tylko czy się doliczysz. Koniecznie przyjaciół; Felicity i Shawn. Mieszkamy razem, więc może zainteresują się stanem mojego zdrowia. Wyższy level - naszego wspólnego psa Chilli.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak. Kategorycznie nie chcę obrażeń trwałych i śmierci, bo jednak byłoby mi smutno.
Xavier Allard
Cameron Monaghan
powitalny kokos
Pharsa
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany