adwokat — Winston & Strawn
39 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
people think she's complicated
but never wanna look inside
Od dziecka byłam niezależna. Pierwszych samodzielnych kroków doświadczyłam sama, bez rodziców, zapierając się o ogrodowy leżak. Wiem o tym tylko dlatego, że ojciec sprawdzał zewnętrzny monitoring z tego dnia.
Było nam dobrze, chyba byłam stworzona do bycia jedynaczką, ale trwało to niecałe dwa lata, dopóki mamie nie zaczął rosnąć brzuch, aż minęła chwila i pewnego dnia zniknęła, przynosząc ze sobą to małe, brzydkie coś. Nazwała to moim bratem. Naprawdę nie wyobrażałam sobie wtedy, że z takiej małej gąsienicy może wyrosnąć ktoś, kto będzie szarpać mnie za warkocze, czy zaśliniać moje zabawki, a jednak…
Więzy rodzinne mieliśmy nadzwyczaj silne. Niezłomne. Rodzice musieli się naprawdę natrudzić, by utrzymać je w ryzach, jednak z wiekiem poznawałam świat i powoli dojrzewałam do roli starszej siostry, choć krnąbrnej i nieugiętej, to jednak pozwalającej na niewielkie naginanie reguł mniejszego człowieka.
Niczego mi nie brakowało, ale mimo to nie byłam rozpuszczona. Mój charakter, ciężki i ognisty temperament, zaczął się ujawniać nadzwyczaj wcześnie, a mimo to moje chęci bycia górą, najlepszą w roku, pchały mnie do wzmożonych trudów i nauka długo nie była problemem. Miałam podparcie najlepszych korepetytorów i przede wszystkim otrzymywałam ogromne wsparcie rodziny.
Na studia wybrałam się niespodziewanie, wbrew wszystkim tradycjom chciałam być kimś innym, kimś ważniejszym, kimś kto będzie mógł zachować dużą niezależność od przełożonych. Skierowałam się na prawo i mimo trudu nauki, obowiązujących przepisów i aplikacji – dawałam radę. Intuicja mnie nie zwodziła, a finansowa pomoc rodziców pozwalała na wiele środków pomocniczych, których nigdy nie musiałam się wstydzić, wszak chodziło o moje wykształcenie i przyszłość.
Jednak po ukończeniu edukacji, przejściu przez szereg praktyk i kancelarii, wciąż czułam, że brakuje mi w życiu odskoczni. Rodzina zawsze udawała, że trzeba się sprawdzać, testować swoje umiejętności i wszelakie możliwości, stawiać wyzwania. Poszłam za ich głosem, ba, postanowiłam na chwilę oderwać się od prawniczego bełkotu i pójść w ścieżkę ojca.
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj – powtarzałam niczym mantrę cytat z „Burzy” Shakespearea w pierwszym dniu służby. Dniu, który był najcięższym, a zarazem najmilej wspominanym po latach. Służyłam jedynie z ambicji, nie z powołania, chęci przysłużenia się, czy pragnieniu zapewnienia ciągłego pokoju na świecie. Próżno było szukać w mojej decyzji heroicznej postawy, chciałam jedynie wspinać się po szczeblach kariery wojskowej, nie odstawać od młodszego brata, czy ojca, choć obraliśmy zgoła inne ścieżki i każde z nas rozwijało się inaczej.
Jednak uginanie się pod przełożonymi, wysłuchiwanie rozkazów i praca na akord prędko mnie znudziły, choć czas jest wszak pojęciem względnym. Po pięciu latach służby wróciłam do zawodu, do tytanicznej pracy nad szlifowaniem prawniczych przyzwyczajeń. Broniłam zaciekle, a oskarżałam z dwukrotną siłą. Pracowałam za dwóch, a moja ambicja wreszcie stawała się zaspokojona. Mogłam wszystko, byłam wszystkim, czułam się niczym bóg, matrona, waga sprawiedliwości. W pewnym momencie życia przekuwałam porażki w sukcesy, uczyłam się na błędach, by później wyzbyć się emocji, bo ten zawód nie oszczędza, zmusza do wysiłku, poświęceń i walki ponad możliwości. Im więcej wiesz, im więcej umiesz, tym ciężej cię pokonać. Trwałam w tym, aż poczęłam osiągać masę sukcesów. Niepokonana, niezwyciężona, niezdarta. Grałam, byłam posągiem, statuą, a ludzie pokładali we mnie wiarę i choć nie brakło mi wyzwań, to życie zaczynało być miałkie, a rutyna znów wkradała się w mój perfekcyjnie zbudowany świat.
Telefon od brata zmienił wszystko. Nie byłam zapalczywą fanką relacji rodzinnych. Nigdy nie miałam ochoty brać bezpośredniego udziału w zawiązywaniu więzi, ale nasza rodzina była nierozerwalnym łańcuchem, więzią z której nie da się odejść, która przyciągała niczym magnes. Rodzice zawsze dbali o nasze relacja, często aż za bardzo i z upływem lat nie zmieniło się to ani trochę. Dlatego wiedziałam, że zrobię wszystko, by wyprostować życie młodszego brata. Mogłam mu prywatnie matkować, stale się z nim użerać, nie dawać mu prawa głosu, ale nigdy, przenigdy nie pozwoliłabym skrzywdzić swojej rodziny, własnej krwi. Nie poświęciłam wszystkiego, kazałam mu czekać na zakończenie wszystkich obecnie trwających procesów z moim udziałem, oraz chciałam znaleźć dobrą kancelarię dla zleceń, choć jeszcze wtedy nie wiedziałam na co się piszę…
Mój przyjazd do Lorne Bay nie był spełnieniem marzeń. Nie byłam gotowa na to niewielkie, dla mnie wręcz mikroskopijne miasteczko, a grymas na mojej twarzy zwiększał się z każdym przemierzonym kilometrem w moim czerwonym cadillacu, ale to już jest historia na inną opowieść.
Evangeline Jocelyn Burnett
31.12.1983
Singletown, Nowa Południowa Walia
Adwokat
Winston & Strawn
Pearl Lagune
Panna, Heterosektualna
Środek transportu
Cadillac DeVille

Związek ze społecznością Aborygenów
Brak związku.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Nie oszukujmy się, głównie kursuję pomiędzy domem mojego brata, a pracą.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Przede wszystkim zamartwiających się rodziców i brata - Ephraima

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, aczkolwiek nie chciałabym nagłych zmian - śmierć, niepełnosprawność i nieodwracalne obrażenia nie są dla mnie.
Evangeline Jocelyn Burnett
Eva Green
powitalny kokos
koszmarem sennym
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany