właścicielka winiarni — passing clouds winery
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
właścicielka winiarni i sommelierka, ze słabością do komplikowania sobie życia na każdym etapie w każdy sposób
Nigdy nie lubiła być sama. W sposób egoistyczny jednocześnie całkiem tego nieświadomy, bo jakżeby wymagać od kilkuletniego dziecka wyrozumiałości, gdy rodzicielka znika za drzwiami nie zważywszy na to, że pociecha desperacko ciągnie ją za rękaw płaczliwie prosząc by została w domu. Pociągnęła nosem, ostatkami nadziei rzucając spojrzenie czerwonych od przecierania oczu a później zawiodła się tak samo jak dnia poprzedniego, gdy matka zaczęła usuwać ślady swojej obecności z domu. I chociaż jutro nie przyprowadzało żadnych zmian, każdego ranka wierzyła, że schodząc po marmurowych schodach do kuchni, ujrzy przy blacie długowłosą brunetkę z kubkiem kawy, witającą ją z szerokim uśmiechem. Nawet jeśli nigdy nie spędzały razem czasu, nie były tak blisko jak powinna być matka z córką, w wyobraźni małej dziewczynki w akcie rozpaczy, tęsknoty i poczuciu osamotnienia obraz relacji z rodzicielką jawił się, jako element pełny miłości, troski i czułości. Aż w końcu zorientowała się, że czasem umysł płata figle, że gorzkie łzy niczego nie wskórają, że prośby nie mają tak wielkiej mocy jakby chciała. Wszakże łamało się jej dziecięce serce, ale zaczęła też rozumieć, że nie zawsze da się zatrzymać kogoś obok.

Nigdy nie potrafiła kłamać. Więc gdy ojciec pokazał jej kolejne bilety na mecz jego ukochanej drużyny, nie miała innego wyjścia, niż złamać mu serce gorzkimi słowami prawdy. Straszna nuda. Byliśmy już tam. Widzieliśmy już to. Bez sensu, znowu przegrają. Chociaż nie chciała, dostrzegła schodzący z jego twarzy uśmiech, który od ucieczki żony pojawiał się tylko podczas zacieśniania więzi z jedyną córką. Dostrzegła też to ostatnie spojrzenie, zupełnie, jakby wrzucał do półki drogocenną pamiątkę rodzinną a nie papierowy wydruk mierzący maksymalnie dziesięć centymetrów. Uraczył ją skinieniem głowy, a ona poczuła jak piecze ją przełyk, tak jakby obca moc chciała na siłę cofnąć słowa, wyplute bez najmniejszego zastanowienia. Tego wieczoru więcej się nie odezwała, stłumiona poczuciem winy, bo chociaż na pozór wdawała się być całkiem twardą dziewczynką (chłopaki ze szkoły z pewnością bali się ciągnąć jej warkocze), tak w rzeczywistości był to jedynie mechanizm obronny w obawie, że świat pozna jej kruchość. Pamięta też, że nie zmrużyła oka zastanawiając się, czy zawsze już będzie tak okropną córką, czy jednak mogłaby odrobinę się zmienić. Stanowiąc ten typ dziecka, które niechętnie otwiera się na rozmowy, w samym środku piekielnie ciężkiej dla niej nocy, przydreptała do sypialni ojca szlochając głośno i przyprawiając mężczyznę o niemalże zawał. Uspokojenie tej małej, porządnie rozemocjonowanej zmory nie było łatwym zadaniem, jednak gdy już się udało, posypała się cała lawina. Począwszy od salwy przeprosin za swoje zachowanie, przechodząc przez problemy z rozumieniem własnych emocji, finalnie pozwalając na poruszenie tematu zniknięcia matki, który mimo upływu czasu nie schodził z tapety jej dziecięcych zmartwień . Pierwszy raz poznała smak ulgi po szczerej rozmowie i chyba nigdy wcześniej nie czuła, że w końcu rozumie procesy zachodzące w jej pełnym pytań umyśle. Wszelako później nie zawsze postępowała tak, jak należy, ale najważniejsze stale się uczyła bycia wyrozumiałą nie tylko dla innych, ale i samej siebie.

Nigdy nie marnowała czasu. A przeklęty system edukacji całkowicie krzyżował jej plany. Dziecko było z niej narwane, jako nastolatka okazała się być nieco bardziej okiełznana, jednak natura nonkonformistki uaktywniała się, gdy tylko wyczuwała w pobliżu nauczycieli. W ramach żartu niejednokrotnie nazywała to reakcją alergiczną, ale grono pedagogiczne nigdy nie doceniało jej wyszukanego poczucia humoru. Prawdopodobnie dlatego nie stanowiła dobrej pary z dziedzinami ścisłymi, gdyż zawsze wydawały jej się być zamknięte w sztywnych ramach, regułach i zasadach logiki. A przecież świat byłby odrobinę lepszy, gdyby każdy chociażby na momencik zapomniał o tym, że wszystko musi być racjonalne, poparte badaniami i ocenione przez ekspertów. Wyjątek stanowiła nauka języków obcych, jak i sama literatura. Może i nie było jej pisane zostanie obiecującą twórczynią, poezja stawała się zawiła, gdy sama pragnęła coś stworzyć, ale od zawsze uwielbiała świat liter, lektur i kreatywności. To wszystko umożliwiało jej również poznawanie nowych języków, do których jak się szybko okazało, miała całkiem niezłą smykałkę. Z fascynacją chłonęła nowe słówka, wiedzę o danym kraju, a gramatyka mimo swojej sztywnej formy też jakimś sposobem dała się wypracować, prawdopodobnie dzięki jej wysoko rozwiniętej intuicji językowej. Pokłady energii miała ogromne, ambicje jeszcze większe, co sprawiało, że często na własną rękę sięgała do kursów językowych. I chociaż w tamtym okresie nie planowała pójść na studia - jakoby stanowczo postanowiła, że zajmie się rodzinną winiarnią - pomyślała, że zgłębianie pojęć neofilologicznych jest czymś, co mogłaby robić w przyszłości.

Nigdy nie była zakochana. Fałsz. Ogromna nieprawda. Była i to cholernie. Jednak zanim poczuła, że w powietrzu coś wisi, zarzekała, że za żadne skarby świata nie da się zaprosić na randkę przez tego gbura. Później się okazało, że zdanie można zmienić a ona nie jest tak nieugięta, jak myślała. Dokładanie to przed czym uciekała, zaczęła sama gonić. Następnie nie mogła dłużej strugać niedostępnej i po prostu całkowicie oddała się relacji, która z pewnością nie była idealna, ale te wszystkie mankamenty nadawały jej szczerości i chyba nie było na świecie lepszego uczucia, niż docieranie do siebie nawzajem, dzielenie doświadczeń i wspólne zmienianie się na lepsze. Miłość zdecydowanie ją uskrzydlała, i jakkolwiek banalnie to zabrzmi, Flavia przez bardzo długi czas czuła, że mogła latać. Zaręczyny potwierdziły tylko słowa, że traktują ten związek poważnie a Houghton chciała już odliczać w głowie dni do najważniejszej uroczystości w jej życiu. Całkiem przykra sprawa, że nigdy się jej nie doczekała. Początkowo całkiem dzielnie znosiła rozłąkę wynikającą z jego wylotów na misje, w tym czasie ona sama skupiała się na dalszej edukacji i pomocy w winiarni. Bądź co bądź czas leciał, ukochany wracał, przez moment cieszyli się swoją obecnością a brzydka rzeczywistość, w której ponownie ją opuszcza czyhała za rogiem. Wyrozumiałości miała w sobie wiele, cierpliwość też się znalazła, jednak zmęczenie tym materiałem finalnie ją dopadło. Sześć lat relacji najwidoczniej było niczym stojąc obok kochanki zwanej pracą. Z tego powodu, gdy podczas ostatniej kłótni jego wybór nie padł na nią, poczuła, że na tym rozdziale należy to zakończyć. W tamtym czasie nie tylko straciła ukochanego, ale także i ciążę. A przez jakiś czas wydawało jej się, że nie będzie w stanie ułożyć sobie życia na nowo.

Nigdy nie wierzyła w szczęśliwe zakończenie. Przez jakiś czas, na pewno tak było. Zwątpienie w nadejście poprawy towarzyszyło jej w ciężkich momentach życia, ale za każdym razem po burzy wychodziło słońce. Powracając do pierwszego zdania, tym razem dokonujemy kluczowej poprawy - mimo wszystko wierzyła, że czeka ją szczęśliwe zakończenie. I naprawdę tak było. Pod jej okiem winiarnia rozwijała się jeszcze lepiej, niż dotychczas. Finansowo była całkowicie niezależna. Wymarzony dom z wymarzonym ogrodem. Może i do pełni szczęśliwego obrazka brakowało jednego elementu, ale nigdy nie śmiała narzekać na jakość swojego bytu, tym bardziej że na przestrzeni lat bywały momenty, w których wątpiła, że coś dobrego ją jeszcze spotka. Nie coś, ale ktoś z pewnością wprowadził do odrobinę życia w nieco pusty dom, a jego imię to Joey i jest cudownym czworonożnym towarzyszem. Czasem myślami powraca do przeszłości, klasycznie zastanawiając się co by było gdyby. Czasem żałuje pewnych ruchów. Czasem też ma totalnie wszystko w dupie, decydując się poświęcać temu, co dzieje się tu i teraz. Och, sęk w tym - żal jej, że czasem nic nie trwa wiecznie.

- Gdyby poświęciła więcej czasu na naukę, z pewnością dzierżyłaby tytuł lingwistycznego geniusza. Jako nastolatka pełną parą chłonęła języki obce, czego efektem jest obecnie znajomość hiszpańskiego i arabskiego. Warto dodać, że ostatnimi czasu poważnie myśli nad doktoratem z francuskiego.
- Nieważne jak bardzo chciała, nigdy nie nauczyła się pływać. Wprawdzie w tej sentencji istnieje pewien szkopuł - panicznie się boi głębokości. Talassofobia od lat utrudnia jej życie, bo gdy wszyscy beztrosko pluskają się w wodzie, ona nie wejdzie głębiej, niż po pas.
- Ten typ osoby, który na wszystko ma czas a jednocześnie skrupulatnie trzyma się terminów. Już dawno zauważyła, że im mniej się stresuje, tym lepiej wychodzą jej pewne rzeczy. Klucz do sukcesu? Bycie lekkoduchem.
- Nie usiedzi w miejscu, bezczynność to jej koszmar. Stale szuka sobie zajęć, by wypełnić wolny czas i jeśli aktualnie nie jest na zajęciach jogi, to pewnie nabija gdzieś dziesięć tysięcy kroków albo piąty raz w miesiącu robi przemeblowanie i zmienia mindset, bo Osho kiedyś powiedział, że myśl to tylko myśl i kto ci powiedział, że ona jest negatywna?
- Za dzieciaka trenowała taniec towarzyski, rzecz jasna zajawka nie trwała więcej jak parę lat, ale poczucie rytmu i umiejętności płynnego poruszania się na parkiecie nadal pozostały i dlatego na studiach była królową parkietu na wszystkich imprezach. Swoją drogą, tytułu na pewno nie straciła, wystarczy zabrać ją na miasto!
- Joey to dwuletni border collie, który całkowicie zawładnął jej sercem. Oczko w głowie. Jeśli kiedyś powie ci, że musi zwinąć się wcześniej do domu, to wiedz, że ten dżentelmen jest tego sprawcą.
- Dość dobrze gotuje, chociaż jej kuchnia zdecydowanie należy do tych ostrzejszych! Lubi intensywne smaki, chociaż nie są one odpowiednie dla każdego. Jedno jest pewne, chilli, kurkuma, imbir, harrisa, tabasco i olejek sambal królują na półkach.
Flavia Myra Houghton
20 grudnia 1987
Lorne Bay
właścicielka winiarni
Passing Clouds Winery
fluorite view
panna, heteroseksualna
Środek transportu
Jedyne uprawnienie jakiego się dorobiła to prawo jazdy kategorii B, z którego korzysta wyłącznie jeśli musi. Preferuje piesze wycieczki, niżeli poruszanie się SUV-em, w końcu dziesięć tysięcy kroków dziennie nie nabije się samo.

Związek ze społecznością Aborygenów
Zna historię, szanuje kulturę. Większych powiązań nie ma.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Po godzinach pracy najczęściej spotkasz ją w studiu yogi, gdzieś w pobliżu morza i zielonych terenów, ale także i w domu, gdzie ma znacznie więcej zajęć, niż siedzenie na kanapie.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodzinę. Przyjaciół.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak. Jednak proszę bez trwałego kalectwa i zabijania.
flavia myra houghton
Esra Bilgiç
ambitny krab
k.
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany