mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Masz czasami wrażenie, że żyjesz życiem kogoś innego? Pewnie nie, bo to przecież totalny absurd. Każdy ma swoje marzenia, plany, swoje życie, relacje... W moim przypadku jest jednak inaczej. Żyję życiem swojej zmarłej siostry. I nie ma właściwie dnia, bym nie myślała, że wszystkim byłoby łatwiej, jakbym to ja zachorowała i umarła, a nie ona.
Urodziłam się w lutym, czyli latem... tak, w Australii wszystko jest jakby odwrotnie. Ale wbrew obiegowej opinii nie chodzimy do góry nogami. Moi rodzice mają farmę, którą wcześniej prowadzili moi dziadkowie, jeszcze wcześniej ich rodzice i tak dalej. Grubo ponad sto lat tradycji. Zmieniały się zwierzęta jakie hodowaliśmy, zmieniały się uprawy, ale nie zmieniał się fakt, że ta ziemia należała do rodziny Kelly od dawna. To ważny fakt, zważywszy na ostatnie wydarzenia, ale o tym za chwilę. Byłam tą młodszą z rodzeństwa, ale to nie znaczyło, że byłam jakoś specjalnie rozpieszczana, czy traktowana ulgowo. Na farmie dzieci też mają obowiązki, w zależności od wieku i umiejętności. Czy to karmienie kur i zbieranie jajek, czy poważniejsze prace. Ojciec pewnie liczył na syna, któremu mógłby przekazać farmę, tak jak to się działo do tej pory, zamiast tego trafiły mu się dwie córki i to jedna chudsza i delikatniejsza od drugiej.
Kochałam życie na farmie, ale bardziej kochałam coś innego - muzykę. Od kiedy pamiętam, a pewnie i wcześniej, wszędzie ją słyszałam. Melodie zaklęte w miarowych uderzeniach siekiery przy rąbaniu drewna, śpiewne pianie koguta... Ciągnęło mnie do instrumentów. W domu stało stare pianino, na którym grała moja babcia. Nikt go nie stroił od lat, a ja i tak próbowałam na nim grać, nie mając jeszcze pojęcia o nutach. Im byłam starsza tym bardziej wykazywałam talent w kierunku muzyki. Umiałam odtworzyć dowolną melodię. Ojciec nawet zapłacił za nastrojenie pianina, bym mogła grać.
W szkole dostałam do ręki po raz pierwszy skrzypce. Słyszałam je już wcześniej i uwielbiałam ich dźwięk, ale od momentu kiedy moje palce spoczęły na strunach, od kiedy do ręki wzięłam smyczek, wiedziałam - to jest instrument dla mnie. W domu skrzypiec nie mieliśmy, grać mogłam tylko w szkole, dlatego uwielbiałam tam przychodzić. Inne przedmioty też były znośne, ale żyłam muzyką i dla muzyki.
Muzyka była dla mnie niemal najważniejsza, ważniejsza była jednak rodzina, zwłaszcza moja siostra. Choć to ona była starsza, to to ja byłam wobec niej opiekuńcza, czasami nawet za bardzo. Zwłaszcza gdy byłyśmy już starsze, a ona zakochała się bez pamięci w "tym gościu". Ostrzegałam ją, ale ona nie chciała słuchać.
Udało mi się dostać na studia na Australian Institute of Music. Planowałam skończyć dwa kierunki, kompozycję, oraz muzykę klasyczną. To był najlepszy czas w moim życiu, tylko to się liczyło. Po raz pierwszy to ja byłam dla siebie najważniejszą osobą. Nie rezygnowałam ze swoich planów, by siostra mogła iść na imprezę, a ja musiałam zająć się domem, nie musiałam nikomu pomagać. Nie chcę by ktokolwiek teraz pomyślał, że ja tego nie lubiłam. Wprost przeciwnie, pomaganie innym dawało mi szczęście, wolontariaty, praca na farmie, dbanie o rodzinę, o innych, nawet udzielanie korepetycji dzieciakom. Cokolwiek co mogłam zrobić, by pomóc bliźniemu, było dla mnie mega ważne i satysfakcjonujące. Ale na studiach pozwoliłam sobie na to, by myśleć o sobie i okazało się, że świat się nagle nie skończył... Nie tak od razu przynajmniej.
Studiowałam jeden kierunek po drugim, nie oba na raz, gdyż musiałam mieć czas na dorabianie sobie i na to, by co jakiś czas jeździć do domu, by pomóc na farmie. Dlatego trwało to dłużej niż zazwyczaj. A na koniec studiów dostałam propozycję "nie do odrzucenia" - światowe tournée z orkiestrą symfoniczną, jako druga solistka na skrzypcach. To nie jest propozycja która trafia się często, to szansa jedna na milion, coś, czemu nie można powiedzieć "nie", bo już się nie powtórzy. A ja powiedziałam nie, bo moja siostra mnie potrzebowała, bo potrzebowała mnie rodzina. Skłamałam im wszystkim mówiąc, że się nie dostałam, że wybrali kogoś innego. Poklepywali mnie po ramieniu i mówili "innym razem się uda". Ale ja wiedziałam, że to koniec. Nigdy nie dowiedzieli się prawdy.
A potem moja siostra zachorowała. Świat zaczynał się zapadać wokół nas. Tym bardziej nie żałowałam, że nie wyjechałam, jak mogłabym, skoro teraz byłam tak potrzebna tutaj. Ze skrzypaczki zmieniłam się w pielęgniarkę, opiekunkę, kucharkę, terapeutkę... Czasami mnie to przytłaczało, ale musiałam być silna, a nawet bardziej, bo miałam zostać ciocią. Musiałam zaakceptować fakt, że na świat przyjdzie dziecko "tamtego gościa", którego próbowałam jakiś czas wcześniej wybić siostrze z głowy. Teraz byłam jedyną, która go broniła. Bo widziałam, że on ją kocha. Nawet jeśli ta miłość miała objawić się w tak dziwny i trudny do zaakceptowania sposób. Sposób, przez który reszta świata miała go znienawidzić. A on tylko uszanował jej wolę, spełnił jej prośbę.
To co się działo, było jak łzawy film, film którego byłam częścią. Pierwsza część tego filmu skończyła się wraz ze śmiercią mojej siostry, śmiercią w zupełnie innych okolicznościach, niż wszyscy myśleli. Nie miałam czasu na żałobę, bo zaraz zaczęła się druga część, chyba trudniejsza niż pierwsza. Bo oto zostałam mamą mojego siostrzeńca. Schorowanego malca, któremu nikt nie dawał szans. Malca którego ojciec zniknął, nie będąc w stanie nawet na niego spojrzeń. Zamieszkałam w mieszkaniu siostry i robiłam co mogłam, by przetrwać. Wtedy zaczęłam żyj jej życiem. Moje przestało istnieć. Willow z każdym dniem znikała coraz bardziej. Zwłaszcza kiedy w moim i "mojego" syna życiu, na nowo pojawił się jego ojciec. Zamieszkaliśmy razem i stworzyliśmy przedziwną rodzinę. Wyjechaliśmy z Lorne Bay do większego miasta, gdzie były większe szanse na to, by nasz syn miał dobrą opiekę medyczną. Szpitalne korytarze znałam na pamięć, każdą pielęgniarkę z imienia. Znałam je lepiej niż szkolne koleżanki.
Zaczęłam się też zbliżać z Nim. Kiedy spędzasz tyle czasu razem, to chyba pewne rzeczy stają się naturalne. Nigdy wcześniej nie miałam czasu na związki, na miłość. Zawsze zbyt zajęta, by nawet pójść na randkę. I nagle zostałam kimś na kształt żony, choć nie ze mną się ożenił. Willow znikała... Nie chciałam by zniknęła zupełnie, ale nie umiałam określić czy to co do Niego czuję to moje uczucia, czy mojej siostry. Przecież ja jako ja go nie znosiłam. To moja siostra go kochała. Dlaczego więc moje serce przyspieszało kiedy tylko on się do mnie uśmiechał? Dlaczego czułam dreszcze ilekroć nasze dłonie się stykały przypadkiem, podczas domowych obowiązków. Moje uczucia czy jej? Moje życie czy jej?
"Mój" syn ma już cztery latka, nie dawano mu nawet roku życia. Wiem, że to, że dał radę tak długo, to jeszcze nic nie znaczy, ale wierzę, że uda się go uratować. Medycyna się zmienia cały czas.
Niedawno mój tata podupadł na zdrowiu i zmuszeni byliśmy powrócić do Lorne Bay, żeby pomóc na farmie. Może to On zostanie upragnionym dziedzicem mojego ojca? Jeden mąż jego obu córek...
I czasem tylko siedzę w oknie, trzymając kubek z ulubioną herbatą, gdy mały już śpi, a ja jestem zbyt zmęczona by się położyć - czy gdybym postąpiła egoistycznie, to jak by teraz wyglądało moje życie? Czy byłoby łatwiejsze? Szczęśliwsze? A potem przypominam sobie o bezwarunkowej miłości mojego syna, jego błyszczących oczach i uśmiechu na buzi, gdy gram mu na skrzypcach jego ulubioną kołysankę. Nie zabieraj mi go Boże, proszę... bo wtedy już nie będę miała po co i dla kogo grać, nie będę miała dla kogo żyć. Nawet jeśli gdzieś tam czeka na niego jego prawdziwa mama. Też nią przecież jestem.

* Ma słuch absolutny, od dziecka potrafiła odtworzyć na pianinie usłyszaną piosenkę.
* Umie grać na fortepianie, gitarze akustycznej, ukulele i skrzypcach. Skrzypce to jej ulubiony instrument.
* Skończyła Muzykę Klasyczną oraz Kompozycję i produkcję na AIM (Australian Institute of Music) w Sydney.
* Dostała propozycję wyruszenia w światowe tournée z orkiestrą symfoniczną jako solistka, jednak ze względu na siostrę zrezygnowała. Siostrze powiedziała, że się nie dostała, żeby ta nie miała wyrzutów sumienia.
* Od 4 lat wychowuje syna swojej siostry, mieszkając z jej mężem...
* Sama nie wie, czy to te lata spędzone razem, czy to, że w jakiś tam sposób są rodziną, ale coraz częściej wydaje jej się, że jest poważnie zakochana w Achillesie.
* Nie była w zbyt wielu związkach, nigdy nie miała na to czasu.
* Bez problemu poświęca się dla innych, daje jej to poczucie szczęścia. Pomaga innym, często kosztem własnego życia.
* Czasem, zwłaszcza w deszczowe wieczory, zaczyna się zastanawiać co by było gdyby była egoistką i jednak pojechała w trasę, stawiając siebie i swoją karierę na pierwszym miejscu.
* Nie żałuje tego co zrobiła. Jest mamą, nawet jeśli nie ona urodziła. To daje jej poczucie spełnienia, ma dla kogo żyć.
Willow Kelly
03.02.1987
Lorne Bay
mama na pełen etat, dorabia sobie udzielając lekcji gry na skrzypcach
nd.
Fluorite View
Panna, hetero
Środek transportu
Prawo jazdy ma, ale rzadko jeździ autem w charakterze kierowcy.

Związek ze społecznością Aborygenów
Brak

Najczęściej spotkasz mnie w:
Dom, dom, szpital, dom... a i jeszcze rodzinna farma.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodziców.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak
Willow Kelly
Emilia Clarke
sumienny żółwik
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany