aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Cześć Luther, tu Sollie.
Isolde Millington, przepraszam, zapomniałam, że mnie nie znasz, choć twoi rodzice myślą, że bierzemy ślub. A więc Luther, tu twoja przyszła żona. Żartuję, nie bój się mnie proszę, wbrew wszystkiemu nie zamierzam siłą zaciągnąć się do ołtarza. Poczekaj, zacznę jeszcze raz, ostatni, obiecuję.
Cześć Luther, tu Isolde Millington, o której w ostatnim czasie słyszałeś tak wiele, choć nigdy nie widziałeś mnie na oczy. A jeśli widziałeś, to o tym nie pamiętasz, bo ja... Ja widywałam cię niegdyś codziennie.
Abyś lepiej zrozumiał, dlaczego bez twej wiedzy i pozwolenia postanowiłam związać z tobą me życie, pozwolisz, że opowiem ci pewną historię. Historię o dziewczynce, której samotność zalegała w płucach ołowianym ciężarem odkąd tylko pamiętam. Zaznałeś niegdyś takiego uczucia? Wierzę, że tak, Luther i że to właśnie nas połączyło. Dziewczynka ta bowiem skazana była na samotność już od początku, o czym świadczyła nawet najbardziej samotna data, o której tylko mógłbyś pomyśleć - 31 grudnia. No więc gdzieś pośród zniecierpliwionych osób z zapartym tchem wyczekujących nowego roku, a z rozdrażnieniem spoglądających na ostatki aktualnego, pojawiła się ona. Dziewczynka, której płacz dosłyszeć można było tylko w jej oczach, mieniących się wszystkimi kolorami smutku. Na ustach jej jednak błąkał się uśmiech, Luther i uśmiech ten pozostać miał na nich już do końca, choć życie nieraz próbowało zedrzeć jej go z twarzy. Pierwszą próbę podjęło, gdy salę szpitalną kilka godzin po porodzie przepełnił rozdzierający serce lament jej ojca, ściskającego kurczowo coś nieruchomego, przykrytego kawowymi puklami, klejącymi się jeszcze do bladego już czoła; coś, co jeszcze przed momentem było jego żoną. To było pierwsze zderzenie ze śmiercią tej dziewczynki, kołysanej w ramionach pielęgniarki; za bardzo przerażonej, by zapłakać, a jednak słyszącej swój płacz w każdym zakamarku ciała, którego nie mogła wyrzucić z pamięci na długo.
Próba druga nastąpiła w momencie, gdy głód począł wykręcać jej żołądek, a zewsząd docierała ją tylko cisza. Ojciec jej bowiem, od dwóch lat pogrążony w apatii i niezrozumieniu, snuł się bez celu po całej Australii, nie potrafiąc odnaleźć ani pracy, ani tym bardziej miłości do dziewczynki, która uśmiechem maskowała smutek. Czasem płakał i przepraszał, mówiąc, że i ją powinien zostawić, czasem twierdził, że tylko ona jedna dawała mu siłę do życia i że bez niej i jego już by nie było, ale przeważnie milczał, raz na jakiś czas wołając do niej imieniem jej matki.
Później natomiast nastąpiła poprawa. Smutek na moment ją opuścił, a uśmiech rozpromieniał jej bladą twarz niezachwianie. Dziewczynka ta bowiem, gdzieś pomiędzy Sydney a Gosford, trafiła na najzabawniejszego i najwspanialszego chłopca, jakiego tylko mogła sobie wymarzyć. Ojciec jej podobnie myślał o jego matce, z którą począł spędzać więcej czasu i dzięki której znalazł w końcu dobrze płatną pracę. Nie potrafisz pewnie tego pojąć, Luther, uważając to za naiwne i niedojrzałe, ale dziewczynka ta ulokowała wówczas w tym roześmianym chłopcu całą swą miłość, jaką miała do wyasygnowania i jakiej nigdy już nie odważyła się zabrać. Gdy pewnego wieczora, podążając urzeczonym wzrokiem za wirującą w przestrzeni telewizora łyżwiarką, obwieściła światu, że to właśnie z lodowiskiem pragnie związać swe życie, tylko ów chłopiec obdarzył ją zrozumieniem i uraczył odwagą, każdego ranka zabierając ją na lodowisko, aż w końcu za sprawą sprzedanego motocykla, kupił jej pierwsze łyżwy i wynajął dobrego trenera. Dostrzegasz w tym pewną zależność, Luther? Zauważyłeś moment, w którym dziewczynka ta, całkowicie świadoma swojego postępku i wciąż rozpromieniona uśmiechem, na nowo zaprosiła do swojego życia samotność? Ta była dla niej jak najsilniejszy narkotyk; raz skosztowany, niemający wypuścić jej ze swych szponów już nigdy. Kto bowiem w słonecznej Australii, wygrzewając się na lazurowych plażach, pomyślał o tym, by swoje losy związać z mrozem? Mrozem, który tak bardzo odstawał od wszystkiego dookoła, którego nikt nie chciał tu wpuścić, o którym nikt nie marzył i za którym nikt nie tęsknił; mrozem, którym poniekąd była ona, choć wtedy jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy.
Od tamtej chwili, tamtego przypadkowo obejrzanego występu na lodzie, wszystko nabrało paradoksalnie cieplejszych barw. Miała bowiem te łyżwy, miała chłopca, który wierzył w nią jak nikt inny, miała ten swój uśmiech i umiejętnie schowany smutek, o którym sama sukcesywnie zaczęła zapominać, a niedługo później zyskała też rodzinę, choć nie tak wyobrażała sobie swą przyszłość. Mimo żalu, że nigdy nie będzie jej dane włożyć na palec pierścionka zaręczynowego od tamtego roześmianego chłopca, ucieszyła się, że za sprawą ślubu ich rodziców, nigdy go już nie straci. Że on już zawsze będzie przy jej boku kroczyć przez życie, a ona nigdy go od siebie nie odsunie. Brzmi to pięknie, Luther, prawda? Mieć kogoś przy sobie na całe życie, mieć kogoś, kto wszystko ci wybaczy. Tyle tylko Luther, że ty jej to wszystko odebrałeś.
Pamiętasz dom z dachem bardziej błękitnym od nieba? Mieszkałeś w nim przez niemal dziesięć lat, stanowił tło dla jej młodości. Przyciągał spojrzenie tych, którzy nie bali się marzyć. Stał naprzeciw basenu, tego otoczonego gablotami, które nieraz wypełniały twoje puchary, ale spokojnie, dziewczynka ta, mająca już lat czternaście, nie zamierzała pobić twoich rekordów. Ona akurat histerycznie bała się wody, a skropioną chlorem podłogę przemierzała leniwie pomiędzy przerwami w zajęciach tanecznych, odbywających się w sali obok. Okna z tego miejsca wybiegały prosto na twój pokój, a ty nigdy nie krępowałeś się odsłonić przed światem, czego tak bardzo ci zazdrościła. Zazwyczaj po prostu się uczyłeś - książki i powyrywane z zeszytu kartki walały się po całym pokoju, a ty ku jej zdziwieniu, wyglądałeś na zadowolonego. Przez ten widok czuła się niepewnie, sama bowiem nie potrafiła odnaleźć w nauce nic urokliwego, a wszelkie książki czytane ponoć dla przyjemności, od razu ją usypiały. Tchnąłeś w nią jednak chęć do zmiany, Luther, zostałeś jej motywacją, która wyrywała ją z łóżka o świcie i pchała do biblioteki. To dla ciebie chciała stać się mądrzejsza; tylko po to, by kiedyś wraz z tobą siedzieć przy wątłym świetle lampki nocnej i z ekscytacją czytać wszystkie te, nudne podręczniki.
Wiem, jak to brzmi, Luther. Musisz jej jednak wybaczyć, byłeś jej jedynym przyjacielem. To znaczy byłbyś, być może, gdyby tylko w sercu jej płonęło więcej odwagi, gdyby nie bała się wychodzić z domu, uśmiechać do przystojnych chłopców i głośno wypowiadać swoich opinii. Na lodowisku, na rzecz którego zdecydowała się na naukę w zaciszu własnego pokoju, nie napotkała na sympatię, a na rywali. Miała więc tylko ciebie i miała Geordana, jej brata, za którym wodziły wzrokiem wszystkie jej domniemane koleżanki, miłe tylko w jego towarzystwie. Go jednak nigdy nie było, miał swoje życie daleko od niej, do którego nie chciał jej wpuścić - był żołnierzem, bardzo dumnym i nieposkromionym, zapatrzonym nadzwyczaj w jednego ze swych przyjaciół. Choć dziewczynka ta, w tamtym czasie będąca już pełnoprawną nastolatką, darzyła swojego brata miłością czysto platoniczną, o nikogo nie była tak zazdrosna, jak właśnie o niego. Ty miałeś jej w tym pomóc, odciągnąć jakoś jej myśli od przygód, których George na drugim końcu świata doświadczał bez niej. I robiłeś to, Luther, wychodziło ci to wyśmienicie, bo widzisz, wkrótce zacząłeś spotykać się z jej sąsiadką. Darlene była jedną z tych dziewczyn, którym życia mogła tylko zazdrościć. Pod drzwi odprowadzał ją codziennie inny chłopiec, a ona śmiejąc się srebrzyście, pozwalała im całować się w policzek. Na długich do nieba nogach powiewały jej krótkie spódniczki, a odważny makijaż zdobił jej ciemne oczy, w których tak łatwo można było zatonąć.
Wiesz, co jest ratunkiem dla neurotycznych nastolatek, umiejącym tylko przyglądać się mijającej ich młodości? Udawanie. A więc ona zaczęła udawać, że jest Darlene. Podobne ubrania, podobny śmiech i całkiem inne osobowości, ale to ostatnie sprytnie miało zostać ukryte pod papierem ozdobnym. Aż w końcu dopięła swego - zaprzyjaźniła się z dziewczyną, na której w pewnym momencie zaczęło zależeć jej nieco bardziej, niż na tobie. Darlene zabierała ją na imprezy, Darlene podzieliła się z nią swoimi przyjaciółmi i Darlene nauczyła ją randkować. Darlene zrobiła z niej normalną nastolatkę. A przede wszystkim, blondynka ta nigdy nie była zainteresowana jej bratem, co nadzwyczaj podbiło jej serce. Czy opowiedziała ci kiedyś, że ta młodsza, nieśmiała sąsiadka z kasztanowymi lokami ją pocałowała? Czy w ogóle ci o niej kiedyś wspomniała? Zawsze się przecież mijaliście, zawsze uciekała z domu twojej ukochanej, zanim okazję miałeś ją ujrzeć. Do dzisiaj zastanawiam się, czy gdyby strach nie wykręcał wówczas jej ciała i gdyby odwagę miała spojrzeć ci wtedy w oczy, uniknęlibyście wszystkich tragedii, które wkrótce miały nadejść.
Luther, dostąpisz teraz zaszczytu spowiedzi tej uśmiechniętej dziewczyny kryjącej smutek. Ty pierwszy i ty ostatni, bo jej sekret należy przecież do ciebie. Miała siedemnaście lat, kiedy wszystko tak się spaprało. Miała także siedemnaście lat, gdy po raz pierwszy była pewna, że nikt nie zdoła wyrwać jej z objęć szczęścia. Szczęściem jej była bowiem Darlene, którą wciąż naśladowała i którą wciąż kochała, choć nikt nie zdawał się o tym wiedzieć, łącznie z tobą. Kochała wszystkie jej wady, coraz częściej wychodzące na światło dzienne. Nawet jej kłamstwa, posyłane ku tobie - że liczysz się tylko ty, nikt inny, że to oni cię oszukują, nie ona. Dziewczyna ta, w waszym sporze stojąca z boku, nawet dzisiaj dokładnie potrafi odtworzyć w głowie ten jeden wieczór, tuż przed nastaniem wiosny. Wiesz już, czego będzie dotyczyć jej spowiedź, prawda?
Kłótnia rozdzierająca australijskie peryferia zmusiła ją do wyjrzenia przez okno, choć dawno powinna już spać. Następnego dnia miała ważne zawody, przygotowywała się na nie od miesięcy, ale głos twój i Darlene działał na nią jak czary, których nie potrafiła odeprzeć. Byłeś tam ty i był jakiś chłopak w futbolowej bluzie, była Darlene ze swoim uśmiechem i był nieproszony świadek za szybą nieopodal, który teraz oddałby wszystko, by tamtego dnia jednak nie być w domu. Rozstaliście się wtedy, prawda? Widziała to po twoich oczach i jej uśmiechu, jasno wskazującym, że nic jej to wszystko nie obchodzi. Niedługo później wróciła na górę, tamten chłopak także zniknął i zostałeś już tylko ty. Wgapiałeś się w jej dom jak sparaliżowany, a kiedy odszedłeś, kilka minut przed dziesiątą, w kuchni jej rozbłysnął strumień światła. Ogień rozprzestrzeniał się szybko, ale nie na tyle, by dziewczyna ta, uważnie obserwująca wszystko i zawieszona na swoim parapecie, nie zdążyła zareagować. Ją jednak także opuściła umiejętność poruszania ciałem, choć umysł prędko rozwikłał całą zagadkę. Desperacko chwytała się najabsurdalniejszych rozwiązań - tak żałośnie liczyła, że ktoś wyręczy ją z obowiązku wezwania pomocy. Nie potrafiła ułożyć w głowie słów, które mogłaby przekazać odpowiednim służbom, nie była nawet pewna, czy to wszystko dzieje się naprawdę. W pełnej grozy ciszy oglądała koniec Darlene, twój, a przede wszystkim swój własny.
Boże, Luther, jak mogliście do tego dopuścić?
Wraz z płomieniami trawiącymi dom ze szkarłatnymi framugami okien, jej serce trawiła prawda. Wiedziała już, że przez ostatnie trzy lata nie żyła wcale, że była jak rozmazane odbicie Darlene migoczące w rozwichrzonej tafli wody i wiedziała też, że kochając ją, kochała tak naprawdę tylko ciebie. Boże, zabrzmiało to okropnie patetycznie i ckliwie, prawda? Jednak tak właśnie było, Luther i zrozumiała to w chwili, w której zapragnęła wziąć na siebie wszystkie twoje winy. Brat Darlene pojawił się na rozgrzanym od płomieni betonie niedługo później, w akcie heroizmu wbiegając po nią i wynosząc ją ledwie żywą. Poparzenia sięgały sześćdziesięciu procent ciała, ale na pewno o tym słyszałeś. Tamta dziewczyna oszukiwała się, że wkrótce na nowo pojawisz się przed jej oknem, że pomożesz Darlene w bolesnej rekonwalescencji, ale tak się nie stało. Zapadłeś się jak kamień w wodę, opadając na dno, z którego, jak podejrzewam, do dzisiaj nie zdołałeś się podnieść.
Pragnę wierzyć, że nie odpowiadałeś za ów pożar, w końcu okrzyknięto go nieszczęśliwym wypadkiem. Pragnę także wierzyć, że nie dostrzegłeś tańczących w kuchni smug czerwonego niby-dymu, ale oboje wiemy, że to nieprawda. Z tamtej zakochanej w tobie dziewczyny uczyniłeś współwinną swej zbrodni, obdarłeś ją z jej uśmiechu, nasłałeś na nią samotność i zaatakowałeś niekończącym się smutkiem. Samemu sobie wyrwałeś jednak z serca jej miłość, która spłonęła wraz z domem Darlene. Sprawiłeś, że od tamtej pory zaczęłam spoglądać na swe życie z boku, jakbym nieprzytomnie oglądała film, na którego fabułę nie mogę w żaden sposób wpłynąć. Kiedy pomagałam Darlene, podając jej leki przeciwbólowe i zmieniając opatrunki, byłam tobą. Kiedy broniłam cię przed jej bratem, jako jedynym poza nami zdającym się znać prawdę, również byłam tobą. Kiedy kilka lat później zostałam postawiona przed wyborem kierunku studiów, również byłam tobą, decydując się na prawo, tak samo, jak ty. A potem, kiedy mój brat zaginął na misji, a ja w rozpaczy po nim wpadłam w ramiona jego najlepszego przyjaciela, chyba byłam Darlene. Byłam nią także w chwili, kiedy ów przyjaciel zniknął za ciemnym oceanem, a ja pogrążona w smutku, ujrzałam cię na cudzej imprezie. Ty z kolei przypominałeś mnie, choć brzmi to tak absurdalnie; zdawałeś się nie dostrzegać osób przepełniających ten niedorzecznie mały pokój, w którym i ja zapragnęłam utonąć. Zdawałeś się nawet nie dostrzegać samego siebie, a w posłanym ku mnie uśmiechu, odnalazłam refleks swojego smutku. Oboje porzuceni, oboje skrywający sekret, którego niszczycielska moc nie ugasiła się wraz z tamtym pożarem. Przedstawiłam ci się wówczas jako Hestia Fitzgerald, pamiętasz? Spędziliśmy razem noc, licząc na pocieszenie, które nigdy nie nadeszło, a owoc tejże nocy skrywa się w moim brzuchu od kilku miesięcy.
Na moim palcu błyszczy pierścionek zaręczynowy, Luther, który jasno dowodzi braku mojej miłości do ciebie. Kiedy więc w przypływie niemożliwego do kontroli strachu wmówiłam swoim rodzicom, że to z tobą wkrótce podążę w stronę ołtarza, mego serca nie wypełniała sympatia do ciebie, a zwykła rozpacz. Bo wiesz, Luther, nie kocham też mężczyzny, któremu miłość obiecać mam niedługo do końca życia. Na ten moment nie kocham nikogo, bo jak mogę kochać, nie będąc sobą? Słyszałam, że przyjechałeś do Lorne Bay, w którym od niedawna mieszkam za sprawą mojego brata. Słyszałam, że szukałeś mnie w kancelarii, w której jeszcze kilka dni temu odbywałam staż. Luther, tak bardzo cię proszę, zaprzestań tych poszukiwań i wybacz mi, że wciągnęłam cię w swoją klęskę, bo i ty przed laty wessałeś mnie we własną. Niebawem zadzwonię do rodziców i wyznam im prawdę należącą do którejś wersji nieistniejącej mnie - że to z mężczyzną, którego przemożnie nienawidzą, biorę ślub. Że dziecko jest jego i że go kocham, i tak właśnie skończy się historia Darlene, twoja, Hestii Fitzgerald i Isolde Millington.
Isolde "Sollie" Millington
31 grudnia 1997
Lorne Bay, Qld, Australia
eks łyżwiarka figurowa | stażystka
fitzgerald&hargrove lf
fluorite view
panna, biseksualna
Środek transportu
Przemierzanie na pieszo skropionych rosą zakamarków Lorne Bay o świcie stanowi jedno z jej ulubionych zajęć, choć nieraz decyduje się także na jazdę rowerem czy zawiązanie na nogach wrotek, przypominających jej dawne życie łyżwiarki. Do kancelarii prawnej mieszczącej się w Cairns, w której odbywa staż, przemieszcza się jednak za pomocą samochodu sprezentowanego przez rodziców, choć z tego sposobu transportu czerpie najmniejszą radość.

Związek ze społecznością Aborygenów
Brak powiązania, a nawet mikroskopijnej wiedzy o ich kulturze, zawsze dla niej obcej i odległej.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Dopiero poznając to niewielkie, malownicze miasteczko skryte w gąszczu Queensland, spotkać można ją niemalże wszędzie, choć często uraczona zostaje imieniem jej siostry, o której istnieniu nie ma jeszcze bladego pojęcia. Odróżnić można je jednak za pomocą błękitnego jak morze plecaka, podarowanego jej przez brata na osiemnaste urodziny, z którym nigdy nie rozstaje się podczas swoich pieszych wycieczek. Natrafić można na nią także w kancelarii prawnej Fitzgerald&Hargrove w Cairns, a także kawiarence mieszczącej się nieopodal, gdzie kupuje bezkofeinową kawę z mlekiem migdałowym i wegańskie ciastka.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Geordan Balmont, Judah Westbrook, niebawem także Divina Norwood, kiedy już dowie się, że przez cały ten czas miała gdzieś w świecie swojego klona.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Na ten moment nie.
Sollie Millington
Lily Collins
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany