Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Gdyby ktokolwiek powiedział mi, że życie układa się nie do końca po naszej myśli, to zapewne uwierzyłabym od razu. No przynajmniej, gdybym była znacznie starsza i nie uśmiechała się rozkosznie na każdą wypowiedzianą sentencje. Matka ostrzegała mnie, odkąd zaczęłam chodzić, że codzienność bywa przytłaczająca, mimo cudownej mocy, którą mogę czerpać z otaczających nas flory czy fauny, bo te niemalże były naszymi sąsiadami.
Problemem było jedynie to, że kiedy miałam dwa latka to niewiele rozumiałam z tego bełkotu, dopiero z biegiem czasu ogarniając, że chyba to próbowała mi wpoić od samego początku.
Ja załapałam to o kilka lat za późno. Tak samo jak to, że nigdy nie poznam ojca, który nie doczekał nawet szczęśliwego rozwiązania, by stwierdzić dopiero wtedy, jakim okropnym smrodem jestem, wybierając przy tym koczownicze życie hipisa.
Wracając jednak do rzeczywistości…
Kiedy ledwie odrastałam od stołu, biegając między leśnymi krzewami i chowając się przed kobietą o hebanowych włosach, która poszukiwała mnie z wesołością w głosie, starałam się być doskonałą wersją wymarzonej córki. Zdarzało się, że wpadałam w manię twórczą i razem z matką malowałam kolejne obrazy, by wyrzucić z siebie wszystko, a tempera zostawała na nieskazitelnym płótnie. Nadawałyśmy na innych falach, dlatego ona powtarzała, że przemawia przeze mnie bogini wszelkich możliwych jezior czy rzek, a ja kiwałam z zadowoleniem głową, niczym piesek z deski rozdzielczej. Wychowanie przez przedszkolanki i jednocześnie przez nią, tworzyło w mojej głowie kosmiczny burdel, którego nie dało się posprzątać od razu. Byłam wręcz przekonana o tym, że ten syf zostanie ze mną na zawsze, a ja przyjmę rolę słodkiej wróżki, która zbawi ludzkość.

Będąc starszą - obiecywałam sobie, że wszechświat będzie do mnie należał w całej swej rozciągłości. Miałam zostać drugą Coco Channel, Lizą Minneli czy Fridą Kahlo. Czytałam o nich,
toteż przysięgałam za każdym razem, gdy szłam z Lotte polować na krokodyla – co było wyśmienitą zabawą skropioną dozą wyobraźni – że w przyszłości będę wielka. Chciałam podbijać świat i uczynić go pięknym i równym w obliczu wszystkich ludzi. Hedonistyczny materializm nigdy mnie nie pociągał, toteż pierwszy telefon dostałam przed piętnastym rokiem życia. Irracjonalne, ale pewnie przez to nie zdążyłam ogarnąć wszystkich popieprzonych challengy i apek do promocji samej siebie. Byłoby dziwnie, tym bardziej, że pragnęłam dla siebie innego życia niż domek w lesie i zakręcona matka-wariatka. W rzeczywistości i jednocześnie w sekrecie robiłam szkice pięknych sukien wieczorowych, a z biegiem czasu zatrzymałam się wyłącznie na kreacjach ślubnych. Były one ozdobione koronkami, kwiatami, dżetami i wszystkim, czego kobieta mogła chcieć dla siebie tego wyjątkowego dnia. Chowałam je do głębokiej szuflady, bo ten temat wydawał się być dla Lotte drażliwy bardziej niż cokolwiek innego.
Widziałam, że ją to boli, dlaczego więc miałam podejmować się rozmowy o raniących rzeczach?
W szkole postrzegali mnie przez pryzmat bycia wyluzowaną, spontaniczną i szaloną, by robić różne głupie rzeczy. Nie przeszkadzało mi to w byciu rozgarniętą uczennicą, a przynajmniej na tyle, by dostać się na dobrą uczelnię.

Już jako mała dziewczynka zakochałam się w barwnych wschodach słońca i szumie fal o jego zachodzie. Spoglądałam na ocean, by odnaleźć w nim prozę spokoju, który dostrzegałam wyłącznie w jego chłopięcym uśmiechu. Łaknęłam ofiarować komuś ten odrealniony zlepek wielu nieopisanych miejsc. On wydawał się być doskonały. Był czarujący i przekorny w całej swej strukturze, a ja traciłam dla niego głowę. Pokazywałam mu leśne ścieżki oddalone od głównej drogi i pozwalałam eskalować te momenty,
zdając sobie sprawę, że sama uwielbiam przestrzeń, jaka otaczała mnie z dala od miasteczka.
Cicha. Malownicza. Otulona bajkowym minimalizmem, choć dla mnie był on ogromny.
Obdarzyłam go uczuciem, a on mnie pamiątką na zawsze, która przypomina mi codziennie o tym, że moje losy potoczyły się analogiczną ścieżką do matki.

Tuż po egzaminach na pierwszym roku wpadłam z mężczyzną, któremu odsłoniłam bramy do swojego królestwa. Zrobiłam to, bo był dla mnie istotny. Wydawał się taki wtedy, choć pochodziliśmy z dwóch różnych światów. Mia zmieniła wszystko tak bardzo, że przestałam marzyć o tym, co w dzieciństwie przyświecało mi ponad miarę. Miałam być ikoną tego, co utkałam przez lata na kartach z pomocą ołówka, ale oddalałam się od tego coraz bardziej. I nie zrozumcie mnie źle – kochałam tę małą, która rozpromieniła moją codzienność, chociaż wiedziałam, że utknęłam w bezkresie niepewności na dłużej.
Matka wtedy wyjechała i zostawiła mnie w domku na odludziu i z Garbusem o różanym kolorze na parkingu.

~

- preferuję, kiedy mówi się do mnie skróconą wersją imienia, tj. Mattie;
- pachnę wszelkiej maści farbami, bo miłość do tworzenia rozkwitała we mnie, tak jak pąki dzikiego bzu;
- w tym wszystkim popieprzone jest też to, że nie mam rodzeństwa, ale ponoć po świecie chodzi sporo moich ciotek, wujków i smutnym jest, że nikt na razie nie utożsamia się z Lotte Bennett;
- rozkochałam się też w książkach i to niekoniecznie tych dla dzieci, dlatego wyciszam się w bibliotece, gdy przyjaciółka zgadza się zostać z Mią – to daje iluzję wolności;
-nie jestem pozerką i nie wyrywam facetów na cyklamenowe auto. Liczyłam, że będę to robić tuż po podbiciu świata, a tak? Zostało mi zaakceptować bycie kojarzoną w miasteczku;
- moje projekty nie są jeszcze na tyle znane, by brać za nie pieniądze, ale jeśli miałabym własnoręcznie uszyć dla ciebie suknię, to z pewnością zawołam opłatę kuriozalnie-prozaiczną;
- w wolnych chwilach sprzątam mieszkania i domy, ale nie z powodu braku pieniędzy, bo matka zostawiła oszczędności… Bardziej chodzi o kwestię, żebym do reszty nie zwariowała jak ona;
- nie miałam wyboru i musiałam wziąć dziekankę, bo łączenie uczelni i dorosłej egzystencji wydawało się być przytłaczające;
- chciałabym w przyszłości wrócić na studia, żeby zostać pierwszą w rodzinie Bennett z wyższym wykształceniem;
- w sekrecie zdradzę ci, że jestem marzycielką i piszę o własnych imaginacjach w niewielkim notesie, by o żadnej nie zapomnieć;

Mathilde (Mattie) Bennett
15 września 2000
Lorne Bay
Mama na pełen etat i studentka w trakcie urlopu dziekańskiego
Czasem dorabiam sprzątając, choć preferuję projektowanie sukien ślubnych w stylu vintage
Tingaree
Biseksualna panna
Środek transportu
Garbus, rower, ale i tak najczęściej własne nog

Związek ze społecznością Aborygenów
Chcąc lub też nie chcąc – jestem związana ze społecznością Aborygenów bardziej niż ktokolwiek może przypuszczać. Moja rodzicielka jest dostatecznie szalona, by wierzyć we wszelkie przesłanki o dawnej sile, jaka napełnia jej ducha, a także możliwość bycia inspirowaną przez niewidzialne moce. Uważa, że w jej żyłach płynie krew boskich przodków, którzy niegdyś wychowywali się na tych ziemiach. Dom odziedziczyłam więc z dziada pradziada, podobnie jak retro Garbusa. Matka natomiast wyjechała w pogoni za szukaniem swojego wewnętrznego „ja”,
Zostałam więc sama i powoli odkrywam wszelkie tajemnice związane z równością na świecie, o których tyle opowiadali mi tutejsi ludzie. W poszanowaniu do tradycji, pokornie chylę głowę dla niemal wszelkich opowiastek, lecz im dłużej ich słucham, tym bardziej pojmuję, dlaczego Lotte (matka) z taką zawziętością dopatrywała się iluzorycznej energii w faunie i florze. W równości i lojalności względem plemion.
Zastanawiało mnie od lat, czy szaleństwo przyszło z wiekiem, czy może jednak aż tak silnie respektowała historię skrywaną w Tingaree.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Wszędzie, gdzie wejdę z dzieckiem, ale rzadziej w zamkniętych przestrzeniach… Preferuję swobodę i naturę, dlatego najlepiej odnajduję się w lesie, nad jeziorami i w parkach. Chill, w publicznym miejscu potrafię się zachować.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
-

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Spoko, może być, ale trwałe uszkodzenia fizyczne bądź psychiczne proszę najpierw skonsultować, bo nie wiem czy jestem w stanie zgodzić się na wszystko
Mathilde Bennett
Constanze Saemann
happy halloween
Booyah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany