- — -
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
-
Upływające dni niosły się echem czteroliterowego imienia, którego dźwięk spędzał jej sen z powiek. Insomnia ta obdarta z miłości, a zabarwiona wyłącznie mętnym roztworem zalegającym na sumieniu, dotyczyła tylko jednego - obskurnego baru na granicach miasta, do którego wstęp gwarantowało krótkie hasło, skórzana kurtka i zapełniona po brzegi kartoteka; baru, którego próg być może miał przekroczyć wkrótce Leon Fitzgerald. Łomoczące z nerwów serce, skutecznie zastępujące zapałki wciśnięte między powieki, mające utrzymać je rozerwane, zsyłało na nią ciąg katastrof; nieustępujące rozkojarzenie, częste pomyłki w pracy, kiepskie wyniki w treningach i przede wszystkim - nieumyślnie złożoną propozycję wspólnego obiadu, do którego wraz z Francisem, zasiąść mieli z jej szefem. Oficjalna wersja brzmiała jednak tak, że to jakże przemyślane i strategiczne wydarzenie na zawsze rozwiać miało waśń oplatającą ich w pracy, wynikającą rzekomo (wedle jej własnych słów) ze zbyt powierzchownej znajomości. A więc ustalone. Niedzielne popołudnie, u niej, niech zabierze swoją narzeczoną. Odrażające. Próbując w tejże tragedii wynaleźć znikome plusy, stwierdziła, że na własnym terytorium łatwiej przyjdzie jej udawać. A w tym pomóc miała jeszcze obecność jej męża, przy którym to zawsze potrafiła kłamać w cudze oczy niezachwianie. Liczyła także po cichu, że Francis niespodziewanie i jakże uroczo, swą miłość postanowi udowodnić jej poprzez otrucie jej szefa, ale mogła równie dobrze zadowolić się zwykłym uderzeniem go w twarz patelnią. Wiadomo, te małżeńskie kompromisy. Niestety, minusy znacząco przeważały nad tymi żałosnymi pozytywami, bo Jude zdradzić mógł jej sekret. Jane zapewniała bowiem Francisa, że z Leonem spotkała się tylko raz i to nie z własnej woli. Przyrzekła do tego - choć wcale tego od niej nie wymagał, ale sumienie podyktowało jej inaczej - że sama nie zainicjuje kolejnych odwiedzin, a w przypadku niespodziewanej wizyty o wszystkim go niezwłocznie powiadomi, bo przecież nie mają przed sobą żadnych sekretów. I tym bardziej powodów, by jej znajomość z Leonem takim miała się stać. A jednak proszę; za mężowskimi plecami spiskowała ze swą dawną miłością i ani razu na myśl jej nie przyszło, by cokolwiek mu o tym wspomnieć. Znów więc czekała, aż to ktoś ją wyda, choć po przykładzie Eleanore widać było, jak bardzo się tym denerwowała, jak ją przeklinała! Bo to zwykła zazdrość, próba uczynienia innych tak samo nieszczęśliwymi, jak była ona, nic innego! Jude jednak nie wiedział, że brunet był tematem tabu, prawda? To właśnie próbowała rozwikłać, gdy na drewnianą powierzchnię błyszczącego stołu zarzuciła gładki obrus opstrzony różowym złotem, dopełniając go mieniącymi się w słońcu wazonami ze sztucznymi kwiatami (każdy wiedział, jakie podejście miała do zabijania tych żywych), rzeźbionymi świecznikami w odcieniu marmuru i innymi bibelotami, które przykryć miały szkaradę niechcianego spotkania. Tym także zadręczała się w kuchni, w której wraz z Francisem próbowała stworzyć coś jadalnego i w miarę urodziwego, choć ciężkim było to zadaniem, patrząc na jej rozkojarzenie wywołane przedłużającym się brakiem snu. Ale się udało i to długo przed czasem! Co prawda było to głównie zasługą Francisa, ale nie omieszkała przyjąć za to połowy pochwał… - Wygląda to wszystko całkiem przyzwoicie, choć oni pewnie i tak będą grymasić - westchnęła, przed wyjściem z kuchni składając na ustach Winfielda delikatny pocałunek. Musiała przecież odpowiednio wczuć się w rolę przykładnej żony, tak? - Wiesz, nie chcę być niemiła i oddawać się typowo kobiecym zajęciom, ale ta jego narzeczona musi być jeszcze gorsza od niego, bo kto o zdrowym umyśle zgodziłby się na te zaręczyny? Tak ją zresztą ukrywa przed całym światem, że nie zdziwiłabym się, gdyby tak naprawdę nie istniała. Albo miała sześćdziesiąt lat. Albo była niewidoma i głuchoniema - słowotok ten był kolejnym drażniącym następstwem problemów ze snem, ale ostatecznie uznała, że lepsze to od apatii. Poza tym musiała przyznać, że straszliwie denerwowała się tym obiadem i poznaniem tajemniczej pani W, przyszłej żony antychrysta.

Francis Winfield
sollie millington
jude westbrook
/trochę mnie poniosło z długością, w następnych się poprawię :hihihi:
ambitny krab
-
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
13.

Chociaż z reguły był człowiekiem skrytym i stroniącym od towarzystwa obcych, o ile te nie wynikało bezpośrednio z jego pracy, całkiem dobrze znosił przygotowania do kolacji z przełożonym Janey. Może to dlatego, że w takich chwilach, w których przyglądał im się ktoś z boku, łatwiej było im udawać, że wciąż są tym samym zgranym małżeństwem, którym byli przed laty? Oboje lubowali się w tej subtelnej grze pozorów, dokładając wszelkich starań, aby nikt nie ujrzał żadnej skazy zdobiącej ich relację, a tych... tych było naprawdę sporo. Kiedy jednak znajdowali się na świeczniku, w ramach cichego porozumienia odsuwali od siebie wszelkie problemy i zgrywali idealną panią i pana Winfielda, burmistrza ze swoją piękną i zdolną żoną. Taki obrazek chcieli widzieć inni i taki chyba i oni sami chcieli stanowić w cudzych oczach, bo może wówczas im samym było po prostu łatwiej?
- Z początku myślałem, że ta kolacja ma być jakimś aktem pojednania, a brzmisz dość wrogo - zauważył łagodnie, bo nie miało być to żadnym przytykiem. Oddał pocałunek, obdarzył ją ciepłym, pełnym skrytej opiekuńczości spojrzeniem i pomógł przenieść kilka rzeczy na elegancki stół, najpewniej droższy, niż był w rzeczywistości wart. Dom wyglądał doskonale, jedzenie faktycznie było jadalne, a Francis przyniósł jeszcze z piwniczki wino i whisky z barku, by w razie chęci, uraczyć gości czymś porządnym. Słuchał przy tym wszystkim monologu swojej żony, całkiem zaskoczony tym, ile w niej było pasji w tej całej niechęci. Może i powinien się przez to obawiać spotkania, ale wierzył, że ostatecznie to przebiegać będzie dobrze, mogli zawalać na wielu płaszczyznach, ale wychodzenie z twarzą zawsze było ich mocną stroną. - Cóż, może ten twój szef faktycznie lubi starsze kobiety... przyprowadzi nam tu emerytkę i po dwudziestej pierwszej zbiorą się, bo staruszka zacznie przysypiać? - chyba chciał ją nieco rozbawić, chociaż w tym nigdy mistrzem nie był. Ułożył jej jednak dłonie na ramionach, potarł je z czułością i następnie nachylił się, by pocałować jej skroń. - Rozluźnij się trochę, Janey. Jestem pewien, że wszystko przebiegnie zgodnie z naszą myślą - dodał nieco ciszej, nie odrywając jeszcze ust od jej skóry. Sam potrzebował odetchnąć, naładować się tą subtelną bliskością i przygotować na spotkanie z gośćmi, na którym miał być mężem Janelle, a nie burmistrzem Lorne Bay.

sollie millington
jude westbrook
jane hemingway-winfield
sumienny żółwik
Lilka
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Tak rzadko ją gdzieś zapraszano, że kiedy zawisła nad nią propozycja wspólnego obiadu ze współpracownicą Jude’a, o mało nie zamarło jej serce. Nie słyszała o tej kobiecie za wiele, ot, jakieś mało istotne strzępki informacji, krążące zazwyczaj wyłącznie wokół sprawy morderstwa, nad którym ci akurat pracowali, ale odnosiła przedziwne wrażenie, że całej tej Hemingway (bo Jude przecież zwracał się do innych ich nazwiskiem) nie warto było lekceważyć. Po pierwsze dlatego, że irytowała jej narzeczonego nieco za bardzo, by to można było uznać za normalne. Po drugie - była żoną burmistrza. Po trzecie… wpadła na ten jakże dojrzały i odkrywczy pomysł konsensu za sprawą zwykłego, a jednak mającego okazać się strzałem w dziesiątkę, wspólnego posiłku, o którym to Sollie sama nigdy by nie pomyślała. No a po czwarte, choć zapewne od tego powinna zacząć tę wyliczankę, Jude wcale jej na tym obiedzie nie chciał. Nie musiała być mistrzynią dedukcji, by się tego domyślić - najpierw jakby od niechcenia rzucił tą propozycją, z góry uznając, że Sollie przecież w życiu nie chciałaby wybrać się na coś tak potwornie nudnego. Później, kiedy zapewniła, że z wielką przyjemnością pozna jego zawodową partnerkę, stwierdził, że te nigdy się nie polubią i bez sensu, jeśli skazać miałby ją na przykrości z tego wynikające, skoro tak łatwo można było ich uniknąć. A po kilku dniach, kiedy nie dawała za wygraną, zaproponował, niby to swobodnie i bez najmniejszego nawet przymusu, że wybierze się tam sam, że tak będzie łatwiej dla każdej ze stron, bo przecież Isolde robi mu tylko łaskę tą rzekomą chęcią spotkania się z nimi i nigdy tak naprawdę nie pragnęła się na nią wybrać z entuzjazmem. Nie uległa jednak, nie pozwoliła sobie także utonąć w bardzo nieprzyjemnym podejrzeniu, że jej narzeczony zwyczajnie się jej wstydzi, tylko zaopatrzyła się w najlepszą na obecny stan kreację i wyuczony, szeroki uśmiech, którym chciała przekonać do siebie tajemniczych państwa Winfield. Dodatkowo, by nie przychodzić z pustymi dłońmi, zakupiła wino z dobrego rocznika i całkiem apetycznie prezentujące się ciasto, bo piec ani nie lubiła, ani jakoś specjalnie nie umiała. Z Judem u boku znalazła się pod zdumiewających rozmiarów rezydencją punktualnie, a po wejściu do środka i ujrzeniu pary zanadto idealnej, by mogła być prawdziwa, przez krótką chwilę zastanawiała się, czy wampiry aby na pewno nie istnieją… Spodziewała się bowiem, że osoby te oscylować będą gdzieś pomiędzy czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem życia, na co wyraźnie wskazywały piastowane przez nich stanowiska, ale już na tej płaszczyźnie postanowili ją zaskoczyć. Przez moment zapomniała nawet o kroczącym obok Westbrooku, wpatrując się w gospodarzy z niemym zachwytem i próbując rozwikłać, czy bardziej wolałaby być nimi, czy raczej z nimi. - Kupiłam ciasto - zaczęła radośnie na wstępie, gdy pierwszy szok już minął, a ona uprzednio przyzwoicie ich przywitała.

jude westbrook
jane hemingway-winfield
Francis Winfield
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Przez długi czas sądził, że to żart. Paskudny, prymitywny, szkaradny, a jednocześnie w sposób perfekcyjny pasujący do Janelle Hemingway. Naturalnie gdy oznajmiła mu, że obiad w istocie się odbędzie i że nie jest to, jak zakładał, tajny kod ostrzegający przed rychłą śmiercią, posłużył się licznymi pytaniami, bo ułożyć sobie tego w głowie nie potrafił. Po co. Dlaczego. Czy wypada. Czy jest pewna. Następnie wymyślał liczne wymówki, aż wreszcie, by dała mu spokój, zgodził się. Planował przybyć bez Sollie, by uchronić ją przed niepotrzebnym stresem, który to państwo Winfield zaserwować im mieli na srebrnych tacach. Prosił, nalegał, tłumaczył, ale Isolde pozostawała nieugięta. Czy wszystkie kobiety musiały zwariować w tym samym czasie? Co takiego, kurwa, było w wizji wspólnego obiadu, jeśli nie ból i cierpienie?
Stojąc krok za Sollie, pogodnie wpatrując się w jej opanowaną sylwetkę, dzierżył w dłoni doniczkę z kwiatem. Spytał się Lacey, pracownicę magazynu dowodowego, która chyba z każdym (prócz niego) miała na posterunku dobry kontakt, co na podobne wydarzenia winno się przynieść, a ona tym podekscytowanym, piszącym głosikiem, podała mu nazwy kilku roślin. A on jej dał po prostu pieniądze i nie prosząc nawet, a żądając wskazał, by po prostu jedną z nich zakupiła, a którą to on odebrać miał z jej domu. Lacey się zgodziła, ale roślinę podawała mu przez tak wąską szparę drzwi, jakby bała się, że Jude niczym tornado wkroczy do jej spokojnego mieszkanka i zainicjuje w nim nieodwracalne zmiany. W każdym razie podziękował, życzył jej miłego dnia i modlił o to, by w ostatniej chwili otrzymać wiadomość odwołującą plany obiadowe.
A jednak stał przed domem, ubrany w coś na kształt australijskiego garnituru, prosto i reprezentatywnie, jakby odwiedzał właśnie drogą królową Elżbietę. Gdy drzwi zostały uchylone podreptał śladem swej narzeczonej, dłoń swą zaplatając na jej talii — chryste, jakże bał się tych ludzi i ich domu. Przez cały obiad pozwalał na to, by to Sollie ratowała go od jakichkolwiek rozmów, bo gdy przychodziło do zabrania głosu, odpowiadał tak oficjalnie, że usta tamtych lekko drgały w rozbawionych uśmiechach. A potem Jane i Francis ujawnili się jako wampiry, więc prędko z Sollie uciekli i Jude, sprawiając cały czas wrażenie niezadowolonego jej towarzystwem, podziękował jej za to, że była tam razem z nim.

koniec!
ODPOWIEDZ