Barmanka — Shadow
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
A smile that hides the pain within the heart soothes the hearts of those who behold it. So smile even through difficult times
Trzeba przyznać, że Saskia była tym typem osoby, która się nie bała nowych doświadczeń – w tym także i znajomości. Mimo że w Lorne Bay była od jakiegoś czasu, to jednak wciąż znała kilka osób na krzyż. Było to po części spowodowane jej sytuacją, która, nazwijmy to – nie należała do najbardziej sprzyjających. Bycie nielegalną imigrantką nie ułatwiało rzeczy, musiała bardzo często uważać na słowa, które mówiła, żeby przypadkiem się nie zdradzić. Życie w brazylijskich fawelach nauczyło ją jednej rzeczy: nigdy nikomu nie ufaj. Ktoś zawsze może okazać się być na tyle „miły”, żeby ją wsypać, a na deportację nie mogła sobie pozwolić. Nie chciała wracać do Brazylii. Nie miała po co.
Gdy się dowiedziała, że Once upon a tarte organizuje randki w ciemno stwierdziła – w sumie nie? Zawsze to była jakaś zmiana otoczenia. Ileż można siedzieć w Shadow, albo u Dicka (któremu swoją drogą podwędziła hajs na dzisiejsze przyjemności, bo była trochę spłukana, a Remingtonowi kilkanaście dolców wte czy wewte nie robiło większej różnicy).
Nie zamierzała się nie wiadomo jak wystrajać, bo nie widziała większej potrzeby – ot ubrała czarną sukienkę na ramiączkach do połowy uda, która odsłaniała dosyć sporą część jej tatuaży, a tych trochę się nazbierało w ciągu jej życia – na rękach, nogach, a nawet plecach. Nie zamierzała jednak ich w żaden sposób chować, bo jeżeli się to nie spodoba to jej potencjalnej randce… to nie był problem Saskii i będzie wiedzieć, że nic z tej znajomości nie będzie. Bo malunków na ciele kobiety zapewne pojawi się jeszcze sporo.
Miła kelnerka zaprowadziła ją do stolika. Okazało się, że była pierwsza, więc postanowiła poczekać na swoją tajemniczą randkę. Usiadła na krześle, opierając się o blat stołu… i nagle zauważyła, że ten się buja. Między jedną nogą a podłogą było dobre kilka centymetrów przestrzeni. Już widziała jedzenie w takich warunkach. Gdy w końcu przy niej pojawił się przypisany jej mężczyzna – trzeba przyznać, niczego sobie – wstała, uśmiechając się do niego.
- Hej, Saskia jestem, miło mi Cię poznać – Zapewne gdyby była w Brazylii, to zapewne by od razu do niego podeszła i pocałowała w policzek na przywitanie, jednakże tutaj panowały trochę inne zasady, więc się powstrzymała, pozwalając Orpheusowi na pierwszy krok. – Swoją drogą, możemy zmienić stolik? Ten się strasznie chwieje. – Miała nadzieję, że nie będzie to duży problem, zwłaszcza że parę wolnych się znajdowało. W najgorszym wypadku będą mogli zgłosić ten fakt pracownikom kawiarni i coś na to poradzą.

Wykonane zadanie: 2.17

orpheus wrottesley
inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
Boże, to było takie głupie. Nie sam pomysł randki w ciemno, bo to zawsze było jakimś urozmaiceniem monotonnego życia i gwarancją jako takiej zabawy, ale powód, dla którego Orpheus się na takową wybrał. Kiedy kilka dni temu w zwykłej, niezobowiązującej rozmowie wypłynął temat walentynek, a jego współlokator rzucił od niechcenia, że tego dnia wybiera się na jakąś zabawną akcję organizowaną przez tutejszą kawiarnię, Wrottesley odczekał kilka minut i upewniwszy się, że tamten go nie słyszy, pod wpływem przedziwnego impulsu chwycił telefon, a wybrawszy numer wspomnianego lokalu, wskoczył prędko na ostatnie wolne miejsce, bo akurat kilka godzin temu inny uczestnik zrezygnował. Zdumiewające zrządzenie losu, prawda? Z początku naturalnie się ucieszył, ale już po kilku minutach naszły go wątpliwości, bo przecież… Albo mógł trafić właśnie na swojego współlokatora i znaleźć się w okropnie niezręcznej sytuacji, albo mógł zostać dobrany w parę z jakąś biedną dziewczyną spodziewającą się rycerza w lśniącej zbroi, który po wszystkim zabierze ją na swoim rumaku w stronę zachodzącego słońca. A Orfeusz też na takiego rycerza czekał. Ostatecznie jednak stwierdził, że trudno - niezależnie na kogo trafi, zamierza po prostu dobrze się bawić i niczym się nie przejmować, tyle że łatwo było powiedzieć, trudniej zrobić, prawda? Odkąd podniósł się dzisiejszego ranka z łóżka, zżerały go niemałe nerwy i te nie opuściły go aż do teraz - momentu, w którym nieco spóźniony zjawił się pod kawiarnią, przegryzając od środka policzek i czekając, aż ktoś go minie i wejdzie pierwszy. Tak, żeby dodać mu otuchy, że nie spóźnił się jako jedyny. Niestety, takie zabiegi nie sprawdzały się ani kilkanaście lat temu w szkole, ani tym bardziej teraz. Czując w ustach metaliczny posmak krwi wywołany zbyt silnym zaciśnięciem zębów, pokręcił zamaszyście głową i wkroczył do środka, zmierzając w kierunku uprzejmie wyglądającej kelnerki i posyłając jej niepewny uśmiech. Teraz, kiedy dochodziły go z każdej strony żywe rozmowy obcych ludzi, dekorowane co jakiś czas ich niekontrolowanym śmiechem, było mu już nieco łatwiej zmierzyć się z przyszykowaną przez los niespodzianką, a wyciągając ręce z kieszeni swoich spodni, czarnych tak jak i jego cienki golf, przejechał dłonią po swojej czuprynie i wtedy też… dostrzegł swojego współlokatora. Tyle że kilka stolików dalej, z kimś innym, równie roześmianego co jego partnerka i… zmieszał się. Dopiero po chwili dotarło do niego, że stoi już na przeciwko swojej randki, przypatrującej się mu z uwagą i coś mówiącej. Boże, jaki kretyn. - Jak jak? Możesz powtórzyć imię? - zapytał posyłając jej przepraszający uśmiech i zatrzymując na niej już w pełni skupione spojrzenie, które pomogło mu odkryć, że choć nie trafiono w jego przypadku z płcią, tak trafił na bardzo ładną dziewczynę. Poza tym wyglądali, jakby zgadali się wcześniej w kwestii kolorystyki swoich stylizacji. - I chryste, przepraszam, jestem dzisiaj jakiś rozkojarzony. Cześć, jestem Orpheus - nadrobił szybko, wyciągając w jej kierunku rękę w geście typowego powitania i nie myśląc o tym za wiele, automatycznie złożył na jej policzku delikatny pocałunek. Chyba telepatycznie podsunęła mu ten pomysł. A potem, gdy się już nieco oddalił, twarz jego przecięła konsternacja marszcząca jego czoło. - Em… Jasne. Możemy. Na ten tu? - skinąwszy głową na stolik mieszczący się obok, posłał jej pytające spojrzenie, bo może już jakiś inny przyciągnął jej uwagę? Nie żeby różniły się od siebie w kolosalny sposób, ale na każdym znajdował się inny bukiet kwiatów w wazonie. Gdy już udało im się zostawić wadliwy mebel, zasiadając przy bardziej obiecującym, jego żołądek znów związał się w supeł. O czym niby mieli rozmawiać? - To ten… Gdybyś była rybą, to jak myślisz, jakim gatunkiem? - palnął głupio pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy. Korciło go zapytać o jej intrygujący akcent objawiający się w przeciąganiu co niektórych sylab albo o tatuaże zdobiące jej ciało (sam miał kilka i temat ten zawsze go interesował), ale nie wiedział, czy może jej tym nie urazi. Różnie to przecież z ludźmi bywało.

wykonane zadanie: 1.16 || Saskia Ferreira
Barmanka — Shadow
27 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
A smile that hides the pain within the heart soothes the hearts of those who behold it. So smile even through difficult times
Saskia przez chwilę miała w głowie myśl, że może nie powinna się zgłaszać – jakby nie patrzeć, miała dosyć niestabilną sytuację, a na tą całą randkę w ciemno trzeba było się zapisać imieniem, jednakże stwierdziła, że w najgorszym wypadku wezmą ją za jakąś turystkę na wakacjach, albo studentkę z wymiany czy coś. Nie mogła żyć w ciągłej paranoi, że ktoś podejrzewa ją o bycie nielegalną imigrantką – bo przecież jeżeli będzie zbyt mocno nad tym wszystkim się zastanawiać, to po prostu będzie to wyglądać podejrzanie. Dlatego starała się wychodzić na miasto i prowadzić względnie normalne życie, jednocześnie starając się jak najmniej pakować w kłopoty. Nigdy nie przeszła na czerwonym świetle, zawsze przestrzega wszystkich przepisów, aczkolwiek fakt, że pracowała na czarno w Shadow był trochę ironiczny, bo jeżeli kiedyś wpadnie im tam policja, to będzie śmiesznie i Fereirra raczej nie wywinie się zbyt łatwo. Deportacja do Brazylii czekałaby ją jak nic.
Ciężko stwierdzić, czego oczekiwała od tego spotkania – nie liczyła raczej na to, że spotka tu miłość swojego życia, która okaże się być ratunkiem na wszystkie jej problemy i postanowi stanąć z nią na ślubnym kobiercu. Raczej liczyła na miło spędzony czas, wspólną zabawę i jakąś nową znajomość – nawet jeśli nie wyjdzie z tego nic romantycznego. Bo nie ma co się specjalnie nastawiać zawczasu, żeby przypadkiem się nie spalić.
Trzeba przyznać, że mężczyzna, który został jej dobrany… wyglądał naprawdę nieźle. Wygląd nie był oczywiście wszystkim i liczył się dla Saskii także charakter, jednakże możliwość zawieszenia wzroku na przystojnym facecie zawsze na plus. Niestety, przez pierwsze kilka sekund wydawał się jakiś taki… nieobecny. I nie złapał jej imienia. Może mówiła nie wyraźnie? Akcent Saskii był dosyć mocno wyczuwalny, jednakże dotychczas nie miała większych problemów z komunikacją. Jedynie Dick czasem udawał, że jej nie rozumie, gdy chciał zrobić dziewczynie na złość.
Saskia, jak ta postać z gry „Wiedźmin Zabójcy Królów” – powiedziała, uśmiechając się do Orpheusa. W sumie wolała tłumaczyć ludziom swoje imię w ten sposób, a nie faktem, że tak naprawdę zostało przez jej matkę wybrane, bo zauważyła jakąś modelkę o tym imieniu w piśmie dla dorosłych. – Nie szkodzi, miło mi Cię poznać. – Wyciągnęła do niego rękę, a następnie oddać tego całusa w policzek, skoro mężczyzna się na niego zdecydował. Pierwsze lody były przełamane, na dodatek w dosyć miły sposób! W kwestii stolika zaś – Saskia sprawdziła, czy ten zaproponowany przez Orpheusa się nie chwieje. Po zaliczeniu jej testu jakości, przytaknęła głową. – Może być – powiedziała, siadając na jednym z krzeseł, jednocześnie chwytając za kartę i przeglądając ją, myśląc co zamówić. Na tę okazję podebrała Dickowi trochę gotówki, więc mogła zaszaleć. Trzeba przyznać, że pytanie, które zadał jej mężczyzna… było dosyć nietypowe. Uniosła wzrok znad karty, uśmiechając się. – Nigdy się w sumie nie zastanawiałam… ale może łosoś? Mój naturalny kolor ust ma taki kolor zbliżony do łososiowego. – Potraktowała te pytanie zupełnie szczerze i na dodatek jeszcze uargumentowała! – A Ty? – zapytała z ciekawości, jaką to Orpheus byłby rybą. – Swoją drogą, masz świetne tatuaże, bardzo mi się podobają – odrzekła. Nie mogła się powstrzymać od rzucenia tym komplementem. Sama również miała kilka, więc nic dziwnego, że te przykuły uwagę Saskii.

Wykonane zadanie: 2.15.
orpheus wrottesley
inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
Niedługa utrata łączności z chwilą obecną - a więc i rozpromienioną nieznajomą - faktycznie nie dodała mu punktów do pierwszego wrażenia, co prędko pojął i czego równie szybko pożałował, pragnąc (zapewne równie nieudolnie) pokazać się tym razem z lepszej strony. - O mój boże, faktycznie! Ale nie zmieniasz się chyba w smoka, co? - zapytał chyba nazbyt entuzjastycznie, nie tylko za wszelką cenę próbując rozwiać ujemną opinię co do swojej osoby, ale też jako fan gier wideo nie potrafiąc nie pociągnąć tematu dalej. Jakże zazdrościł jej tego imienia! Mile kojarzyło się łącząc z jego osobistymi zainteresowaniami, no i zawsze nadawało nowym znajomościom jakiegoś toru na przełamanie pierwszych lodów i pchnięcie rozmowy naprzód, prawda? Oczywiście w zależności od preferencji. On na przykład, dzierżąc imię greckiego poety, nienawidził niczego z mitologią związanego i nic o niej nie wiedział. Nic, poza tym, że dostał najnudniejsze imię świata.
- Łososiem? - powtórzył z lekkim zdziwieniem, gdy już padła odpowiedź na jego wcześniejsze pytanie. Nie spodziewał się, że dziewczyna podejdzie do odpowiedzi tak rzetelnie ani że wybierze właśnie tę rybę. - Wiem tylko, jak wygląda na talerzu - przyznał po krótkim namyśle, pod jego naporem marszcząc czoło. - I pewnie nie jest to coś, co człowiek chce usłyszeć od nieznajomych czy… w sumie kogokolwiek, ale w takim razie musisz być bardzo smaczna - jak bowiem inaczej miał podsumować jej wynurzenie, skoro jedynie smak ów ryby pamiętał? Chcąc zareagować więc jakkolwiek, ostatecznie wybrał jedną z najdziwniejszych możliwości. - Ja? Och, nie wiem, szpakiem? - gdy odbiła piłeczkę, zareagował od razu, wcale jak widać nie myśląc nad odpowiedzią. Rozmawiali przecież o rybach, nie ptakach, cholera. Teraz to już nawet nie był pewny, czym właściwie jest szpak, a nie chcąc po raz drugi się upokorzyć, rzucając nazwą na przykład orangutana, stwierdził, że nic już w tej sprawie nie doda i trudno już, zostanie idiotą. Bywały gorsze rzeczy w życiu. A że jest rekinem (tutaj nie można było mieć już wątpliwości co do gromady kręgowców, do jakiej należał) mówić nie chciał, bo było to takie wyświechtane i żałosne. Sięgnął więc niezwłocznie po drugą kartę dań, pragnąć się w niej ukryć i licząc, że ta zmyje z niego blamaż. Ruch ten sprawił, że przedramiona nieskryte materiałem swetra, uprzednio podciągniętym, faktycznie wyeksponowały część jego tatuaży, co, patrząc na komplement kobiety, nie uszło jej uwadze. - Dzięki, no, wiesz, chciałem być marynarzem, chciałem mieć tatuaże. Ale ostatecznie mam tylko tatuaże - odparł przedziwnie, posyłając jej nieznaczny uśmiech i odciągając kartę dań od twarzy. - Ty też masz super, jakieś szczególne historie się za nimi kryją? - skierował tym razem temat na nią, by oszczędzić sobie dalszych upokorzeń.


wykonane zadanie: 1.13 || Saskia Ferreira

i... koniec ;(
ODPOWIEDZ