płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
53. + Outfit


Cieszę się, że moja nieobecność zgrała mi się z fabularną nieobecnością Sameen.
Tak czy siak, Sameen z nieznanych sobie i nikomu powodów obawiała się powrotu do Lorne. Prawdopodobnie czuła się osaczona tym, że ostatnie dwa miesiące non-stop spędzała w towarzystwie Zoyi. Nie żeby miała coś do spędzania czasu ze swoją przyjaciółką. Wręcz przeciwnie. Po prostu nie była do tego przyzwyczajona. Budziła się samotnie i to ona decydowała o tym kiedy chciała oglądać czyjąś twarz i spędzać z kimś czas. Na Bora Bora dzieliła z Zoyą apartament hotelowy, a na Krecie mieszkały w domu Sameen, więc ciężko było uniknąć swojego towarzystwa. Poza tym Sam nie chciała unikać przyjaciółki, bo byłoby to głupie biorąc pod uwagę, że sama ją na ten wyjazd zaprosiła.
Sama wizyta na wyspie, którą nazywała rodzinną wyspą nie była łatwa. Zakładała, że śmierć mężczyzny, który otoczył ją opieką niespecjalnie ją obejdzie. Głównie dlatego, że przecież ze śmiercią miała styczność codziennie. Często nawet sama była za nią odpowiedzialna. Oczywiście przed Henderson nie dała niczego po sobie poznać. Nie po to przez całe życie zgrywała posąg, żeby teraz wyjść na jakąś emocjonalną kobietę. Nie przystoi. A przynajmniej nie jej. Dodatkowo ubolewała nad tym, że mężczyzna zostawił jej kilka rzeczy w spadku. Między innymi psa, którego Sam nie mogła przeżyć, bo nie chciała być odpowiedzialna za żadną żywą istotę. Chciała być sama sobie. Ale no nie mogła, bo czuła się zobowiązana skoro zostawił go jej i jeszcze nazwał tego psa specjalnie dla niej.
Chwilę po tym jak wróciły z Zoyą do Lorne, Sameen nie mówiąc nic nikomu ponownie sobie wyjechała. Potrzebowała czasu dla siebie. No i też po to, żeby zapoznać się z psem. Nie żeby tego pragnęła, bo był duży, śmierdział i był za ciepły jak siedział blisko. No i zostawiał sierść na jej czarnych golfach, co już dla niej było skazą na jej „idealnej osobie”. Nie mogła jednak nic z tym zrobić poza żałowaniem, że nie zostawiono jej kota sfinksa, który charakterem bardziej by jej odpowiadał. Pojechała sobie bogowie wiedzą gdzie i po dwóch tygodniach wróciła. Na szczęście z psem, więc plusem jest to, że jej wyjazd nie był związany z pozbyciem się zwierzaka. Jedną z niewielu rzeczy, które przerażały ją najbardziej po powrocie do Lorne, było spotkanie z Eve. Paxton oczywiście nie powiedziała, że nie chce się z nią zobaczyć jak wróci, ale tak jak już sobie potwierdziły… wiele może zmienić przez te dwa miesiące. Chciała pojechać do Eve od razu jak wróciła, ale jednocześnie nie chciała się narzucać. Jednocześnie jednak chciała się z nią zobaczyć. Więc nie bardzo wiedziała co robić. Po głębszej analizie całej sytuacji uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie niby przypadkowe wpadnięcie na Eve, które Sameen zaaranżuje. A, że zajmowała się tym zawodowo to nie widziała w tym nic złego ani problematycznego. Ostatecznie (i na szczęście) do jej planu nie doszło. Nie musiała się bawić w stalkera. Jak przejeżdżała prze miasto to dostrzegła Eve wchodzącą do jakiegoś sklepu. Żeby nie napadać jej w alejce zaparkowała swoje nowe auto przed wejściem, wysiadła i przysiadła sobie na drzwiach. W tym czasie pies wykorzystał okazję i zajął miejsce kierowcy i zaczął zaczepiać Sam, która dłuższą chwilę go ignorowała. W końcu jednak poklepała go po pysku i nawet zostawiła na nim swoją rękę, żeby dał jej spokój. Nawet nie wiedziała ile czekała na Eve, ale ta w końcu wyszła i Galanis starała się nawet zachować powagę na jej widok. –Eve. – Zwróciła na siebie jej uwagę i wstała żeby do niej podejść. Zanim się jednak oddaliła to gestem dłoni nakazała psu zostać w aucie. –Cześć. – Przywitała się jednocześnie zachowując dystans i nie robiąc niczego co mogłoby być niekomfortowe dla którejś z nich. –Zeszło mi trochę dłużej niż myślałam, ale wróciłam. – Nie wiedziała czy potrzebowała tego czasu, żeby przeżyć żałobę w samotności czy po prostu potrzebowała samotności. –Jak się czujesz? – Pierwsze pytanie, które przyszło jej na myśl, a które nie było beznadziejnym „co słychać?”.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit

W jednej dłoni trzymała reklamówkę z płynem do pielęgnacji kwiatów dla Sue Ann i bukiet gerberów na wieczór, zaś w drugiej telefon, w który wpatrywała się wychodząc ze sklepu. Nie ponosząc wzroku skręciła w lewo, w stronę swego auta, zrobiła dwa kroki wystukując krótką wiadomość i nie zdążyła nacisnąć „wyślij”, kiedy ktoś przywołał ją z imienia. Automatycznie spojrzała w tamtym kierunku i na moment się zawiesiła niepewna, czy miała zwidy po ostatnim wstrząśnieniu, czy to był moment, kiedy mogła powiedzieć, że los bywał suką.
- Cześć – odpowiedziała automatycznie acz bez wyrazu wciąż kodując w głowie niespodziewaną obecność Sameen. Kobiety, której nie widziała od ponad dwóch miesięcy i już była gotowa uznać, że ta nie żyła albo po prostu ją olała skoro dostała to czego chciała. Paxton wcale nie zdziwiłaby się, gdyby wyszła na tę, którą wykorzystano. Momentami była zbyt miękka i zamiast odmówić, to zrobiła wszystko o co Galanis ją prosiła. Spłaciła długi Barlowe i w skrzynce na listy Sam zostawiła pendrive z nagraniem z rozmowy o Gai. I po co? Żeby przed tygodniem uświadomić sobie, że zapewne dała się wykorzystać? Kiepskie uczucie, ale sama sobie była winna.
Rzuciła okiem na samochód, a raczej bardziej zainteresowała się psem, zanim spojrzeniem powróciła do Sameen i wciąż nieco skołowana zlustrowała ją od góry do dołu.
- Widzę – mało elokwentnie, ale nadal nie wiedziała jak powinna się czuć ani jak reagować na obecność Sameen, która rzeczywiście „wróciła”. Nie była martwa, więc Eve pozostało wierzyć, że druga opcja, którą wzięła pod uwagę, była tą właściwą.
W ciągu tych dwóch miesięcy działo się tyle rzeczy, że nie wiedziałaby od czego zacząć. W ogromnym lesie szukała żywcem zakopanej laski swego ex, została poturbowana przez nieznanego sprawcę, którego Lorenzo olał i pozwolił mu uciec. Po wszystkim posiniaczona i ze wstrząśnieniem na wpół przytomna wylądowała w rowie przy farmach a po paru dniach nawiedził ją palant w garniaku, którego pamiętała z dziwacznej akcji na północnym wybrzeżu. Pokłóciła się z przyjaciółką, bo miała dość traktowania jej jak piniaty w związku ów znajomej (bo albo ona albo jej partner złościł się na Eve o byle gówno) i całkiem niedawno podczas okropnej burzy ją i jeszcze jedną kobietę prawie zabiła metalowa część od starego wiatraka, ale spoko zamiast tego Paxton wylądowała w szpitalu z gwoździem w plecach, na których teraz miała bliznę po tej cholernej dziurze. Nie pierwszą na ciele, ale miała nadzieję, że chociaż plecy zostaną nietknięte.
Jak się czuła?
- Wspaniale – odpowiadała krótko, bo bała się, że większa ilość słów rozbudzi w niej irracjonalną złość.
Dłuższą chwilę patrzyła na Sam w milczeniu jednocześnie chowając telefon do kieszeni spodni i znów zerknęła na samochód. Był nowy. Mogłaby coś o nim powiedzieć. O psie także. Mogłaby zabłysnąć żartem, uśmiechnąć się i zapytać, jak było. Tylko, że.. nie miała ochoty.
- Świetnie, że żyjesz – odezwała się wreszcie z ledwością tuszując ironie w głosie. – Długo zastanawiałam się, czy przypadkiem gdzieś nie umarłaś. – Jasne, że się martwiła, ale najwyraźniej niepotrzebnie, bo druga strona miała ją gdzieś. – Brałam pod uwagę to oraz fakt, że skoro zrobiłam o co prosiłaś, to już nie byłam ci potrzebna. – Skoro więc Sameen żyła, to drogą prostego odrzucenia opcji łatwo się domyślić, co pozostało Paxton. – Więc nie wiem o co tu chodzi – Obrzuciła spojrzeniem samochód oraz fakt, że stał on pod sklepem, w którym właśnie była. – ani czy znów czegoś chcesz, ale ja odpadam. – Miała za dużo swojego bajzlu, żeby jeszcze dokładać to wszystko. – Nie mogę zamartwiać się o kogoś, kogo nawet nie było stać na jednego głupiego smsa „Hej, w razie czego, to nie leżę martwa w rowie. Niebawem wrócę”. Przeczytałaś w ogóle to co ci wysłałam? - Nie od razu zdecydowała się na wiadomość do Sameen. Nie chciała zawracać jej dupy, a jednak czuła potrzebę podzielenia się tym, jak po nocy w lesie szukała żywcem zakopanej kobiety. Nie była to długa wiadomość. Nie zalewała Sameen historią na półtorej stronicy a mimo to i tak nie doczekała się odpowiedzi, więc sama nie fatygowała się, żeby pisać coś więcej. Nie była osobą, która narzucała się komuś, kto tego nie chciał.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Cofnęła się o krok. Nie trzeba być specjalistą, żeby zauważyć, że to nie będzie przyjemna rozmowa. Może nawet dobrze zrobiła decydując się na „przypadkowe” spotkanie w miejscu publicznym. Zapewne jakby pojawiła się u niej na farmie to byłoby zdecydowanie gorzej. No, ale trudno, już nie było odwrotu.
Nie nastawiała się na nic, nie miała żadnych oczekiwań co do tego spotkania. Nie wyobrażała sobie jakiegoś rzucenia się w ramiona czy wypłakania sobie tęsknoty. Nie spodziewała się niczego, a jednak była mocno zaskoczona zachowaniem Paxton. Przecież mówiła jej, że nie będzie jej dwa miesiące. Okej, trochę jej się przedłużyło i rzeczywiście mogła dać znać o tym, mogła rzeczywiście od czasu do czasu napisać. Właściwie to nawet obiecywała, że napisze. Domyślała się, że być może chodziło właśnie o to. Nie dałaby sobie jednak ręki uciąć.
-Okej. – Nie przyszło jej nic innego na myśl. Nie wiedziała co mogłaby odpowiedzieć na ten cały wywód. Może gdyby wiedziała o wszystkim co przez te dwa miesiące przydarzyło się Eve to to spotkanie wyglądałoby inaczej. Prawdopodobnie nawet porzuciłaby Kretę i wróciła do Lorne. W końcu coś przecież wspominała o tym, że może Eve ochronić. Niestety o niczym nie wiedziała, więc zakładała, że poszło o proste, międzyludzkie relacje i to, że Sameen takowych nie potrafiła utrzymywać. –Czyli rzeczywiście sporo się zmieniło przez te dwa miesiące. – Mruknęła bardziej sama do siebie niż w odpowiedzi na słowa Paxton. Przez chwilę spoglądała na chodnik, ale po chwili przeniosła wzrok na Eve. –O to chodzi? – Zapytała i podeszła bliżej, bo nie chciała z ich wymiany zdań zrobić publicznego wydarzenia. A miała świadomość tego, że miasteczka żyły takimi rzeczami. –Myślisz, że cię wykorzystałam? Że pojawiam się tylko wtedy gdy czegoś potrzebuję? – Wskazała na siebie palcem wbijając go sobie w klatkę piersiową. Nie wiedziała czy się śmiać czy płakać. Chyba była lekko urażona, ale jednocześnie śmieszyło ją takie oskarżenie, bo ona nigdy nie potrzebowała nikogo. Właściwie to nawet nie wiedziała o tym, że Eve tak szybko załatwiła długi na farmie Barlowe. Myślała, że to będzie dłuższy proces. Nie miała również pojęcia o nagraniu. Nie korzystała ze skrzynki na listy. Nawet nie myślała o tym, że takową posiada.
-Przepraszam, że nie napisałam. Nie mam na to żadnego wytłumaczenia. Po prostu nie napisałam. – Wzruszyła ramionami. Nie chodzi o to, że zapomniała albo że nie miała czasu. Po prostu tego nie zrobiła. –Wysłałam ci coś. Nie dostałaś niczego? – Przypomniało jej się, że kupiła Eve prezent na święta i go wysłała. No dobra, może nie wysłała go bezpośrednio ona, bo poprosiła ludzi odpowiedzialnych za aukcje o wysłanie obrazu na podany przez nią adres, ale obiecywali, że powinien w okresie świątecznym dotrzeć do Lorne Bay. –O czym ty mówisz? – Zmarszczyła brwi. –Niczego mi nie wysłałaś, niczego od ciebie nie dostałam. – Opuściła ramiona i zaczęła się klepać po kieszeniach, żeby wyjąć telefon i udowodnić, że niczego nie dostała, ale tradycyjnie nie miała przy sobie telefonu. Miała go prawdopodobnie w aucie, albo zostawiła w domu. –Co mi wysłałaś? Co się stało? – Obleciał ją strach, a w głowie zaczęły się pojawiać najgorsze scenariusze.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- A co miałam sobie myśleć? – zapytała w odpowiedzi na pytanie o to, czy sądziła, że Sameen ją wykorzystała. Owszem, tak właśnie uważała i tak też się czuła. – Zrobiłam co chciałaś. – Nie powiedziała co konkretnie, bo jednak były w miejscu publicznym, a przecież wiedziała, że cała sprawa z długami Barlowe oraz Gaią była ściśle tajna. To coś, o czym nie powinno się mówić na głos zwłaszcza na chodniku nieopodal wejścia do sklepu. – Zostawiłam ci wszystko w skrzynce a ty przepadłaś i słowem się nie odezwałaś, chociaż obiecałaś co innego. – Wiedziała, że Sameen nie będzie dwa miesiące, ale jej nieobecność się przedłużyła co jedynie utwierdziło Paxton w przekonaniu, że została wykorzystana. To albo śmierć, czego jednak (mimo wszystko) nie życzyłaby kobiecie. Nie była aż tak zawistna, żeby chcieć czyjeś śmierci. Może tylko chuja, który zabił Isabelle, ale to była zupełnie inna sprawa. Facet skrzywdził kogoś jej bardzo blisko. Osoby, które skrzywdziły ją.. cóż, o samą siebie aż tak bardzo nie dbała.
- Po prostu nie napisałaś – Z ironią powtórzyła słowa Galanis i przewróciła oczami. Nie ma to jak po tygodniach zamartwiania się usłyszeć, że ktoś po prostu nie napisał, bo najwyraźniej tego nie chciał i miał w dupie. Naprawdę wspaniałe uczucie. – Oh, chodzi ci o obraz? – Czy była w szoku, że go dostała? Owszem. Nawet większym niż dało się to opisać. Sprawdziła, ile mógł kosztować, co wstrząsnęło nią jeszcze bardziej, ale Eve nie była osobą, która potrzebowała drogich prezentów. Nie należała do tego typu kobiet, które dostając błyskotki przymykały oko na zbyt przydługie delegacje męża. – Wybacz, ale niestety nie złagodził on bólu zamartwiania się o ciebie. – Cokolwiek Sameen tym chciała osiągnąć, nie udało się. Może na początku, kiedy Paxton otworzyła tajemniczą paczkę, ale uczucie to zostało zepchnięte przez długie martwienie się o stan zdrowia i życia Galanis
Po co w ogóle o niej myślała?; teraz się o to pytała zwłaszcza wiedząc, że kobieta po prostu nie napisała. Co to w ogóle oznaczało?
- Czyli nagle zmieniłaś numer? – zapytała i choć wiedziała, że sieć też mogła nawalić, to w tej chwili spodziewała się wszystkiego. Nawet tego, że Sameen zmieniła numer i o niczym nie powiedziała. Z drugiej strony sądząc po jej zachowaniu i tego, że nie znalazła czego chciała, można śmiało uznać, że telefon nie był jej najlepszym przyjacielem.
- Mnóstwo szajsu. – To się stało. – O którym chciałam z tobą pogadać, bo czułam, że tylko ty spojrzysz na to trzeźwym okiem i nie będziesz przy tym ogromnie przerażona, ale.. – Wzruszyła ramionami, bo przecież do żadnej rozmowy (ani zwykłej czy też sms’owej) nie doszło. – Nie jestem typem, który się narzuca. – Nie była też zaborcza i nie wymagała kontaktu co pięć minut, bo sama nie byłaby w stanie tego zaoferować. – Ale też nie mogę być jedyną stroną, która myśli o tej drugiej. Która się zamartwia, kiedy najwyraźniej miałaś się dobrze, kupiłaś sobie nowe auto i masz psa. – Machnęła ręką w stronę czarnego samochodu. Szczerze powiedziawszy bardziej podobaj jej się ten poprzedni, ale to nie ona miała być zadowolona a Sameen. – Świetnie, że się dobrze bawiłaś – naprawdę – bo nie życzę ci źle, ale szkoda, że nie mogę liczyć choćby na minimalne zainteresowanie z twojej strony. - Bo tak to właśnie odebrała; że przez całą swą nieobecność choć przez chwilę Sam nie pomyślała, co u niej.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokręciła głową z niedowierzaniem i oparła dłonie na biodrach. –Gdybym wiedziała, że tak na to będziesz reagowała to o nic bym cię nie prosiła. – Odparła sucho. Nie potrafiła sobie nawet przypomnieć czy rzeczywiście poprosiła o tą pomoc. Logiczne jest to, że musiała o nią poprosić, ale nigdy niczego nie narzucała. –Nie zmuszałam cię do tego, Eve. – Dodała nawet nie patrząc na kobietę. Rozumiała jak Eve się czuła, a przynajmniej starała się zrozumieć. Nie zmieniało to jednak faktu, że w tym momencie Sameen czuła się zdradzona. Zawsze odpychała od siebie ludzi i jakąkolwiek pomoc, wszystko robiła sama. Raz postanowiła skorzystać z czyjejś pomocy i teraz była oskarżana o wykorzystanie tej osoby. Najbardziej raniło ją to, że te słowa pochodziły od Eve. Od jedynej osoby, która znała prawdę i której Sameen nigdy nie posądziłaby o takie przykre założenia.
-Nie zaglądałam do skrzynki. – Nie skomentowała złamanej obietnicy, bo już się nienawidziła. Jeśli to obiecywała to rzeczywiście zawiodła. Tak bardzo uważała się za słowną osobę. Nigdy nie łamała obietnic. Oczywiście pamiętała, że mówiła o tym, że będzie się z nią kontaktować, ale wtedy raczej nie traktowała tego jako obietnicy. Albo nie pamiętała. Albo po prostu teraz szukała jakiejkolwiek wymówki, żeby się wybielić i nie ponosić stuprocentowej winy za to, że rzeczywiście zawiodła i to grubo.
Zgadywała po tonie głosu Paxton, że obraz niekoniecznie był dobrym pomysłem. Może był nawet złym pomysłem. Może Eve nigdy nie była fanką tego malarza? A może Sameen licytowała zły obraz. Mogła się tylko domyślać. Ten moment raczej nie był odpowiednią chwilą na zadawanie pytań i pytanie o wrażenia odnośnie obrazu. –Mówiłam ci, że nie musisz się zamartwiać. – Nadal było dla niej absurdalne to, że Eve przejmowała się nią na tyle, żeby być złą kiedy się okaże, że ta jednak żyje. –Mówiłam ci też, że to nie był wyjazd służbowy. – Co dla niej naturalnie było jednoznaczne z tym, że jej życiu i zdrowiu nic nie zagrażało. W sensie jasne, tak naprawdę ludzie jej pokroju nie są nietykalni kiedy są na wakacjach, więc jej życiu zawsze coś zagrażało. Teraz jednak nie robiła niczego co przez jej działania mogło mieć tragiczne skutki.
-Nie zmieniłam numeru! – Trochę się nawet uniosła, bo oczywiście bycie fałszywie oskarżaną o coś takiego było raniące i irytujące. –Nic od ciebie nie dostałam. – Wyjaśniła raz jeszcze i nawet żeby potwierdzić swoją niewinność cofnęła się do auta, wsiadła do niego i w schowku zaczęła grzebać w poszukiwaniu telefonu. Niestety nie miała go tam. Przeszła więc do bagażnika i przejrzała kurtkę, ale tam też nie było telefonu. –Musiałam zostawić telefon w domu, ale nie dostałam od ciebie żadnej wiadomości. – Wiedziała, że istniało coś takiego jak kasowanie wiadomości, ale w tym momencie Sameen była zdesperowana, żeby udowodnić Eve, że poza tym, że nie napisała i nie zadzwoniła, to nie zrobiła nic złego. Nie ignorowała jej.
-To dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś ani nie napisałaś?! – Zaczynała się wkurwiać. Do tego stopnia, że nie potrafiła nawet zapanować nad swoimi emocjami. Teraz to żałowała, że jednak wybrała miejsce publiczne na „przypadkowe” spotkanie się z Eve. –Ja też nie jestem osobą, która się narzuca, więc jak dalej będziemy tak działać to jedyne na co będziemy mogły liczyć to przypadkowe spotkania. – Powiedziała tą samą wymówką i w sumie to nawet żałowała, że nie pomyślała o tym wcześniej, bo właśnie tego wyjaśnienia mogła użyć dla braku kontaktu ze swojej strony.
Spojrzała z oburzeniem na nowe auto i na psa. Otworzyła usta, żeby wyjaśnić, że auto kupiła na długo przed ich ostatnią rozmową, poleciała je tylko odebrać. Psa nie skomentowała, bo interesował ją tyle co zeszłoroczny śnieg w polskich górach. –Naprawdę nie rozumiem w czym masz problem. – Powiedziała wycofując się w stronę auta. –Mówiłam ci, że mnie nie będzie. Mówiłam ci też, że mogę cię chronić, ale nie mogę tego robić nie naruszając twojej prywatnej strefy. Więc jeśli mi o czymś nie mówisz i się nie narzucasz to nie mogę tego robić. Gdybyś mi napisała albo zadzwoniła informując, że coś się dzieje to bym przyleciała. – Nie założyła żadnych podsłuchów i nie szpiegowała Eve. Nawet jej nie sprawdziła chociaż nie raz kusiło ją poznanie zawartości teczki, która widziała w jej aucie. –To, że tego nie widzisz nie oznacza, że się nie interesuję. – Dodała jeszcze.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Dokąd..idziesz?; utknęło w gardle, gdy Sameen nagle wsiadła do auta jednocześnie odpychając psa na bok. W tej chwili Paxton spodziewała się wszystkiego. Nawet tego, że kobieta po prostu odjedzie nie chcąc dalej użerać się z urazą, która najwyraźniej ją zaskoczyła.
Obserwowała Galanis nie do końca pewna co wyprawiała. Dopiero, gdy padły słowa o telefonie pozostawionym w domu zrozumiała, że to właśnie go szukała. Była tym zaskoczona, bo nie spodziewała się, że ktoś prowadzący tajemniczą działalność będzie zapominał o telefonie. Oczywiście zauważyła, że tamta nie korzystała z komórki zbyt często, co bardzo w niej lubiła, ale żeby nie mieć pojęcia gdzie schowało się jedyny kontakt ze światem? Jedynie mogła sobie wyobrazić, że tak właśnie wyglądały ostatnie ponad dwa miesiące. Że Sam trzymała telefon nie wiedzieć gdzie i tyle.
Po prostu nie napisała; te słowa wciąż dźwięczały w jej uszach.
- Napisałam! – powtórzyła, bo dobrze pamiętała wiadomość, którą wysłała parę godzin po tym kiedy skutki wstrząśnienia nieco odpuściły. Do tego dochodził szok całym zdarzeniem w lesie, bolące ciało i wkurw na Lorenzo, który pozwolił palantowi uciec. Bóg jeden wie, gdzie teraz był ten pierdziel z lasu. – I to chyba wychodziło nam najlepiej – jęknęła, bo już sama nie była pewna, do czego zmierzały w tej całej kłótni i czemu nagle wychodziło, że przypadkowe spotkania były najlepsze. Może dlatego, że po prostu na początku ich znajomości dość dobrze to uskuteczniały? A kiedy już się umawiały to albo musiały odwołać spotkanie albo jedna lub druga robiła coś nie tak.
- Nie potrzebuje twojej ochrony. Nie musisz tego robić. – Nie tego chciała od Galanis. Nawet by tego nie wymagała, bo dobrze znała siebie oraz pracę, którą wykonywała. Może nie była aż tak niebezpieczna jak ta Sam (gdyby tylko Eve wiedziała, co kobieta robi), ale i w niej istniało ryzyko, do którego przywykła. Nie oczekiwała, że na każdym kroku ktoś będzie nad nią czuwał. Nawet by tego nie chciała, bo to oznaczało możliwe dodatkowe zranienia lub ofiary. Po co narażać innych? – Napisałam ci tylko co się działo. Potrzebowałam z kimś się tym podzielić i wiedziałam, że akurat ty nie ześwirujesz na wspomnienie o żywcem zakopanej kobiecie. – Mówiąc to nie zwracała uwagi na przechodniów, a raczej na tego jednego konkretnego, do którego uszu dotarły ostatnie słowa. Był w szoku, ale się nie przejął, bo pewnie wziął to za motyw z gry albo jakiegoś filmu. Bardzo emocjonującego filmu biorąc pod uwagę żywiołowość obu kobiet. – I nie ważne, czy twój wyjazd nie był służbowy. Na świecie jest dużo syfu i wiele się mogło wydarzyć. – Wypadek samochodowy, awaria samochodu, dzieciaki bawiące się bronią, ugryzienie przez węża albo spadająca z budynku klimatyzacja. Wiele rzeczy mogło zabić człowieka, nawet gdy był na urlopie. – Nie da się tak po prostu o kogoś nie martwić. – Zwłaszcza, gdy nie miało się z tą osobą kontaktu. – Może gdybym cię nienawidziła albo byłabyś mi obojętna, ale cholera – nie Sameen – nie wpisujesz się w żadną z tych kategorii a ja.. – Wiedziała, że miała problem z nadopiekuńczością i mocniej przeżywała fakt martwienia się o kogoś, bo to była pierwsza silna trauma, którą przeżyła. – ..ja już raz straciłam z oczu kogoś bliskiego. Byłam pewna, że nie muszę się o nią martwić. – W końcu to była zwykła wizyta w toalecie. Tak samo zwyczajna jak dla Sameen był jej wyjazd. Nic o co trzeba się martwić. – Że sobie poradzi i nic złego jej nie czeka, a jednak parę dni później znalazła się martwa. – Nawet nie wiedziała kiedy jej ciemne oczy zalała szklista mgła a w gardle poczuła bolesną gulę. – Więc nie, Sam. Nie zamierzam powtórzyć tego samego błędu i nie zamartwiać się o kogoś, kto mimo wszystko jest dla mnie ważny. – W ten czy inny sposób, który ciężko było określić zwłaszcza po ostatniej rozmowie o koleżeństwie i innych poziomach znajomości. Może i nie wiedziała, na którym poziomie się znajdowały, ale Sam zdecydowanie nie była obcą osobą, którą mogłaby zignorować, zapomnieć albo się nią nie przejmować.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Dla Sameen telefon komórkowy był rozpraszaczem, którego w ogóle nie potrzebowała. Na misjach potrzebowała całkowitego skupienia, więc nawet wibracja głupiego telefonu potrafiła wyprowadzić ją z równowagi. Oczywiście tylko podczas zadań. Prywatnie nie miała z tym problemu i nie triggerowały ją jakieś dziwne dźwięki czy hałasy. Chociaż zawsze była czujna. Tak czy siak całe życie wychowywała się bez prywatnego telefonu i dawała radę. Jak potrzebowała skorzystać z Internetu to chodziła do biblioteki, albo korzystała z laptopa, który też był po milionie przeróbek, żeby być nienamierzanym urządzeniem. Albo takim, które ciężko namierzyć. No i większość swojego życia nie miała nikogo kto mógłby chcieć do niej dzwonić. Było to też coś co drażniło Zoyę, dlatego ta ostatecznie sprezentowała Sameen telefon. Gdyby tego nie zrobiła to do dzisiaj Sam nie korzystałaby z takiego urządzenia. No i może na lepsze by jej to wyszło, bo gdyby nie miała telefonu komórkowego to teraz nie prowadziłaby tak nieprzyjemnej rozmowy z Eve. Nie byłoby pretensji o nic. A tak jest pretensja o wiadomość, której nigdy nie dostała i nie była nawet w stanie tego udowodnić.
-To super, ale ja niczego nie dostałam. – Nie wiedziała ile jeszcze miała tłumaczyć. Korciło ją żeby oskarżyć Eve o to, że może nawet tej wiadomości nie wysłała tylko wymyśliła powód, żeby się na nią wkurwić, ale jednocześnie nie sądziła, żeby Eve była takim typem osoby. W sumie nie wiedziała kto mógłby być takim typem osoby, żeby wymyślać takie bzdury tylko po to, żeby się pokłócić. –Aha. – Trochę ją zamurowało słysząc takie stwierdzenie z ust Eve. Może źle zinterpretowała jej odpowiedź i tak naprawdę Paxton nigdy nie życzyła sobie, żeby Sam ją odwiedzała po powrocie. –Dobrze wiedzieć. – Żałowała, że zabiła wszystkich ludzi, którzy ją szkolili. Ewidentnie w życie weszły jakieś nowe, psychologiczne zagrywki, których Sameen nie potrafiła zinterpretować i rozgryźć. Potrzebowała szkolenia. Albo wizyty u psychologa. Może zapisze się do Zoyi i będą udawać, że się nie przyjaźnią.
-To może jak mi powiesz czego potrzebujesz to będzie mi łatwiej. Bo na razie cokolwiek robię są to złe działania, więc się kurwa trochę gubię. – Zakładała, że Eve wiedziała, że Sameen byłą nieco upośledzona jeśli chodziło o uczucia, rozmowy, zgadywanie i domyślanie się. Potrzebowała usłyszeć wprost co ma robić. Wyprostowała się słysząc o zakopanej żywcem kobiecie. Oczywiście, że by nie ześwirowała, ale zdecydowanie rzuciłaby wszystko co akurat robiła w Grecji i wróciłaby do Lorne. –Ktoś cię zakopał żywcem? – Zapytała siląc się na udawanie kogoś kto właśnie nie świruje. No i dobra, może nie świrowała, bo jednak Eve stała przed nią i wyglądała na żywą. A jeśli został zakopany żywcem ktoś inny to niespecjalnie ją to obchodziło. Chyba, że to była Raine. Podeszła do Eve. –Raine? – Zapytała przerażona i poczuła jak robi jej się niedobrze. Jeżeli ktoś zakopał żywcem Raine i Eve jej o tym nie powiedziała to zapewne konsekwencje jej działań nie będą przyjemne dla nikogo.
-Może. Ale mi się nie dzieje wiele rzeczy. – No gdyby coś jej się miało dziać to zapewne już by nie żyła. W końcu miała milion okazji do tego, żeby zginąć. A jednak nie zginęła. Żyła i miała się dobrze. –Przestań, Eve. – Skrzywiła się, bo nie miała ochoty słuchać po raz kolejnej gadki o tym, że komuś na niej zależy i że ciężko jest nie martwić się o kogoś. Nie mogła się do tego odnieść, bo jej łatwo było mieć w kogoś wyjebane.
Westchnęła ciężko opierając dłonie na biodrach. –Okej, rozumiem. Masz jakąś traumę z przeszłości. Nie mówiłaś mi nigdy o tym, więc nie wiedziałam, że moją nieobecność możesz traktować w ten sposób. – Eve była skryta jeśli chodziło o jej przeszłość. –To jest coś co zawiera twoja teczka? – Zapytała oczywiście nawiązując do teczki, którą widziała w aucie Eve. Skoro sama uchyliła rąbka tajemnicy to Sameen postanowiła wykorzystać okazję i podpytać. –Rozumiem, że sprawa jest nadal otwarta skoro to ze sobą wozisz? – Uniosła brwi, a po chwili je zmarszczyła. –Nie. Nie jest otwarta. Jest zamknięta, bo została nierozwiązana, tak? – Nawet lekko się uśmiechnęła. Nie z powodu tragedii, która spotkała Eve, ale dlatego, że mogła co nieco odgadnąć nie naruszając przy tym prywatności Eve za jej plecami. –Cokolwiek to jest, mogę ci z tym pomóc. Chociażby po to, żebyś mnie nie oskarżała o wykorzystywanie ciebie do pomocy mi. – Zaproponowała chociaż czuła, że zna odpowiedź.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie oczekiwała od Sameen ochrony. Nigdy ją o to nie prosiła ani nie wymagała. Nie chciała, żeby kobieta ją pilnowała lub miała na uwadze każdą nietypową aktywność na terenie ośrodka. To za bardzo wyglądałoby jak relacja między osobą a jej ochroniarzem, czego wolałaby uniknąć, bo nie z tej strony poznała Galanis. Nie obrończynię a kogoś, z kim dobrze jej się rozmawiało i z kim mogłaby poruszyć każdy najdziwniejszy temat, który nie zostanie skwitowany skrzywieniem, odrazą albo obruszeniem.
- Tylko rozmowy z tobą – Niczego więcej nie chciała. – oraz odrobiny zapewnienia, że wszystko z tobą w porządku. – Nie zmieni tego, że się martwiła. To była naturalna reakcja. Nie ważne czy ktoś szedł na spacer, jechał na wakacje czy na jakąś misję. Po długim milczeniu każdy zacząłby się zamartwiać o tę osobę, bo świat był okrutny i wiele rzeczy mogło się wydarzyć, o czym Eve doskonale wiedziała. Wręcz paliło to ją pod skórą; i tak już od prawie dwudziestu lat.
- Nie, wszystko z nią w porządku. Świetnie radzi sobie w kawiarni i pomaga mi przy skonstruowaniu mechanizmu.. – Pomachała ręką w powietrzu, bo właśnie zbaczała z tematu, acz chciała zapewnić Sameen, że z jej siostrą było wszystko ok. – Miałam do czynienia z kimś, kto żywcem zakopał kobietę. – Kolejny przechodzień spojrzał na nie z zainteresowaniem, ale z brakiem przejęcia, jakby i on myślał, że dwie dorosłe kobiety rozmawiały o jakiejś grze. – Chujek uciekł, ale to teraz nie jest ważne. – Nie nim się przejmowała. Przynajmniej nie w tej chwili, chociaż od tamtej pory spała z bronią pod poduszką. Tak na wszelki wypadek, gdyby facet ją rozpoznał i sądząc, że mu zagrażała i ją zakopałby żywcem jak Delilah, której widok w trumnie aż wywoływał ciary.
Zacisnęła wargi i zmarszczyła brwi wodząc wzrokiem po jasnej twarzy, która wydawała się mało zadowolona z tego, że Eve nazwała ją „ważną” i się o nią martwiła. Czy to było takie złe? Jasne, kiepsko to przekazała, bo podczas kłótni i będąc złą (bo źle znosiła długie zamartwianie się podczas którego w głowie tworzyła milion scenariuszy), ale właśnie wyznała, że Sameen na swój sposób była dla niej ważna. Wiedziała, że nie mogła liczyć na żadne poważne rzeczy, bo akurat w tej kwestii blondynka ją przystopowała, ale to nie zmieniało faktu, że zależało jej na znajomości z Galanis.
Miała traumę. Martwienie się o kogoś traktowała bardzo poważnie, dlatego starała się nie otaczać zbyt wieloma ważnymi dla niej osobami. Bała się ich stracić i zarazem tego, że ich zawiedzie tak samo, jak zawiodła Isabelle. Rzucała Sameen tylko krótkie spojrzenia albo uciekała wzrokiem w bok tudzież w dół, gdzie dawała sobie chwilę na wzięcie parę oddechów. Zacisnęła pięści gniotąc trzymany w dłoni bukiet.
- Facet porywa, wykorzystuje i zabija małe dziewczynki.. – Zrobiła pauzę dopiero zauważając kolejnych przechodniów. Wcześniej nie zwracała na nich uwagi, ale teraz nie chciała przy nich mówić o tym wszystkim. Przyłożyła wolną dłoń do czoła i przetarła je palcami. – W porządku, przesadziłam – stwierdziła wreszcie acz to nie było łatwe. – Mam problem z radzeniem sobie z bezsilnością. – A martwiąc się o kogoś, z kim nie wiedziała co się działo, czuła się bezsilnie. – Doprowadza mnie to do szału, więc po paru dniach zachodzenia w głowę, co się z tobą dzieje.. przepraszam. – Wystarczyło od razu przeprosić. Nie musiała się tłumaczyć, co łatwe nie było, bo przyznawanie się do swoich traum i słabości nie należało do ulubionych zajęć Eve. To dlatego unikała rozmawiania o przeszłości, o doświadczeniach trudnych i mających wpływ na to, jak się teraz zachowywała.

Sameen Galanis
ODPOWIEDZ