barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Po kilku dniach ulewnych deszczy, które niosły wraz z sobą potężne burze i przeklęte wietrzyska, w Lorne Bay wreszcie nastała cisza. Większość zakładów zmuszona była zamknąć na moment swą działalność, by zmierzyć się ze skutkami potwornej nawałnicy; sprawdzane były szkody, podliczane ceny ich naprawy. W związku z tym Perry miał wolne, choć naturalnie spodziewał się, że do pracy powrócić już nie będzie mógł — tkwiąc w zawieszeniu, dyrekcja stoczni zastanawiała się pewnie, w jaki sposób go oddelegować. Naturalnie problemem była jego choroba i możliwe konsekwencje prawne, ale Pericles gotów był obiecać im, że nie będzie składać żadnej skargi, że nie zechce się procesować; skoro przez swoje działania naraził stocznię na spore straty finansowe, zamierzał dźwignąć tego ciężar. Niepewne było także to, ile pieniędzy musi zwrócić za zgubione narzędzia, ale Jane Winfield, na którą wpadł zupełnym przypadkiem, powiedziała mu, że nie powinien się tym martwić. Stocznia była ubezpieczona, więc wszelkie straty można było pod nie podpisać, ale… Perry wyobrażał sobie, że przeprowadzone zostanie wielkie dochodzenie, podczas którego okaże się, że pokaźna kwota nie może być wcale wypłacona. Robił jednak wszystko, by nie przejmować się niczym na zapas, toteż korzystając z ładnej pogody, wybrał się na wędrówkę po terenach Sapphire River. Jego klatka piersiowa, niosąca na sobie wiele ran i obrażeń, wciąż sprawiała mu wielki ból, ale Perry nie zamierzał spędzać całych dni w łóżku. Nosił przecież pas żebrowy, a to powinno wystarczać, prawda? Szczęśliwie ten skutecznie ukrywał ciemny t-shirt, więc nie było obaw, że ktokolwiek o jego wypadku się dowie. Nie, wystarczyło że Orfeusz i właściciele stoczni znali jego szczegóły — nikt inny nie musiał przekonać się o tym, jak wielką jest pokraką.
Krążył akurat w okolicach małego sklepu, który całkowicie został zalany podczas najgorszej fali uderzeń, kiedy na chodniku po przeciwnej stronie dostrzegł znajomą twarz. — Domi, hej! — zaczepianie innych nie leżało w jego naturze, ale dziś mocno łaknął czyjegoś towarzystwa. Dlatego po upewnieniu się, że nie nadjeżdża żaden samochód, przebiegł przez jezdnię i podszedł do dziewczyny. Nie znali się co prawda długo, ale zdążył ją polubić; była miła i zabawna, czym od razu zyskała jego sympatię.
Chyba się nie zgubiłaś, co? — zagaił, bo jednak w tenże właśnie sposób się poznali — ona skręciła w złą uliczkę, a on opowiadając jej o mieście obiecał, że gdyby chciała Lorne Bay poznać lepiej, chętnie zostanie jej przewodnikiem.

Dominique Rochester
dziedziczka sieci hoteli — jeszcze nigdzie
20 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Jankeska lecząca złamane serce, od trzech miesięcy w Lorne Bay, dziedziczka hotelarskiej fortuny. Przyjechała na wakacje i ma zamiar zostać na dłużej.
pericles campbell

W takich sytuacjach, jakie wystąpiły przed kilkoma dniami, tęskniła za gwarnym Nowym Jorkiem. Owszem, śmierdziało tam z uwagi na ogromne wysypisko śmierci na samych obrzeżach miasta i niezwykle było tłoczno, ale jeśli padał deszcz czy nawet ulewa, nie niosło to ze sobą żadnych poważniejszych konsekwencji. Oczywiście, były burze czy wiatry, ale nigdy na tyle niszczycielskie, by zmieść pół wioski czy pozrywać drzewa, a ulicami nie spływała woda, porywająca ludzi czy domy. Lorne Bay było dla niej nowe, pogoda niezmiernie ją przeraziła, bo chociaż wiedziała czym i gdzie jest Australia, nie przeżyła tego na własnej skórze i dni burzy przesiedziała w domu zamknięta na cztery spusty, z telefonem w dłoni, przygotowana do wezwania pomocy, jeśli by jej potrzebowała. O skutkach nawałnicy usłyszała z telewizji i wyczytała z Internetu. Wielu ludzi zostało bez pracy z uwagi na zalane zakłady pracy czy zniszczone sprzęty, niektórzy stracili też domy, co było jeszcze bardziej przerażające dla Dominique niż utrata pracy. Pracę zawsze można znaleźć nową, a domu tak szybko się nie zbuduje.
Kiedy wyszło wreszcie słońce, nie miała zbytniej ochoty wychodzić i oglądać skutków zniszczeń, zamiast tego leżała wyciągnięta na hamaku i przeglądała tik-toki. Na jednym z nich zobaczyła gościa, który na podwórku zamiast psa, jako obronę posesji trzymał sobie krokodyla. Najprawdziwszego gada z wielkimi zębami, jedzącego kurczaki, wygrzewającego się obok swojego pana na słońcu, a najlepsze nie robił mu żadnej krzywdy! Dominique miała plan. Z psem trzeba wychodzić, trzeba o niego dbać, czesać, kąpać i różne takie rzeczy pielęgnacyjne, a taki krokodyl nie wymaga opieki poza stałym dostępem do żarcia i wody. Miała oczko wodne w ogrodzie, sporo miejsca do leżenia, a żarcie będzie mu kupować w pobliskim markecie i wtedy może być spokojna o swój dobytek, bo na pewno nikt nie wejdzie na podwórze! Szybko więc zeskoczyła z hamaka, włożyła buty, narzuciła bluzkę na górę od bikini i ruszyła na rzekę, bo tam tych gadów było pełno, więc na pewno ktoś będzie wiedział gdzie takiego kupić. Szła chodnikiem i mijała właśnie jakiś sklepik, gdy usłyszała, że ktoś ją woła. Odwróciła się w kierunku źródła dźwięku i przez chwilę musiała pomyśleć, skąd kojarzy tego chłopaka. Dopiero gdy zbliżył się na odległość około 5 metrów, przypomniała sobie swojego wybawiciela.
- Hej, Pericles! Chyba nie przekręciłam imienia, co? - zapytała z uśmiechem, gdy już znalazł się obok niej. Była mu bardzo wdzięczna, że wtedy pomógł jej trafić we właściwe miejsce, po tym, jak zgubiła się w Lorne pierwszego dnia. Była zainteresowana historią miasteczka, którą jej opowiedział i przyjemnie się z nim rozmawiało. - Haha, nie, nie zgubiłam się, trochę się już orientuję, gdzie co jest, aczkolwiek nie do końca - zaśmiała się i po chwili stwierdziła, że skoro jest on mieszkańcem tego miasteczka, to może on będzie wiedział coś o handlu gadami. - Słuchaj, wiesz może, gdzie kupię krokodyla? Najlepiej jakiegoś młodego, żeby można było go oswoić. - Patrzyła na niego wyczekująco, chowając telefon do torebki, żeby nie wydało się, że właśnie poruszała się z nawigacją.
powitalny kokos
dominique
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Skwar lejący się z nieba, oblepiający pomarańczowymi promieniami zniszczone miasteczko, powlekany był przyjemnymi powiewami chłodnego wiatru. Innego świata nie znał, nigdy nie będąc poza granicami stanu Queensland; przyzwyczajony do tutejszej kapryśnej pogody, nie był w stanie wyobrazić sobie jakiejkolwiek alternatywy. Bez jasnego słońca, bez wysokich temperatur, bez szumu gniewnych fal słyszalnych z każdego zakątka Lorne Bay. Były tego i złe strony, naturalnie, bo w istocie wielką tragedią były te zdewastowane i pozbawione życia domy. Czy więc Perry, posiadający szczęśliwie dach nad głową mógł się nazywać szczęściarzem? Powiedzmy.
Zaskakujące, ale nie. Ludzie zawsze zniekształcają je w dziwny sposób — przyznał z rozbawieniem, gdy znajdował się jeszcze kilka kroków od dziewczyny. — Ale możesz mówić mi Perry — dodał luźno, posyłając jej lekki uśmiech. Początkowo planował po prostu się przywitać, ewentualnie zaproponować pomoc — bądź co bądź innych planów na ten dzień nie posiadał, a jakakolwiek czynność pozwalająca mu w zapomnieniu o beznadziejnej sytuacji w pracy zdawała się niezwykle drogocenna. Dlatego też oczy jego rozjaśniały lekkim blaskiem, gdy poczęła zdradzać mu cel swego spaceru, a uśmiech pogłębiał się wraz z każdym kolejnym słowem. — Krokodyla? — powtórzył zdumiony, nieomal się śmiejąc. Domi udało się go skutecznie zaskoczyć, bo nawet jeśli sam pomysł był po prostu irracjonalny, tak w ogóle nie pasował do wizerunku blondynki. Czy zamierzał się z tym kłócić? Nie, ani trochę. — Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, bo nie słyszałem, żeby ktokolwiek je chciał kupować, ale… No, na obrzeżach dzielnicy jest taka jedna ulica, dość szemrana, możemy tam sprawdzić — zasugerował, bo naturalnie zamierzał towarzyszyć jej w tak abstrakcyjnej misji. Czy tego chciała, czy nie, bo umówmy się, nie pozwoliłby jej samotnie udać się we wspomniane miejsce. Być może obecnie nie będąc w pełni sił i tak nie potrafiłby jej zapewnić odpowiedniego bezpieczeństwa, ale przynajmniej znał tutejszych ludzi. Jeśli więc ktoś zamierzałby ich pogonić, to Domi musiałaby zająć się kopniakami i silnymi uderzeniami w twarz. — Po co ci krokodyl? — zagaił, gdy skinąwszy głową wskazał, że powinni ruszyć w prawą stronę. Nie miał pojęcia, czy w tym stanie w ogóle można posiadać zwierzaki te w domu, ani jak to właściwie się odbywa, ale nie widział nic złego w poszukiwaniach małego krokodyla. To znaczy do momentu, kiedy Domi nie stwierdziłaby, że muszą sami wyłowić jakiegoś z rzeki.

Dominique Rochester
dziedziczka sieci hoteli — jeszcze nigdzie
20 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Jankeska lecząca złamane serce, od trzech miesięcy w Lorne Bay, dziedziczka hotelarskiej fortuny. Przyjechała na wakacje i ma zamiar zostać na dłużej.
pericles campbell

Dominique nie była przyzwyczajona do aż takich upałów, bo Wielkie Jabłko nie należało do miast szczególnie gorących, częściej padał tam deszcz, niż grzało, ale kiedy już było faktycznie skwarnie, wybierała plażę do leniuchowania. W żadnym razie nikt nie zmusiłby ją do paradowania po mieście i pocenia się, już o nierównym opalaniu nie wspominając. Chociaż jej rozum rwał się do Ameryki, do jej świata, serce wolało dziką, upalną Australię, pełną rzeczy, miejsc i ludzi do poznania. Tutaj czuła się szczęśliwa i, mimo że w przyszłym roku powinna wrócić do domu i zająć się pracą, tak jak obiecała ojcu, była skora ją złamać, by zostać tu na zawsze. W miejscu, gdzie nikt jej nie znał, nikt nie oceniał i nikt nie mówił co robić czy jak się zachowywać. Po prostu czuła się szczęśliwa, no może z małym wyjątkiem w postaci cierpiącego, złamanego serca.
- Świetnie, że zapamiętałam je prawidłowo. A jak je zniekształcają? - zapytała z ciekawością, zerkając na niego z uśmiechem. - Perry brzmi dobrze. Ty możesz mi mówić Dom, zawsze będzie krócej - puściła mu oczko, uradowana, że go spotkała. Skoro pomógł jej raz, może i tym razem będzie chętny? Oczywiście, o ile nie ma innych, poważniejszych zadań czy planów do zrealizowania, nie wiadomo przecież, dokąd zmierzał, a przywitał się tylko z czystej uprzejmości.
Mina zaskoczenia, jaka pojawiła się na twarzy chłopaka, sprawiła, że blondynka nieco się speszyła, ale na szczęście makijaż skutecznie ukrył jej rumieniec wstydu. Nie chciała wyjść na głupią, ale pewnie było już za późno, no ale jednak wiele ludzi trzyma różne egzotyczne zwierzęta na swoich podwórkach. Jej ojciec osobiście znał gościa, który w swojej willi ma dwa białe lwy, a z drugiej strony hoduje kozy, żeby jego ,,domowe kotki'' mogły codziennie jeść świeże, upolowane przez siebie mięso. Dla Dom było to trochę okrutne, no ale natura rządzi się swoimi prawami. Przecież ludzie też hodowali krowy czy kury tylko po to, by móc je zabić i zjeść ze smakiem. - Tak, krokodyla, taki duży gad z ostrymi zębami, jeszcze z epoki dinozaurów - zażartowała, próbując być zabawna, a nie głupia. Wysłuchała go w skupieniu i chociaż nie spodobał jej się pomysł o szemranych okolicach, to była skłonna z nim pójść. - Fantastycznie! - klasnęła w dłonie, rzucając mu się na szyję, że zechciał się zgodzić jej towarzyszyć. Zaraz jednak spoważniała. - Znaczy, jeśli masz coś ważnego do zrobienia, to oczywiście nie musisz mnie niańczyć, jakoś sobie dam radę - powiedziała od razu, nie chcąc go zatrzymywać niepotrzebnie. Z drugiej strony wolała, by z nią poszedł, na pewno większość osób go tu znała i z pewnością uda się coś utargować. - Jedni mają psy do pilnowania posesji, a ja chcę krokodyla, zresztą, sam zobacz - wytłumaczyła mu i wyjęła z torebki iPhone'a, odszukała zapisany filmik na TikTok i pokazała mu, jak facet karmi wielkiego gada na podwórku. Gdyby nikt nie chciał jej go sprzedać, skłonna była sama gdzieś jakiegoś znaleźć, złapać i zabrać ze sobą. W Australii przecież jest pełno krokodyli.
powitalny kokos
dominique
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
W mieście tym nie można było mieć żadnych poważnych zadań czy planów; przetrwanie, to wszystko, przetrwanie i wiara w to, że pewnego dnia uda się wyjechać gdzieś daleko, uciec na inny kontynent, a przy tym wszystkim ani na moment nie obejrzeć się za siebie. Podczas gdy jej marzyło się związać swe życie z Australią, dla Periclesa liczył się tenże świat, który ona gotowa była porzucić. Czyż to nie zabawne? Mogli wymienić się tym swoim życiem, dokonując uczciwej transakcji. Bo nie chodziło wcale o tę geografię pieprzoną, a i o to, że Dom zdawała się po prostu czerpać z życia nieco więcej. Złamane serce? Perry i to by przyjął. Rozstając się z Percym sądził, że i on przeżyje coś podobnie druzgocącego, a tymczasem jego serce (jeśli je posiadał) zdawało się nie odczuwać żadnej większej zmiany. — Percival, Perce, Perah… — począł wymieniać, wzruszając przy tym ramionami. Przyzwyczajony do bycia człowiekiem niewidzialnym nie przejmował się wcale tym, że tak ciężko innym zapamiętać zlepek literek składających się na jego imię. Dziwił się dopiero wtedy, gdy ktoś obcy, jak Dom, odrzucał na bok jawną ignorancję i sięgał w swej pamięci do odpowiednich szuflad. Uśmiechnął się więc, skinąwszy głową, skoro całą tę część wymiany imion mieli za sobą.
Nawet poddając ją ocenie, niekoniecznie surowej, nie pomyślałby, że jest głupia. Ekscentryczna, szalona, odważana, ale nie głupia — tego typu epitety zarezerwowane miał wyłącznie dla siebie. Zaśmiał się więc z rozbawieniem na jej wyjaśnienia, lekko zaskoczony tak dziarską reakcją. — Nie żartuj sobie, ominąć taką przygodę? — nie co dzień przecież ma się możliwość zakupienia krokodyla! Co prawda Perry spodziewał się, że będzie to niezwykle trudne zadanie, a w finale będą mogli wylądować w więzieniu, ale… Naprawdę nie miał lepszych perspektyw. — Jesteś chyba pierwszą osobą, która patrzy na to w ten sposób — stwierdził z uśmiechem, nie ukrywając podziwu. Gdy włączyła w telefonie odpowiedni filmik utworzył nad ich głowami prowizoryczny daszek z dłoni, by zasłonić ostre słoneczne promienie. A potem już całkowicie przekonany o słuszności jej decyzji wskazał uliczkę, od której mogliby zacząć swe poszukiwania.

koniec? ;(

Dominique Rochester
ODPOWIEDZ