pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
- Nie, ty mi tak nie mówiłaś - powtórzył za nią, niemal w zamyśleniu i otępieniu. Wyzywała go od najgorszych, krzyczała po nim, ale nie sugerowała, że karma go dopadnie. Nie zrobiło tego żadne przeznaczenie czy Boża Opatrzność. To ręka człowieka przyniosła mu zgubę i choć jeszcze nie do końca był pewny czy była to Pearl czy ktoś inny, był przekonany, że nie było w tym żadnego magicznego działania. Komuś zniszczył życie, a on zwyczajnie odegrał się na nim. Ząb za ząb. Od komisarza usłyszał kilka razy, że to było działanie kogoś blisko związanego z nim.
Naturalnym więc było, że jego wszelkie podejrzenia skierowały się w stronę dziewczyny, którą kochał. I ona kochała jego. To była jak mantra - nadużywał wręcz tego czasu przeszłego, by uzmysłowić sobie, że to są minione sprawy. Nie należało poruszać nut sentymentów, które grały między nimi znacznie lepiej niż muzyka w restauracji. Tyle, że miał wrażenie, że Pearl jest w tym wypadku światowej klasy dyrygentem i podąża za jej batutą bez słowa sprzeciwu.
Uśmiechnął się, gdy wyobraził sobie mimowolnie jedną ze scenek w swoim kryminale, tę, w której morderca mieli swoją partnerkę na pasztet, a potem nakłania koty, by ją skosztowali. W kontekście słów dziewczyny o jej ewentualnym pozbyciu się, brzmiało to mocno komicznie. Nie mógł jednak przypomnieć sobie czy Cambell była świadoma tego typu bredni, popełnianych przez niego na piśmie. Zawsze wolał odrzucać pracę, która mimowolnie kojarzyła mu się z byłą żoną i obowiązkami. Przyjemności, życie na wysokim poziomie, namiętność - to wszystko rezerwował dla kochanki. Jego jedynym błędem był fakt, że pewnego dnia postanowił w imię chorej mamony połączyć te dwie strefy.
Skutki były opłakane, ale mimo wszystko nie wyobrażał sobie, że pozbędzie się Pearl tak jak bohater jego książki. Wciąż była dla niego ważna, choć skłamałby, gdyby stwierdził, że chodzi o aktualne uczucia. Wręcz przeciwnie, to ta chora przeszłość nakreślała kurs ich relacji i sprawiała, że wciąż tutaj ze sobą byli.
I że wciąż w jakiś sposób interesował się jej życiem.
- Nie twierdzę, że już bierzesz ślub, ale na pewno ktoś się przy tobie kręci. Jesteś atrakcyjna, młoda, pracowita. Niemal ideał -uśmiechnął się, ale nie skończył zdania. Mógł wiele dodać, tyle, że to ich nie przybliżało do odkrycia tajemnicy, która owiała tamtą, nieszczęśliwą noc i sprawiła, że odtąd nie zaznał już spokoju. To również brzmiało niemal jak wstęp do tandetnego kryminału, który jednak z ich obecnością na parkiecie zamieniał się w ognisty romans.
Albo przynajmniej w jego reminiscencję. Powinien ugryźć się w język i nie sprzedawać jej takich banałów. Oboje zbyt mocno jednak dali się porwać urokowi chwili i zanim zdołał się wycofać, wkroczyli na grząski grunt.
- Są pewne rzeczy, których będę zawsze żałować - przyznał ostrożnie i na tym faktycznie mógł poprzestać. Pearl miała prawo nawet myśleć, że chodzi mi o żonę i ich stracone małżeństwo, o psa, o jego twarz i świetną karierę na rynku bestsellerów, ale oszukiwanie siebie i jej nie przynosiło żadnego pożytku.
Oczekiwał szczerości, więc sam powinien ją okazać.
- Żałuję, że nie potrafiłem ułożyć sobie wtedy życia z tobą, z nami - dodał więc całkiem odważnie i moment prysnął. Dosłownie w momencie, gdy zadała mu pytanie czy ją skrzywdziłby. Pogrywała z nim, uwodziła, a wszystko dlatego, że śmiertelnie się bała wendety w jego wykonaniu. Tym razem to on musiał podziękować losowi, że dziewczyna nie dostrzega jego skrzywionej twarzy, pełnej czystego rozczarowania. Nie sądził nigdy, że takiego doświadczy, ale voila (!), wystarczyło na moment dać się porwać jej zapachowi i znowu lądował w piekle.
Na samym dnie. Zbyt mocno ścisnął jej nadgarstek i uniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy.
- Faktycznie… jeśli mnie kochałaś, byłabyś w stanie tak mnie skrzywdzić? - właśnie to pytanie zazwyczaj przechadzało się po jego głowie z wszystkimi wątpliwości, jakich nabierał po rozmowach z nią.
Jeśli się kogoś kocha to się go nie zdradza, nie podkłada się mu ognia, nie publikuje jego historii w książkach. Byli absolutnie siebie warci i nie wiedział, czy jest tym ukontentowany czy zwyczajnie go to przeraża.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Gdyby nie wyrzuciła ze swojej świadomości wspomnień tamtej nocy, być może byłaby w stanie przypomnieć sobie, co wówczas czuła, co ją popchnęło do tak głupiej decyzji. Teraz, gdy czasem o tym myślała, gdy dopuszczała do siebie poczucie, że faktycznie stała za pożarem, wmawiała sobie ochoczo, że to był tylko wypadek, że nikogo nie miało być w domu, chciała się jedynie zemścić, ale nikogo nie planowała skrzywdzić. Tylko, czy było to prawdą? Była szalona... pojebana wręcz, wiedziała o tym od zawsze i niejeden mężczyzna, który na przestrzeni lat się z nią związał, dał jej to do zrozumienia. Nigdy nie uważała też siebie za szczególnie dobrego człowieka, może nawet przez to rodzice nie mogli jej znieść? To jej starsza siostra była ideałem, układała swoje życie tak, by inni mogli być z niej dumni, a dziennikarstwo wybrała, bo chciała nieść pomoc i dawać głos tym, którzy nie zostali do niego dopuszczeni. Pearl natomiast została dziennikarką z potrzeby zemsty. Może pozornie wyglądało to pięknie, ale czy nienawiść względem jakiegoś zwyrola może uchodzić za coś ujmującego? Nie była do końca przekonana i chyba zaczynała dojrzewać do tego, by przed samą sobą stwierdzić, że brakuje w niej tych wszystkich cnót, których w kobietach szukają mężczyźni.
- Niemal - złapała go za słówko i parsknęła dość doniośle. Nazwanie jej ideałem było parszywym posunięciem, bo przecież oboje wiedzieli, jak daleko leżała od nawet najbardziej naciąganej definicji tego terminu. - I popieprzona, zapomniałeś dodać... to odstrasza potencjalnych kandydatów, prawda? - uśmiechnęła się na ułamek sekundy w dość jadowity sposób, ale ten wyraz tak szybko, jak się pojawił, tak szybko też zniknął, a ona wróciła do odczytywania jego intencji na parkiecie, jakby trenowali ten taniec wiele razy. Sądziła, że będzie tak aż do końca utworu, ale słowa, które padły sprawiły, że na moment została wybita z rytmu, straciła równowagę i musiała chwilę poświęcić temu, by znów wbić się w muzykę. - Co masz na myśli? - dopytała, bo chciała wiedzieć, niezależnie od kierunku, w którym poprowadzi te rozważania. Nienawidziła niedopowiedzeń, tej nutki tajemniczości, którą jednocześnie sama z hipokryzją wciskała wszędzie, gdzie się dało. Odpowiedź jednak wbiła ją w jeszcze większe osłupienie i na moment musiała przymknąć oczy, aby sobie ułożyć ją w głowie. Sądziła, że była odporna na takie słowa, że nauczyła się wpuszczać je jednym uchem, a drugim wypuszczać, ale prawda była, jak się okazuje, całkiem inna. Nie zdążyła jednak nic na ten temat powiedzieć, bo sama zniszczyła atmosferę, ale może to i lepiej, dzięki temu nie widział, co jego słowa z nią robiły. Nie dała mu tej przewagi.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - skrzywiła się, ale poza tym nie dała po sobie poznać, że jego uścisk był zbyt mocny. Patrzyła przy tym w jego oczy z determinacją, jakby próbowała rzucić mu wyzwanie. No tak... mówił jej te piękne słówka o tym, że żałuje, bo zwyczajnie liczył, że w tej ckliwej scenerii wyjawi mu prawdę i weźmie na siebie winy. Nie powinna w to wierzyć, w to, że faktycznie mógł żałować, że ją porzucił. - Odpowiem ci jednak czystą dywagacją... - podjęła znów temat, po chwili ciszy, nadal nie zrywając kontaktu wzrokowego. - Jaka kobieta prędzej dopuściłaby się takiego czynu... ta, która kochała, czy ta, której byłbyś obojętny? - zapytała, odwracając się do niego przodem, mimo tego, że nadal trzymał jej nadgarstek. Nieważne, bo wolną dłonią przejechała po jego policzku i w geście tym było naprawdę sporo czułości. - Nie jestem ekspertką od miłości, ale domyślam się, że istnieje wiele jej odmian, a nasza od początku nie należała ani do tych najpiękniejszych, ani najprostszych - mruknęła, zahaczając paznokciem o jego dolną wargę i sama się uśmiechnęła, po czym skinęła w kierunku jego dłoni, którą nadal zaciskał na jej nadgarstku.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Wiedział, że dlatego dobrze czuł się w jej towarzystwie. Jego żona była przeklętym ideałem bez wad. Mógł w nieskończoność ścigać tę perfekcję, ale wydawało mu się, że nigdy nie będzie jej godzien. Bywali ludzie, którzy stawiali przed nim wyzwanie i jego wybranka była tego typu człowiekiem. Kochał ją, ubóstwiał, ale w jej towarzystwie ciągle czuł się jak na cenzurowanym. Nie potrafił być sobą, bo nigdy nie zaakceptowałaby kogoś takiego u swojego boku. Po dłuższym czasie stało się to męczące. Nie mógł być swobodny, nie porzucał gry, dzięki której nadal ją miał. Ciągłe noszenie maski tak go obrzydzało, że gdy poznał Pearl, wreszcie poczuł się wolny.
Przy tej dziewczynie nie musiał grać nikogo. Znała jego demony, słabe strony. Niemal sypiała z jego słabościami, więc tak naprawdę z rozkoszą przyjmował fakt, że sama nie jest idealna. Nie musiała być perfekcyjna dla całego świata. Wystarczyło, że wówczas była dopasowana do niego. To sprawiało, że nie mógł odgonić pokusy, która pojawiła się zaraz po tym jak ją poznał. Trafił swój na swego i teraz odczuł to równie mocno, gdy poruszali się zgodnie w rytm muzyki. Pewne kwestie, nawet zapomniane po latach, powracały ze zdwojoną siłą.
Uśmiechnął się więc na jej słowa.
- Oboje byliśmy nieźle popieprzeni, ale skoro ja byłem w stanie sobie kogoś znaleźć, nawet po przeszczepie to stawiam wszystko, że ty tym bardziej - czy tego jej życzył? Szczęśliwego zakończenia i gromadki dzieci?
To nie pasowało mu do jego Pearl, ale musiał w głębi serca przyznać, że dziewczyna już nie należała do niego. Być może ta nowa Cambell była w stanie zakochać się na zabój w kimś porządnym i założyć rodzinę.
Byłoby mu szkoda, ale przecież nie był psem ogrodnika, prawda?
Być może jednak był, bo spojrzał na nią dłużej i choć wahał się nad słowami, wreszcie szepnął jej do ucha:
- Żałuję, że wówczas wybrałem książkę i sławę. To była najgłupsza decyzja w moim życiu - być może to było szczere, ale niepotrzebne nikomu. Oboje ruszyli dalej i tego powinien się trzymać. Mimo wszystko nigdy nie mieli okazji porozmawiać szczerze, co wówczas się stało, więc zapewne dlatego teraz nadrabiali. Tak sobie naiwnie tłumaczył fakt, że trzymając ją w ramionach powracał do czasów minionych.
Te wycieczki tak naprawdę go wykańczały, ale nie mógł nie ulec pokusie. Nie, gdy jej ciało było tak blisko, a on z każdym ruchem czuł bicie jej serca, tak śpieszne i podobne do czasów, gdy biło dla niego. Gdyby był bardziej pijany to zapewne już miałaby go całego, ale jego przytomny umysł podpowiadał mu, że to tylko gra. Na przekór rozedrganym emocjom.
Musiał pamiętać, że liczy się zdrowy rozsądek, a ten sugerował mu, że Pearl mimo wszystko usiłuje go urobić, by przestał drążyć sprawę podpalenia. Był czas, owszem, gdy kochała go i była w stanie dla niego wiele poświęcić, ale to nie był już ten czas. Obecnie był dla niej wrogiem, z którym należało być blisko.
Ten fakt uderzył go na tyle mocno, że jego dłonie na jej nadgarstkach zadrżały.
- Czyli doskonała zbrodnia w afekcie? - podchwycił i najwyraźniej jednak nie był twardy jak myślał, bo gdy jej dłoń znalazła się na jego ustach, delikatnie oblizał palec swoimi spragnionymi i spierzchniętymi wargami. - Chyba byłbym w stanie ci to wybaczyć. Gdybym wiedział, że zrobiłaś to z prawdziwej miłości - przyznał i choć patrzył jej prosto w oczy to sam nie wiedział czy jest do końca szczery czy to tylko gra.
Mimo wszystko poluzował uścisk na jej nadgarstkach i przesunął swoje dłonie na jej talię, by móc znaleźć się bliżej jej ciała, które wołało go jak starożytna syrena. Tyle, że wiedział co dzieje się z żeglarzami po uwiedzeniu przez taką kreaturę. Rozbijają się o skały. Właśnie to mu groziło przy bliższej znajomości z Pearl Cambell.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Zabawne, że w jej odczuciu, to właśnie gonienie za ideałem wydawało się możliwe najlepszym do realizacji planem, jeśli liczyła na szczęśliwe zakończenie. Dlatego w szkole katowała się ćwiczeniami, by schudnąć, kradła mamie kosmetyki, by wyglądać dojrzalej, tańczyła na rurze, zgubnie sądząc, że pożądliwe spojrzenia świadczą o jej wartości, a potem, gdy dotarło do niej, że ten pomysł był możliwie najgorszym, próbowała odciąć się od klubów nocnych i wyjść na prostą, za sprawą odwyku i studiów. W międzyczasie założyła tego cholernego instagrama, wmawiając obcym, że powinni jej zazdrościć... próbowała. Przez wiele lat stale próbowała, dążyła do ideałów, ale mimo to wcale się do nich nie zbliżała. Może chciała po prostu za bardzo czegoś, co nigdy nie było dla niej? To akurat mogła odnieść nawet do samego Christophera.
- Dlaczego w ogóle myślisz, że miałabym kogoś szukać? - mruknęła w sposób, który świadczył o tym, że jego słowa ją obraziły, chociaż w rzeczywistości było to przesadą. - Skupiam się teraz na sobie - a raczej na zabójstwie swojej starszej siostry, na zagubionej pamięci jej najlepszego przyjaciela, na problemach z prochami jej podopiecznego i na kilku innych sytuacjach, które nie brzmiały zbyt dobrze, więc nie korzystała z nich, jak z argumentu do tej dyskusji. - Poza tym niby kogoś masz, a jednak jadasz kolację z byłą i nawet z nią tańczysz... kiepsko - podsumowała złośliwie, z tym charakterystycznym błyskiem w oczach, od którego można by było odpalać papierosy. Szkoda więc, że po chwili wyraz ten musiał ustąpić miejsca konsternacji, której nie spodziewała się doświadczyć. Temat, po który sięgnęła, przerósł ja nieoczekiwanie, tak jak samo wyzwanie pisarza. Nie umiała nic na to odpowiedzieć, a przecież rzucanie ciętą ripostą stanowiło jej super moc. Zawiązanie jej ust nie było czymś, do czego można było doprowadzić z łatwością, a wręcz przeciwnie. Mimo to nic nie powiedziała, jedynie patrzyła na niego przenikliwie, jakby w ten sposób mogła dowiedzieć się więcej.
- Nie kłam - ile czasu minęło, jak bardzo przeciągnęła ciszę i czy ostatecznie te dwa słowa były w ogóle dosłyszalne? Nie wiedziała sama, nie poświęcała temu uwagi, nadal wyraźnie skołowana, z silną potrzebą zapalenia papierosa.
- Gdybym to zrobiła, zrobiłabym to przez miłość, ale nie z niej... raczej z rozpaczy - mruknęła cicho, patrząc nadal na jego usta. Ten temat jej ciążył i mieszał w głowie, ale przy tym stanowił jakieś wyzwanie. Jeszcze bardziej na jego postawie mogła udowadniać sobie, że jest bezduszna, nawet jeśli ostatecznie było to kłamstwem. - Tylko, że tego nie zrobiłam - dodała po chwili, powoli przenosząc spojrzenie wyżej, na jego oczy. - A nawet gdyby... to i tak się o tym nie dowiesz. Można kochać kogoś szczeniackim uczuciem, być nierozłącznym, jak papużki, ale nam bliżej do szczurów... zawsze znajdziemy drogę ucieczki - oznajmiła, a skoro piosenka się skończyła, jej dłonie przejechały po jego ramionach, na tors. Stał tak blisko, niemalże nie wiedziała, czy czuje własny puls czy jego. Było w tym coś upajającego, uzależniającego wręcz. Skłamałaby mówiąc, że czuła się źle w tym układzie, ale skoro najsprawniej to ona sama siebie krzywdziła, to musiała i tym razem wpisać się w ten schemat,
- Możesz mnie już puścić. Muszę zapalić - oznajmiła prostolinijnie, unosząc delikatnie jedna z brwi do góry.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Mówią, że tak naprawdę człowiek składa się z trzech osobowości i choć był swojego czasu najbliższą osobą dla Pearl to poznał jedynie tę, którą pokazywała światu. Ten ideał, wytwór godzin na siłowni, drakońskiej diety i makijażu. Nie mógł się nie zakochać w tak chodzącej perfekcji, choć powtarzał sobie, że łączyło ich coś znacznie większego niż zmysły. Tyle, że nigdy nie przekonał się czy ma rację. Nie doczekali zdrowia i choroby oraz szczęścia i nieszczęścia, więc nie mógł wiedzieć jak zachowałby się, gdy Cambell przestała być atrakcyjna. Mawiają również, że człowiek wie o tyle, na ile zostanie sprawdzony. Oni, a raczej on zawiódł na pierwszej próbie.
Tak właśnie się czuł- jak oszust, który mimo wszystko usiłuje odrzucić ciężar winy, bo uwiera go zbyt mocno.
- Ty się możesz skupiać, ale jestem przekonany, że ktoś jest obok. Jesteś na to zbyt… sobą - powstrzymywał się, by nie wypowiedzieć zbyt wielu słów, ale doskonale pamiętał jakie wrażenie wywarła na nim za pierwszym razem. Był spętany obrączką, a mimo to nie mógł oprzeć się pokusie. Nie dziwił się również, że obecnie też mu to wypomniała sięgając po Alaskę. Czy czuł się winny? Bynajmniej, to była tylko kolacja i rozmowa. Dobrze, taniec i odbijanie piłeczki razem z obelgami i wspominkami. Do żadnej, fizycznej zdrady nie doszło i dopóki się kontrolował to wszystko było w jak najlepszym porządku.
Może trochę za bardzo wierzył w swoją odporność na jej wdzięki, a może widmo podpalenia sprawiało, że miał do niej dystans?
Uśmiechnął się lekko.
- Jak sprawdzałem ostatnio to kolacja czy taniec nie są w rejestrze zdrad. Akurat ja jestem całkiem obcykany w tym temacie, sama wiesz - pozwolił sobie na ten drobny żart, bo chciał rozładować atmosferę. Miał wrażenie, że zaraz tak zgęstnieje, że będą kroić ją nożem, a przecież to była taka przyjacielska pogawędka.
O tym, że żałuje, że ją stracił.
Tak naprawdę pożałował, że poruszył ten temat. To było zdecydowanie jak wbijanie kija w mrowisko i oczekiwanie, że nie pogryzą ich mrówki. Niepotrzebnie wchodził na tę grząską ścieżkę, w którym roiło się od wspomnień i od emocji. Żadna z nich nie była dobra, bo z definicji Pearl jako duch przeszłości miała być mu obojętna.
Uniósł wzrok, gdy wypowiedziała te dwa słowa i nie zaprzeczył, po prostu wolną dłonią delikatnie odgarnął włosy z jej policzka. Nie zamierzał się z nią licytować na uczucia, bo te należały przecież do niego, a może jej łatwiej było ze świadomością, że faktycznie zmyśla. Patrzył na nią jednak tak intensywnie, tak mocno, że mógł przypuszczać, że zaraz spłonie od jego spojrzenia. Po co, do cholery, po co próbował wskrzeszać dawne demony?
Pochylił głowę i westchnął, gdy zaczęła mówić. A więc, posunęła się do tego z rozpaczy za nim. Gdyby nie wybrał książki, życia na świeczniku to mieliby prawdziwą szansę.
- Szczury… - powtórzył za nią. - Ciekawe porównanie, wiesz? Szczury zawsze uciekają pierwszego z okrętu, który się topi, a my sami go zatopiliśmy. I jeśli to nie ty… - zawahał się. - To musiała to być moja była żona - dokończył pewnie. Nie wiedział czy to sprawi, że poczuje się bezpiecznie i zdjęta z haka, na który ją zawiesił, ale musiał spróbować.
Potrzebował tego, by wzbudzić jej zaufanie, choć ponownie cichy głosik w jego głowie odzywał się i przestrzegał ją przed bliższą znajomością z nią. Również dlatego, że wystarczyły jej dłonie na torsie i zadrżał, a na jego czole pojawiły się kropelki potu. Nie mógł pozwolić sobie na taką słabość, więc gdy poprosiła o to, by ją puścił, zrobił to bez zawahania, a sam powlókł się prosto do stolika.
Nie wiedział nawet czy wróci, bo był świadomy, że i ona poczuła to dziwne napięcie, tę fizykę, która niegdyś pchała ich do siebie. A była mądra i jak sama określała, była szczurem, który szybko uciekał w razie zagrożenia.
Haynes tak naprawdę modlił się, by już nie wróciła.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Zawsze miała problem ze zrozumieniem, jakim jest człowiekiem. Analizowanie innych przychodziło jej o wiele łatwiej, podczas gdy na własnej osobie zawieszała się, błądziła, a ostatecznie irytowała, nie otrzymawszy żadnych zadowalających informacji. Bycie ideałem wydawało jej się dobrym pomysłem. Lucille nim była. Niewymuszonym i przede wszystkim prawdziwym. Rodzina i przyjaciele traktowali ją jak słońce, a Pearl nawet teraz mogła jedynie odbijać blask, jaki na świecie pozostawiła starsza siostra, nawet po swojej śmierci. Ogrom kompleksów na punkcie starszej Campbell nie zniknął wraz z jej zabójstwem. Może dlatego Pearl czuła do samej siebie taką niechęć? Mogła grać po stronie dobra, mogła szukać tego skurwysyna, który skrzywdził jej rodzinę, ale nie mogła udawać, że jest aniołem, że jest w stanie zastąpić Lucy, bo to miało już na zawsze pozostać poza jej zasięgiem.
- Sobą? - powtórzyła po nim, jakby było to jakąś obelgą, ale przy tym zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście ktoś był. Nigdy nie była w pełni sama... zawsze otaczała się ludźmi, a jednocześnie uważała, że jest samotniczką. Wzięła głębszy wdech, bo w głowie szybko odnalazła mężczyzn, którzy w jej życiu odgrywają jakieś role. Pomniejsze, istotniejsze, to nie było ważne, nie musiała daleko szukać. Twarze i imiona napływały samoistnie. - Nic na to nie poradzę, że mężczyźni szukają we mnie czegoś, czego nigdy nie znajdą i czego wcale im nie oferuję... - ścięła więc. - Pokręcą się jakiś czas, a potem znikną, nie przypisywałabym temu większej wagi - dodała jeszcze, nie czując się wcale dobrze z tym, że ta kwestia tak ją zajęła. Nie powinna była poświęcać jej większej uwagi, ale nie potrafiła tego w pełni zbagatelizować.
Całe szczęście dogryzanie mu było na tyle zajmujące, że udało jej się odciąć od tych dość nieprzyjemnych przemyśleń. Parsknęła więc śmiechem i spojrzała na niego wręcz z politowaniem, trochę jak matka, która widzi, że dziecko nie ma kompletnie pojęcia o czym mówi, a mówi przy tym z takim zaangażowaniem.
- To takie męskie - wyszczerzyła się przepięknie, jednym z tych firmowych uśmiechów, obok których trudno było przejść obojętnie. - Nie znam tej twojej Montany, ale zapewniam... żadna kobieta nie czułaby się dobrze, wiedząc, że jej partner spotyka się na kolacyjkach z byłą... nie musisz ze mną iść do łóżka, żeby ją zranić, Christopherze - ostatnie słowa powiedziała niemalże z troską, dzieląc się z nim tą głęboką radą, z którą w gruncie rzeczy w pełni się zgadzała.
Atmosfera jednak zmieniała się jak w kalejdoskopie i chociaż chciała z niego drwić, serce zabiło jej szybciej w odpowiedzi na dotyk na poliku. Gardziła tym narządem za tak słabe reakcje, ale jednocześnie nie mogła nic na nie poradzić. Chociaż próbowała usilnie otoczeniu wmawiać, że jest inaczej, to była jedynie kobietą... niezbyt dojrzałą i nie tak nieczułą, jakby chciała.
- A co? Liczyłeś, że porównam się do motylka? - przewróciła oczami, bardziej korzystając z tego po to, by uciec spojrzeniem do boku, ukryć niepewność, jaka w niej zakiełkowała. Brew drgnęła jej lekko. Nie chciała rzucać win za wypadek na pierwszą lepszą osobę. - Wątpię... nie umiała wzniecić w tobie zbyt wielu emocji, więc z pożarem też by sobie nie poradziła - mruknęła z przekąsem. - Wiem, że fabuła potrzebuje tego, by za tym stał ktoś istotny, ale może zapomnisz o książkach i zrozumiesz, że czasem w złym miejscu o złej porze pojawia się randomowy skurwysyn z zapalniczką... - dodała pospiesznie, ale słowa te miały i dla niej sporo znaczenia. Szukanie zabójcy Lucille właśnie tym było... szukaniem kogoś, kto najpewniej nie zabił jej z żadnych większych pobudek. Przez to jeszcze bardziej musiała zapalić i kiedy ją puścił, natychmiast wyszła na taras. Nie wiedziała, czy chce wracać do stolika, ale nie była tchórzem. Jeśli ktoś miał podkulić ogon, niech będzie to Christopher - z tą myślą wróciła z powrotem na swoje miejsce.
- Nie uciekłeś jeszcze? - zapytała, siadając na krześle. - To dobrze, musisz zapłacić za moje jedzenie - dodała z nonszalancją, bo papieros i chłodne powietrze pomogły jej na nowo wejść w rolę tej niewzruszonej pani dziennikarz, którą niełatwo zagiąć.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Brakowało mu ich rozmów. Wprawdzie czuł, że Pearl rozumie go bez słów, ale nie wiedział czy to idzie w drugą stronę. Chyba w ostatecznym rozrachunku to zdecydowało o fakcie, że pozostał z żoną. Była zagadką i dopóki największą rolę odgrywały zmysły, mógł obiecywać jej całkowitą wyłączność, ale wreszcie rozsądek wziął górę. Bał się, że nigdy nie dojdzie do etapu, w którym dziewczyna odsłoni się przed nim do reszty. Bycie z nią przypominało odkrywanie tajemnicy w nieskończoność i stanowiło odwrotność zdrowego związku, opartego na szczerości. A może to on ciągle i z uporem maniaka wmawiał sobie, że tak było lepiej, by nie stwierdzić, że zwyczajnie był tchórzem. W końcu tylko tacy ludzie pozbywają się miłości swojego życia na rzecz wygody.
- Zawsze odbijasz swoją wartość w oczach mężczyzny, nie zauważyłaś? - nie znał jej, więc to było tylko jedno z tych śmiałych przypuszczeń, ale przecież uwielbiała, gdy ją adorował, uwodził, gdy dla niej był gotów spalić cały świat.
Szkoda tylko, że przyszło do tego, że to ona zdecydowała się na ten desperacki krok. Uśmiechnął się na jej słowa. - A co oferujesz? - trochę się z nią droczył, bo doskonale wiedział co. Mógłby pozostać w tym flircie, był bezpieczny, tylko nieco na granicy, ale ona wyciągnęła znowu na wierzch zdradę.
Rozkładali ją na czynniki pierwsze, zupełnie jakby to Pearl chciała sobie przypomnieć, żeby trzymać się od niego z daleka.
- Rzuciła mnie. Ma gdzieś to, co robię. Mógłbym nawet pójść z tobą do łóżka - ale tego nie zrobi, choć dotykał jej policzek i wspominał czasy, gdy takie kolacje zwiastowały śniadania. Jeszcze te dobre czasy, te związane z beztroską i ukrywaniem się przed jego żoną. Dopiero potem wszystko spieprzył. Chyba ta świadomość sprawiała, że Pearl tak łatwo przewracała oczami w jego obecności i grała wyniosłą. Nie wierzył, że taka właśnie jest, ba, podejrzewał, że kryje się gdzieś ta wrażliwa dziewczyna, którą znał wcześniej.
Dla ich wspólnego dobra powinien zrobić wszystko, by pozostała w ukryciu. Nie wiedział czy wówczas byłby w stanie się jej oprzeć, a to był bardzo zły pomysł.
Jak i przywoływanie pożaru. Skrzywił się lekko, bo po trochu zaczynał wierzyć w to, że mógł być to przypadek. Być może naprawdę usiłował nadać temu zdarzeniu jakiegoś głębszego znaczenia, a to był tylko wypadek.
Kolosalny i tragiczny w skutkach. Nie pasowało mu jednak zachowanie Pearl. Zbyt mocno forsowała tę tezę, zupełnie jakby chciała się zabezpieczyć przed ewentualną zemstą.
- Chyba… Nie chcę wierzyć w to, że jakiś nastolatek z kanistrem benzyny zniszczył mi życie. To druzgocące - spojrzał w jej stronę, bo nie wiedział, jakie myśli kryje ta piękna głowa. Najwięcej zgnilizny znajduje się zwykle pod najcudowniejszą fasadą. Te słowa brzmiały mu w głowie, gdy oczekiwał na nią i zmagał się sam ze sobą.
Jedzenie dostarczono, mógł zapłacić rachunek i uciec z tej kolacji, która przypomniała mu zbyt wiele z arsenału rzeczy do zapomnienia. Najwyraźniej nie wszystko mogło pójść z dymem i przekonywał się o tym całkiem boleśnie.
Mimo wszystko Chris Haynes nie był jednak tchórzem i nie planował ucieczki. Uśmiechnął się i upił sporo z wina w kieliszku. Tak mógł przetrwać następną rundę ich rozmów na poziomie przedszkolaków.
- Czyli nie jesteś jedną z tych nowoczesnych kobiet, które dzielą rachunek na pół? - wytknął jej z uśmieszkiem. - Zapłacę, możesz nawet uciec jak przystało na kopciuszka - proszę, ucieknij.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Na wiele jego słów nie odpowiedziała, wybierając ucieczkę na taras, na którym mogła uraczyć się papierosem i chwile porozmyślać. Wiedziała aż za dobrze, że miał racje, gdy mówił o tym, jak mierzy siebie przez pryzmat mężczyzn. Z jednej strony tego nienawidziła, a z drugiej nie była pewna, czy potrafi inaczej. Uwielbiała się podobać, przyciągać spojrzenia, bo po pierwsze - pamiętała czasy, gdy nikt na nią nie spojrzał w sposób inny, niż z niechęcią, po drugie - pamiętała czasy, gdy patrzono na nią z wręcz obrzydliwym, zwierzęcym pożądaniem... dwa skrajne przypadki, z których nie potrafiła wybrać, który był gorszy. Teraz... czuła, że osiągnęła coś zawieszonego gdzieś pomiędzy tymi skrajnymi i w tej wątpliwej równowadze czuła się po prostu bezpieczniej, jakby osiągnęła coś, do czego przecież sama zmierzała.
- Przecież wiesz, jak kocham stare tradycje i utarte schematy - uśmiechnęła się na dwie sekundy, jakby to miało sprawić, że słowa zabrzmią bardziej przekonująco. - Ty zaprosiłeś, więc ty płacisz, a co do ucieczki... przypominam, że kolacja była twoim pomysłem - subtelnie pozwoliła sobie nadmienić tę kwestię, zastanawiając się przez moment, co działo się w jego głowie, ile byłaby w stanie odgadnąć, a ile się tam zmieniło, wraz z czasem, w trakcie którego nie była przy nim obecna.
- Na papierosie doszłam do pewnego wniosku - wiele myślała o tym, co mówił, chociażby o tym, jak bolesna byłaby dla niego myśl, że wypadek był dziełem przypadku, ale tego tematu sama z siebie wcale nie chciała ponownie przytaczać. Wolała skupić się na innym, może nawet błahym w obliczu ich wspólnych problemów i tajemnic. - Dobrze zrobiła, rzucając ciebie - pokiwała spokojnie głową, ale na moment zamilkła, bo kelner w końcu przyniósł ich dania, być może wcześniej zwlekając z tym, skoro widział ich pląsających po parkiecie. Niespiesznie sięgnęła po sztućce, jakby była jedną z tych wybitnie dobrze wychowanych panien, z rodzin, w których obiady jadało się wyłącznie na białych obrusach. Nic podobnego, ale lubiła stwarzać takie pozory, co też nie przeszkadzało jej w tym, by innym razem jadła rękami jakieś uliczne żarcie wątpliwego pochodzenia. Naturalnie po takich przygodach potem katowała się na treningach. - Powiedziałeś, że moglibyśmy się nawet przespać - w końcu podjęła ponownie ten temat. - Zaraz po rozstaniu... powiedz, Christopherze, naprawdę nie widzisz w tym nic złego? Myślałam, że się zmieniłeś - rzuciła dość luźno, ale było to tylko fasadą, bo słowa jej były znaczące i na pewno oboje o tym wiedzieli. Poza tym skrzyżowała z nim spojrzenia, ciekawa jego reakcji. Czekając na nią skosztowała nieco swojej sałatki, nawet jeśli nie była szczególnie głodna. - Mogłabym faktycznie zaciągnąć cię teraz do siebie, a wówczas nie miałbyś już o co walczyć - zaśmiała się, nadal mówiąc o tym wszystkim niezwykle lekko, jakby kwestia ta była dość błaha, a jej słowa na swój sposób nie były wcale paskudne. Zachowywała się przy nim okropnie i wiedziała o tym doskonale, ale tylko w ten sposób potrafiła ukryć to, jak kiedyś dotkliwie ją skrzywdził.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Ktoś mu kiedyś powiedział, że takie kobiety są dobre jako kochanki, ale nigdy nie jako żony. Do momentu, gdy się spotykali, śmiał się z takich słów. Jak można nie chcieć u swojego boku takiego inteligentnego i seksownego kociaka? Po czasie jednak jak typowy mizoginista zrozumiał- przy takiej kobiecie nigdy nie zmrużyłby spokojnie oka, a po jego zdradzie zapewne sięgnęłaby po nóż. Tak właściwie musiał się wręcz dosłownie o tym przekonać, gdy powrócił jak pies z podkulonym ogonem do swojej kochanej i miłej żony, a Cambell powzięła na nim vendettę.
Teza została uargumentowana i tylko czasami Christopher w przypływie chwilowego geniuszu zastanawiał się czy aby nie jest tak, że sam sobie wyhodował tego potwora. To on zaczął i z zaskoczeniem przyjął fakt, że Pearl nie tylko definiowała się przez mężczyzn, jeśli chodzi o dobre rzeczy. Te złe również brała śmiało od niego.
Jak i teraz, była potwornie bezczelna i pogrywała sobie z nim, a on czasami miał niedorzeczną myśl, że chętnie przełożyłby ją przez kolano i sprał po tyłku. Tyle, że w tych najskrytszych fantazjach czasami oboje byli podczas tej czynności nadzy. Odgarnął myśli jak natrętną muchę i spojrzał na dziewczynę.
- Zaraz mi wyskoczysz z hasłem, że wypada być dżentelmenem - parsknął lekko i kiwnął głową. - Ostatnio z Shadow uciekłaś. Nie, żebym nie zauważył. Często tam bywasz? - zagadnął, bo trochę reputacja wyprzedzała ten lokal, a dla Chrisa stanowiło to całkiem istotną informację.
Na tym powinien się właśnie skupić. Na rzetelnym i powolnym wyciąganiu od niej kolejnych wiadomości, a nie na rozmowach związkowych. Tak właściwie oboje byli związani z pisarstwem, więc może wyobraźnię mieli bogatą, ale w strefie własnych uczuć poruszali się jak słoń w składzie porcelany i tego był pewien. To był jeden z powodów, dla których nie zamierzał rozkładać na czynniki pierwsze swojego rozstania z Alaską. Drugim zaś był fakt, że to była ona, a nie rozkoszna przyjaciółka z osiedla, która dobrze doradzi. Westchnął.
- Wy, kobiety macie tendencję do romantyzowania seksu. Nawet ty, Pearl Cambell - posłał jej uśmieszek, zupełnie jakby tym razem on pragnął jej ubliżyć ze zględu na przestarzałe stereotypy. - Mógłbym się z tobą przespać, bo nic do ciebie nie czuję i byłoby to mechaniczne. Nie mieszałbym tego z miłością, to już nie ten czas, kochanie - a mimo to wbijał w nią swój wzrok i ukazywał rozszerzone źrenice. Cóż, był mężczyzną i czasami trudno było mu odgonić to, co niegdyś już widział nago.
Jej śmiech jednak zdecydowanie go otrzeźwił. Myślała, że poda się jej na tacy? A może przewiąże kokardką?
- Chyba musisz przeżywać okres wzmożonego celibatu, co? Skoro proponujesz mi swoje mieszkanie… - ależ oczywiście, że walczyłby do ostatniej krwi.
Tyle, że pewnie razem potem świętowaliby bitwę.
- Co do mojej zmiany… Jak myślisz jak wpływa na człowieka fakt, że jest cały spalony i na jego widok ludzie wymiotują? - rzadko był taki obrazowy, ale Pearl musiała to usłyszeć, a on musiał wyjść z okolicy jej mieszkania i ciała.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Chciała się zmienić, niestety już po tym, jak zrozumiała, ilu mężczyzn straciła. Było więc kilka związków, w których próbowała zgrywać typową dziewczynę, może z nieco bardziej, niż przeciętnie, ciętym dowcipem. Udawała wówczas, że pali tylko do alkoholu, a alkohol pija równie okazjonalnie, że w wannie towarzyszą jej seriale, zamiast taniego wina, a w lodówce ma wyselekcjonowane produkty, zamiast pustki przełamanej hummusem i samotną papryką. Klęła nieco mniej, więcej chichotała, wspominała o rodzinie tak, jakby ta się jej praktycznie nie wyrzekła, o pracy mówiła z pasją i nie dodawała gazu, gdy sygnalizacja świetlna zmieniała się na czerwone. Wstawała wcześniej, wcześniej chodziła spać, udawała, że wiele spraw jej nie przeszkadza i trzymała na wodzy chorobliwą ciekawość. Tylko, że na którymś etapie zawsze coś wychodziło na jaw. Jak wtedy, gdy nie zignorowała głupiego tekstu rzuconego do niej w barze i już chciała iść na pięści z trójką motocyklistów czy wtedy, jak w środku nocy zepsuł jej się samochód w środku lasu i nie mogła wytłumaczyć, co tam robiła... takich sytuacji było za dużo, by dało się już coś z tym zrobić. Dotarło to do niej w końcu i dlatego przestała się łudzić, że znajdzie się dla niej szczęśliwe zakończenie, jakiego nawet ktoś taki, jak ona, skrycie pragnął.
- Ale to nie ja proponowałam ci tam spotkanie - wytknęła różnicę między tymi spotkaniami. - No i nie jestem kurą domową, żeby informacji szukać u kosmetyczki czy fryzjerki - brew jej drgnęła, gdy upiła odrobinę wina. Owszem, bywała w Shadow często, ale nawet jeśli geneza jej powiązania z tym miejscem była bardziej zawiła, praca dziennikarki śledczej dobrze do tego pasowała. Przez klub przewijały się miejscowe szumowiny, więc dla kogoś takiego, jak ona, były nielada gratką.
Prychnęła jeszcze zanim skończył swoją wypowiedź, patrząc na niego z przerysowanym wręcz politowaniem.
- Współczuję... od naszego rozstania musiałeś mieć naprawdę kiepskie kochanki, ale jeśli myślisz, że noc ze mną byłaby mechaniczna... hm, może jednak w głowie też ci się coś pozmieniało? - zapytała luźno, jakby nie przekraczała pewnej granicy, której większość kobiet ze względu na wrażliwość by nie przekroczyła. Prawda była taka, że musiała to robić, w ten sposób przypominać sobie, że nienawidzi tego człowieka, bo kiedy tu z nią siedział, kiedy był tak blisko, całkiem trudno było jej patrzeć na niego przez pryzmat tych emocji. Fakt, częstowali siebie nieprzyjemnościami, ale to też nie tak, że gdy byli ze sobą, spijali sobie najsłodsze epitety z dziubków. Pewnie dlatego teraz tak ciężko było jej się odciąć od wspomnień, od tego, w co kiedyś wierzyła nieco za bardzo. - W każdym razie, miałam na myśli perspektywę twojej niedoszłej oblubienicy - sama rozbawiła siebie tym określeniem, gdy mieszała widelcem w sałatce. - Nie zamierzasz walczyć? Noc ze mną byłaby jednoznaczna z rezygnacją z niej... nie, żeby było to opcją, straciłeś swoje szanse lata temu - wolała to podkreślić, zarówno dla jego wiadomości, jak i dla swojej własnej. - Jak już wspominałam... to było luźną dywagacją, Christopherze. Zasypiam spokojniej wiedząc, że nie masz pojęcia gdzie mieszkam - uśmiechnęła się do niego rozkosznie i w końcu mogła skosztował swojego dania, bo przecież nie przyszli tutaj jedynie dla rozmowy. Przecież nie mogła przewidzieć tego, że zaraz jej apetyt zmaleje, ale też jak przystało na nią, nie mogła tego po sobie pokazać. Tego, że mimo całej nienawiści... czuła względem niego żal. Silny, mieszający się z poczuciem winy, chociaż nie pozwalała sobie go rozkładać na czynniki pierwsze i szukać jego przyczyny. Jeszcze nie.
- Hmm - podjęła luźnie, jakby pytał o pogodę, jakby wcale nie trzęsła się wewnętrznie, nie czuła potrzeby wybiegnięcia z tego miejsca, by uciec jak najdalej, odpalając po drodze kilka papierosów i kończąc ten dzień z adekwatną do tytoniu, ilością alkoholu. - Trudno stwierdzić... nikt nigdy mnie nie spalił, ale wyglądając tak, jak wyglądam, doświadczyłam wzroku pełnego zarówno obrzydzenia, jak i pogardy. W zasadzie... pewnie twoja była żona byłaby w stanie na mój widok też zwymiotować - zażartowała, znów sięgając po kieliszek z winem, w którym zwilżyła wargi tylko po to, by zaraz oprzeć wygodnie łokcie na stole, spleść dłonie i pochylić się nieco w przód. - Christopherze - zaczęła szeptem, jakby zdradzić miała mu rozkoszną tajemnicę. - Nie szukaj we mnie ludzkich uczuć, skoro sam przypisałeś mi rolę potwora w swojej bajce - poprosiła swobodnie, krzyżując z nim spojrzenia.

Chris Haynes
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Był tak okrutnym hipokrytą, że bezustannie szukał winy w jej zachowaniu, wyglądzie, w złamaniu przysięgi małżeńskiej. Wszystko było lepsze od powiedzenia wprost, że zaprzedał swoją miłość mamonie. Pamiętał, że agent dał mu wolną rękę, a on jak ta ćma- poleciał prosto do przyszłych zysków z książki. Wiedział, że ją straci, a mimo wszystko podjął to ryzyko. Być może naprawdę pragnął uratować swoje małżeństwo, a być może jak ten lichy tchórz przeraził się ich namiętności i faktu, że po raz pierwszy czuł, że spaliłby cały świat, gdyby ją stracił. O ironio, zrobiła to ona, a on pozostał w swojej bezpiecznej przestrzeni. Do siebie już nikogo więcej nie dopuszczał. Wszyscy znali go jedynie jako Haynesa- bezczelnego i upadłego pisarza, który od lat nie wypuścił niczego dobrego.
Książka o Pearl go przerosła, bo potem już nie napisał niczego, więc stała się dziełem jego życia. Ta ironia losu była wręcz przezabawna i sprawiała, że musiał zrzucać odpowiedzialność na nią. Nie zniósłby przegranej w pełnym tego wymiarze, więc jak dziecko zakrywał oczy na swoje przewinienia i skupiał się na niej. Tak idealnej dzisiejszego wieczoru nawet jeśli jej koralowe usteczka sączyły czysty jad. Nie spodziewał się niczego innego, więc mogli to uznać za nową tradycję w ich relacjach.
Owszem, w czasie związku (romansu) kłócili się równie zawzięcie, ale przynajmniej godzili się namiętnie w łóżku. Obecnie musieli pozostać na etapie żółci.
- Czyli jesteś kiepską dziennikarką, bo przecież fryzjerzy wiedzą najwięcej. Panie, które siedzą całymi dniami przy oknach również - pouczał ją swobodnie jak przystało na starszego kolegę w zawodzie. Wyczuwał, że za jej opryskliwym tonem znajduje się ciekawa historia. Już nauczył się, że Pearl za każdym razem, gdy chce coś ukryć, atakuje, ewentualnie odwraca kota ogonem. Była absolutnie ciekawym zjawiskiem, bo normalni ludzie się wycofywali bądź delikatnie omijali temat. Ona zaś parła jak taran do przodu.
Niezależnie od tematu. Uniósł brwi, gdy tak dosadnie skomentowała ich seks. Również kelner, który owijał się z ich talerzami, spojrzał na nią zaciekawiony. W pewnym momencie rozbierał ją tak natarczywie wzrokiem, że Chris (wkurzony niewiadomo o co) musiał go odprawić spojrzeniem, które zamieniłoby go w kamień. Takie rozmowy mogli sobie darować.
- Oj Pearl, wtedy… kochałem cię. Seks dlatego był zajebisty, bo byłaś dla mnie całym światem. Obecnie tak naprawdę nie wiem, co czuję w stosunku do ciebie -przyznał szczerze. Od pewnego czasu usiłował być prawdomówny, choć nadal różnie mu to wychodziło. Nie mógł jednak powiedzieć wprost, że jej nienawidzi, bo oprócz tego uczucia pod kopułą jego głowy głębiły się inne i doprowadzały go do szału. Nie lubił czuć się tak zagubionym, a Cambell (jak to ona) dolewała nieustannie oliwy do ognia powracając do tematu Alaski.
Akurat na nią nie chciał być wściekły, a mimo wszystko był. Nie powinna go zostawiać i wybierać pracy. Tak naprawdę postąpiła z nim dokładnie tak samo jak on z Pearl. Zasłużył.
- Myślisz, że zostawiłby mnie, bo bym cię zaliczył? Nie sądzę, ale jak już podkreśliłaś WIELOKROTNIE, nie dane nam będzie się przekonać - skwitował uśmieszkiem. Czy skorzystałby z okazji? Był mężczyzną i wiedział, że kiedyś absolutnie na niego działała, więc wolał nie przekonywać się na własnej skórze do czego może doprowadzić zranione ego i dawne sentymenty.
Wtedy dosłownie zacząłby sypiać z wrogiem. Któremu teraz specjalnie psuł apetyt, bo wyglądała na zaoferowaną swoim jedzeniem. On sam tknął niewiele, więc również zabrał widelec. W końcu płacił za kolację krocie i nie oczekiwał za to nawet całusa na dobranoc.
- To akurat jest śmieszne -podzielił się z nią spostrzeżeniem, które już dawno pojawiło się w jego głowie. - Widzisz, kobiety nie winią mężów za brak wierności, ale ich kochanki. Nie uważasz tego za idiotyzm? Nie zmuszałaś mnie do niczego. Poza tym nie ty jej ślubowałaś, dlaczego ciebie nienawidzi? I serio, biedna Pearl, bo jest za ładna i seksowna, więc ludzie ją nienawidzą? -zadrwił z uśmieszkiem. Zabrzmiało to jak problemy pierwszego świata, więc roześmiał się dźwięcznie, ale śmiech zamarł mu w ustach, gdy się zbliżyła, a on dostrzegł na jej podbródku kroplę krwi, która zaraz miała zniknąć w jej dekolcie.
- Zawsze miałem słabość do czarnych charakterów, wiesz? - nie znał zakończenia tej bajki, ale nieudolnie palcem zebrał kroplę, która płynęła już po jej obojczyku.
Zapewne chodziło o jej sukienkę, nie mogła się splamić.
- Jesteś pod tym względem taka sama - dodał ciszej. Inaczej tu by jej nie było.

pearl campbell
zdolny delfin
enchante #8234
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Była całkiem wdzięcznym materiałem do oskarżania, bo od dawna nie broniła się zajadle, udając, że nie obchodzi jej to, co mówią o niej inni, że nic nie może jej zaszkodzić i sama jest panią własnego życia. Było to głupie, ale jej samej wydawało się najlepszym systemem obronnym, jaki opracowała przez lata.
- Dokładnie, Christopherze, jestem fatalną dziennikarką, więc dobrze się składa, że to do mnie zwróciłeś się o pomoc - podchwyciła jego słowa z anielskim uśmiechem i nawet sięgnęła po kieliszek winem, by ten wznieść odrobinę do góry, niczym Leonardo DiCaprio w Wielkim Gatsybym. Nie tak łatwo było ją obrazić, tym bardziej, że sama nie uważała siebie za dobrego dziennikarza. Własną pracę miała tak długo za nic, jak długo nie chodziło o jej prywatne porachunki. Do zleceń z wydawnictwa się nie przykładała i pewnie dlatego kolejny miesiąc z rzędu nie załapała się na tytuł pracownika miesiąca.
Obecnością kelnera nie przejęła się wcale, nie zapamięta go, nawet gdy przyjdzie tutaj ponownie, więc przeżywanie tego, co sobie o niej pomyśli było daleko poza jej obawami. Poza tym przywilej pewnych siebie kobiet, to to, że można mówić otwarcie na wiele tematów i nikt nie wykorzysta tego przeciw tobie, skoro to powszechnie znane fakty.
- Nie wiesz? - uniosła brew, bo to ją zainteresowało. Poza tym dzięki temu łatwiej było zignorować wspomnienie o miłości, którego nie chciała analizować. Głównie dlatego, że o wiele łatwiej było jej go nienawidzić, gdy wmawiała sobie, że o miłości wiedział niewiele i nie był do niej zdolny. Nie mógł być, skoro potraktował ją tak, jak ją potraktował. Przynajmniej w jej odczuciu. - Spodziewałam się, że same negatywne uczucia, a ty jednak pozostawiasz sobie furtkę na sentymenty, Christopherze - oczy jej zabłysły, jakby przyłapała go na czymś niezwykle wstydliwym, może nawet kompromitującym. Owszem, było to jedynie jej założeniem, ale uważała, że te na tyle wpisywało się w jego własne słowa, że nawet w przypadku, w którym byłoby totalną bujdą, dało dość satysfakcjonujący efekt.
- Em... - tu na moment się zamyśliła, nawet posłała mu spojrzenie szczerej konsternacji, jakby nie wiedziała, czy on się zgrywa. - Byłaby głupia, gdyby nie zostawiła ciebie w przypadku naszego hipotetycznego pójścia do łóżka - wyłożyła to dokładnie, zgodnie ze swoimi przekonaniami. - Pozwól, że dam ci pewną radę, bo jak już pewnie zauważyłeś, ja też jestem kobietą - przegryzła kęs sałatki i otarła usta serwetą, gdyby na tych zebrało się nieco oliwy. - Może nie jesteście teraz razem, ale jeśli wierzysz w to, że jest coś ratować, to zachowuj się tak, jakbyś dalej był w związku. Kobiety tak na to patrzą, więc przespanie się ze mną byłoby, jak zdrada, a zdrad... nie powinno się wybaczać - ostatnie słowa dodała niemalże grobowo. On do swojej żony wrócił i co? Skończyli jako stare, szczęśliwe małżeństwo? Z tego co widziała, to niekoniecznie. Nie chciała też wcale mu radzić, ani nawet pomagać, ale... nie była aż taka podła, jakby się mogło wydawać, chociaż zapytana, najpewniej skłamałaby w tym temacie.
Jego pytanie ponownie ją zaskoczyło, pomimo całej kpiny, jaką przemycił w wypowiedź, patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, aż cisza zrobiła się niemalże niezręczna. mimo to nawet wtedy jej nie przerwała, nadal go obserwując, a kiedy ta faktycznie była już nieprzyjemna, zmarszczyła nieco nos.
- Naprawdę nie wiesz? - pokręciła delikatnie głową na boki. - Bo cienie kocha. - powiedziała to tak dobitnie, jakby nie było co do tego wątpliwości, dla niej było to oczywiste. - W kimś musi ulokować negatywne emocje, ale nie w osobie, którą darzy innymi uczuciami - dodała już swobodniej, po czym sięgnęła po wino, a zaraz po tym wróciła do jedzenia, pod nosem się jeszcze uśmiechając na myśl o jego kolejnych słowach. Podniosła na niego spojrzenie i pozwoliła mu na ten przelotny kontakt fizyczny.
- Bo zawsze chciałeś by ktoś był gotowy spalić dla ciebie cały świat... tylko, że ta fascynacja może grozić poparzeniem - rzuciła nie zrywając kontaktu wzrokowego i wróciła do jedzenia. Zgodziłaby się z nim, gdyby musiała, ale na całe szczęście cisza też była dobrym wyborem, a ona jako dama, nie mówiła z pełnymi ustami.

Chris Haynes
ODPOWIEDZ