szef kuchni — frogs restaurant
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

1.

Natężenie ruchu było tego dnia większe, niż zazwyczaj i to od samego rana, sprawiając, ze Doug biegał od jednego stanowiska do drugiego raz po raz. Tu coś pomieszał, tam coś prędko posiekał i dorzucił do bulgoczącej w najlepsze potrawy, naprawiając to, co innej, równie zamroczonej ilością zamówień osobie musiało umknąć. Każdy miał swój kąt, swoje zajęcie, przysłowiowy własny kawałek podłogi, ale to on tutaj rządził. Nie lubił tak tego nazywać, ale jego stanowisko samo sugerowało, że w obrębie kilkudziesięciu metrów kwadratowych kuchni był szefem. Czasem była to chlubna rola, którą nie jeden by się poszczycił i z której sam był dumny. Innym razem był to ciężki orzech do zgryzienia i prawdziwy test cierpliwości, elastyczności i umiejętności sprawnej pracy pod presją czasu. Dokładnie tak, jak teraz.
Choć wiele ich w Frogs nie pracowało, byli zespołem. Zgranym, czasem rozumiejącym się bez słów i raczej ułatwiającym sobie wzajemnie życie, bo przecież to pomagało każdemu z nich. Im szybciej talerz opuszczał kuchnię i trafiał w ręce kelnerów, którzy dysponowali nimi po sali, tym lepiej dla wszystkich. No, prawie zawsze byli tacy zgrani, bo niestety zdarzały się drobne wyjątki... ale nie dało się przecież lubić każdego, nikt tam nie był zupą pomidorową. Kiedy tego dnia marzył już o chwili przerwy, czując wyraźnie, jak plecy domagają się choć pięciu minut na siedząco, ale nie miał ku temu sposobności już którąś godzinę z rzędu, nie spodziewał się, że coś wyprowadzi go z równowagi, bo był już nawet na to zbyt zmęczony, a jednak... widząc, jak jedyny członek zespołu, z którym nie potrafił się dogadać, pomału zbiera się ze swojego stanowiska, poczuł jak szczęka zaciska mu się mimowolnie. — Gdzieś się wybierasz? — spytał, oglądając jak chłopak powoli opiera się o blat, zamiast kroić kolejne kawałki warzyw w drobne kawałki, jak go poprosił. Nie przypominał sobie, by ktoś miał dzisiaj potrzebę wyjść wcześniej, ale istniała szansa, że w całym zamieszaniu po prostu zapomniał.

Noah Becket
powitalny kokos
morela
kucharz — frogs restaurant
27 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
"We are dying from overthinking. We are slowly killing ourselves by thinking about everything. Think. Think. Think. You can never trust the human mind anyway. It’s a death trap."
I
﹙ there's no need to show me 'round, baby ﹚

Zdawało mu się, że lista rzeczy, które go ostatnimi czasy denerwują i których definitywnie nie lubi, wydłuża się każdego dnia. Często budził się rano zirytowany; a to bo spał jakoś niewygodnie, a bo słońce wpadło przez okno do małej sypialenki w leśnej chatce i podrażniło mu oczy, brutalnie budząc, a to przez korki, czy też: kolejkę do świateł na całe pięć samochodów... było mu bliżej do jakiegoś tantrum, niż do śmiechu i choć pozornie nie znał przyczyny, podświadomość zakodowała swoje i czasem coś próbowało się przebić, przypomnieć o sobie.
Podpowiedź może zdradzić, co tak naprawdę wyprowadzało go z równowagi — najspokojniejszy był wtedy, kiedy akurat nie miał do pracy. W dni ze zmianą w Frogs Restaurant, coraz częściej zamiast cieszyć się, po prostu był wkurzony. Lubił tam pracować, lubił te wszystkie powtarzalne czynności na kuchni, żarty z kelnerkami i ładne ozdabianie talerzy, co zawsze chwalono przy stolikach, a czym on się nieco popisywał; do czasu. Nie lubił jednej, zasadniczej rzeczy — Douglasa, który zjawił się jakiś czas temu na miejsce uwielbianej przez każdego osoby i chyba sądził, że wszystko wie najlepiej, a zespół na kuchni nie jest mu do niczego potrzebny.
Odczuwał irytację już widząc jego twarz, nie mówiąc o dźwięku jego głosu. Chodził po ich kuchni jak po swojej i — przynajmniej w oczach Noah — wszystko rozwalał i zmieniał po swojemu. Z paroma osobami zdołał już porozmawiać o tym, co zaobserwował, ale za każdym razem słyszał, że przesadza. Nie przesadzał! Ten człowiek panoszył się tam jak po swoim, a nikt poza Beckettem nic nie widział? To sprawiało, że jego gniew tylko narastał. I chociaż obiecał jednej z kelnerek, że nie będzie robił więcej awantur i ściągał na siebie problemów, nie miał też zamiaru być niczyim chłopcem na posyłki.
Na kilka minut przed przerwą po prostu poczuł, że jest zmęczony i zaczął pomału zbierać się do wyjścia na świeże powietrze. Tego dnia gotowali coś większego i na kuchni było wyjątkowo gorąco, a on nie zjadł śniadania i z każdą chwilą krojenia, zgodnie z poleceniem "szefa" kuchni, czuł się coraz gorzej. Zgarnął więc wszystko, co posiekał, do jakiejś dużej miski i zaczął się szykować do wyjścia na zewnątrz, kiedy komentarz z pytaniem doleciał do niego. Obrócił się, opierając wygodnie i zerknął na zegarek. — Owszem. Zaczynam przerwę za... — zamilkł na moment, czekając, aż wskazówka wybije pełną godzinę, co trwało jakieś pięć sekund. — Właśnie teraz — posłał mu bezczelny uśmiech zwycięzcy i ruszył do kranu, by umyć ręce. Kolejnym przystankiem miała być już ławeczka za restauracją, gdzie zamierzał odbębnić swoje piętnaście minut, co do sekundy, bez względu na to, jak duży był ruch w restauracji.

Douglas Weatherall
powitalny kokos
kurka wodna
szef kuchni — frogs restaurant
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie przebierając w słowach, był dzisiaj w pracy istny zapierdol i Douglas czuł, że po powrocie do mieszkania będzie potrzebował długiego odpoczynku, wanny wypełnionej parującą wodą i leżenia na swojej macie do akupresury, w którą ostatnio zainwestował. A która, ku jego zaskoczeniu, okazała się naprawdę dobra i naprawdę działająca, w co na początku ciężko było mu uwierzyć. Leżenie na niej sprawiało jednak, że relaksował się, rozluźniał wszystkie mięśnie, a napięcie w jego ciele powoli odchodziło w zapomnienie. Po tym dniu miał tego bardzo mocno potrzebować. Nie tylko ze względu na zmęczenie natłokiem pracy, z którym przyszło im się mierzyć, ale także przez pewnego mężczyznę, który jawnie go prowokował.
To nie był dobry czas na przerwy i wiedzieli o tym wszyscy. Mógł wskazać przynajmniej trzy osoby, które już dawno temu miały na nią iść, ale nie poszły, bo był teraz największy natłok pracy i to rozumiały. Jak widać, Noah do nich nie należał. — To nie jest moment na przerwę — powiedział mu, starając się brzmieć jak najspokojniej. Gotowało się w nim mocniej niż w garnkach postawionych na ogniu, ale nie mógł tego pokazać. Nie był Gordonem Ramsay’em, któremu na sucho by uszło nazwanie w tym momencie Noah stupid sandwich, choć bardzo tego chciał. Ba, znalazłby o wiele lepsze epitety na określenie go, jednak musiał być stanowczo ponad to. — Za pół godziny powinno się poluzować, wtedy będziesz mógł iść na przerwę, teraz mamy sześć posiłków do wydania — dokładnie pamiętał każdy z nich, wiedział też mniej więcej, że żaden nie był blisko wydania, co nie wróżyło im dobrze. Na szczęście z sali dostali chwilę wcześniej informację, że póki co zero nowych gości, co było pocieszające. Czuł bowiem, jak pot spływa mu nie tylko po czole, które właśnie przetarł rękawem, ale też po plecach i innych miejscach, o których nie należy pisać tak wprost. — Wracaj na swoje miejsce — czy miał się doczekać posłuchu, czy też buntu, tego nie wiedział. Patrząc na Noah czuł jednak, że bliżej mu do tego drugiego. A co więcej, czuł jak połowa zespołu patrzyła właśnie na tę scenkę w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.

Noah Beckett
powitalny kokos
morela
ODPOWIEDZ